-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyTrendy maja 2024: w TOP ponownie Mróz, ekranizacje i bestsellerowe „Chłopki”Ewa Cieślik5
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Do usług szanownej pani”LubimyCzytać11
-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać33
Biblioteczka
2024-02-13
2023-11-29
Ostatni już tom z pięcioksięgu traktującym o chwilowym, bolesnym upadku Batmana, który to zgotował mu Bane. Zresztą ten gagatek, w nieco "zdrowszej" formie też tu będzie występował. I tak jak zaczął, tak skończy całą tę sagę.
Batman upadł. Na czas rehabilitacji znalazł sobie zastępstwo, a potem musiał zastępcę "zwolnić" ze służby. A następnie... odszedł, pozostawiając jeszcze innego człowieka w roli Batmana. Tym razem bardziej sprawdzonego. Dick Grayson, który to pelerynę Gacka będzie zakładał jeszcze nie raz. Młody w skórze swojego mentora na szczęście nie będzie sam, gdyż u jego boku będzie działał aktualny Robin, czyli Tim Drake.
A początek nowej pracy Dick ma wyjątkowo trudny, bo uaktywnił się Two-Face, który ma własny plan na Gotham. I oczywiście Batmana. W dodatku bohater sam ma pewne traumatyczne przeżycia do przetworzenia i to będzie jego główna przeszkoda w walce. Nieco dalej Batman zmierzy się z zagrożeniem mającym wschodnie podłoże, zwłaszcza kiedy taki gagatek, jak KGBeast postanowi zmieść miasto z powierzchni Ziemi. Plus dwa oczekiwane powroty. Najpierw pojawi się sam Batman w nowym kostiumie plus poobserwujemy, co porabia Alfred, kiedy spędza czas wolny w Wielkiej Brytanii.
Cała masa walk i rozmów. Jedne zeszyty wyglądają lepiej, drugiej gorzej. To już standard. Czuć naftalinę, ale każdy fan serii TM-Semic poczuje się tu jak w domu, zwłaszcza że zawarte tu zeszyty nigdy nie były wydane w Polsce, a są bezpośrednią kontynuacją z takiego Knightquest. Dzięki temu można zapoznać się z pewną luką po całej historii.
Pytanie tylko, co ten tom wnosi? Dla mnie jest przydługim prologiem, który ma rozstawić na nowo pionki, ale nie ma w zasadzie wagi. Nowy kostium nie jest rewolucją burzącą podstawy postaci, a powrót Wayne'a nie jest czymś epickim. Nie wyczekiwałem go. Już bardziej cieszył mnie rozwój Nightwinga, który próbował sobie radzić w nowej roli. I choć piąty tom w gruncie rzeczy nie jest zły, ale też nie był mi w żaden sposób potrzebny...
Ostatni już tom z pięcioksięgu traktującym o chwilowym, bolesnym upadku Batmana, który to zgotował mu Bane. Zresztą ten gagatek, w nieco "zdrowszej" formie też tu będzie występował. I tak jak zaczął, tak skończy całą tę sagę.
Batman upadł. Na czas rehabilitacji znalazł sobie zastępstwo, a potem musiał zastępcę "zwolnić" ze służby. A następnie... odszedł, pozostawiając...
2023-10-30
Batman upadł. Został złamany. Jego miejsce zajął niejaki Jean-Paul Valley, który pogrąża się w szaleństwie, ale jednocześnie stara się być jak najlepszym następcą Gacka, łamiąc jednocześnie wszelkie zasady, jakie wyznawał poprzednik. Coraz więcej osób zaczyna zauważać, że Batmana już nie ma, a jego miejsce zajął uzurpator.
Z kolei Bruce Wayne próbuje podreperować swoje ciało, strzaskane po spotkaniu z Bane'm. Jedynym ratunkiem wydaje się być niejaka doktor Shondra Kinsolving, której zdolności mogą uzdrowić kręgosłup bohatera. Szkopuł w tym, że pewien jegomość porywa kobietę wraz z tatą młodego Robina i planuje wykorzystać umiejętności medyczki w sobie znanych celach. Wayne w towarzystwie wiernego Alfreda uda się na Karaiby, a potem do Wielkiej Brytanii.
Jednak nawet jeżeli cały zabieg się uda, to Bruce'a czeka rekonwalescencja w celu powrotu do formy, a okazja pojawia się na horyzoncie w postaci tajemniczej Shivy, która rzuca bohaterowi ofertę z tych nie do odrzucenia. Kwestią czasu jest też konfrontacja Batmana ze swoim nowym wychowankiem, który szkaluje nieco dobre imię swojego poprzednika.
Za jakość scenariusza odpowiada wiele zacnych nazwisk, takich jak Chuck Dixon, Doug Moench czy Alan Grant. Za rysunki odpowiadają zaś tacy artyści jak chociażby Graham Nolan, Jim Balent, Bret Blevins czy Mike Manley. Sprawia to, że po małym tąpnięciu w poprzednim tomie, tutaj całość wraca na odpowiednie tory i finalnie dostajemy naprawdę dobrą historię, o nieco odmiennym finale, który oferuje odkupienie nie tylko głównemu bohaterowi. Świetny zabieg.
Czwarty tom to zbiór przygód DC, który jest wart swojej ceny i stanowi pomost w pokazaniu pewnego fragmentu historii komiksu. Dla tych, który mieli przyjemność obcowania z serią Semic-TM to de facto wyprawa do czasów dzieciństwa i na pewno sentyment odegra dużą rolę. To przykład historii, która się co prawda zestarzała, ale nadal ma w sobie ukryte złoto. No i opasły tom ładnie prezentuje się na szafce. Aż mi nieco żal, że komiks wypożyczyłem, a nie kupiłem, ale w ramach oszczędzania trzeba było dokonać trudnych wyborów...
