-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-03-06
2024-02-23
"Krucyfiks" wziął mnie z zaskoczenia, więc przy drugim tomie przygód detektywa Huntera myślałem, że niewiele aspektów już mnie zaskoczy. Cóż, myliłem się.
Z jednym z kościołów w Los Angeles zostają znalezione makabrycznie okaleczone zwłoki. Ktoś pozbawił ofiarę głowy, a w to miejsce umieścił czerep psa. Wszystkie wskazówki nasuwają na myśl mord rytualny, ale rozwój wypadków jasno wskazuje, że zabójstw będzie więcej, a sprawca musi mieć jakiś perfidny plan, który realizuje z nie małym zawzięciem. Czy ofiary coś tak naprawdę łączy? Co znaczą liczby na ich ciałach.
Hunter nie będzie miał łatwej pracy. Nowa pani Kapitan, zadra z burmistrzem i namolna dziennikarka, która w nosie ma dobro śledztwa. Na dodatek na komisariacie pojawia się dziewczyna, która twierdzi, że widziała morderstwa. W swoich wizjach... Szkopuł w tym, że zna szczegóły, o których wiadomo jedynie policji. A zaraz potem znika.
Jest brutalnie i brudno, bo świat wykreowany przez Cartera to miejsce pełne ludzkich żądz i słabych charakterów, które im ulegają. Wzorem poprzednika przestępca zabija z naprawdę wybujałym sadyzmem, który miejscami dociera do poziomu z pierwszego tomu. To na pewno seria dla ludzi o mocnych nerwach. Jest tylko jedno ale...
Wątek powiedzmy, metafizyczny. "Krucyfiks" mimo paru głupotek w odniesieniu do finału, był taki dosadny, wręcz cielesny. Mimo makabry całość wydawała się realistyczna. Nie neguje faktu, iż są pewne osoby "wrażliwsze" na bodźce, ale po tego typu kryminale nie spodziewałem się zwrotów ala jasnowidz Jackowski. Nie jest to wątek zły, bo finalnie ładnie się rozwija i daje końcowo satysfakcję, ale jest ździebko "edgy". To zupełnie inny ton niż ten zaprezentowany w poprzedniku.
Też ujawnienie sprawcy nie jest tak szokujące, jakby mogło być. Zwłaszcza, że akcja w finale w pewnym momencie jest mocno naciągnięta względem realizmu znalezienia się w takiej a nie innej sytuacji. Hunter się normalnie kulom nie kłania.
Mimo to droga do zakończenia i cała policyjna robota są naprawdę wciągające. Pełne niuansów wypadki, a parę rzeczy z życiorysu bohatera rzuca na niego nieco inne światło. Mocny tytuł. Z pewnością będę sięgał po kolejne odsłony serii.
"Krucyfiks" wziął mnie z zaskoczenia, więc przy drugim tomie przygód detektywa Huntera myślałem, że niewiele aspektów już mnie zaskoczy. Cóż, myliłem się.
Z jednym z kościołów w Los Angeles zostają znalezione makabrycznie okaleczone zwłoki. Ktoś pozbawił ofiarę głowy, a w to miejsce umieścił czerep psa. Wszystkie wskazówki nasuwają na myśl mord rytualny, ale rozwój...
2023-05-04
Powiem tak. Po średniej ocen oczekiwałem chłamu, a zamiast tego dostałem całkiem korpulentną intrygę z postaciami, które nie były mi obojętne, w dodatku autor zaserwował mi kilka fajnie rozpisanych momentów, gdzie może nie rozległ się śmiech, ale uśmiech miałem rozciągnięty od ucha do ucha.
Wieś Szurpiły, położona gdzieś niedaleko Suwałk będzie świadkiem niebywałych, czasami wręcz makabrycznych wydarzeń, jakie się już niedługo tu rozegrają. Główną bohaterką jest tu projektantka wnętrz, Magda Żaboklicka, która zajmuje się odrestaurowaniem tutejszego 'dworku', który ostał się po prawdopodobnie zamordowanym właścicielu. Szkopuł w tym, że coś się dzieje w okolicy zabudowań, a sama kobieta widzi 'coś' obok domu. Zdecydowanie coś chce się dostać do środka...
Na szczęście szybko pojawiają się inne postacie na które kobieta może liczyć bardziej niż na tutejsza władzę. Waldemar Mrocz, redaktor niszowego miesięcznika i entuzjasta kryptozoologii, podąża wszędzie tam, gdzie 'ktoś coś' widział i ma hopla na tematy niewyjaśnionych zjawisk. Mrocz to postać dosyć ciapciowata, ale ma jeden szczególnie ważny aspekt, który wręcz pokochałem. Ale o tym za moment. Bo jest jeszcze młody dzielnicowy, Piotr Nowicki, który choć mocno chętny do działania, tak jeszcze popełnia sporo błędów żółtodzioba. Mimo pewnych nieracjonalnych zachowań da się lubić otrzymując ode mnie status: swojego chłopa.
I jest frecia! Bodajże Kasia, ale wybaczcie - książkę czytałem z cztery miesiące temu i pozapominałem część rzeczy. Niemniej było w tym tyle dobra, że nawet po takim czasie w pamięć wyryły mi się co lepsze momenty. A tchórzofretka kradnie każdą stronę na której się znajduje! Serio, wręcz czekałem z niecierpliwością, kiedy to stworzonko coś odwali. Ciekawski futrzak nieraz przeważy szalę szczęścia na stronę bohaterów. Czyste złoto. FRECIA RZĄDZI!
Legendy legendami, a tu w okolicy mają być wilkołaki, więc przed naszym kwartetem nie lada zagadka kryminalna, bo tytuł Krzysztofa Jaszy to żaden horror, a intryga ze szczyptą grozy, która początkowo mocno mglista i nieco chaotyczna, okazuje się całkiem zgrabnie rozpisaną historią. W dodatku jest podlana sporą dokładką wątków obyczajowych, ale tu stanowi to tylko dodatek do całości.
Nie będę Wam wciskał kit, że to najlepsza książka tego roku, ale do pretendenta największego zaskoczenia to już aspiruje. Dostałem tu tyle dobra, choć zachowanie bohaterki względem posterunkowego po pewnym nocnym zajściu nakazało mi chwilę pomyśleć nad tematem kobiecego wyrachowania... Niemniej jest to okoliczność zgoła nad wyraz realna, bo takowe rzeczy się zdarzają, więc dobrze że ktoś to zamieścił w książce. Dobrze, że całość kończy się pozytywnie.
Czekam z nadzieją, że będzie coś dalej, bo tu aż się prosi o jeszcze coś więcej. A to wystarczy za rekomendację, skoro czytelnikowi jest 'mało". Za swojskie klimaty, z małą nutką thrillera, sporą dozą akcji i racjonalnym wyjaśnieniem intrygi, jaka oplotła okolicę, zwłaszcza kiedy do wagi problemu dołączył jeszcze pewien skarb. Złoto.
Powiem tak. Po średniej ocen oczekiwałem chłamu, a zamiast tego dostałem całkiem korpulentną intrygę z postaciami, które nie były mi obojętne, w dodatku autor zaserwował mi kilka fajnie rozpisanych momentów, gdzie może nie rozległ się śmiech, ale uśmiech miałem rozciągnięty od ucha do ucha.
Wieś Szurpiły, położona gdzieś niedaleko Suwałk będzie świadkiem niebywałych,...
2023-07-18
Za opinię o tej książce, zabierałem się prawdziwie jak pies do jeża (ukończyłem ja jakieś kilka miesięcy temu...) Przede wszystkim nie oglądałem netflixowej adaptacji przed lekturą, bo zawsze wolę najpierw poznać oryginał. I co prawda filmu nie widziałem, ale dzieło pani Perkins Ameryki na nowo nie odkryło, choć potrafi zaskoczyć mocnymi scenami przemocy... Jak i głupotkami.
Przede wszystkim poznajemy młodą bohaterkę, która do Stanów Zjednoczonych przeniosła się z Azji po dosyć traumatycznych przeżyciach i tu chce rozpocząć nowy etap życia. Niemniej jej charakter sprawia, że nawet mimo młodzieżowej naleciałości, czytało to mi się "jakoś". Tymczasem w okolicy dochodzi do makabrycznych zbrodni, co jest nawet intrygujące, zwłaszcza że morderca wcześniej zawsze pozostawia ślady... w domu przyszłej ofiary.
A to coś zniknie, a to zostanie przesunięte. Niby nic, ale świadomość, że w domu ktoś był czy nawet jest jest chyba najbardziej przerażająca. Bo w końcu to nasze bezpieczne miejsce. Początek daje nam napięcie, daje nam powstanie kilka ciekawych przyjaźni. Za to zdecydowanie za wcześnie poznajemy sprawę...
Podstawą wiary w dobrego mordercę jest jego wiarygodność, jeżeli oczywiście nie chodzi o tak przegięte postacie jak Jason, Freddy czy Mikeal z typowych slasherów. Tutaj morderca nie ma u mnie "kredytu zaufania", bo jest zwyczajną osobą i to z taką, a nie inną "specyfikacją", by nie zdradzić ani wieku ani płci. Niby robi to co robi, ale skoro już traktujemy całość mocno poważnie i realistycznie, to jest tu sporo niekonsekwencji. Postać działała na swój sposób makabrycznie, ale i nieudolnie, mimo faktu, że pozbawiła życia sporo osób.
