-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-02-23
2014-11-01
Słowem wstępu …
Po przeczytaniu „Pisane szkarłatem” nie mogłam tak po prostu machnąć ręką i bez ceregieli porzucić całą serię! Autorka ma niezłą wyobraźnię i prezentuje bardzo ciekawy warsztat pisarski. Wisienką na torcie jest skomplikowana i wielowątkowa fabuła oraz jeszcze bardziej rozbudowani bohaterowie. Cudownie było wrócić do Lakeside i Dziedzińca, by znowu przeżywać przygody wieszczki krwi – Meg Corbyn, pana na włościach, czyli Simona Wilczą Straż, ludzkich „psiapsiółek” Meg, futrzastych kompanów z Wilczo/Wronio/Niedźwiedzio/Kojociej straży i ludzkiej, ale coraz bardziej pro-Innej policji. Autorka tym razem nie zawodzi i tworzy jeszcze bardziej mroczny i brutalny świat Thaisii.
O fabule słów kilka
Po niepokojących wydarzeniach na jakich skończyła się pierwsza część wydaje się, że w Lakeside w końcu zapanował spokój. Nic bardziej mylnego. Spokój jest tylko ułudą, a prawdziwi wrogowie powoli zakasują rękawy i planują jakby tu podbić trochę świata i przy okazji jak najbardziej zaszkodzić swoim przeciwnikom. Tym razem jak sugeruje tytuł na pierwszy ogień idą Wrony, które stają się celem ataków kilku bojówkarzy i niesfornych nastolatków. Wszystko jest jednak wynikiem rosnącego w siłę i popularność ruchu Ludzie Przede i Nade Wszystko (LPNW). Jednym słowem – szykuje się wojna o to kto będzie silniejszy, ale też i sprytniejszy! Nasza bohaterka Meg ma więc wielkie i podniosłe zadanie – wieszczy i stara się jak najbardziej ratować przyszłość świata, by nie skończył się jedną wielką zagładą.
Bohaterowie
Uwielbiam autorkę, ponieważ stworzyła cudownych i niebanalnych bohaterów, którzy ewoluują nie tylko jako jednostki, ale także jako całe społeczności. Inni i chodzące imiona, czyli ludzie mają w pamięci lata upokorzeń, wojen i walki o dominację. To co Innym wychodzi lepiej, nie podoba się ludziom i odwrotnie. Nie można tego naprawić jednym pstryknięciem palca. Jednak pierwsze kroki zostały poczynione – ludzie stają się powoli akceptowani przez Innych i zaczynają z nimi pracować. Z kolei rodzima rasa, czyli terra indigena uczy się ludzkich zwyczajów, nawet nie po to żeby upolować dobre mięsko, ale żeby lepiej zrozumieć tą drugą rasę. Także stosunki między Meg i Simonem coraz bardziej się zmieniają. Powoli zaczynają zachowywać się jak stare, dobre małżeństwo. Jednak ani jedno ani drugie nie jest jeszcze dojrzałe, by:
a)przyznać, że już dawno wyszli poza przyjacielskie relacje,
b)opanować zazdrość,
c)porozmawiać jak dwoje dorosłych ludzi.
Z drugiej strony te ich podchody są słodkie i niewinne! Dlatego bardzo im kibicuję, chociaż wiem, że jeszcze czeka ich długa droga zanim za zawsze skreślą dzielące ich konwenanse.
Czytać czy nie czytać oto jest pytanie
Myślę, że moja ocena już sama z siebie sugeruje odpowiedź na to pytanie ;) Jest to obowiązkowa pozycja dla fanów autorki i dla osób, które zostały tak jak ja oczarowane pierwszą częścią. Nie ma tutaj nachalnego romansu, supergłupiej bohaterki (ewentualnie bohatera), nikt do nikogo nie mizdrzy się przez zdecydowanie większą liczbę stron, czarny charakter jest naprawdę czarny + cierpi na niesamowitą manię wielkości, brutalność jest kontrolowana, tak jak cały świat stworzony przez Anne Bishop. Teraz pozostaje mi tylko czekać na kolejną – trzecią już część i mieć malutki promyczek nadziei, że powieść zostanie szybko przetłumaczona i wydana w naszym pięknym, ale obecnie zimnym kraju!
