-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
2024-05-19
2024-01-21
2023-07-21
2023-06-17
2023-03-06
2022-09-14
2022-08-18
2022-06-18
2022-06-05
2022-03-24
2022-01-10
Bardzo zła książka, w sensie narobienia szkód w umysłach czytelników w kwestii terapii.
Początek zapowiadał niezłą powieść. I taka była do momentu przeskoczenia na męskiego narratora - pacjenta. Okazuje się on bardziej inteligentny od terapeutki, bardziej świadomy wszystkich mechanizmów psychologicznych i za bardzo świadomy siebie. Moim zdaniem z takim poziomem wglądu zupełnie nie potrzebował terapii. Nie jest to też monolog mężczyzny po traumach.
Autorka nie ma zresztą za dużej wiedzy o terapii - nie polega ona bowiem na tłumaczeniu pacjentom w dwóch zdaniach idei przeniesienia i wywieraniu na nich presji, by - po zaakceptowaniu tego co usłyszeli - przestali to robić. A innemu z pacjentów pozwala świadomie na przeniesienie (figura matki), a nawet to inicjuje po czym wykorzystuje do realizacji własnych sfrustrowanych potrzeb. Litości!
Terapeutka jest osobą po nieprzepracowanej żałobie i traumie a pracuje z osobami, które mają takie same problemy. W książce nie przeczytamy zdania na temat tego, że jest to nieetyczne i nieprofesjonalne! Nie mówiąc o wątkach romansu z pacjentem! Nie wspominając już o tym, że najpierw zasłania się tajemnicą zawodową, a potem strzela informacjami o pacjentach na prawo i lewo. Z tajemnicy zawodowej zwalnia tylko - pisemnie! - prokurator albo sędzia.
Od połowy dodatkowo autorka nie może się zdecydować, jaką książkę pisze: kryminał, thriller, powieść psychologiczną czy obyczajówkę. Przesłodzone wątki nieprawdopodobnie gładkiego romansu przyprawiają o odruch wymiotny, a serialowo pokończone naprędce happy endem prawie wszystkie wątki przyprawiają o zgrzyt zębów.
Wreszcie zakończenie - zaskakujące, ale w jakimś stopniu przewidywalne, bowiem od połowy prawie autorka sugeruje, że za sprawcą stoi ktoś jeszcze.
I na koniec - kompletny brak panowania nad fabułą. Pojawia się wzmianka o zniknięciu noża z kuchni - i nic dalej o tym. Pojawia się wzmianka o pamiętaniu zapachu sprawcy - i tez nic z tym wątkiem się nie dzieje. Po co to wszystko?
Szkoda w tym wszystkim tego, że autorka ma - moim zdaniem - potencjał. Tylko nie przemyślała o czym chce pisać, tzn. czy chce się skupić na traumie, na morderstwach, na terapii czy na romansach. Dzięki temu - że odniosę się do porównania cukierniczego (w kontekście do nadmiaru cukru w książce) - zamiast sernika lub makowca wyszło ciasto trochę sernikowe, trochę karmelowe, trochę makowe a może jeszcze nieco marchewkowe. Przyprawia o zgagę i niestrawność.
I ubolewać należy, że te wszystkie przyjaciółki (znające podobno temat) oraz redaktorki, którym autorka tak wylewnie dziękuje na końcu dzieła, wypuściły taki niedorobiony tekst w obieg.
Bardzo zła książka, w sensie narobienia szkód w umysłach czytelników w kwestii terapii.
Początek zapowiadał niezłą powieść. I taka była do momentu przeskoczenia na męskiego narratora - pacjenta. Okazuje się on bardziej inteligentny od terapeutki, bardziej świadomy wszystkich mechanizmów psychologicznych i za bardzo świadomy siebie. Moim zdaniem z takim poziomem wglądu...
2022-01-03
Po bardzo dobrym debiucie ("Pacjentka") oczekiwałam znowu inteligentnej, dobrze napisanej książki. Zapowiadało się nieźle - kryminał kampusowy.
Niestety zamiast pisać książkę autor dał się wciągnąć w produkcję przedmiotu do czytania. Za dużo ludzi brało udział w produkcji tego dzieła, które literacko poległo.
