-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2020-07-07
2020-06-23
2010-01-01
2019-11-07
Niezły zgryz mam z tą książką. Do poznania twórczości Adriana Bednarka zachęcił mnie bardzo dobry „Pasażer na gapę”, dlatego zdecydowałam się na głośny i wysoko oceniany pierwszy tom cykl o Kubie Sobańskim. Niestety mam mieszane uczucia i tak naprawdę nie wiem co myśleć. Ponieważ połowę książki przemęczyłam, chociaż początek był zacny i wiele obiecywał. Następnie wpadłam w studenckie życie: imprezy, alkohol, dragi, bo główny bohater używa życia; jest zamożnym i bardzo rozrywkowym studentem prawa, mieszkającym w apartamentowcu i jeżdżącym piękniuśkim BMW. Mało tego to chłopak o miłej aparycji, uchodzący za przystojniaka i wszystko było by na tip top, gdyby nie to, że to wzorcowy psychopata. Tak więc po ostrym wstępie dostałam przerysowany studenckie grono, z nużącymi opisami.
Narracja jest pierwszoosobowa, wszystko widzimy oczami Kuby. Ogólnie lubię ten typ narracji, ale gdy czytałam co nasz bohater krok po kroku robi, chodzi mi o prozaiczne czynności, to momentami ręce mi opadały. Do szału doprowadzały mnie modowe relacje Kuby. Opisywanie, że dziewczyna ma różowy sweterek, granatową spódnicę, grafitowe szpilki, a do tego srebrną bransoletkę na lewej ręce, uważam za przesyt i zbyteczność. Jeśli ten różowy sweterek lub bransoletka nie są istotne dla fabuły, to po co to komu? Przeszkadzało mi też to, że nie potrafiłam nawiązać nici porozumienia z ani jednym bohaterem. Przez to kolejne rozdziały pokonywałam bez żadnej ekscytacji. Owszem, były momenty, gdy współczułam ofiarom Kuby, ale to trwało sekundę, bo akcja była szybka i lakoniczna, samo przez się wszystko przyjmowałam na chłodno.
W drugiej połowie tempo przyśpieszyło i zrobiło się intrygująco. Ekstremalnie wkurzałam się poczynaniami naszego psychopaty. W tym momencie wielki plus dla autora za świetną charakterystykę Kuby, dlatego że chłopak prezentuje pełną paletę cech osobowości psychopatycznej m.in. wybitną zdolność do manipulacji i kłamstwa, inteligencję, osobisty urok, brak wyrzutów sumienia czy egoistyczne zapędy. Spotkałam się z opiniami, że Kuba wzbudza sympatię i porównuje się go do Dextera, no nie... W każdym razie po pewnym czasie powieść nabiera pazura, ale ma też w sobie sporo motywów pędzonych po łebkach, nie obyło się bez odrealnienia pewnych zdarzeń i działań. Czuje też niedosyt napięcia, rozemocjonowania. Nie wiem czy się sięgnę po kolejne części, ale na pewno przeczytam „Skazanego na zło”. Skoro „Pasażer na gapę” był smakowity, to znaczy, że autor się rozkręca, tym samym liczę, że kolejne książki będą wyśmienite.
Niezły zgryz mam z tą książką. Do poznania twórczości Adriana Bednarka zachęcił mnie bardzo dobry „Pasażer na gapę”, dlatego zdecydowałam się na głośny i wysoko oceniany pierwszy tom cykl o Kubie Sobańskim. Niestety mam mieszane uczucia i tak naprawdę nie wiem co myśleć. Ponieważ połowę książki przemęczyłam, chociaż początek był zacny i wiele obiecywał. Następnie wpadłam w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-26
2017-08-21
2017-07-05
2017-07-11
2017-07-01
2017-04-12
2017-04-07
Lubię ten cykl, mam słabość do wszystko wiedzącego Huntera, ale w tej części jest tak drewniany, jak dębowy pieniek, zresztą nie tylko on. Mam wrażenie, że "Rzeźbiarz..." pisany był na kolanie; nijakie dialogi, intryga grubymi nićmi szyta, a do tego bezsensowne epatowanie okrucieństwem. Czytanie tej książki było dla mnie udręką, mam nadzieję, że kolejny tom (już stoi na półce) jest znacznie, znacznie lepszy.
