-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-06-06
2024-05-30
To nie było moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale zdecydowanie kolejne spotkanie nastąpiło po prawie 10 latach. Strasznie brakowało mi tego starszego klimatu fantastyki, jakiej teraz już nie sposób doświadczyć w nowo wydawanych książkach.
Jak zawsze Anne Bishop przeniosła mnie do świata pełnego magii, zawiłych problemów, i niesamowitych bohaterów. Autorka jak zawsze buduje swój świat na dialogach, ale nie zapominając o tle, który zdecydowanie nie jest przesadzony jeśli chodzi o opisy. Autorka stworzyła wizję książki, jak opowieść o Wilku i Czerwonym Kapturku. Tylko tym razem Wilk waha się nad zjedzeniem Kapturka.
Pomysł na fabułę porywający, nietypowy ale i przerażający bardzo. W szczególności tyczy się to Wieszczek Krwi, które nie bez powodu w radykalny sposób są traktowane. Głównym wątkiem jest to, gdzie Inni - terra indigena są skonfliktowani w odwiecznej wojnie z ludźmi lub jak oni zwą ich przyrównywać do pewnych stworzeń "małpami". Ten niesamowity zabieg, dwóch różnych światów, których do tej pory nie spotkałam w żadnej innej książce, strasznie mnie wciągnął i nie zaprzeczę szybko ją pochłonęłam.
Akcja toczy się wolnym rytmem, powodując przyjemne oczekiwania na coś zaskakującego. Autorka zgrabnie w danym momencie je podkręca. Głównie wszystko kręci się wokół Meg, oraz Innych, ale pojawia się wątek tajemniczej choroby, która atakuje zarówno ludzi, jak i Innych - po prostu zaczynają dziczeć.
Mamy tu sporo bohaterów. Simon - Inny - Terra Indigena przybiera zwierzęcą formę, jak i ludzką. Gardzi ludźmi, ale stara się ich zrozumieć, decyduje się na poszukiwaniu ochotnika, który będzie chciał dogadać się z ludźmi. Meg - człowiek - Wieszczka krwi, czyli Cassandra Sangue. Ukrywa pewien sekret, i ucieka przed oprawcami, tym samym decydując się na pracę u Simona. Inni, mają zupełnie inne wyobrażenie o traktowaniu takich jak Meg, przez ludzi. Sam, mały terra indigen, który utknął przez traumę w dzieciństwie w ciele małego wilczka, jednakże spotkanie z Meg, wszystko u niego zmienia. Są też takie stworzenia jak Tess, które ukrywają swoją prawdziwą naturę dla dobra innych, gdyż ich istnienie to czysta śmierć. Mamy tu różnych zmiennych, w kojoty, niedźwiedzie, wrony i wiele innych, a nawet same Żywioły, takie jak Zima, czy Ogień.
Pojawienie się Meg, zmienia coś w Innych, i daje nadzieję na jakieś porozumienie z ludźmi. Anne Bishop muszę przyznać, zaskoczyła mnie trochę nadając Meg dosyć straszną i przerażającą moc, której uaktywnienie jest bardzo wstrząsające. Najgorsze w tym jest to, jak dobrze obrazuje emocje takiego czynu, która w naszej rzeczywistości czasami ktoś sam na własnej skórze doświadczył.
Ogromnym plusem jest to, że główni bohaterowie, są w większości dojrzałymi ludźmi. A nie nastolatkami, jak zazwyczaj wybierają teraz takich bohaterów autorzy. Mamy tu nie tylko świetny przykład fantastyki, i tej otoczki niezwykłości, ale są tu też momenty w których dostrzegamy więź, która niespodziewanie zamienia się w coś więcej, a także problemy które dotyczą nie tylko postaci z książek, ale mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zakończenie jest dobre, ale nie rozwiązuje wszystkich problemów. Autorka postanawia zostawić je na następną część. Czekam na nie z niecierpliwością. Jakie to było dobre!
To nie było moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale zdecydowanie kolejne spotkanie nastąpiło po prawie 10 latach. Strasznie brakowało mi tego starszego klimatu fantastyki, jakiej teraz już nie sposób doświadczyć w nowo wydawanych książkach.