Na początku zapowiada się ciekawie, ale potem jest coraz gorzej.
Bohaterka - terapeutka moim zdaniem nie nadaje się do tego zawodu - vide problem ze stawianiem granic pacjentowi z przeszłością psychiatryczną i kryminalną!
A już kompletna bzdurą jest organizowanie "terapii grupowej" (spotkanie nie spełnia definicji tego zwrotu, stąd cudzysłów) dla negatywnie do niej nastawionych socjopatek, które kontrolują całe spotkanie!!! Żaden szanujący się terapeuta nie zrobiłby niczego takiego.
A zakończenie to dno kompletne i jeszcze z metr mułu.
Nieprawdopodobne i niewiarygodne psychologicznie, wydaje się doklejone na siłę i rozczarowuje.
Motyw popełnienia morderstw jest bez sensu i nie wiem, co ma ukryć, skoro nie ma potrzeby ukrywania tego, czego już nie ma.
Przyznam, że bardzo jestem rozczarowana także konstrukcja postaci (vide profesor), bo zapowiadało się na jakieś nieoczywistości, a wyszło to, co widać od samego początku (także u tytułowych Bogiń - kompleks ojca i już).
W istocie zakończenie wygląda tak, jakby książka miała się skończyć inaczej, ale ponieważ był deadline to autor dokleił na siłę szybkie wyjaśnienie i oddał do druku. Tylko jakim cudem ta wymieniona w podziękowaniach armia rzekomych specjalistów literacko-wydawniczych łyknęła ten gniot?!
Nie ratują tego tworu nawet świetne watki z mitologii i literatury greckiej oraz klimat kampusowy.
Ogromne rozczarowanie. Szkoda papieru.
PS Czwarta gwiazdka wyłącznie za wątki greckie.
Po bardzo dobrym debiucie ("Pacjentka") oczekiwałam znowu inteligentnej, dobrze napisanej książki. Zapowiadało się nieźle - kryminał kampusowy.
Niestety zamiast pisać książkę autor dał się wciągnąć w produkcję przedmiotu do czytania. Za dużo ludzi brało udział w produkcji tego dzieła, które literacko poległo.
Na początku zapowiada się ciekawie, ale potem jest coraz...
2021-10-15
Stek bzdur! Dawno nie czytałam tak głupiej i chaotycznej książki.
Autorka zdecydowanie nie ma bladego pojęcia o czym pisze w temacie adopcji, rodzin zastępczych, rodzin zaprzyjaźnionych oraz domów dziecka. Jeśli kogoś interesuje ta tematyka, to zdecydowanie odradzam, bo namiesza mu w głowie.
Wszyscy bohaterowie są niesympatyczni, wkurzający i niewiarygodni psychologicznie.
W książce o adopcji nie ma nawet wzmianki o tym, że procedurę zaczyna się przez Ośrodek Adopcyjny, prawie nic o tym, że wydział rodzinny sądu ma tu coś do powiedzenia. Wszystkie instytucje zajmujące się tą kwestią zastępuje w tej książce zakonnica, która jest tylko szeregowym pracownikiem placówki. Mimo że kilku bohaterów to prawnicy (co wymagałoby przynajmniej powierzchownego riserczu) to znajdziemy tu takie kwiatki jak "sąd wyda rozporządzenie w sprawie sytuacji dziecka" chyba postanowienie?), "czekało ich kolejne przesłuchanie" (chyba badanie?) (to o rozmowie w trakcie procedury weryfikacji rodziny na rodzinę zaprzyjaźnioną).
Scena w domu dziecka to jakieś romantyczne bajdurzenie: obcy ludzie wchodzą sobie pooglądać dzieci, jak zwierzątka w zoo, a wszystkie dzieci (od lat zero do kilkunastu, przybywające w jednym pomieszczeniu) z zachwytem przyjmują tą bezsensowną inwazję. Wspaniali państwo Lorscy nie przynoszą na te oględziny ze sobą nic, choćby po jabłku dla dziecka, choć śpią na milionach.
