-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-02-15
2014-11-07
2014-08-06
2014-07-25
2014-07-04
Ostatnio jestem wręcz bombardowana recenzjami i informacjami o „Rywalkach” Kiery Cass. Osobiście nie jestem fanką takich historyjek, ale postanowiłam sprawdzić czy książka, którą sporo osób wychwala i wynosi na wyżyny literackiego kunsztu, warta jest spędzenia nad nią czasu. Może jestem już za stara na takie bajki, ale tej książce mówię stanowcze nie.
Złota klatka
„Rywalki” opowiadają historię młodziutkiej dziewczyny pochodzącej z jednej z najniższych klas społecznych – Piątek. Za namową mamusi zgłasza się do Eliminacji i tym sposobem zostaje wybraną jedną z kandydatek na przyszłą królową. America, bo tak ma na imię nasza nieszczęśliwa amerykanka (dziwne imię, ale to już wymysł autorki!) staje się nagle osobą medialną, przeprowadza się do pałacu i zaczyna przyjaźnić się z pozostałymi kandydatkami w królewskich Eliminacjach. Historia brzmi trochę jak bajka o Kopciuszku – ona, biedna dziewczynka z ubogiej rodziny i on, potężny książę, który musi rządzić całym krajem. Niestety u Kiery Cass nic nie brzmi tak jak powinno. America ma potencjał na królową, ale jest tak zamotana między swoje miłostki, że staje się dla mnie osobą dosyć sztuczną. Dla swojej rodziny zrobi wszystko, ale przez to staje się kukiełką, która gra tak jak życzy sobie książę. Jest tak miła, dobra i wręcz nieskazitelnie grzeczna, co nadaje nowe znaczenia dla słowa rywalizacja. Z kolei książę Maxton… jest jednym z najbardziej bezbarwnych bohaterów z jakimi miałam (nie)przyjemność spotkać się w książkach. Niby wyrachowany, ale też nieznający życia. Słodki aż do bólu. Nie mający wcześniej żadnych romantycznych kontaktów z płcią piękną, teraz wręcz upaja się swoją władzą. Oczywiście, odsyła niechciane kandydatki bez mrugnięcia okiem, tłumacząc to problemami politycznymi. Ot, taki współczesny facet żyjący w złotej klatce.
Walka na sukienki
Jeśli ktoś myśli, że kandydatki walczą ze sobą wykorzystując różne chwyty, ostre słówka i inne dziwne przedmioty, to będzie zaskoczony. Bronią jaką stosują dziewczyny są … sukienki, biżuteria i piękne fryzury. Czytając czułam się jakbym przeżywała relację z pokazu haute couture. Najgorszy psikus w książce – zerwanie ze złości ramiączka sukienki, czy oblanie białej sukni czerwonym winem. Biedne dziewczyny, aż żal mi ich braku wyobraźni! Przydałaby się tam porządna diablica, która pokazałaby jak wygląda prawdziwa walka!
Show must go on
Moje pierwsze skojarzenie po przeczytaniu książki – reality show. Wszystko dla publiczki i pod publiczkę. Ważne żeby lud był zadowolony. Bohaterki robią sobie pięknie zdjęcia do gazet, udzielają wywiadów w telewizji, uśmiechają się do kamer, które śledzą każdy ich krok, poddają się metamorfozom. Znajome? Aż za bardzo. Nawet sama pamiętam dosyć podobne „programy”, którymi parę lat temu raczyła nas nasz polska telewizja. Jednak jest jeden plus tak przedstawionej historii - telewizja kłamie i nie należy wierzyć we wszystko co spływa do nas ze szklanego ekranu. Bohaterka też na koniec zrozumie, że życie w pałacu wcale nie jest tak kolorowe jak podają media.
Ten inny świat
Cała historia umiejscowiona jest w futurystycznym świece, można by rzecz, że wręcz w dystopijnym. Jednak słowo „wręcz” jest tu kluczem. Autorka opisuje świat po łebkach, nie zagłębiając się w żadne szczegóły tworząc tylko ładną otoczkę dla całej historii. Wszystko wygląda słodko i ładnie, zaś między wierszami pojawia się raz historia w wersji mini, czyli biedne USA, które zostały zniszczone przez niedobrą Rosję i Chiny. I w ten sposób cudownie pojawią się klasy, od elitarnych Jedynek do podrzędnych roboli, czyli Ósemek. Nie wiadomo skąd wzięły się klasy, ani jak naprawdę wyglądają stosunki między nimi. To nie jest już ważne dla autorki ani tym bardziej dla fabuły.
