Wyspa Łza od nowa. Esej intymny
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Znak
- Data wydania:
- 2020-01-20
- Data 1. wyd. pol.:
- 2020-01-20
- Liczba stron:
- 272
- Czas czytania
- 4 godz. 32 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324060436
- Tagi:
- literatura polska
Są podróże, które nigdy się nie kończą. Mimo iż przeszło się od punktu A do B, jak się planowało, spakowało i rozpakowało się bagaże, pozostaje świadomość, że wędrówka była, jeśli nie zupełnie daremna, to jednak pozostawiła dojmujące uczucie niedosytu, niedopowiedzenia, wręcz klęski, jak jedno z tych rozstań, w których zbyt pochopnie zamknęło się za kimś drzwi, czy, co gorsza, zamknięto je za nami. Taka była dla mnie Wyspa Łza.
„A gdyby tekst naprawić jak rozbitą czarkę do herbaty?” Od tego pytania zaczyna się nowa odsłona podróży sprzed kilku lat. Japońska metoda kintsugi, w której używa się żywicy i złota, opisana przez Joannę Bator w powieści "Purezento", w "Wyspie Łzie" od nowa staje się techniką literacką. W nowej wersji tej osobistej opowieści autorka sięga głębiej w rodzinną historię i opowiada, dokąd zaprowadziła ją droga, która wtedy wydawała jej się klęską, a z perspektywy czasu okazała się przemianą: "dziś te dni w szklanym domu koło Gale, kończące wyprawę, gdy już wiedziałam, że pierwszy raz nie zdołam wpasować się w podróż jak dłoń w rękawiczkę i do jej kresu będę cała samą siebie uwierać w tym pięknie, w dźwiękach tropikalnej nocy przecinanej przez buddyjskie śpiewy z pobliskiej świątyni, wydają mi się kluczowe dla Wyspy Łzy. To, co brałam za klęskę, było zrzucaniem skóry, metamorfozą, w wyniku której i ta, ja, która tam pojechała śladem Sandry Valentine, znikała bez śladu".
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 74
- 57
- 17
- 8
- 3
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Raczej to jest rzeczywiście rozpisany na rozdziały esej niż powieść, zatem brak tu dynamiki akcji, jest dynamika refleksji, więc lektura nie dla każdego. Czytałam spacerowym tempem i z przyjemnością - Cejlon i jego kultura, podróż, doppelganger, ślady po Witkacym, wątki osobiste z życia autorki, przedziwny tygiel myśli i zdarzeń.
Raczej to jest rzeczywiście rozpisany na rozdziały esej niż powieść, zatem brak tu dynamiki akcji, jest dynamika refleksji, więc lektura nie dla każdego. Czytałam spacerowym tempem i z przyjemnością - Cejlon i jego kultura, podróż, doppelganger, ślady po Witkacym, wątki osobiste z życia autorki, przedziwny tygiel myśli i zdarzeń.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW 2015 roku ukazała się „Wyspa Łza”, w której pisarka opisuje swój pobyt na Sri Lance, gdzie wędrowała śladami zaginionej Amerykanki Sandry Valentine. Książka ta stała się też wyprawą w głąb samej siebie. Zapowiadała następną powieść Bator „Rok królika”.
„Wyspa Łza” bardzo mi się podobała, „Rok królika” zdecydowanie mniej. W 2020 roku ukazała się „Wyspa Łza od nowa” z dodatkiem w tytule „Esej intymny”. Dopiero teraz na nią trafiłam. We wstępie autorka tłumaczy powody „drugiej podróży na Sri Lankę”. Wyjaśnia, że chciała naprawić książkę „jak stłuczoną czarkę do herbaty” metodą kintsugi. Robi się to za pomocą złota i żywicy, tego dowiedziałam się z kolejnej powieści „Purezento”, która też mnie zawiodła.
