-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel14
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2022-08-20
2022-05-07
"To nie Everest okazał się najtrudniejszy. Najtrudniejszy okazał się powrót do świata." - napisała w dwóch ostatnich zdaniach książki Magda Lassota, a ja czułam, że po samej lekturze też nie chcę opuszczać Himalajów i wracać do codziennych czynności.
Choć szczerze przyznam, że na początku nieco sceptycznie podchodziłam do tej pozycji, bo jest inna niż pozostałe książki o górach, bo napisana w zasadzie przez laika, bo zaczyna się od wyznań o trudnych momentach w życiu osobistym autorki i brak jej tego sportowego ducha typowego dla literatury górskiej. Odłożyłam książkę na półkę i zapomniałam o niej. Po kilku miesiącach i kilku majowych dniach spędzonych w izolacji przypomniałam sobie o tym, że czeka na którymś ze stosów wstydu i zaczęłam lekturę od początku. Tym razem nie przerwałam po 50 stronach, tylko brnęłam z autorką dalej w drogę do Everest Base Campu, a z każdym kolejnym rozdziałem książka zyskiwała.
Magda Lassota w celach reporterskich podłączyła się w 2019 r. do jednej z agencji organizującej komercyjną wyprawę na Everest i spędziła ponad 2 miesiące w EBC położonym na wysokości 5 362 m n.p.m., za słynnym kamieniem, którego nie mogą przekraczać zwykli "turyści". Dzięki temu mogła opowiedzieć czytelnikowi o wszystkim - o organizacji EBC, o dostępnych w bazie udogodnieniach dla klientów wypraw komercyjnych, o tęsknocie za jakąkolwiek zielenią, o samopoczuciu i problemach zdrowotnych na tej wysokości, o sposobach na nudę, o sposobach na zachowanie minimum higieny osobistej albo o sposobach na odnalezienie drogi w gąszczu namiotów, głazów i jeziorek lodowca Khumbu. Ale przede wszystkim mogła sportretować "ludzi Everestu" - słowem i w swoim mobilnym studiu fotograficznym. I właśnie te portrety są najciekawsze. Wszystkie - od legend EBC prowadzących własne agencje, przez przewodników zagranicznych i nepalskich, klientów, szerpów, lekarzy, tzw. Icefall doctors czy pracowników organizacji pilnującej czystości w Base Campie i obozach po drodze na szczyt. Czuć atmosferę EBC - nierówną, raz przyjazną i pełną radości, raz nieufną i zdominowaną rywalizacją albo traumą tragedii z poprzednich lat, w zależności od tego, do którego obozu się trafi. Opowieść Magdy Lassoty sprawia, że czujemy też, jak obóz żyje - najpierw powoli, jakby w letargu, w kilkutygodniowym oczekiwaniu okno pogodowe, a potem w pośpiechu, próbując zagwarantować wszystkim z 378 klientów wejście na szczyt najwyższej góry świata. Niestety, nie jest tajemnicą, że nie wszystkim udaje się z niej zejść.
Książka ma nieco ponad 400 stron, z czego co najmniej kilkadziesiąt zajmują zdjęcia - z drogi do EBC, samego EBC i w końcu portrety rozmówców autorki sprzed wejścia na Everest i już po zdobyciu szczytu. Książka zawiera też garść przydatnych i praktycznych informacji - o tym ile kosztują wyprawy z poszczególnymi agencjami (od najtańszej nie cieszącej się dobrą sławą Seven Summit Trek, po najbardziej luksusową na ten czas Climbing the Seven Summits), co oferują, jak wygląda życie w bazie i gdzie jest najlepszy internet. Dlatego polecam tę pozycję zarówno osobom zainteresowanym realiami zdobywania Everestu, jak i historiami tych, którzy chcą tymi zdobywcami zostać.
"To nie Everest okazał się najtrudniejszy. Najtrudniejszy okazał się powrót do świata." - napisała w dwóch ostatnich zdaniach książki Magda Lassota, a ja czułam, że po samej lekturze też nie chcę opuszczać Himalajów i wracać do codziennych czynności.
Choć szczerze przyznam, że na początku nieco sceptycznie podchodziłam do tej pozycji, bo jest inna niż pozostałe książki o...
2021-08-13
Dobre uzupełnienie filmu "The Dawn Wall" albo i odwrotnie - dokument jest dobrym uzupełnieniem książki. Książki, która przeprowadza czytelnika nie tylko przez trudy realizacji wieloletniego projektu stworzenia i przejścia nowej drogi na słynnym El Capitanie w dolinie Yosemite, ale przede wszystkim przez życie jednego z czołowych wspinaczy na świecie, twórcy tego projektu.
