Biblioteczka
Są takie książki, obok których nie da się przejść obojętnie. Siedzą w naszych głowach. Pozostają w myślach. Są takie książki, które poruszają dogłębnie, ukazując ludzką dobroć, bezinteresowność i ucząc pokory. Są takie książki, w których każde słowo jest ważne. Trafione. Dokładnie tam gdzie powinno być. Są też takie, które chwytają za serce swoją prostotą. I takie, które pokazują życie i śmierć, jednocześnie balansując na cienkiej granicy pomiędzy jednym a drugim. Taka jest właśnie "Zorkownia".
Jest też Ona, kobieta o gołębim sercu, autorka "Zorkowni", Agnieszka Kaluga. Od kilku lat wolontariuszka w hospicjum. "Zorkownia" to jej hospicyjna myślodsiewna. To zapis myśli okołochorobowych. Okołorakowych. O przemijaniu. Ale i pełnych wsparcia - zwykłą rozmową, dobrym słowem, gestem, życzliwym uśmiechem. Potrzymaniem za rękę w tych trudnych chwilach i pogłaskaniem po głowie. A czasem po prostu byciem obok, bo i pomilczeć razem jest raźniej. Spędzeniem czasu z tymi, którzy mają go już tak niewiele.
Ile ludzi, tyle historii. Ale łączy je jedno - wszystkie zmierzają ku jednemu. Jedni są młodzi, inni już starsi. Tacy co mają całe życie przed sobą i tacy, co mówią "Wszystko, co najważniejsze, mi się przydarzyło... Pora umierać". Jedni są zupełnie samotni, drudzy odchodzą otoczeni liczną rodziną. Wyjąc z bólu lub przez niepogodzenie się z sytuacją, która odbiera człowieczeństwo.
Jest Gosia, pisząca list do swojej małej córeczki. Marek, chcący wypłynąć z wędką na jezioro. Jacek - wojskowy. Stasia, która musiała zmierzyć się z białaczką córki i wnuczki. Profesor, pogodzony z własnym losem. Albert, co lubi szparagową. Kazimierz o dziecięcych oczach. I Bogusia o aksamitnym policzku. Tych historii jest o wiele więcej. Tak różne, a zarazem tak podobne do siebie.
Agnieszka Kaluga przyrzekała swojej umierającej, dziesięciodniowej córeczce, że da sobie radę, że nie utonie. I radzi sobie najlepiej jak umie, oddając swoją całą dobroć i serce innym. Tak bardzo ją podziwiam.
"Zorkownia" to blog wydany na papierze, w formie książki.
zorkownia.blogspot.com
Moim zdaniem to najważniejsza i najlepsza książka.
Na równi z "Chustką" Joanny Sałygi.
Przeczytajcie.
Są takie książki, obok których nie da się przejść obojętnie. Siedzą w naszych głowach. Pozostają w myślach. Są takie książki, które poruszają dogłębnie, ukazując ludzką dobroć, bezinteresowność i ucząc pokory. Są takie książki, w których każde słowo jest ważne. Trafione. Dokładnie tam gdzie powinno być. Są też takie, które chwytają za serce swoją prostotą. I takie, które...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Wędrówka przez słońce" to książka niezwykła, wciągająca od pierwszej strony i trzymająca w napięciu aż do ostatniej. Zabiera nas do świata współczesnego niewolnictwa, ukazuje handel ludźmi, przymusowy seks, sprzedaż dziewictwa, przemoc, niewolniczą pracę czy przemyt narkotyków. Świat brutalny i nielegalny, który może się dziać tuż obok nas, bo niewolnictwo to problem obecny niemal w każdym kraju. A ofiarą może stać się każdy, nawet dzieci, istoty zupełnie niewinne.
Książka opowiada nam historię dwóch sióstr, mieszkających w Indiach - piętnastoletniej Sity i siedemnastoletniej Ahalyi, które muszą zmierzyć się z tragedią tsunami. Szukając pomocy, trafiły w sam środek piekła. Zostały porwane przez handlarzy kobiet. Śladami sióstr wyrusza Thomas Clarke, prawnik z Waszyngtonu, który sam zmaga się z różnymi życiowymi problemami, m.in. ze śmiercią córki.