Joanna Bator jest jedną z moich ulubionych pisarek i ubolewałam, że porzuciła wałbrzyskie klimaty. Teraz, po lekturze jej najnowszej powieści „Gorzko, gorzko”, wiem, że znów do nich wróciła, i to we wspaniałym stylu.
Zabrałam się zatem do ponownej lektury odświeżonej „Wyspy Łzy” z dużą ciekawością i oczekiwaniami. Nie zawiodłam się. Nie ma w niej pięknych czarno-białych zdjęć Adama Golca, ale są Apendyksy, dzięki którym mogłam poznać rodzinę autorki: dziadków, ciotki, wujków, kuzynostwo; wrócić wraz z nią na Piaskową Górę i w inne miejsca związane z jej dzieciństwem i młodością. Myślę, że niektóre postaci czy pewne zdarzenia mogły być inspiracją w pisaniu „Gorzko, gorzko”.
Joanna Bator w kolejnych Apendyksach „rozwija wątki zakorzenione w dzieciństwie, tej strasznej grzybni twórczego życia”. Pisze też o swym Domu pod Ptakiem Nakręcaczem ( nazwa inspirowana prozą Murakamiego),który stał się dla niej „kolejną podróżą”. Chciałabym, aby wyruszała z niego w głąb swoich wyobrażonych literackich światów, by powracała do tajemniczych i wciąż nieodkrytych miejsc w krainie swego dzieciństwa i młodości.
„Wyspa Łza od nowa” dostarczyła mi wiele czytelniczej radości, dzięki niej poznałam bliżej pisarkę, na której książki wciąż czekam z niecierpliwością. Mogłam także ponownie „towarzyszyć” jej w wędrówce po Sri Lance, szukać śladów zaginionej Sandry Valentine oraz Witkacego i Malinowskiego przebywających tam, gdy wyspa nosiła jeszcze nazwę Cejlon, poznawać miejscową ludność, potrawy czy obyczaje.
W 2015 roku ukazała się „Wyspa Łza”, w której pisarka opisuje swój pobyt na Sri Lance, gdzie wędrowała śladami zaginionej Amerykanki Sandry Valentine. Książka ta stała się też wyprawą w głąb samej siebie. Zapowiadała następną powieść Bator „Rok królika”.
więcej Pokaż mimo to„Wyspa Łza” bardzo mi się podobała, „Rok królika” zdecydowanie mniej. W 2020 roku ukazała się „Wyspa Łza od nowa” z...
Rozczarowałam się "wznowieniem" "Wyspy Łzy". Przyznam, że oryginał ciężko mi przyszedł, oczekiwałam, że po takim czasie książka zostanie dopieszczona i dorówna innym, świetnym pozycjom autorki, ale mam wrażenie, że "poprawki" jedynie zaszkodziły.
Rozczarowałam się "wznowieniem" "Wyspy Łzy". Przyznam, że oryginał ciężko mi przyszedł, oczekiwałam, że po takim czasie książka zostanie dopieszczona i dorówna innym, świetnym pozycjom autorki, ale mam wrażenie, że "poprawki" jedynie zaszkodziły.
Pokaż mimo toPodobno dość niefortunnie zaczęłam przygodę z J.Bator od tej właśnie książki. Sięgnęłam po nią przypadkowo, poszukując wszystkiego o Sri Lance. Czuję się zaintrygowana językiem, klimatem, choć mi oczywiście mało. Niemniej, na pewno sięgnę po inne książki.
Podobno dość niefortunnie zaczęłam przygodę z J.Bator od tej właśnie książki. Sięgnęłam po nią przypadkowo, poszukując wszystkiego o Sri Lance. Czuję się zaintrygowana językiem, klimatem, choć mi oczywiście mało. Niemniej, na pewno sięgnę po inne książki.
Pokaż mimo toNowe wydanie książki. Tym razem bez zdjęć i przepisane. Joanna Bator jeszcze raz wyrusza w podróż na Sri Lankę. Warto się przekonać, co się przez ten czas zmieniło w życiu i w myśleniu Autorki "Ciemno, prawie noc".
