-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać4
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2015-04-05
2015-05-13
literatura jest pełna wstrząsających historii, które dowodzą, że najokrutniejszą bestią chodzącą po ziemi jest człowiek, a prawdziwym mistrzem historii grozy Ten, Który Go Stworzył. Wspomnienia byłych więźniów obozów koncentracyjnych, ludzi, którzy przeżyli piekło wojny, Hiroszimy i Nagasaki. Biografie i autobiografie ofiar przemocy w rodzinie, handlu żywym towarem, ofiar bądź niedoszłych ofiar seryjnych morderców. Takie historie poruszają, wstrząsają i budzą w nas niechęć do samych siebie jako przedstawicieli tego samego, najdzikszego spośród gatunków zwierząt - człowieka.
Podobnie jest z historią opisywaną przez pana Ketchuma w "Dziewczynie z sąsiedztwa". Losy Meg i Susan Loughlin wstrząsną każdym zdrowo myślącym i czującym Czytelnikiem. Jest to niezaprzeczalny fakt.
Tyle, że nie ma w tym żadnej zasługi Autora książki. Zdarzenia przez niego opisywane miały miejsce w rzeczywistości. I to szokuje Czytelnika najbardziej. Jak również brutalność i bezwzględność aktów przemocy. A także młody wiek niektórych spośród oprawców. Prawdą jest, że to bestialskim rojeniom chorego umysłu Gertrudy Braniszewski (Ruth) książka zawdzięcza swój szokujący wydźwięk. I jestem przekonana, że nawet gdyby zostały one przedstawione Czytelnikowi prozą pani E.L. James (wiem... znów czepiam się tej biednej kobiety, ale nie trzeba było płodzić tych pornograficznych (po)tworków), nadal niezmiennie wstrząsałyby i szokowały każdego normalnego człowieka.
co się zaś tyczy samych umiejętności pisarskich pana Ketchuma, moim zdaniem są one w najlepszym razie średnie, żeby nie powiedzieć słabe. Nawet, jak na literaturę rozrywkową. Wyrywkowe opisy, tworzone jakby od niechcenia. Jak gdyby Autor musiał czymś zapełnić te wszystkie puste kartki poprzedzające meritum, a więc brutalne akty przemocy. Szczątkowe charakterystyki bohaterów, które nie dają Czytelnikowi możliwości wniknięcia w głąb ich psychik i zrozumienia, co nimi tak naprawdę kierowało. Bliżej poznajemy Davida (ostatecznie, jest Narratorem). Nieco słabiej zagłębiamy się w obłęd Ruth Chandler. Autor wspomina trochę o sile Meg, zdecydowanie mniej o charakterze Susan, Woofera, Eddiego i Denise. Praktycznie nic natomiast nie wiemy o Donny'm i Willie'm, nie wspominając o całej reszcie "dzieciaków z sąsiedztwa". Znamy odpowiedź na pytanie "co?", bo pan Katchum, - niczym dobry coach, autor podręcznika „Jak zostać psychopatycznym mordercą? Zrób to sam!” - nie szczędzi nam opisów coraz to wymyślniejszych tortur. Nie wiemy natomiast "dlaczego?", ponieważ Autor najwyraźniej zapomniał, że poza opisywaniem brutalnych aktów przemocy sporadycznie bawi się także w Pisarza.
Wprost nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Autorowi „Dziewczyny z sąsiedztwa” tak naprawdę nie chodziło o nic więcej, jak tylko właśnie o te sceny bezmyślnego okrucieństwa. Wszystkie początkowe rozdziały powstały w jednym tylko celu, by zaprowadzić Czytelnika we właściwe miejsce akcji - do mrocznej piwnicy rodziny Chandlerów. Przy czym nie dowiadujemy się niczego, ani o człowieku jako takim, ani o tym, co uwalnia jego mroczną naturę. No, może poza tym, że niedopieszczona kobieta może zbzikować i przerobić własne dzieci w żywe maszyny do zabijania. Ale nadal... dlaczego? Jak do tego doszło? Co kierowało każdym z oprawców? Tego już na próżno szukać pośród niespełna 300 stron przepełnionych jedynie bezsensownym okrucieństwem. Autor nawet nie próbował. Bo i po co? Ważne, że jest krew, seks i krzyki rozpaczy. To się sprzedaje.
literatura jest pełna wstrząsających historii, które dowodzą, że najokrutniejszą bestią chodzącą po ziemi jest człowiek, a prawdziwym mistrzem historii grozy Ten, Który Go Stworzył...
