-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać1
-
ArtykułyTom Bombadil wreszcie na ekranie, nowi „Bridgertonowie”, a „Sherlock Holmes 3” jednak powstanie?Konrad Wrzesiński1
-
Artykuły„Dzięki książkom można prawdziwie marzyć”. Weź udział w akcji recenzenckiej „Kiss cam”Sonia Miniewicz1
-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński25
Biblioteczka
2018-12-20
2018-10-17
Przeczytana po dobrym "Żmijowisku" dała jednak o wiele więcej wrażeń. Świetny, zgrabny, sprawnie napisany kryminał.
Pan inspektor Jakub Mortka okrzepł po "Podpalaczu". Nabrał męskiego, twardego, ale lekko melancholijnego i surowego spojrzenia na świat. Mortka to wewnętrznie obolały, ale prawy facet. Typ Skandynawa, który prędzej doprowadzi do odejścia żony i dzieci niż przekroczy prędkość na drodze.
http://dzikabanda.pl/teksty/felietony/pijac-ksiazki-czytajac-piwa-s02e17/
Przeczytana po dobrym "Żmijowisku" dała jednak o wiele więcej wrażeń. Świetny, zgrabny, sprawnie napisany kryminał.
Pan inspektor Jakub Mortka okrzepł po "Podpalaczu". Nabrał męskiego, twardego, ale lekko melancholijnego i surowego spojrzenia na świat. Mortka to wewnętrznie obolały, ale prawy facet. Typ Skandynawa, który prędzej doprowadzi do odejścia żony i dzieci niż...
2017-12-04
Lecę sobie po kolei z Nesbo i jego Harrym Holem. To szósta pozycja w tym cyklu. I zdumiewające jak z książki na książkę jest coraz lepiej. Na początku były przygody norweskiego policjanta w Australii i Tajlandii; było fajnie i egzotycznie, ale dopiero kiedy akcja przeniosła się do Oslo zaczęła się prawdziwa frajda z czytania. A teraz jest po prostu wyśmienicie.
Reszta tutaj:
http://dzikabanda.pl/teksty/felietony/pijac-ksiazki-czytajac-piwa-s01e03/
Lecę sobie po kolei z Nesbo i jego Harrym Holem. To szósta pozycja w tym cyklu. I zdumiewające jak z książki na książkę jest coraz lepiej. Na początku były przygody norweskiego policjanta w Australii i Tajlandii; było fajnie i egzotycznie, ale dopiero kiedy akcja przeniosła się do Oslo zaczęła się prawdziwa frajda z czytania. A teraz jest po prostu wyśmienicie.
Reszta...
2017-09-28
Remigiusz Mróz, jako autor poczytnych kryminałów, od jakiegoś czasu mnie bardzo intryguje ze względu na nietuzinkową ilość wydawanych książek oraz ogromną ilość oddanych fanów. Do tej pory nie miałem okazji poznać niczego co napisał. Teraz jest ten pierwszy raz. Trafiło na „Kasację”.
Na Warszawskich Targach Książki Anno Domini 2017, przy zakupie „Zakładnika” i „Najgorsze dopiero nadejdzie”, dostałem od Czwartej Strony darmowy kod na pobranie z Audioteki „Kasacji” w formie audiobooka w wykonaniu Krzysztofa Gosztyły. Krzysztof Gosztyła jako lektor sprawdził się w roli narratora w „Lśnieniu” Stephena Kinga wydanego jako superprodukcja również przez Audiotekę, dlatego myśl o słuchaniu „Kasacji” nie napełniała mnie obawą o wykonanie. Tym bardziej chciałem w końcu wiedzieć o co chodzi z tym Mrozem.