Lubię ten cykl, mam słabość do wszystko wiedzącego Huntera, ale w tej części jest tak drewniany, jak dębowy pieniek, zresztą nie tylko on. Mam wrażenie, że "Rzeźbiarz..." pisany był na kolanie; nijakie dialogi, intryga grubymi nićmi szyta, a do tego bezsensowne epatowanie okrucieństwem. Czytanie tej książki było dla mnie udręką, mam nadzieję, że kolejny tom (już stoi na...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-05
2016-08-04
2013-03-14
Coraz rzadziej trafiam na książki, które mnie przerażają, nie tylko łechcą dreszczykiem niepokoju, ale wywołują psychiczny ból, ścisk żołądka i paniczną obawę przed bezwzględnym psychopatą, który może skrywać się za sympatycznym uśmiechem listonosza. Brakuje mi niepokojącej fascynacji trwogą, (wiem, że brzmię jak w/w psychopata, ale uwierzcie mi, mam jeszcze sumienie) i w sumie odkąd przeczytałam „Dewianta” Cody McFadyen'a i „Impuls” Michaela Weaver'a, nie zdarzyło się, abym przez kryminalną intrygę zarwała noc, aż do wczoraj, do chwili kiedy zaczęłam czytać „Egzekutora” Chrisa Cartera. Powieść o sadystycznym mordercy tak mnie pochłonęła, że do drugiej w nocy, trzęsąc się ze strachu, pokonywałam kolejne rozdziały, aby poznać zakończenie tego niesamowitego thrillera, który obudził we mnie wszystkie możliwe emocje, do tego stopnia, że ciemność próbująca dostać się do salonu, zaczęła wpływać na moją podświadomość, kreując dziwne cienie na ścianie i niepokojące odgłosy.
Na okładce, zaraz pod tytułem, znajduje się rekomendujące zdanie „Przywołaj swoje najgłębsze lęki, a koszmar stanie się rzeczywistością”, zdanie jak zdanie, pech chciał, że jest prawdziwe. „Egzekutor” jest kwintesencją najgorszych koszmarów, chciałoby się powiedzieć, uważaj czego się boisz, bo twoja fobia może stać się przyczyną twojej śmierci.
„O mój Boże! - Drżąc z lęku, zdała sobie w końcu sprawę z tego, co się stało. Ktoś zakleił jej usta mocnym klejem. Wpadła w panikę i zaczęła się gwałtownie rzucać z boku na bok, kopać, próbowała się uwolnić, a z miejsca, gdzie drut wrzynał się w jej nadgarstki i kostki, zaczęła kapać krew.(...) I wtedy to zobaczyła.
- To niemożliwe.
- Witaj w świecie swoich największych lęków, Mandy – szepnął. - Wiem, co cię śmiertelnie przeraża. [str. 87-89]”
W jednym z kościołów w Los Angeles, na podłodze, tuż przy konfesjonale, w kałuży krwi znaleziono ciało księdza, którego pozbawiono głowy, na jej miejsce położono łeb psa, a na klatce piersiowej wypisano krwią cyfrę 3. Do sprawy zabójstwa zastaje przydzielony detektyw Robert Hunter, który jest również psychologiem specjalizującym się w kryminalistyce. Wraz ze swoim partnerem Carlosem Garcią, próbuje rozwikłać tajemnicze morderstwo, ale sprawę poważnie komplikują kolejne zgłoszenia o potwornie okaleczonych ciałach. Najprawdopodobniej po ulicach Los Angeles krąży wyjątkowo okrutny zabójca, który torturuje i dręczy psychicznie swoje ofiary w sposób, który najbardziej je przeraża.