Na podstawie prawdziwych historii powstają książki non fiction - biografie, pamiętniki, wspomnienia ocalałych, listy. Dlaczego? Z wielu powodów. Aby dać światu świadectwo, przestrzec, iż "historia lubi się powtarzać, bo za pierwszym razem nie zwracamy na nią uwagi", uwrażliwić ludzi na zło, sprawić, byśmy pamiętali.
Zatem, o czym musi myśleć człowiek, który postanawia wprowadzać zbeletryzowaną historię prawdziwego ludzkiego okrucieństwa do literatury rozrywkowej? Jak bardzo musi mieć popaprane w głowie? I to chyba napawa mnie największą odrazą do „Dziewczyny z sąsiedztwa”. Już nie tylko sam akt przemocy Gertrudy na bezbronnej szesnastolatce, ale także przekroczenie przez Autora pewnych niepisanych granic estetycznych, etycznych czy po prostu czysto ludzkich. Nie powinno się robić taniej rozrywki z ludzkiego okrucieństwa. I nie powinno się na tym zarabiać. Moim zdaniem to jest złe. Po prostu.
i niech za meritum posłuży mi wypowiedź Trent w opinii do rzeczonej książki:
"Nie wiem dlaczego opisy idiotycznego i bezsensownego znęcania się nad dziewczynką oraz dzikiego pożądania młodych chłopców tak wielu ludzi fascynują".
wiem, że zapewne wielu jeszcze Czytelników sięgnie po „Dziewczynę z sąsiedztwa”, a zawarte w niej losy Sylvii i Jenny (Meg i Susan) wstrząsną nimi na tyle, iż uznają książkę za fascynującą, etc. Aby jednak zachować zdrowie psychiczne i postąpić zgodnie z własnym sumieniem, ja osobiście NIE POLECAM jej lektury. A każdy i tak zrobi, jak uważa.
PS. Dzieci Gertrudy przypominały panu Ketchumowi postaci z „WŁADCÓW Much”?! To, zaiste, prawdziwie okrutna zbrodnia, zawarta na stronach „Dziewczyny z sąsiedztwa”. Tyle, że już nie na istocie ludzkiej, a na klasyku literatury światowej!
literatura jest pełna wstrząsających historii, które dowodzą, że najokrutniejszą bestią chodzącą po ziemi jest człowiek, a prawdziwym mistrzem historii grozy Ten, Który Go Stworzył. Wspomnienia byłych więźniów obozów koncentracyjnych, ludzi, którzy przeżyli piekło wojny, Hiroszimy i Nagasaki. Biografie i autobiografie ofiar przemocy w rodzinie, handlu żywym towarem, ofiar...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-03
2013-12-07
2015-10-10
„Wściekły wiatr” jest jak pięta podupadającego już znacznie na zdrowiu Achillesa, cyklu „Monument 14” – najsłabsza z całej serii.
znów mamy do czynienia z podwójną narracją. Tym razem jednak miejsce Alex’a zajęła uwięziona w obozie dla uchodźców z grupą krwi 0, Josie. Josie jest nieco gorszym narratorem niż Alex, zdecydowanie za to lepszym od jego starszego brata, Deana. Rozpoczynając swoją przygodę z serią „Monument 14” wcale nie przypuszczałam, że kilkadziesiąt (kilkaset) stron dalej będę zmuszona to napisać, ale… o ile historię Josie czytało mi się całkiem szybko i z pewną (ograniczoną) przyjemnością, przez smętne wywody Deana z ledwością przebrnęłam.