I taka jest ta lektura. Z interesującym, niepokojącym początkiem, aby ukazać nam za szybko złoczyńcę, który okazuje się być mocno przereklamowany. Choć metody uśmiercania ma ciekawe.
Za opinię o tej książce, zabierałem się prawdziwie jak pies do jeża (ukończyłem ja jakieś kilka miesięcy temu...) Przede wszystkim nie oglądałem netflixowej adaptacji przed lekturą, bo zawsze wolę najpierw poznać oryginał. I co prawda filmu nie widziałem, ale dzieło pani Perkins Ameryki na nowo nie odkryło, choć potrafi zaskoczyć mocnymi scenami przemocy... Jak i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-08
Absolutna bomba i to wykreowana rękami polskiego autora, która z całą pewnością prezentuje światowy poziom, a postać komisarza Igora Brudnego na stałe wchodzi do kanonu twardych glin, którzy prowadzą swoje sprawy bezkompromisowo. I jak to zwykle bywa, rozwiązania całej zagadki warto czasami poszukać we własnej przeszłości. I nie jest to spoiler, bowiem już na początku możemy się przekonać, że sprawca jest zaskakująco podobny do komisarza.
Zaczyna się wyścig z czasem, bo morderca jest tutaj wyjątkowo perfidny i brutalny, a jego ofiary są potwornie okaleczane, o ile sprawa chce, aby jakieś zwłoki znajdowano. Wszystko wskazuje też na udział Brudnego w makabrach, zwłaszcza że na miejscu zbrodni znaleziono materiał genetyczny pasujący do policjanta. Szkopuł w tym, że Igor ma alibi, a i niewątpliwie ma fory u inspektora, który prowadzi sprawę.
Czarnecki zdaje się być jedną z niewielu osób, które stoją po stronie podejrzanego i pozwala mu prowadzić sprawę, która poprowadzi komisarza w meandry własnej przeszłości, która okazuje się być bardzo trudna. Igor wychował się w sierocińcu, który zgotował mu traumatyczne przeżycia w dzieciństwie. Zwłaszcza, że świat jaki kreuje Piotrowski należy do wyjątkowo brudnych. Pedofilia wśród księży okazuje się tu być zapalnikiem wielu spraw. Zresztą tu autor też jest bezkompromisowy. Słownictwo jest ostre, dzięki czemu delektowałem się dialogami poszczególnych osób.
Zaginięcia, brutalne mordy, motywy osobiste, porwanie. Piętno ma wszystko to, co powinien zawierać rasowy kryminał/thriller. I choć znajduje się tu pewien aspekt, który mógłby pokierować całość w stronę horroru, tak wszystko zostaje tu ładnie wyjaśnione. Jedyny minus? Przeciągnięta końcówka, która tak ładnie przedłuża wyjawienie tożsamości mordercy, a którą to już zdążyłem się domyślić wcześniej. I mimo, że założenie się potwierdziło, to końcówka nadal jest bardzo satysfakcjonująca.
Piętno jest brudne, kaleczy mentalnie, obnaża grzechy przeszłości, ale daje naprawdę sporo. Zwłaszcza, że ja nie miałem żadnych wygórowanych oczekiwań względem serii i będę musiał je zweryfikować. Bo kontynuacja zapowiada się smakowicie.
Absolutna bomba i to wykreowana rękami polskiego autora, która z całą pewnością prezentuje światowy poziom, a postać komisarza Igora Brudnego na stałe wchodzi do kanonu twardych glin, którzy prowadzą swoje sprawy bezkompromisowo. I jak to zwykle bywa, rozwiązania całej zagadki warto czasami poszukać we własnej przeszłości. I nie jest to spoiler, bowiem już na początku...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-02
Lubię serię Kasi Puzyńskiej z wielu powodów. Nakreśliła całkiem fajne postacie i na przestrzeni serii zwyczajnie się im kibicuje, aby przeszli przez te przeciwności losu, jakie im serwuje autorka. Puzyńska daje nam też równowagę. Wątki kryminalne i tajemnice są na równi ważne i akcentowane, jak te obyczajowe. Szkopuł w tym, że choć dziesiąty już tom kryminalnie mi się podobał, to Katarzyna nieco za mocno odleciała w kategorii postaci.
Zawiązanie akcji zaczyna się nieco "zwyczajnie". W środku zimy policjancie z Lipowa znajdują na terenie sąsiedniej wioski Rodzanicach, ciało młodej kobiety. Zmarła ma ślady wskazujące na udział w mordzie jakiegoś zwierzęcia, a że mieszkańcy są zabobonni, to już krążą pierwsze plotki o grasującym w okolicy wilkołaku. A to nie koniec ofiar, bo do kręgu umrzyków szybko dołączy pewna dziennikarka, a na niebie ma się już wkrótce pojawić super księżyc...
Każdy znów ma tu własne tajemnice. Klementyna Kopp nagle znika z radaru, przez co staje się jedną z podejrzanych, ale potencjalnych morderców jest tu całkiem dużo. Puzyńska prowadzi narrację tak, że de facto nawet wioskowa babcia ma coś za uszami i być może to poprowadzi do rozwikłania zagadki. Czy to możliwe, że w okolicznych lasach rzeczywiście coś się czai? I co to wszystko ma wspólnego z rozszarpanym przez psy właścicielem czworonogów?
Przyznam szczerze, że końcówka jest wyśmienita. Rozwiązanie zagadki i zagęszczenie kłopotów jest naprawdę fajne, zwłaszcza że autorka widocznie bawi się z utartymi oczekiwaniami czytelnika, co do rozwiązania. Zgrzyt jednak następuje, gdy skupiamy się na postaciach, bo praktycznie każda pierwszoplanowa persona jest tak niestabilna emocjonalne i zmienna, że wspomniany zgrzyt pochodził chyba z moich zębów. Już myślałem, że relacje Daniel-Weronika się ustabilizowały, ale nie. W obwodzie nadal jest Strzałkowska, na domiar złego postacie innych policjantów to de facto inne osoby niż te które były w poprzednich odsłonach.
Sprawia to, że odczuwalnie seria jest sama ze sobą niespójna. W dodatku pojawia się tu wątek pedofila i kazirodztwa, do czego mam mieszane odczucia, choć jestem w stanie sobie wyobrazić, że takowa sytuacja mogłaby tak wyglądać. Z jednej strony nadmiar wątków może powodować zamęt, bo w tej zupie mamy sporo zmiennych, ale szczęśliwie daje to radę.
Kolejny fajny kawałek historii o Lipowie i okolicach. Na plus ponowne wplecenie w całokształt elementów wierzeń słowiańskich. Widać też, że od czasów "Motylka" warsztat Katarzyny uległ solennej zmianie na lepsze i z pewnością w najbliższym czasie zapoznam się z kolejną odsłoną przygód policjantów z tej małej miejscowości.
Ps. Jak tak dalej pójdzie to Lipowo wymrze, bo liczba zgonów na serię przekracza wszelkie normy. ;)
Lubię serię Kasi Puzyńskiej z wielu powodów. Nakreśliła całkiem fajne postacie i na przestrzeni serii zwyczajnie się im kibicuje, aby przeszli przez te przeciwności losu, jakie im serwuje autorka. Puzyńska daje nam też równowagę. Wątki kryminalne i tajemnice są na równi ważne i akcentowane, jak te obyczajowe. Szkopuł w tym, że choć dziesiąty już tom kryminalnie mi się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-22
Poprzedni tom był małym chaosem, który miał swoje za uszami. Co prawda "Nora" ma podobne problemy, ale jest znacznie lepiej przemyślana, a i jest tu miejsce na to. Narracja prowadzi nas ponownie przez dwa okresy, teraźniejszość - 2016 rok oraz przeszłość - lata. 90. Na uwagę zasługuje konstrukcja całości, która ma oddawać formę spektaklu teatralnego.
Jak zwykle zalążkiem całego nieszczęścia są ludzkie słabości przeplecione z wszechobecnymi brudami, jakie kryje tu wiele osób. Tajemnice nawarstwiają się z każdą kolejną odpowiedzią, co tworzy małe zamieszanie, ale tutaj autorce udało się wszystko ogarnąć. Zostaje zgłoszone zaginięcie niejakiej BiBi, która już w przeszłości postępowała podobnie. Teraz jest jednak inaczej, bo dziewczyna nie daje znaku życia, a osób, które mają do niej uraz, jest jak zwykle cała wataha.
Cała rzecz się dzieje krótko po wydarzeniach z "Czarnych narcyzów", więc Daniel Podgórski jest ponownie policjantem i musi stawić czoła kolejnym zagadkom w towarzystwie przenikliwej Klementyny Kopp, niezdecydowanej Weroniki Podgórskiej i ambitnej Emilia Strzałkowskiej. Choć te ostatnie zdają się tracić trochę rozumu w walce o serce Podgórskiego. A w miłości, jak to bywa, wszystkie chwyty dozwolone...
