rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Jedną z najbardziej wciągających książek, które ostatnio przeczytałam, była książka Nory Roberts "Lasy w płomieniach". Opowiada o losach strażaków - spadochroniarzy, na co dzień skaczących w sam głąb pożarów, by zatrzymać żywioł szalejący w lasach. Barwne opisy walki z ogniem, pot, krew i przeraźliwe zmęczenie budzą ogromy podziw do pracy strażaków, a ich niezwykła odwaga jest imponująca. Jednak nie tylko pracą żyją, pojawia się też miejsce na przyjaźń czy miłość. Jedno z uczuć zaczyna się rodzić m.in. pomiędzy główną bohaterką książki, Rowan, kobietą silną, niezależna i wiedzącą czego chce, a Gullem - nowym członkiem w ekipie, odznaczającym się sporą pewnością siebie. Czyli krótko mówiąc: taka mieszanka wybuchowa.

W książce znajdziemy również wątek kryminalny, który nadaje książce charakteru. Są morderstwa, podejrzani i obawa oto, co dalej się wydarzy, kto może być następny. Przyznam, że jako książek typowo kryminalnych nie czytam, więc wielokrotnie miałam ciarki na plecach i czułam szybsze bicie serca w kulminacyjnych momentach, a już w szczególności w końcówce książki. Mimo że domyślałam się, kto za tym wszystkim stoi, to ani trochę nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę.

Bardzo mi się podobała i wciągnęła mnie na tyle, że za każdym razem jak musiałam się od niej oderwać, to żałowałam, że na jakiś czas muszę się rozstać z bohaterami. Podobne odczucia miałam, czytając "Czarne Wzgórza", więc jestem pewna, że sięgnę też po inne książki Nory Roberts. A swoją drogą - nie do końca rozumiem, dlaczego uznana jest za pisarkę "dla starszych pań", przez co wiele osób jest do niej uprzedzona, osobiście nie widzę różnicy pomiędzy nią a np. Evansem czy Ahern. Więc jeśli lubicie tych autorów i szukacie czegoś lekkiego na zbliżające się wiosenne wieczory, to koniecznie po nią sięgnijcie. Bardzo polecam.

Jedną z najbardziej wciągających książek, które ostatnio przeczytałam, była książka Nory Roberts "Lasy w płomieniach". Opowiada o losach strażaków - spadochroniarzy, na co dzień skaczących w sam głąb pożarów, by zatrzymać żywioł szalejący w lasach. Barwne opisy walki z ogniem, pot, krew i przeraźliwe zmęczenie budzą ogromy podziw do pracy strażaków, a ich niezwykła odwaga...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Dziewczyny atomowe" to opowieść o mieście - widmo. O mieście, którego nie ma na mapach. O którym nie można mówić. A podając adres, zostanie on zamazany. To miasto - tajemnica. Ukryte przed światem.

Dziś już wiemy, że to miasto to Oak Ridge, znajdujące się w stanie Tennessee. Strzeżone przez południowe Appalachy. Zbudowane na szybko w czasie wojny w 1942 r. Przeznaczone do jednego celu, tak zwanego "Projektu Manhattan", gdzie pracowano nad pewnym "Gadżetem".

Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, głównie młodych, skuszonych wyższym wynagrodzeniem i przyczynieniem się do zakończenia wojny, zjechało się do owego tajemniczego miasta i przystąpiło do pracy, o której nie można było mówić. Każda z osób miała wyznaczone zadanie do wykonania, ale nie wiedziała, co właściwie robi. A pytań lepiej było nie zadawać. Ciekawość tu nie była mile widziana. I tak przez 2 lata tysiące kobiet i mężczyzn mieszkających w Oak Ridge, pracowało, bawiło się, zakochiwało, zakładało rodziny, uprawiało sporty, funkcjonowało niemal jak w każdym innym miejscu, tyle że pod bacznym okiem innych. Byli inwigilowani. Ale nie mieli pojęcia o tym, że tak bardzo zmienią losy świata.

Bo tu budowano najpotężniejszą dotychczas broń. Bombę atomową. Świat dowiedział się o niej 6 sierpnia 1945 r, kiedy to po raz pierwszy użyto jej w ataku na Hiroszimę. A 3 dni później na Nagasaki. I tak zaczęła się era atomowa.

Denise Kiernan przez 7 lat pracowała nad książką "Dziewczyny atomowe", pokazując nam, że to w rękach m.in. takich kobiet jak: Kattie, Virginia, Jane czy Celia, ważyły się losy wojny i świata. Dzięki opowieściom tych kobiet możemy zobaczyć z bliska spory kawałek naszej historii, więc naprawdę warto sięgnąć po tę książkę. Bo skłania do refleksji i rodzi wiele pytań, choć na większość z nich odpowiedzi nigdy nie uzyskamy.

"Dziewczyny atomowe" to opowieść o mieście - widmo. O mieście, którego nie ma na mapach. O którym nie można mówić. A podając adres, zostanie on zamazany. To miasto - tajemnica. Ukryte przed światem.

Dziś już wiemy, że to miasto to Oak Ridge, znajdujące się w stanie Tennessee. Strzeżone przez południowe Appalachy. Zbudowane na szybko w czasie wojny w 1942 r. Przeznaczone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Są takie książki, obok których nie da się przejść obojętnie. Siedzą w naszych głowach. Pozostają w myślach. Są takie książki, które poruszają dogłębnie, ukazując ludzką dobroć, bezinteresowność i ucząc pokory. Są takie książki, w których każde słowo jest ważne. Trafione. Dokładnie tam gdzie powinno być. Są też takie, które chwytają za serce swoją prostotą. I takie, które pokazują życie i śmierć, jednocześnie balansując na cienkiej granicy pomiędzy jednym a drugim. Taka jest właśnie "Zorkownia".