Batman upadł. Został złamany. Jego miejsce zajął niejaki Jean-Paul Valley, który pogrąża się w szaleństwie, ale jednocześnie stara się być jak najlepszym następcą Gacka, łamiąc jednocześnie wszelkie zasady, jakie wyznawał poprzednik. Coraz więcej osób zaczyna zauważać, że Batmana już nie ma, a jego miejsce zajął uzurpator.
Z kolei Bruce Wayne próbuje podreperować swoje...
2023-10-21
W historii Mrocznego Rycerza jest kilka momentów przełomowych, które na nowo definiowały postać i wstrząsały fandomem. Egmont postanowił przedstawić nam właśnie jedną taką kultową sekwencję, którą zresztą łatwo zaobserwować można na okładce. Do akcji ponownie wkracza Bane, który ma plan na złamanie Batmana zarówno duchem, jak i ciałem.
Ale żeby nie było tak prosto, najpierw ma zamiar zmiękczyć swój obiekt. W tym to właśnie celu Bane doprowadził do masowej ucieczki psycholi z Arkham, a złapanie wszystkich będzie nie lada wyczynem dla Batmana i jego nowego Robina, jakim jest Tim Drake. Chłopak będzie tu zresztą dumnie i uparcie sekundował bohaterowi, ale nawet to wsparcie okaże się niewystarczające...
Strach na Wróble, Zsarz, Killer Croc, Joker, Brzuchomówca. To tylko część atrakcji, jakie przygotowano tu dla nas i są to naprawdę dobre momenty przed wielkim finałem. Batman nie ma czasu na odpoczynek, zresztą o to chodziło Bane'owi. W końcu musi dojść do konfrontacji i zmiany rozkładu sił. Upadek Batmana boli tym bardziej, iż autorzy ładnie wytaczają nam drogę ku przegranej bohatera, który chce być ponad to wszystko, poświęcając naprawdę dużo swojemu alter ego.
Ale kultowa scena to nie wszystko, bo następuje gdzieś w połowie tego prawie sześćset stronicowego zbioru. To co idealnie obrazuje zaistniałą sytuację to sentencja: "Umarł król, niech żyje król". Bo stanowisko "Batmana" szybko zostaje zajęte przez inną figurę, bo w Gotham w końcu zawsze musi być jakiś zakapturzony bohater. I jest. Całkowicie odmienny od swojego pierwowzoru, ale jeszcze bardziej skuteczny.
Przed nowym Batmanem postawiono naprawdę trudne zadanie. Sam ma "kłopoty sam ze sobą", a tu jeszcze dochodzi szereg złoczyńców. Bo już zza węgła wystawia maskę Strach na Wróble, który ma plan, a gdzieś tam przemyka jeszcze Anarky. A na deser niejako powtórka z rozrywki. Bane zna prawdę i ma zamiar zmiażdżyć batmanią podróbkę tak jak oryginał.
Drugi tom jest nawet lepszy od pierwszego, choć niestety czuć tu miejscami naftalinę. I choć kreska podoba mi się dużo bardziej niż przy takim Punisherze z tego okresu, to nie mogę wziąć pod uwagę czynnika, który ma potężną siłę. Mianowicie - sentyment. Pamiętam jeszcze część zeszytów z oferty TM-Semic i amatorzy tej serii będą wniebowzięci przy tej ofercie Egmontu.
Mimo tego, że ta wersja Batmana już mocno zaśniedziała to i tak nie mogę tego nie polecać. Wszelkie minusy są jednak marginalne, a Knightfall daje zabawę w czystej formie. I wygląda bajecznie.
W historii Mrocznego Rycerza jest kilka momentów przełomowych, które na nowo definiowały postać i wstrząsały fandomem. Egmont postanowił przedstawić nam właśnie jedną taką kultową sekwencję, którą zresztą łatwo zaobserwować można na okładce. Do akcji ponownie wkracza Bane, który ma plan na złamanie Batmana zarówno duchem, jak i ciałem.
Ale żeby nie było tak prosto,...
Kolejny początek działań Batmana jako bohatera w Gotham, ale jeżeli coś jest sygnowane nazwiskiem Johns to wiedz, że zaraz coś się zadzieje. I dzieje się naprawdę sporo.
Ponownie obserwujemy jak Bruce traci swoją rodzinę po wyjściu z kina. Można rzec: ale to już było i będzie to prawda. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Ojciec młodego Wayne'a w tym świecie startował na burmistrza miasta, mając za kontrkandydata samego Oswalda Cabbelpotta. To nie mogło się skończyć dobrze.
Duży ciężar historia poświęca postaci Alfreda, który nie nadaje się początkowo na opiekuna, gdyż jest świeżo po zakończeniu kariery w wojsku. Pojawią się w mieście by bronić starszego Wayne', ale wskutek bagatelizowania pewnych sygnałów, dochodzi do rzeczonej tragedii. To typ, który łatwo wykosi zastęp wroga, ale wychowanie dziecka powoduje w nim panikę. Ale musi stanąć na wysokości zadania. I robi to. Jego relacja z Bruce'm to istna perełka.
Niedługo potem dane jest nam oglądać pierwsze poczynania Batmana, który radzi sobie... Różnie. To jeszcze nie jest tak analitycznie myślący, zimny drań, który aspiruje do miana najlepszego detektywa. Pełnia błędy, które kosztują bólem i krwią. Taki stan rzeczy bohater nie raz odczuje na własnej skórze. Niemniej z uporem maniaka próbuje rozwiązać sprawę zamordowania jego rodziców.
