Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To nie jest książka o RHCP. Ta książka przeniesie was w świat Los Angeles lat 70. - 80. i zaoferuje oprowadzenie po najbrudniejszych zakątkach miasta i wczesnej młodości Flea.
To nie jest klasyczna biografia. Wątki są porozrzucane tak, jak wspomnienia i emocje z nimi związane w psychice człowieka. Ale czy to dziwne?
Flea zrobił tę książkę po swojemu, tak jak po swojemu ujarzmiał gitarę basową, prowadził wariackie życie, popełniał błędy i głupoty, przeżywał uniesienia i doły. To jest książka o młodości, wolności i bezkompromisowości w szukaniu swojej ścieżki. A bez ostoi i mentorów szuka się jej długo.
Tak jak młody Flea z biegiem lat wciągał się w świat muzyki, tak ja wciągałam się w kolejne rozdziały, a frajda jaką Flea przeżywał w swoim życiu udzielała mi się w pełni. Nie jest to jednak książka słodka. Dużo w niej pogubienia, złości, strachu, destrukcji, ale i refleksji, czerpania z życia, pielęgnowania wspomnień nawet o najbardziej prozaicznych przyjemnościach. C'est la vie. A przynajmniej dla Flea takie było.
Dla fanów RHCP jest tam niewiele o samym zespole. Więcej przeczytamy o początkach, poszukiwaniach i muzycznym kształtowaniu przy stawianiu pierwszych kroków z trąbką, a potem basem w ręce. Jest trochę też o wieloletniej przyjaźni z Anthonym Kiedisem (wokalistą RHCP) - owocnej muzycznie, ale też trudnej, oraz Hillelem Slovakiem - nieżyjącym już pierwszym gitarzystą Red Hotów. Flea świadomie postawił ostatnią kropkę w 1983 r., pozostawiając resztę na kolejną książkę, co do której - jak mówi - codziennie zmienia zdanie, czy ją napisać. Tym bardziej warto sięgnąć po to, czym do tej pory zgodził się podzielić.

To nie jest książka o RHCP. Ta książka przeniesie was w świat Los Angeles lat 70. - 80. i zaoferuje oprowadzenie po najbrudniejszych zakątkach miasta i wczesnej młodości Flea.
To nie jest klasyczna biografia. Wątki są porozrzucane tak, jak wspomnienia i emocje z nimi związane w psychice człowieka. Ale czy to dziwne?
Flea zrobił tę książkę po swojemu, tak jak po swojemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Uciekło. Przeciekło. Nie ma."
Tu nie ma sensu, nie ma znaczeń, nie ma obiektywnych mierników oceny rzeczywistości, która nas otacza. Gombrowicz pokazuje kompletną subiektywizację postrzegania rzeczywistości, szukania w niej własnych prawideł i sensów, wygrzebywania się z otchłani nieskończonych bodźców i myśli, co prowadzi do skonstruowania własnego świata, kosmosu.
A że kot zabity - no cóż. Brutalne zachowanie mające na celu nagięcie rzeczywistości do własnej wizji to nic nowego.
Zdecydowanie można się w tej książce zatopić, przesiąknąć jej dziwną chronologią zdarzeń, zarazić gorączką bohaterów. I wplątać się w ich optykę, gdzie upadek autorytetów sprawia, że odnalezienie grupki osób podzielających nawet największe szaleństwa (a szaleństwa tam jest dużo!) pozwala na ich znormalizowanie i akceptację jako jednej z nieskończonej możliwości prawidłowych poglądów na świat.

Tylko jaki umysł udręczony tym chaosem i bzdurzeniem.

PS. Dopiero po przeczytaniu książki zrozumiałam, jak trudne zadanie miał przed sobą Żuławski senior. I jak dobrze z niego wybrnął - polecam seans przy lekturze!

"Uciekło. Przeciekło. Nie ma."
Tu nie ma sensu, nie ma znaczeń, nie ma obiektywnych mierników oceny rzeczywistości, która nas otacza. Gombrowicz pokazuje kompletną subiektywizację postrzegania rzeczywistości, szukania w niej własnych prawideł i sensów, wygrzebywania się z otchłani nieskończonych bodźców i myśli, co prowadzi do skonstruowania własnego świata, kosmosu.
A że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