Nasi bohaterowie ponownie zostają zmuszeni się rozdzielić. Czworo z nich wyrusza na pomoc Josie, pozostali zostają w obozie dla uchodźców w Vancouver, by tam czekać na wieści od swoich rodzin. I tak największy atut cyklu, MALUCHY, siłą rzeczy zostają odsunięte na boczny tor. Również ALEX, jedna z nielicznych w tej historii postaci, która została obdarzona względnie określonym charakterem, ponownie odchodzi w cień. Jedynie NICO ratuje jeszcze resztki sympatii, jaką z początku lektury obdarzyłam tę serię. Ale i on stanowi jedynie nikłe tło, bo dla Deana jedyną istotną kwestią w całej tej zabawie w apokalipsę okazuje się być Astrid. Astrid, Astrid, Jake... Astrid… i tak w kółko. Aż do czytelniczych torsji. (Cała magia braterskiej miłości prysła niczym bańka mydlana. Pozostała tylko Astrid. I Nieprzyjemny posmak w ustach). Zaś motyw Dean/Astrid/Charlie wprawił mnie już w prawdziwe zażenowanie.
w tej części zabrakło także Batiste – mojej małej, na wpół koreańskiej miłości. I już chociażby za to należy się ogromny minus pani Laybourne.
ledwo przebrnęłam. Czuję się zmęczona i znudzona. Na szczęście to już koniec. Jak na mój gust, zbyt mdły, ckliwy i przesłodzony. Zwłaszcza, jak na postapokaliptyczne klimaty. Ale jednak KONIEC.
PS.: Czy tylko mnie zastanawia, dlaczego zwierzęta nie reagowały na chemikalia? Przecież też mają krew.
„Wściekły wiatr” jest jak pięta podupadającego już znacznie na zdrowiu Achillesa, cyklu „Monument 14” – najsłabsza z całej serii.
znów mamy do czynienia z podwójną narracją. Tym razem jednak miejsce Alex’a zajęła uwięziona w obozie dla uchodźców z grupą krwi 0, Josie. Josie jest nieco gorszym narratorem niż Alex, zdecydowanie za to lepszym od jego starszego brata, Deana....
2015-02-24
2015-02-11
trzecia część sześcioczęściowej trylogii. Dwoje dużych dzieci bawi się w seks. W tym tomie dowiadujemy się ile Jesse Ward ma lat. Jeżeli przejażdżka z Tym Mężczyzną dalej będzie nabierać rozpędu i mknąć poprzez nagłe pętle i zakręty, w kolejnej części może odkryjemy wreszcie tajemnicę bujnej blond czupryny pana Warda. I dlaczego nie ma zakoli (w jego wieku!)? O, Boże! Czyżby... używał odżywki?!
i te filozoficzne dysputy - o miłości, życiu i śmierci - przy "karnym rżnięciu" (cytat zaczerpnięty z dzieła pani Malpas). ♥
fanom gatunku "powieść erotyczna" gorąco polecam. Wszystkim innym - niekoniecznie. :)
i'm masochist. Brnę dalej.
http://youtu.be/hbe3CQamF8k?list=PL4E3D75C6E1F03FF1
trzecia część sześcioczęściowej trylogii. Dwoje dużych dzieci bawi się w seks. W tym tomie dowiadujemy się ile Jesse Ward ma lat. Jeżeli przejażdżka z Tym Mężczyzną dalej będzie nabierać rozpędu i mknąć poprzez nagłe pętle i zakręty, w kolejnej części może odkryjemy wreszcie tajemnicę bujnej blond czupryny pana Warda. I dlaczego nie ma zakoli (w jego wieku!)? O, Boże!...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-23
12 graczy. Z 12 starożytnych ludów. 6 dziewczyn. 6 chłopców. Wszyscy mają powyżej 13 lat. Ale nie więcej, jak 20 lat.
3 Klucze do odnalezienia.
1 zwycięzca.