Jest też Ona, kobieta o gołębim sercu, autorka "Zorkowni", Agnieszka Kaluga. Od kilku lat wolontariuszka w hospicjum. "Zorkownia" to jej hospicyjna myślodsiewna. To zapis myśli okołochorobowych. Okołorakowych. O przemijaniu. Ale i pełnych wsparcia - zwykłą rozmową, dobrym słowem, gestem, życzliwym uśmiechem. Potrzymaniem za rękę w tych trudnych chwilach i pogłaskaniem po głowie. A czasem po prostu byciem obok, bo i pomilczeć razem jest raźniej. Spędzeniem czasu z tymi, którzy mają go już tak niewiele.

Ile ludzi, tyle historii. Ale łączy je jedno - wszystkie zmierzają ku jednemu. Jedni są młodzi, inni już starsi. Tacy co mają całe życie przed sobą i tacy, co mówią "Wszystko, co najważniejsze, mi się przydarzyło... Pora umierać". Jedni są zupełnie samotni, drudzy odchodzą otoczeni liczną rodziną. Wyjąc z bólu lub przez niepogodzenie się z sytuacją, która odbiera człowieczeństwo.

Jest Gosia, pisząca list do swojej małej córeczki. Marek, chcący wypłynąć z wędką na jezioro. Jacek - wojskowy. Stasia, która musiała zmierzyć się z białaczką córki i wnuczki. Profesor, pogodzony z własnym losem. Albert, co lubi szparagową. Kazimierz o dziecięcych oczach. I Bogusia o aksamitnym policzku. Tych historii jest o wiele więcej. Tak różne, a zarazem tak podobne do siebie.

Agnieszka Kaluga przyrzekała swojej umierającej, dziesięciodniowej córeczce, że da sobie radę, że nie utonie. I radzi sobie najlepiej jak umie, oddając swoją całą dobroć i serce innym. Tak bardzo ją podziwiam.

"Zorkownia" to blog wydany na papierze, w formie książki.
zorkownia.blogspot.com

Moim zdaniem to najważniejsza i najlepsza książka.
Na równi z "Chustką" Joanny Sałygi.

Przeczytajcie.

Są takie książki, obok których nie da się przejść obojętnie. Siedzą w naszych głowach. Pozostają w myślach. Są takie książki, które poruszają dogłębnie, ukazując ludzką dobroć, bezinteresowność i ucząc pokory. Są takie książki, w których każde słowo jest ważne. Trafione. Dokładnie tam gdzie powinno być. Są też takie, które chwytają za serce swoją prostotą. I takie, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po książkę Jerzego Stuhra sięgnęłam z miłą chęcią, jednak ciężko mi napisać, czy ją polecam, bo czego innego się po niej spodziewałam, a całkiem co innego dostałam. Książka została wydana w czasie, kiedy aktor chorował na raka, więc nastawiłam się na to, że będzie właśnie o zmaganiu z chorobą, z resztą nawet opis z tyłu książki na to wskazuję, mówiąc, że to zapis kilkumiesięcznej walki z nowotworem. Ale prawda jest taka, że o chorowaniu jest tu niewiele. Sama nie wiem, czy to właściwie dobrze, czy też nie.

"Tak sobie myślę..." to głównie przemyślenia na temat teatru, aktorów, ludzi, polityki, a nawet i piłkarzy. Czyli - wstyd przyznać - niekoniecznie o tym, o czym mam pojęcie i o czym z chęcią czytam. Na szczęście książka ma też swoje plusy - przede wszystkim humor, którego zdecydowanie tu nie brakuje, oraz różne ciekawostki i anegdoty z życia. Moją ulubioną jest ta o Shreku, kiedy to matka do córki krzyczy "Patrz, Osioł ze Shreka!", a ona mówi, że niepodobny... Albo wszelkie wtrącenia o "Seksmisji", bo chyba każdy z nas zna kultowe "Ciemność, widzę ciemność" albo "O! nasi tu byli".

Drugim ogromnym plusem książki jest spostrzegawczość otaczającego świata i wyciąganie wniosków z różnych sytuacji. Zazwyczaj trafna też z moimi poglądami. Są tu też listy od ludzi, fanów i kilkuletnich dzieci, którzy ślą słowa wsparcia i życzą zdrowia. Jest tu o "Nietykalnych", o Magdzie Prokopowicz, kolegach z pracy i o książkach. A także o rodzinie - o Maćku, żonie Basi, córce i oczekiwaniu na narodziny wnuczki Lenki.

I wyciągnięte są wnioski z chorowania. Choroba uszlachetnia, uczy cierpliwości i pokory, pokazuje piękno życia oraz sprawia, że najpiękniejszym słowem jest nadzieja.

Przyznaję się, że do połowy książki czytanie szło mi dość opornie, zaś drugą połowę niemal pochłonęłam i żałowałam, że już się skończyła. Miałam ochotę na więcej zabawnych historii, więcej z życia młodego dziadka i więcej ciekawych opowieści z planu filmowego. Więc to już Wam zostawiam do oceny, czy macie ochotę sięgnąć po tę książkę, czy też nie.

Po książkę Jerzego Stuhra sięgnęłam z miłą chęcią, jednak ciężko mi napisać, czy ją polecam, bo czego innego się po niej spodziewałam, a całkiem co innego dostałam. Książka została wydana w czasie, kiedy aktor chorował na raka, więc nastawiłam się na to, że będzie właśnie o zmaganiu z chorobą, z resztą nawet opis z tyłu książki na to wskazuję, mówiąc, że to zapis...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka opowiada historię trzydziestoletniej kobiety, która - jak wskazuje jej tytuł - jest bezdomna. Straciła wszystko, nawet wszelką godność. W Wigilię postanawia dać kres własnemu życiu. W śmietniku. Ale przeszkodził jej kot. I ktoś jeszcze... kochanka jej męża, która wyciąga do Bezdomnej pomocną dłoń. I tu pojawia się pytanie - czy robi to z potrzeby serca czy jako dziennikarka zwęszyła świetny pomysł na artykuł? Tyle że nie spodziewa się tego, co usłyszy. Tak wstrząsającej historii, pełnej bólu i cierpienia.