Carter, intrygą w której wykorzystuje największe lęki, sprytnie omotuje czytelnika i boleśnie drażni psychikę naszą własną wyobraźnią. Każdy z nas czegoś się panicznie boi: ognia, wody, myszy, czy pająków, dlatego łącząc swój lęk z towarzystwem psychopatycznego osobnika, któremu rozkosz przynosi długotrwałe dręczenie, wychodzi makabryczny scenariusz, od którego Boże uchroń. Dlatego ta powieść tak przeraża, ponieważ nie straszy potworami spod łóżka, ale realnymi scenami. Co więcej treść książki, to nie tylko fenomenalna intryga z zawiłym wątkiem, w którym aż kipi od nagłych zwrotów akcji, szalonego tempa i suspensu, ale też świetne studium psychologiczne socjopatycznej osobowości. W sumie nie powinno to dziwić, w końcu Chris Carter studiował psychologię i zaburzenia kryminalne, a jako psycholog kryminalny Biura Prokuratora Stanu Michigan badał i przesłuchiwał zbrodniarzy, w tym seryjnych zabójców.
A'propos zdolności psychologicznych autora. Zagłębiając się w historię seryjnego zabójcy, trafiałam na momenty, które nasuwały mi pewne skojarzenia dotyczące mordercy, aż chciałam krzyknąć Eureka!, ale nagle wpadałam w zasadzę i zaczynałam błądzić przez liczne korytarze tajemniczej intrygi, dlatego jestem pewna, że autor pisząc „Egzekutora” nieźle się bawił, tworząc łamigłówkę nie tylko dla policji LA, ale też dla czytelnika, i to jest piękne, ponieważ w żadnej sekundzie czytania nie można się nudzić. Mocy tej powieści dodają również genialnie wykreowane postacie. Detektyw Hunter jest szalenie inteligenty, stanowczy, uwodzicielski, a przed wszystkim... ludzki, co czyni go wyjątkową personą. Oprócz detektywa Huntera jest cała plejada wyrazistych postaci, o których można by było napisać prace doktorancką, ale już nie będę zamęczać Was swoim zachwytem nad tą powieścią, dodam jeszcze tylko, że Carter debiutował książką „Krucyfiks”, tam też po raz pierwszy pojawiły się postacie detektywów Huntera i Garcii , dlatego w „Egzekutorze” trafiają się minimalne odwołania do jego pierwszej pracy, ale są tak subtelne, że kolejność czytania nie jest konieczna. Śmiało można brać się za „Egzekutora” i przeżywać emocje związane z zagłębianiem się w umysł bestii.
Coraz rzadziej trafiam na książki, które mnie przerażają, nie tylko łechcą dreszczykiem niepokoju, ale wywołują psychiczny ból, ścisk żołądka i paniczną obawę przed bezwzględnym psychopatą, który może skrywać się za sympatycznym uśmiechem listonosza. Brakuje mi niepokojącej fascynacji trwogą, (wiem, że brzmię jak w/w psychopata, ale uwierzcie mi, mam jeszcze sumienie) i w...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-27
Jeszcze klika miesięcy temu nie znałam książek Karin Slaughter, ale na szczęście zachęcona pozytywnymi opiniami skusiłam się na cykl Hrabstwo Grant. Przeczytałam na razie tylko dwa tomy, ale wystarczyły aby rozsmakować się w stylu Slaughter. Kobieta pisze ostro, nie boi się trudnych tematów, nie stroni od krwistych scen i mocnych dialogów. Mnie w to graj, bardzo lubię emocjonujące historie. Dlatego nie zastanawiałam się długo nad kupnem powieści "Moje śliczne". Dobrze zrobiłam, bo książka jest bardzo dobra, nawet jest ciut lepsza niż tomy z cyklu Hrabstwo Grant, bo więcej w nich psychologicznej głębi niż celowej makabry, czyli opisów, które w mojej ocenie, mają służyć do spotęgowania lęku i obrzydzenia.