I oto w moich rękach wylądowała kolejna książka o Nandze Parbat. Król Gór, Góra Przeznaczenia, Zabójcza Góra - różnie ją nazywali miejscowi i ci, których ogarnęła obsesja jej zdobycia. W 2018 r. straciliśmy na niej Tomka "Czapkinsa" Mackiewicza. W 1970 r. Reinhold Messner, jeden z najwybitniejszych wpinaczy XX wieku, stracił brata. I właśnie o tym jest ta książka. O rozliczeniu z przeszłością i oskarżeniami kierowanymi pod jego adresem przez kilkadziesiąt lat. Trochę o historii niemieckich prób zdobycia góry, trochę o sylwetce Karla Herrligkoffera, uporczywie organizującego kolejne wyprawy na Nangę, samemu nigdy się na nią nie wspinając. Trochę o harcie ducha i drodze, jaką jest pokonanie tak wymagającej ściany ośmiotysięcznika, ale mniej o szczegółach technicznych (jak np. w książce Tadeusza Piotrowskiego), a więcej o nieporozumieniach, niepowodzeniach organizacyjnych i cichych rozgrywkach między uczestnikami ekspedycji.
Książka jest wypełniona zdjęciami z wyprawy, obrazującymi jej codzienność, piękno i ogrom Nangi oraz wytyczone trasy wejść na jej szczyt. Pochłonęłam ją dosyć szybko, dając się porwać opowieści o pokonywaniu kolejnych trudności przez wspierający się duet tyrolskich braci, ale ostatecznie mam do niej mieszane uczucia. Wielkość dokonania Reinholda i Gunthera Messnerów, którzy w dobrym stylu jako pierwsi zdobyli górę wspinając się przez ogromną (nawet jak na Himalaje) flankę Rupal, miesza się ze złą prasą Tyrolczyka o rzekomo wielkim ego i niszczącym wręcz dążeniu do osiągnięcia własnych celów. Tymczasem w książce ukazuje się jego inny obraz - typowego bardzo dobrego kondycyjnie i technicznie wspinacza, który świadomy swoich możliwości i ograniczeń, podobnie jak dziesiątki innych osób przez dekady, chce spełnić marzenie wejścia na szczyt.
Która z tych wersji jest prawdziwa? Czy Gunther faktycznie nie powinien podążać za bratem na szczyt? Te rozważania można snuć w nieskończoność, nie dochodząc do żadnej sensownej konkluzji. Góra tymczasem pozostaje na swoim miejscu i przyciąga kolejnych śmiałków, którzy napiszą kolejne książki de facto wciąż o tym samym: pasji, wysiłku i ryzyku. A ja pewnie dalej będę je czytać.

I oto w moich rękach wylądowała kolejna książka o Nandze Parbat. Król Gór, Góra Przeznaczenia, Zabójcza Góra - różnie ją nazywali miejscowi i ci, których ogarnęła obsesja jej zdobycia. W 2018 r. straciliśmy na niej Tomka "Czapkinsa" Mackiewicza. W 1970 r. Reinhold Messner, jeden z najwybitniejszych wpinaczy XX wieku, stracił brata. I właśnie o tym jest ta książka. O...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"To nie Everest okazał się najtrudniejszy. Najtrudniejszy okazał się powrót do świata." - napisała w dwóch ostatnich zdaniach książki Magda Lassota, a ja czułam, że po samej lekturze też nie chcę opuszczać Himalajów i wracać do codziennych czynności.
Choć szczerze przyznam, że na początku nieco sceptycznie podchodziłam do tej pozycji, bo jest inna niż pozostałe książki o górach, bo napisana w zasadzie przez laika, bo zaczyna się od wyznań o trudnych momentach w życiu osobistym autorki i brak jej tego sportowego ducha typowego dla literatury górskiej. Odłożyłam książkę na półkę i zapomniałam o niej. Po kilku miesiącach i kilku majowych dniach spędzonych w izolacji przypomniałam sobie o tym, że czeka na którymś ze stosów wstydu i zaczęłam lekturę od początku. Tym razem nie przerwałam po 50 stronach, tylko brnęłam z autorką dalej w drogę do Everest Base Campu, a z każdym kolejnym rozdziałem książka zyskiwała.
Magda Lassota w celach reporterskich podłączyła się w 2019 r. do jednej z agencji organizującej komercyjną wyprawę na Everest i spędziła ponad 2 miesiące w EBC położonym na wysokości 5 362 m n.p.m., za słynnym kamieniem, którego nie mogą przekraczać zwykli "turyści". Dzięki temu mogła opowiedzieć czytelnikowi o wszystkim - o organizacji EBC, o dostępnych w bazie udogodnieniach dla klientów wypraw komercyjnych, o tęsknocie za jakąkolwiek zielenią, o samopoczuciu i problemach zdrowotnych na tej wysokości, o sposobach na nudę, o sposobach na zachowanie minimum higieny osobistej albo o sposobach na odnalezienie drogi w gąszczu namiotów, głazów i jeziorek lodowca Khumbu. Ale przede wszystkim mogła sportretować "ludzi Everestu" - słowem i w swoim mobilnym studiu fotograficznym. I właśnie te portrety są najciekawsze. Wszystkie - od legend EBC prowadzących własne agencje, przez przewodników zagranicznych i nepalskich, klientów, szerpów, lekarzy, tzw. Icefall doctors czy pracowników organizacji pilnującej czystości w Base Campie i obozach po drodze na szczyt. Czuć atmosferę EBC - nierówną, raz przyjazną i pełną radości, raz nieufną i zdominowaną rywalizacją albo traumą tragedii z poprzednich lat, w zależności od tego, do którego obozu się trafi. Opowieść Magdy Lassoty sprawia, że czujemy też, jak obóz żyje - najpierw powoli, jakby w letargu, w kilkutygodniowym oczekiwaniu okno pogodowe, a potem w pośpiechu, próbując zagwarantować wszystkim z 378 klientów wejście na szczyt najwyższej góry świata. Niestety, nie jest tajemnicą, że nie wszystkim udaje się z niej zejść.
Książka ma nieco ponad 400 stron, z czego co najmniej kilkadziesiąt zajmują zdjęcia - z drogi do EBC, samego EBC i w końcu portrety rozmówców autorki sprzed wejścia na Everest i już po zdobyciu szczytu. Książka zawiera też garść przydatnych i praktycznych informacji - o tym ile kosztują wyprawy z poszczególnymi agencjami (od najtańszej nie cieszącej się dobrą sławą Seven Summit Trek, po najbardziej luksusową na ten czas Climbing the Seven Summits), co oferują, jak wygląda życie w bazie i gdzie jest najlepszy internet. Dlatego polecam tę pozycję zarówno osobom zainteresowanym realiami zdobywania Everestu, jak i historiami tych, którzy chcą tymi zdobywcami zostać.