Nowe wydanie książki. Tym razem bez zdjęć i przepisane. Joanna Bator jeszcze raz wyrusza w podróż na Sri Lankę. Warto się przekonać, co się przez ten czas zmieniło w życiu i w myśleniu Autorki "Ciemno, prawie noc".
Pokaż mimo toRecenzję tej książki mógłbym skrótowo wyrazić w jednym zdaniu - „nabity w Batorkę”, ale skoro już przemęczyłem się przez 300 stron „Wyspa Łza”, nie odmówię sobie przyjemności, aby napisać nieco obszerniej na temat moich odczuć po świeżo ukończonej lekturze.
Wydawnictwo Znak wykonało naprawdę świetną robotę marketingową, aby ukryć prawdziwą treść tej książki i wprowadzić potencjalnego czytelnika w stan niezdrowego zaciekawienia. Hasło „Znikła bez śladu. Opowieść o mrocznej bliźniaczce” brzmi niczym reklama najlepszego kryminału. Inne zdanie z okładki sugeruje, że rzeczywiście będziemy mieć do czynienia z czymś na kształt prywatnego śledztwa autorki („W 2014 wyjechała na Sri Lankę w poszukiwaniu Amerykanki Sandry Valentine”). Połączenie historii zaginięcia młodej Amerykanki z wyprawą na daleką Sri Lankę niejako automatycznie w moje głowie złożyło się na wizję ciekawego reportażu. Zatem zaczynam czytać, ale bardzo szybko okazuje się, że żadne z powyższych przewidywań nie okazało się prawdziwe.
Zamiast tego mamy... No właśnie, oto największa zagadka dla czytelnika. Czym jest ta książka? Reportażem? Intymną autobiografią? Udziwnioną eseistyką? Estetycznym popisem literackich możliwości? Zapewne wszystkim po trochu, ale dla mnie „Wyspa łza” to przede wszystkim projekt. Wspólny projekt pisarki i fotografa, którzy wpadli na pomysł, aby stworzyć razem coś ciekawego. Pani Joanna Bator miała dać tekst, Pan Adam Golec zdjęcia. Miejsce? Sri Lanka. Dobre jak każde inne, choć - z racji na egzotykę i stosunkowo małą popularność w Polsce - na pewno dodatkowo przyciągające uwagę (słowo klucz – tajemnicza wyspa). Ale czym byłby projekt bez odpowiedniego przygotowania. Sponsorzy się znaleźli, o czym wspomniano na stronie redakcyjnej, a co mniej uważny czytelnik może przeoczyć. Jeśli ktoś zastanawia się, skąd Pani Joanna miała ekstra profesjonalne obuwie do uprawiania biegów przełajowych po Sri Lance, polecam wpisać nazwę jednego ze sponsorów do wyszukiwarki.
Jeśli chodzi o część pracy Adama Golca, trzeba przyznać, że spisał się wyśmienicie. Czarno-białe fotografie są przepiękne i bardzo klimatyczne, a całość świetnie wydana. Skupmy się natomiast nad tekstem Joanny Bator, który decyduje o tym, że „Wyspa łza” nie jest reklamowana jako album, lecz jako „nowa książka laureatki Nike 2013”.
Autorka musi jakoś wypełnić swoją część projektu - żeby to zrobić, co wcale nie jest jakimś zaskakującym odkryciem, musiała coś napisać. Jak sama tłumaczy, potrzebowała jakąś „zahaczkę”. A najlepiej kilka. Z jednej „zahaczki” książki się nie „ukręci”. To również zrozumiałe, ale jakaś główna „zahaczka” być musi. W wypadku tej książki będzie nią postać Sandry Valentine, zaginionej dawno temu bez wieści na Sri Lance młodej Amerykanki. Imię i nazwisko wręcz doskonałe na karty powieści lub serialu. I to właściwie tyle, resztę „zahaczek” autorka chce znaleźć na miejscu. Joanna Bator już na pierwszy kartach książki otwarcie informuje, że jej celem jest napisanie „reportażu literackiego z przygód własnego ja w tropikach. Nie ma co liczyć ani na klasyczną autobiografię , ani na historię detektywistyczną, ale wycisnę z miąższu rzeczywistości samą esencję prawdy i doprawię ją zapachem cynamonu”.