Żeby nie było liczba nowych bohaterów tworzy tak pokręconą siatkę zależności, niesnasek, uczuć i emocji, że muflon nie ma tak zakręconych rogów, jak tu jest historia. I dobrze, bo książka jest obszerniejsza i wszystko odczuwalnie jest ładnie skrojone pod odpowiednie tempo, kiedy autorka metodycznie ujawnia rąbki fabularne. I ich lwia część nie jest w ogóle powiązana z intrygą kryminalną, która zacieśnia się wraz ze znalezieniem kolejnych zwłok...
Puzyńska w swojej serii ma specyficzne maniery, do których trzeba przywyknąć. Po dziewięciu tomach mi to absolutnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Przywykłem i nie oczekuję niczego innego, zwłaszcza że finał jest zaskakujący, bo nic co obstawiałem, się nie sprawdziło. Ta sztuka się autorce się tu udała, zwłaszcza że końcowe dwieście stron z nieco leniwego tempa nabiera rozpędu i jedzie, nie biorąc jeńców. Do tej pory serce mi krwawi na wspomnienie wideł...
Super. Może to nie jest najlepsza książka z serii, ale ma to wszystko co dotąd mogliście tu pokochać. I daje szansę zapoznać się z losami postaci, z którymi zdążyłem się zżyć. I daje sporo frajdy, bo na łamach książki dzieję się sporo, co słodko komplikuje sprawy.
Poprzedni tom był małym chaosem, który miał swoje za uszami. Co prawda "Nora" ma podobne problemy, ale jest znacznie lepiej przemyślana, a i jest tu miejsce na to. Narracja prowadzi nas ponownie przez dwa okresy, teraźniejszość - 2016 rok oraz przeszłość - lata. 90. Na uwagę zasługuje konstrukcja całości, która ma oddawać formę spektaklu teatralnego.
Jak zwykle zalążkiem...
2023-08-23
Przeszłość ma to do siebie, że lubi wracać w najmniej oczekiwanym momencie. Tu przyjmuje formę małego balonika, który burzy spokój młodego małżeństwa, Julii i Wiktora, jednocześnie wyzwalając ciąg zdarzeń, które doprowadzą do wyjścia na jaw przykrej prawdy, którą kryje w sobie kilka postaci. Jak się okaże od prawdy nie da się uciec...
Lata temu po imprezie w ogrodzie zostało znalezione ciało młodocianego uczestnika party. Wszelkie możliwe ślady zbrodni poprowadziły policję do rówieśniczki, Anastazji, która odgrażała się za doznane krzywdy na pewnym blogu, gdzie zamieszczała nastrojowe wierszyki wskazujące na istnienie pewnej istoty, która motywowała ją do podejmowania na własną rękę zadośćuczynienia z doznane krzywdy...
Jednak podrzucane fanty wskazują, że ktoś nadal coś ma do powiedzenia na temat zbrodni sprzed lat i wikła małżeństwo w niezłą intrygę. Zwłaszcza, że wskazówki kierują Julię do pewnego motelu, gdzie został dokonany brutalny gwałt. Szkopuł w tym, że zaraz potem policja pojawia się na werandzie domu pary i aresztuje Wiktora. Julia poznając coraz to nowe fakty, musi sięgnąć w głąb siebie i spojrzeć inaczej na wydarzenia sprzed lat...
Intryga z czasem się zagęszcza, a bohaterka bawi się w detektywa, co sprowadza na nią różne zagrożenia. Prawda zaś jest tam gdzieś tłamszona, a dojście do niej będzie wymagało pogodzenia się z pewnymi bolesnymi, osobistymi faktami. Ale rozwiązanie jest proste i jak najbardziej przyziemne, co względem rosnącego, świetnego napięcia w trakcie 'dochodzenia' sprawia, że balonik spuszcza nagle powietrze i nie jest to komfortowa sytuacja.
Minusem omawianego tytułu jest schematyczność i przewidywalność, bo autorka w miarę szybko odsłania za dużo choć jest to napisane bardzo dobrze. Flashbacki zabierały nas do młodej dziewczyny z problemami, co też było gdzieś już nie raz widziane. To w Julii drzemie siła tego tytułu, która powoli, acz metodycznie pokazuje nam fragmenty tej układanki, która testuje jej charakter. I kobieta go zdaje.
Porządnie skrojona historia, ale finał trochę rozczarowuje, psując misternie budowany klimat. Niemniej całość jest na tyle interesują, że z pewnością sięgnę po coś innego z portfolio autorki. I w tym konkretnym przypadku tytuł mógłby być odrobinę dłuższy, na potrzeby szerszego podbudowania postaci.
Przeszłość ma to do siebie, że lubi wracać w najmniej oczekiwanym momencie. Tu przyjmuje formę małego balonika, który burzy spokój młodego małżeństwa, Julii i Wiktora, jednocześnie wyzwalając ciąg zdarzeń, które doprowadzą do wyjścia na jaw przykrej prawdy, którą kryje w sobie kilka postaci. Jak się okaże od prawdy nie da się uciec...
Lata temu po imprezie w ogrodzie...
2023-09-27
"Chwasty" trafiły do mnie przypadkiem. Pobrałem już to co chciałem w bibliotece, ale moje oko wyłapało ciekawy tytuł na półce z "nowościami". Wiecie jak to jest w takim miejscu. Ta "nowość" ma już de facto dwa lata. Niemniej należy dawać szansę nowym autorom, więc szybciutko zagarnąłem pozycję, gdzieś pomiędzy dziesięć innych.
Początek powieść Jóźwika ma toporny, powiedział bym nawet odpychający. I to nie jest kwestia makabrycznych opisów mordów, jakie są tu obecne. Pisarz z początku ma siermiężny styl i pokonywanie kolejnych stron bywa męczące, aczkolwiek w pewnym momencie następuje tak jakby odblokowanie i zaczyna się jazda z górki, a akcja nabiera rumieńców.
Ktoś zabija osoby o wątpliwej reputacji. W sposób w jaki Jigsaw z filmowej serii Piłą by się nie powstydził. Na trop zwyrodnialca trafia podkomisarz Krzysztof Kalinowski. Człowiek, któremu wali się małżeństwo, a na horyzoncie pojawia się piękna pani prokurator. Jasność umysłu podpowiada mu jednak, że w mieście grasuje seryjny, który na miejscach kaźni pozostawia jakieś gatunki chwastów.
A podejrzanych nie brakuje. Wykładowca, któremu do skóry chce się dobrać pracodawca, a jednocześnie nie jest szanowany przez swoich studentów. Pielęgniarka, która ma za sobą przykrą przeszłość, w dodatku zostaje raniona przez narkomankę. Sklepikarz, który skrywa tajemnicę i pewnego razu konfrontuje się z agresywnym klientem. Kurier, który jest świadkiem przemocy domowej. Każde z nich ma powód, aby wybuchnąć...
Morderca jest pomysłowy i krwawy. Bystry policjant i realia brudnej, patologicznej Warszawy. Prawie samograj, który wymaga nieco czasu, aby zagrać tak jak powinien od samego początku. Niemniej w trakcie lektury występuje moment, gdzie autor zdradza trochę za dużo. Przez to zanotowałem sobie gdzie z tyłu głowy jedno "a gdyby tak..." i w finale się to sprawdziło. Troszkę słabo, aczkolwiek sam finał jest odpowiednio krwawy i na pewnej płaszczyźnie satysfakcjonujący.
Z chęcią sięgnę po kolejną odsłonę serii, bo mam wrażenie że tu autor się jeszcze trochę miejscami "docierał". Jeżeli przy kolejnym tytule całość zagra od początku to Jóźwik może się okazać poważnym graczem na polskim polu kryminałów.
"Chwasty" trafiły do mnie przypadkiem. Pobrałem już to co chciałem w bibliotece, ale moje oko wyłapało ciekawy tytuł na półce z "nowościami". Wiecie jak to jest w takim miejscu. Ta "nowość" ma już de facto dwa lata. Niemniej należy dawać szansę nowym autorom, więc szybciutko zagarnąłem pozycję, gdzieś pomiędzy dziesięć innych.
Początek powieść Jóźwika ma toporny,...
2023-10-25
Ostatnie lata to istne bum jeżeli chodzi o kryminały/thrillery na polskim rynku. Dzięki temu mamy takich autorów jak Piotrowski, Kościelny czy Janiszewska. Świeże nazwiska w środowisku, które przecierają swoje szlaki. Nie bez kozery znaczenie ma fakt, że książki dziś jest łatwiej wydać niż kiedyś. Jak się w tym wszystkim odnajduje pani Cedlerska?
Olsztyn. Studentka Łucja jest świadkiem niepokojącej sytuacji. Wracając do wynajętej mety słyszy wołanie kobiety, ale postanawia nie reagować. Niedługo potem w okolicy znalezione zostaje ciało kobiety, przy której sprawca pozostawił małą kukiełkę. Młoda kobieta dusi w sobie prawdę i nie zgłasza faktu na policję. W krótkim czasie mundurowi znajdują kolejne ciała, a studentka odnajduje w swoim aucie kolejną laleczkę. Czy morderca zna jej tożsamość i wikła ją w jakąś chorą grę?