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2014/11/niepokojaco-piekny-swiat-innych.html
Słowem wstępu …
Po przeczytaniu „Pisane szkarłatem” nie mogłam tak po prostu machnąć ręką i bez ceregieli porzucić całą serię! Autorka ma niezłą wyobraźnię i prezentuje bardzo ciekawy warsztat pisarski. Wisienką na torcie jest skomplikowana i wielowątkowa fabuła oraz jeszcze bardziej rozbudowani bohaterowie. Cudownie było wrócić do Lakeside i Dziedzińca, by znowu przeżywać...
2014-09-24
Ludzie! Uważajcie na Innych – nową rasę, która rządzi alternatywnym światem Namid. Jesteście dla nich tylko chodzącym mięskiem i małą rozrywką. Inni kontrolują wszystko i wszystkich, budzą strach, ale …. po bliższym poznaniu okazują się całkiem ciekawymi kompanami i towarzyszami. Jednak niech pozory was nie mylą – Wilki, Niedźwiedzie, Wrony, wampiry, żywiołaki to nie są wcale grzeczne przytulanki, ale stworzenia z krwi i kości, które wiedzą czego chcą od życia ... i od ludzi.
Przyznaję, że nie przepadam za Anne Bishop – zdarzyło mi się w przeszłości czytać jej serię „Czarne kamienie” i najogólniej rzecz ujmując kompletnie mnie nie porwała. Długo wahałam się czy czytać/nie czytać jej nowe powieści. I wiecie co? Cieszę się, że dałam autorce drugą szansę, ponieważ stworzyła piękny i mroczny świat. Świat tylko wyglądem podobny do naszego, gdzie oprócz ludzi żyją stwory zwane terra indigena. Między tymi dwoma gatunkami od zawsze toczyły się wojny o dominację, osiągnięty pokój wydawał się być kruchy. Jednak powoli wszyscy uczą się wzajemnej akceptacji. Niestety nie jest to łatwe zadanie.
Akcja powieści zaczyna się ciemną nocą podczas mroźnej śnieżycy gdy do bram Dziedzińca (miejsca zamieszkanego przez Innych) dobija się młoda kobieta Meg Corbyn. Uciekinierka nawet za cenę własnego życia wejdzie do paszczy lwa, byleby tylko nie wrócić do swoich oprawców. Meg bowiem jest wieszczką, której życiowym powołaniem jest sypanie przepowiedniami. Zrządzeniem losu na Dziedzińcu poszukują nowego łącznika między ludźmi a Innymi. Jest to dosyć niewdzięczna praca, ponieważ poprzednicy przeważnie byli konsumowani przez swoich pracodawców! Meg ma jeszcze taką zaletę, że dla przywódcy Dziedzińca – Simona Wilczej Straży nie pachnie jak zwierzyna. Jednym słowem, dziewczyna jest straszną szczęściarą!
Przyznaję, że uwielbiam Meg - jest świetną bohaterką z krwi i kości, która dopiero uczy się życia. Podczas lat niewoli była traktowana jako towar na sprzedaż, a prawdziwe życie znała tylko z filmów i rozmów. Nagle musi wydorośleć, nauczyć się koegzystować z innymi ludźmi, korzystać z ludzkich urządzeń i poznać samą siebie. Meg jest takim zagubionym dzieckiem, jednak z rozdziału na rozdział coraz bardziej się zmienia. Swoją postawą i dobrocią pokazuje Innym, że ludzie mogą być dla nich także przyjaciółmi, a nie tylko obiadkiem.
Autorka w bardzo drobiazgowy sposób pokazuje kulturę Innych: ich wzajemne relacje i powiązania, zachowania i przyzwyczajenia. Mimo że na początku zostają przedstawieni jako krwiożercze zwierzęta z czasem stają się bardziej ludzcy niż sami ludzie! Jednak daleko im do grzecznych osób! Lubią od czasu do czasu zjeść „specjalne” mięso, wypić „specjalną” krew, powarczeć na kogo popadnie, zmienić postać (Inni zamieniają się z ludzi w zwierzęta i odwrotnie). Jednak w dużej mierze są nieufni i negatywnie nastawieni do świata.