Jeżeli Batman to i Gordon. Tak jest też tutaj. Policja w Gotham to jeszcze skorumpowane dupki, więc Jim nie ma na kim polegać. Pojawi się tu jednak pewna medialna gwiazda, która ma być partnerem policjanta. Tyle, że nowy jest nieopierzony i popełnia błędy, które mogą kosztować obu policjantów naprawdę wiele. Pingwin w końcu tanio skóry nie sprzeda...
Batman w tej formie wygląda bajecznie, nawet mimo upływu kilku lat, choć wygląd bohatera przypominał mi aż za bardzo pewnego aktora powiązanego w przeszłość z DC. Niemniej kreska to mistrzostwo świata. Jest ostra, a paleta barw tylko podkreśla ponury nastrój opowieści.
Choć fabuła jest w zasadzie prosta, to autor doskonale wywarzył akcje, dając czytelnikowi dużo dobrego. I za tą frajdę daję tej odsłonie Batka najwyższą ocenę. Zasłużył.
Kolejny początek działań Batmana jako bohatera w Gotham, ale jeżeli coś jest sygnowane nazwiskiem Johns to wiedz, że zaraz coś się zadzieje. I dzieje się naprawdę sporo.
Ponownie obserwujemy jak Bruce traci swoją rodzinę po wyjściu z kina. Można rzec: ale to już było i będzie to prawda. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Ojciec młodego Wayne'a w tym świecie startował na...
2023-03-01
Trzeci już tom mokrego marzenia wielu fanów DC, które z lubością serwuje nam Taylor. Co prawda sprzedawany towar nie jest już tak świeży i odżywczy jak poprzednie, ale nadal bawi niepomiernie.
Batman próbował różnych rzeczy, aby pokonać Supermana. Dawny kompan złamał mu kręgosłup i teraz Mroczny Rycerz "doszedł do siebie", dalej działając w konspiracji przeciwko swojej dawnej drużynie, która zatraca się w pomyśle straży Ziemi. Szkopuł w tym, że coraz bardziej to przypomina reżim totalitarny, bo w końcu ci silni wybierają co dobre dla reszty, nawet jeżeli nie jest takowe.
Był sposób bezpośredni, była pomoc Korpusu Zielonych Latarni, teraz czas sięgnąć po magię. Szkopuł w tym, że także magicy są podzieleni i dadzą swoje poparcie określonej stronie. Tym razem oś wydarzeń kręci się wokół Constantine'a, który ma plan jak pokonać Supka. W tle mamy Raven wraz z jej ojcem Trigonem, Swamp Thinga, Etrigana, Spectre'a, Doktora Fate'a i innych. Dzieje się tu wiele, bo obie strony stosują własne wybiegi. Niekonieczne czyste.
Całość czyta się dobrze, bo akcja jest nieprzewidywalna. Ma się pewność, że ktoś zginie, bo Taylor prezentuje nam fabułę bez hamulców i można liczyć na sporo zaskoczeń, aczkolwiek nie są one tak duże jak w poprzednich tomach. Może to wina faktu, iż do nowych postaci nie mam aż takiej sympatii, co do poprzednich i ich śmierć, choć zaskakująca, nie miała takiego pokładu emocjonalnego, co np. przypadek Green Arrowa.
To nadal czysta akcja skondensowana na tych nieco ponad trzystu stronach, gdzie wydarzenia dzieją się naprawdę szybko. Z zasady nie lubię też sytuacji na zasadzie "co by było gdyby", ale ta tutaj ukazana w umyśle Clarka była świetna. Niemniej całość powoli zmierza do końca (czytaj gry) i Taylor zaczyna się nieco wyprztykiwać ze sztuczek. Oby dowiózł, bo na czytelników czekają jeszcze dwa tomy, w tym jeden już obecny w języku polskim (kisi mi się na biurku).
Jeżeli lubicie wakacyjne blockbustery to Injustice jest jak znalazł dla Was. To tytuł świadomy czym jest. Fanfikiem, który potrafi dać sporo zabawy i za takowy traktuję całą serię, oczekując tylko dobrej zabawy. I jako taki typ dzieło Taylera sprawdza się idealnie i jest jedną z najlepszych serii w tej dziedzinie.
Trzeci już tom mokrego marzenia wielu fanów DC, które z lubością serwuje nam Taylor. Co prawda sprzedawany towar nie jest już tak świeży i odżywczy jak poprzednie, ale nadal bawi niepomiernie.
Batman próbował różnych rzeczy, aby pokonać Supermana. Dawny kompan złamał mu kręgosłup i teraz Mroczny Rycerz "doszedł do siebie", dalej działając w konspiracji przeciwko swojej...
2023-01-04
Pierwsze co się rzuca w oczy przy omawianym tomie, to średnia. Jest obłędnie wysoka, więc i pewne oczekiwania się mimowolnie pojawiają. I wiecie, co? Nie wiem, jak się to udało Taylorowi i spółce, ale nie dosyć, że je spełnili, to dali dużo, dużo więcej.
Injustice słusznie może kojarzyć się z serią bijatyk komputerowych, które pozwalały sobie na nieco więcej. Tu można było stłuc Supermana Batmanem i na odwrót. Podobną sytuację mamy w komiksie, który skupia się na wydarzeniach oderwanych od głównej osi wydarzeń DC, sprzed pięciu laty od wydarzeń ukazanych w grze. To tzw. elseworld, który ogranicza jedynie wyobraźnia autora i można sobie pozwolić na uśmiercenie postaci, które normalnie są nie do ruszenia. I Taylor z tego korzysta. Nader często.
Clark z Lois oczekują dziecka, a mimo to kobieta nadal chce być aktywna jako dziennikarka. Na cel bierze ją sam Joker, wmanewrowując Supermana w dokonanie czynu, którego będzie żałował całe życie. Szkopuł w tym, że te wydarzenie wyzwala w bohaterze pokłady gniewu, które przekładają się na kolejny straszliwy czyn (choć absolutnie usprawiedliwiony), który popchnie Supermana w stronę zatracenia się służbie Ziemi. Ma on dosyć reagowania na całe zło świata, dążąc do pokoju na Ziemi, nawet jeżeli do takowego miałby zmusić ludzi siłą...
