Biblioteczka
2015-04-05
2023-10-23
2015-04-14
„Byłem twardszy niż Dante. Myślę, że próbowałem przed nim ukryć tę surowość, bo chciałem, żeby mnie lubił. Ale teraz już wiedział. Że byłem twardy. I może to było okej. Może mógł to polubić – to, że byłem taki twardy, tak samo jak ja lubiłem to, że on taki nie był”.
Zakochałam się. ♥
Zakochałam się w stylu pana Saenza. W tym, w jak prosty sposób potrafi mówić o trudnych sprawach.
Zakochałam się w Arystotelesie i Dantem. W ich niebanalności. W tej ich niezwykłej przyjaźni. I w ich rozmowach, które niekiedy bawiły, innym razem wzruszały, a zawsze skłaniały do refleksji.
Zakochałam się w tej książce. I teraz już wiem, że musi zagościć na stałe w mojej prywatnej Bibliotece.
https://www.youtube.com/watch?v=JrcYPTRcSX0
Gorąco polecam!
„Byłem twardszy niż Dante. Myślę, że próbowałem przed nim ukryć tę surowość, bo chciałem, żeby mnie lubił. Ale teraz już wiedział. Że byłem twardy. I może to było okej. Może mógł to polubić – to, że byłem taki twardy, tak samo jak ja lubiłem to, że on taki nie był”.
Zakochałam się. ♥
Zakochałam się w stylu pana Saenza. W tym, w jak prosty sposób potrafi mówić o trudnych...
2015-04-16
2015-05-24
po raz kolejny pozostanę w szlachetnej mniejszości, bowiem na mnie osobiście drugi tom „Opowiadań” nie zrobił takiego wrażenia, jak jego poprzednik. Historie w nim zawarte rzeczywiście reprezentują zdecydowanie wyższy poziom - zarówno pod względem językowym i stylistycznym, jak również oryginalności fabuły. Widać, że cały projekt był lepiej przemyślany i nawet opowiadanie otwierające tom nie odstrasza już tak bardzo "nowicjuszy", jak miało to miejsce w poprzedniej publikacji. Całość wypada całkiem pozytywnie. A jednak... czytając niektóre z opowiadań odczuwałam pewien niedosyt. Jak wtedy, gdy zajadając się gorzką czekoladą z wiśniami zastanawiamy się, czy aby producent tym razem nie poskąpił nam owoców. Trochę mało boys love w tych historiach boys love. (Przynajmniej niektórych).
Jak już mówiłam, literacko tom wypada lepiej do swojego poprzednika. Jednak ukryta gdzieś we mnie groupie nie czuje się do końca usatysfakcjonowana. Ostatecznie, gdybym miała ochotę poczytać nieco ambitniejszą literaturę o tematyce LGBT, zagłębiłabym się w twórczość Oscara Wilde'a albo wreszcie zmierzyła z cierpliwie czekającą na mojej półce trylogią „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek”. Kiedy natomiast sięgam po tom lekkich, przyjemnych i niezobowiązujących opowiadań boys love oczekują... lekkich, przyjemnych i niezobowiązujących opowiadań boys love. To dobrze, że Autorzy ustawili sobie poprzeczkę nieco wyżej, a opowiadania mają lepszy warsztat i ciekawsze fabuły. Gdyby tylko nie odbywało się to kosztem meritum, czyli właśnie pierwiastka BOYS LOVE. Całość czytało się przyjemnie. Nadal jestem zachwycona ideą „Opowiadań Kotori”, w końcu miłość nie pyta o powody. ^^ Tym razem jednak przy końcu poczułam lekki niedosyt.
gdybym miała się jeszcze czegoś przyczepić, to popsioczyłabym nieco na jakość wydania. Krzywe wydruki stron i wszechobecne literówki trochę podrażniły mój zmysł estetyczny. Ja rozumiem, że brak dostatecznych środków, że kryzys gospodarczy, że Duda na prezydenta... ale ostatecznie te książki mają zdobić moje Święte Sanktuarium zwane dalej Osobistą Domową Biblioteką. Wydawnictwo Kotori mogłoby się na przyszłość nieco bardziej postarać.
grafiki Kyou natomiast, jak zwykle, najlepsze. Prawdziwe cudeńka. ♥ Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak tylko dołączyć do grona oficjalnych fanów.
moja ocena:
9/10 ...czyli mój psychofański zachwyt pomniejszony o poczucie niedosytu.