"To nie Everest okazał się najtrudniejszy. Najtrudniejszy okazał się powrót do świata." - napisała w dwóch ostatnich zdaniach książki Magda Lassota, a ja czułam, że po samej lekturze też nie chcę opuszczać Himalajów i wracać do codziennych czynności.
Choć szczerze przyznam, że na początku nieco sceptycznie podchodziłam do tej pozycji, bo jest inna niż pozostałe książki o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dobre uzupełnienie filmu "The Dawn Wall" albo i odwrotnie - dokument jest dobrym uzupełnieniem książki. Książki, która przeprowadza czytelnika nie tylko przez trudy realizacji wieloletniego projektu stworzenia i przejścia nowej drogi na słynnym El Capitanie w dolinie Yosemite, ale przede wszystkim przez życie jednego z czołowych wspinaczy na świecie, twórcy tego projektu.

Jak można się spodziewać po biografii spełnionego obecnie sportowca, książka daje porządnego motywacyjnego kopa i standardowo pokazuje, że wszystko jest możliwe. Tyle tylko, że nie jest to wyłącznie amerykańskie bajdurzenie o spełnianiu marzeń. Tommy Caldwell - dziś sportowa gwiazda, ale niegdyś zakompleksiony nastolatek, dla którego skały były zwyczajnie miejscem ucieczki, w którym w końcu czuł się dobrze - jest w swojej opowieści kompletnie szczery, odsłaniając się przed czytelnikiem w momentach dołów i nieszczęść życia osobistego, które przekładały się na wyboje w życiu zawodowym. U Caldwella wytyczenie 900-metrowej pionowej drogi złożonej z wyciągów o najwyższych wycenach jest możliwe nie tyle dzięki mistrzostwu ciała, które surowo trenowane przekracza kolejne granice, ile poukładanej głowie i odpowiedniemu (zdobytemu z dużym trudem!) nastawieniu, które pozwalają temu ciału osiągnąć to, co przez pokolenia wspinaczy uchodziło za niemożliwe.

Autobiografia pokazuje więc przede wszystkim mentalne zmagania samego Caldwella ze sobą i z trudnościami, jakie serwuje zwykłe życie. Dzięki temu psychologicznemu i osobistemu aspektowi książka nada się dla wszystkich, nie tylko fanów sportów górskich. Żargon wspinaczkowy też nie będzie przeszkodą, bo nie o opis technicznych trudności w tej historii chodzi, zresztą wszelkie obcobrzmiące określenia są skrzętnie wyjaśniane przez autora lub tłumacza. Dodatkowym smaczkiem jest ładne wydanie książki wzbogaconej o zdjęcia z różnych okresów życia Caldwella, w tym ze zdobywania The Dawn Wall.

