Stramer Mikołaj Łoziński 7,5
![Stramer](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4899000/4899814/766030-352x500.jpg)
ocenił(a) na 74 tyg. temu Snuł się ten snuj powolutku, ale w dobrym stylu. I snuł, i snuł. Czułam się jakbym siedząc wygodnie na kanapie oglądała cudzy album rodzinny ze zdjęciami w kolorze sepii, a właściciel zdjęć przy każdym zatrzymywał się na chwilkę i coś tam o nim opowiadał. A to o nestorze rodu - Natanie, jak to bez grosza przy duszy wrócił z Ameryki, a to o Rywce, która przygotowywała śledzie i gęsie szyjki. O ich dzieciach, o córce co to uciekła z żonatym mężczyzną, o synu prawniku, synu komuniście, o czasach, gdy chłopcy studiowali na Uniwersytecie Jagiellońskim.
O! A tu zdjęcie z tarnowskiej kawiarni, na której napis głosi, że psom i Żydom wstęp wzbroniony. I lokal, w którym odbywały się przyjęcia - marzenie Weli Stramer. No i oczywiście mieszkanie Stramerów - jedna izba, w której żyli mama tata i szóstka ich dzieci. A z nimi przeraźliwa bieda, która aż piszczała.
Z tego albumu, z pojedynczych obrazów, urywków wyłania się obraz przedwojennej i wojennej codzienności Tarnowa, gdzie żyją sobie razem Polacy i Żydzi. I ci świeccy, i ortodoksyjni „chałaciarze”.
Nie ma w książce epatowania wojenną grozą, nie ma trwogi, rozpaczy. Jest rodzinna miłość, poświęcenie, dbałość o każdego jej członka i o wszystkich razem. I w ogóle
głównym bohaterem jest tu cała rodzina Stramerów. Nie zaprzyjaźniłam się jednak z żadną postacią, podpatrywałam ich tylko z boku.
A emocje? No takie jak przy oglądaniu zdjęć, czyli niewielkie. Patrzę na te wyrywkowe migawki, słucham komentarza ojca, matki, dzieci, przyjmuję do wiadomości, ale wielce tych zdjęciowych opowieści nie przeżywam. Z jednym wyjątkiem. Trzy końcowe rozdziały powalają, łza kręci się w oku, a serce ściska.
„Stramera” wysłuchałam, ale to był chyba błąd. Są książki, które powinno się czytać okiem, a nie uchem. A ponieważ w te wakacje wybieram się w okolice Tarnowa - sięgnę po powieść jeszcze raz, tym razem w wersji papierowej.