po raz kolejny pozostanę w szlachetnej mniejszości, bowiem na mnie osobiście drugi tom „Opowiadań” nie zrobił takiego wrażenia, jak jego poprzednik. Historie w nim zawarte rzeczywiście reprezentują zdecydowanie wyższy poziom - zarówno pod względem językowym i stylistycznym, jak również oryginalności fabuły. Widać, że cały projekt był lepiej przemyślany i nawet opowiadanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10-20
2015-07-06
pomysłowa? Ależ i owszem. Oryginalna? Nie da się zaprzeczyć. Innowacyjna? Do pewnego stopnia. Odważna? To zależy. Zabawna? Czasami. Ciekawa? Chwilami.
pan Żurawiecki ma wszelkie predyspozycje do tego, by napisać kiedyś Coś naprawdę dobrego. Momentami wydawało mi się nawet, że to właśnie "Ja, czyli 66 moich miłości" jest tym Czymś. Tylko, że już kilka stron dalej czekało na mnie Srogie Rozczarowanie, które gorączkowo przekonywało do weryfikacji mojego osądu. I tak przez całą książkę. Są w niej bowiem fragmenty, które mogą wywołać u Czytelnika szczery a w pełni uzasadniony zachwyt. Myśli sobie wówczas: "To jest genialne!". Innym znów razem Czytelnik chwyta się z głowę z gorzkim przeświadczeniem: "I takie coś wydano drukiem?! Matko! Ile jeszcze stron do końca?". Jak bowiem wielu już przede mną pisało, książka jest strasznie nierówna - zarówno w swej formie, wymowie, jak i treści. Jak gdyby Autor posiadał doskonały pomysł i odpowiedni warsztat, tylko gdzieś po drodze zagubił chęci i dostateczną motywację, by całość doszlifować. Tak, że w ostatecznym rozrachunku, - jak wspomina Algoforos - nie jestem w stanie nawet stwierdzić, czy książka mnie zachwyciła, czy może jednak pozostawiła po sobie jedynie mętny posmak zażenowania.
czy polecam? Czemuż by nie. Choćby dla samego języka i lekkości pióra pana Żurawieckiego warto sięgnąć po tę książkę. Nawet jeśli się nie spodoba, jest to pozycja raczej na jeden wieczór, więc Czytelnik nie powinien odczuć większego żalu za bezpowrotnie utraconym czasem. A w kategorii Ciekawostki Literackiej, może się okazać swojego rodzaju geniuszem!
moja ocena:
5/10 ...czyli gdzieś pomiędzy Szmirą a Arcydziełem.
pomysłowa? Ależ i owszem. Oryginalna? Nie da się zaprzeczyć. Innowacyjna? Do pewnego stopnia. Odważna? To zależy. Zabawna? Czasami. Ciekawa? Chwilami.
pan Żurawiecki ma wszelkie predyspozycje do tego, by napisać kiedyś Coś naprawdę dobrego. Momentami wydawało mi się nawet, że to właśnie "Ja, czyli 66 moich miłości" jest tym Czymś. Tylko, że już kilka stron dalej czekało na...
2015-07-31
Zhuang Xiang Ciao, młoda Chinka, przyjeżdża na rok do Londynu uczyć się angielskiego. Tutaj poznaje starszego od siebie o ponad dwadzieścia lat Anglika, który szybko staje się dla niej przewodnikiem po zupełnie obcym świecie Zachodu i lekarstwem na samotność.
książka podzielona została na kolejne miesiące pobytu Z. w angielskiej stolicy. Te z kolei na niewielkie rozdzialiki rozpoczynające się zawsze od nowo poznanego przez naszą bohaterkę słówka ze słownika. Cała kompozycja sprawia, że historię czyta się szybko i z niezobowiązującą przyjemnością. Prawdziwy problem zaczyna się przy języku. Publikacja miała przedstawiać historię Z. z perspektywy jej kiepskiego angielskiego. W wyniku czego Czytelnik zostaje poczęstowany całą masą zdań przypominających azjatyckie krzaczki przepuszczone przez Google Translate. Oryginale? Owszem. Zabawne? Czasami. Ale przy ponad 300 stronach tekstu dość jednak męczące.
podobno miała to być "romantyczna komedia o parze kochanków, którzy próbują porozumieć się ze sobą dwoma różnymi językami". Aż chce się rzec za Radkiem Kotarskim: "Nic bardziej mylnego!".