Jedyna rzecz, która nie porwała mnie w tej książce … to wątek kryminalny. Oczekiwałam czegoś super, czegoś bombowego i mrożącego krew w żyłach. Niestety autorka wyjątkowo się nie popisała tworząc dosyć płytki i prosty wątek poprzez nieukrywanie od samego początku, kto jest tym złym! Dodając do tego proroctwa Meg łatwo możecie sobie wyobrazić jak to wszystko się mogło skończyć! Niemniej książka i tak wciąga, sprawiając że pochłania się ją z prędkością światła.
Tak więc: czytać czy nie czytać – to jest dopiero dobre pytanie! Książka jest świetna, świat dopracowany jest w nawet najmniejszych szczegółach. Nic nie jest zostawione przypadkowi. Mamy pełnokrwistych bohaterów, którzy nie są ani czarni ani biali. Mamy paru złych przestępców, którzy zaślepieni są magią wielkich pieniędzy. Nie ma tu romansu, rodzącego się uczucia, więc wielbiciele ckliwych scen mogą być zawiedzieni. Ale cała reszta, w tym ja powinna być porwana przez piękno świata Namid. Wniosek jest tylko jeden – koniecznie CZYTAĆ!
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2014/09/zanim-zjedza-nas-inni-pisane-szkaratem.html
Ludzie! Uważajcie na Innych – nową rasę, która rządzi alternatywnym światem Namid. Jesteście dla nich tylko chodzącym mięskiem i małą rozrywką. Inni kontrolują wszystko i wszystkich, budzą strach, ale …. po bliższym poznaniu okazują się całkiem ciekawymi kompanami i towarzyszami. Jednak niech pozory was nie mylą – Wilki, Niedźwiedzie, Wrony, wampiry, żywiołaki to nie są...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-28
Muszę się wam do czegoś przyznać. Ostatnio znowu poczułam miętę do wampirów. Tak zupełnie przez przypadek. No dobra, o przypadku tu być mowy nie może, ale ważne jest, że znowu zaczynam szukać książek ciekawych i bardzo wampirycznych. Z jednym zastrzeżeniem, szerokim łukiem omijam wampiry słodziaki, dla których tracą serca młode i czasami starsze pokolenia.
Może to źle o mnie świadczy, ale dopiero teraz zainteresowałam się książką - legendą, książką, która poruszyła skostniałe serca mieszkańców wiktoriańskiej Anglii (na pewno poruszyła parę tematów tabu, które szerokim łukiem omijane były w XIX wieku). O autorze sporo słyszałam, myślę że większość miłośników fantastyki wie, kim był dosyć niepozorny jegomość z Irlandii – Bram Stoker. Mimo że mit wampira czy też strzygi nie był nieznany w tych czasach, to rzeczony dziennikarz na pewno na długie lata spopularyzował sylwetkę złego i przebiegłego osobnika, prosto z tajemniczo brzmiącej Transylwanii – hrabi Draculi. Muszę przyznać, że historia nie grzeszy oryginalnością, jednak winię za to współczesne czasy – wampirów jest od liku, jedne błyszczą, inne łamią niewieście serce. Nie bez przyczyny telewizja popularyzuje seksowne wampiry, które pozują bardziej na „bad vampire” niż na wampirzego księcia przybywającego na ratunek nastolatce. Jednak Dracula Stokera ma coś w sobie. Jest po prostu inny. Niby jest przebiegły, ale zwykle zachowuje się jak małe dziecko, któremu rodzice wzięli smoczek. Z drugiej strony jest w nim czyste zło i właśnie taki wizerunek tych stworzeń nocy do mnie przemawia.
Historia jaką snuje Stoker nie jest niezwykła i nie porywa za serce tak jak myślałam. Jednak czyta się ją z niekłamaną ciekawością, której nie straszny jest język jakim posługują się bohaterowie. Ta cała otoczka tajemnicy i strachu wpływa na wyobraźnię. Wszystko zaczyna się od przyjazdu do Transylwanii młodego prawnika Jonathana Harkera. Jego celem jest przekazanie ważnych papierów rumuńskiemu księciu – Draculi we własnej osobie. I w ten sposób rusza cała akcja, która rozciągnięta jest na okres 6 miesięcy. Przez ten czas wampir zazwyczaj jest krok przed naszymi bohaterami, mimo że nie grzeszy bystrością. Nawet ulega mu Abraham Van Helsing – dosyć niejednoznaczna i moim zdaniem dziwna postać w historii. Dla mnie Van Helsing zawsze był postacią silną i mądrą, wymyślającą coraz to efektywniejsze sposoby na przydybanie krwiopijcy. Stoker wykreował go na tajemniczego starszego pana, jednak jego pojawianie się na kartach kolejnych stron wzmagało po prostu moją irytację.