Dobre uzupełnienie filmu "The Dawn Wall" albo i odwrotnie - dokument jest dobrym uzupełnieniem książki. Książki, która przeprowadza czytelnika nie tylko przez trudy realizacji wieloletniego projektu stworzenia i przejścia nowej drogi na słynnym El Capitanie w dolinie Yosemite, ale przede wszystkim przez życie jednego z czołowych wspinaczy na świecie, twórcy tego projektu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zgodnie z zapowiedzią nie jest to przewodnik, ale opowieść o odbiorze Gruzji przez nietamtejszego, dla ułatwienia ujęta w rozdziały odpowiadające konkretnym miejscom na mapie i podsypana sporą dawką wiedzy zdobywanej przez autora z wielu źródeł przed wyjazdem. Sama książka składa się ze 167 stron tekstu i prawie 50 stron zdjęć. Czyta się ją szybko, bo jest napisana lekko, ale to właśnie jest jej minusem. Autor zbyt często robi wycieczki światopoglądowe, a i prezentowane poczucie humoru niekiedy uwiera Januszem. Jakiejkolwiek wartości poznawczej tej książce nie odmówię, ale pamiętajcie, że jest to raczej garść faktów podana w rozwlekłej formie gawędy niż encyklopedia delikatnie przykraszona anegdotami z podróży.

Zgodnie z zapowiedzią nie jest to przewodnik, ale opowieść o odbiorze Gruzji przez nietamtejszego, dla ułatwienia ujęta w rozdziały odpowiadające konkretnym miejscom na mapie i podsypana sporą dawką wiedzy zdobywanej przez autora z wielu źródeł przed wyjazdem. Sama książka składa się ze 167 stron tekstu i prawie 50 stron zdjęć. Czyta się ją szybko, bo jest napisana lekko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kurna fiks!
Za każdym razem, gdy otwieram książkę Hrabala i zaczynam czytać pierwsze zdanie, mimowolnie uśmiecham się i zaczynam czuć niesamowitą frajdę z obcowania z tak pięknym językiem. Tak, pięknym! Pomimo tego, że pisze potocznie, nie sili się na ozdobniki ani wygładzone kwestie, jego język zawsze wciąga pięknem i swobodą. Hrabal to niby taki zwykły gawędziarz, ale przenikliwość jego obserwacji człowieka jest zdumiewająca.

A jednak troszkę mnie rozczarował tą książką. Postać Vladimira zaraża pasją do świata, a ciąg anegdot praskiej bohemy czyta się bardzo dobrze. A jednak czegoś mi w niej zabrakło. Może tylko tego, że nie dosięgnęła "Zbyt głośnej samotności", która na długo pozostanie moim ideałem?

Tak czy inaczej polecam zabrać się w podróż z Hrabalem i jego serdecznymi przyjaciółmi. Żeby choćby na chwilę i Wam, tak jak Vladimirowi, "towarzyszyła całkiem zwyczajna cudowność". Bo ta książka to po prostu pochwała życia.

Kurna fiks!
Za każdym razem, gdy otwieram książkę Hrabala i zaczynam czytać pierwsze zdanie, mimowolnie uśmiecham się i zaczynam czuć niesamowitą frajdę z obcowania z tak pięknym językiem. Tak, pięknym! Pomimo tego, że pisze potocznie, nie sili się na ozdobniki ani wygładzone kwestie, jego język zawsze wciąga pięknem i swobodą. Hrabal to niby taki zwykły gawędziarz, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

PLANT POWER to nowa pozycja kusząca czytelników i miłośników zieleni estetyczną okładką i... na tym koniec. Podtytuł "Jak wychować szczęśliwe rośliny" w zasadzie nie znajduje zbyt dużego odzwierciedlenia w zawartości książki. Jest to atlas osiemdziesięciu z reguły bardziej popularnych (i modnych) roślin nadających się do uprawy domowej, który zawiera duże zdjęcie umożliwiające identyfikację oraz kilka - kilkanaście zdań zarysu rośliny i uporządkowane podstawowe informacje na temat jej potrzeb (miejsce uprawy, podlewanie, nawożenie, przesadzanie, rozmnażanie). Do tego pierwszych kilkanaście stron stanowi wstęp dotyczący ogólnych zasad uprawy roślin oraz porad z tym związanych. Książka jest ładnie wydana, a jej użyteczność oceniłabym na 3+ w skali szkolnej.
Jeśli macie jakiś stary atlas roślin domowych, to nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyście wymienić go na ten nowszy.