Przede wszystkim, nie jest to komedia. Owszem, zdarzają się co zabawniejsze fragmenty, wynikające głównie z braku rozeznania Z. w języku angielskim i europejskiej kulturze. Niemniej, w rzeczywistości koło komedii to nawet nie stało. Historia przypomina w dużym stopniu strukturę wielu koreańskich dram - zaczyna się lekko, zabawnie i przyjemnie, by już po chwili zaserwować Odbiorcy prawdziwy dramatyczny koktajl Mołotowa, po którym nie ma już co zbierać. Nasza bohaterka z początku wydaje się kruchym, zagubionym, zabawnym w swojej inności przybyszem z obcej planety CHINY. Jednak zderzenie dwóch zupełnie różnych światów nie zawsze budzi śmiech i zakłopotanie. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzi Miłość.
Po drugie, cała opowieść niewiele ma wspólnego z romantyczną historią miłosną. Owszem, główny wątek oscyluje wokół relacji On + Ona. Tyle, że ma on na celu głównie ukazania różnic dwóch tak odległych od siebie galaktyk. W dodatku dla Xiaolu Guo różnice pomiędzy Wschodem a Zachodem, Azją a Europą, Chinami a Anglią, to za mało. Autorka postanowiła pójść o krok dalej i zrobić z naszych bohaterów prawdziwe skrajności. Z. zatem nie tylko jest Chinką w Anglii, ale pochodzącą z prowincji wieśniaczką zagubioną w jednym z największych i najgłośniejszych miast Europy. Nie wystarczy też, by zakochała się w Europejczyku. Koniecznie musiał to być podstarzały ex-anarchista o niepewnej orientacji. Co wyniknie z tego wybuchowego połączenia? Dowiedzie się sami, zagłębiając w lekturze.
Ostatecznie też, wcale nie próbują porozumieć się w dwóch różnych językach a w jednym. Zaś wszelkie nieporozumienia między nimi wynikają z różnic kulturowych i kiepskiej znajomości angielskiego Z. No, ale nie czepiajmy się już tak szczegółów.
czy zatem polecam? Raczej tak. Choć głównie tym, którzy chcieliby zobaczyć, jak wyglądać może zderzenie dwóch odrębnych światów - kultury chińskiej i angielskiej (choć warto przy tym pamiętać, że nasi bohaterowie nie stanowią całkiem reprezentatywnych przykładów tychże). Jeżeli natomiast komuś marzy się romantyczna historia pod znakiem chińsko-angielskim, może się srodze rozczarować.
Zhuang Xiang Ciao, młoda Chinka, przyjeżdża na rok do Londynu uczyć się angielskiego. Tutaj poznaje starszego od siebie o ponad dwadzieścia lat Anglika, który szybko staje się dla niej przewodnikiem po zupełnie obcym świecie Zachodu i lekarstwem na samotność.
książka podzielona została na kolejne miesiące pobytu Z. w angielskiej stolicy. Te z kolei na niewielkie...
2013-12-03
2013-12-07
2015-10-03
2015-02-11
trzecia część sześcioczęściowej trylogii. Dwoje dużych dzieci bawi się w seks. W tym tomie dowiadujemy się ile Jesse Ward ma lat. Jeżeli przejażdżka z Tym Mężczyzną dalej będzie nabierać rozpędu i mknąć poprzez nagłe pętle i zakręty, w kolejnej części może odkryjemy wreszcie tajemnicę bujnej blond czupryny pana Warda. I dlaczego nie ma zakoli (w jego wieku!)? O, Boże! Czyżby... używał odżywki?!
i te filozoficzne dysputy - o miłości, życiu i śmierci - przy "karnym rżnięciu" (cytat zaczerpnięty z dzieła pani Malpas). ♥
fanom gatunku "powieść erotyczna" gorąco polecam. Wszystkim innym - niekoniecznie. :)
i'm masochist. Brnę dalej.
http://youtu.be/hbe3CQamF8k?list=PL4E3D75C6E1F03FF1
trzecia część sześcioczęściowej trylogii. Dwoje dużych dzieci bawi się w seks. W tym tomie dowiadujemy się ile Jesse Ward ma lat. Jeżeli przejażdżka z Tym Mężczyzną dalej będzie nabierać rozpędu i mknąć poprzez nagłe pętle i zakręty, w kolejnej części może odkryjemy wreszcie tajemnicę bujnej blond czupryny pana Warda. I dlaczego nie ma zakoli (w jego wieku!)? O, Boże!...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-24
ona: Piękna, inteligentna, urocza blondynka z dobrego domu. Prymuska i kapitan szkolnej drużyny cheerleaderek. Doskonała w każdym calu (przynajmniej z pozoru).
on: Bezczelny, wulgarny, arogancki i groźny. Zaufany członek Latynoskiej Krwi, którego głównym zadaniem jest odzyskiwanie należności od dłużników gangu.