Wiem, że wszyscy fani powieści mogą mi tego nie wybaczyć, ale uważam, że bohaterowie zachowywali się irracjonalnie. Może to była wina czasów, gdyż historia toczy się pod koniec XIX wieku i niektóre sprawy były po prostu tematem tabu. Albo inaczej, o niektórych sprawach absolutnie się nie rozmawiało. Gdyby bohaterowie nie byli spętani jarzmem konwenansów to możliwe, że książka skończyłaby się połowę wcześniej. Z drugiej strony autor w jakiś sposób pokazuje czasy wiktoriańskiej Anglii i przemiany jakie pomału zaczynały się dokonywać w tym kraju.
Szkoda też, że autor nie rozwinął głębiej wątku hrabiego i jego przeszłości. Tutaj należy się już odwołać do historii i przenieść się w czasach do XV wieku, kiedy Vlad Tepes, zwany później Władem Palownikiem twardą ręką rządził Wołoszczyzną. O jego postaci krąży wiele legend – ponoć nabijał nieprzyjaciół (głównie Turków) na pale i pił ich krew. Ponoć jego narzeczona popełniła samobójstwo, by nie dostać się do niewoli tureckiej, a on sam sprzedał duszę diabłu. A jak było naprawdę? Historia wiele mówi, ale także i milczy. Jedno można napisać - okrucieństwo Włada było tak wielkie, że na jego kanwie wyrósł dzisiejszy mit krwiopijcy.
Mimo że księcia Wołoszczyzny można uznać za protoplastę wampirów, nie należy zapominać o węgierskiej księżniczce Elżbiecie Batory (krewniaczce króla Polski - Stefana), która kąpała się w krwi młodych dziewcząt, wierząc, że dzięki temu będzie wiecznie młoda. Do dziś uważana jest za jednego z największych wampirów dawnych czasów, której okrucieństwo i tortury jakie stosowała okryte są krwawą legendą. Myślę, że w historii na pewno można znaleźć wiele więcej portretów ludzi brutalnych i niestroniących od przemocy, dla których krew stanowiła drogę do celu, wystarczy tylko poszukać i poczytać. Jedno jest pewno, wampiryzm był, jest i będzie ideą i pomysłem wykorzystywanym przez media, pisarzy i ludzi. Nikt i nic już tego nie zmieni.
Czy mogę polecić tę książkę? To zależy kto jest zainteresowany legendarną postacią. Może się okazać, że „Dracula” Stokera nie nadaje się dla naszych czasów i jest po prostu passé. Z drugiej strony do klasyki zawsze się wraca i zawsze się ją pamięta. A nuż, może odkryjecie w wampirach jakąś nutkę romantyzmu i tak jak w filmowej adaptacji powieści, będziecie ronić łzy nad cierpieniem Draculi i jego wiecznej miłości. Jednak to jest film, w książce nie doświadczycie, aż takiej miłości (tak naprawdę nie doświadczycie jej w ogóle) i najzwyczajniej w świecie nie „przepłyniecie oceanów czasu”. Coś za coś. Tu nie ma miejsca na romans, ani na łzy. Jednak z mojej strony mogę napisać, że jest to kawał dobrej historii i obecnie po prostu nie wypada jej nie znać :)
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2014/07/narodziny-legendy-dracula-bram-stoker.html
Muszę się wam do czegoś przyznać. Ostatnio znowu poczułam miętę do wampirów. Tak zupełnie przez przypadek. No dobra, o przypadku tu być mowy nie może, ale ważne jest, że znowu zaczynam szukać książek ciekawych i bardzo wampirycznych. Z jednym zastrzeżeniem, szerokim łukiem omijam wampiry słodziaki, dla których tracą serca młode i czasami starsze pokolenia.