To moje pierwsze spotkanie z Katarzyną Michalak, autorką wielu poczytnych książek. A zaczęłam nietypowo, bo od "Bezdomnej", która wzbudza skrajne emocje, ma swoich zwolenników, jak i przeciwników. Widzę to po opiniach, kiedy to jedni dają najniższą ocenę, a inni najwyższą, taka sinusoida. A gdzie ja się plasuję? Gdzieś pośrodku, choć ocenę dałam nieco wyższą, bo sama w sobie historia bardzo mnie wciągnęła, ciężko było się od niej oderwać, więc przymknęłam oko na jej minusy.

A co mnie denerwowało? Język. Całe mnóstwo wulgaryzmów. Często były umieszczone tam jakby "na siłę". Co za dużo, to nie zdrowo. Niektórzy nawet uznali tę książkę za grafomaństwo... Po drugie - za szybko. Miałam wrażenie, jakby historia opowiedziana była zbyt pobieżnie, zbyt szybko, że jeszcze można byłoby coś dodać.

"Bezdomna" szokuję i intryguję, wyzwala wiele emocji. To taka książka, o której myślisz. W trakcie i po przeczytaniu. Historia jest nieprzewidywalna (a przynajmniej ja nie domyślałam się niektórych zwrotów akcji czy tego, jak się zakończy). A po jej przeczytaniu nasuwa mi się jedna myśl: nie oceniaj i zawsze słuchaj do końca. Prawda może być inna, niż sobie założyłeś.

Książka opowiada historię trzydziestoletniej kobiety, która - jak wskazuje jej tytuł - jest bezdomna. Straciła wszystko, nawet wszelką godność. W Wigilię postanawia dać kres własnemu życiu. W śmietniku. Ale przeszkodził jej kot. I ktoś jeszcze... kochanka jej męża, która wyciąga do Bezdomnej pomocną dłoń. I tu pojawia się pytanie - czy robi to z potrzeby serca czy jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Wędrówka przez słońce" to książka niezwykła, wciągająca od pierwszej strony i trzymająca w napięciu aż do ostatniej. Zabiera nas do świata współczesnego niewolnictwa, ukazuje handel ludźmi, przymusowy seks, sprzedaż dziewictwa, przemoc, niewolniczą pracę czy przemyt narkotyków. Świat brutalny i nielegalny, który może się dziać tuż obok nas, bo niewolnictwo to problem obecny niemal w każdym kraju. A ofiarą może stać się każdy, nawet dzieci, istoty zupełnie niewinne.

Książka opowiada nam historię dwóch sióstr, mieszkających w Indiach - piętnastoletniej Sity i siedemnastoletniej Ahalyi, które muszą zmierzyć się z tragedią tsunami. Szukając pomocy, trafiły w sam środek piekła. Zostały porwane przez handlarzy kobiet. Śladami sióstr wyrusza Thomas Clarke, prawnik z Waszyngtonu, który sam zmaga się z różnymi życiowymi problemami, m.in. ze śmiercią córki.

I choć powieść jest fikcyjna, zainspirowana została prawdziwymi historiami. To pierwsza książka Corbana Addisona, więc śmiało mogę dodać, że skoro debiut jest tak udany, to chętnie ujrzałabym kolejną jego powieść. Autor zaangażowany jest w walkę o prawa człowieka, więc tą książką chciał nam uświadomić, że problem niewolnictwa wciąż ma miejsce. I to jest przerażające. Książkę bardzo polecam.

"Wędrówka przez słońce" to książka niezwykła, wciągająca od pierwszej strony i trzymająca w napięciu aż do ostatniej. Zabiera nas do świata współczesnego niewolnictwa, ukazuje handel ludźmi, przymusowy seks, sprzedaż dziewictwa, przemoc, niewolniczą pracę czy przemyt narkotyków. Świat brutalny i nielegalny, który może się dziać tuż obok nas, bo niewolnictwo to problem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ostatnie dni dyktatorów Diane Ducret, Emmanuel Hecht
Ocena 6,4
Ostatnie dni d... Diane Ducret, Emman...

Na półkach: ,

"Ostatnie dni dyktatorów" to książka ukazująca władców ostatniego stulecia tuż przed ich śmiercią. Ale nie tylko skupia się na ich życiu w tym końcowym czasie, bo zdradza nam również, jak wyglądało ich dojście do władzy oraz jak sprawowali swoje rządy. Tym samym uświadamiając nas, dlaczego każdy z bohaterów książki został uznany za dyktatora.

Bo tu zawarte są nie tylko same znane nazwiska takie jak Hitler, Stalin czy Mussolini, ale poznamy również na przykład - króla Dominikany, zmieniającego kalendarz; Papa Doca, samozwańczego cesarza, pragnącego stworzyć państwo bez białych ludzi; Pol Pota, za którego rządów w niecałe cztery lata wymordowano jedną piątą kraju; Szacha, modernizującego Iran; Idi Amin Dada, uznanego początkowo za błazna; władców, którzy stworzyli kokainowe państwo; czy całkiem niedawno zmarłego Kaddafiego oraz Kim Dzonga.

Władców w książce znajdziemy aż dwudziestu czterech. Takie ich życie w dużym skrócie. I to co niektórzy uznają za minus, dla mnie jest plusem, bo jeśli któryś z despotów nas na tyle zaciekawi, to możemy przecież sięgnąć po jego biografię czy po prostu poszukać więcej informacji w sieci, w końcu internet to nie tylko rozrywka, a i skarbnica wiedzy wszelakiej.

Osobiście książka mi się podobała, lubię takie ciekawostki, więc uważam, że warta jest przeczytania.

"Ostatnie dni dyktatorów" to książka ukazująca władców ostatniego stulecia tuż przed ich śmiercią. Ale nie tylko skupia się na ich życiu w tym końcowym czasie, bo zdradza nam również, jak wyglądało ich dojście do władzy oraz jak sprawowali swoje rządy. Tym samym uświadamiając nas, dlaczego każdy z bohaterów książki został uznany za dyktatora.