Widząc upadek ideałów przyjaciela, Bruce zbiera wokół siebie ekipę bohaterów, która ma zamiar powstrzymać Ligę Sprawiedliwości, która ostała się przy Supermanie, z Wonder Woman, która zaczyna być fanatyczką Człowieka ze Stali. A liczba zagrożeń zaczyna się dwoić i troić. Tak samo jak i liczba trupów, bo czasami nawet w kuriozalnych sytuacjach giną osoby ważne dla całego uniwersum. Praktycznie co zeszyt to żegnamy w ten, czy inny sposób jakąś figurę. Ale nie jest to wymuszone, tylko podyktowane całkiem sensowną fabułą.
A przekrój postaci jest tu potężny i niemałym zaskoczeniem będzie fakt, że autor znalazł też miejsce dla Lobo. I zaskakujące jest to, jak wszystko co widzimy jest satysfakcjonujące. Od początku wiemy, że musi dojść do konfrontacji na linii Batman-Superman i mamy dwunastu-zeszytową podbudówkę, która pokazuje jak zmienia się świat obu postaci. Ile tracą, ile muszą poświęcić i do czego to doprowadzi. Ale to nie byłaby tak dobra pozycja, gdyby fabuła nie współgrała z kreską.
A to co widzimy jest bajeczne świetne, wygląda obłędnie, począwszy od postaci, które miejscami zaskakują wyglądem, bo aparycja trochę się różni od przyjętego schematu, ale i tak całość wygląda olśniewająco. To brutalny, zaskakujący festiwal dobrych pomysłów, które stanowią mokry sen wielbiciela komiksów. Czego chcieć więcej?
Ps. Chyba sięgnę po zaległą grę, która kisi mi się na Steamie. Podobnie zrobię z dwoma dostępnymi zeszytami z serii (czwarty ma być pod koniec lutego), bo widzę że seria zapewnia całkiem niezła zabawę. Ciekaw jestem czy jakość zostanie tutaj utrzymana...
Pierwsze co się rzuca w oczy przy omawianym tomie, to średnia. Jest obłędnie wysoka, więc i pewne oczekiwania się mimowolnie pojawiają. I wiecie, co? Nie wiem, jak się to udało Taylorowi i spółce, ale nie dosyć, że je spełnili, to dali dużo, dużo więcej.
Injustice słusznie może kojarzyć się z serią bijatyk komputerowych, które pozwalały sobie na nieco więcej. Tu można było...
2023-02-02
Jakie to było dobre... Pierwszy tom był świetny, z drugim jest podobnie. Nawet bym zaryzykował, że lepiej w pewnych aspektach, być może dlatego, że bardzo lubię Korpus Zielonych Latarni, a to na starciu pomiędzy nimi a Supermanem ten tom właśnie się skupia.
Clark rośnie w siłę, wprowadzając swoje rządy na globie. Ruch oporu, którym kieruje okaleczony Batman nadal się trzyma, ale nie może działać oficjalnie, bo zostanie zmieciony, a wiele osób chce odegrać się na Kryptończyku za doznane krzywdy. Nadzieja pojawia się, kiedy Strażnicy zauważając, że na Ziemi dzieje się źle. Postanawiają, że należy postawić Supka przed radą i wydać osąd.
Szkopuł w tym, że cały ten plan rozszyfrował Sinestro, który chce sam ugrać tu coś dla siebie, więc sprzymierza się z Supermanem, oferując mu własny Korpus. Morduje też znaczną figurę w Korpusie manipulując emocjami, aby napuścić na siebie dawnych przyjaciół. I temu cwaniakowi to wychodzi, bo koniec końców szykuje się masywne starcie sił dobra ze złem. Kto zginie, bo że ktoś zginie - to jest pewne jak Słońce.
Z tego słynie ta seria. Że nikt nie może się czuć bezpiecznie. Figury padają na tej szachownicy dosyć często i można się wkurzyć, kiedy trafi się to naszemu ulubieńcowi... (chyba, że ktoś grał w grę, ten wie kto się ostanie, a kto nie...). Plusik za mały przerywnik z Gordonem i Barbarą. Clayface to świnia. Wybitnie duża.
Graficznie jest naprawdę nieźle. Prace Xermanico, Bruno Redondo czy Mike S. Miller są naprawdę nieźle i choć to nie mistrzostwo świata, to idealnie wpasowuje się w tempo historii. A to majstersztyk w dziedzinie szybkości prowadzenia akcji. Nie oszukujmy się, Injustice to akcyjniak nastawiony na walki, które są należycie krwawe i soczyste zwroty akcji. Taki ma być, sięgasz, czytasz i odkładasz dopiero jak zobaczysz ostatnią stronę.
Miód. Może nie spamiętam wszystkich rozwiązań fabularnych, ale będę pamiętał, że bawiłem się wyśmienicie. I że tu kiedyś wrócę. Fanfik doskonały.
Jakie to było dobre... Pierwszy tom był świetny, z drugim jest podobnie. Nawet bym zaryzykował, że lepiej w pewnych aspektach, być może dlatego, że bardzo lubię Korpus Zielonych Latarni, a to na starciu pomiędzy nimi a Supermanem ten tom właśnie się skupia.
Clark rośnie w siłę, wprowadzając swoje rządy na globie. Ruch oporu, którym kieruje okaleczony Batman nadal się...