„Wyspa łza” w założeniu miała być mroczną, nieco duszną narracją autorki z samego środka tropikalnej wyspy, na której kilkanaście lat temu zaginęła bez wieści młoda, pełna życia kobieta. W wyobraźni czytelnika zatem powinna wyimaginować się wizja samotnej pisarki, która rusza jej śladami, aby odkryć nie tylko sekrety tamtego tajemniczego zniknięcia, ale również zakamarki własnej psychiki. Samotna Joanna Bator, biegająca w obcisłych spodenkach po dżunglowych ścieżynkach Sri Lanki, lub samotnie pomieszkująca w tanich noclegowniach, jak nieustępliwy cień krocząca śladami Sandry Valentine, która w psychice autorki przeradza się w „mroczną bliźniaczkę”, jeszcze bardziej tajemniczą i niezrozumiałą, Annę Karr. Oto „maskarada literacka”, która w rzeczywistości wygląda tak, że w każdym z opisywanych miejsc z pewnością towarzyszy autorce Adam Golec, a transport po wyspie i zapewne kolejne sprawdzone miejsca turystyczne zapewnia zupełnie współczesna i całkowicie realna sławna rodzina wyspiarskich herbaciarzy. Zapewne niejeden czytelnik i czytelniczka, podczas lektury tej książki, pociąga z ulubionego kubka kolejny łyk przepysznej cejlońskiej herbaty. Zupełnie zaskakujące jest, i zapewne całkiem przypadkowe, jak często w swojej książce autorka wspomina o konsumpcji dużej ilości tego szlachetnego napoju. A i o plantacjach herbacianych tu i ówdzie wspomina Pani Joanna kilkukrotnie. Sącząc z mojego żółtego kubka ostatnie łyki zacnej czerwonej herbaty (niestety, ale innego producenta),odpędzam w tej chwili od siebie te tak paskudnie brzmiące słowa jak „lokowanie produktu”. A kysz!
Ale, ale. Wróćmy do treści. „Zahaczka” zaginionej Amerykanki w sytuacji, gdy nie ma absolutnie żadnych nowych informacji mogących wyjaśnić tę sprawę, a i sama autorka zupełnie takiego zamiaru nie przejawia, jest niewystarczająca, aby nadać książce słuszną i nadającą się do druku objętość. Dlatego też do akcji wchodzi dar autorki, którego nie sposób jej odmówić. Joanna Bator rzeczywiście po mistrzowski operuje słowem. Długie, ciągnące się na wiele linijek zdania są małymi, wypieszczonymi dziełami literackiej sztuki pisarskiej. Problem jest tylko taki, że sztuka ta nie jest spięta jakąś końcową pozytywną wizją. Czytelnik dostaje od autorki w gruncie rzeczy totalny chaos narracyjny, w który miesza się wszystko ze wszystkim, ale nic nie zdaje się być dokończone. Z pamięci odtwarzam teraz przykładowy motywołańcuszek (słowomontwanie wcale nie jest rzeczą trudną, natomiast z pewnością wymagającą dobrego smaku) zapamiętanych tematów – Sri Lanka, morze, kierowcy tuk-tuków, feminizm, homofobia, seks z dusicielem, zatrucie pokarmowe, rozdeptany ślimak, Japonia, kopulujące małpy, ostre jedzenie, brzydko nazwana żaba Alicja, podróżożycie, tajemniczy K., lęki egzystencjalne autorki, wspomnienia z poniemieckiej kamienicy itd., itd., itd. Autorko kochana (dramaturgia zwrotu zamierzona),ja z tego nic nie rozumiem - to jest, mówić brutalnie, przekaz godny narkomana po prochach, który w spazmatycznym szale uwalnia przed zupełnie obcym człowiekiem swoją pogmatwaną osobowość. Różnica jest taka, że gdyby książkę tę napisał anonimowy miłośnik używek, zapewne zostałby „zjedzony” przez krytykę literacką. Ale że „Wyspa łza” to dzieło laureatki nagrody Nike 2013 i sławnej pisarki? A to już inna sprawa, bo przecież może tutaj o coś chodzić, coś się wyłuska i zaszufladkuje jako „ważne i odkrywcze”. Tylko proszę nie mówić, że to tak nie działa.