Może mam za sobą za dużo kryminałów, ale "Lalkarz" nie zaskoczył mnie ani razu (może poza końcówką). Jest sprawnie napisany oraz dozuje się tu sporą ilość zwrotów akcji, aczkolwiek brak tu takiego błysku geniuszu. Tylko i aż rzetelna robota. Mam ambiwalentne uczucia co do głównej bohaterki. Z jednej strony nie sposób jej nie kibicować, zwłaszcza poprzez pryzmat flashbacków, które nakreślają jak trudne dzieciństwo miała. Z drugiej zaś strony jej działania, począwszy od zabawy w detektywa, po milczenie w sytuacji, kiedy ma jakieś wiadomości, z którymi wypada udać się na policję, stawiają ją w bardzo złym świetle. To wszystko w jakiś misterny sposób się w końcu może się zemścić...
Miałem też wrażenie, że wątek toczący się w teraźniejszości jest potraktowany po macoszemu, tak jak całe "śledztwo" studentki. Autorka spory nacisk położyła na przeszłość i to co definiuje bohaterkę, a co koniec końców nie ma żadnego odniesienia na sprawę mordercy. Motywacja sprawcy/sprawczyni stojąca za całym zamieszaniem jest dosyć nietypowa, co na plus. Fajnie też, że autorka nie epatuje przemocą, która jest gdzieś tam w tle, ale nie gra pierwszych skrzypiec.
Minus za to, że udało mi się odkryć kto zabija. Jako osoba mająca pewne doświadczenie w kryminałach, od razu wyłapałem pewne wyraźne mrugnięcie autorki i miałem do końca nadzieję, że się mylę. Niestety nie...
Posmak goryczy nieco osładza zakończenie, które jest brutalne i nieoczywiste. Gdyby cała ta książka była pisana w takim stylu to byłaby to moja niespodzianka roku. A tak to tylko przyzwoity tytuł, ale nieco niknący w nasycającym się tego typu historiami rynku.
Ostatnie lata to istne bum jeżeli chodzi o kryminały/thrillery na polskim rynku. Dzięki temu mamy takich autorów jak Piotrowski, Kościelny czy Janiszewska. Świeże nazwiska w środowisku, które przecierają swoje szlaki. Nie bez kozery znaczenie ma fakt, że książki dziś jest łatwiej wydać niż kiedyś. Jak się w tym wszystkim odnajduje pani Cedlerska?
Olsztyn. Studentka Łucja...
2023-03-02
Na ten moment w mojej biblioteczce znajduje się dokładnie połowa dzieł pana Piekary z serii Ja, Inkwizytor, dlatego też z chęcią sięgam po kolejne odsłony przygód Mordimera Madderdina, mimo tego, że ewidentnie jest osobą, której zachowania zasługują na potępienie. Aczkolwiek i tak mu kibicuję, więc autorowi udała się naprawdę trudna sztuka, aby dopingować socjopatę. W dodatku cały ten świat jest na tyle interesujący, że łapczywie sięgam po każdy najmniejszy detal jaki podaje nam pan Jacek, a który rozszerza wiedzę o Inkwizytorium.
Kłopot w tym, że prezentowane nam danie na tacy wygląda jak "momenty" w restauracji "Atelier Amaro", gdzie na środku widać tyci kawałeczek jedzonka do spożycia, a cena jest wyśrubowana do granic możliwości. I do tej pory nie dawałem wiary tekstom typu: "autor dostaje honorarium chyba za ilość napisanych słów", choć "Dziennik czasu zarazy" powoduje, że mam wątpliwości na ten temat. Bo to powieść na ponad sześćset stron, na łamach której kompletnie nic się nie dzieje. Nic, co by usprawiedliwiało cenę tej książki. Nie ma prawie fabuły, nie ma rozwoju postaci, nie ma rozwoju świata przedstawionego, a całość można by było skrócić do opowiadania, jakie autor prezentował na początku serii! Blaga!
Wraz z Mordimerem trafiamy do Weilburga, miasteczka, który ma prawo wydobywania soli, a na to prawo chce położyć ręce kościół. Miasto ma ten pech, że znajduje się w przededniu epidemii, która zbierze ponure żniwo. Kiedy "kaszlica" zbiera coraz to nowe ofiary, to w mieście pojawiają się pierwsze niepokoje, które podsyca nałożenie na miasta blokady, aby choróbsko się nie rozniosło dalej. Jak łatwo się domyślić, przełoży się to na wachlarz różnych zachowań wśród mieszkańców.
W takich okolicznościach przyjdzie nam obserwować pracę naszego ulubionego inkwizytora, który próbuje lawirować pomiędzy interesami lokalnych możnowładców a biskupim celem, którego ma dopilnować wysłannik, za którym Mordimer nie za bardzo sympatyzuje. Zwłaszcza, że dochodzą tu pewne aspekty osobiste, bo bohater zobowiązał się chronić pewną dziewoję, którą wysłannik chce skrzywdzić... Jest jeszcze pewien sympatyczny aptekarz i jego teorie. I to tyle z fabuły. Macie streszczenie całości.
Szkopuł w tym, że lwią część tego tomu zajmują rozmowy, które skupiają się na różnego rodzaju komentarzach społecznych oraz rozmowach filozoficznych. Mamy tu więc odniesienia do anty-szczepionkowców, samej niedawnej epidemi COVID-19 oraz całej masy przemyśleń bohatera, które ukazują jego wyrachowanie, który stara się zawsze coś ugrać dal siebie, jeżeli nie godzi to za mocno w interes jego instytucji. Akcji tu jak na lekarstwo, fabuła zaś toczy się powoli. Szkopuł w tym, że coś w tej serii się zatarło. Nie ma tu już tej magii poprzedników, gdzie stykaliśmy się z nieznanym, tym co stoi w opozycji do wiary i każe wykazać się postaci, aby ratować bliźnich (lub własną skórę), czasami w specyficzny sposób.
Wątek kryminalny objawia się tu parę razy, ale nie gra żadnego znaczenia. "Dziennik czasu zarazy" to kolejny odcięty kupon od franczyzy, który ma dać autorowi oczekiwany zastrzyk pieniędzy. Ja to rozumiem, bo bilans na koncie musi się zgadzać, ale jako wierny fan serii czuję się oszukany. Bo do tej pory Piekara zawsze coś od siebie dawał, coś co pchało serię do przodu. Tu mam wrażenie zastoju, stagnacji. Jeżeli tak to ma wyglądać, to kolejną książkę z serii sobie odpuszczę.
Tym bardziej, że w wielu momentach mamy powtórzenia pewnych kwestii (tak, tak, kiedy ginie inkwizytor, czarne płaszcze ruszają do tańca - i to nie raz) lub też schematów, jakimi kieruje się autor na przestrzeni serii (ta maniera, z którą powtarza masę wartości Inkwizytora typu "pokornego sługi" czy jurność bohatera, któremu nie oprze się żadna dziewoja).
Wszystko to sprawia, że szesnasta już odsłona z serii jest najgorszym tytułem całego brandu. Niewartym swojej ceny, wtórnym, choć nie mogę odebrać Piekarze tego, że potrafi pisać, przez co tytuły z serii czyta się szybko i nie nudzi. Tyle, że trzeba mieć cierpliwość, a ta mi się skończyła.
PS. Na Audiotece kilka dni temu wpadł audiobook, gdzie głową rolę odgrywa p. Leszek Lichota. To co prezentuje to dla mnie majstersztyk, podnoszący ocenę co najmniej o kilka oczek. Niemniej oceniam książkę, a ta zawiodła.
Na ten moment w mojej biblioteczce znajduje się dokładnie połowa dzieł pana Piekary z serii Ja, Inkwizytor, dlatego też z chęcią sięgam po kolejne odsłony przygód Mordimera Madderdina, mimo tego, że ewidentnie jest osobą, której zachowania zasługują na potępienie. Aczkolwiek i tak mu kibicuję, więc autorowi udała się naprawdę trudna sztuka, aby dopingować socjopatę. W...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-15
Nowa książka na wyposażeniu mojej osiedlowej biblioteki, która to kusiła całkiem ładnie wyglądającą okładką, a której opis obiecywał jeszcze więcej. Niestety jak ta przysłowiowa "krowa, która głośno ryczy, to niewiele mleka daje", tak tutaj szybko naszło mnie rozczarowanie co do zawartości książki.
Motyw z Kubą Rozpruwaczem to powinien być samograj. Tytuł wręcz sugeruje, że zostanie tutaj podjęta jakąś rozgrywka z mordercą, ale nic bardziej mylnego. Częściej przyjrzymy się procedurom/czynnościom panującym na obszarze kostnic/sal sekcyjnych, niźli pobłądzimy uliczkami XIX-wiecznego Londynu, choć kilka wyjść na "miasto" też się naturalnie trafi.
Bohaterką tej książki jest młoda kobieta, Audrey Rose Wadsworth, która musi sobie dać radę z nieprzychylnym środowiskiem, które najchętniej widziałoby ją w roli dystyngowanej pani na salonach, zajmującej się typowo damskimi sprawami tamtych czasów. Szkopuł w tym, że dziewczę ani myśli tak robić. Przeciwnie, lubi wymknąć się do ukochanego stryjka i brać udział w ekscytujących ją sekcjach. I przez te swoje unikalne zainteresowania, będzie miała styczność ze sprawą Rozpruwacza.