Jak można się spodziewać po biografii spełnionego obecnie sportowca, książka daje porządnego motywacyjnego kopa i standardowo pokazuje, że wszystko jest możliwe. Tyle tylko, że nie jest to wyłącznie amerykańskie bajdurzenie o spełnianiu marzeń. Tommy Caldwell - dziś sportowa gwiazda, ale niegdyś zakompleksiony nastolatek, dla którego skały były zwyczajnie miejscem ucieczki, w którym w końcu czuł się dobrze - jest w swojej opowieści kompletnie szczery, odsłaniając się przed czytelnikiem w momentach dołów i nieszczęść życia osobistego, które przekładały się na wyboje w życiu zawodowym. U Caldwella wytyczenie 900-metrowej pionowej drogi złożonej z wyciągów o najwyższych wycenach jest możliwe nie tyle dzięki mistrzostwu ciała, które surowo trenowane przekracza kolejne granice, ile poukładanej głowie i odpowiedniemu (zdobytemu z dużym trudem!) nastawieniu, które pozwalają temu ciału osiągnąć to, co przez pokolenia wspinaczy uchodziło za niemożliwe.
Autobiografia pokazuje więc przede wszystkim mentalne zmagania samego Caldwella ze sobą i z trudnościami, jakie serwuje zwykłe życie. Dzięki temu psychologicznemu i osobistemu aspektowi książka nada się dla wszystkich, nie tylko fanów sportów górskich. Żargon wspinaczkowy też nie będzie przeszkodą, bo nie o opis technicznych trudności w tej historii chodzi, zresztą wszelkie obcobrzmiące określenia są skrzętnie wyjaśniane przez autora lub tłumacza. Dodatkowym smaczkiem jest ładne wydanie książki wzbogaconej o zdjęcia z różnych okresów życia Caldwella, w tym ze zdobywania The Dawn Wall.
Dobre uzupełnienie filmu "The Dawn Wall" albo i odwrotnie - dokument jest dobrym uzupełnieniem książki. Książki, która przeprowadza czytelnika nie tylko przez trudy realizacji wieloletniego projektu stworzenia i przejścia nowej drogi na słynnym El Capitanie w dolinie Yosemite, ale przede wszystkim przez życie jednego z czołowych wspinaczy na świecie, twórcy tego projektu....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-13
2020-01-23
I oto w moich rękach wylądowała kolejna książka o Nandze Parbat. Król Gór, Góra Przeznaczenia, Zabójcza Góra - różnie ją nazywali miejscowi i ci, których ogarnęła obsesja jej zdobycia. W 2018 r. straciliśmy na niej Tomka "Czapkinsa" Mackiewicza. W 1970 r. Reinhold Messner, jeden z najwybitniejszych wpinaczy XX wieku, stracił brata. I właśnie o tym jest ta książka. O rozliczeniu z przeszłością i oskarżeniami kierowanymi pod jego adresem przez kilkadziesiąt lat. Trochę o historii niemieckich prób zdobycia góry, trochę o sylwetce Karla Herrligkoffera, uporczywie organizującego kolejne wyprawy na Nangę, samemu nigdy się na nią nie wspinając. Trochę o harcie ducha i drodze, jaką jest pokonanie tak wymagającej ściany ośmiotysięcznika, ale mniej o szczegółach technicznych (jak np. w książce Tadeusza Piotrowskiego), a więcej o nieporozumieniach, niepowodzeniach organizacyjnych i cichych rozgrywkach między uczestnikami ekspedycji.
Książka jest wypełniona zdjęciami z wyprawy, obrazującymi jej codzienność, piękno i ogrom Nangi oraz wytyczone trasy wejść na jej szczyt. Pochłonęłam ją dosyć szybko, dając się porwać opowieści o pokonywaniu kolejnych trudności przez wspierający się duet tyrolskich braci, ale ostatecznie mam do niej mieszane uczucia. Wielkość dokonania Reinholda i Gunthera Messnerów, którzy w dobrym stylu jako pierwsi zdobyli górę wspinając się przez ogromną (nawet jak na Himalaje) flankę Rupal, miesza się ze złą prasą Tyrolczyka o rzekomo wielkim ego i niszczącym wręcz dążeniu do osiągnięcia własnych celów. Tymczasem w książce ukazuje się jego inny obraz - typowego bardzo dobrego kondycyjnie i technicznie wspinacza, który świadomy swoich możliwości i ograniczeń, podobnie jak dziesiątki innych osób przez dekady, chce spełnić marzenie wejścia na szczyt.
Która z tych wersji jest prawdziwa? Czy Gunther faktycznie nie powinien podążać za bratem na szczyt? Te rozważania można snuć w nieskończoność, nie dochodząc do żadnej sensownej konkluzji. Góra tymczasem pozostaje na swoim miejscu i przyciąga kolejnych śmiałków, którzy napiszą kolejne książki de facto wciąż o tym samym: pasji, wysiłku i ryzyku. A ja pewnie dalej będę je czytać.
I oto w moich rękach wylądowała kolejna książka o Nandze Parbat. Król Gór, Góra Przeznaczenia, Zabójcza Góra - różnie ją nazywali miejscowi i ci, których ogarnęła obsesja jej zdobycia. W 2018 r. straciliśmy na niej Tomka "Czapkinsa" Mackiewicza. W 1970 r. Reinhold Messner, jeden z najwybitniejszych wpinaczy XX wieku, stracił brata. I właśnie o tym jest ta książka. O...
więcej Pokaż mimo to