PLANT POWER to nowa pozycja kusząca czytelników i miłośników zieleni estetyczną okładką i... na tym koniec. Podtytuł "Jak wychować szczęśliwe rośliny" w zasadzie nie znajduje zbyt dużego odzwierciedlenia w zawartości książki. Jest to atlas osiemdziesięciu z reguły bardziej popularnych (i modnych) roślin nadających się do uprawy domowej, który zawiera duże zdjęcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kupiłam tę książkę z polecenia, jako jedną z tych pozycji, które dobrze nadają się do wprowadzenia w świat roślin, ich potrzeb i czyhających na nie zagrożeń w uprawie domowej. I faktycznie mogę powiedzieć, że spełnia tę funkcję, choć tylko na poziomie basic. Nie jest to jednak żaden zarzut, gdyż właśnie taki jest target tej książki - początkujący domowi ogrodnicy, którzy na dobry początek nie chcą zabić swoich nowych znajd i nabytków.
Autorką jest Ewa Wojtowicz, która lata temu zaczęła zajmować się "beznadziejnymi przypadkami" swoich znajomych, a następnie zaczęła dzielić się swoją pasją w social media. Książkę skonstruowała tak, że sam poradnik zajmuje około 100 stron, czyli niemalże połowę. Czytelnicy mogą tam znaleźć informacje na temat światła, wody, ziemi, temperatury, szkodników, przesadzania, rozmnażania czy leczenia roślin, a także inne praktyczne porady dotyczące np. tego jak zadbać o rośliny na czas dłuższej nieobecności w domu. W pozostałej części autorka oferuje nam atlas popularnych roślin (z krótkimi, acz treściwymi informacjami o ich wyglądzie i potrzebach) oraz "spotkania" z innymi miłośnikami roślin, którzy prezentują przeróżne podejścia do ich pielęgnacji i filozofie roślinne. Do tego trzeba powiedzieć, że książka jest bardzo ładnie wydana i zwyczajnie przyjemnie ją czasem otworzyć na losowej stronie i nacieszyć oko ładnymi grafikami lub zdjęciami pięknie zazielenionych mieszkań.

Kupiłam tę książkę z polecenia, jako jedną z tych pozycji, które dobrze nadają się do wprowadzenia w świat roślin, ich potrzeb i czyhających na nie zagrożeń w uprawie domowej. I faktycznie mogę powiedzieć, że spełnia tę funkcję, choć tylko na poziomie basic. Nie jest to jednak żaden zarzut, gdyż właśnie taki jest target tej książki - początkujący domowi ogrodnicy, którzy na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy wyzwalając się z okowów tradycji bitnicy nie wpadali głębiej w patriarchalny system? Czy bliżej im do sensownego umiłowania wolności, czy dekadenckiego rozkładu, które doprowadziło (?) do śmierci kilku osób? Kim był owiany największą legendą Jack Kerouac - wrażliwą duszą będącą wiecznie 'w drodze' czy konserwatywnym maminsynkiem bez prawa jazdy?
"Bitnicy" pod red. Marka Paryża absolutnie nie celują w tanią sensację i podważanie kultowych postaci, ale dają nam ich pełniejszy obraz, pozwalając czytelnikowi samodzielnie ocenić wagę i szczerość słów spłodzonych w Pokoleniu Beatu. To dobra antologia literaturoznawców, która w płynny sposób oprowadza nas po najważniejszym zjawisku kulturowym lat 50. i 60. Pierwszych kilka rozdziałów jest rozjaśniającym wprowadzeniem do zrozumienia całego ruchu, jak i dalszych prac autorów. A ci odwalili kawał dobrej roboty przybliżając nam twórczość nie tylko czołowych bitników, ale także tych mniej znanych i często nieprzetłumaczonych na nasz język, więc też niedostępnych polskiemu czytelnikowi (m.in. "black beat" Amiri Baraki, poezja Ferlinghettiego, sylwetka di Primy). Przez cały zbiór przewija się refleksja co z tego beatu zostało (i w bohaterach, i w społeczeństwie), żeby dotrzeć do mocnego zakończenia "Kalifornia w supermarkecie" Tomasza Sawczuka - zgadnijcie ile dolców trzeba było zapłacić, żeby dostać przemysłowo wyprodukowany zestaw gadżetów, pozwalających przebrać się za bitnika na imprezę. Mniej, niż za książkę Marcela Prousta. Mniej, niż za wiersz Walta Whitmana. Najwyraźniej też mniej, niż za akapit Burroughsa i wers Ginsberga.