Pewnie wszyscy to wiedzą, ale w „Kasacji” rzecz dzieje się w kancelarii adwokackiej gdzie pracuje Joanna Chyłka – „stara” prawnicza wyjadaczka o niewyparzonej gębie i dominującej osobowości - oraz nowy w kancelarii aplikant Kordian Oryński zwany Zordonem – potulny w stosunku do Chyłki, ale niezbyt się jej bojący, trochę pierdoła, ale z głową kiedy zajdzie potrzeba. Łączy ich zależność zawodowa. Chyłka jest jego patronką. Mają bronić syna pewnego biznesmena, który za brutalne morderstwo dwóch osób ma być skazany na dożywocie. Sprawa wydaje się jasna i przesądzona, ale duet adwokacki ma pewne przeczucia, że wina oskarżonego wcale nie musi być taka oczywista…
Powiem tak, słuchało mi się całkiem przyjemnie. Abstrahując od tego, że Krzysztof Gosztyła to mistrz w swoich fachu, to książka da się słuchać, gdyż napisana jest lekkim językiem, postacie poprowadzone są w miarę sprawnie, akcja rozwija się zaskakująco i zawsze kiedy wracałem do słuchania to zwykle, po ludzku byłem bardzo ciekaw co tam się dzieje u Chyłki i Zordona.
Ale to chyba tyle ogólnych plusów ode mnie, bo szczegóły leżą. Za cholerę nie mogłem się wczuć w jakąkolwiek postać i wejść w opisywany świat. Nie uwierzyłem Autorowi. Czytałem (słuchałem), ale będąc z boku. Opowieść mnie nie wciągnęła do środka, żebym zapomniał o bożym świecie i przeżywał na sobie wyczyny bohaterów. Siedziałem z boku, owszem – zaciekawiony, ale tyle rzeczy mi przeszkadzało, że to zaciekawienie było czysto techniczne (jak on to rozwiąże? co z robi z tym i tym?) i podszyte coraz większym sceptycyzmem. Motywacje bohaterów nie do końca mnie przekonywały. Chyłka wyrazista, ale częściej mnie irytowała tam gdzie miała śmieszyć. Zordon zaraz wraca po niemal śmiertelnym pobiciu do pracy – no dobra. Akcja sprawna, ale kompletnie nierealna. Pełno naciąganych wątków i niedociągnięć fabularnych (np. nie dowiedziałem się co w końcu zawierał ten wyrok znaleziony przez Zordona, który był podstawą wniesienia kasacji). Na końcu otrzymujemy zwrot akcji, w który już zupełnie nie uwierzyłem. Literacko był to chwyt spektakularny, ale i tani. Ja go nie kupiłem. Za bardzo się błyszczał. Podrapałem błyszczyk, a pod spodem znalazłem odpustowy plastik.
Te kryminały, które kupiłem na WTK na stoisku Czwartej Strony, czyli „Zakładnik” Przemysława Borkowskiego i „Najgorsze dopiero nadejdzie” Roberta Małeckiego były o wiele lepsze niż „Kasacja”.
Niemniej zdaję sobie sprawę, że „Kasacja” daje się lubić. Lektura z tych szybkich i przyjemnych. Takie też są potrzebne i takie też da się czytać. Były momenty, które gdybym miał w papierze zacytowałbym śmiało, bo wcale nie były głupie. Pan Mróz ma sprawną rękę i to co napisze gładko i luźno wchodzi w głowę. U mnie, niestety, zadziałało to nieco papkowato. Jak coś wchodzi za luźno, to zwykle nie smakuje.
https://bookbeergeek.wordpress.com/2017/09/28/remigiusz-mroz-kasacja/
Remigiusz Mróz, jako autor poczytnych kryminałów, od jakiegoś czasu mnie bardzo intryguje ze względu na nietuzinkową ilość wydawanych książek oraz ogromną ilość oddanych fanów. Do tej pory nie miałem okazji poznać niczego co napisał. Teraz jest ten pierwszy raz. Trafiło na „Kasację”.
Na Warszawskich Targach Książki Anno Domini 2017, przy zakupie „Zakładnika” i „Najgorsze...
2015-01-13
Książka dopiero od połowy zaczęła się rozkręcać. Ale później już nabrała niezłego tempa. Fajnie było poczytać o znajomym Lublinie. Wymyślona historia nawet ciekawa. Nie ma się czego przyczepić. Ale i jakichś fajerwerków nie było. Ot, dobry sprawny kryminał. Przeczytałem z przyjemnością. Już czekają na mnie kolejne części.