I choć powieść jest fikcyjna, zainspirowana została prawdziwymi historiami. To pierwsza książka Corbana Addisona, więc śmiało mogę dodać, że skoro debiut jest tak udany, to chętnie ujrzałabym kolejną jego powieść. Autor zaangażowany jest w walkę o prawa człowieka, więc tą książką chciał nam uświadomić, że problem niewolnictwa wciąż ma miejsce. I to jest przerażające. Książkę bardzo polecam.
"Wędrówka przez słońce" to książka niezwykła, wciągająca od pierwszej strony i trzymająca w napięciu aż do ostatniej. Zabiera nas do świata współczesnego niewolnictwa, ukazuje handel ludźmi, przymusowy seks, sprzedaż dziewictwa, przemoc, niewolniczą pracę czy przemyt narkotyków. Świat brutalny i nielegalny, który może się dziać tuż obok nas, bo niewolnictwo to problem...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dziewczyna z Bagdadu" zrobiła na mnie ogromne wrażenie, przeczytałam ją dosłownie w dwa dni i przeżywałam wszystko razem z bohaterką. Życie potrafi skomplikować się w najmniej spodziewanym momencie. To prawdziwa historia Michelle Nouri, przedstawia nam trudną drogę ku lepszemu życiu. I daje nadzieję, że nawet z najgorszej sytuacji można znaleźć wyjście - ciężką pracą i wieloma wyrzeczeniami.
Michelle Nouri wraz z dwiema siostrami wychowała się w Bagdadzie, ojciec był Irakijczykiem, zaś matka pochodziła z dawnej Czechosłowacji. Byli rodziną jak z obrazka, niemal idealną - kochającą się i wspierającą, darzącą ogromnym szacunkiem. Żyli bardzo dostatnio, pozwalając sobie na drogie prezenty, stroje czy biżuterie. Często podróżowali do innych krajów. Zdecydowanie nie byli typową iracką rodziną. Michelle była piękną kobietą. Romansowała nawet z synem Saddama Husajna. Wiedli życie jak w bajce.
Wszystko do czasu, kiedy to "pan domu" z bohatera zmienił się w potwora. A Irak ogarnęła wojna. I tu zaczyna się koszmar. Opisy niekiedy są tak wstrząsające, że czyta się niemal przez łzy. Samotne kobiety w Iraku narażone są na to co najgorsze, są odrzucone przez resztę społeczeństwa, szykanowane i atakowane przez nachalnych mężczyzn.
Michelle wraz z rodziną ucieka do Czechosłowacji, lecz i tam życie je nie oszczędza. Dopiero we Włoszech odnajduje upragniony spokój i szczęście. Robi karierę w mediach jako dziennikarka.
Historia dziewczyny z Bagdadu bardzo mi się podobała, uwielbiam książki o życiu na Bliskim Wschodzie, więc jak najbardziej namawiam do zapoznania się z nią, zdecydowanie trafiła do moich książkowych ulubieńców.
Bardzo polecam.
"Dziewczyna z Bagdadu" zrobiła na mnie ogromne wrażenie, przeczytałam ją dosłownie w dwa dni i przeżywałam wszystko razem z bohaterką. Życie potrafi skomplikować się w najmniej spodziewanym momencie. To prawdziwa historia Michelle Nouri, przedstawia nam trudną drogę ku lepszemu życiu. I daje nadzieję, że nawet z najgorszej sytuacji można znaleźć wyjście - ciężką pracą i...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Sprawiedliwość w Dachau" to opowieść o procesach nazistowskich lekarzy, strażników i oficerów, którzy odpowiedzieli za swoje czyny przed sądem. To przez nich tysiące niewinnych ludzi było mordowanych i torturowanych w takich obozach jak Mauthausen, Dachau, Buchenwald i Flossenburg. Osobiście dokonywali rzezi na swoich ofiarach. Z wyrachowaniem, okrucieństwem i bez najmniejszego mrugnięcia okiem. Stosując coraz to surowsze i bardziej wymyślne kary.
Czytamy o tym z przerażeniem, wciąż przecierając oczy ze zdumienia, że ktoś komuś może zgotować taki los, że człowiek człowiekowi wilkiem. Choć bardziej bestią nazwać powinnam.
