-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyTrendy maja 2024: w TOP ponownie Mróz, ekranizacje i bestsellerowe „Chłopki”Ewa Cieślik6
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Do usług szanownej pani”LubimyCzytać16
-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać39
Biblioteczka
2023-04-10
2024-03-06
Interesujący koncept, niestety łatwy do przewidzenia, zwłaszcza jeżeli ma się za sobą kilka seansów z taki serialami jak Dexter czy Hannibal.
Już od początku towarzyszymy... potencjalnemu mordercy, który planuje zabójstwo na nadopiekuńczej matce, ale sprawy przybierają zaskakujący obrót. Znalezione zostało ciało, które jest "artystycznie" oprawione, co za urocza zwyrodnialca, który postanawia zrobić coś podobnego. Dziwną sytuację uzupełnia fakt, iż psycholog, który sprawuję opiekę nad mężczyzną doskonale wie, co tkwi w głowie pacjenta i wydaje się nim kierować.
Artur Kamiński, bo o nim mowa, jest bratem policjantki, która prowadzi śledztwo zagadkowego morderstwa, Agaty Stec. Brat stara się lawirować pomiędzy lojalnością w stosunku do siostry, a jednocześnie sam prowadzi sobie znaną tylko grę, która może kosztować kogoś życie. Agata i Artur to dwa przeciwstawne żywioły, które urozmaicają całą lekturę.
Akcja ma niezłe tempo, a Borlik bawi się tu z nami, mieszając wątki i podrzucając różne zmyłki, ale finalnie cała intryga jest do odgadnięcia w finale. Szkoda, bo do tego momentu historia naprawdę wciąga, a na końcu zostało tylko rozczarowanie. Z pewnością sięgnę po kolejną książkę i mam nadzieję, że akcja będzie mocniej nieprzewidywalna.
Interesujący koncept, niestety łatwy do przewidzenia, zwłaszcza jeżeli ma się za sobą kilka seansów z taki serialami jak Dexter czy Hannibal.
Już od początku towarzyszymy... potencjalnemu mordercy, który planuje zabójstwo na nadopiekuńczej matce, ale sprawy przybierają zaskakujący obrót. Znalezione zostało ciało, które jest "artystycznie" oprawione, co za urocza...
2024-02-13
W Gotham pojawia się nowy przeciwnik, który poluje na niedobitki po zakonie św. Dumasa. Wróg jest o krok przed Batmanem i ekipą, a rozwiązaniem problemu może się okazać... magia.
Do miasta bowiem zawitała Zatanna, która jak się okazuje - ma całkiem rozbudowaną przeszłość, łączącą ją z Brucem Wayne'm. W tle pewien potężny artefakt. Ale nie tylko Mroczny Rycerz będzie musiał się tu popisać.
Reszta ekipy też będzie miała co robić, a dużą rolę odegra tu Azrael. W końcu to z nim łączyć się będzie ta historia. Fajnie wyglądające walki, satysfakcjonująca fabuła i niezły przeciwnik. Seria Detective Comics w tym wydaniu jest bardzo równa i prawdopodobnie znajdzie się w mojej topce DC Rebirth. Oby tak dalej.
W Gotham pojawia się nowy przeciwnik, który poluje na niedobitki po zakonie św. Dumasa. Wróg jest o krok przed Batmanem i ekipą, a rozwiązaniem problemu może się okazać... magia.
Do miasta bowiem zawitała Zatanna, która jak się okazuje - ma całkiem rozbudowaną przeszłość, łączącą ją z Brucem Wayne'm. W tle pewien potężny artefakt. Ale nie tylko Mroczny Rycerz będzie musiał...
2024-02-26
Pilipiuk ma to do siebie, że jego książki mają różny poziom, ale opowiadania to coś, na co zawsze warto czekać. Tu mamy ich aż dziewięć, aczkolwiek względem poprzednika, jest to mocno nierówny zbiorek. Były tu zachwycające historie, jak i zupełnie przegadane, co gorsza z mało ciekawym przypadkiem do rozwikłania.
Bohaterami opowiadań autora z reguły są dwie persony. Szacowny, teraz już podstarzały lekarz Skórzewski oraz młody Storm, który zajmuje się poszukiwaniem reliktów przeszłości, przeżywający przygody niczym Indiana Jones. Od czasu do czasu pojawiają się nowe/stare osoby, jak niejaki inspektor Nowak, którzy wprowadzają jakieś novum do serii.
Przekrój spraw, jakimi zajmują się bohaterowie jest rozległy. Sam Storm zbada sprawę zagadkowego zniknięcia pewnego chłopca, w co ma być wmieszana żydowska kabała. Innym razem wejdzie w posiadanie dziwnej lalki, za którą narazi się agentom wrogiego mocarstwa. Pozna też w końcu fajną dziewoję, w towarzystwie której zbada sprawę istnienia pewnej zaginionej książki sławnego polskiego pisarza, która niby nie powinna istnieć. Trafią też na trop... anielskiego pióra.
Doktor Skórzewski zapozna się z interesującym spojrzeniem na wilkołactwo, a innym razem, w jesieni swojego życia, czeka go spotkanie z ciekawą personą. Nowak zaś zbada sprawę tajemniczego zgonu, w której ofiara została poddana mumifikacji. Tytułowe opowiadanie to wyprawa do przeszłości, do czasów wojennych, kiedy młoda żydówka będzie kryła się w lasach, w towarzystwie chłopca, który ma pewną tajemnicę...
Miałem tu niezły zgryz, bo relacja lubianych i mniej udanych treści była tu mocno wyrównana. Niemniej Pilipuk baja naprawdę sprawnie i nawet te momenty, gdzie akcji jest jak na lekarstwo, czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. I tak naprawdę za jakiś czas z pewnością zapoznam się z następnym tomem.
Pilipiuk ma to do siebie, że jego książki mają różny poziom, ale opowiadania to coś, na co zawsze warto czekać. Tu mamy ich aż dziewięć, aczkolwiek względem poprzednika, jest to mocno nierówny zbiorek. Były tu zachwycające historie, jak i zupełnie przegadane, co gorsza z mało ciekawym przypadkiem do rozwikłania.
Bohaterami opowiadań autora z reguły są dwie persony....
2024-02-28
Gdybym napisał to co serce mi teraz podpowiada, to prawdopodobnie nie dosyć, że zdjęli by mi tą opinię, jak i pewnie usunęli profil, bo pojechałbym taką wiązką przekleństw, której nie powstydziłby się osiedlowy żul, któremu właśnie rozbił się czteropak lub jakieś siarczane wino...
Piekara doi z cyklu ile może. Poniekąd ma do tego prawo, jako autor. Stworzył ciekawy świat, początkowo rozwijając jego aspekty na tyle interesująco, że sięgało się po te książki z ciekawością/przyjemnością. Aż nastąpiła kulminacja i zwrot akcji w czwartym co do kolejności tytule: Łowcy Dusz. Ludzie czekający na kontynuację jednak się srogo przejechali, bo autor postanowił pisać prequele przygód inkwizytora Mordimera Madderdina, wprowadzając jeszcze szereg innych postaci, jak Arnolda Lowefella, które nie umywają się jednak do bohatera serii.