2023-01-27
W tamtym tygodniu miałem okazję złapać w bibliotece trzeci już tom z serii Batman Knightfall. W poprzednim to tytule Batman zebrał takie bęcki od Bane'a, że wylądował na wózku inwalidzkim, zaś nocne zajęcie miliardera przejął niejaki Jean-Paul Valley, pseudo Azrael - każąca ręka zakonu św. Dumasa. I o ile poprzedni tom był przełomowy, bo to tam możemy obejrzeć ikoniczny moment, w którym Bane łamie Batka, tak tutaj nie ma prawie nic interesującego. Najgorszym jest to, że tan zjazd jakościowy jest wyczuwalny praktycznie od razu.
Nowy Batman chce być lepszy niż poprzedni, dlatego też stawia przed sobą większe wymagania, dodatkowo wspomagając się nową technologią, która pozwala mu na to, czego do tej pory nie mógł oryginał. Jest też zwyczajnie brutalniejszy, brak mu finezji czy sprytu Wayne'a. Nadrabia jednak żarliwością i wiarą, jednocześnie pogrążając się w szaleństwie, bo od czasu do czasu przemówi do niego sam patron jego zakonu. I są to momenty w miarę interesujące. Gorzej jest w około, bo wszystkie zeszyty są robione na jedno kopyto, na ten sam sposób.
Jest problem, Batman zbiera/spuszcza lanie, runda druga, wróg pokonany. Jasne wiele tytułów z Batkiem się tak rozgrywa, tyle że diabeł tkwi w szczegółach. Tutaj takie robienie wszystkiego według wzorca sprawia, że nie raz w trakcie lektury tego prawie 800-stronicowego zbioru odczuwałem powtarzalność czy znudzenie. Mimo tego, że autorzy się tu dwoją i troją, wprowadzając coraz to nowszych przeciwników, aby nasz rycerzyk miał jak się wykazać. Więc mamy tu bliźniaków, którzy bawią się w rewolwerowców. Mamy coś z gliny, albo Tally Mana, który jako jedyny prezentuje się należycie (swoją drogą zeszyty z serii "Shadow of the Bat" są tu chyba najlepsze").
Nieco lepiej się zaczyna robić, kiedy na scenę wkracza Joker, który chce zaistnieć w branży filmowej. Raduje też obecność przyjaciół Batka, czy to Catwoman, z którą Jean-Paul ma niemałe problemy, czy nowy Robin, który ma niemały problem z uzurpatorem, jaki uważa pomocnika dawnego bohatera za zagrożenie, na co ma głównie wpływ stan mentalny nowego obrońcy Gotham, który prowadzi swoją "krucjatę". Nie bez kozery jest fakt, iż Jean-Paul lawiruje blisko załamania fundamentów istnienia postaci Mrocznego Rycerza, a raz nawet je złamie...
Zaskakuje, jak nużącym miejscami w odbiorze jest to tytuł, zwłaszcza gdy zerkniemy na scenarzystów. Chuck Dixon, Doug Moench czy Alan Grant. Tu można było spodziewać się znacznie więcej. Grono Za rysowników też jest niczego sobie, bo obejrzymy prace, takich ludzi, jak: Graham Nolan, Jim Balent, Bret Blevins czy Mike Manley.
Czuć tu naftalinę co prawda, ale wizerunkowo trzeci tom tej serii może się podobać, nie tylko z uwagi na sentyment, przepotężny, jakim darzą serię czytelnicy dawnego TM-Semic. Dla nich to będzie coś pięknego. Dla nowego czytelnika ta wersja Batmana może się okazać nie do przebrnięcia. Nawet jeżeli to tom nastawiony w głównej mierze na efektowne bijatyki.
W tamtym tygodniu miałem okazję złapać w bibliotece trzeci już tom z serii Batman Knightfall. W poprzednim to tytule Batman zebrał takie bęcki od Bane'a, że wylądował na wózku inwalidzkim, zaś nocne zajęcie miliardera przejął niejaki Jean-Paul Valley, pseudo Azrael - każąca ręka zakonu św. Dumasa. I o ile poprzedni tom był przełomowy, bo to tam możemy obejrzeć ikoniczny...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-09-01
Dziękuję wypożyczalni nr 119 na Bemowie, skąd zwinąłem ten egzemplarz do poczytania. Rozwiązanie bardziej ekonomiczne, zwłaszcza przy wzroście cen mojego hobby.
Lata temu, kiedy byłem małym berbeciem, w Polsce pod szyldem TM-Semic wychodziło sporo numerów, które mnie ominęły. W ten sposób wydawano m.in. X-men, Supermana czy Batmana. Ja trafiłem na komiksy dopiero przy Ultimate Spider-man, więc mam ogromny sentyment do tej marki. Niemniej to inny wymieniony tytuł święcił na polskim rynku triumfy.
Batman od zawsze fascynował rzeszę fanów. Inteligentny mruk, który stawia czoła złu różnej maści, kierując się własnymi zasadami, za plecami mając wiernego kamerdynera, a u boku od czasu do czasu występują różni Robini. Dziś coś powszedniego, wtedy nowinki, które ustawiały branżę. Na przestrzeni swojej historii Batek walczył z różnymi przeciwnikami, ale to Bane zrewidował jego jestestwo. Nastąpiło to właśnie w Knightfall i choć nastąpi to dopiero w kolejnym tomie, tak tutaj mamy szansę podpatrzyć jak doszło do tych wydarzeń.
A początek to stary, dobry Batman: Venom, który może i się postarzał, ale nadal ma to coś. Bruce, który zawodzi i nie ratuje dziecka, postanawia to zmienić. Niestety idzie nieco na skróty, sięgając po tabletki pewnego doktorka. Okazuje się, że specyfik daje takiego kopa, że Batman radzi sobie z większymi ciężarami. Niestety jest minus. Uzależnienie, które wpływa na charakter bohatera. Tą słabość postanawia wykorzystać ww. doktorek. Oczywiście w niecnych celach. Pastylki za pozbycie się problemu, którym okazuje się Jim Gordon. Batman będzie musiał pokonać w tej walce samego siebie. Dalej to już standardowe łubu dubu, ale nadal przyjemne.