Czy wyzwalając się z okowów tradycji bitnicy nie wpadali głębiej w patriarchalny system? Czy bliżej im do sensownego umiłowania wolności, czy dekadenckiego rozkładu, które doprowadziło (?) do śmierci kilku osób? Kim był owiany największą legendą Jack Kerouac - wrażliwą duszą będącą wiecznie 'w drodze' czy konserwatywnym maminsynkiem bez prawa jazdy?
"Bitnicy" pod red....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szalenie ważne jest to, żeby na początku podkreślić, że di Prima pisała tę książkę w dużej mierze z prozaicznych powodów ($), a do tego na zamówienie Olympia Press, które co prawda teraz jest kojarzone z pierwszymi wydaniami "Lolity" Nabokova czy "Nagiego lunchu" Burroughsa, ale w większości zajmowało się wydawaniem literatury pornograficznej. Stąd też na książkę nie powinno się patrzeć jak na kultową biografię, która okazuje się nieporozumieniem, bo 80% to seks (a fe!), ale na odwrót - jako na pornografię, która wychodzi poza ramy tego, co zazwyczaj w tej kategorii literackiej prezentowano.
Czy książka jest przez to lepsza? Dla mnie i tak znajduje się na samym dole wszystkich pozycji dotyczących Beatu, które przeczytałam, ale zwyczajnie myślę, że warto mieć powyższe na uwadze, żeby świadomie zdecydować o (nie)sięgnięciu po nią.

Szalenie ważne jest to, żeby na początku podkreślić, że di Prima pisała tę książkę w dużej mierze z prozaicznych powodów ($), a do tego na zamówienie Olympia Press, które co prawda teraz jest kojarzone z pierwszymi wydaniami "Lolity" Nabokova czy "Nagiego lunchu" Burroughsa, ale w większości zajmowało się wydawaniem literatury pornograficznej. Stąd też na książkę nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeżeli ktoś ma zamiar sięgnąć po tę książkę, żeby znaleźć odpowiedź na tytułowe pytanie, to myślę, że rozsądniej będzie poszukać innej pozycji. W poprzednich opiniach była już mowa o "trafności" stwierdzeń autora i jego co najmniej zastanawiających konkluzji i spostrzeżeń, więc nie będę tego powtarzać. Na szczęście można tez potraktować tę pozycję jako okazję do zapoznania się z dziełami wielu wartych poznania fotografów. Niestety i tutaj dobór zdjęć nie jest dla mnie jasny i mam wrażenie, że nawet "lektura" książki skupiająca się na fotografiach, a nie opisach, może nie trafić do każdego. A szkoda, bo biorąc ją do ręki miałam nadzieję, że w końcu przeczytam dobrą i pouczającą książkę o fotografii.

Jeżeli ktoś ma zamiar sięgnąć po tę książkę, żeby znaleźć odpowiedź na tytułowe pytanie, to myślę, że rozsądniej będzie poszukać innej pozycji. W poprzednich opiniach była już mowa o "trafności" stwierdzeń autora i jego co najmniej zastanawiających konkluzji i spostrzeżeń, więc nie będę tego powtarzać. Na szczęście można tez potraktować tę pozycję jako okazję do zapoznania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Główną bohaterką jest niezwykle utalentowana, ale też ekscentryczna i charakterna gwiazda psychodelicznej kontrkultury końcówki lat 60., a mimo wszystko książka nie jest nastawiona na sensację. Z pewnością nie jest to też to samo, co biografia Janis napisana przez jej siostrę, ale trzeba oddać sprawiedliwość autorowi, że przez 3 lata bliskiej współpracy z artystką, towarzyszenia jej w trasach z każdym z trzech zespołów oraz bycia obok również w bardziej prywatnych momentach, Cook miał pełne prawo napisać tę książkę, i to napisać ją dobrze. Jako fanka jej głosu cieszę się, że z tego prawa skorzystał.