I mimo, że Mordimer to czystej wody religijny socjopata, to da się go polubić, co jest spory wyczynem. Ale tu go nie ma, jest wspomniany bezpłciowy Arnold. Mamy tu też zbiór kilku opowiadań, które są porozrzucane na osi czasu serii w dosyć sporych odstępach. Pierwsze opowiadanie udowadnia moją tezę z drugiego zdania. Piekara doi ile wlezie. Zdziwiło mnie, że autor wydał tak szybko nowy tomik po przegadanym i nudny "Dzienniku Czasu Zarazy". Już wiem czemu.
Jakieś 40 % książki to streszczenie ruskiej trylogii tegoż autora, tyle że widziane oczyma Hildegardy, członkini Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium. Kobieta opowiada o pewnych wydarzeniach, które są żywcem wyciągnięte ze stronic wspomnianej trylogii. Postacie następnie komentują całość i poddają analizie wątki, jakie uznają za najciekawsze. W dodatku tak z de wychodzi na jaw, że matka Mordimera, Katarzyna - jest zupełnie czymś innym niż myśleliśmy do tej pory. Jakie rodzi to konsekwencje dla jej syna? Autor nie raczył na razie wytłumaczyć.
Kolejne, krótsze już opowiadania wprowadzają wątek pewnej potężnej czarodziejki, która znajduje się w klasztorze Amszilas w charakterze więźnia. Widzimy też przygotowania pod przewrót na szczycie władzy i wprowadzenie pewnej zarazy, która ma oczyścić Inkwizytorom przedpole do wykreowania nowego świata. AUTOR WRESZCIE RACZYŁ NAWIĄZAĆ DO ŁOWCY DUSZ, ale tylko liznął temat. Fajnie jak na "DOPIERO" siedemnastą książkę. Może przy trzydziestej w końcu pociągnie ten wątek dalej.
Wkurzam się, bo ja lubię postać Inkwizytora. Lubię początkowe opowiadania. Lubię nawet niektóre prequele. Nie lubię za to, że mnie jako czytelnika się nie szanuje i próbuje wcisnąć bubel, za coraz to wyższą cenę. Płomień i Krzyż to książka przegadana, gdzie więcej akcji dzieje się we wspomnianym chamskim streszczeniu niż w oryginalnej treści tu zapodanej. Tu nic się nie dzieje.
I nie zrozumcie mnie źle. Piekara umie pisać i jego książki czyta się szybko, tyle że mając za sobą całość cyklu, w tym kilka tomów w swojej biblioteczce, od jakiegoś czasu czuję się jako fan olewany. Wolałbym, aby relacja z autorem była na zasadzie i wilk syty i owca cała. Dostaję jakościową dobrą książkę, to i płacę za to. A tu tego nie ma. Wilk łoi owieczki jak może. Może się w końcu oczka owieczkom otworzą. Zwłaszcza, gdy ceny książek rosną (i się narzeka, że Polacy nie czytają książek, jak te osiągają ceny 80 ziko i wzwyż), a przy nieco mniejszej cenie można nabyć inne, lepsze pozycje z gatunku fantasy.
Zapewne jak wyjdzie kolejna część, to też ją łyknę. Tyle, że nie kupię, a pójdę do biblioteki. Nowa książka nie jest warta połowy swojej ceny, no chyba że lubicie zbierać dublety. Jeżeli miałbym ją jakościowo do czegoś porównywać, to do gry pt. The Inquisitor zresztą na podstawie omawianego cyklu. Jest takim samym żartem, jak ta książka.
Gdybym napisał to co serce mi teraz podpowiada, to prawdopodobnie nie dosyć, że zdjęli by mi tą opinię, jak i pewnie usunęli profil, bo pojechałbym taką wiązką przekleństw, której nie powstydziłby się osiedlowy żul, któremu właśnie rozbił się czteropak lub jakieś siarczane wino...
Piekara doi z cyklu ile może. Poniekąd ma do tego prawo, jako autor. Stworzył ciekawy świat,...
2024-02-23
"Krucyfiks" wziął mnie z zaskoczenia, więc przy drugim tomie przygód detektywa Huntera myślałem, że niewiele aspektów już mnie zaskoczy. Cóż, myliłem się.
Z jednym z kościołów w Los Angeles zostają znalezione makabrycznie okaleczone zwłoki. Ktoś pozbawił ofiarę głowy, a w to miejsce umieścił czerep psa. Wszystkie wskazówki nasuwają na myśl mord rytualny, ale rozwój wypadków jasno wskazuje, że zabójstw będzie więcej, a sprawca musi mieć jakiś perfidny plan, który realizuje z nie małym zawzięciem. Czy ofiary coś tak naprawdę łączy? Co znaczą liczby na ich ciałach.
Hunter nie będzie miał łatwej pracy. Nowa pani Kapitan, zadra z burmistrzem i namolna dziennikarka, która w nosie ma dobro śledztwa. Na dodatek na komisariacie pojawia się dziewczyna, która twierdzi, że widziała morderstwa. W swoich wizjach... Szkopuł w tym, że zna szczegóły, o których wiadomo jedynie policji. A zaraz potem znika.
Jest brutalnie i brudno, bo świat wykreowany przez Cartera to miejsce pełne ludzkich żądz i słabych charakterów, które im ulegają. Wzorem poprzednika przestępca zabija z naprawdę wybujałym sadyzmem, który miejscami dociera do poziomu z pierwszego tomu. To na pewno seria dla ludzi o mocnych nerwach. Jest tylko jedno ale...
Wątek powiedzmy, metafizyczny. "Krucyfiks" mimo paru głupotek w odniesieniu do finału, był taki dosadny, wręcz cielesny. Mimo makabry całość wydawała się realistyczna. Nie neguje faktu, iż są pewne osoby "wrażliwsze" na bodźce, ale po tego typu kryminale nie spodziewałem się zwrotów ala jasnowidz Jackowski. Nie jest to wątek zły, bo finalnie ładnie się rozwija i daje końcowo satysfakcję, ale jest ździebko "edgy". To zupełnie inny ton niż ten zaprezentowany w poprzedniku.
Też ujawnienie sprawcy nie jest tak szokujące, jakby mogło być. Zwłaszcza, że akcja w finale w pewnym momencie jest mocno naciągnięta względem realizmu znalezienia się w takiej a nie innej sytuacji. Hunter się normalnie kulom nie kłania.
Mimo to droga do zakończenia i cała policyjna robota są naprawdę wciągające. Pełne niuansów wypadki, a parę rzeczy z życiorysu bohatera rzuca na niego nieco inne światło. Mocny tytuł. Z pewnością będę sięgał po kolejne odsłony serii.
"Krucyfiks" wziął mnie z zaskoczenia, więc przy drugim tomie przygód detektywa Huntera myślałem, że niewiele aspektów już mnie zaskoczy. Cóż, myliłem się.
Z jednym z kościołów w Los Angeles zostają znalezione makabrycznie okaleczone zwłoki. Ktoś pozbawił ofiarę głowy, a w to miejsce umieścił czerep psa. Wszystkie wskazówki nasuwają na myśl mord rytualny, ale rozwój...