"Sprawiedliwość w Dachau" to też opowieść o Williamie Densonie, młodym prawniku ze Stanów, który został wysłany do Niemiec, by tam zostać głównym oskarżycielem. Jego zadaniem było dowieść, że postawieni przed sądem naziści, byli osobiście odpowiedzialni za popełnione okrucieństwa. Miał uzyskać wyroki skazujące w bardzo krótkim czasie. I tego dokonał. W stu procentach. Wszyscy zostali uznani za winnych. Nie dokonał tego żaden inny prawnik. Dał z siebie wszystko, ale ucierpiało na tym jego zdrowie i życie osobiste.
Procesy w Dachau odbywały się w cieniu procesów w Norymberdze. Świat zapomniał o Dachau. Choć przecież to właśnie tu sądzono tych, którzy osobiście znęcali się na swoich ofiarach i je mordowali. Ostatnim życzeniem Densona było, by historia procesów w Dachau została opowiedziana, jako lekcja dla przyszłych pokoleń. Joshua M.Green dał temu świadectwo.
Książka zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, to jedna z najlepszych książek na temat II wojny, jaką miałam okazję przeczytać. Stoi na równi z książką Władysława Bartoszewskiego "Mój Auschwitz". Czyta się ją jak dobrą powieść. Często przez łzy, a jeszcze częściej z zaciśniętymi pięściami ze złości. Szczerze polecam i zachęcam. Bo książka jest ważna, więc warto poświęcić dla niej czas.
"Sprawiedliwość w Dachau" to opowieść o procesach nazistowskich lekarzy, strażników i oficerów, którzy odpowiedzieli za swoje czyny przed sądem. To przez nich tysiące niewinnych ludzi było mordowanych i torturowanych w takich obozach jak Mauthausen, Dachau, Buchenwald i Flossenburg. Osobiście dokonywali rzezi na swoich ofiarach. Z wyrachowaniem, okrucieństwem i bez...
więcej mniej Pokaż mimo to"Kwiat pustyni" chyba znają niemal wszyscy. Większość z Was zapewne miała już dawno styczność z książką lub z filmem o tym samym tytule. Film obejrzałam już kilka lat temu i zrobił na mnie ogromne wrażenie, dlatego niedawno sięgnęłam po książkę, by nieco odświeżyć sobie pamięć. Nie chcę porównywać co jest lepsze, bo dziś niezbyt dokładnie pamiętam film. "Kwiat pustyni" to opowieść na faktach, ukazuje nam życie Waris Dirie, która musiała pokonać wiele trudności, by znaleźć się tu, gdzie jest w tej chwili. Pochodzi z Afryki, gdzie wraz z rodziną prowadziła koczowniczy tryb życia. Postanowiła uciec, kiedy ojciec nakazał jej poślubić starca. Miał dostać za to kilka wielbłądów. Wciąż będąc narażona na niebezpieczeństwo, długo tułała się po pustyni, ale przetrwała, dzięki swojej ogromnej odwadze. Trafiła do Londynu, gdzie ciężko pracowała u wuja. Aż w końcu została zauważona przez fotografa. Szczęście się do niej uśmiechnęło. Wystąpiła na wybiegach u największych projektantów, obok równie znanych modelek. Dzięki swojemu statusowi zaczęła głośno mówić o obrzezaniu kobiet. Walczy o to, by żadna kobieta nie musiała przechodzić przez ten przerażający proces okaleczenia jej narządów płciowych. Książka uświadamia nas, ile kobieta musi przez to wycierpieć, a często nawet przy tym tracąc życie. "Kwiat pustyni" to szokująca historia dzielnej kobiety, która w swoim życiu zniosła wiele złego. Warto przeczytać. Polecam.
"Kwiat pustyni" chyba znają niemal wszyscy. Większość z Was zapewne miała już dawno styczność z książką lub z filmem o tym samym tytule. Film obejrzałam już kilka lat temu i zrobił na mnie ogromne wrażenie, dlatego niedawno sięgnęłam po książkę, by nieco odświeżyć sobie pamięć. Nie chcę porównywać co jest lepsze, bo dziś niezbyt dokładnie pamiętam film. "Kwiat...