A na koniec ….
Mogę tylko napisać – czytacie na własną odpowiedzialność. I tyle. Nie ma tu wyrazistych bohaterów, napięcia między Americą i Maxtonem, ani też tym trzecim ;) Dialogi są płytkie i przejaskrawione. Zaś największym minusem jest rozbicie historii na 3 książki! Moim zdaniem ładnie można to było wszystko zmieścić w 1 tomie, bez niepotrzebnego wałkowania najnowszych trendów w modzie i opisywania randek większości bohaterek.
Nie wiem komu mogłabym polecić tę historię. To typowa literatura młodzieżowa, niewymagająca większego myślenia i zaangażowania mózgu. Takie proste czytadło do poduszki i do zapomnienia na następny dzień. Taka bajeczka na dobranoc.
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2014/07/wszystkie-chwyty-dozwolone-rywalki.html
Ostatnio jestem wręcz bombardowana recenzjami i informacjami o „Rywalkach” Kiery Cass. Osobiście nie jestem fanką takich historyjek, ale postanowiłam sprawdzić czy książka, którą sporo osób wychwala i wynosi na wyżyny literackiego kunsztu, warta jest spędzenia nad nią czasu. Może jestem już za stara na takie bajki, ale tej książce mówię stanowcze nie.
Złota...
2014-07-01
2013-07-26
Dawno nie czytałam tak niespójnej książki i długo zastanawiałam się jakby ją ocenić! A wszystko zapowiadało się tak pięknie. Ale po kolei – główną bohaterką jest tutaj policjantka i równocześnie wiedźma Dora Wilk (jej magiczne alter ego to Jada). Po matce odziedziczyła magię płodności, a po ojcu magię Pani Północy, co sprawia, że jest rozdarta między różne światy. Przez całą książkę zastanawia się czy lepiej być bardziej ludzką, mieszkać w Toruniu, dalej łapać wrednych bandytów i być przykładną policjantką czy może przenieść się do magicznego Thornu zostać już przykładną wiedźmą, dalej łapać wrednych, ale magicznych bandytów. Jak przystało na prawdziwą heroinę kopie tyłki z prędkością światła, jest pewna siebie (co tylko nam pokazuje, że brawurą chce zatuszować jaka jest w rzeczywistości słaba i nieszczęśliwa swoim dwubiegunowym/dwuświatowym życiem). Uważa siebie za superlaskę, której nikt się nie oprze (nieważne czy diabeł, anioł, magiczny psychol, koledzy z komendy czy nawet obleśny prokurator) i co jest najbardziej irytujące - za łatwo jej wszystko w życiu przychodzi (oby więcej było takich policjantów z szóstym zmysłem!).
Wątek romantyczny – oczywiście jest! Tym razem mamy … trójkącik z diabłem i aniołem. Wszystko byłoby super, gdyby można było chociaż wyniuchać jakąś chemię między bohaterami. Jednakże nie ma nic, nada! W skrócie - cała sytuacja polega na tym, że chcą, ale nie mogą, pożądają się, ale wolą być przyjaciółmi itp. itd. To jest już takie męczące! Ile książek ostatnio powstało o romantycznych problemach, autorzy proszę, czasami warto się trochę wysilić i napisać coś innego!
Na plus na pewno mogę zaliczyć postać diabełka Mirona i aniołka Joshua. Są świetnie wykreowani, nie sposób ich nie lubić i nie przeżywać ich małych i większych dramatów w świecie nieba i piekła. Na pewno bardzo ciekawie Jadowska potraktowała system jakim rządzą się niebiosa, ponieważ rada anielska jest bardziej diabelska! Pan Piekła wymięka w porównaniu z archaniołem Rafaelem i Gabrielem. Przyznaję jest to bardzo ciekawa koncepcja, z którą także można się spotkać czytając inną polską serię – „Zastępy anielskie” napisaną przez Maję Lidię Kossakowską.