2023-12-31
2023-12-01
"Nowa" seria traktująca o przygodach Deadpoola w ramach polskiego wydania serii All New All Different Marvel aka Marvel 2.o to nareszcie krok we właściwym kierunku, gdyż narracja znów skupia się na głównym bohaterze, a nie serwuje na wy#ryw mało interesujących postaci, które funkcjonują obok bohatera.
Deadpool stracił już wiele razy głowę, co spowodowało luki w pamięci. Teraz jednak jego zwichrowany umysł miał odkryć prawdę. Za śmierć rodziców Wade ma odpowiadać nie kto inny jak Sabretooth. Szkopuł w tym, że przeciwnik zna całą prawdę, a że zmienił też podejście do życia (vide Original Sin) to postanawia zachować pewne fakty dla siebie, aby nie pognębić postać.
Jest to o tyle problematyczne, że prowadzi całość do serii efektownych bójek, ale też całkiem niezłych dialogów, które dają frajdę. Są tu oczywiście żarty typowe dla tej serii, ale są jakby stonowane i wybrane bardziej w punkt. Sprawia to, że mój odbiór historii jest pozytywny i średnia kontynuacja przygód Deadpoola w 2099 roku nie zaciera moich pozytywnych odczuć (to tylko jeden zeszyt).
Duggan bez Posehna jest zauważalnie słabszy w prowadzeniu kontynuacji przygód Wilsona, ale i jemu zdarzają się przebłyski. Tak jest tutaj. Nie jest to innowacja, nie przeszereguje to kanonu postaci, ale da frajdę.
"Nowa" seria traktująca o przygodach Deadpoola w ramach polskiego wydania serii All New All Different Marvel aka Marvel 2.o to nareszcie krok we właściwym kierunku, gdyż narracja znów skupia się na głównym bohaterze, a nie serwuje na wy#ryw mało interesujących postaci, które funkcjonują obok bohatera.
Deadpool stracił już wiele razy głowę, co spowodowało luki w pamięci....
2023-09-06
Nowe rozdanie wydawnicze, nowy Deadpool. Odmieniony, mający poczucie misji i działający w grupie... Że co?
Ortodoksyjni wyznawcy Najemnika z Nawijką już ostrzą swoje pale, a ja tymczasem zerknę o co ten cały krzyk. I stwierdzam, że zmiana na fotelu "reżysera" wyszła jak na razie bez większego tąpnięcia. Duggan daje nam dobrą historię, z nieco za mocnym przesyceniem postaciami, których mamy tutaj zatrzęsienie. Pojawia się ten sam zarzut co do części tomów z poprzedniej edycji. Humor został zastąpiony akcją.
Deadpool dołączył do Avengers oraz sprzedaje swoje produkty, aby finansować tę grupę. Dołączenie do ekipy dało mu pieniądze i sławę, co zaczyna oddziaływać na postać. Na tyle mocno, że idąc za marketingiem Deadpool tworzy własną grupę, która ma nakręcać ten powstały hype. Ludzi w kostiumie postaci biegają i wykonują różne zadania, czasami bardzo słabo płatne.
Jak się okazuje nie wszystko jednak jest takie kolorowe. Ktoś czyha na Wade'a, realizując swój misterny plan, który ma zniweczyć świeżo wytworzony image. Może zagrozić to też bliskim Wilsona. Trzeba działać. Duggan zdaje się czuć postać, bo mamy tu ten charakterek odpowiednio uchwycony, ale pomija wszystko co było koło postaci. I nie mowa tu o spuściźnie postaci z poprzedniej serii, czyli córki i makabrycznych fragmentów pamięci, która została mu odebrana. Deadpoola bez baru pełnego najemników, rozlewu krwi i absurdalnego humoru trudno nazwać Deadpoolem...
Komiks wygląda naprawdę dobrze, ale ostatnie tomy z Najemnikiem są na podobnym poziomie artystycznym. Do zapoznania się i do zapomnienia. Sporo postaci całkowicie mi obojętnych, plus szkoda że Wade zaniedbuje swoje małżeństwo...
Nowe rozdanie wydawnicze, nowy Deadpool. Odmieniony, mający poczucie misji i działający w grupie... Że co?
Ortodoksyjni wyznawcy Najemnika z Nawijką już ostrzą swoje pale, a ja tymczasem zerknę o co ten cały krzyk. I stwierdzam, że zmiana na fotelu "reżysera" wyszła jak na razie bez większego tąpnięcia. Duggan daje nam dobrą historię, z nieco za mocnym przesyceniem...
2023-09-27
Drugi tom przygód komisarza Igora Brudnego, który ponownie zmusi go do podróży we własną przeszłość i nie będzie to bynajmniej przeprawa przyjemna. Kto czytał "Piętno" ten wie, jakie przeżycia miał w dzieciństwie główny bohater powieści Piotrowskiego.
A będzie to historia brudna, brutalna i miejscami mocno bezkompromisowa. Bo zło u autora jest aż nazbyt namacalne. Wynika z ludzkich czynów, choć sam zamysł na fabułę miejscami skręca niebezpiecznie ku fantastyce/horrorowi. Ja biorę to za mocną stronę, bo dzięki temu całość ma unikalny, duszny klimat.
Ponownie Zielona Góra i ponownie wita nas inspektor Romuald Czarnecki, któremu nie dane jest zaznać urlopu. Zostaje odnalezione ciało, potwornie okaleczone. Najwyraźniej wataha, która się pojawiła w okolicy posiliła się na ofierze, zakonnicy. Szkopuł w tym, że denatce brakuje ręki. Takowa się znajduje, gdzieś w śmietniku, ale po pierwsze. Nie pasuje do ofiary, a po drugie - na tkance są widoczne ślady ugryzień. Szkopuł w tym, że nie zwierzęcych. Ludzkich...
W dodatku świadkowie przysięgają, że w okolicy widzieli zagadkową istotę, która przypomina stwora rodem z podań ludowych. Zakrzywione szpony, futro. Wypisz, wymaluj, wilkołak. Miasto zalewa fala strachu. Policja zbiera zespół do rozwikłania sprawy, a ze względu na niedawne wydarzenia myśli Czarneckiego wędrują właśnie do Igora, który może liczyć na udział swojej przyjaciółki, Julii Zawadzkiej.
I to Igor postanawia zbadać ślad ze swojej przyszłości, bo pewne poszlaki niepokojąco wskazują, że niektóre sprawy mogły nie zostać jeszcze odpowiednio pozamykane. Jak sprawa pewnego prokuratora, który przebywa w więzieniu i jak się okazuje, ma wyjątkowo wiele do opowiedzenia.
Sfora to rasowy kryminał mimo kilku nitek grozy. Sfora jest dosadna jak Piętno, tyle że nie może już mnie wziąć z zaskoczenia, jak część pierwsza. Jest też wyczuwalnie słabsza od fabuły poprzednika, a sam odniosłem wrażenie, że książka mogła by się zwyczajnie skończyć wcześniej, ale autor postanowił pociągnąć wątki, które doprowadzają nas do elektryzującego finału.
Nie jest zwolennikiem takich zabiegów, choć muszę przyznać, że jako całość - książka nadal jest świetna i bije na głowę lwią część polskich, jak i zagranicznych tytułów. Niemniej nie jest to też aż tak dobre jak poprzednio. Mimo makabry wydaje się jednak troszeczkę mniej szokująca, aczkolwiek podczas lektury miałem satysfakcję w pewnych momentach, a to świadczy o poziomie rozrywki, jaką oferuje tytuł.