Może to źle o...
2014-07-25
2013-07-26
Dawno nie czytałam tak niespójnej książki i długo zastanawiałam się jakby ją ocenić! A wszystko zapowiadało się tak pięknie. Ale po kolei – główną bohaterką jest tutaj policjantka i równocześnie wiedźma Dora Wilk (jej magiczne alter ego to Jada). Po matce odziedziczyła magię płodności, a po ojcu magię Pani Północy, co sprawia, że jest rozdarta między różne światy. Przez całą książkę zastanawia się czy lepiej być bardziej ludzką, mieszkać w Toruniu, dalej łapać wrednych bandytów i być przykładną policjantką czy może przenieść się do magicznego Thornu zostać już przykładną wiedźmą, dalej łapać wrednych, ale magicznych bandytów. Jak przystało na prawdziwą heroinę kopie tyłki z prędkością światła, jest pewna siebie (co tylko nam pokazuje, że brawurą chce zatuszować jaka jest w rzeczywistości słaba i nieszczęśliwa swoim dwubiegunowym/dwuświatowym życiem). Uważa siebie za superlaskę, której nikt się nie oprze (nieważne czy diabeł, anioł, magiczny psychol, koledzy z komendy czy nawet obleśny prokurator) i co jest najbardziej irytujące - za łatwo jej wszystko w życiu przychodzi (oby więcej było takich policjantów z szóstym zmysłem!).
Wątek romantyczny – oczywiście jest! Tym razem mamy … trójkącik z diabłem i aniołem. Wszystko byłoby super, gdyby można było chociaż wyniuchać jakąś chemię między bohaterami. Jednakże nie ma nic, nada! W skrócie - cała sytuacja polega na tym, że chcą, ale nie mogą, pożądają się, ale wolą być przyjaciółmi itp. itd. To jest już takie męczące! Ile książek ostatnio powstało o romantycznych problemach, autorzy proszę, czasami warto się trochę wysilić i napisać coś innego!
Na plus na pewno mogę zaliczyć postać diabełka Mirona i aniołka Joshua. Są świetnie wykreowani, nie sposób ich nie lubić i nie przeżywać ich małych i większych dramatów w świecie nieba i piekła. Na pewno bardzo ciekawie Jadowska potraktowała system jakim rządzą się niebiosa, ponieważ rada anielska jest bardziej diabelska! Pan Piekła wymięka w porównaniu z archaniołem Rafaelem i Gabrielem. Przyznaję jest to bardzo ciekawa koncepcja, z którą także można się spotkać czytając inną polską serię – „Zastępy anielskie” napisaną przez Maję Lidię Kossakowską.
Muszę przyznać, że wątek kryminalny jest nieciekawy i nijaki. Zarówno jeśli chodzi o śledztwo Dory w realnym życiu, jak i śledztwo nadnaturalne. Wszystko zostaje bardzo szybko rozwiązane, bez żadnej iskry i napięcia. Co najsmutniejsze, już w połowie książki było mi obojętne kto jest tym niegodziwym magiem, który porywa nadnaturalne istoty. Z kolei wątek zabójstwa starszej pani był bardzo przerysowany. Strasznie męczyły mnie dywagacje Jadowskiej o jedynym słusznym radiu, jedynej słusznej partii, moherach itp. Za dużo tu było uprzedzeń i polityki. Jak chcę posłuchać o tym to po prostu włączam TV! Od książki tego już nie wymagam. Oprócz tego Aneta Jadowska zawarła w książce o wiele więcej swoich przemyśleń - ja wiem, że można nie lubić hip-hopu, który może i ma czasami płytkie teksty, że można nie lubić amerykańskich komedii i filmów sensacyjnych, ale czy wszyscy muszą o tym wiedzieć? Albo inaczej – czy wnosi to cokolwiek do fabuły? Raczej wątpię. Dla mnie to wszystko było pisane po to, aby tylko zapchać tekstem jeszcze parę stron i koniec końców wyszło to nienaturalnie sztucznie.