PS
Pekińczyk pani Starościny, w ostatnim sparingu bokserskim Zygi, stał się pudelkiem :).
Książka dopiero od połowy zaczęła się rozkręcać. Ale później już nabrała niezłego tempa. Fajnie było poczytać o znajomym Lublinie. Wymyślona historia nawet ciekawa. Nie ma się czego przyczepić. Ale i jakichś fajerwerków nie było. Ot, dobry sprawny kryminał. Przeczytałem z przyjemnością. Już czekają na mnie kolejne części.
PS
Pekińczyk pani Starościny, w ostatnim sparingu...
2016-10-14
Mam problem z tą książką. Bo jest świetna, ale jednocześnie jestem skonsternowany, bo mój umysł analityczny stwierdza, że są luki w zagadce kryminalnej. Nienawidzę tego uczucia, kiedy od samego początku coś mi nie gra, oczekuję, iż autor to wyjaśni, a tego wyjaśnienia nie ma, albo inaczej: są dwa wyjaśnienia, zupełnie sprzeczne. Cholera jasna. Nie chcę spojlerować, więc tylko zwrócę uwagę na sam początek książki: jest akcja rabowania nyski policyjnej; ilu jest rabusiów? Otóż dwaj stoją na ulicy, a potem nadjeżdża ciężarówka, która taranuje milicyjną nyskę i wysiada z niej kolo z automatem, a zza tej ciężarówki wyłania się nyska, do której przenoszone są później zrabowane pieniądze. Ilu było rabusiów? No czterech, dwaj na ulicy, jeden w ciężarówce, a drugi w nysce. Więcej nic nie powiem, tylko proszę to zestawić z późniejszymi wyjaśnieniami śledztwa.
Ryszard Ćwirlej pisze świetnie. Samo się czyta. Ale pewne wątki mi umykają w tej książce, albo są zupełnie nie potrzebne, przynajmniej tak mi się wydaje. Szkoda, że nie można dyskutować w LC pod taką książką, bo jeżeli ktoś by miał inne zdanie niż moje, to z chęcią bym się o tym dowiedział, może coś mi umknęło, albo diabli wiedzą co. Piszcie na priv, gdybyście mieli inne odczucia, co do intrygi w tej książce.
Mam problem z tą książką. Bo jest świetna, ale jednocześnie jestem skonsternowany, bo mój umysł analityczny stwierdza, że są luki w zagadce kryminalnej. Nienawidzę tego uczucia, kiedy od samego początku coś mi nie gra, oczekuję, iż autor to wyjaśni, a tego wyjaśnienia nie ma, albo inaczej: są dwa wyjaśnienia, zupełnie sprzeczne. Cholera jasna. Nie chcę spojlerować, więc...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-04
Bardzo dobry kryminał. Ale dla wymagających. To nie tylko retro zagadka, to próba wejścia w tamte realia historyczne, czas i miejsca. Rzecz dzieje się w Paryżu w 1845 r. w środowisku polskich emigrantów. I pierwszoplanową rolę gra tutaj Paryż XIX wieku. Autor odmalował go bardzo sugestywnie. Następne tło to polscy emigranci, a dopiero potem zagadka kryminalna. Udało mi się od samego początku obstawić właściwego typa na mordercę. :)
Paweł Goźliński odwalił kawał dobrej roboty. W wydarzenia wplótł prawdziwe postacie: Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Towiańskiego. Nadał książce ducha ówczesnego romantyzmu, co w zestawieniu z odrażającymi zbrodniami ściganego zabójcy i wszędobylskim błotem Paryża daje dosyć intrygującą mieszankę.
Na początku książki nie było mi lekko w nią wejść. Ale im dalej tym było lepiej. Zaciekawiali mnie bohaterowie i sama historia. Moją ulubioną postacią był paryski komisarz Lang; potrafił mnie rozbawić.
Książka jest napisana ciekawym, niesztampowym językiem. Czyta się z ciekawością chociaż z tego powodu.