Zgodnie z faktami ofiarami Kuby padały prostytutki, które to "Kubuś" mordował, makabrycznie kaleczył, wycinając niektóre organy i pozostawiając istny syf na miejscu zdarzenia. To co przydarzyło się tym biednym kobietom jest i tutaj. Zgodnie z realiami historycznymi mamy tu też listy, jakie morderca wysyłał do prasy/policji. Takie drobne detale cieszą, aczkolwiek nie ma tu nic (poza zakończeniem) oryginalnego w tej historii.
Autorka odhacza pewne wydarzenia z iście reporterskim zacięciem, tyle że sprawę Kuby znam totalnie od podszewki (dzięki masie podcastów typu true crime - tu pozdrawiam pana Myszkę), więc oferowane mi atrakcje były dla mnie czymś wtórnym. Dla laika będzie to bomba, dla zaznajomionych, tylko potwierdzenie faktów... No właśnie. Tym bardziej, że naprawdę niewiele się tu dzieje (zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że w 1/4 to pozycja... o niczym), a akcja toczy się powoli, wypełniona sprawami Rose, która ma swój problem z rodziną (zwłaszcza tatą), co niekoniecznie musi być ciekawe.
A gdzie ten szumy feminizm, który bije słowami z okładki? Gdyby niecodzienne zainteresowanie bohaterki, tak ta nie wyróżniałaby się od setek innych kobiet, co widać po takim sobie wątku romantycznym z niejakim Thomasem, który rozwija się typowo dla młodej kobiety, która poznaje siebie, pewne towarzyskie konwenanse i jest zdolna, aby pierwsza skraść pocałunek obiektowi westchnień. To jest feminizm? A może walka z przytłaczającą, patriarchalną relacją z ojcem, który chce dla córki najlepiej, chociaż może to oznaczać, coś czego ona nie chce. Urok tamtych czasów, ale to też nie jest nic nowego. Mamy silną postać kobiecą i tyle z tego feminizmu (a już miałem nadzieję, że będzie ona kobietą wojująca i da zalążek takim powiedźmy: sufrażystkom - nic z tego). Dialogi czy prowadzenie postaci jest od biedy akceptowalne.
I samo rozwiązanie wątku. Nazbyt proste. Co prawda ja się domyśliłem na kilka rozdziałów przed finałem, kto stoi za postacią Kuby. Wina w tym autorki, bo mimo to, że Kerri mami nas mylnymi tropami, to w pewnym momencie daje czytelnikowi za dużo informacji typu "w punkt", które wiodą wprost do sprawcy. Chyba nie o to chodziło. Jasne, końcówka mimo, że ją rozszyfrowałem, jest chyba najbardziej satysfakcjonującą częścią składową tytułu, ale trzeba do niej przebrnąć.
"Jak podejść Rozpruwacza" nie jest ani wybitnie feministyczny jak krzyczy z okładki, ani niepokorny, bo sam bunt przeciwko rodzicowi czy nietypowe zainteresowanie nie czynią kogoś "buntownikiem o coś", tym bardziej nie jest to świeży temat. To sprawnie nakreślona powieść z całkiem nieźle oddanymi faktami historycznymi, ale założę się, że wszystko to gdzieś widzieliście/słyszeliście. Historia panny Wadsworth ociera się zaledwie o szalenie interesujący temat, jednak istnieje bez TEJ iskry. Zaryzykuję tezę, że to jedno z moich największych rozczarowań aktualnego roku.
PS. A mimo to i tak sięgnę po historię z Drakulą. Lepsza średnia obiecuje bardziej nieprzewidywalną historię. Sprawdzimy, bo mimo wtórności bohaterkę polubiłem. No i mimo wszystko czuć, że to bardziej literatura dla młodzieży...
Nowa książka na wyposażeniu mojej osiedlowej biblioteki, która to kusiła całkiem ładnie wyglądającą okładką, a której opis obiecywał jeszcze więcej. Niestety jak ta przysłowiowa "krowa, która głośno ryczy, to niewiele mleka daje", tak tutaj szybko naszło mnie rozczarowanie co do zawartości książki.
Motyw z Kubą Rozpruwaczem to powinien być samograj. Tytuł wręcz sugeruje,...
2022-10-04
"Motylek" choć nie pozbawiony wad, spodobał mi się. Na tyle mocno, że od razu sięgnąłem po kontynuację i... utknąłem. "Więcej czerwieni" choć niewątpliwie historia napisana sprawniej oraz swobodniej, ale nie jest niestety warsztatowo lepsza. Może i Puzyńska dokonała pewnych poprawek, ale za to na ich miejsce weszło coś innego... Powtórzenia. (tu następuje makabryczny sampel podkreślający zaistniała sytuację)
Ale zanim przejdę do pastwienia się nad talentem autorki, to zacznę od tego co jest naprawdę dobre. Fabuła. Jest tak zagmatwana, z tyloma tropami, które mają zmylić czytelnika, że aż miło. Jednocześnie wraca kilka postaci, które zdążyłem polubić i kibicować im na tyle mocno, że dotrwałem do końca, odczuwając nawet pewnego rodzaju przyjemność.
Mamy kolejne makabryczne morderstwo. Podwójne. Młodym dziewczynom ocięto uszy i wyłupiono oczy. Do akcji miejscowy prokurator wrzuca całą okoliczną policję, w tym Daniela Podgórskiego z Lipowa oraz charakterną Klementyną Kopp. Drugi tom ma miejsce w Żabich Dołach, mieścince obok lokacji z pierwszej części. Daje to nam nowe postacie, które mają życie zakręcone czasami lepiej niż postacie z jakieś Dynastii. Trzeba znaleźć mordercę, ale jest z tym kłopot, bo każda postać coś tu wie, ale ze sobie znanych przyczyn milczą. Odkrywanie tajemnic lokalnej ludności jest równie ciekawe co cały wątek kryminalny.
Fabuła trzymała mnie do końca, choć muszę przyznać, że Pani Puzyńska trochę pod koniec nakombinowała tak, że na 100 stron przed końcem obstawiłem kto jest sprawcą. I trafiłem. Niemniej nie uważam to za minus, bo jest tu inny, zasłaniający sobą wszystko inne. Mam wrażenie, że to książka dla ludzi, mających problem z pamięcią. Bo to jedyne wytłumaczenie, że mamy tu setki powtórzeń. Począwszy od ciągłego wymieniania imion i nazwisk osób wraz z zajmowanymi przez nich stanowiskami, tak jakby autorka bała się użyć samych imion, bo ludzi się pogubią. Po drugie: "komiczna stara baba" lub "spoko". Lubię Klementynę, ale...
W dodatku to jej "fatalne zauroczenie" jest BARDZO mało wiarygodne. Według mnie zbędne, jak na to co i tak dowiemy się o bohaterce. A i Weronika, która jest przez całą książkę bagatelizowane, aby na końcu w stylu deus ex machina de facto rozwiązała całą sprawę. No dobra. Spoko. Ale. Mimo tych powtórzeń. Lekkich braków warsztacie, albo braku korekty. Tych kilku nieścisłości w fabule. Bawiłem się świetnie, tyle że musiałem przebrnąć przez początek, aby czar Lipowa i okolic złapał mnie na nowo. A złapał. Już czytam "Trzydziestą pierwszą" i choć czuć tam podobne błędy, to nie sposób odebrać autora takiego swojskiego klimatu.
Coś jak połączenie Ojca Mateusza z Na Wspólnej przemieszane z W-11, ze szczyptą Dlaczego Ja/Trudne Sprawy. Niby nikt nie ogląda, a jednak oglądalność jest wysoka. Tak samo jak tutaj, niby nie powiem znajomemu, że czytam, a jednak siedząc na sofie sobie sięgnę... Magia.
Reasumując - najsłabsza odsłona serii.
"Motylek" choć nie pozbawiony wad, spodobał mi się. Na tyle mocno, że od razu sięgnąłem po kontynuację i... utknąłem. "Więcej czerwieni" choć niewątpliwie historia napisana sprawniej oraz swobodniej, ale nie jest niestety warsztatowo lepsza. Może i Puzyńska dokonała pewnych poprawek, ale za to na ich miejsce weszło coś innego... Powtórzenia. (tu następuje makabryczny sampel...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-06
Kolejna książka od czeladniczki Puzyńskiej, która wreszcie osiągnęła pewien poziom w swoim warsztacie i choć nadal denerwują mnie pewne powtórzenia (tak jakby autorka się bała, że czytelnik ma bardzo słabą pamięć), to nie sposób odmówić całości zacnego klimatu, wartkiej akcji i dobrych zwrotów fabularnych, które tym razem okazały się lepsze niż w poprzedniej książce i choć morderca był przeze mnie typowany, jako jedna z trzech potencjalnych osób, to de facto do końca nie byłem pewien, kto pozbawia życia Bogu ducha winnych mieszkańców Lipowa.