Bo tu zawarte są nie tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Daleko od domu" to prawdziwa opowieść Saroo Brierley. Historia rozgrywa się w dwóch miejscach - w Indiach, z których pochodził chłopiec i w Australii, do której trafił. Saroo pochodził z ubogiej rodziny. Żył jak miliony innych hinduskich dzieci, głównie wychowywała go ulica. Często cierpiał z głodu. Mimo to był dzieckiem bardzo pogodnym, z różnymi szalonymi pomysłami. Pewnego dnia wsiadł do pociągu i zasnął w nim. A pociąg ruszył, zabierając go setki kilometrów od domu. Został sam - bez rodziny, pieniędzy, jedzenia i dachu nad głową. Każdy dzień był walką o przetrwanie. Po długiej samotnej i męczącej tułaczce, los się do niego uśmiechnął i trafił do sierocińca. A z adopcyjnymi rodzicami zaczął nowe życie - w Australii. Jako już dorosły mężczyzna marzy, by odnaleźć swoją biologiczną rodzinę i by dowiedzieć się, co dokładnie stało się tego dnia, kiedy jako kilkulatek wsiadł do przypadkowego pociągu. Czy mu się to uda?

Książkę bardzo polecam. Często przecierałam oczy ze zdumienia albo z przerażenia. I rzecz jasna kibicowałam małemu Saroo, by wszystko jak najlepiej się skończyło. Powieść napisana jest lekko, więc czyta się ją bardzo szybko. Do pochłonięcia w jeden wieczór. Polecam.

"Daleko od domu" to prawdziwa opowieść Saroo Brierley. Historia rozgrywa się w dwóch miejscach - w Indiach, z których pochodził chłopiec i w Australii, do której trafił. Saroo pochodził z ubogiej rodziny. Żył jak miliony innych hinduskich dzieci, głównie wychowywała go ulica. Często cierpiał z głodu. Mimo to był dzieckiem bardzo pogodnym, z różnymi szalonymi pomysłami....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Dziewczyna z Bagdadu" zrobiła na mnie ogromne wrażenie, przeczytałam ją dosłownie w dwa dni i przeżywałam wszystko razem z bohaterką. Życie potrafi skomplikować się w najmniej spodziewanym momencie. To prawdziwa historia Michelle Nouri, przedstawia nam trudną drogę ku lepszemu życiu. I daje nadzieję, że nawet z najgorszej sytuacji można znaleźć wyjście - ciężką pracą i wieloma wyrzeczeniami.

Michelle Nouri wraz z dwiema siostrami wychowała się w Bagdadzie, ojciec był Irakijczykiem, zaś matka pochodziła z dawnej Czechosłowacji. Byli rodziną jak z obrazka, niemal idealną - kochającą się i wspierającą, darzącą ogromnym szacunkiem. Żyli bardzo dostatnio, pozwalając sobie na drogie prezenty, stroje czy biżuterie. Często podróżowali do innych krajów. Zdecydowanie nie byli typową iracką rodziną. Michelle była piękną kobietą. Romansowała nawet z synem Saddama Husajna. Wiedli życie jak w bajce.

Wszystko do czasu, kiedy to "pan domu" z bohatera zmienił się w potwora. A Irak ogarnęła wojna. I tu zaczyna się koszmar. Opisy niekiedy są tak wstrząsające, że czyta się niemal przez łzy. Samotne kobiety w Iraku narażone są na to co najgorsze, są odrzucone przez resztę społeczeństwa, szykanowane i atakowane przez nachalnych mężczyzn.

Michelle wraz z rodziną ucieka do Czechosłowacji, lecz i tam życie je nie oszczędza. Dopiero we Włoszech odnajduje upragniony spokój i szczęście. Robi karierę w mediach jako dziennikarka.

Historia dziewczyny z Bagdadu bardzo mi się podobała, uwielbiam książki o życiu na Bliskim Wschodzie, więc jak najbardziej namawiam do zapoznania się z nią, zdecydowanie trafiła do moich książkowych ulubieńców.

Bardzo polecam.

"Dziewczyna z Bagdadu" zrobiła na mnie ogromne wrażenie, przeczytałam ją dosłownie w dwa dni i przeżywałam wszystko razem z bohaterką. Życie potrafi skomplikować się w najmniej spodziewanym momencie. To prawdziwa historia Michelle Nouri, przedstawia nam trudną drogę ku lepszemu życiu. I daje nadzieję, że nawet z najgorszej sytuacji można znaleźć wyjście - ciężką pracą i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Adolfa Eichmanna chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Jedno z najbardziej znanych nazwisk w czasach hitleryzmu. Zbrodniarz wojenny, odpowiedzialny za eksterminacje milionów Żydów, za czystkę rasową, za wdrożenie "planu ogólnego". Odpowiedzialny za wysiedlenie, głodzenie, prześladowanie i mordowanie ludności żydowskiej. Przyczynił się do zorganizowania i przeprowadzenia ludobójstwa. Człowiek bez skruchy i poczucia winy. Do końca kłamał i kręcił. Był pewien, że się wywinie. Na szczęście tak się nie stało. Został skazany. Sprawiedliwości zadość się stało.

To też osobista opowieść Deborah E.Lipstadt, autorki "Procesu Eichmanna", amerykańskiej historyczki i profesorki. To historia jej procesu, w którym oskarżona o zniesławienie poprzez jawnego rasistę i antysemitę oraz fałszerza historii, musiała udowodnić, że holocaust miał miejsce, że istniały komory gazowe, a obóz koncentracyjny nie był obozem rekreacyjnym. Rzecz dzieje się w dzisiejszych czasach! Czy to nie absurd?

