Chilijski poeta Alejandro Zambra 7,2
Początek dość zwykły. Dwójka nastolatków zakochanych w sobie. Poznają siebie, odkrywają przechodzą inicjację. Później przeskok w czasie. Carla z kilkuletnim synem, on niespełniony poeta. Ich los łączy się. Jest jeszcze Pru, amerykańska dziennikarka, która pisze reportaż o Chile, kraju, w którym każdy chłopiec pragnie być poetą.
Zambra pisze o dojrzewaniu, dorastaniu do bycia dorosłym, do wychowywania dziecka, którego nie jest się biologicznym ojcem. Dzięki temu życie Gonzala przestaje być pasmem niepowodzeń. Jest w tym coś pięknego, radosnego, czasem smutnego, z drugiej strony magicznego i dojrzałego. Zwykłe życie, jego trudności, bolączki, kompromisy opisane w niezwykły sposób.
"Gonzalo nie był żadnym bohaterem (...),ale jego zwycięstwo polega na tym, że choć nie był najlepszym na świecie nauczycielem i nie odniósł sukcesu jako poeta, to wykorzystał całą swoją inteligencję i odwagę by sprostać roli ojca."
Dusza poety, która tkwi w każdym Chilijczyku nie pozwala o sobie zapomnieć, stłumiona prozą dnia codziennego, przyczajona, oczekuje dobrego momentu, by zawładnąć życiem bohaterów. Sprawia, że cierpią, targają nimi wątpliwości, zmagają się z wyborem. Jest w tym coś z romantycznego wizerunku artysty, który musi wyzbyć się wszystkiego, by stać się wielkim.
Idąc śladami Pru, poznajemy katalog chilijskich poetów, dziwnych, groteskowych, owładniętych manią wielkości, wybitnych i ponad miarę skromnych. Jest w tym coś Schulzowskiego - groteskowe wynaturzenie rzeczywistości, ironiczne kpienie, ale i Gombrowiczowskie nadawanie gęby. Jest również cytat z Szymborskiej.
Jedna z tych książek, przy których czuję żal, że się skończyła. Daje oddech, dystans, ale nie pozwala też o sobie zapomnieć.