Oto Endgame.
nie dajcie się zwieść, opis książki jest bodajże jedynym wciągającym jej fragmentem.
bogowie, kosmici, Ludzie Niebios (jak zwał, tak zwał – jeden pies) wybrali sobie dzieciaki do walki o przyszłość ludzkości. Już sam ten fakt dowodzi, że albo są nieziemsko okrutni, więc nie warto ich słuchać, albo mają nie po kolei w głowach… i nie warto ich słuchać. Cóż, nasi bohaterowie jednak posłuchali. I tak powstało niespełna 500 stron o Niczym (A to dopiero początek!).
Endgame to historia o dwóch Autorach, którzy pragnęli zostać Pisarzami, ale Ludzie Niebios odmówili im talentu. Postanowili więc, że zamiast Literatury napiszą Bestseller. Ucieszyli się bardzo, gdyż zadanie to okazało się dziecinnie proste. Nie potrzeba do tego żadnego talentu.
Należało jedynie zebrać kilka najbardziej popularnych ostatnio w literaturze młodzieżowej motywów - jak brutalna gra na śmierć i życie („Igrzyska śmierci”), kosmici („Piąta fala”), czy Armagedon (całe multum utworów). A następnie wpuścić na arenę bandę wyszkolonych nastoletnich zabójców. Kazać im coś tam szukać, a przy okazji się pozabijać. Proste? Jak rysowanie ślaczków w zerówce.
Autorzy trochę się przestraszyli, kiedy przyszło im tworzyć charakterystyki bohaterów. Ale to również okazało się zaskakująco łatwym zadaniem. Przecież pochodzą z Ameryki – Matki wszelkich stereotypów i Ojca rasistów. Wystarczyło, że każdy gracz będzie pochodził z innej, równie egzotycznej części świata i zachowa wszystkie przynależne swojej nacji stereotypy. I tak, w książce spotkać możemy, m.in. obrzydliwie bogatego Żyda, żądnego krwi sadystycznego Mongoła, japońskiego Ninja, Australijkę śpiącą pod gołym niebem z psem dingo, nastoletnią hinduską żonę i matkę, czy wywodzącego się z rodziny mafijnej Peruwiańczyka (dlaczego nie Włocha, albo Meksykanina?). I kilku innych jeszcze dziwaków. Aż się zdziwiłam, kiedy Chińczyk nie okazał się pracownikiem fabryki butów czy akumulatorów.
No, i nie zapominajmy o Amerykance. Szlachetnej, mądrej, wrażliwej Amerykance! Jedynej, którą Endgame nie bawi. Jedynej, która nie chce zabijać. JEDYNEJ… (jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości, kto po trzech tomach nic nieznaczącego bełkotu zwycięży całe Endgame).
jeśli dodać do tego trochę metafizycznego bełgotu typu: „Prosty okrąg. Nic na zewnątrz. Nic wewnątrz. […] Wszystko i nic. […] Nie wszystko. Nie nic.”;
dużo liczb z mnóstwem cyfr po przecinku;
wszystkie alfabety znane światu;
kilka bezsensownych rysunków;
do tego usunąć ze słownika redakcji słowo „justowanie tekstu”;
MrugMrug
upstrzyć treść odnośnikami do stron internetowych;
DYGOTMrug
i koniecznie
Mrug
tworzyć całe ciągi
tekstu
DYGOTDYGOTMrug
w ten
MrugMrugDYGOTMrug
sposób;
na koniec przekonać naiwnych Czytelników, że czytając książkę sami mogą brać udział w grze, w której do wygrania jest 3 000 000 $,
…to otrzymamy receptę na prawdziwy Bestseller.
książkę o niczym.
Stereotypową. I przewidywalną do bólu.
Oto Endgame!
Usłyszałeś Wezwanie?
To zagraj. Jeśli chcesz.
Ja nie polecam.
To, PA!
12 graczy. Z 12 starożytnych ludów. 6 dziewczyn. 6 chłopców. Wszyscy mają powyżej 13 lat. Ale nie więcej, jak 20 lat.