Dzieli ich wszystko. Łączy... wspólny projekt z chemii. I ta tonta quimica entre ellos.
nic nie tłumaczy mojego zachwytu powieścią pani Elkeles, jak również tak wysokiej dla niej oceny. Jest to bowiem zwykły romans młodzieżowy, który w rzeczywistości nie wnosi niczego nowego, lecz powiela wszystkie znane światu schematy. Ja zaś nie jestem wielką fanką romansów.
A jednak coś w historii Alejandro Fuentesa mnie urzekło. Bo, prawdę mówiąc, cała ta płomienna miłość entre Brittany y Alejandro, która dla większości (wszystkich?) Czytelników stanowi główną oś fabuły, dla mnie była jedynie lukrowanym dodatkiem. Przyznaję, trudno byłoby mi "przejść" obok Alexa z zupełną obojętnością. Pani Elkeles udało się bowiem stworzyć postać chico malo, łączącą w sobie cechy prawdziwego macho z pozytywną nutą el romantico. Bez przesady. Baz zbędnego słodzenia. No, może chwilami. Ale z umiarem, jakiego brak większości Autorek współczesnych romansów.
Niemniej, nastąpiła "mała" zmiana perspektywy. Bo o ileż bardziej uwodzicielski i fascynujący okazał się dla mnie mroczny świat Alejandro. Jego przynależność do Latynoskiej Krwi, troska o rodzinę, braterska więź z Paco... aż wreszcie i tajemnica śmierci su papa.
Cały prawdziwy ciężar fabuły przeniósł się na terytorium Latynoskiej Krwi. W świat Młodych Gniewnych, gdzie każdy kolejny dzień oznacza nową walkę na śmierć i życie. Konflikt między lojalnością, a strachem o własne przetrwanie. Troską o najbliższych, a skrywanymi w głębi serca ambicjami i aspiracjami. Między braterstwem, a zdradą.
Jeśli o mnie chodzi, bezbarwna panna Brittany mogłaby się równie dobrze w ogóle nie pojawić na kartach tej powieści. A historia wcale by na tym nie straciła. Tak długo, jak mieliby w niej swoje stałe miejsce silny, niezłomny Alejandro, wierny Paco, niewinny Luis, rozważna Isabel, zły do szpiku kości Hector i cała reszta Mexicos del Sur.
co zatem odtrącało mnie w powieści pani Elkeles i dlaczego moja ocena dla niej nie była wyższa...?
Ech, te lukrowane serduszka.
* * *
EDIT: Róża & pan Spioler
http://roza-spoiler.blogspot.com/2016/02/la-quimica-perfecta_25.html
ona: Piękna, inteligentna, urocza blondynka z dobrego domu. Prymuska i kapitan szkolnej drużyny cheerleaderek. Doskonała w każdym calu (przynajmniej z pozoru).
on: Bezczelny, wulgarny, arogancki i groźny. Zaufany członek Latynoskiej Krwi, którego głównym zadaniem jest odzyskiwanie należności od dłużników gangu.
Dzieli ich wszystko. Łączy... wspólny projekt z chemii. I ta...
2016-05-03
2016-02-25
2016-05-29
"Ludzka miłość może się wyrażać na wiele sposobów. Może być gwałtowna i namiętna. Może być łagodna i skromna. Może być pełna radości lub tragiczna. Może przynosić ból i cierpienie. Może być nawet nieco patetyczna i śmieszna. Jedynym tylko być nie powinna: powodem do wstydu."
- Jorn Svensson
życie, to nie jest jedna z tych łatwiejszych sztuk teatralnych czy szkolnych przedstawień, gdzie wystareczy nauczyć się na pamięć paru linijek tekstu i jakoś to będzie. Na końcu rodzice i tak poklepią cię po ramieniu i powiedzą: „Byłeś świetny!”. Nie. W naszych własnych życiowych jasełkach otrzymaliśmy rolę samego Jezuska. I jako nędzne kopie Syna Bożego musimy się cholernie postarać, żeby być wiarygodnymi i docenionymi przez krytycznie nastawioną społeczną publikę. Musimy walczyć. Więc walczymy. By zdobyć serce ukochanej osoby. By znaleźć pieniądze na wymarzone studia. By dostać satysfakcjonującą pracę. By zyskać uznanie rodziny i znajomych. Tym walkom nie ma końca.