To nie koniec atrakcji, bo Egmont umieścił tu także początki innego złoczyńcy, w "Book of Azrael". ta historia w ogóle się nie zestarzała serwując nam przeciwnika z dużymi rozterkami. Jean Paul Valley to postać, która odegra w nadchodzących wydarzeniach istotną rolę. Jest aniołem śmierci zakonu św. Dumasa, który wymierza kary tym złym. Aby rozwiązać tą sprawę Batek wybierze się z Alfredem w kolejną podróż. Tym razem do Szwajcarii. Te kolory i klimat. Ta historia jest warta zapoznania na wszech miar.
Można zachodzić w głowę, czy te opowiadania w ogóle mają coś wspólnego z Knightfall, bo nic dotąd nie zapowiadało tego upadku. Na szczęście w tym momencie dochodzimy do " mięsa". Poznajemy historię Bane'a, od małego dziecięcia po pełnokrwistego wojownika, który chce złamać ducha Gotham, za którego ucieleśnienie uważa Batka. Zaczyna więc swój drobiazgowy plan, uderzając w różne cele. Końcowym będzie nawet atak na Arkham Asylum, aby uwolnić paru "pensjonariuszy". Miód. To też ten moment, kiedy zobaczymy jeszcze Killer Crocka w bardziej ludzkiej formie. Klasyk. A to nie wszystko (jest jeszcze historia o pewnym ślubie oraz walka z gangami).
Siedemset stron wypełnione akcją, wytężoną pracą detektywistyczną i obitymi gębami przestępców. Ten komiks to taki wywar ala Batman, w którym jest zawarte wszystko co potrzebujecie do zapoznania się z legendą o Batmanie. Fakt, miejscami zestarzało się to mocno, co widać po archaicznych dialogach, jak i mocno zubożałej kresce, ale jest to klasyk, który czyta się z przyjemnością. Ja cieszyłem się tym tytułem długo, czytając po zeszycie dziennie i co dzień do tego wracałem, bo chciałem poznać tę historię po raz pierwszy. Naprawdę warto, bo to lepsza zabawa niż ta większość nowych pozycji o Batku.
Ps. Dygresja aka ból d... Brak surowców przekłada się na wyższe ceny komiksów. Ten kosztuje nominalnie 200 złotych ( można nabyć spokojnie za 150). Boli to portfel mocno, zwłaszcza gdy w miesiącu wychodzi kilka takich pozycji. A jeszcze niedawno mogłem za kilka stówek nabyć około 10-12 pozycji, teraz 6-8 lub mniej, zależnie od formatu. Wydaje mi się, że na rynku robi się w szybkim tempie za dużo tytułów. Ja wiem, że od przybytku głowa nie boli, ale kiedyś byłem w stanie nabyć wszystkie komiksy jakie mnie interesowały w jeden miesiąc, teraz...
Dziękuję wypożyczalni nr 119 na Bemowie, skąd zwinąłem ten egzemplarz do poczytania. Rozwiązanie bardziej ekonomiczne, zwłaszcza przy wzroście cen mojego hobby.
Lata temu, kiedy byłem małym berbeciem, w Polsce pod szyldem TM-Semic wychodziło sporo numerów, które mnie ominęły. W ten sposób wydawano m.in. X-men, Supermana czy Batmana. Ja trafiłem na komiksy dopiero przy...
2022-09-09
Album zawiera zeszyty z: Detective Comics #950-956 (2016).
Liga Cieni to symfonia poświęcona jednej osobie, a mianowicie Cassandrze Cain, czyli milczącej Orphan, która musi się zmierzyć ze swoją przyszłością i matką, Shivą, która zarządzając Ligą Cieni postanawia odwiedzić Gotham i "oczyścić" miasto.
Trzeba Wam wiedzieć, że tytułowa Liga to twór, o którym Batman myślał w ramach abstrakcji (tak jak kiedyś Trybunał Sów, aż do drzwi zastukał Szpon), choć jak się okazuje to wspomnienie Wayne'owi w jakiś sposób zabrano. Niemniej ojciec Batwoman zdaje się mieć rację, gdy w mieście zaczyna dochodzić do szeregu niepokojących wydarzeń.
Nasi bohaterowie nieco pomniejszonym składzie tj. Batman, Batwoman, Orphan, Batwing, Azazeal oraz Cleyface muszą stanąć na wysokości zadania, bo przeciwnik jest sprytny i zaskakująco silny. Fabuła z jednej strony jest sprawnie nakreślona, ale jednocześnie wyczuwa się w niej nuty "ale to już było". I jak się okazuje, wcale nie przeszkadza to w dobrej zabawie.
Clayface rządzi. Jego wątek, choć poboczny, skrada każdą stronicę i mimo, że nacisk kładzie się tu na Cassandrę i rzeczywiście pełni ona tu najważniejszą rolę, to jednak ex-złoczyńca wydaje się o niebo interesujący. Zwłaszcza, gdy widzę scenę, gdzie praktycznie sama bohaterka kopie tyłek znaczącej ilości członków Ligi. A mieli być tacy potężni.
Marcio Takara i Christian Duce robią swoją robotę, choć mam wrażenie, że jest ona nieco gorsza od tego co zaprezentowali w poprzednich tomach. Niemniej czy to wyglądem czy to fabułą seria Detective Comics bije jak na razie każdy tom z innej serii o Batmanie w DC Rebirth. Tynion IV ma taką lekkość w konstruowaniu przygód Gacka.
Album zawiera zeszyty z: Detective Comics #950-956 (2016).