Przeraża mnie myśl, że gdzieś obok żyją ludzie, którzy wciąż nie wierzą w to, że miliony niewinnych osób celowo i często z okrucieństwem straciły swoje życie, że to był odgórny plan by ich stłamsić i zniszczyć. Smuci mnie też to, że skoro w dzisiejszych czasach niektórzy negują historię, to co będzie później? Dziś obok nas wciąż żyją ludzie, którzy na własnej skórze doświadczyli tragedii II wojny, ale niedługo ich czas dobiegnie końca. Więc czy za parędziesiąt lat liczba "niedowiarków" będzie rosnąć?

Przyznam się, że książka nie porwała mnie, może dlatego, że moje serce skradła "Sprawiedliwość w Dachau" i wciąż je do siebie porównywałam, choć nie powinnam, bo to dwie całkiem różne książki. Za to skłoniła mnie do wielu refleksji i przemyśleń, co widać też w kilku zdaniach powyżej. Mimo wszystko warto ją przeczytać.

Adolfa Eichmanna chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Jedno z najbardziej znanych nazwisk w czasach hitleryzmu. Zbrodniarz wojenny, odpowiedzialny za eksterminacje milionów Żydów, za czystkę rasową, za wdrożenie "planu ogólnego". Odpowiedzialny za wysiedlenie, głodzenie, prześladowanie i mordowanie ludności żydowskiej. Przyczynił się do zorganizowania i przeprowadzenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Sprawiedliwość w Dachau" to opowieść o procesach nazistowskich lekarzy, strażników i oficerów, którzy odpowiedzieli za swoje czyny przed sądem. To przez nich tysiące niewinnych ludzi było mordowanych i torturowanych w takich obozach jak Mauthausen, Dachau, Buchenwald i Flossenburg. Osobiście dokonywali rzezi na swoich ofiarach. Z wyrachowaniem, okrucieństwem i bez najmniejszego mrugnięcia okiem. Stosując coraz to surowsze i bardziej wymyślne kary.

Czytamy o tym z przerażeniem, wciąż przecierając oczy ze zdumienia, że ktoś komuś może zgotować taki los, że człowiek człowiekowi wilkiem. Choć bardziej bestią nazwać powinnam.

"Sprawiedliwość w Dachau" to też opowieść o Williamie Densonie, młodym prawniku ze Stanów, który został wysłany do Niemiec, by tam zostać głównym oskarżycielem. Jego zadaniem było dowieść, że postawieni przed sądem naziści, byli osobiście odpowiedzialni za popełnione okrucieństwa. Miał uzyskać wyroki skazujące w bardzo krótkim czasie. I tego dokonał. W stu procentach. Wszyscy zostali uznani za winnych. Nie dokonał tego żaden inny prawnik. Dał z siebie wszystko, ale ucierpiało na tym jego zdrowie i życie osobiste.

Procesy w Dachau odbywały się w cieniu procesów w Norymberdze. Świat zapomniał o Dachau. Choć przecież to właśnie tu sądzono tych, którzy osobiście znęcali się na swoich ofiarach i je mordowali. Ostatnim życzeniem Densona było, by historia procesów w Dachau została opowiedziana, jako lekcja dla przyszłych pokoleń. Joshua M.Green dał temu świadectwo.

Książka zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, to jedna z najlepszych książek na temat II wojny, jaką miałam okazję przeczytać. Stoi na równi z książką Władysława Bartoszewskiego "Mój Auschwitz". Czyta się ją jak dobrą powieść. Często przez łzy, a jeszcze częściej z zaciśniętymi pięściami ze złości. Szczerze polecam i zachęcam. Bo książka jest ważna, więc warto poświęcić dla niej czas.

"Sprawiedliwość w Dachau" to opowieść o procesach nazistowskich lekarzy, strażników i oficerów, którzy odpowiedzieli za swoje czyny przed sądem. To przez nich tysiące niewinnych ludzi było mordowanych i torturowanych w takich obozach jak Mauthausen, Dachau, Buchenwald i Flossenburg. Osobiście dokonywali rzezi na swoich ofiarach. Z wyrachowaniem, okrucieństwem i bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Burka miłości" to prawdziwa historia Marii Galery spisana przez Reyes Monforte, hiszpańską dziennikarkę radiową i telewizyjną. W książce przedstawione są losy młodej hiszpańskiej dziewczyny, która ucieka z rodzinnego domu do Anglii. Poznaje tam Nasrada, starszego od siebie Afgańczyka, swojego przyszłego męża. Postanawiają wybrać się na krótki wyjazd w jego rodzinne strony, by spotkać się z bliskimi, ale los tak zadecyduje, że zostaną tam na kolejne lata. Zaznaczę tylko, że nie jest to opowieść o tym, jak mąż więzi w domu żonę i nagle w swoim kraju pokazuje jej, że to on tu rządzi i, że to on jest tu panem. Nie, nie, tym razem to nie taka historia. To opowieść o miłości dwojga ludzi o całkiem odmiennych kulturach, którzy w imię dobra dla drugiego człowieka przetrwają, to co najgorsze. Którzy często - w mojej ocenie - wybierają bardzo naiwne czy egoistyczne decyzję, lecz w końcu miłość nie wybiera. Książka ukazuje przerażający świat muzułmanów, gdzie kobiety dla własnego dobra muszą być niewidzialne, bo zostają zabijane nawet za to, że powiew wiatru odsłonił im kawałek nagiej ręki. Możemy poznać ich codzienność i rzeczywistość. Świat kobiet w burkach, do którego będzie musiała się przystosować Maria. Akceptując to gdzie jest i kim musi się stać, by przeżyć.

My czytamy o islamskich kobietach, a one mają zakaz czytania książek... Doceniajmy to, co mamy! Nie narzekajmy! Czytajmy książki!