Mam też cichą nadzieję, że w kontynuacji autor trochę odpuści bohaterowi i skieruje go na nieco inne wody, bo ile można grzebać we własnej przeszłości? Ten jeszcze jeden raz jak najbardziej już starczy. No i ciekaw jestem jak się w końcu rozwiną pewne relacje...
Drugi tom przygód komisarza Igora Brudnego, który ponownie zmusi go do podróży we własną przeszłość i nie będzie to bynajmniej przeprawa przyjemna. Kto czytał "Piętno" ten wie, jakie przeżycia miał w dzieciństwie główny bohater powieści Piotrowskiego.
A będzie to historia brudna, brutalna i miejscami mocno bezkompromisowa. Bo zło u autora jest aż nazbyt namacalne. Wynika z...
2023-04-08
Absolutna bomba i to wykreowana rękami polskiego autora, która z całą pewnością prezentuje światowy poziom, a postać komisarza Igora Brudnego na stałe wchodzi do kanonu twardych glin, którzy prowadzą swoje sprawy bezkompromisowo. I jak to zwykle bywa, rozwiązania całej zagadki warto czasami poszukać we własnej przeszłości. I nie jest to spoiler, bowiem już na początku możemy się przekonać, że sprawca jest zaskakująco podobny do komisarza.
Zaczyna się wyścig z czasem, bo morderca jest tutaj wyjątkowo perfidny i brutalny, a jego ofiary są potwornie okaleczane, o ile sprawa chce, aby jakieś zwłoki znajdowano. Wszystko wskazuje też na udział Brudnego w makabrach, zwłaszcza że na miejscu zbrodni znaleziono materiał genetyczny pasujący do policjanta. Szkopuł w tym, że Igor ma alibi, a i niewątpliwie ma fory u inspektora, który prowadzi sprawę.
Czarnecki zdaje się być jedną z niewielu osób, które stoją po stronie podejrzanego i pozwala mu prowadzić sprawę, która poprowadzi komisarza w meandry własnej przeszłości, która okazuje się być bardzo trudna. Igor wychował się w sierocińcu, który zgotował mu traumatyczne przeżycia w dzieciństwie. Zwłaszcza, że świat jaki kreuje Piotrowski należy do wyjątkowo brudnych. Pedofilia wśród księży okazuje się tu być zapalnikiem wielu spraw. Zresztą tu autor też jest bezkompromisowy. Słownictwo jest ostre, dzięki czemu delektowałem się dialogami poszczególnych osób.
Zaginięcia, brutalne mordy, motywy osobiste, porwanie. Piętno ma wszystko to, co powinien zawierać rasowy kryminał/thriller. I choć znajduje się tu pewien aspekt, który mógłby pokierować całość w stronę horroru, tak wszystko zostaje tu ładnie wyjaśnione. Jedyny minus? Przeciągnięta końcówka, która tak ładnie przedłuża wyjawienie tożsamości mordercy, a którą to już zdążyłem się domyślić wcześniej. I mimo, że założenie się potwierdziło, to końcówka nadal jest bardzo satysfakcjonująca.
Piętno jest brudne, kaleczy mentalnie, obnaża grzechy przeszłości, ale daje naprawdę sporo. Zwłaszcza, że ja nie miałem żadnych wygórowanych oczekiwań względem serii i będę musiał je zweryfikować. Bo kontynuacja zapowiada się smakowicie.
Absolutna bomba i to wykreowana rękami polskiego autora, która z całą pewnością prezentuje światowy poziom, a postać komisarza Igora Brudnego na stałe wchodzi do kanonu twardych glin, którzy prowadzą swoje sprawy bezkompromisowo. I jak to zwykle bywa, rozwiązania całej zagadki warto czasami poszukać we własnej przeszłości. I nie jest to spoiler, bowiem już na początku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-12
Jestem osobą, która może się podać za "obytą" w świecie Marvela, a przyznam, że nieraz tu było o dosłowny włos, aby pogubił się w tym zalewie postaci, jakimi raczy nas Abnett. Samo to w sobie nie byłoby złe, tyle że mamy tu dwa, (a w zasadzie trzy) różne masywne wydarzenia marvelowskie, na przestrzeni kilku zeszytów, które sporo zdradzają. A omawiany tytuł zalecam stosować jako takie uzupełnienie po lekturze Wojny Królów i Domeny Królów, bo można sobie naprawdę DUŻO zdradzić...
Strażnicy Galaktyki to formacja, która zyskała na ekranizacji i chyba każdy kojarzy z ekranu jakieś postacie. A tego tu jest więcej. Sam początek to próba zażegnania konfliktu na większą skalę, która jednak nie idzie dobrze. Grupka herosów, jaka udała się na widzenie z władcami Inhumans podpada dosyć szybko Black Boltowi i Meduzie, zaś Adam Warlock staje do walnej bitwy z Gabrielem Summersem. Żeby tego było mało, Phyla uprowadza członka rodziny królewskiej, czym zaognia tylko i tak nieciekawą sytuację, w zasadzie umiejscawiając Strażników na środku konfliktu.
Ten jednak w komiksie trwa kilka zeszytów, a z grona sojuszników wyłania się niespodziewany wróg. Jednocześnie część grupy z Star-Lordem czy Mantis trafiają do dalekiej przyszłości, napotykając grupę o podobnej nazwie, która również stara się zachować pokój w Galaktyce, ale wredni Badooni psują im szyki. Nasi bohaterowie dołączają do tej wesołej gromadki i szukają odpowiedzi. Na dodatek w całym tym zamieszaniu występuje jeszcze Kang Zdobywca...
I uwierzcie mi moi mili. To nie koniec. Co tu robi ciężarna Moondragon? Co to za dziwni wyznawcy Powszechnego Kościoła Prawdy? Kto odrodzi się tutaj z popiołów i ponownie zasieje strach w sercach herosów? Jak to się skończy?! Mówi się, że od przybytku głowa nie boli, a jednak...
Kłopot miałem z kreską, bo o ile początkowe zeszyty stylistycznie mi pasują do prowadzonej, ponurej historii, tak dalsza kreskówkowa krecha nijak mi do pewnych akcji nie pasowała, ale to subiektywne odczucie. I jeszcze ten ostatni, wskrzeszony jegomość, który wyglądem przypomina tego filmowego, a komiks wyszedł grubo przed filmem - kolejna z zagadek kosmosu do odgadnięcia...
PS. No i mało śmieszny ten Rocket, o Groocie nie wspominając. W dodatku mocno niewyględni... to już argument z de...
Jestem osobą, która może się podać za "obytą" w świecie Marvela, a przyznam, że nieraz tu było o dosłowny włos, aby pogubił się w tym zalewie postaci, jakimi raczy nas Abnett. Samo to w sobie nie byłoby złe, tyle że mamy tu dwa, (a w zasadzie trzy) różne masywne wydarzenia marvelowskie, na przestrzeni kilku zeszytów, które sporo zdradzają. A omawiany tytuł zalecam stosować...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-29
Ostatni już tom z pięcioksięgu traktującym o chwilowym, bolesnym upadku Batmana, który to zgotował mu Bane. Zresztą ten gagatek, w nieco "zdrowszej" formie też tu będzie występował. I tak jak zaczął, tak skończy całą tę sagę.