Liga Cieni to symfonia poświęcona jednej osobie, a mianowicie Cassandrze Cain, czyli milczącej Orphan, która musi się zmierzyć ze swoją przyszłością i matką, Shivą, która zarządzając Ligą Cieni postanawia odwiedzić Gotham i "oczyścić" miasto.
Trzeba Wam wiedzieć, że tytułowa Liga to twór, o którym Batman myślał w...
2022-02-25
Przy kolejnym zakupie w ciemno jakiejkolwiek pozycji z serii DC Black Label, następnym razem poczekam na rzetelne recenzje i dopiero wtedy dokonam ewentualnego zakupu, bo Batman: Naśladowca czy tam Oszust, to mocno średnia historia, która chce być bardzo głęboka psychologicznie, a jednocześnie daje nam mocno przewidywalne "zwroty" akcji i nie oferuje nic fajnego, poza pracami Andrea Sorrentino, który jak zwykle jest boski, choć tu też mam jedno zastrzeżenia.
Odniosłem wrażenie, że rysownik miał mocno ograniczoną ilość miejsca do pracy, dlatego są tu strony wypełnione maleńkimi obrazkami. Nijak mi to pasuje do prowadzonej narracji. Niemniej pracę Sorrentino ratują ten tytuł przed gorszymi batami.
Mamy Panią psycholog, Dr. Leslie Thompson, która wie, że Batman to Bruce Wayne, gdyż po pewnej jego eskapadzie, odnalazła go rannego i opatrzyła. Nie zdradziła jego sekretu w zamian za sesje terapeutyczne, bo widzi że Bruce ma POWAŻNE problemy. Kostium, nocne wojaże i bicie po gębach. Prawie jak kryzys wieku średniego. Dla kobiety cała sprawa to wyzwanie. Uleczenie samego Batka byłoby nie lada przełomem w karierze...
Z drugiej strony mamy świat, w którym Batman funkcjonuje od jakiegoś czasu. Gordon jest na emeryturze, a w mieście pojawia się naśladowca ubrany w kostium nietoperza. Ten typ naśladowcy rodem z Mrocznego Rycerza Nolana, który na widok przestępcy odbezpiecza broń palną i robi to czego bohater Gotham nie chce...
A do tego mamy jeszcze zmysłową Pani policjant, Blair Wong, która nie jest obojętna serduszku Bruce'a i ma teraz chłopina spory orzech do zgryzienia. Trudno być z kimś, kto jednocześnie Cię ściga... Nawet jeżeli oboje postaci łączy jednakowe, traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Wątków jest tu jeszcze kilka, ale są one przewidywalne.
Wnerwiało mnie kilka rozwiązań fabularnych, które rozwiązano po macoszemu, jak motyw Arnolda Weskera aka Ventriloquista. Jest tu po to by być. Black Label to w końcu pole do popisu swojej kreatywności. I takowe występuje jedynie w wątku z Alfredem. Reszta praktycznie do kosza. No i Batman, który obrywa tyle razu, że powinien występować w stroju sera...
Batman: The Imposter to wizualny fajerwerk, przy jednoczesnej mieliźnie fabularnej. Kilka dobrych pomysłów nie wystarczy, aby poprowadzić fabułę na tyle składnie, aby nie odkryć najmocniejszych kart za wcześnie, jak chociażby przy przesłuchaniu "pomocnika" Naśladowcy. Prawdziwym wielbicielom alternatywnych historii wypada czekać do marca, kiedy na ekrany kin wjedzie filmowy The Batman. Ta pozycja Wam smaku na to nie narobi...
Przy kolejnym zakupie w ciemno jakiejkolwiek pozycji z serii DC Black Label, następnym razem poczekam na rzetelne recenzje i dopiero wtedy dokonam ewentualnego zakupu, bo Batman: Naśladowca czy tam Oszust, to mocno średnia historia, która chce być bardzo głęboka psychologicznie, a jednocześnie daje nam mocno przewidywalne "zwroty" akcji i nie oferuje nic fajnego, poza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-03
Lobdell reaktywacja? Lobdell zmartwychwstanie? Przyznam, że po bardzo "urozmaiconej" jakościowo serii Red Hood and the Outlaws w ramach New 52 byłem pełen obaw, gdy podchodziłem do tego tytułu. A tu autor pokazał, że jak się chce to można zrobić lekką, miejscami zabawną, a przede wszystkim wciągającą lekturę, choć nie wszystko gra jak powinno.
Red Hood pewnym działaniem zaczyna badać na polecenie Batmana gothamskie przestępcze podziemie, gdzie na ten moment prym wiedzie Czarna Maska. Jegomość został troszeczkę zmodyfikowany i chodzi w bardzo charakterystycznej maseczce. Jest nastrojowo, a Jason szuka pewnej substancji, dzięki której można przejąć władzę mentalną nad osobą, której się taki specyfik wstrzyknie. Wszystko wskazuje na tego przestępce.
Todd będzie musiał zatem działać na granicy prawa, ale widać ewidentnie, że czuje się tu jak ryba w wodzie. Zaraz potem natknie się na jedną z Amazonek, Artemis, z którą będzie musiał stworzyć mały team, bo plany Czarnej Maski zaczynają być coraz bardziej poważne. Co ma związek z pewną przesyłką, która zawiera mityczną broń, mogącą strącać gwiazdy z nieboskłonu.
Autor jest tu przewrotny, bo bronią może być wszystko, a tak wprowadza jeszcze na dodatek innego członka do zespołu, który kradnie tu zdecydowanie sporo uwagi, bo Lobdell bawi się i to czuć. I dzięki temu my też się bawimy, bo jest tu sporo fajnych momentów, mimo tego że całość jest bardziej nastawiona na walkę. Mi to nie przeszkadzało, zwłaszcza że kreska jest tutaj ostra, zjawiskowa i zwyczajnie świetna.