"Burka miłości" to prawdziwa historia Marii Galery spisana przez Reyes Monforte, hiszpańską dziennikarkę radiową i telewizyjną. W książce przedstawione są losy młodej hiszpańskiej dziewczyny, która ucieka z rodzinnego domu do Anglii. Poznaje tam Nasrada, starszego od siebie Afgańczyka, swojego przyszłego męża. Postanawiają wybrać się na krótki wyjazd w jego rodzinne strony,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Kwiat pustyni" chyba znają niemal wszyscy. Większość z Was zapewne miała już dawno styczność z książką lub z filmem o tym samym tytule. Film obejrzałam już kilka lat temu i zrobił na mnie ogromne wrażenie, dlatego niedawno sięgnęłam po książkę, by nieco odświeżyć sobie pamięć. Nie chcę porównywać co jest lepsze, bo dziś niezbyt dokładnie pamiętam film. "Kwiat pustyni" to opowieść na faktach, ukazuje nam życie Waris Dirie, która musiała pokonać wiele trudności, by znaleźć się tu, gdzie jest w tej chwili. Pochodzi z Afryki, gdzie wraz z rodziną prowadziła koczowniczy tryb życia. Postanowiła uciec, kiedy ojciec nakazał jej poślubić starca. Miał dostać za to kilka wielbłądów. Wciąż będąc narażona na niebezpieczeństwo, długo tułała się po pustyni, ale przetrwała, dzięki swojej ogromnej odwadze. Trafiła do Londynu, gdzie ciężko pracowała u wuja. Aż w końcu została zauważona przez fotografa. Szczęście się do niej uśmiechnęło. Wystąpiła na wybiegach u największych projektantów, obok równie znanych modelek. Dzięki swojemu statusowi zaczęła głośno mówić o obrzezaniu kobiet. Walczy o to, by żadna kobieta nie musiała przechodzić przez ten przerażający proces okaleczenia jej narządów płciowych. Książka uświadamia nas, ile kobieta musi przez to wycierpieć, a często nawet przy tym tracąc życie. "Kwiat pustyni" to szokująca historia dzielnej kobiety, która w swoim życiu zniosła wiele złego. Warto przeczytać. Polecam.

"Kwiat pustyni" chyba znają niemal wszyscy. Większość z Was zapewne miała już dawno styczność z książką lub z filmem o tym samym tytule. Film obejrzałam już kilka lat temu i zrobił na mnie ogromne wrażenie, dlatego niedawno sięgnęłam po książkę, by nieco odświeżyć sobie pamięć. Nie chcę porównywać co jest lepsze, bo dziś niezbyt dokładnie pamiętam film. "Kwiat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Biała Masajka" to autentyczna historia Corinne Hofmann. Opowiada o kobiecie, która rzuciła wszystko - całe swoje dotychczasowe życie w Szwajcarii, faceta, przyjaciół, rodzinę, pracę, mieszkanie, wygody - dla Lketingi, Masaja, którego prawie w ogóle nie znała. Będąc na tyle zauroczona jego osobą, przeprowadziła się do buszu, wierząc w to, że to ten wyjątkowy i jedyny na całe życie. Wiele wycierpiała. Wiele zniosła. Wiele straciła. Ale i coś zyskała. Urodziła córkę, Napirai. Jednym słowem można powiedzieć, że autorka książki jest niezwykle odważna. Bo mało kto, odważyłby się na taki krok, by porzucić całkowicie przeszłość i zacząć życie od nowa. Oddzielić to, co było grubą krechą. Tym bardziej, nie znając języka i niewiele wiedząc o ludności i kraju, w którym chce się zamieszkać. Dlatego też chyba każdemu, kto czytał "Białą Masajkę" ciśnie się na usta, że Corinne jest też strasznie naiwna. Wiele razy łapałam się na tym, pytając: "Naprawdę to zrobiła?" i wcale nie miałam na myśli jej przeprowadzki do Afryki, ale to co działo się już później. Nie do końca też odpowiadał mi styl napisanej książki - nieco zimny, zabrakło mi emocji. Choć sama historia wywołuję wiele uczuć. Ostatecznie książkę oceniłam wysoko, bo tak mnie wciągnęła, że przestałam zwracać uwagę na to, co mi w niej przeszkadzało na początku. Wciągająca i zadziwiająca, a chyba o to właśnie w książce chodzi? Polecam, choć wiem, że opinie co do niej są różne ;-)

"Biała Masajka" to autentyczna historia Corinne Hofmann. Opowiada o kobiecie, która rzuciła wszystko - całe swoje dotychczasowe życie w Szwajcarii, faceta, przyjaciół, rodzinę, pracę, mieszkanie, wygody - dla Lketingi, Masaja, którego prawie w ogóle nie znała. Będąc na tyle zauroczona jego osobą, przeprowadziła się do buszu, wierząc w to, że to ten wyjątkowy i jedyny na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Małe cuda" to moje drugie spotkanie z Cheryl Strayed. Pewnie wiele z Was również miało do czynienia z tą autorką za sprawą jej pierwszej książki "Dzika droga", która stała się bestsellerem, a teraz czekam na film zekranizowany na jej podstawie. Ale dziś o "Małych cudach" - książce nietypowej, innej niż wszystkie, której forma była dla mnie zaskoczeniem, ponieważ zawiera zbiór maili nadesłanych przez ludzi, którzy anonimowo szukali porad na internetowym forum. Tysiące ludzi pragnęło wsparcia i odpowiedzi na dręczące ich pytania, więc pisali do "przyjaciółki", która potrafiła szczerze poradzić im w każdej sprawie - zarówno tej dotyczącej miłości, zdrady, zazdrości czy przyjaźni, ale też i związanej z religią, przemocą, chorobą, dzieckiem, seksem, a nawet i pieniędzmi. Przez długi czas ową "przyjaciółką" była Cheryl Strayed, która sama wiele w życiu przeżyła. Musiała się zmierzyć ze śmiercią matki, która przegrała walkę z rakiem. Rozpadło się jej małżeństwo, miała wiele problemów zarówno tych rodzinnych jak i osobistych, urodziła dwoje dzieci, przeszła sama szlakiem PCT oraz popełniła całe mnóstwo błędów w życiu. Lecz w internetowym dziale z poradami udziela innym pomocy, podnosi na duchu, ale nie ocenia. Rozpatruje daną sprawę na różne czynniki, często opowiadając własną historię, którą przeżyła. Dzieli się swoim doświadczeniem. Dlatego ludzie tak ją uwielbiają. Sama z wieloma sprawami się identyfikowałam. To rewelacyjna pozycja, od której ciężko się oderwać. Wciąga od pierwszego listu do ostatniego. Książka dla każdego, bo każdy coś w niej znajdzie dla siebie! Polecam.