Państwo Lorscy to dokładnie tacy ludzie, którzy odpadają w pierwszej kolejności w procedurach adopcyjnych: niestabilni psychicznie, niedojrzali, nieodpowiedzialni, kłamiący i oszukujący, nie rozwiązujący problemów, skoncentrowani na własnych sprawach i potrzebach, pozbawieni empatii i upatrujący rozwiązania wszystkich problemów w pieniądzach. Główne elementy opisów ich charakteru to odzież kobiety, jej fryzura łonowa, markowe garnitury mężczyzny oraz co rusz wzmianki o ich luksusowym mercedesie i kabriolecie. Ich małżeństwo to jakaś napompowana patosem i polana górą lukru fikcja, bowiem nic ich nie łączy. Ich przyjaźnie (po jednej sztuce na głowę) to relacje jednostronne, polegające na próbach zbliżeniach się do nich innych ludzi, których bohaterowie traktują przedmiotowo i nigdy nie pytają o to, co u tamtych słychać.
Ten twór książkopodobny to jakiś przedziwny zlepek patetycznych komunałów, fragmentów wiedzy o adopcji/pieczy zastępczej/ubóstwie przepisanych bezmyślnie z netu oraz wstawionych z czapy na końcu dwóch fragmentów narracji pierwszoosobowej, nijak się mających do reszty książki.
Do tego nieznośne wymieszanie quasicochingu, wiary w wydaniu new age, głębokich przemyśleń rodem z telewizji śniadaniowej i kolorowej prasy dla kobiet, prostackich powiedzeń (tzw. mądrości ludowe), cytatów wziętych od autorów od Sasa do lasa oraz - ni przypiął, ni przyłatał - obszerne fragmenty popularnych polskich piosenek z lat 80-tych. Co to miało niby spowodować? U mnie wywołało niestrawność, odruchy wymiotne oraz ogromne poczucie straty czasu.
Do tego koszmarny styl, korekta nieogarniająca zapisu dialogów i wtrąceń między nimi oraz objętość sugerująca poważne dzieło. Mnie po lekturze pozostało tylko jedno pytanie: Co to było?!
Stek bzdur! Dawno nie czytałam tak głupiej i chaotycznej książki.
Autorka zdecydowanie nie ma bladego pojęcia o czym pisze w temacie adopcji, rodzin zastępczych, rodzin zaprzyjaźnionych oraz domów dziecka. Jeśli kogoś interesuje ta tematyka, to zdecydowanie odradzam, bo namiesza mu w głowie.
Wszyscy bohaterowie są niesympatyczni, wkurzający i niewiarygodni...
2022-01-10
2021-12-17
2011-10-09
Weź garść przewrotnego poczucia humoru, pół szklanki niezbyt ostrej makabry, szczyptę staroświeckości, dopraw odrobinką klasycznych opowieści o sierotach a otrzymasz tę smaczna opowieść.
Smacznego! :-)
Weź garść przewrotnego poczucia humoru, pół szklanki niezbyt ostrej makabry, szczyptę staroświeckości, dopraw odrobinką klasycznych opowieści o sierotach a otrzymasz tę smaczna opowieść.
Smacznego! :-)
2020-08-30
Wybitna w warstwie graficznej opowieść o piekle zgotowanym kobietom przez mężczyzn, system patriarchalny, kraj, ale także przez ich własne rodziny.
Oszczędna w przymiotniki i oceny opowieść, pełna niewypowiedzialnego bólu. Jej minimalistyczny w treści przekaz uderza mocniej niż krzyk.
Najbardziej druzgocące jest to, że osiemdziesiąt lat po drugiej wojnie światowej władze państwowe - zarówno koreańskie, jak i japońskie - sprawowane przez mężczyzn oczywiście, dalej chowają głowę w piasek i raczą ofiary gładkimi komunałami. "Przepraszam " dalej wydaje się jednym z najtrudniejszych słów do powiedzenia.
Wybitna w warstwie graficznej opowieść o piekle zgotowanym kobietom przez mężczyzn, system patriarchalny, kraj, ale także przez ich własne rodziny.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOszczędna w przymiotniki i oceny opowieść, pełna niewypowiedzialnego bólu. Jej minimalistyczny w treści przekaz uderza mocniej niż krzyk.
Najbardziej druzgocące jest to, że osiemdziesiąt lat po drugiej wojnie światowej władze...