Lipowo. Końcówka roku. Lokalni policjanci jak zwykle nie mogą sobie spokojnie spędzić Bożego Narodzenia, bez zabójstw w okolicy. Ale tym razem sprawa jest dużo bardziej osobista. Lata temu ojcowie Daniela Podgórskiego i Pawła Kamińskiego zginęli w wybuchu gazu podczas próby ratowania koleżanki z pracy, której ktoś podpalił dom. Sprawca został szybko odnaleziony i postawiony przed wymiarem sprawiedliwości. Teraz jednak wraca po odsiedzeniu 15 lat więzienia. Obecność Tytusa Weisa gra każdemu na nerwach.
Tyle, że w trakcie całego śledztwo wychodzą na jaw nowe szczegóły, które poddają w wątpliwość winę oskarżonego. W okolicznym Cichym Lasku szybko zostają odnalezione zwłoki. Niby nic szczególnego, bo kiedyś doszło tu do masowego samobójstwa członków pewnej sekty i być może coś tu jeszcze zostało po tamtych wydarzeniach. Tyle, że tytułowa trzydziesta pierwsza ofiara okazuje się być ofiarą zamordowaną w inny sposób. Coraz więcej pytań, wątków i zmyłek.
Czyta się to szybko i przyjemnie. Naprawdę dobrze, choć pewne aspekty fabularne potrafią irytować. Przede wszystkim mam wrażenie, że Panowie policjanci i policjantki wszelkie testy przeszli po znajomości i takim sposobem zostali funkcjonariuszami, bo za grosz nimi nie powinni być. Najlepszym przykładem jest Kamiński. Pewna scena na komisariacie sprawiała, że gość powinien zakończyć pracę poprzez wydalenie dyscyplinarne. Z drugiej strony reakcja osoby obrażanej była taka, że chyba się zgadzała na to co mówił tej patol. Mam wrażenie, że w tym świecie nie ma kobiet, są tylko ofiary płci żeńskiej, takie żyjące, jak i martwe...
Nie ma tu Klementyny Klopp i stanowi to wyzwanie dla Panów, bo zagadka kryminalna jest nielicha. Z dodatku zakończenie jest tu słodko-gorzkie i pozostaje tylko do wiadomości czytelnika, nie bohaterów tej powieści. I komplikuje mocno życie wielu osobom. Uwielbiam takie zabiegi, jeżeli są dobrze podbudowane. A tu są. Najlepsza powieść Puzyńskiej jak dotąd. Już zmierzam do biblioteki, która ma wszystkie pozycje z serii.
Dla wielbicieli Rancza, Ojca Mateusza, Komisarza Rexa. Taki swoisty miks, który nadaje się na serial na Canal +.
Kolejna książka od czeladniczki Puzyńskiej, która wreszcie osiągnęła pewien poziom w swoim warsztacie i choć nadal denerwują mnie pewne powtórzenia (tak jakby autorka się bała, że czytelnik ma bardzo słabą pamięć), to nie sposób odmówić całości zacnego klimatu, wartkiej akcji i dobrych zwrotów fabularnych, które tym razem okazały się lepsze niż w poprzedniej książce i choć...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-10
Kolejna intryga w Lipowie przynosi wstrząs dla mieszkańców miejscowości, a także odkrywa szereg brudów i tajemnic, które miały pozostać w cieniu. Jednakże jedno morderstwo poprzedza kolejne, a śledztwo policji wykazuje jasno, iż pewnie ktoś kolejny straci życie. A zaczęło się tak bardzo niepozornie. Od śmierci wiekowej już kwiaciarki, która to z pozoru wygląda jak normalny zgon.
Jednakże duet komisarz Klementyna Kopp oraz aspirant Daniel Podgórski będą mieli tu sporo roboty, bowiem ratowniczka medyczna, jaka pojawiała się na miejscu zdarzenia, jasno daje do zrozumienia, iż śmierć kobiety nastąpiła z "czyjąś pomocą". Wyniki laboratoryjne wskazują jasno na fosgen, dawny gaz bojowy, który teraz jest wykorzystywany w celach przemysłowych. Dodatkowo sprawca pozostawił na miejscu zbrodni odpowiednio ustawioną partię szachów oraz wydziergał na skórze denatki tatuaż, który można co najmniej dwojako rozumieć.
To tyle jeżeli chodzi o wątek kryminalny, bowiem Puzyńska jak to ma w zwyczaju, raczy nas całym zatrzęsieniem wątków obyczajowych. Zdrady, przemilczenia, kłamstwa. Z jednej strony mamy przedsiębiorstwo, które chce zacząć działalność. Z drugiej zaś ekologów, którzy chcą zastopować działalność molocha. Do tego wścibscy dziennikarze, interesowni podejrzani. Każdy tu gra w jakąś grę i planuje coś uszczknąć dla siebie. Ilość wątków, które mylą czytelnika, co do tego: kto i dlaczego zabił potrafi być zatrważająca.
Łączy się to z największym minusem prawie każdej książki z tej serii. Rozmyciem tematu, gdyż mamy tu wiele rzeczy, które dzieją się wokół prowadzonej sprawy, bo każda osoba jest tutaj połączona z inną (każda!), a jednocześnie w trakcie śledztwa wychodzi, że stricte dla odgadnięcia zagadki znaczenie miały tylko dwa wątki. Reszta to nadbudówka, która potrafi znużyć. Zwłaszcza, że seria przekracza magiczne siedemset stron. Najbardziej zbędny wydał mi się pamiętnik mordercy, który nic nie wnosił, ale wpisuje się ładnie w nurt skandynawskich thrillerów.
Na plus za to dałbym wspominki postaci sprzed lat, które zaczynają się od pewnego mistrza szachowego oraz jego potomków. Pewna partia szachów jest chyba bardziej emocjonująca niż wyjaśnienie, kto zabił. Zaskakujące. Swoją drogą udało mi się połowicznie odgadnąć finał. Połowicznie, bo autorka stosuje sprawdzone zagrywki i te tu działają.
Nie mogę wyjść z podziwu jak przy takim pisaniu na ilość to wszystko jednak mnie obchodziło w jakimś stopniu. Cóż, widać elementy W11, Ojca Mateusza, Komisarza Alexa, Rancza czy Klanu przemieszane w odpowiednim kociołku dają zaskakująco interesujący wynik. A wszystko to podlane takim typowym podejściem polskiego sąsiada do drugiego. Całość jest odrobinę gorsza od "Trzydziestej Pierwszej", ale tamta historia była bardziej personalna dla głównych bohaterów. Może dlatego bardziej mnie angażowała.
Kolejna intryga w Lipowie przynosi wstrząs dla mieszkańców miejscowości, a także odkrywa szereg brudów i tajemnic, które miały pozostać w cieniu. Jednakże jedno morderstwo poprzedza kolejne, a śledztwo policji wykazuje jasno, iż pewnie ktoś kolejny straci życie. A zaczęło się tak bardzo niepozornie. Od śmierci wiekowej już kwiaciarki, która to z pozoru wygląda jak normalny...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-04
Stało się. W kontakcie z szóstym już tomem twórczości Pani Puzyńskiej o policjantach z Lipowa coś u mnie wreszcie odpaliło. Szumnie grzmiący z okładek serii vibe rodem z nowel skandynawskich wreszcie jest obecny. I to z jaką mocą...
Zastanawiałem się, czy którejś książce z serii dam najwyższą notę, bo umówmy się, wcześniejsze odsłony nie zawsze zachwycały, a po ostatniej zabawie w gusła miałem wrażenie, że w biegu o urozmaicenie serii autorka nieco się mota. Tu z kolei wszystko gra jak należy. Mamy dobrą zagwozdkę kryminalną, trupy w tle, dużo problemów natury sercowej i nie tylko oraz pościg. Dzieje się tyle, że spokojnie starczyło by na dwie książki, a "Łaskun" jest obszerny (ponad 800 stron!).
Ktoś zamordował sędziego na emeryturze w jego własnym mieszkaniu, robiąc z ciała małą inscenizację. Szkopuł w tym, że ułożona większa część ciała ewidentnie należy do nieznanej kobiety, więc przed policją sporo pracy, aby rozgryźć co miał autor na myśli. Jednakże w trakcie dochodzenia wychodzi na jaw wiele faktów, które łączą zamordowanych z jedną osobą. Danielem Podgórskim... Policjant nie ma wyjścia i w pewnym momencie musi uciekać, zwłaszcza że z sobie znanych szczegółów zataił wiele informacji. Od tej pory będąc ściganym, musi znaleźć dowody swojej niewinności. Na szczęście może liczyć na pomoc, choć ze strony, której by się nie spodziewał.
Powieść jest wielowątkowa i przewija się w niej narracja wielu postaci, jak zwykle mieszając informacje w taki sposób, że nie wiadomo, kto jest w to zamieszany, a jak się okazuje sporo osób miałoby tu wiele własnych pobudek, aby skrzywdzić zamordowanych. Autorka miesza mocno w życiorysach bohaterów i śledzi się to z zapartym tchem. A to Strzałkowska, a to Nowakowska, a to Kopp, których życie się tu nieźle obraca. Dochodzą oczywiście nowe postacie, ale mój podziw budzą zwroty akcji, bo jest ich tutaj sporą, a niektóre mogę skwitować: "ŁAŁ. Ale że co?"