Są jednak tacy, którzy mają gorzej. W maratonie życia wystartowali z niewłaściwej pozycji, przez co mieli gorszy start. To ludzie, którzy muszą walczyć o to, żeby w ogóle móc walczyć. Osoby innych wyznań, imigranci, uchodźcy, „czarni”, „żółci”. Geje i lesbijki.
A także bohaterowie powieści „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek” Jonasa Gardella.
to byli mili chłopcy. Dobrze się uczyli. Nie sprawiali większych kłopotów wychowawczych. Starali się sprostać oczekiwaniom ukochanych rodziców. Lubili książki. Jedyną zadrą w ich życiu była świadomość, że są inni. Bolesna świadomość, która wdzierała się do ich umysłów i serc, czyniąc w nich spustoszenie. Jednak nie dawali jej upustu. Jeszcze nie. Wiedzieli, że Społeczeństwo nie tego od nich oczekuje. Więc nauczyli się połykać łzy. Uśmiechać mimo bólu. Cierpieć w milczeniu. Do pewnego czasu.
Do Sztokholmu jechali pełni nadziei i marzeń. Wierzyli, że wreszcie się uwolnią od swoich demonów. Znajdą przyjaciół, do których będą pasować. Nie będą musieli ukrywać swoich łez i odnajdą powód do szczęścia. Wreszcie będą normalni. Akceptowani i chciani. Stało się jednak inaczej…
Wielkie miasto ich pochłonęło. Odnaleźli nową, PRAWDZIWĄ rodzinę. Kochali i byli kochani. Ale za krótką chwilę spokoju i szczęścia przyjdzie im zapłacić wysoką cenę. Zbyt wysoką. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie czas. Jeszcze nie dotarli do stacji „Choroba” i „Śmierć”. Są szczęśliwi, bo mogą żyć i być sobą. Macki pedalskiej dżumy już zaczęły owijać ich w swoją śmiertelną sieć. Ale o tym nie wiedzą. Nie mogą wiedzieć. Na razie siedzą wokół wigilijnego stołu, śmieją się, żartują… żyją. W końcu czują się na miejscu, „normalni”. Nieświadomość bywa czasami zbawienna.
bohaterowie trylogii pana Gardella mimo młodego wieku przeszli już w życiu wiele trudności. A najgorsze jeszcze przed nimi. Ból. Choroba. Wyniszczenie. Izolacja. Śmieć. To wszystko czeka ich za to tylko, że chcieli kochać. Jak każdy zdrowo myślący i czujący homo sapiens. „Chcę w moim życiu móc kochać kogoś, kto pokocha mnie”. Tylko tyle. I aż tyle.
po lekturze „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek: Miłość” byłam psychicznie i duchowo zdewastowana. Ta książka wżera się pod czaszkę i w głąb serca, niczym złośliwy nowotwór. Pustoszy wszystko. Nie pozostawia żadnej zdrowej komórki.
Ile bólu i cierpienia jesteśmy w stanie zadać drugiemu człowiekowi tylko dlatego, że jest inny? Czytelnik czuje cały ten ból, całe to cierpienie wraz z bohaterami. I nie może pozbyć się świadomości, że może on też kiedyś, nieświadomie, był jego przyczyną. Nie przestaje zadawać sobie prostego pytania: „Dlaczego?”. Bo przecież to za nienawiść powinno się potępiać innych, nie za ich miłość.
i jakoś nie mogę zapomnieć Społeczeństwu, że być może losy naszych bohaterów – a także tysięcy, milionów Bezimiennych, za którymi ci stoją, - potoczyłyby się inaczej, gdyby Zrozumienie przyszło nieco wcześniej. Czy pedalska dżuma zebrałaby takie żniwo, gdyby zrozpaczeni młodzi ludzie nie musieli chować się po krzakach, parkach, w saunach, w darkroomach, żeby uchwycić chociaż cień złudnej bliskości? Gdyby nie musieli wstydzić się swojej miłości? Gdyby nie musieli wstydzić się siebie?
https://www.youtube.com/watch?v=PVOu41O0zzE
„To, o czym mówi ta historia, wydarzyło się naprawdę. […] To, o czym mówi ta historia, rozgrywa się także dziś […]”.