Są i minusy. Nudno robi się, kiedy Polacy zaczynają dysputy o modnej ówcześnie (może i teraz?) mesjanizacji Polski. Ponadto motyw mordercy tak był powiązany z poezją Słowackiego przetworzoną przez urojenia jego (mordercy) chorego mózgu, że mało co z niego zrozumiałem.
Bardzo dobry kryminał. Ale dla wymagających. To nie tylko retro zagadka, to próba wejścia w tamte realia historyczne, czas i miejsca. Rzecz dzieje się w Paryżu w 1845 r. w środowisku polskich emigrantów. I pierwszoplanową rolę gra tutaj Paryż XIX wieku. Autor odmalował go bardzo sugestywnie. Następne tło to polscy emigranci, a dopiero potem zagadka kryminalna. Udało mi się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-29
Świetna! Nie spodziewałem się zupełnie, że tak mi się spodoba ta książka. To jest moja pierwsza powieść Ryszarda Ćwirleja, tak więc na dzień dobry zostałem ustrzelony. Bohaterowie – z krwi i kości, humor - pierwsza klasa, intryga – nie w kij dmuchał, zagadka kto zabił? – do samego końca nie wyniuchałem, a prawie mi na nos wlazł.
Świetna! Nie spodziewałem się zupełnie, że tak mi się spodoba ta książka. To jest moja pierwsza powieść Ryszarda Ćwirleja, tak więc na dzień dobry zostałem ustrzelony. Bohaterowie – z krwi i kości, humor - pierwsza klasa, intryga – nie w kij dmuchał, zagadka kto zabił? – do samego końca nie wyniuchałem, a prawie mi na nos wlazł.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-26
Jedna rzecz rzuca się w oczy. Dla tych wszystkich kobiet wojna zaczęła się w 1941 roku i trwała 4 lata. Prawie w każdej opowieści powtarza się to, że wojna przyszła niespodziewanie, że „co oni chcą na naszej ziemi”, „po co tu przyszli”. Nikt nie wspomina, absolutnie nikt, że wojna już trwała, że to właśnie ZSRR z Niemcami ją rozpoczęli, że w tym czasie byli mordowani w Katyniu polscy oficerowie…
Jeżeli można wytłumaczyć brak tej świadomości w tamtych czasach, tak w czasach współczesnych już powinno się o tym wiedzieć.
Zebrane opowieści są wstrząsające. Młode kobiety, 17-20 letnie, masowo zgłaszały się na ochotnika do armii radzieckiej. I to nie tylko na tyły, ale często na pierwszą linię frontu. Nieprawdopodobna wręcz była ich determinacja, poczucie obowiązku, misji, patriotyzmu. Nieprawdopodobna.
Miały po wojnie być traktowane jak bohaterki, ale jak wróciły (jeżeli wróciły, i to zdrowe) były przez ludzi piętnowane jako frontowe ladacznice. A jeżeli ktoś dostał się do niewoli niemieckiej i zdołał wrócić, to od razu był sądzony jako zdrajca (no bo dlaczego przeżył?) i wywożony na Sybir.
Poza tym, to nie są opowieści samych frontowych dziewczyn. Są jeszcze żony, matki, córki, które zostały w domu i znają wojnę z piętna jakie na nich wywarła poprzez ich bliskich, albo które działały w partyzantce lub w podziemiu.
Straszne są to opowieści. Inne niż gdyby opowiadali mężczyźni.
Drugą płaszczyzną tej książki jest próba zrozumienia przez autorkę swoich bohaterek. Jak próbuje zmierzyć się z tematem, ogarnąć ich opowieści, poukładać, wyciągnąć odpowiednie wnioski, podzielić się refleksjami. Często sama zadaje sobie pytania, które pozostają bez odpowiedzi. I to też jest bardzo ciekawe.
Słuchałem audiobooka w wykonaniu Krystyny Czubównej.