"Małe cuda" to moje drugie spotkanie z Cheryl Strayed. Pewnie wiele z Was również miało do czynienia z tą autorką za sprawą jej pierwszej książki "Dzika droga", która stała się bestsellerem, a teraz czekam na film zekranizowany na jej podstawie. Ale dziś o "Małych cudach" - książce nietypowej, innej niż wszystkie, której forma była dla mnie zaskoczeniem, ponieważ zawiera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Emily Giffin pewnie wiele z Was zna, choć niektórzy błędnie wypowiadają jej nazwisko, mówiąc "Griffin". Również wielokrotnie o niej słyszałam, choć "Pewnego dnia" to pierwsza jej książka, którą przeczytałam. No i przepadłam, bo napisana jest lekko, przyjemnie, czasem wzruszająco, a czasem z uśmiechem. Jednym słowem - wciągająco. Mam ochotę sięgnąć po kolejną jej książkę, by nadrobić to, co straciłam. "Pewnego dnia" to historia adoptowanej osiemnastoletniej dziewczyny, która postanawia odszukać swoją biologiczną matkę. I to właśnie tytułowego pewnego dnia, zjawia się pod jej domem. Ten dzień zmienia wszystko. Wraca przeszłość, pojawia się coś nieznanego, obcego, choć powinno być tak bliskie. Czy matka z córką będą umiały się dogadać? Czego od siebie oczekują? I jak dalej będzie wyglądała przyszłość? Bo ich spotkanie nie będzie takie, jak większość mogłaby sobie wyobrażać, nie wpadną sobie w ramiona i nie będą płakać ze wzruszenia. Tego dnia długo skrywany sekret wychodzi na jaw i na pewno już nic nie będzie takie, jak było przedtem. Historia napisana jest z dwóch perspektyw - matki i córki. Więc możemy poznać dokładnie obie kobiety, dowiedzieć się, jak żyją, co czują, o czym myślą w danej chwili. Ich losy się przeplatają, idealnie tworząc jedność. Przyjemna książka na wakacyjne, letnie wieczory. Bardzo polecam.

Emily Giffin pewnie wiele z Was zna, choć niektórzy błędnie wypowiadają jej nazwisko, mówiąc "Griffin". Również wielokrotnie o niej słyszałam, choć "Pewnego dnia" to pierwsza jej książka, którą przeczytałam. No i przepadłam, bo napisana jest lekko, przyjemnie, czasem wzruszająco, a czasem z uśmiechem. Jednym słowem - wciągająco. Mam ochotę sięgnąć po kolejną jej książkę, by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Matka Pearl" to pierwsza powieść Maureen Lee, po którą sięgnęłam. Wciągnęła mnie bardzo, nie spodziewałam się tak rewelacyjnej historii. Nie wiem dlaczego, ale mam tak, że gdy nigdy nie słyszałam o danym tytule czy autorze, to podchodzę do książki dość sceptycznie. A tu taka miła niespodzianka. Więc na pewno sięgnę też po jej inne dzieła. Książka opowiada historię dwóch kobiet, Amy i Pearl - matki i córki, których losy przedstawione są naprzemiennie, raz jesteśmy w latach siedemdziesiątych, raz wracamy do czasów II wojny światowej. Lubię takie zestawienie bohaterów w książkach. Opowiada o wielkiej i szczerej miłości, która połączyła dwoje młodych ludzi, Amy i Barneya, tuż przed wybuchem wojny. Rozpoczynali wspólne szczęśliwe życie razem, lecz on musiał stawić się w wojsku. Wojna go odmieniła nie do poznania, gdy wrócił do domu był innym człowiekiem. No a Amy trafiła do więzienia... za zabicie swojego męża. Co się wydarzyło w ich czterech ścianach? Dlaczego to zrobiła? I co z Pearl, która w chwili śmierci swojego ojca miała jedynie 5 lat? To opowieść również o niej, poznajemy ją w momencie, gdy jest już dwudziestoparoletnią kobietą i właśnie dowiedziała się, że jej matka ma wyjść niebawem z więzienia. Nie odwiedzała jej, ani nie pisały do siebie listów. Nigdy nikomu o niej nie mówiła, jak ktoś pytał o rodziców, to odpowiadała, że oboje zmarli. To opowieść o sekretach i długo skrywanych tajemnicach. Polecam!

"Matka Pearl" to pierwsza powieść Maureen Lee, po którą sięgnęłam. Wciągnęła mnie bardzo, nie spodziewałam się tak rewelacyjnej historii. Nie wiem dlaczego, ale mam tak, że gdy nigdy nie słyszałam o danym tytule czy autorze, to podchodzę do książki dość sceptycznie. A tu taka miła niespodzianka. Więc na pewno sięgnę też po jej inne dzieła. Książka opowiada historię dwóch...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Gorączka" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Tomka Michniewicza, który jest podróżnikiem, dziennikarzem oraz fotografem, autorem audycji "Reszta świata" w radio oraz prowadzącym program "Inny świat" w telewizji, wydał trzy książki oparte na podróżach, które odbył. "Gorączka" to opowieść o poszukiwaczach skarbów, zarówno tych, którzy poszukują go na zatopionych statkach na dnie mórz i oceanów, jak i tych, którzy szukają szczęścia w kasynach. Poznamy też poszukiwaczy, identycznych jak na filmach, którzy poświęcają całe swoje życie dla złota zakopanego setki lat temu pod ziemią gdzieś na pustyni. Książka opowiada też o kłusownikach widzących bogactwo w rogach nosorożców, kłach słoni, czy skórach drapieżnych zwierząt. I to był ten moment, kiedy czytałam z przerażeniem i nierzadko z łzami w oczach, ale też z pogardą do tych ludzi, którzy bez mrugnięcia okiem krzywdzą niewinne zwierzęta. To zbiór reportaży o ludziach zaślepionych gorączką złota, którzy gotowi są posunąć się do najgorszego, ale też i stracić życie, by osiągnąć wymarzony cel. Tomek Michniewicz pisze świetnie, lekko, z humorem, a kiedy dochodzimy do ostatniej strony, to żałujemy, że to już koniec, bo chciałoby się dłużej pobyć z nim w tej barwnej podróży, często okraszonej historią, ciekawostkami i legendami. Pięknie wydana, z licznymi zdjęciami. Na pewno sięgnę i po poprzednią jego książkę "Samsara" i po najnowszą "Swoją drogą". Bardzo polecam.