Jest tu sporo zmiennych nastrojów. Początek przynosi sceny rodem z Dextera, zaś potem mamy elementy rodem z Ściganego, ale to wszystko ładnie wkomponowane w nasze. polskie realia. Zaskakuje też rozbudowanie sprawcy tych morderstw, bo autorka tym razem naprawdę obszernie i racjonalnie motywuje nam to, czego tutaj dokonano. Przede wszystkim zaskakuje sam motyw dysocjacyjnego zaburzenia tożsamości, który jest dobrze wykorzystany. Się głowiłem kto i zacz, ale żaden z typów nie wpadł. Rewelacja. To chyba najbardziej interesujący morderca z całej serii.
Czy to tytuł idealny? No nie, bo do stylu Puzyńskiej trzeba przywyknąć. To jak połączenie Trudnych Spraw z W11 i Ojcem Mateuszem. Dużo (dużo!) obyczajówki połączonej z dramatem/sensacją/thrillerem, gdzie natężenie tajemnic na metr sześcienny przekracza wszelkie normy. Nie każdemu musi to pasować. Miałem tu jeden zgrzyt: w poprzednim tomie jedno-nocny romans pary bohaterów był absolutnie dyskretny, więc jak u licha całe Lipowo wie o tej sytuacji? Ukryta kamerka, świadek, robili to na scenie? Na moment zepsuło mi to odbiór, ale potem było tylko lepiej.
Zdecydowanie najlepszy tytuł z serii, który sprawia że chce więcej...
Stało się. W kontakcie z szóstym już tomem twórczości Pani Puzyńskiej o policjantach z Lipowa coś u mnie wreszcie odpaliło. Szumnie grzmiący z okładek serii vibe rodem z nowel skandynawskich wreszcie jest obecny. I to z jaką mocą...
Zastanawiałem się, czy którejś książce z serii dam najwyższą notę, bo umówmy się, wcześniejsze odsłony nie zawsze zachwycały, a po ostatniej...
2023-01-12
Piąty już tom przygód policjantów z małego Lipowa przenosi nas do jeszcze mniejszej miejscowości, tytułowych Utopców. Zamknięte, nieliczne społeczeństwo, jakie zamieszkuje okolice, kryje wiele tajemnic, ale to wznowienie starej sprawy spowoduje ciąg wypadków. Aby uratować posterunek w swojej mieścinie bohaterowie podejmują się próby rozwiązania starej zbrodni, jaka miała miejsce trzydzieści lat wstecz.
To wtedy doszło do zaginięcia dwóch mężczyzn z nieco zamożniejszej rodziny. Ojca i syna. W pobliży nowo-powstałej altany znaleziono tylko zakrwawione ubrania. Dodatkowo ślady jakie pozostały wskazują na uczestnictwo pewnej siły, która może mieć podłoże parapsychologiczne. Wszak podczas stawiania altany znalezione zostały zwłoki z cegłą w szczęce, co ma wskazywać na pochówek wampiryczny. Taki zabieg miałby nie pozwolić zmarłemu powstać...
Element metafizyczny działa tu zaskakująco dwojako. Z jednej strony mamy lokalne pogłoski i mocne nawiązania do wierzeń słowiańskich, co jest fajne i urozmaica historię, ale z drugiej strony pojawia się wątek kontaktu ze zmarłymi i jest on totalnie nie trafiony, aby nie rzec: kretyński. Ja wiem, że zrozpaczoną kobietę łatwo usidlić, ale sposób w jaki to zrobiono... Także zachowanie tłumu przy ekshumacji dziwi, jak na rok 2014. Rozumiem, że to niby zaścianek Polski, ale światłowód dotarł, a tu prawie widły wyjmują...
Wątki obyczajowe plączą się tu z intrygą mnogo. Każdy, dosłownie, ma tu coś czego nie chce wyjawić. Liczba osób, jakie mogły mieć zadrę i przyczynić się do zaginięcia dwójki facetów rośnie z każdą stroną. A to dawny właściciel ziemski chciałby odzyskać posiadłość, a to żona i matka zaginionych pragnie na nowo być gwiazdą i chce się wyrwać z tego miejsca. A to romanse, które mogły doprowadzić do zemsty zazdrosnego męża/chłopaka. A to przyjaciel z pracy, który zyskał mocno na pewnej formule. Pytanie tylko, czy nie jest tego za dużo.
Książka jak to u Puzyńskiej, jest dosyć obszerna i wydaje się, że jakby autorka nieco 'skondensowała' całość, to wyszłoby to tylko lepiej dla książki, bo miejscami fabuła nieco się dłużyła. Ma to służyć zamąceniu czytelnika, ale końcowi i tak udało mi się połowicznie odgadnąć finał, co tylko pokazuje, że przekombinowanie może nie być dobrym rozwiązaniem.
Niemniej życie Daniela, Klementyny czy Emilii to nadal ciekawie poplątana mieszanka, która rozwija tutaj relacje pomiędzy bohaterami, plącząc im szyki. Zastanawia mnie posunięcie z komisarz Kopp i jak się to rozwinie, bo trochę mi to nie pasowało do tej silnej kobiecej postaci, ale łaska pańska na fantazji autora polega.
Ja się tu ubawiłem całkiem dobrze, bo i polubiłem te postacie i po kolejne perypetie policjantów z Lipowo sięgnę pewnie za momencik, co stanowi wystarczającą rekomendację. Niby mogę się śmiać, że to swoisty miks W11/Policjanci z Trudne Sprawy/Dlaczego Ja/wstaw inną polską obyczajówkę i nadaje się tylko dla entuzjastów tychże programów, ale skłamałbym.
Cykl Lipowo daje mi rozrywkę i ogólny zarys intryg kryminalnych jest naprawdę niezły. Szkoda to, że rozmywa się to przy wątkach społeczno-obyczajowych.
Piąty już tom przygód policjantów z małego Lipowa przenosi nas do jeszcze mniejszej miejscowości, tytułowych Utopców. Zamknięte, nieliczne społeczeństwo, jakie zamieszkuje okolice, kryje wiele tajemnic, ale to wznowienie starej sprawy spowoduje ciąg wypadków. Aby uratować posterunek w swojej mieścinie bohaterowie podejmują się próby rozwiązania starej zbrodni, jaka miała...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-08
Nie ma to jak serwować nam jeszcze raz to samo, tylko w nieco innych ubraniach. Przyzwyczaiłem się, że pani Garcia serwuje nam bardzo młodzieżowe historie, w thrillerze raczej poszło jej tak sobie.
Mamy policyjną konsultantkę, która zajmuje się psychologicznym profilowaniem sprawców zbrodni, tak aby niebiescy mieli nieco łatwiej w schwytaniu przestępcy. Szkopuł w tym, że akcja dzieje się w Gotham, więc raczej normalnie nie będzie. W dodatku Batman przewija się tylko gdzieś w tle, nie wspomagając aktywnie Gordona, jak to zwykle miał w zwyczaju. To na plus.
A wszystko dlatego, że Joker nie jest tu jeszcze jego arcyłotrem. Klaun obiera sobie na cel zupełnie inną postać i nie jest to żadnym novum. Szkopuł w tym, że metody jakie stosuje są rodem wyjęte jak z pierwszego sezonu Dextera albo serialu Hannibal. Rozczłonkowane ciała, które mają wyrazić artyzm mordercy plus kryć ukryte przesłanki, coraz to zuchwalej sobie poczynającego psychopaty. Zatem finalna volta jest rozczarowująca.
Spoiler!!! [ zwłaszcza gdy kobieta ma Jokera na celowniku i nie strzela w sytuacji zagrożenia, a... poddaje się. Mordercy, który rozczłonkowuje swoje ofiary... Jakie to było głupie.]
To co wyszło dobrze to kulisy "powstania" Jokera, który stracił w dzieciństwie matkę i musiał zmagać się z patologicznym ojcem, który na co dzień stosował politykę ciężkiej ręki za wszystko co mu się nie spodobało. Do tego sytuacja w szkole nie była klarowna. Chłopak dusił w sobie gniew, który musiał znaleźć w końcu jakiś upust. I się zaczyna. Makabryczna gra w kotka i myszkę.
Kreska jest obłędna. Postacie wyglądają fotorealistycznie, tak jakby ktoś nałożył tu prawdziwe wizerunki ludzi, a kadrom praktycznie wszędzie towarzyszy mrok. Niepokój sączy się ze stron, czyniąc szatę wizualną najmocniejszym atutem tego komiksu. Szkoda, że fabularnie to jakoś nie pykło, chociaż autorka dwoiła się i troiła, aby wyglądało to dobrze. Czułem tu vibe "Siedem" Finchera, ale vibe to za mało, abym był zachwycony.
Bo jednocześnie czuć tu nutę "ale to już było", bo koniec końców mimo makabry tu zawartej, relacja obojga postaci jest odtwórcza i nie wnosi nic nowego. A w samym DC Black Label mamy już historie pomiędzy tą parą, jak chociażby Harleen czy Batman: White Knight, gdzie te dwie kultowe figury zaliczają lepsze występy.