Jedna rzecz rzuca się w oczy. Dla tych wszystkich kobiet wojna zaczęła się w 1941 roku i trwała 4 lata. Prawie w każdej opowieści powtarza się to, że wojna przyszła niespodziewanie, że „co oni chcą na naszej ziemi”, „po co tu przyszli”. Nikt nie wspomina, absolutnie nikt, że wojna już trwała, że to właśnie ZSRR z Niemcami ją rozpoczęli, że w tym czasie byli mordowani w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-11
Trzeci kryminał z Harrym Holem w roli głównej i widzę, że co raz, to lepszy. Bardzo ciekawie wymyślona intryga. Temat też ciekawy i aktualny: neonazizm. Mówię aktualny, bo choć książka pisana 15 lat temu, to w dobie problemu uchodźców z Syrii, temat wraca z podwójną siłą. Harry Hole dowcipny i mający swój kodeks honorowy; bardzo mi w tym przypomina Philipa Marlowe. Książka mi się podobała, chociaż momentami inaczej bym zadawał pytania przesłuchiwanym świadkom, ale to drobiazg. Pierwszorzędny kryminał.
Trzeci kryminał z Harrym Holem w roli głównej i widzę, że co raz, to lepszy. Bardzo ciekawie wymyślona intryga. Temat też ciekawy i aktualny: neonazizm. Mówię aktualny, bo choć książka pisana 15 lat temu, to w dobie problemu uchodźców z Syrii, temat wraca z podwójną siłą. Harry Hole dowcipny i mający swój kodeks honorowy; bardzo mi w tym przypomina Philipa Marlowe. Książka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pierwszy raz z próbą pisarstwa Hanki V. Mody zetknąłem się w antologii opowiadań „Nikomu się nie śniło” (Czwarta Strona, 2017). Było tam jej opowiadanie „Sztuka chodzenia po linie”, które wywarło na mnie duże wrażenie, ponieważ niezwykle oddawało czytelnikowi emocje. Wcześniej z piórem tej autorki można było się spotkać w antologiach opowiadań „Lato moralnego niepokoju” (Ad Rem, 2013) i „Autostop(y)” (Tagore, 2015). Z tych tytułów opowiadania „NIEwinność” i „Między stopami” znalazły się i tutaj, w omawianym zbiorze.
W „Chciałbym…” zawartych jest 19 opowiadań. Jedne są dłuższe inne krótsze, a jeszcze inne wręcz oznaczone jako miniatura. Łączą je dwie rzeczy: to że są nie tylko erotyczne oraz to, że są świetne.
Już samo motto-wiersz uderza czymś niekonwencjonalnym. Czymś brutalnym, bezpośrednim, ale jednocześnie intymnym, przyzwalającym, zmysłowym. Bierze nas za rączkę i wprowadza z zaciekawieniem w świat książki.
Znamienna w tych opowiadaniach jest rozbudzona potrzeba wyjścia nad krawędź naszych zmysłowości, czasami siedząca głęboko, a czasami będąca jedyną drogą pragnień. Potrzeba jakże typowo ludzka; aby sięgnąć dalej, aby się rozejrzeć, rozbudzić ciekawość, poczuć dreszcz otchłani, zobaczyć co się stanie. Motyw z włącznikami z tytułowego opowiadania, które istnieją tylko po to aby je włączyć – w punkt. Tacy w większości są bohaterowie tych opowiadań; szukają, jeżeli odnajdują to coś, zatracają się w tym, poddają, uzależniają od tego, potem przejmują nad tym kontrolę wciąż szukając. Kieruje nimi to, czego nie da się wytłumaczyć, coś w nich nieznanego, zaskakującego, ciekawego.
Opowiadania te są odbiciem ludzkich zmysłowości i namiętności.