Jak zawsze Anne Bishop przeniosła mnie do świata pełnego magii, zawiłych problemów, i niesamowitych bohaterów. Autorka jak...
2023-08-25
Czasami zdarza mi się by vibe na temat jakiejś książki, spowodował że nie zastanawiam się wcale - tylko idę do księgarni i kupuję ten zachwalany przez większość tytuł. Później po przeczytaniu,
głowię się co kierowało tymi ludźmi, że zachwalają „dzieło”, które powoduje tylko chęć rzucenia go w kąt. Czy naprawdę to książka godna polecenia?
Opowieść „Marzyciela” nie zaskakuje, ani nie wzbudza wątpliwości. Choć początek naprawdę wciąga i zachęca do dalszego poznawania losów bohaterów, to później jakby wszystko zamienia się w mamałygę. Może być smaczna, ale im dłużej jej się przypatrujesz, masz ochotę ją wyrzucić, jednakże tego nie robisz, bo po prostu szkoda, dlatego ledwo z ociągnięciem ją zjadasz. Takie miałam wrażenie po przeczytaniu tej książki, jakbym miała dostać coś naprawdę intrygującego, godnego uwagi, a zostałam bardzo niemiło rozczarowana i zanudzona do granic możliwości.
Bohaterowie nijacy, niby dążący do swoich celów, ale przez takie wertepy przez które nie wierzą, że w ogóle kiedyś przejdą. Każdy ma określony profil psychologiczny, ale to nie zmienia faktu, że brakuje bohaterów którym chciałabym kibicować. Lazla tylko snuje się w swoim świecie, i na wszystko rozkłada ręce, bo los go przecież musiał czymś pokarać. Nero zmuszony sprostać oczekiwaniom innym, jako jedyny coś w sobie miał, bo był przynajmniej sobą. I jedyna kobieca postać Sarai, jak można się było spodziewać musi być krucha, i nieśmiała, ale przez to strasznie nudna. Wątek miłosny, niestety nie uratował postrzeganie przeze mnie bohaterów.
Miałam nieodparte wrażenie, że autorka musi wielokrotnie powtarzać, chociażby fakt dlaczego bohaterowie idą w tą, a nie inną stronę. Jakby to musiało być coś co musi się utrwalić czytelnikowi, bo jednorazowe, a nawet dwukrotne powtórzenie nie poskutkuje. I to nie tyczyło się tylko tej jednej kwestii. Tu co rozdział do czegoś wracaliśmy. Na domiar złego te opisy, ciągnące się w nieskończoność, a nie wnoszące nic do opowieści. Choć dla niektórych może to być ogromny plus, bo mamy wszystko skrupulatnie opisane, jak choćby sam świat i jego dziwy, ale przecież nie tylko o to tu chodzi. Miałam nadzieję, że chociaż pojawi się tu jakaś akcja, dzięki której będę mogła coś dobrego powiedzieć o tej książce, niestety jej to nawet nie ma co tu szukać. A zakończenie? Szkoda komentować.
„Marzyciel” z pewnością przypadnie do gustu czytelnikom lubiącym się w długich opisach, zagmatwanej historii, dowodzącej że nie wiadomo skąd się wzięło z czego, ale tak już musi być. Mnie osobiście urzekła jedynie okładka i opis świata, za którego faktycznie należy się ogromny plus, i to że faktycznie jest to gatunek fantastyczny, ale zbyt mocno zakorzeniony w parę wątków, wokół których kręciła się cała książka mająca prawie 500 stron. W planach mam przeczytać jej kontynuacje, tylko dlatego że posiadam tom 2, a do którego wcale a wcale mi nie spieszno, bo nie spodziewam się, że wypadnie lepiej od swojej poprzedniczki.
Czasami zdarza mi się by vibe na temat jakiejś książki, spowodował że nie zastanawiam się wcale - tylko idę do księgarni i kupuję ten zachwalany przez większość tytuł. Później po przeczytaniu,
głowię się co kierowało tymi ludźmi, że zachwalają „dzieło”, które powoduje tylko chęć rzucenia go w kąt. Czy naprawdę to książka godna polecenia?
Opowieść „Marzyciela” nie...
Książki Melissy znam już od jakiegoś czasu, i w większości te historie do mnie przemawiają. Jednak czasem zdarzają się i takie jak ta, która nie do końca gra melodię, którą chcę słuchać.