Batman upadł. Na czas rehabilitacji znalazł sobie zastępstwo, a potem musiał zastępcę "zwolnić" ze służby. A następnie... odszedł, pozostawiając jeszcze innego człowieka w roli Batmana. Tym razem bardziej sprawdzonego. Dick Grayson, który to pelerynę Gacka będzie zakładał jeszcze nie raz. Młody w skórze swojego mentora na szczęście nie będzie sam, gdyż u jego boku będzie działał aktualny Robin, czyli Tim Drake.
A początek nowej pracy Dick ma wyjątkowo trudny, bo uaktywnił się Two-Face, który ma własny plan na Gotham. I oczywiście Batmana. W dodatku bohater sam ma pewne traumatyczne przeżycia do przetworzenia i to będzie jego główna przeszkoda w walce. Nieco dalej Batman zmierzy się z zagrożeniem mającym wschodnie podłoże, zwłaszcza kiedy taki gagatek, jak KGBeast postanowi zmieść miasto z powierzchni Ziemi. Plus dwa oczekiwane powroty. Najpierw pojawi się sam Batman w nowym kostiumie plus poobserwujemy, co porabia Alfred, kiedy spędza czas wolny w Wielkiej Brytanii.
Cała masa walk i rozmów. Jedne zeszyty wyglądają lepiej, drugiej gorzej. To już standard. Czuć naftalinę, ale każdy fan serii TM-Semic poczuje się tu jak w domu, zwłaszcza że zawarte tu zeszyty nigdy nie były wydane w Polsce, a są bezpośrednią kontynuacją z takiego Knightquest. Dzięki temu można zapoznać się z pewną luką po całej historii.
Pytanie tylko, co ten tom wnosi? Dla mnie jest przydługim prologiem, który ma rozstawić na nowo pionki, ale nie ma w zasadzie wagi. Nowy kostium nie jest rewolucją burzącą podstawy postaci, a powrót Wayne'a nie jest czymś epickim. Nie wyczekiwałem go. Już bardziej cieszył mnie rozwój Nightwinga, który próbował sobie radzić w nowej roli. I choć piąty tom w gruncie rzeczy nie jest zły, ale też nie był mi w żaden sposób potrzebny...
Ostatni już tom z pięcioksięgu traktującym o chwilowym, bolesnym upadku Batmana, który to zgotował mu Bane. Zresztą ten gagatek, w nieco "zdrowszej" formie też tu będzie występował. I tak jak zaczął, tak skończy całą tę sagę.
Batman upadł. Na czas rehabilitacji znalazł sobie zastępstwo, a potem musiał zastępcę "zwolnić" ze służby. A następnie... odszedł, pozostawiając...
2023-10-30
Batman upadł. Został złamany. Jego miejsce zajął niejaki Jean-Paul Valley, który pogrąża się w szaleństwie, ale jednocześnie stara się być jak najlepszym następcą Gacka, łamiąc jednocześnie wszelkie zasady, jakie wyznawał poprzednik. Coraz więcej osób zaczyna zauważać, że Batmana już nie ma, a jego miejsce zajął uzurpator.
Z kolei Bruce Wayne próbuje podreperować swoje ciało, strzaskane po spotkaniu z Bane'm. Jedynym ratunkiem wydaje się być niejaka doktor Shondra Kinsolving, której zdolności mogą uzdrowić kręgosłup bohatera. Szkopuł w tym, że pewien jegomość porywa kobietę wraz z tatą młodego Robina i planuje wykorzystać umiejętności medyczki w sobie znanych celach. Wayne w towarzystwie wiernego Alfreda uda się na Karaiby, a potem do Wielkiej Brytanii.
Jednak nawet jeżeli cały zabieg się uda, to Bruce'a czeka rekonwalescencja w celu powrotu do formy, a okazja pojawia się na horyzoncie w postaci tajemniczej Shivy, która rzuca bohaterowi ofertę z tych nie do odrzucenia. Kwestią czasu jest też konfrontacja Batmana ze swoim nowym wychowankiem, który szkaluje nieco dobre imię swojego poprzednika.
Za jakość scenariusza odpowiada wiele zacnych nazwisk, takich jak Chuck Dixon, Doug Moench czy Alan Grant. Za rysunki odpowiadają zaś tacy artyści jak chociażby Graham Nolan, Jim Balent, Bret Blevins czy Mike Manley. Sprawia to, że po małym tąpnięciu w poprzednim tomie, tutaj całość wraca na odpowiednie tory i finalnie dostajemy naprawdę dobrą historię, o nieco odmiennym finale, który oferuje odkupienie nie tylko głównemu bohaterowi. Świetny zabieg.
Czwarty tom to zbiór przygód DC, który jest wart swojej ceny i stanowi pomost w pokazaniu pewnego fragmentu historii komiksu. Dla tych, który mieli przyjemność obcowania z serią Semic-TM to de facto wyprawa do czasów dzieciństwa i na pewno sentyment odegra dużą rolę. To przykład historii, która się co prawda zestarzała, ale nadal ma w sobie ukryte złoto. No i opasły tom ładnie prezentuje się na szafce. Aż mi nieco żal, że komiks wypożyczyłem, a nie kupiłem, ale w ramach oszczędzania trzeba było dokonać trudnych wyborów...
Batman upadł. Został złamany. Jego miejsce zajął niejaki Jean-Paul Valley, który pogrąża się w szaleństwie, ale jednocześnie stara się być jak najlepszym następcą Gacka, łamiąc jednocześnie wszelkie zasady, jakie wyznawał poprzednik. Coraz więcej osób zaczyna zauważać, że Batmana już nie ma, a jego miejsce zajął uzurpator.
Z kolei Bruce Wayne próbuje podreperować swoje...
2023-10-21
W historii Mrocznego Rycerza jest kilka momentów przełomowych, które na nowo definiowały postać i wstrząsały fandomem. Egmont postanowił przedstawić nam właśnie jedną taką kultową sekwencję, którą zresztą łatwo zaobserwować można na okładce. Do akcji ponownie wkracza Bane, który ma plan na złamanie Batmana zarówno duchem, jak i ciałem.
Ale żeby nie było tak prosto, najpierw ma zamiar zmiękczyć swój obiekt. W tym to właśnie celu Bane doprowadził do masowej ucieczki psycholi z Arkham, a złapanie wszystkich będzie nie lada wyczynem dla Batmana i jego nowego Robina, jakim jest Tim Drake. Chłopak będzie tu zresztą dumnie i uparcie sekundował bohaterowi, ale nawet to wsparcie okaże się niewystarczające...
Strach na Wróble, Zsarz, Killer Croc, Joker, Brzuchomówca. To tylko część atrakcji, jakie przygotowano tu dla nas i są to naprawdę dobre momenty przed wielkim finałem. Batman nie ma czasu na odpoczynek, zresztą o to chodziło Bane'owi. W końcu musi dojść do konfrontacji i zmiany rozkładu sił. Upadek Batmana boli tym bardziej, iż autorzy ładnie wytaczają nam drogę ku przegranej bohatera, który chce być ponad to wszystko, poświęcając naprawdę dużo swojemu alter ego.