Nie ma to jak serwować nam jeszcze raz to samo, tylko w nieco innych ubraniach. Przyzwyczaiłem się, że pani Garcia serwuje nam bardzo młodzieżowe historie, w thrillerze raczej poszło jej tak sobie.
Mamy policyjną konsultantkę, która zajmuje się psychologicznym profilowaniem sprawców zbrodni, tak aby niebiescy mieli nieco łatwiej w schwytaniu przestępcy. Szkopuł w tym, że...
2022-05-21
Któraś osoba z rzędu gorliwie poleca mi każde dzieło Pana Chmielarza. Zachęcony ocenami sięgnąłem po "Wampira" i choć zagadką to stało całkiem niezłą, tak cała reszta średnio mi podeszła. To już druga szansa, aby ten vibe na autora odpalił. I nadal nic...
Winą obarczam... postacie. Nie ma tu absolutnie nikogo z kim mógłbym sympatyzować. Każdy ma jakieś grzeszki na swoim sumieniu i każdy jest tu egoistą, może poza ciężarną dziewczyną Dawida, na którą ma on całkowicie wyrąbane. Detektyw, raptus, obibok, cham, skur###. Tylko takie przydomki przychodzą mi do głowy, jak myślę o Wolskim. Po ostatnim zleceniu ma trochę pod górkę w Gliwicach.
A nawet troszkę bardziej. Został spalony. Na dodatek zamieszkuje z nieletnią, którą posuwa. Wieczny brak pieniędzy zmusza go do podejmowania jakichkolwiek zleceń. Aż tu pojawia się prokurator Adam Górnik i sprawy zaczynają się komplikować, bowiem na sumieniu zleceniodawcy ciąży czyjeś życie. Filip "Korsarz" Korsarski. Postać z ich dzieciństwa. Negatywnie się kojarząca, bo to łobuz gnębiący inne dzieci. Znów bruździ. Kłopot w tym, że Górnik zabił go w dzieciństwie...
W miejscu, gdzie pochował jego zwłoki, policja znajduje ciało dziecka. Ktoś zaczyna z prokuratorem prowadzić naprawdę okropną grę. Ktoś kto wie co się stało przed laty i wymyka się mężczyźnie, jednocześnie ciągle igrając z ogniem. Zastraszając telefonami, grożąc bliskim. A może Korsarz żyje i pała żądzą zemsty za krzywdę wyrządzoną przed laty? Po to prokuratorowi jest potrzebny Wolski. Po kompromitacji nawet jeżeli coś wyjdzie, to i tak nikt takiej płotce nie uwierzy. Z drugiej zaś strony Dawid jest sprzedajny i można łatwo kupić jego milczenie, a jakimś cudem ma dobre efekty pracy...
Śledztwo się toczy, jednocześnie autor raczy nas retrospekcjami z dzieciństwa Górnika i jego przyjaciół, które ukazują obraz polskiej patologii lat 90. XX wieku, gdzie rządził silniejszy i starszy. Taka otoczka towarzyszy całej historii. Tu są tylko chytrzy/zaradni, albo przegrywy życiowe, które kryją urazy po latach.
Lektura bywa wulgarna czy wręcz obrazowa, zwłaszcza w scenach seksu, czego autor nie kryje, a co akurat mi nie przeszkadza, ale może nie przemówić do każdego w tak dosadnej formie. Taka jest ta książka. Bywa chamska, bywa bezkompromisowa, a fabuła i jej domknięcie jest naprawdę świetne, ale czegoś mi tu brakowało, aby bawić się o ten poziom wyżej. I "Zombie' mógłby być ciut krótszy, bo miejscami czuć, że autor leje wodę na objętość.
Któraś osoba z rzędu gorliwie poleca mi każde dzieło Pana Chmielarza. Zachęcony ocenami sięgnąłem po "Wampira" i choć zagadką to stało całkiem niezłą, tak cała reszta średnio mi podeszła. To już druga szansa, aby ten vibe na autora odpalił. I nadal nic...
Winą obarczam... postacie. Nie ma tu absolutnie nikogo z kim mógłbym sympatyzować. Każdy ma jakieś grzeszki na swoim...
2022-05-23
Na fali hype'u jaki czuję po seansie serialu na Amazon Prime, powróciłem zainteresowaniami do dobytku literackiego autora. Pamiętam, że kiedyś czytałem już kilka jego tytułów, z Bez Litości czy Jednym Strzałem na czele. Jack Reacher nie jest więc mi zupełnie obcy i jestem obyty z jego stylówką.
To wysportowany, ex-żandarm amerykańskiego wojska, który miał dosyć swojej pracy i stylu życia, więc rzucił wszystko i tuła się po kraju, czyniąc się prawie nie możliwym do odnalezienia. Zero telefonów, zero kart kredytowych, wszystko za sobą. Nawet koszulek nie pierze, tylko nosi do granic możliwości, po czym wyrzuca i kupuje nowe. Poziom testosteronu rośnie na tyle, że grozi promieniowaniem i porostem włosia w najmniej chcianych obszarach ciała...
Ale styl autora nadaje całości pożądaną lekkości i przyjemnie się to wszystko czyta, nawet jeżeli nie są to jakieś przełomowe rzeczy dla książek z podgatunku akcji. Jack trafia do małej mieścinki o nazwie Margrave. Od razu zostaje aresztowany i zostaje mu przedstawiony zarzut popełnienia morderstwa. Okoliczności zajścia wydają się jednak mocno podejrzane i skłonią początkowo niechętnego bohatera do uwikłania się w naprawdę grubą, międzynarodową aferę, z brudną kasą w tle i coraz to rosnącym szeregiem trupów. W całość są jeszcze umoczeni politycy i voila. Fabułą rodem z lat 80. XX wieku gotowa.
Doświadczenie jakie nabył podczas służby wojskowej nieraz uratuje mu życie, zresztą jak znalezienie kilkoro sojuszników w lokalnej policji. W pewnym momencie historia zrobi się też bardziej osobista, dodając szczyptę zemsty do całości tej polewki. Fabularnie "Poziom śmierci" jest przyzwoity, a główny problem książki został należycie rozbudowany. Co mi się zatem nie podobało?
Naprawdę mało rzeczy, przede wszystkim mała oryginalność powieści oraz kilka rozwiązań, które poddają w wątpliwość pożądany profesjonalizm Reachera. Fajnie, że popełnia błędy i wychodzi z kłopotów dzięki szczęściu, ale ileż tak można. Główna zagadka powiązana z działalnością przestępców też nie jest niczym nowym, choć wszystko to jest podane bardzo przystępnie.
Kawał dobrej lektury, ale polecił bym najpierw to przeczytać, a potem obejrzeć. Dlatego, że ekranizacja jest zaskakująco wierna i rożni się tylko niuansami. Niemniej serial i książka to coś co warto znać.
Na fali hype'u jaki czuję po seansie serialu na Amazon Prime, powróciłem zainteresowaniami do dobytku literackiego autora. Pamiętam, że kiedyś czytałem już kilka jego tytułów, z Bez Litości czy Jednym Strzałem na czele. Jack Reacher nie jest więc mi zupełnie obcy i jestem obyty z jego stylówką.
To wysportowany, ex-żandarm amerykańskiego wojska, który miał dosyć swojej...
Interesujący koncept, niestety łatwy do przewidzenia, zwłaszcza jeżeli ma się za sobą kilka seansów z taki serialami jak Dexter czy Hannibal.
Już od początku towarzyszymy... potencjalnemu mordercy, który planuje zabójstwo na nadopiekuńczej matce, ale sprawy przybierają zaskakujący obrót. Znalezione zostało ciało, które jest "artystycznie" oprawione, co za urocza zwyrodnialca, który postanawia zrobić coś podobnego. Dziwną sytuację uzupełnia fakt, iż psycholog, który sprawuję opiekę nad mężczyzną doskonale wie, co tkwi w głowie pacjenta i wydaje się nim kierować.
Artur Kamiński, bo o nim mowa, jest bratem policjantki, która prowadzi śledztwo zagadkowego morderstwa, Agaty Stec. Brat stara się lawirować pomiędzy lojalnością w stosunku do siostry, a jednocześnie sam prowadzi sobie znaną tylko grę, która może kosztować kogoś życie. Agata i Artur to dwa przeciwstawne żywioły, które urozmaicają całą lekturę.
Akcja ma niezłe tempo, a Borlik bawi się tu z nami, mieszając wątki i podrzucając różne zmyłki, ale finalnie cała intryga jest do odgadnięcia w finale. Szkoda, bo do tego momentu historia naprawdę wciąga, a na końcu zostało tylko rozczarowanie. Z pewnością sięgnę po kolejną książkę i mam nadzieję, że akcja będzie mocniej nieprzewidywalna.
Interesujący koncept, niestety łatwy do przewidzenia, zwłaszcza jeżeli ma się za sobą kilka seansów z taki serialami jak Dexter czy Hannibal.
więcej Pokaż mimo toJuż od początku towarzyszymy... potencjalnemu mordercy, który planuje zabójstwo na nadopiekuńczej matce, ale sprawy przybierają zaskakujący obrót. Znalezione zostało ciało, które jest "artystycznie" oprawione, co za urocza...