Zatem "Mroczna Trójca" (nie ma związku z filmowym Blade'm :P) to rozrywka odżywcza, pozwalająca nieco odkuć się autorowi po słabym występie w New 52. Tutaj pierwszy tom bije wszystko na głowę co było tam. Bez dwóch zdań jeden z lepszych "starterów" w DC Rebirth.
Lobdell reaktywacja? Lobdell zmartwychwstanie? Przyznam, że po bardzo "urozmaiconej" jakościowo serii Red Hood and the Outlaws w ramach New 52 byłem pełen obaw, gdy podchodziłem do tego tytułu. A tu autor pokazał, że jak się chce to można zrobić lekką, miejscami zabawną, a przede wszystkim wciągającą lekturę, choć nie wszystko gra jak powinno.
Red Hood pewnym działaniem...
2022-02-02
Gotham to miasto, gdzie cywile nie mają lekko. A to Joker rozpyli jakiś gaz. A to jakiś pomyleniec w stroju Stracha na Wróble uprowadzi bogu ducha winną osobę. A to kogoś pożre jakieś krokodylopodobne monstrum w kanałach. I nadchodzi nadzieja. Symbol nietoperza na niebie, zwiastujący nadejście Mrocznego Rycerza. I jest walka. A tam gdzie drwa rąbią, wióry lecą i na pewno jakaś osoba postronna musi oberwać...
Tylko pytanie: czy musi? Czyja to wina? Gdzieś ponownie pada pytanie: czy jakby Batman zaprzestał swoich nocnych wypadów, to jak to by wpłynęło na maszkary? Czy by się jakieś nowe pojawiały? Pewnie nie, bo to w końcu komiks i zawsze to pytanie wydawało mi się durne. Zupełnie jak: "jak się czujesz?" na pogrzebie bliskiej osoby. No, k#$@a świetnie. Bardziej mnie interesowało tu coś innego.
Jak sprawnie będzie działała grupa, jaką stworzył Batman w oparciu o Batwoman, Clayface'a (znów świetny występ ex-złoczyńcy), Orphan czy niemą Cassandrę. W dodatku grupa planuje się poszerzyć, bo w końcu trzeba zagospodarować kolejną postać. Tutaj Batwinga, który okazuje się cennym nabytkiem zespołu.
Na przeciw nim wychodzi tytułowy "Syndykat Ofiar", którego członków stanowią osoby pokrzywdzone w wyniku starć Batka z przestępcami. Osoby te uzyskały moce i teraz same zagrażają innym. Choć cel jest zgoła inny. Zasiać niepewność w szeregach Bat-grupy i skłonić Batmana do zgięcia karku. Do przyznania się, że skrewił i to jego wina. Tyle, że dobrym przesłankom, jak zwykle towarzyszą potworne czyny.
Wątpliwości co prawda pojawiają się w grupie i dojdzie do pewnych niesnasek, ale trzeba się spinać, bo na horyzoncie istnieją inne zagrożenia, co ładnie pokazują ostatnie dwa zeszyty, poświęcone w głównej mierze łebskiej Batwoman. Widzimy początki jej działalności i polowanie na Batmana, a także nieco zamieszania przy postaci jej ojca, który naskrobał sobie sporo w poprzednim tomie.
Całość wygląda miejscami obłędnie i troszeczkę szkoda, że nic z tego całego zamieszania przy "Syndykacie Ofiar" tak do końca nie wychodzi. Bo niby ma dać Bruce'owi do myślenia, ale szybko raczej zapomni o tych burdach. Tynion IV ma talent do dialogów, to trzeba mu przyznać. Drugi tom uznaję za działo udane, rokujące na jeszcze więcej, więc pewnie niedługo sięgnę po kolejny tom.
W DC Rebirth to prawdopodobnie najlepsza seria o Gacku, jaką możecie dostać. I warto.
Gotham to miasto, gdzie cywile nie mają lekko. A to Joker rozpyli jakiś gaz. A to jakiś pomyleniec w stroju Stracha na Wróble uprowadzi bogu ducha winną osobę. A to kogoś pożre jakieś krokodylopodobne monstrum w kanałach. I nadchodzi nadzieja. Symbol nietoperza na niebie, zwiastujący nadejście Mrocznego Rycerza. I jest walka. A tam gdzie drwa rąbią, wióry lecą i na pewno...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W Gotham pojawia się nowy przeciwnik, który poluje na niedobitki po zakonie św. Dumasa. Wróg jest o krok przed Batmanem i ekipą, a rozwiązaniem problemu może się okazać... magia.
Do miasta bowiem zawitała Zatanna, która jak się okazuje - ma całkiem rozbudowaną przeszłość, łączącą ją z Brucem Wayne'm. W tle pewien potężny artefakt. Ale nie tylko Mroczny Rycerz będzie musiał się tu popisać.
Reszta ekipy też będzie miała co robić, a dużą rolę odegra tu Azrael. W końcu to z nim łączyć się będzie ta historia. Fajnie wyglądające walki, satysfakcjonująca fabuła i niezły przeciwnik. Seria Detective Comics w tym wydaniu jest bardzo równa i prawdopodobnie znajdzie się w mojej topce DC Rebirth. Oby tak dalej.
W Gotham pojawia się nowy przeciwnik, który poluje na niedobitki po zakonie św. Dumasa. Wróg jest o krok przed Batmanem i ekipą, a rozwiązaniem problemu może się okazać... magia.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDo miasta bowiem zawitała Zatanna, która jak się okazuje - ma całkiem rozbudowaną przeszłość, łączącą ją z Brucem Wayne'm. W tle pewien potężny artefakt. Ale nie tylko Mroczny Rycerz będzie musiał...