Ale kultowa scena to nie wszystko, bo następuje gdzieś w połowie tego prawie sześćset stronicowego zbioru. To co idealnie obrazuje zaistniałą sytuację to sentencja: "Umarł król, niech żyje król". Bo stanowisko "Batmana" szybko zostaje zajęte przez inną figurę, bo w Gotham w końcu zawsze musi być jakiś zakapturzony bohater. I jest. Całkowicie odmienny od swojego pierwowzoru, ale jeszcze bardziej skuteczny.
Przed nowym Batmanem postawiono naprawdę trudne zadanie. Sam ma "kłopoty sam ze sobą", a tu jeszcze dochodzi szereg złoczyńców. Bo już zza węgła wystawia maskę Strach na Wróble, który ma plan, a gdzieś tam przemyka jeszcze Anarky. A na deser niejako powtórka z rozrywki. Bane zna prawdę i ma zamiar zmiażdżyć batmanią podróbkę tak jak oryginał.
Drugi tom jest nawet lepszy od pierwszego, choć niestety czuć tu miejscami naftalinę. I choć kreska podoba mi się dużo bardziej niż przy takim Punisherze z tego okresu, to nie mogę wziąć pod uwagę czynnika, który ma potężną siłę. Mianowicie - sentyment. Pamiętam jeszcze część zeszytów z oferty TM-Semic i amatorzy tej serii będą wniebowzięci przy tej ofercie Egmontu.
Mimo tego, że ta wersja Batmana już mocno zaśniedziała to i tak nie mogę tego nie polecać. Wszelkie minusy są jednak marginalne, a Knightfall daje zabawę w czystej formie. I wygląda bajecznie.
W historii Mrocznego Rycerza jest kilka momentów przełomowych, które na nowo definiowały postać i wstrząsały fandomem. Egmont postanowił przedstawić nam właśnie jedną taką kultową sekwencję, którą zresztą łatwo zaobserwować można na okładce. Do akcji ponownie wkracza Bane, który ma plan na złamanie Batmana zarówno duchem, jak i ciałem.
Ale żeby nie było tak prosto,...
2023-08-08
Interpretacja Makbeta i zagadnień około teatralnych w wykonaniu sir Pratchetta to istna, humorystyczna bomba, która jest dawką zalecaną na gorszy dzień. Praktycznie nie ma możliwości, aby humor nie uległ poprawie.
Król Verence dostaje kosę sztyletem i umiera, jak to mają w zwyczaju królowie w świecie Dysku. Staje się duchem nawiedzającym zamek, kiedy jego brat, książę Felmet, przejmuje władzę. Do pełni szczęścia trzeba tylko wyeliminować jeszcze jeden szczegół.
Dziecko, któremu pisana jest korona, ale życie małego jest zagrożone. Na szczęście malec trafia za kaprysem losu w ręce trzech specyficznych wiedźm, w tym jedna z nich to TA babcia Waetherwax, więc na pewno będzie śmiesznie. Do kanonu świetnych postaci dochodzą tu też niania Ogg i kot Greebo. Możecie też liczyć, że ikoniczny Śmierć też tu zaliczy występ gościnny.
Trzy wiedźmy mają plan na uratowanie królestwa, ale nie mogą się tak wprost zaangażować. Przynajmniej nie w sposób rzucający się w oczy. Zauważywszy wędrowny teatr zostawiają dziecko w rękach tutejszego dyrektora, a koronę chowają do skrzyni. Tak zaczyna się ta legenda, przy której miejscami można śmiać się do rozpuku.
Sir Terry to klasa sama w sobie. To unikat na skalę światową, w brytyjskim wydaniu. I przy tym jest uniwersalny, za każdym razem swoją opowieścią komentując jakąś materię. Postaci są zarysowane fantastycznie i nie mam żadnego punktu do którego mógłbym się przyczepić. Jedna z tych lektur, które wypada mieć na półce.
Interpretacja Makbeta i zagadnień około teatralnych w wykonaniu sir Pratchetta to istna, humorystyczna bomba, która jest dawką zalecaną na gorszy dzień. Praktycznie nie ma możliwości, aby humor nie uległ poprawie.
Król Verence dostaje kosę sztyletem i umiera, jak to mają w zwyczaju królowie w świecie Dysku. Staje się duchem nawiedzającym zamek, kiedy jego brat, książę...
2023-08-01
Kolejne spotkanie z nieudolnym czarodziejem, Rincewindem, który pokazuje jednak swoje duże serce i waleczność, nawet pomimo standardowej dawki kręcenia i prób ratowania swojego życia, po wpadce w bardzo poważne problemy, które tym razem wkraczają na wyższy poziom.
A zaczęło się od maga, który złamał zasady. Opuścił Niewidoczny Uniwersytet, ożenił się i spłodził dzieci. Jak wiemy już z "Równoumagicznienia" ósmy syn zwykłego niemagicznego człowieka zostaje magiem. Co się dzieje, gdy mag spłodzi osiem dzieci? Rodzi się czarodziciel. Istota, która jest magią. Która kreuje magię. Która zmieni cały dotychczasowy świat magiczny.
Tylko co na to magowie, którzy już przyzwyczaili się do pewnej maniery i roli społecznej. Teraz dostaną moce, które potrafią zawrócić w głowie. Cena: uznać przybyłe dziecko za rektora placówki. Nikt, nie jest w stanie powstrzymać chłopaka. Coin rządzi. W towarzystwie laski, która wydaje się żyć... Zaczyna się zamęt i kłopoty.
A tam gdzie kłopoty, tam i Rincewind, który wpada z rynny pod parapet. Aby uznać czarodziciela za rektora należy go "ukoronować". Szkopuł w tym, że kapelusz, jaki ma być użyty do tej ceremonii, ma własne plany. Nowa przygoda, nowe postacie, takie jak Conena, barbarzyńska fryzjerka czy Nijel Niszczyciel, który nadal nosi wełniane majty. No i jest Bagaż, który ma sugestywne spojrzenie (nie pytajcie).
Pratchett ma unikalny styl, którego próżno szukać gdziekolwiek. Żarty są świetne, choć historia jest w sumie prosta, ale być może to stanowi o sile dzieł zmarłego autora. Dla mnie to świetna okazja, aby poprawić sobie humor, bo książki na trudniejsze dni są jak panaceum na ból głowy.
Kolejne spotkanie z nieudolnym czarodziejem, Rincewindem, który pokazuje jednak swoje duże serce i waleczność, nawet pomimo standardowej dawki kręcenia i prób ratowania swojego życia, po wpadce w bardzo poważne problemy, które tym razem wkraczają na wyższy poziom.
A zaczęło się od maga, który złamał zasady. Opuścił Niewidoczny Uniwersytet, ożenił się i spłodził dzieci. Jak...
2023-06-06
W "Równoumagicznieniu" czuć było, że Pratchett powoli, ale metodycznie rozbudowuje wykreowany świat i była to piekielnie dobra lektura, ale do klasyk gatunku jeszcze jej trochę brakło. Autor sięgnął po postać, która wydawał się humorystycznie najlepsza. Sam ŚMIERĆ. Ten. Powstało coś cudownego.
