-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Jestem fanką wszystkiego, co wyszło spod pióra Springera. Czy to książka, artykuł, felieton czy wpis na facebooku, zawsze jest to dobre. „Źle urodzone” zbierały już od pewnego czas kurz na półce, bo były takim pewniakiem, wisienką na torcie, czekałam tylko na odpowiednią chwilę, żeby móc je w spokoju skonsumować. Sięgnęłam po książkę wczoraj i nie mogłam przestać jej czytać zanim nie doszłam do końca. Z coraz większym zdumieniem zaczytywałam się w historiach szarych, betonowo-szklanych budynków. Tekstom towarzyszą genialne zdjęcia, którym przyglądałam się kilkakrotnie. Niektóre rzeczy musiałam w międzyczasie dogooglować, żeby dokładnie obejrzeć, przypomnieć sobie czy sprawdzić. Wielokrotnie łapałam się na tym, że przecież byłam w opisywanych miejscach, a mimo to nie kojarzę żadnego z tych budynków, kompletnie nie zwracamy na nie uwagi, nie zastanawiamy się nawet, czy są brzydkie czy nie - nierzadko przykryte fatalnymi banerami są po prostu częścią nijakiego polskiego krajobrazu. Springer opowiada, skąd się te budynki wzięły i czym były kiedyś a czym są teraz. Przytacza wypowiedzi innych, cytuje rozmowy, mnożą się zderzenia z polskimi absurdami, momentami nie wiemy, czy bardziej nas to śmieszy czy frustruje. Springer pozwala się wypowiadać innym, sam często milczy. I to milczenie mówi wszystko.
Te i pozostałe reportaże Filipa Springera pozwoliły mi zupełnie inaczej spojrzeć na pewne miejsca w mieście, w którym mieszkam. Nie są już beznadziejnym, betonowym, polskim tłem, ale efektem pewnej historii, posiadają klucz interpretacyjny, zostały nieprzypadkowo zaprojektowane. Od dziś na osiedle Szwoleżerów nie patrzę już ze wstrętem, którego nabrałam po lekturze „Trocin” Vargi, zostało ono zastąpione głębokim zaciekawieniem.
Pięknie wydana książka jest źródłem niezwykłej przyjemności, ale też wielu ciekawych informacji i faktów. U mnie trafia na półkę „ulubione” i już widzę, jak entuzjastycznie i z przejęciem opowiadam o niej innym. Całe szczęście, że mamy w Polsce Filipa Springera.
Jestem fanką wszystkiego, co wyszło spod pióra Springera. Czy to książka, artykuł, felieton czy wpis na facebooku, zawsze jest to dobre. „Źle urodzone” zbierały już od pewnego czas kurz na półce, bo były takim pewniakiem, wisienką na torcie, czekałam tylko na odpowiednią chwilę, żeby móc je w spokoju skonsumować. Sięgnęłam po książkę wczoraj i nie mogłam przestać jej czytać...
więcej mniej Pokaż mimo toNa ogół niewiele myślimy, rozmawiamy i dyskutujemy o architekturze. Środowisko architektów jest postrzegane jako wyjątkowo zamknięte, prestiżowe, skupiające ludzi o ukierunkowanej wiedzy i talencie. No, poza kilkoma przeczytanymi książkami, nic mi do tego. Podobnie postrzega to otoczenie: "Co to za książka?" "O architekturze." "To Ty się architekturą interesujesz?". No bo co my możemy o architekturze wiedzieć? Ewentualnie, jak nam się budynek nie spodoba, albo kształtem coś śmiesznego przypomni, to nadamy mu zabawną nazwę i tyle. Ewidentnie - nie jest to temat dla nas, niech się nim specjaliści zajmują. Aż tu Springer mówi "nie!". I nam pokazuje, że ci specjaliści dla nas budują, że ten projekt, który wygra konkurs i dostanie pieniądze, to budynek, który stanie w naszym sąsiedztwie, który będziemy oglądać w drodze do pracy, który stworzy krajobraz naszego miasta. Że ten budynek będziemy może odwiedzać, a może kupimy w nim mieszkanie. Że to jest sztuka użytkowa i my jak najbardziej możemy mieć na jej temat swoje zdanie a nawet zadecydować o tym, czy projekt okazał się dobry, czy nie i czy obiekt spełnia swoją funkcję. Springer tę architekturę oswaja, tłumaczy nam ją, pokazuje, wyjaśnia, opowiada o niej. Czyta się to z absolutnym zaciekawieniem i znów ciężko się od lektury oderwać. "Księga zachwytów" byłaby może nudna, gdyby składała się z samych ochów i achów, dlatego mamy też odrobinę krytyki. Głównie jest to krytyka efektów braku samokrytyki architektów, urzędników i władz miasta. Springer zabiera nas na wycieczkę po Polsce. Zaprowadza w konkretne miejsca, najpierw oglądamy zdjęcie, zdjęcie pyta: "co widzisz?" a tekst to weryfikuje. Mamy tu test na architektoniczną intuicję, test z wiedzy i test z odczuwania, a jednocześnie fascynujący przewodnik, kopalnię ciekawostek i intrygujących historii.
Na ogół niewiele myślimy, rozmawiamy i dyskutujemy o architekturze. Środowisko architektów jest postrzegane jako wyjątkowo zamknięte, prestiżowe, skupiające ludzi o ukierunkowanej wiedzy i talencie. No, poza kilkoma przeczytanymi książkami, nic mi do tego. Podobnie postrzega to otoczenie: "Co to za książka?" "O architekturze." "To Ty się architekturą interesujesz?". No...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wspaniała
Wspaniała
Pokaż mimo to