Muszę przyznać, że wątek kryminalny jest nieciekawy i nijaki. Zarówno jeśli chodzi o śledztwo Dory w realnym życiu, jak i śledztwo nadnaturalne. Wszystko zostaje bardzo szybko rozwiązane, bez żadnej iskry i napięcia. Co najsmutniejsze, już w połowie książki było mi obojętne kto jest tym niegodziwym magiem, który porywa nadnaturalne istoty. Z kolei wątek zabójstwa starszej pani był bardzo przerysowany. Strasznie męczyły mnie dywagacje Jadowskiej o jedynym słusznym radiu, jedynej słusznej partii, moherach itp. Za dużo tu było uprzedzeń i polityki. Jak chcę posłuchać o tym to po prostu włączam TV! Od książki tego już nie wymagam. Oprócz tego Aneta Jadowska zawarła w książce o wiele więcej swoich przemyśleń - ja wiem, że można nie lubić hip-hopu, który może i ma czasami płytkie teksty, że można nie lubić amerykańskich komedii i filmów sensacyjnych, ale czy wszyscy muszą o tym wiedzieć? Albo inaczej – czy wnosi to cokolwiek do fabuły? Raczej wątpię. Dla mnie to wszystko było pisane po to, aby tylko zapchać tekstem jeszcze parę stron i koniec końców wyszło to nienaturalnie sztucznie.
Podsumowując – książka nie jest ani nowatorka ani zbytnio ciekawa. Wszystkie pomysły już wcześniej zostały użyte. Na szczęście historyjkę czyta się szybko i nie trzeba zbytnio myśleć nad treścią (co dla niektórych chyba jest jedynym plusem przy tego typu historiach!). Jednakże czytanie po to, aby przeczytać i nic nie wynieść z treści jest moim zdaniem bezsensowne. Jako wakacyjna książka na leżak jest idealna i tylko w takiej wersji mogę tylko polecić;) W innym wypadku pamiętajcie , że czytacie na własną odpowiedzialność;)
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2014/04/zodziej-dusz-aneta-jadowska.html
Dawno nie czytałam tak niespójnej książki i długo zastanawiałam się jakby ją ocenić! A wszystko zapowiadało się tak pięknie. Ale po kolei – główną bohaterką jest tutaj policjantka i równocześnie wiedźma Dora Wilk (jej magiczne alter ego to Jada). Po matce odziedziczyła magię płodności, a po ojcu magię Pani Północy, co sprawia, że jest rozdarta między różne światy. Przez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-19
2014-02-14
2013-12-14
2013-03-16
2012-08-17
2013-02-02
2013-03-19
2013-03-28
2013-09-29
2013-09-18
2013-06-02
2013-05-23
Wraz z walentynkowym szałem na ekranizację Greya postanowiłam się zbuntować i zamiast iść za tłumem w stronę kina zrobiłam coś innego. Jako że wszędzie widziałam serduszka i misie, a ogrom miłości, który czułam w powietrzu zaczął mnie delikatnie mówiąc przytłaczać, zdecydowałam się jednak dorzucić swoje trzy grosze to tego narodowego ruszenia i wzięłam się za erotyk. Wiem, mama zawsze mówiła, żebym się uczyła na błędach i wyciągała z nich wnioski. I co? Znowu się wzięłam za czytanie książki, która nic nie wnosi, ani tym bardziej nic nie zmieni w moim życiu. Sprawiła jedynie, że dobrze mi się nad nią usypiało. I to jest jedyny plus owej historyjki.
O czym tak naprawdę jest „Piękny drań”? Ano mamy super seksownego szefa, młodego boga i rekina biznesu, któremu ledwo trzydziestka stuknęła na karku. Bennet Ryan, gdyż tak nazywa się nasz pogromca niewieścich serc, wraca po paru latach pracy dla koncernu L’Oreal na stare chicagowskie śmieci i zostaje uwaga – dyrektorem strategicznym marketingu. Facet oczywiście ma wszystko o czym marzą kobiety:
-ciało atlety - cudowne mięśnie zarysowujące się pod koszulami, garniturami + inne niewidoczne dla oka przymioty,
-cudowny głos sprawiający, że kobiety z miejsca zrzucają ciuchy,
-odpowiedni wzrost, którym przytłacza i pokazuje swoją siłę i dominację,
-przenikliwe spojrzenie, które śni się po nocach niewinnym asystentkom,
-drogie i markowe garnitury – nasz amant, nie może oczywiście pokazać się w jakiś szmatkach, wszystko musi być z najwyższej półki i z odpowiednią metką rodem z haute couture,
-na koniec nie może zabraknąć kasy! I to tony kasy. Bez zielonych Bennet prawdopodobnie nie byłby takim ciachem, prawda?