Świat Dysku. Mała wioska i rodzina, która chce wypchnąć chuderlawego, dojrzewającego syna na czyjegoś pomocnika (bo w domu jest zbyt dużo gęb do wykarmienia). Kłopot w tym, że tytułowy Mort ma dwie lewe ręce i nie za bardzo się do czegoś nadaje. Ale po chwili pojawia się ON. Rzuca propozycję i tak niepozorny chłopak staje się czeladnikiem samego śmierci.
Ach, ŚMIERĆ to świetny typ, który wykonuje swoje zadania sumiennie, ale też ma czasami chęć na odpoczynek. Teraz trafia się ku temu okazja, bo przecież nowy nie odwali nic groźnego. Jest jeszcze Ysabel, przybrana córka śmierci oraz Albert, ni to lokaj, ni to gospoś, który zarządza przybytkiem pana otchłani. Szkopuł w tym, że Mort ma za mocny kręgosłup moralny i słabość do pewnej księżniczki, którą poznaje... poprzez pracę. Niewykonanie swoich obowiązków skutkuje paroma rzeczami, być może o globalnych skutkach...
Tak się prezentuje część fabuły czwartej odsłony cyklu Świat Dysku i ociera się on o czysty geniusz. Rozważania Śmierci na temat życia czy próby poznawania jego aspektów to czysta poezja i wytwór wyobraźni tak bogatej w szczegóły, że potrafi przytłoczyć detalami. Mort to też pokaz specyficznego, brytyjskiego humoru autora, choć tu żarty wydają się mieć bardziej uniwersalny przekaz. Niemniej jest ich sporo i uśmiech pojawia się na twarzy nader często.
Świetne charaktery, interesujące interakcje między nimi, humor i serducho, które czuć z kartek. To coś co jest znakiem rozpoznawczym Pratchetta. Wplatanie przemyśleń, (w tym przypadku nad śmiercią) to coś z czego będzie się składał każdy następny tom i trzeba przyznać, że jest barwnie. I unikatowo. Dajcie się porwać tej przygodzie. Istnieje szansa, że Was wessie na wiele tomów, bo to fantastyczna zabawa dla każdego. Dla nastolatka, jak i dorosłego. I każdy coś z tego wyciągnie dla siebie.
W "Równoumagicznieniu" czuć było, że Pratchett powoli, ale metodycznie rozbudowuje wykreowany świat i była to piekielnie dobra lektura, ale do klasyk gatunku jeszcze jej trochę brakło. Autor sięgnął po postać, która wydawał się humorystycznie najlepsza. Sam ŚMIERĆ. Ten. Powstało coś cudownego.
Świat Dysku. Mała wioska i rodzina, która chce wypchnąć chuderlawego,...
2023-12-18
Kilka ostatnich pozycji z sztandarowej serii pani Katarzyna cechowały się jakościowo trendem zwyżkowym. "Pokrzyk" niestety "postanowił się" wyłamać z tego schematu i oferuje nam mało ciekawy wątek kryminalny oraz sercowe perturbacje w trójkącie miłosnym Daniel-Weronika-Emilia.
Tak, ten na 100% zdecydowany jegomość z poprzedniego tomu, który padał na kolana przed Werą, tutaj ponownie odbija w sobie znaną stronę, przez co ta książka zachowuje się jak chorągiewka i wieje tam gdzie wiatr zadmie. Obdziera to postacie z wiarygodności rozwoju, jaki dokonał się na przełomie tych bez mała dziesięciu książek. Śmierdzi mi to też operą mydlaną/brazylijską telenowelą.
Pozycje Puzyńskiej do tej pory cechowały się też zacnym kawałkiem kryminalnym. Nope. To nie ten adres. Mało malownicza wiocha zabita deskami. Wnyki i tutejszy przeklęty dworek. W sprawę omyłkowo wikła się świeża pani Podgórska, zwłaszcza że szybko odkrywane są zwłoki. Kopp zostaje oskarżona o morderstwo i ucieka w teren, po drodze roztrząsając spore rany z przeszłości, przez co jej wątek wybija się tu z takiej sobie reszty. Daniel z kolei postanawia oczyścić jej imię i na dodatek angażuje się ponownie w romans. Emilia zaś miota się na prawo i lewo, zwłaszcza kiedy dochodzi do niej pewna ważna informacja, która zmienia wszystko.
A gdzie postacie drugoplanowe, które były obecne do tej pory w serii. Tak łatwo zostały zrzucone z planu, zastąpione przez iście unikatową rodzinkę w której każdy ma coś za uszami i której historia płynnie przekłada się na aktualne wydarzenia. I co to wszystko ma wspólnego z Klementyną? Jak się okazuje bardzo wiele. Tyle że wątek ten jest BARDZO przewidywalny i gdy następuje 'reveal' sprawcy to nie ma tu większych zaskoczeń. Pytanie zatem: skąd jednak pozytywna opinia o tej książce?
Standardowo czyta się to wszystko szybko i przyjemnie, a i kontakt z poprzednimi częściami zrobił swoje. Zwyczajnie zależało mi na postaciach, często zwyczajnie się wkurzając, że autorka pchnęła je w takim, a nie innym kierunku. Za to zakończenie jest istną bombą dla wielbicieli Lipowa. Mnie zabolało, bo pani Katarzyna gra tu z nami fragmentami historia w taki sposób, że dałem się nabrać, że dana osoba może coś zrobić, bo to nie pasuje wybitnie do jej profilu. A potem... trzęsienie Ziemi. I zgrzyt zębów.
Bo gdyby całość była jak finałowa sekwencja, tak ta książka byłaby najlepszą odsłoną serii. A tak jest jak mało lubiana potrawa, która ma świetny farsz, ale zanim się człowiek do niego dokopie, to trzeba się przekopać przez coś czego się zbytnio nie lubi. Zagrywka coś ala Mróz w serii z Chyłką, gdzie to co najciekawsze zazwyczaj dzieje się na końcu.
Tylko, że Puzyńską cenię sobie troszeczkę wyżej od pana Remigiusza i nie spodziewałem się tak taniego chwytu fabularnego. Lekki niesmak pozostał. Niemniej dla fanów serii must have. Być może wasze serduszka będą mocno krwawić, zupełnie jak moje...
Kilka ostatnich pozycji z sztandarowej serii pani Katarzyna cechowały się jakościowo trendem zwyżkowym. "Pokrzyk" niestety "postanowił się" wyłamać z tego schematu i oferuje nam mało ciekawy wątek kryminalny oraz sercowe perturbacje w trójkącie miłosnym Daniel-Weronika-Emilia.
Tak, ten na 100% zdecydowany jegomość z poprzedniego tomu, który padał na kolana przed Werą,...
2023-10-06
Mój kłopot z trzecią w kolejności książką śp. mistrza fantasy, w dodatku obleczoną w specyficzny humor jest taki, że jej lekturę z czasów jeszcze gimnazjum, zapamiętałem nieco inaczej niż postrzegam ją już jako bardziej świadomy czytelnik. Może dlatego więcej rzeczy wydaje mi się tu bardziej przyziemne niż zapamiętałem.