Jedne są niemal pisane słońcem, romantyczną chwilą oderwania się od rzeczywistości, pełne symboli – ten uciekający drogą koń z zerwanym łańcuchem w „NIEwinnności”. Delikatne, ale i niepokojące, jak ujęty kłębek niewypowiedzianych uczuć tęsknoty za ukochanym – czarny ptak rozsiada się na moim sercu („Nienasycenie”). Rewelacyjnie przedstawione sytuacje erotyczne, ale bez zbliżenia fizycznego; flirt, podteksty, sytuacje dwuznaczne, w których niby nic się nie dzieje a falochron aż trzeszczy od wzbierającego przypływu. Bardzo zróżnicowane, w różnych nieschematycznych sytuacjach, zaskakujące nie tylko dla czytelnika, ale i dla samych bohaterów opowieści („Kolejny dzień”, „Miedzy stopami”, „Ona”)
Inne opowiadania są niemal przeciwieństwem powyższego. Pełne seksu, mocne, śmiałe, dosadne, odważne i bez filtra. Potrafiące wywołać rumieńce u czytelnika jak u nastolatka („Dziewczynka”, „Trzy miesiące”). Niemal przeciwieństwem, bo niepozbawione ciekawego kontekstu pożądania rodzącego się jak bicz z piasku.
Są też i takie, które są odbiciem motta. Czyli dużo pozornej sprzeczności: w szacunku z jakim ją pieprzył i w czułości z jaką powtarzał „moja suka”. Potrzeby erotyczne, które nie są dla wszystkich oczywiste, póki nie zostaną wybudzone i uwolnione. Wówczas stają się pragnieniem, czymś zwyczajnym jak przytulenie, jak chleb i woda każdego związku („Przytul mnie”, „Miłość”). Lecz cały wic polega na tym wybudzaniu. Czasami tym wyzwalaczem będzie określona sytuacja, a czasami druga osoba.
Michalina Wisłocka w „Sztuce kochania” pisała, że pornografia to mięso, a erotyka to ciało. Tutaj mamy erotykę najwyższej próby. Ciało przedstawione jest tu jak instrument muzyczny oddający muzykę pragnień i namiętności. Nie cała sztuka w tym, aby na nim zagrać, ale jeszcze go wcześniej trzeba dobrze nastroić. Autorka udowodniła, że potrafi to oddać u swoich bohaterów poprzez niebanalność wymyślanych sytuacji, ale również literackość tego nastrajania i grania słowem na instrumencie ciała. Hanka V. Mody ma pióro, które potrafi pokazać czytelnikowi moc uczuć w nieszablonowy sposób, często prawie poetycki, gdzieniegdzie naturalistyczny, raz w pierwszej osobie, raz z boku, z perspektywy kobiety, z perspektywy mężczyzny. Świetnie się to czyta, bo widać szacunek dla czytającego. Poza tym to są bardzo ciekawe, zajmująco opowiedziane historie. Często będące skończoną całością, niekiedy fragmentem, jakby początkiem rodzącej się dłuższej opowieści, a czasami miniaturą, migawką określonej sytuacji lub uczucia. Całość kończy opowiadanie „Lustro”, które z erotyką ma wspólny tylko dreszczyk, w tym przypadku lekkiej grozy wywołanej przenikaniem się rzeczywistości i wyobrażeń. (Opowiadanie w swoim nastroju jakby żywcem wyjęte z antologii „Nikomu się nie śniło”).
„Chciałbym, żebyś mnie napisała” to opowiadania o miłości i o tym jak wiele twarzy może mieć to uczucie; od bezdusznego chemicznego wzoru C8H11N ją określającego, poprzez delikatną zmysłowość, oddanie, pragnienie aż do pasji, ciągłego nienasycenia, niemal zwierzęcego pożądania. Autorce udało się stworzyć tymi opowiadaniami aurę pragnień bliskości drugiego człowieka, które rodzą się w nas często nieoczekiwanie wywołując nie tylko pożądanie i namiętność same w sobie, ale coś co jeszcze jest w nas nieznanego, co potrafi obudzić się i przejąć kontrolę. I to jest fascynujące.
Pierwszy raz z próbą pisarstwa Hanki V. Mody zetknąłem się w antologii opowiadań „Nikomu się nie śniło” (Czwarta Strona, 2017). Było tam jej opowiadanie „Sztuka chodzenia po linie”, które wywarło na mnie duże wrażenie, ponieważ niezwykle oddawało czytelnikowi emocje. Wcześniej z piórem tej autorki można było się spotkać w antologiach opowiadań „Lato moralnego niepokoju” (Ad...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to