W tej historii już sam wątek zniknięcia bez śladu pełnej pasji dziewiętnastoletniej Julii Carroll jest przerażający, zwłaszcza że wiele osób widziało gdzie była ostatniej nocy i z kim wyszła. Czas upływa, a śledztwo stoi w miejscu. Brak jakichkolwiek postępów w rozwiązaniu zagadki jej zaginięcia sprawia, że dziewczynie zaczyna przypisywać się dziwne zachowania i pewne niezrównoważenie, dorabiając do zniknięcia wygodną historyjkę. Czas po zaginięciu Julii jest ogromnie trudny dla jej najbliższych, którzy nie radzą sobie z traumą, i ich drogi rozchodzą się. Dwadzieścia lat później mąż Claire, jednej z sióstr Carroll, zostaje zamordowany. Porządkując rzeczy męża, trafia na przerażające filmy, na których zamaskowany mężczyzna torturuje, gwałci, a następnie zabija młode kobiety. Claire jest w szoku, nie wie jak zinterpretować znalezisko, wie jednak, że filmy nie przypadkowo znalazły się na dysku jej męża. Ku jej przerażeniu na jednym z nagrań jest kobieta łudząco podobna do niedawno zaginionej młodej dziewczyny. Claire z pomocą starszej siostry postanawia rozpocząć prywatne śledztwo, jednak ktoś skutecznie depcze im po piętach i próbuje utrudnić poznanie prawdy. Mimo to siostry nie poddają się, poza tym nawet gdyby chciały zrezygnować ze swojego dochodzenia to nie mogą, bo zdobyte dowody prowadzą do ich dramatycznej przeszłości.
Muszę przyznać, że Karin Slaughter świetnie zbudowała fabułę. Pełno w niej niepokoju, zawiłych spraw i zaskakujących rozwiązań. W tej historii bardzo trudno o jednoznaczne odpowiedzi, a wszystko za sprawą błyskotliwej intrygi oraz skomplikowanych relacji kobiet z rodziny Carroll. Dopiero makabryczne znalezisko sprawia, że dotąd skłócone siostry odnajdują wspólny język i na nowo się poznają. Oczywiście ich uczucia nie są oczywiste, ale potrzeba poznania tożsamości dręczonych kobiet i rozwiązania zagadki pochodzenia bestialskich filmów, jednoczy je i odsuwa na bok osobiste niesnaski. Autorka korzystając ze zmiennej narracji ułatwia poznanie stanu psychicznego bohaterek. Wnika w umysł osób borykających się z dramatem, który znacząco wpłyną na ich życie. Wgląd w psychikę bohaterów spętanych okowami smutku, lęku, i nadziei jest bardzo wzruszający. Tym większy, gdy czyta się listy ojca do zaginionej córki, ojca, który nigdy nie pogodził się ze stratą ukochanego dziecka. Dodatkowym motywem wzbudzającym silne emocje jest wizja snuff filmów znanych inaczej filmami ostatniego tchnienia, ukazującymi sceny tortur i zabójstwa młodych dziewcząt. Za ten wątek należy się wielki plus Slaughter, gdyż wyczuła temat i nie przekroczyła granicy dobrego smaku, nie rozpisała się w okropieństwach, a z rozwagą, bez zbytniej obrazowości, ukazała koszmar dręczonych kobiet. Nie zmienia to faktu, że nawet rzeczowe przedstawienie scen filmów mrozi krew w żyłach i często wyciska łzy. Swoje robi też dobre tempo, które w raz z rozwojem wydarzeń znacząco przyśpiesza oraz ciekawa, odważna intryga. W mojej ocenie "Moje śliczne" to wstrząsający thriller, którego tematyka wzbudza silne emocje, nie daje też szybko o sobie zapomnieć, dlatego kierowany jest dla czytelników o mocnych nerwach.