Podsumowując – książka nie jest ani nowatorka ani zbytnio ciekawa. Wszystkie pomysły już wcześniej zostały użyte. Na szczęście historyjkę czyta się szybko i nie trzeba zbytnio myśleć nad treścią (co dla niektórych chyba jest jedynym plusem przy tego typu historiach!). Jednakże czytanie po to, aby przeczytać i nic nie wynieść z treści jest moim zdaniem bezsensowne. Jako wakacyjna książka na leżak jest idealna i tylko w takiej wersji mogę tylko polecić;) W innym wypadku pamiętajcie , że czytacie na własną odpowiedzialność;)
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2014/04/zodziej-dusz-aneta-jadowska.html
Dawno nie czytałam tak niespójnej książki i długo zastanawiałam się jakby ją ocenić! A wszystko zapowiadało się tak pięknie. Ale po kolei – główną bohaterką jest tutaj policjantka i równocześnie wiedźma Dora Wilk (jej magiczne alter ego to Jada). Po matce odziedziczyła magię płodności, a po ojcu magię Pani Północy, co sprawia, że jest rozdarta między różne światy. Przez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-09-16
Wilkołaki i urban fantasy. Niby jest to oklepany temat, który był już przedstawiany w różnych wersjach i kombinacjach. Dlatego z dystansem podeszłam do tej historii, nie sądząc, że tak bardzo wsiąknę w świat wykreowany przez Patricię Briggs. Jest to mój pierwszy kontakt z twórczością tej pani, mimo że od dawna nastawiałam się na przeczytanie jej najsłynniejszej serii o Mercedes Thomson. Jednak zawsze odkładałam te książki na rzecz innych, moim zdaniem bardziej ciekawszych pozycji. I byłam w takim błędzie! Styl pisania Patricii Briggs, świat, który kreuje oraz złożone charaktery jej bohaterów urzekły mnie od pierwszych stron. Nie mogłam przestać czytać coraz bardziej przeżywając perypetie bohaterów – najpierw w wietrznym Chicago, a następnie w mroźnej i zimowej Montanie.
Cała historia zaczyna się mało ciekawie. Ot, wilkołaczyca Anna wykonuje telefon do Alfy wilkołaczego światka Ameryki Północnej – Marrocka, by złożyć donos na swojego pana. Nie wie jeszcze, że ten telefon zmieni jej życie nie do poznania, a zmiana zaważy na jej przyszłości. Tendencyjne? Możliwe, ale urban fantasy jest specyficznym gatunkiem, który rządzi się swoimi prawami. Jednakże tu mamy wyjątek – bohaterkę Annę, która niczym nie przypomina napompowanych energią silnych kobiet, które z łatwością przechodzą przez życie, rozstawiając innych po kątach. Anna jest smutną, zalęknioną i wycofaną bohaterką, przez co ciężko mi było na początku się z nią zżyć. Jednakże, im dalej czytałam, tym bardziej ją podziwiałam i zaczęłam czuć do niej sympatię. Dziewczyna nie miała lekko. Nie dość, że została przeminiona wbrew swojej woli, to jeszcze przez trzy lata musiała znosić przemoc zarówno fizyczną, jak i psychiczną ze strony swojego stada. Stada, które powinno ją chronić, wspierać w potrzebie, dbać o jej dobre imię i dobrobyt. To, co dostała, zaważyło na jej psychice oraz nastawieniu do życia i do obcych. Nie dość tego, jest jeszcze Omegą – specjalnym wilkołakiem, który dzięki swojej wrodzonej dobroci i spokojowi może z łatwością przynieść ukojenie innym, którzy tego bardzo potrzebują. Telefon, który Anna na początku wykonuje jest pierwszym krokiem, który stawa ku swojej przemianie. W nagrodę los rzuca jej pod nogi syna Marroca – Charlesa, wilczego egzekutora, który przybywa do Chicago rozprawić się z nieprzestrzegającym przepisów i zasad stadem Anny.