więcej mniej Pokaż mimo to"Małe cuda" to moje drugie spotkanie z Cheryl Strayed. Pewnie wiele z Was również miało do czynienia z tą autorką za sprawą jej pierwszej książki "Dzika droga", która stała się bestsellerem, a teraz czekam na film zekranizowany na jej podstawie. Ale dziś o "Małych cudach" - książce nietypowej, innej niż wszystkie, której forma była dla mnie zaskoczeniem, ponieważ zawiera zbiór maili nadesłanych przez ludzi, którzy anonimowo szukali porad na internetowym forum. Tysiące ludzi pragnęło wsparcia i odpowiedzi na dręczące ich pytania, więc pisali do "przyjaciółki", która potrafiła szczerze poradzić im w każdej sprawie - zarówno tej dotyczącej miłości, zdrady, zazdrości czy przyjaźni, ale też i związanej z religią, przemocą, chorobą, dzieckiem, seksem, a nawet i pieniędzmi. Przez długi czas ową "przyjaciółką" była Cheryl Strayed, która sama wiele w życiu przeżyła. Musiała się zmierzyć ze śmiercią matki, która przegrała walkę z rakiem. Rozpadło się jej małżeństwo, miała wiele problemów zarówno tych rodzinnych jak i osobistych, urodziła dwoje dzieci, przeszła sama szlakiem PCT oraz popełniła całe mnóstwo błędów w życiu. Lecz w internetowym dziale z poradami udziela innym pomocy, podnosi na duchu, ale nie ocenia. Rozpatruje daną sprawę na różne czynniki, często opowiadając własną historię, którą przeżyła. Dzieli się swoim doświadczeniem. Dlatego ludzie tak ją uwielbiają. Sama z wieloma sprawami się identyfikowałam. To rewelacyjna pozycja, od której ciężko się oderwać. Wciąga od pierwszego listu do ostatniego. Książka dla każdego, bo każdy coś w niej znajdzie dla siebie! Polecam.
"Małe cuda" to moje drugie spotkanie z Cheryl Strayed. Pewnie wiele z Was również miało do czynienia z tą autorką za sprawą jej pierwszej książki "Dzika droga", która stała się bestsellerem, a teraz czekam na film zekranizowany na jej podstawie. Ale dziś o "Małych cudach" - książce nietypowej, innej niż wszystkie, której forma była dla mnie zaskoczeniem, ponieważ zawiera...
więcej mniej Pokaż mimo toEmily Giffin pewnie wiele z Was zna, choć niektórzy błędnie wypowiadają jej nazwisko, mówiąc "Griffin". Również wielokrotnie o niej słyszałam, choć "Pewnego dnia" to pierwsza jej książka, którą przeczytałam. No i przepadłam, bo napisana jest lekko, przyjemnie, czasem wzruszająco, a czasem z uśmiechem. Jednym słowem - wciągająco. Mam ochotę sięgnąć po kolejną jej książkę, by nadrobić to, co straciłam. "Pewnego dnia" to historia adoptowanej osiemnastoletniej dziewczyny, która postanawia odszukać swoją biologiczną matkę. I to właśnie tytułowego pewnego dnia, zjawia się pod jej domem. Ten dzień zmienia wszystko. Wraca przeszłość, pojawia się coś nieznanego, obcego, choć powinno być tak bliskie. Czy matka z córką będą umiały się dogadać? Czego od siebie oczekują? I jak dalej będzie wyglądała przyszłość? Bo ich spotkanie nie będzie takie, jak większość mogłaby sobie wyobrażać, nie wpadną sobie w ramiona i nie będą płakać ze wzruszenia. Tego dnia długo skrywany sekret wychodzi na jaw i na pewno już nic nie będzie takie, jak było przedtem. Historia napisana jest z dwóch perspektyw - matki i córki. Więc możemy poznać dokładnie obie kobiety, dowiedzieć się, jak żyją, co czują, o czym myślą w danej chwili. Ich losy się przeplatają, idealnie tworząc jedność. Przyjemna książka na wakacyjne, letnie wieczory. Bardzo polecam.
Emily Giffin pewnie wiele z Was zna, choć niektórzy błędnie wypowiadają jej nazwisko, mówiąc "Griffin". Również wielokrotnie o niej słyszałam, choć "Pewnego dnia" to pierwsza jej książka, którą przeczytałam. No i przepadłam, bo napisana jest lekko, przyjemnie, czasem wzruszająco, a czasem z uśmiechem. Jednym słowem - wciągająco. Mam ochotę sięgnąć po kolejną jej książkę, by...