Główną bohaterką jest niezwykle utalentowana, ale też ekscentryczna i charakterna gwiazda psychodelicznej kontrkultury końcówki lat 60., a mimo wszystko książka nie jest nastawiona na sensację. Z pewnością nie jest to też to samo, co biografia Janis napisana przez jej siostrę, ale trzeba oddać sprawiedliwość autorowi, że przez 3 lata bliskiej współpracy z artystką,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Może i są jakieś nieścisłości, może i sposób przedstawienia C. jako totalnie przerysowanej seksbomby i femme fatale raził, może i bajkowa nieśmiertelność Salander znowu dawała o sobie znać, a rozwiązywanie zagadki wyglądało nieco inaczej, ale mimo wszystko miałam niesamowitą frajdę z czytania tej książki. Dodam też - choć nie wiem czy nie podpisuję tym samym na siebie wyroku śmierci (pozdrawiam zagorzałych fanów Larssona), że Lagercrantz udanie wzbogacił tę sagę o nowe wątki, problemy i przemyślenia dotyczące świata, w którym żyjemy. Motywy wszechobecnej kontroli czy sztucznej inteligencji z jednej strony i takich zagadnień jak autyzm z drugiej świetnie zostały połączone z kolejnymi aspektami przemocy względem kobiet, a nawet ról społecznych. Ciekawe, czy przyjdzie nam doczekać się kontynuacji choćby częściowo o kobiecie, która nienawidzi kobiet :)

Może i są jakieś nieścisłości, może i sposób przedstawienia C. jako totalnie przerysowanej seksbomby i femme fatale raził, może i bajkowa nieśmiertelność Salander znowu dawała o sobie znać, a rozwiązywanie zagadki wyglądało nieco inaczej, ale mimo wszystko miałam niesamowitą frajdę z czytania tej książki. Dodam też - choć nie wiem czy nie podpisuję tym samym na siebie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jaki jest czas i miejsce akcji tej książki? Co oznacza jej tytuł? Co z życiem bohaterów?

Podczas lektury przewija się też wiele innych pytań, na które staracie się odpowiedzieć tylko po to, żeby zaraz zorientować się, że to wcale nie tak. A jak? Rozum nie nadąża. Racjonalne myślenie nie daje rady w obliczu takiej fabuły. P. K. Dick stworzył powieść, a razem z nią bohaterów i kompletnie nowy świat, nowe reguły, które rządzą dziwną chronologią.
Być może nie dałby rady tego stworzyć, gdyby nie jego doświadczenia z psychodelikami. Ale z pewnością nie dałby też rady tak misternie opracować całego mechanizmu, gdyby nie jego geniusz. Geniusz zadbał o wszystko (choć tylko z grubsza), był wszędzie, ubique.
Czytelnikowi pozostaje być na każdej stronie książki, w każdym zdaniu, z każdym bohaterem. Aż do ostatniego rozdziału, o którym być może pomyślicie, że lepiej, gdyby go nie było. I wtedy wrócą trzy pierwsze pytania i rzeczywisty odbiór książki dopiero się zacznie.
Have fun i nie dajcie się przerazić.

Jaki jest czas i miejsce akcji tej książki? Co oznacza jej tytuł? Co z życiem bohaterów?

Podczas lektury przewija się też wiele innych pytań, na które staracie się odpowiedzieć tylko po to, żeby zaraz zorientować się, że to wcale nie tak. A jak? Rozum nie nadąża. Racjonalne myślenie nie daje rady w obliczu takiej fabuły. P. K. Dick stworzył powieść, a razem z nią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę od tego, że to była moja pierwsza książka P. K. Dicka, więc nie nastawiałam się na nic konkretnego ani sci-fi. I szkoda, że była pierwszą, bo teraz nie wiem czy sięgnę po następne. "Wyznania łgarza" przeczytałam w jeden dzień, ale wcale nie było to pochłanianie książki idące w parze z zatraceniem się w fabule. Po świetnych przedmowie Nawrockiego i ilustracjach Siudmaka brnęłam dalej w historię trójkąta miłosnego czekając na więcej wątków bezpośrednio dotyczących Jacka, aż nagle nieusatysfakcjonowana dotarłam do ostatniej strony. Przekaz książki był dobry, ale w banalny sposób wciśnięty w usta bohatera i nie jestem pewna czy warty ponad 300 stron fabuły.
_______________________
edit: sięgnęłam po następne. I nie sądziłam, że tak szybko stanę się czyjąś fanką - szczególnie po tak średnio udanym 'pierwszym razie'. Jeśli "WŁ" Wam się nie podobały, to zapomnijcie o nich i spróbujcie prozy P. K. Dicka jeszcze raz - warto! I to bardzo!

Zacznę od tego, że to była moja pierwsza książka P. K. Dicka, więc nie nastawiałam się na nic konkretnego ani sci-fi. I szkoda, że była pierwszą, bo teraz nie wiem czy sięgnę po następne. "Wyznania łgarza" przeczytałam w jeden dzień, ale wcale nie było to pochłanianie książki idące w parze z zatraceniem się w fabule. Po świetnych przedmowie Nawrockiego i ilustracjach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Słowo dzieli się na części, które istnieją w całości, jednakże części można brać w dowolnym porządku, od przodu i od tyłu, z prawej i z lewej, jak podczas stosunku seksualnego. Ta książka rozsypuje się we wszystkich kierunkach (...)"