Ujmując rzecz całkiem poważnie, mój uporządkowany umysł nie ogarnia tej książki. „Wyspa łza” ani nie wzbudza mojej sympatii do Joanny Bator, ani nie tłumaczy mi zakamarków jej osobowości. Widzę poszarpane i pozszywane w całość przeróżne motywy i przemyślenia, a choć poszczególne fragmenty literackiej mozaiki są pięknie przygotowane i czasami wręcz zachwycają („pszenicznozłota”),to jednak nie można nie zauważyć, że nie układają się one w żaden skończony i harmonijny wzór. Możemy oczywiście założyć, że cała książka była jedynie prezentacja metody pisarskiej, szkołą tworzenia „zahaczek”, ale po co w takim razie osobiste akcenty i przemyślenia? Rozumiem sens ekshibicjonizmu artystycznego jako takiego. Artystą jest się właśnie dlatego, że jest się gotowym wyjść i pokazać przed tłumem swoje wnętrze. Dzieło jest przeniesieniem artystycznego „ja” na możliwą dla innych do odbioru przestrzeń komunikacyjną. To, co dostrzegłem w „Wyspie łza”, to ekshibicjonizm co najwyżej częściowy. A wszystko, co jest ledwie częściowe, siłą rzeczy nie nosi znamion wybitności.
Joanna Bator przemyca w swojej książce wybrane motywy ze swojego życia, ale nie wydaje się być gotową na totalne otwarcie przed czytelnikiem. Więcej, wziąwszy pod uwagę moją powyższą analizę, wcale nie jestem przekonany, że nawet to, co autorka nam ujawnia, jest prawdą o niej (a co jeśli to kolejna „zahaczka”, treść „zaprawiona sztucznie cynamonem”?). Tym samym wplecenie „osobistej intymności”, i wielu innych wątków, w narrację książki sprawia, że „Wyspa łza” otwiera zbyt wiele frontów, ale na żadnym z nich nie odnosi zdecydowanego sukcesu. Marnotrawiąc siły na „taktycznych” zwycięstwach, których nie sposób odmówić książce, niejako przegrywa cel „strategiczny” – stworzenie dobrej książki, nie ważne czy o samej sobie, o własnym światopoglądzie, o zaginionych kobietach czy o turystycznych atrakcjach Sri Lanki. Moja końcowa i całkowicie arbitralna ocena jest taka, że projekt narzucił sztuczne ramy autorce, podczas gdy to autorka powinna narzucać ramy projektowi. Książka dla miłośników kwiecistego i wyszukanego języka, dla których ogólna treść ma drugorzędne znaczenie.
Recenzję tej książki mógłbym skrótowo wyrazić w jednym zdaniu - „nabity w Batorkę”, ale skoro już przemęczyłem się przez 300 stron „Wyspa Łza”, nie odmówię sobie przyjemności, aby napisać nieco obszerniej na temat moich odczuć po świeżo ukończonej lekturze.
więcej Pokaż mimo toWydawnictwo Znak wykonało naprawdę świetną robotę marketingową, aby ukryć prawdziwą treść tej książki i wprowadzić...