3 Klucze do odnalezienia.
1 zwycięzca.
Oto Endgame.
nie dajcie się zwieść, opis książki jest bodajże jedynym wciągającym jej fragmentem.
bogowie, kosmici, Ludzie Niebios (jak zwał, tak zwał – jeden pies) wybrali sobie dzieciaki do walki o przyszłość...
2016-12-08
2008-12-10
2022-10-26
piąta część sześcioczęściowej trylogii. I tym razem, chociaż drama goni dramę, paradoksalnie niewiele się dzieje. Piąty tom tym jedynie różni się od poprzednich, że zachowanie Avy jest w stanie wyprowadzić z równowagi nawet zwłoki w zaawansowanym stadium rozkładu. A raczej jej podejście do pewnych kwestii. Tyle przekleństw, ile padło z moich ust podczas lektury, nie towarzyszyło mi nawet w najbardziej buntowniczym okresie dojrzewania mojego artystyczno-filozoficznego temperamentu.
Jesse Ward nadal balansuje między szaleństwem a zwykłym chamstwem. Jest jak ślicznie udekorowany tort z zepsutego kremu – niby ślinka cieknie, ale lepiej nie kosztować, jeśli się nie chce spędzić najbliższej nocy na ER Mimo to potrafiłabym jeszcze zrozumieć miłość Avy do Tego Mężczyzny. W końcu serce nie sługa. Jednak kiedy się jest w tak toksycznym związku jak ona, - z mężczyzną, który bawi się swoją kobietą niczym ulubioną zabawką, nie ufa jej, nie okazuje choćby cienia szacunku i tylko kieruje jej życiem wedle własnych zachcianek – należałoby raczej pokornie milczeć na temat innych związków, zamiast dzielić się ze światem swoimi mądrościami. Z Avy jednak wręcz wycieka czysta esencja hipokryzji, która każe jej krytykować Sama w roli partnera czy związek Kate i Dana, w którym „chodziło wyłącznie o seks”. A zaraz po tym, jak pozwala się rozpiąć kajdankami na krzyżu, uznaje swoją korzystającą z oferty Rezydencji przyjaciółkę za „zboczoną” i „nie mającą wstydu”. Zaś jej brat, Dan, ma „uważać z kim chodzi do łóżka”. A podobno to mężczyźni myślą inną częścią ciała…
Ava oczywiście próbuje czasami korzystać z rozumu, choć niewiele jej to daje. Pani Malpas bowiem usilnie stara się przekonać Czytelników, że racja stoi po stronie Tego Mężczyzny. Z całą jego niedorzecznością i zwykłym chamstwem. Bo przecież, gdyby ona się go słuchała, te wszystkie „złe rzeczy” nigdy by się jej nie przytrafiły. Szkoda, że nikt nie zada sobie trudu by zauważyć, że wszystkie te „złe rzeczy” mają bezpośredni związek właśnie z Tym Mężczyzną.
namiętny pocałunek przy sikaniu przebił dysputy przy „karnym rżnięciu” i dialog o aktywach. ♥ Pani Malpas się rozkręca.
https://youtu.be/GemKqzILV4w?list=PL4E3D75C6E1F03FF1
przede mną jeszcze ostatnia część. Z pewnością po nią sięgnę, ale jeszcze nie teraz. Wpierw muszę sprowadzić sobie do domu towarzysza. Najlepiej Jacka Danielsa. Na trzeźwo tego nie strawię.
i'm masochist. Ale bez przesady.
piąta część sześcioczęściowej trylogii. I tym razem, chociaż drama goni dramę, paradoksalnie niewiele się dzieje. Piąty tom tym jedynie różni się od poprzednich, że zachowanie Avy jest w stanie wyprowadzić z równowagi nawet zwłoki w zaawansowanym stadium rozkładu. A raczej jej podejście do pewnych kwestii. Tyle przekleństw, ile padło z moich ust podczas lektury, nie...
więcej Pokaż mimo to