„Opowiedzieć to swego rodzaju obowiązek.
To sposób na to, by uczcić, opłakać i zapamiętać.
To walka pamięci z zapomnieniem.”
Polecam!
"Ludzka miłość może się wyrażać na wiele sposobów. Może być gwałtowna i namiętna. Może być łagodna i skromna. Może być pełna radości lub tragiczna. Może przynosić ból i cierpienie. Może być nawet nieco patetyczna i śmieszna. Jedynym tylko być nie powinna: powodem do wstydu."
- Jorn Svensson
życie, to nie jest jedna z tych łatwiejszych sztuk teatralnych czy szkolnych...
2016-07-17
2023-02-03
2016-09-26
2016-11-19
piąta część sześcioczęściowej trylogii. I tym razem, chociaż drama goni dramę, paradoksalnie niewiele się dzieje. Piąty tom tym jedynie różni się od poprzednich, że zachowanie Avy jest w stanie wyprowadzić z równowagi nawet zwłoki w zaawansowanym stadium rozkładu. A raczej jej podejście do pewnych kwestii. Tyle przekleństw, ile padło z moich ust podczas lektury, nie towarzyszyło mi nawet w najbardziej buntowniczym okresie dojrzewania mojego artystyczno-filozoficznego temperamentu.
Jesse Ward nadal balansuje między szaleństwem a zwykłym chamstwem. Jest jak ślicznie udekorowany tort z zepsutego kremu – niby ślinka cieknie, ale lepiej nie kosztować, jeśli się nie chce spędzić najbliższej nocy na ER Mimo to potrafiłabym jeszcze zrozumieć miłość Avy do Tego Mężczyzny. W końcu serce nie sługa. Jednak kiedy się jest w tak toksycznym związku jak ona, - z mężczyzną, który bawi się swoją kobietą niczym ulubioną zabawką, nie ufa jej, nie okazuje choćby cienia szacunku i tylko kieruje jej życiem wedle własnych zachcianek – należałoby raczej pokornie milczeć na temat innych związków, zamiast dzielić się ze światem swoimi mądrościami. Z Avy jednak wręcz wycieka czysta esencja hipokryzji, która każe jej krytykować Sama w roli partnera czy związek Kate i Dana, w którym „chodziło wyłącznie o seks”. A zaraz po tym, jak pozwala się rozpiąć kajdankami na krzyżu, uznaje swoją korzystającą z oferty Rezydencji przyjaciółkę za „zboczoną” i „nie mającą wstydu”. Zaś jej brat, Dan, ma „uważać z kim chodzi do łóżka”. A podobno to mężczyźni myślą inną częścią ciała…
Ava oczywiście próbuje czasami korzystać z rozumu, choć niewiele jej to daje. Pani Malpas bowiem usilnie stara się przekonać Czytelników, że racja stoi po stronie Tego Mężczyzny. Z całą jego niedorzecznością i zwykłym chamstwem. Bo przecież, gdyby ona się go słuchała, te wszystkie „złe rzeczy” nigdy by się jej nie przytrafiły. Szkoda, że nikt nie zada sobie trudu by zauważyć, że wszystkie te „złe rzeczy” mają bezpośredni związek właśnie z Tym Mężczyzną.
namiętny pocałunek przy sikaniu przebił dysputy przy „karnym rżnięciu” i dialog o aktywach. ♥ Pani Malpas się rozkręca.
https://youtu.be/GemKqzILV4w?list=PL4E3D75C6E1F03FF1
przede mną jeszcze ostatnia część. Z pewnością po nią sięgnę, ale jeszcze nie teraz. Wpierw muszę sprowadzić sobie do domu towarzysza. Najlepiej Jacka Danielsa. Na trzeźwo tego nie strawię.
i'm masochist. Ale bez przesady.
piąta część sześcioczęściowej trylogii. I tym razem, chociaż drama goni dramę, paradoksalnie niewiele się dzieje. Piąty tom tym jedynie różni się od poprzednich, że zachowanie Avy jest w stanie wyprowadzić z równowagi nawet zwłoki w zaawansowanym stadium rozkładu. A raczej jej podejście do pewnych kwestii. Tyle przekleństw, ile padło z moich ust podczas lektury, nie...
więcej Pokaż mimo to