I tak jest w rzeczywistości, co tylko potwierdza studiowanie procesu powstawania "Nagiego lunchu". Rozsypuje się i jest ciężki do skonsumowania i przetrawienia. Ale jest to dobra książka. Ma sens. Z jej lektury da się (i powinno się) wynieść więcej niż tylko obrzydzenie i oburzenie tamtym pokoleniem i tamtymi czasami. Burroughs dał tu wyraz czegoś więcej; oddał nie tyle jego środowisko, ale świat ze społeczeństwem, które go zamieszkuje i mechanizmy jego funkcjonowania. Jakoś przebrnijcie przez ten fragment, w którym już prawie podjęliście decyzję, żeby odpuścić (egzekucje? ;)) i będzie ok. To wydanie z dodatkami od autora (i nie tylko) też mocno pomaga.

"Słowo dzieli się na części, które istnieją w całości, jednakże części można brać w dowolnym porządku, od przodu i od tyłu, z prawej i z lewej, jak podczas stosunku seksualnego. Ta książka rozsypuje się we wszystkich kierunkach (...)"

I tak jest w rzeczywistości, co tylko potwierdza studiowanie procesu powstawania "Nagiego lunchu". Rozsypuje się i jest ciężki do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo, bardzo, bardzo rzadko kiedy podejmuję decyzję o tym, żeby przerwać czytanie danej książki i już więcej do niej nie wracać. Jeszcze rzadziej, żeby wypowiedzieć się na temat książki, której nie przeczytałam do końca. Ale nie dało się inaczej. Spoglądając na tytuł, okładkę i opis miałam wrażenie, że jest to jedna z najlepszych książek, po jakie mogę sięgnąć. W końcu łączyła moją starą pasję (autostopowanie) i gorący (dla mnie) temat, który ostatnio zaczęłam zgłębiać (wspinaczka). Do tego po mocno męskiej, technicznej i prlowskiej narracji Tadeusza Piotrowskiego miałam nadzieję na lżejszą i w nieco innym duchu, ale dalej wartościową i sensowną lekturę. Niestety. Zamiast chłonąć każdy dzień podróży i walki z własnymi słabościami, ziewałam albo się śmiałam. Chociaż trochę musiałam powalczyć ze sobą, np. po to, żeby pozbyć się idiotycznych rozmyślań, czy aby autorka też nie sprzedaje jakichś kalendarzyków z natchnionymi sentencjami (wzorem pewnej blond podróżniczki). Przepraszam, bo być może i jest naprawdę twardą kobietą, nieźle zna się na wspinaniu i można się od niej (a może nawet i z tej książki) dowiedzieć wielu przydatnych rzeczy, ale ja po prostu nie dałam rady.

Bardzo, bardzo, bardzo rzadko kiedy podejmuję decyzję o tym, żeby przerwać czytanie danej książki i już więcej do niej nie wracać. Jeszcze rzadziej, żeby wypowiedzieć się na temat książki, której nie przeczytałam do końca. Ale nie dało się inaczej. Spoglądając na tytuł, okładkę i opis miałam wrażenie, że jest to jedna z najlepszych książek, po jakie mogę sięgnąć. W końcu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Perfekcja.

Perfekcja.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Coś wspaniałego. Nie czytam książek podróżniczych, nie czytam książek z katergorii "geografia" albo "religia", zdarza mi się tylko czytać książki o sztuce, a jednak... Doskonały przykład tego, jak napisać książkę, która wciąga od pierwszej strony jak dobry kryminał, opisuje podróż jak w dzienniku, ukazuje społeczeństwa bez zakłamania i daje obraz religii znacznie lepszy niż przypadkowe książki i artykuły, które wpadają w ręce Kowalskiego. A do tego napisana z humorem. Jak skończyłam ją czytać, to marzyłam o tym, żeby tylko jakoś przypadkiem spotkać autora (albo jego towarzysza) i zapytać o tyle rzeczy...

Coś wspaniałego. Nie czytam książek podróżniczych, nie czytam książek z katergorii "geografia" albo "religia", zdarza mi się tylko czytać książki o sztuce, a jednak... Doskonały przykład tego, jak napisać książkę, która wciąga od pierwszej strony jak dobry kryminał, opisuje podróż jak w dzienniku, ukazuje społeczeństwa bez zakłamania i daje obraz religii znacznie lepszy niż...

więcej Pokaż mimo to