Zbierając te wszystkie cechy mamy o ironio kolejnego pana Greya! Myślałam, że autorkom już się to znudziło, jednak świat aż taki piękny nie jest. Na szczęście bohaterka „Pięknego drania” ma w sobie o wiele więcej ikry niż Ana Steel. Nie modli się do swojej wewnętrznej bogini, za to nadużywa rynsztokowego języka, a w pracy tylko myśli jak zaliczyć swojego szefa, gdzieś tam w międzyczasie nad czymś pracując. Normalnie praca ideał. Można zarobić i się nie narobić oraz przy okazji zaliczyć. Chloe tylko ładnie wygląda, oczywiście ubiera się u najlepszych światowych projektantów, zawsze pięknie pachnie i tylko kusi naszego szefa, który o dziwo nie jest w stanie się jej w żaden sposób oprzeć.
Autorki, gdyż pod tym pseudonimem kryją się dwie panie, starają się jak mogą i próbują budować fabułę historyjki. Coś im w tym jednak nie wychodzi, gdyż „Piękny drań” fabuły żadnej nie ma. Każdy rozdział składa się z trzech powtarzających się elementów. Mamy kłótnię bohaterów (1), słowne przepychanki (2) oraz godzenie się (3), które obejmuje mniej lub bardziej gorący szybki numerek. Autorkom w tym polu raczej brakuje polotu, gdyż jedyne w czym pokazują swoją wyobraźnie są miejsca, gdzie Bennet i Chloe poznają się lepiej. Mamy więc o zgrozo biuro i jeszcze więcej biura, windę, schody, kilka toalet oraz przymierzalni, nawet zahaczyli raz o hotel! Żeby było jeszcze gorzej każdy, potarzam każdy rozdział zaczyna się lub kończy szybkim numerkiem. Biorąc pod uwagę objętość książki 50% zawiera sceny erotyczne, 45% kłótnie bohaterów, 4% nijaką fabułę i 1%, w którym można się co nieco dowiedzieć o bohaterach. Są, a jakby ich nie ma. Nie wiemy co lubią, ani czego nie lubią (za wyjątkiem awersji Chloe do róż), nie poznamy ich przemyśleń, może za wyjątkiem tych o ulubionych pozycjach, a pozostali bohaterowie? W sumie, nie mogę sobie żadnych przypomnieć!
Boleję nad tym, że takie „dzieło”, które notabene było fanficiem słynnego i znienawidzonego „Zmierzchu” trafiło do Polski i dziwnym trafem znalazło wydawcę oraz nabywców. Ani to porywa, ani nie rozgrzewa do czerwoności. Coś z tym jest nie tak? Niestety już dawno pogodziłam się z myślą, że nie trafię na dobry erotyk. Każda książka pretendująca do tego zaszczytnego miana jest nijaka i powielająca całą masę przeróżnych schematów. Nie wiem? Może współczesne kobiety śnią po nocach o bogatych biznesmenach i finansistach? Dziewczyny – nie ma o czym marzyć. Finanse są jedną z najbardziej pokręconych branż, która tylko wypluwa kolejnych znerwicowanych pracusiów. Dlatego „Piękny drań” jest (nie)piękną historyjką nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością. Taka płytka bajka bez morału w sam raz na walentynki żeby się jeszcze bardziej dobić marzeniami o jakimś nierealnym księciu z Wall Street.
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2015/02/50-odcieni-benneta-ryana-piekny-dran.html
Wraz z walentynkowym szałem na ekranizację Greya postanowiłam się zbuntować i zamiast iść za tłumem w stronę kina zrobiłam coś innego. Jako że wszędzie widziałam serduszka i misie, a ogrom miłości, który czułam w powietrzu zaczął mnie delikatnie mówiąc przytłaczać, zdecydowałam się jednak dorzucić swoje trzy grosze to tego narodowego ruszenia i wzięłam się za erotyk. Wiem,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to