"Gorączka" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Tomka Michniewicza, który jest podróżnikiem, dziennikarzem oraz fotografem, autorem audycji "Reszta świata" w radio oraz prowadzącym program "Inny świat" w telewizji, wydał trzy książki oparte na podróżach, które odbył. "Gorączka" to opowieść o poszukiwaczach skarbów, zarówno tych, którzy poszukują go na zatopionych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wojciecha Jagielskiego raczej nikomu przedstawiać nie trzeba - korespondent wojenny, dziennikarz, pisarz, wieloletni redaktor Gazety Wyborczej, laureat licznych nagród i odznaczeń. Długo wzbraniałam się przed jego książkami, bo wydawało mi się, że niekoniecznie są dla mnie, aż pewnego dnia w końcu postanowiłam się skusić na "Trębacza z Tembisy" i jakże dobrze zrobiłam, bo książka jest świetna, czyta się ją jak dobrą powieść. W większości oparta jest na tym, co widział i przeżył Wojciech Jagielski lub na rozmowach ludzi, z którymi miał styczność, na ich życiu. Zdecydowanie trafiam do grona jego fanów i z chęcią sięgnę po jego poprzednie książki. "Trębacz z Tembisy" opowiada historię Nelsona Mandeli, który całe swoje życie poświęcił na walkę z apartheidem, 27 lat przesiedział w więzieniu, a po wyjściu został pierwszym czarnoskórym prezydentem w RPA, odznaczono go Pokojową Nagrodą Nobla, wielbiły go tłumy ludzi. Ale książka skupia się też na Freddiem Maake, zwanym Saddamem, który całe swoje życie podporządkował piłce nożnej. To on wynalazł wuwuzelę, by jak najgłośniej zagrzewać do gry swoją ukochaną drużynę i nie może zrozumieć, dlaczego dziś świat tak nienawidzi tego przedmiotu. To opowieść o segregacji rasowej, o życiu w Afryce, o toczonych walkach, o licznych postaciach mniej lub bardziej ważnych, o buncie, dyskryminacji oraz o sensie życia. Książka ważna i warta przeczytania. Jak najbardziej zachęcam.

"...marzenia nie dorośleją, nie poważnieją, nie przyprósza ich siwizna ani nie żłobią zmarszczki. To człowiek się starzeje, kiedy gubi marzenia, gdy o nich zapomina albo się ich wyrzeka. Jeśli się ich nie wstydzi, lecz się o nie troszczy i nimi żyje, pozostaje młody na zawsze."
[W.Jagielski "Trębacz z Tembisy" str.31]

Wojciecha Jagielskiego raczej nikomu przedstawiać nie trzeba - korespondent wojenny, dziennikarz, pisarz, wieloletni redaktor Gazety Wyborczej, laureat licznych nagród i odznaczeń. Długo wzbraniałam się przed jego książkami, bo wydawało mi się, że niekoniecznie są dla mnie, aż pewnego dnia w końcu postanowiłam się skusić na "Trębacza z Tembisy" i jakże dobrze zrobiłam, bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Kobieta na krańcu świata 3" to pierwsza książka Martyny Wojciechowskiej, po którą sięgnęłam. Postanowiłam ją przeczytać ze zwykłej ciekawości, bo od zawsze lubiłam oglądać jej program (o tym samym tytule) w niedzielę rano przy śniadaniu. I choć jest to zapis tego, co pokazywane było w odcinkach w telewizji, to zdecydowanie nie żałuję, była warta przeczytania. I z chęcią sięgnęłabym po poprzednie części. Lubię czytać o kobietach, tym bardziej jeśli są to kobiety, które różnią się ogromnie od tych na co dzień nas otaczających czy najprościej mówiąc - od nas samych. Mieszkają w najdalszych zakątkach świata, żyją w innej kulturze, inaczej się ubierają, co innego wyznają, czym innym się żywią czy co innego jest dla nich najważniejsze w życiu. Czasem spełniają swoje marzenia, czasem chciałyby czegoś innego, a czasem są naprawdę szczęśliwe i spełnione. Poznamy kobiety z Indii, karmiące szczury w świątyni, fa'afafine, czyli trzecią płeć, Heather Swan z Australii, która rzuciła dotychczasowe nudne życie i spełnia się w sporcie ekstremalnym, poznamy też młodą matadorkę, kobiety oskarżone o bycie czarownicami i wypędzone z własnych domów, Shirley Ross, która całe swoje życie poświęciła na ratowanie zwierząt i opiekę nad nimi oraz kobietę, żyjącą w Himalajach i mającą trzech mężów. Każdą historię czyta się szybko i przyjemnie. A na dodatek książka jest pięknie wydana, zawiera całe mnóstwo fantastycznych zdjęć.

"Kobieta na krańcu świata 3" to pierwsza książka Martyny Wojciechowskiej, po którą sięgnęłam. Postanowiłam ją przeczytać ze zwykłej ciekawości, bo od zawsze lubiłam oglądać jej program (o tym samym tytule) w niedzielę rano przy śniadaniu. I choć jest to zapis tego, co pokazywane było w odcinkach w telewizji, to zdecydowanie nie żałuję, była warta przeczytania. I z chęcią...

więcej Pokaż mimo to