W tym momencie autorka delikatnie wprowadza wątek romantyczny. On, wielki i szacowny odludek, który nie lubi zgiełków miast, śmierdzących benzyną samochodów i wszędobylskich komórek i ona, nieśmiała, biedna szara myszka bojąca się własnego cienia. Może być to przepis na typowy romans serwowany obecnie przez sporą rzeszę autorów przeróżnych gatunków, ale pani Briggs idzie w innym kierunku – nie skupia całej uwagi na tym wątku, ale pokazuje przemianę wewnętrzną zarówno Anny, jak i Charlesa. Dzięki uczuciu dojrzewają, uczą się siebie nawzajem, poznają czym jest zaufanie. Jest to może niekonwencjonalny romans, ponieważ bohaterowie już od pierwszego wejrzenia uznali siebie za towarzyszy, czyli po wilczemu, za partnerów, ale ich historia jest słodka i piękna, przy okazji pokazując, że niemożliwe staje się możliwe, wystarczy tego chcieć i o to walczyć.
Historia, którą opowiada „Wilczy trop” jest trochę podobna do gawędy, którą opowiada się przy ognisku czy w zaciszu własnego domu przy cieple ognia w kominku. Jest ciekawa, pełna niespodzianek i zwrotów akcji, wywołująca u czytelnika skrajne emocje, od szczęścia do niepokoju i przerażenia. Wszystko się może zdarzyć, nigdy nie wiadomo co stanie się za 10 czy 100 stron. Akcja jest nieprzewidywalna, jest jak narkotyk, który wręcz woła „jeszcze jeszcze”. Nie można się oderwać od pochłaniania kolejnych zdań, stron i rozdziałów. Mimo że akcja dzieje się w zamkniętej społeczności i na odludziu, autorka przedstawia szereg bohaterów, z których punktu widzenia prowadzi narrację. Czytając wchodzimy kolejno do głów skomplikowanych postaci, które na pierwszy rzut oka wydają się proste i nijakie, ale po chwili wyłaniają się w pełnej chwale i prezentują na co ich stać. Dzięki temu „Wilczy trop” nabiera charakteru i staje się książką, obok której nie można przejść obojętnie. Dlatego polecam ją każdemu, zarówno wielbicielem twórczości Patricii Briggs, czy osobom takim jak ja, lubiącym dobre historie, które potrafią choć na chwilę przenieść nas do innego, może nie pięknego i lepszego świata, ale na pewno interesującego i bardziej charakternego.
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2014/04/wilczy-trop-patricia-briggs.html
Wilkołaki i urban fantasy. Niby jest to oklepany temat, który był już przedstawiany w różnych wersjach i kombinacjach. Dlatego z dystansem podeszłam do tej historii, nie sądząc, że tak bardzo wsiąknę w świat wykreowany przez Patricię Briggs. Jest to mój pierwszy kontakt z twórczością tej pani, mimo że od dawna nastawiałam się na przeczytanie jej najsłynniejszej serii o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-12-22
2013-03-28
2011-01-01
2011-01-01
2011-01-01
2011-01-01
2013-11-01
Nie ukrywam, że od czasu do czasu lubię czytać fantastykę. Zwłaszcza kiedy za oknem ciemno i szaro, mrozik zabija wszelkie ciepło, a na horyzoncie pojawia się niewdzięczna sesja. Taki czas jest dla mnie najlepszy, by choć na chwilę przenieść się tam, gdzie świat toczy się w trochę innym rytmie a codzienne problemy nie mają racji bytu, gdyż to, co jest ważne ma zabarwienie paranormalne, więc jest tak bardzo oderwane od mojej szarej codzienności. Dlatego niesamowicie cieszyłam się na kolejne spotkanie z polskimi Czarownicami, znającymi ból normalnego życia, które starały się godzić z całym tym nadnaturalnym światem – lustrzaną, ale znacznie bardziej pokręconą i fantastyczną rzeczywistością.
Główną postacią, która spaja całą historię jest teraz Amelka – młodziutka czarownica, która niedawno dowiedziała się, że pochodzi z rodu znanych czarownic. Dziewczyna się buntowała, wpadała w kolejne konflikty z matką, zakochiwała i walczyła – ale głównie z samą sobą. Przeznaczenie czasami jednak daje po kościach i to, co powinno mieć happy end, najzwyczajniej w świecie kończy się tragedią. Perun, stary i potężny słowiański bóg od piorunów zabija najbliższą rodzinę Amelki, niszczy jej rodową siedzibę Wolfenstein oraz na dokładkę wiąże ze sobą Diega, bratnią duszę dziewczyny. Dla Amelii świat się kończy, pozbawiona opieki najbliższych musi pogodzić się ze sobą, nauczyć się nagle żyć samodzielnie oraz … dojrzeć w iście ekspresowym tempie. Mówi się, że koniec jest początkiem czegoś nowego, czasami lepszego, czasami gorszego, a wszystko zależy tylko od intencji danej osoby.