Autorka stworzyła dość długi wstęp, który szczerze trochę mnie zaskoczył. Zwykle początek to nagłe uderzenie, które szybko niknie, jakbyśmy nie do końca go odczuli, ale na więcej trzeba poczekać. Tu trochę zostało to przeciągnięte. Melissa Darwood wrzuciła w swoją książkę sporo ciekawostek, jak choćby coś dla fanów Coca-Coli, informacje tutaj mogą być dla nich zaskoczeniem. Czy też takie ciekawe wzmianki o historii, a nawet o przyrodzie. Bardzo lubię, gdy autorzy chcą w swojej książce przemycić jakąś ważną wiedzę lub uśmiadomić czytelnika w pewnych kwestiach.
Głównym wątkiem książki miała być Larysa i spotkanie w swoim życiu dwóch tajemniczych mężczyzn, gdzie ma mieć problem z wyborem tego właściwego. To moim zdaniem tu się nie udało. Bardzo szybko wybiera tego jednego, a tego drugiego nie ma ochoty w ogóle oglądać, więc tu budowa tego wątku nie wyszła.
Dużo się działo nie zaprzeczę, ale bardziej między bohaterami, niż w ogólnej sytuacji w jakiej się znajdowali. Niestety wiele scen w książce zostało pominiętych, i mamy nagły przeskok z danej sytuacji, do kolejnej ale to pomiędzy gdzieś się zapodziało. To wprowadzało taki chaos, że stałam się mniej uważna, i nie wchłaniałam już tak historii jak na początku.
Mamy dwoje bohaterów, którzy prowadzą w tej historii narracje, ale jednego z nich nie chcę tu przetaczać, bo to będzie spojler. Dlatego powiem, że jedną z nich jest Larysa 18latka, która marzy o prawdziwej miłości, kocha marzyć, rysować, malować i nie miała jeszcze chłopaka, a strasznie jej zależy by kogoś znaleźć. Spotyka na swojej drodze dwóch kandydatów - Gabriela, który z początku wydaje jej się bardzo odpychający i niebezpieczny oraz Daniela, który kusi ją swoim wyglądem, nieprzeciętnym językiem ale coś jednak w nim ją niepokoi. Oboje ukrywają sekret. Jeden z nich jest Guardianem tym dobrym który chroni ludzi przed decyzją nicości, a drugi Tentatorem, czyli tym złym, który namawia ich do skończenia ze swoim życiem. Obaj są odwiecznymi wrogami, żyjącymi już wiele lat.
Zadziwiło mnie to, jak Larysa przekonała się do jednego z nich od tak, jakby wcześniejsze obawy nie istniały, i w zasadzie tak bardzo chce mieć faceta, że w sumie może to rzucić na dalszy plan. Jak to mówią miłość nie wybiera... ale serio? W taki sposób? Autorka w tym przypadku nie postarała się o zbudowanie emocji, które z fascynacji przeradzają się w miłość. To był po prostu nur w głęboką wodę i już.
Larista, to historia podobna do Śpiącej Królewny, którą książę musi obudzić z wiecznego snu. W tym przypadku jest na odwrót i to królewna musi uratować księcia z jego koszmaru. Dziwne sprzeczności w tym co mówili, a co robili były niestety nie do przyjęcia. W szczególności ten przeciągający się moment w którym on chce jej wyznać prawdę, a ona chce ją poznać. Przeciąga się to w nieskończoność, zamiast wyklarować w końcu w któreś z kolei rozmowie na ten temat. Niestety to było tak wkurzające, że cała przyjemność z innych ciekawych sytuacji została przez to przygnieciona i uduszona. Nie odpuszczam jednak, zabiorę się za kolejne dwie części i przekonam się, czy następczynie wypadną jednak lepiej.
Książki Melissy znam już od jakiegoś czasu, i w większości te historie do mnie przemawiają. Jednak czasem zdarzają się i takie jak ta, która nie do końca gra melodię, którą chcę słuchać.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutorka stworzyła dość długi wstęp, który szczerze trochę mnie zaskoczył. Zwykle początek to nagłe uderzenie, które szybko niknie, jakbyśmy nie do końca go odczuli, ale na więcej trzeba...