Jeszcze klika miesięcy temu nie znałam książek Karin Slaughter, ale na szczęście zachęcona pozytywnymi opiniami skusiłam się na cykl Hrabstwo Grant. Przeczytałam na razie tylko dwa tomy, ale wystarczyły aby rozsmakować się w stylu Slaughter. Kobieta pisze ostro, nie boi się trudnych tematów, nie stroni od krwistych scen i mocnych dialogów. Mnie w to graj, bardzo lubię...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-02
2014-02-19
Nie lubię bloków dlatego, że potrzebuję sporej przestrzeni żeby odetchnąć. Poza tym brakuje mi w nich prywatności, zaś wszelkie dźwięki, a tych w nich jest pod dostatkiem, budzą we mnie niepokój. Być może z tych właśnie powodów historia mieszkańców bloku zdrowo mnie przerażała. Zamknięta przestrzeń, zbiorowisko ludzi, w którym każdy posiada dramatyczną biografię, sprawia, że z przygnębieniem, a nawet i przerażeniem, obserwuje się tę społeczność. Co gorsze kiedy złe moce przejmują kontrolę nad nieświadomymi ludźmi, zostają obudzone drzemiące głęboko w duszy lęki i ukazane prawdziwe oblicza mieszkańców.
Autor sprawił, że historia, mimo paranormalnych zjawisk, wypada bardzo realnie, być może jest to zasługa bohaterów, którym nadano wiarygodne cechy i autentyczne zachowania. Na dodatek ta mroczna opowieść ma w sobie sporo ironii i humoru, te dwa elementy są tak idealnie wyważone i wplecione w opowieść, że „Domofon” nie ma w sobie krzty karykaturalności, której można byłoby się spodziewać po historii, która w tle ma duchy, mroczne piwnice, i przerażające czarne „NIC” za oknem. W tej powieści wszystko ma swoje miejsce, jest czas dla bohaterów, dla ich prywatnych dramatów i jest też czas dla zmor z przeszłości. Historia jest dynamiczna, czyta się ją z zaangażowaniem, tym bardziej że nieustająca groza podkręca atmosferę strachu, a tajemniczy wątek nadaje intensywności fabule. Uważam, że „Domofon” jest bardzo interesującą powieścią, która w genialny sposób ukazuje psychozę mieszkańców wielkich blokowisk, a także ukryte fobie i grzechy przeszłości. Tytuł ten nie powinien pozostać niezauważony przez miłośników horrorów i klasyczny powieści grozy. Polecam.
Nie lubię bloków dlatego, że potrzebuję sporej przestrzeni żeby odetchnąć. Poza tym brakuje mi w nich prywatności, zaś wszelkie dźwięki, a tych w nich jest pod dostatkiem, budzą we mnie niepokój. Być może z tych właśnie powodów historia mieszkańców bloku zdrowo mnie przerażała. Zamknięta przestrzeń, zbiorowisko ludzi, w którym każdy posiada dramatyczną biografię, sprawia,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-19
John Calvino jest detektywem w wydziale zabójstw. Wiedzie w miarę spokojny żywot, jednak wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to jego rodzina została zaatakowana przez seryjnego zabójcę, nie dają mu spokoju, tym bardziej że w jego mieście dochodzi do dziwnego zabójstwa. Spokojny nastolatek Billy Lucas w bestialski sposób morduje swoją rodzinę. Schemat tego okrutnego mordu, jak i ilość zabitych osób jest identyczna, jak w morderstwach sprzed dwudziestu lat. John odnajduje wiele wspólnych elementów między starą, a nową zbrodnią, ale nie wie jak powiązać te sprawy, morderca z przeszłości został zastrzelony - i to z jego własnej reki, a czternastoletni Billy przyznaje się do winy. Calvino powoli zaczyna odkrywać tajemnice morderstwa, rozszyfrowuje rytuał z nim związany, jest pewny, że to nie koniec przerażających zabójstw całych rodzin, co więcej musi znaleźć sposób na uratowanie swojej rodziny, bo zabójca i jego obrał sobie za cel.