więcej mniej Pokaż mimo to"Matka Pearl" to pierwsza powieść Maureen Lee, po którą sięgnęłam. Wciągnęła mnie bardzo, nie spodziewałam się tak rewelacyjnej historii. Nie wiem dlaczego, ale mam tak, że gdy nigdy nie słyszałam o danym tytule czy autorze, to podchodzę do książki dość sceptycznie. A tu taka miła niespodzianka. Więc na pewno sięgnę też po jej inne dzieła. Książka opowiada historię dwóch kobiet, Amy i Pearl - matki i córki, których losy przedstawione są naprzemiennie, raz jesteśmy w latach siedemdziesiątych, raz wracamy do czasów II wojny światowej. Lubię takie zestawienie bohaterów w książkach. Opowiada o wielkiej i szczerej miłości, która połączyła dwoje młodych ludzi, Amy i Barneya, tuż przed wybuchem wojny. Rozpoczynali wspólne szczęśliwe życie razem, lecz on musiał stawić się w wojsku. Wojna go odmieniła nie do poznania, gdy wrócił do domu był innym człowiekiem. No a Amy trafiła do więzienia... za zabicie swojego męża. Co się wydarzyło w ich czterech ścianach? Dlaczego to zrobiła? I co z Pearl, która w chwili śmierci swojego ojca miała jedynie 5 lat? To opowieść również o niej, poznajemy ją w momencie, gdy jest już dwudziestoparoletnią kobietą i właśnie dowiedziała się, że jej matka ma wyjść niebawem z więzienia. Nie odwiedzała jej, ani nie pisały do siebie listów. Nigdy nikomu o niej nie mówiła, jak ktoś pytał o rodziców, to odpowiadała, że oboje zmarli. To opowieść o sekretach i długo skrywanych tajemnicach. Polecam!
"Matka Pearl" to pierwsza powieść Maureen Lee, po którą sięgnęłam. Wciągnęła mnie bardzo, nie spodziewałam się tak rewelacyjnej historii. Nie wiem dlaczego, ale mam tak, że gdy nigdy nie słyszałam o danym tytule czy autorze, to podchodzę do książki dość sceptycznie. A tu taka miła niespodzianka. Więc na pewno sięgnę też po jej inne dzieła. Książka opowiada historię dwóch...
więcej mniej Pokaż mimo toSarita Mandanna stworzyła powieść pt. "Tygrysie Wzgórza", w której przenosi nas do południowych Indii końca XIX wieku. Poznajemy Dewi, piękną dziewczynę, która zakochuję się w Maću - pogromcy tygrysa i pragnie zostać jego żoną. Jednak Dewanna, jej wieloletni przyjaciel, z którym spędziła dzieciństwo, marzy o tym, bo to właśnie jego poślubiła. To historia o miłości, o cierpieniu i przebaczaniu. Ale nie jest to jakieś ckliwe romansidło. W tej książce nic nie jest oczywiste, bo zawiera całe mnóstwo niespodziewanych zwrotów akcji, co wciąż podsyca naszą ciekawość. Powiedziałabym, że ta powieść należy do tych smutnych. Ale warto po nią sięgnąć, bo historia mimo wszystko jest piękna. No i piękne są w niej też opisy Indii. Jedyny minus: mikroskopijne litery.
Sarita Mandanna stworzyła powieść pt. "Tygrysie Wzgórza", w której przenosi nas do południowych Indii końca XIX wieku. Poznajemy Dewi, piękną dziewczynę, która zakochuję się w Maću - pogromcy tygrysa i pragnie zostać jego żoną. Jednak Dewanna, jej wieloletni przyjaciel, z którym spędziła dzieciństwo, marzy o tym, bo to właśnie jego poślubiła. To historia o miłości, o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wojciecha Jagielskiego raczej nikomu przedstawiać nie trzeba - korespondent wojenny, dziennikarz, pisarz, wieloletni redaktor Gazety Wyborczej, laureat licznych nagród i odznaczeń. Długo wzbraniałam się przed jego książkami, bo wydawało mi się, że niekoniecznie są dla mnie, aż pewnego dnia w końcu postanowiłam się skusić na "Trębacza z Tembisy" i jakże dobrze zrobiłam, bo książka jest świetna, czyta się ją jak dobrą powieść. W większości oparta jest na tym, co widział i przeżył Wojciech Jagielski lub na rozmowach ludzi, z którymi miał styczność, na ich życiu. Zdecydowanie trafiam do grona jego fanów i z chęcią sięgnę po jego poprzednie książki. "Trębacz z Tembisy" opowiada historię Nelsona Mandeli, który całe swoje życie poświęcił na walkę z apartheidem, 27 lat przesiedział w więzieniu, a po wyjściu został pierwszym czarnoskórym prezydentem w RPA, odznaczono go Pokojową Nagrodą Nobla, wielbiły go tłumy ludzi. Ale książka skupia się też na Freddiem Maake, zwanym Saddamem, który całe swoje życie podporządkował piłce nożnej. To on wynalazł wuwuzelę, by jak najgłośniej zagrzewać do gry swoją ukochaną drużynę i nie może zrozumieć, dlaczego dziś świat tak nienawidzi tego przedmiotu. To opowieść o segregacji rasowej, o życiu w Afryce, o toczonych walkach, o licznych postaciach mniej lub bardziej ważnych, o buncie, dyskryminacji oraz o sensie życia. Książka ważna i warta przeczytania. Jak najbardziej zachęcam.