Nadal jest to unikatowe doświadczenie, bo książka daje wiele okazji do tego, żeby sobie prychnąć, kiedy leży się w kącie, co daje możliwość do nieświadomego kopiowania zachowania pewnej postaci z opowieści przez moją narzeczoną... (która próbuje się domyślić, co to spowodowało [nie daj Boże, ona] i świdruje mnie wzrokiem, myśląc że te głupkowate uśmiechy czegoś dowodzą, po czym zauważa, że coś czytam i się uspokaja [swoją drogą można cisnąc z kogoś bekę, trzymając książkę i ludzie pomyślą podobnie. Fantastyczne, zwłaszcza, że chroni przed `śliwką` pod okiem] - z drugiej strony bez książki taki uśmiech to broń obosieczna, zwłaszcza kiedy pojawi się wskutek zdarzenia sytuacyjnego, kiedy pamięć zadziała wreszcie jak należy i przywoła coś ze swoich głębin, taki fragment zapamiętanej opowieści i ludzie Ci się przyglądają, analizując czy ma się wszystkie klepki na miejscu...).
Pratchett miał dar ironicznego rozkładania wszelakich aspektów ludzkiego życia, takich jak funkcjonowanie społeczeństwa, mechanizmy psychologii, polityki, religii czy kultury (tu wstaw inną dowolną materię) na czynniki pierwsze, często obrazując je w nieco karykaturalny, odwrócony sposób. Ale funkcjonuje to tak, że dorosły czytelnik łatwo potrafi wyłapać takie niuanse, odniesienia, rozważania czy szpileczki wbite tu i ówdzie, pod w gruncie rzeczy uniwersalną historią, łatwą do przyswojenia nawet przez nieco młodszych czytelników. Problem jest tylko taki, że jest to subiektywne (jak każda twórczość, która coś wyraża) i nie zawsze trafia do każdego odbiorcy.
Esk od maleńkości pisano coś wielkiego. Jest ósma córką ósmego syna i zostaje wybrana przez umierającego maga, na jego następcę. Szkopuł w tym, że mag nie ma wyboru i dokonuje pewnego precedensu, przekazując swoją laskę kobiecie. Bo w tym świecie nie ma magów-kobiet. Są tylko faceci i ich skostniałe tradycje. Mamy zatem młodą, dojrzewającą dziewczynkę i jej cudaczną, ale cudowną opiekunkę, Babcie konta magiczny patriarchat. Plus wspomnianą magiczną laskę, która pełni rolę kufra z poprzednich dwóch historii z tego świata. Laska ma wywalone na nierówności w ramach płci i wspomaga wybraną w swoich dążeniach. Na różne sposoby.
W tle cały zalew absurdu oraz podbudowa świata na potrzeby dalszych historii. Dlatego też Równoumagicznienie traktuję jako udany produkt rzemieślniczy, który służy czemuś. Tu temat równouprawnienia płci, w tle zmieniając pewne uprzedzenia, wynikające z tradycji. Kozy. Ankh-Morpork. Magia. Czarownice. Niewidoczny Uniwersytet. Bibliotekarz-orangutan. Nieco więcej na temat prawideł rządzących światem Dysku. I ta lekkość pióra, której można tylko pozazdrościć. To też idealne miejsce na rozpoczęcie przygody z całą serią. A będzie tylko lepiej.
Mój kłopot z trzecią w kolejności książką śp. mistrza fantasy, w dodatku obleczoną w specyficzny humor jest taki, że jej lekturę z czasów jeszcze gimnazjum, zapamiętałem nieco inaczej niż postrzegam ją już jako bardziej świadomy czytelnik. Może dlatego więcej rzeczy wydaje mi się tu bardziej przyziemne niż zapamiętałem.
Nadal jest to unikatowe doświadczenie, bo książka...
To prawdopodobnie mój pierwszy komiks, jaki kiedykolwiek przeczytałem. To było w podstawówce, a ja dopiero odkrywałem 'magię', jaką otaczała się szkolna biblioteka. Część regałów była "zakazana", bo nie byłem w odpowiednim wieku, ale najniżej położone półki były dostępne i pełne komiksów, które wyglądały jak większe szkolne zeszyty. Był tam Tytus, Romek i Atomek. Był Kajko i Kokosz. Był Asterix i Obelix. Był Lucky Luke. I wiele innych. I to był czas beztroski, kiedy wyobraźnia działa 'bardziej'.
I stąd ta ocena. Realnie pewnie dałbym coś pomiędzy siedem a osiem, bo historia Thorgala jest tylko wyciętym fragmentem całości, który wymaga poświęcenia trochę czasu, aby ogarnąć umysłem całość ogromu tej opowieści. Ale potężna jest siłą sentymentu. Oj, potężna. Bo zawsze trzeba gdzieś zacząć. A to był piękny początek.
Poznajemy tego niby-wikinga, który jednak kieruje się honorem i łagodnością, gardząc przemocą. Jest zdolnym łucznikiem. Poznajemy jego otoczenie i Aaricię, ukochaną, z którą chce żyć, ale na drodze do szczęścia staje im jej ojciec. Całość akcji zaczyna się od mocno niekomfortowej sytuacji dla bohatera, kiedy przypięty do skały, zostaje zostawiony na śmierć.
W takiej, a nie innej sytuacji zastaje go pewna kobieta, która ma interes w tym, aby uwolnić bohatera. W zamian chce tylko roku jego życia i wykonania kilku zadań... Thorgal to komiks, który czerpie garściami z legend i baśni północy, choć nie tylko. To komiks, który ma unikalny klimat i nie uświadczycie to super mocy. Jest co prawda magia i są interesowni bogowie, ale odkrywanie historii bohatera i przywiązanie do jego losów stanowi clue programu. Wiedzcie, że tej parze będzie trudno uzyskać wymarzony spokój i miłość będzie siłą napędową wielu akcji.
Mamy tu jeszcze jedną, pomniejszą historię, ale stanowi ona tylko smaczek co do głównej historii. Fajnie odnosi się do mitu nieśmiertelności i kosztów, jakie się za to płaci.
Zeszyty opisujące przygody bohatera mają zazwyczaj około pięćdziesięciu stron, więc jest to relatywnie mało, ale treść wynagradza oszczędność stron, a wyobraźnia Jeana Van Hamme'a jest cudowna. Prace Grzegorza Rosińskiego to czysta magia, która na lata określiła moje standardy co do komiksu. Ten duet potrafił czarować.
Fajna alternatywa dla mainstreamowych komiksów, która ma na dodatek kultowy status w Polsce. Według mnie zasłużenie. Ale to mój sentyment, a wy jeżeli zechcecie, przekonajcie się o tym na własnej skórze. Istnieje szansa, że też Was 'weźmie'.
To prawdopodobnie mój pierwszy komiks, jaki kiedykolwiek przeczytałem. To było w podstawówce, a ja dopiero odkrywałem 'magię', jaką otaczała się szkolna biblioteka. Część regałów była "zakazana", bo nie byłem w odpowiednim wieku, ale najniżej położone półki były dostępne i pełne komiksów, które wyglądały jak większe szkolne zeszyty. Był tam Tytus, Romek i Atomek. Był Kajko...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to