W tej części Ami, wygnana z Polski rusza w podróż do Włoch, by poukładać swoje rozsypane i zniszczone życie. Dziewczyna jest pełna pretensji do świata i przez większą część książki pokazuje dosyć roszczeniową postawę. Ma być tak jak ona chce i nie inaczej. Uważa siebie za najmądrzejszą i najodważniejszą, nie widząc, że zachowuje się jak mała smarkula, która jeszcze raz przechodzi młodzieńczy bunt. Oczywiście, jej zachowanie można w jakiś sposób wytłumaczyć, gdyż jest to kolejny etap pogodzenia się ze śmiercią najbliższych, ale nic nie poradzę na to, że jej postawa niesamowicie mnie irytowała. Może miał na to wpływ jej destrukcyjny styl życia, może chęć „narkotyzowania” się magią rodowych pereł, może jej pokręcona relacja z Diegiem i negatywny stosunek do wszystkich otaczających ją ludzi. Nawet jej stopniowa przemiana, która spowodowała wyjście z tego swoistego destrukcyjnego letargu mną nie ruszyła i dalej traktowałam ją jako głupiutką nastolatkę.
Autorka w tej części wprowadza troszkę więcej magii niż to było w pierwszym tomie. Poznajemy nową czarownicę oraz innych drugoplanowych bohaterów, którzy stając się nową rodziną Ami starają się naprowadzić ją na nową, lepszą i bardziej racjonalną drogę życia. Oczywiście nie mogło również zabraknąć starych i znanych bohaterów - milutkiego Diega, który stara się pogodzić z nową i dosyć niewygodną sytuacją marionetki boga; Peruna, który kreuje siebie na nowego najlepszego kumpla dla wilkołaka, a w istocie realizuje przewrotny, iście szalony i złowrogi plan oraz zepchniętych daleko w tył Welesa i Roda, którzy małymi kroczkami knują jakby tu znowu wrócić do panteonu słowiańskich bogów i przeciągnąć kolejne samotne duszyczki w swoją stronę.
Na „Czarownice” czekałam długo, ale niestety trochę rozczarowałam się tą książką. Oczywiście czytało się przyjemnie, ale „Wstęga i kamień” nie wciągnęła mnie tak bardzo jak na to liczyłam. Miałam nadzieję na rozwiązanie wątku z Małgorzatą, ale się przeliczyłam. Z drugiej strony, rozumiem, że Ami nie była gotowa, by mierzyć się ze swoją duchową rodziną, ani tym bardziej, by stawić czoło Perunowi. Małymi kroczkami najpierw musiała zaakceptować to kim jest. Jednak obawiam się, że zakończenie obecnej części wprowadzi jeszcze większy zamęt w jej życie. Chociaż kto wie? Może to co znowu zrobił jej Perun da jej większego kopa do działania? Ale tego racjonalnego i przemyślanego, gdyż w jej wypadku działanie pod wpływem emocji z reguły przynosiło więcej szkód niż pożytku. Dlatego nie ukrywam, że z niecierpliwością czekam na ostateczne zwieńczenie historii. A na chwilę obecną dalej pozostaje mi się tylko cieszyć ciętym językiem jakim posługują się bohaterowie, gdyż nie raz ich ostre docinki powodowały olbrzymi uśmiech na mojej twarzy i sprawiały, że dzień stawał się od razu weselszy.
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2015/02/magiczna-depresja-czarownice-z.html
Nie ukrywam, że od czasu do czasu lubię czytać fantastykę. Zwłaszcza kiedy za oknem ciemno i szaro, mrozik zabija wszelkie ciepło, a na horyzoncie pojawia się niewdzięczna sesja. Taki czas jest dla mnie najlepszy, by choć na chwilę przenieść się tam, gdzie świat toczy się w trochę innym rytmie a codzienne problemy nie mają racji bytu, gdyż to, co jest ważne ma zabarwienie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to