Dean Koontz jest jednym za najbardziej poczytnych amerykańskich autorów. Ilość jego prac przyprawia o zawrót głowy, jednak wszystko to za mało. Czytelnicy z całego świata łakną książek Koontza, który sprawnie łączy elementy grozy, science-fiction z psychologiczną głębią. Jego powieści tłumaczono na ponad 38 języków, a także wielokrotnie ekranizowano, m.in. „Odwieczny wróg”, „Intensywność”czy „Szepty”. Pisarz masowo wydaje powieści, a jak jest taśmowy przerób, to z jakością bywa różnie. Dlatego niektóre prace Koontza rozczarowały mnie, inne zaś wprawiały w zachwyt. Na szczęście „Co wie noc” jest książką, w której poczułam klasycznego ducha horroru.
Autor straszy prawie realnie. Seryjni zabójcy przeprawiają o paniczny lęk, a co jak co, ale psychopatów na świecie nie brakuje. Motyw ten dał mi zdrowo popalić, tym bardziej że zwyrodnialcy nie oszczędzali dzieci, a Koontz... nie szczędził „soczystych”opisów zbrodni. Poza tym dogłębnie rozwinięty psychologiczny wątek, wzmagał uczucie strachu, szczególnie we fragmentach, w których zła moc dotykała najmłodszych. Muszę przyznać, że postaci dzieci w tej powieście są idealne, bardzo realne, zresztą autor postarał się o wielowymiarowych bohaterów, dzięki czemu powieść zyskała charakteru. Oprócz serii makabrycznych zbrodni, dostaniemy też motyw z nawiedzonym domem, oj bardzo lubię takie treści. Tam skrzypienie, tu pukanie, do tego mroczne cienie sunące po ścianach i samoistnie otwierające się drzwi, to klasyka w najlepszym wydaniu. Paranormalny wątek tej powieści jest intrygującym elementem, ale mimo że jest dopracowany - wyjątkowo podobała mi się mrożąca krew w żyłach historia z przeszłości oraz intrygujący pamiętnik socjopaty - to jednak momentami czuje się przesyt detalami i informacjami, aż chce się powiedzieć, że co za dużo, to nie zdrowo. Zabrakło też wyjaśnienia pewnych kwestii, a niektóre fragmenty były najzwyklej w świecie przegadane. Na szczęście mankamenty te nie wpływają znacząco na jakość powieści, i śmiało można zaliczyć „Co wie noc” do dobrych lektur, które sprawiają, że wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach.
John Calvino jest detektywem w wydziale zabójstw. Wiedzie w miarę spokojny żywot, jednak wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to jego rodzina została zaatakowana przez seryjnego zabójcę, nie dają mu spokoju, tym bardziej że w jego mieście dochodzi do dziwnego zabójstwa. Spokojny nastolatek Billy Lucas w bestialski sposób morduje swoją rodzinę. Schemat tego okrutnego mordu, jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-31
2015-05-21
Okrutna historia napisana bez sentymentów. Jest tak prawdziwa w opisach, że aż boli... Momentami nie mogłam czytać dalej, zastanawiałam się dlaczego McFadyen to robi; tworzy brutalny, koszmarny świat, pełen bólu. Co musi siedzieć jej w głowie, że "zmusza" czytelnika do przełknięcia brutalnej prawdy, że są na świecie popaprańcy którzy potrafią zmienić zwykły dzień w film grozy. Książka dla ludzi o mocnych nerwach, nie zapomina się jej szybko i łatwo.
Okrutna historia napisana bez sentymentów. Jest tak prawdziwa w opisach, że aż boli... Momentami nie mogłam czytać dalej, zastanawiałam się dlaczego McFadyen to robi; tworzy brutalny, koszmarny świat, pełen bólu. Co musi siedzieć jej w głowie, że "zmusza" czytelnika do przełknięcia brutalnej prawdy, że są na świecie popaprańcy którzy potrafią zmienić zwykły dzień w film...
więcej Pokaż mimo to