"...marzenia nie dorośleją, nie poważnieją, nie przyprósza ich siwizna ani nie żłobią zmarszczki. To człowiek się starzeje, kiedy gubi marzenia, gdy o nich zapomina albo się ich wyrzeka. Jeśli się ich nie wstydzi, lecz się o nie troszczy i nimi żyje, pozostaje młody na zawsze."
[W.Jagielski "Trębacz z Tembisy" str.31]
Wojciecha Jagielskiego raczej nikomu przedstawiać nie trzeba - korespondent wojenny, dziennikarz, pisarz, wieloletni redaktor Gazety Wyborczej, laureat licznych nagród i odznaczeń. Długo wzbraniałam się przed jego książkami, bo wydawało mi się, że niekoniecznie są dla mnie, aż pewnego dnia w końcu postanowiłam się skusić na "Trębacza z Tembisy" i jakże dobrze zrobiłam, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jedną z najbardziej wciągających książek, które ostatnio przeczytałam, była książka Nory Roberts "Lasy w płomieniach". Opowiada o losach strażaków - spadochroniarzy, na co dzień skaczących w sam głąb pożarów, by zatrzymać żywioł szalejący w lasach. Barwne opisy walki z ogniem, pot, krew i przeraźliwe zmęczenie budzą ogromy podziw do pracy strażaków, a ich niezwykła odwaga jest imponująca. Jednak nie tylko pracą żyją, pojawia się też miejsce na przyjaźń czy miłość. Jedno z uczuć zaczyna się rodzić m.in. pomiędzy główną bohaterką książki, Rowan, kobietą silną, niezależna i wiedzącą czego chce, a Gullem - nowym członkiem w ekipie, odznaczającym się sporą pewnością siebie. Czyli krótko mówiąc: taka mieszanka wybuchowa.
W książce znajdziemy również wątek kryminalny, który nadaje książce charakteru. Są morderstwa, podejrzani i obawa oto, co dalej się wydarzy, kto może być następny. Przyznam, że jako książek typowo kryminalnych nie czytam, więc wielokrotnie miałam ciarki na plecach i czułam szybsze bicie serca w kulminacyjnych momentach, a już w szczególności w końcówce książki. Mimo że domyślałam się, kto za tym wszystkim stoi, to ani trochę nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę.
Bardzo mi się podobała i wciągnęła mnie na tyle, że za każdym razem jak musiałam się od niej oderwać, to żałowałam, że na jakiś czas muszę się rozstać z bohaterami. Podobne odczucia miałam, czytając "Czarne Wzgórza", więc jestem pewna, że sięgnę też po inne książki Nory Roberts. A swoją drogą - nie do końca rozumiem, dlaczego uznana jest za pisarkę "dla starszych pań", przez co wiele osób jest do niej uprzedzona, osobiście nie widzę różnicy pomiędzy nią a np. Evansem czy Ahern. Więc jeśli lubicie tych autorów i szukacie czegoś lekkiego na zbliżające się wiosenne wieczory, to koniecznie po nią sięgnijcie. Bardzo polecam.
Jedną z najbardziej wciągających książek, które ostatnio przeczytałam, była książka Nory Roberts "Lasy w płomieniach". Opowiada o losach strażaków - spadochroniarzy, na co dzień skaczących w sam głąb pożarów, by zatrzymać żywioł szalejący w lasach. Barwne opisy walki z ogniem, pot, krew i przeraźliwe zmęczenie budzą ogromy podziw do pracy strażaków, a ich niezwykła odwaga...
więcej Pokaż mimo to