Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać29
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel3
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
John Brooks
1
6,9/10
Pisze książki: reportaż
Z zawodu finansista, spędził ponad dwadzieścia pięć lat, pracując dla instytucji finansowych i mediów. Po 2008 r. poświęcił się propagowaniu wiedzy o problemach psychologicznych, które w coraz większym stopniu wypływają na życie współczesnych nastolatków.https://parentingandattachment.com/about/
6,9/10średnia ocena książek autora
103 przeczytało książki autora
114 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Mogło być inaczej. Prawdziwa historia rodziców, którzy zrobili wszystko, by ocalić córkę
John Brooks
6,9 z 109 ocen
216 czytelników 21 opinii
2017
Najnowsze opinie o książkach autora
Mogło być inaczej. Prawdziwa historia rodziców, którzy zrobili wszystko, by ocalić córkę John Brooks
6,9
John i Erika Brooks to amerykańskie małżeństwo bardzo chcieli i starali się o własne dziecko, jednak ich względy zdrowotne im na to nie pozwalały.Zdecydowali się na adopcję, która była dla nich jedynym ratunkiem. Jako, że w USA okres czekania na procedury adopcyjne były bardzo długie i okres oczekiwania, postanowili rozejrzeć się za adopcją zagraniczną.W 1991 roku John Brooks i jego żona Erika adoptowali w domu dziecka w Polsce w Mrągowie czternastomiesięczną dziewczynkę Joannę. Joanna była dziewczynką bardzo opóźnioną w rozwoju, lecz dorównywała już równolatkom swoim rówieśnikom. Nadali dziewczynce imię Casey potem zabrali już do swojego domu. Przez ponad kilkanaście lat John, Erika i Casey byli bardzo udaną, szcześliwą rodziną, aż do okresu buntu, dojrzewania gdy Casey zaczęła się buntować, sprawiała problemy wychowawcze swoim przybranym rodzicom, była agresywna, miała w sobie gniew, agresję, wpadała w depresję, miała myśli samobójcze. Rodzice byli bardzo zrozpaczeni, zaczęli się martwić o swoje jedyne ukochane dziecko posyłali swoją córkę do różnych terapeutów, psychologów na terapię, by pomogli jej poradzić sobie z dziewczyny agresją, z poważnymi zaburzeniami emocjalnymi szukali pomocy u każdego,ale dziewczyna nie chciała przyjąć pomocy od nikogo, walkę z napadami złości, gniewu przegrywali jej rodzice nie wiedzieli co jeszcze zrobić, żeby ich córka poczuła się lepiej.
Historia prawdziwa na faktach, wstrząsająca wydarzyła się naprawdę, smutna,poruszająca za serce.
O temacie nurtującym jakim jest adopcja dziecka przez rodziców, nowych opiekunów.
Mogło być inaczej. Prawdziwa historia rodziców, którzy zrobili wszystko, by ocalić córkę John Brooks
6,9
Amerykańskie małżeństwo przebyło bardzo długą drogę, by zostać rodzicami - dosłownie i w przenośni. Niestety badania, leczenie i starania nie przyniosły zamierzonego, wymarzonego efektu. Para postanowiła adoptować dziecko, a po swój skarb przyleciała do Polski, gdzie w mrągowskim sierocińcu czekała na nich puchniutka, piękna, acz nieco opóźniona w rozwoju (ruchowo) Joanna. Po załatwieniu formalności, wywalczeniu odpowiednich dokumentów, licznych badaniach, procesie i całej masie stresu udało się - Asia, znana odtąd jako Casey znalazła dom.
W wieku dojrzewania pojawiły się (lub maże raczej nasiliły) wybuchy złości i agresywne zachowania, problemy z nauką oraz skłonności samobójcze. Każdy dzień zaczynał się od kłótni, a ta kończyła się rozdzierającym serce wyciem, słowami nienawiści i groźbą odebrania sobie życia.
Rodzice - John i Erika - próbowali walczyć z tą (jak to określano) dziewczyną o trudnym charakterze. Kolejne zakazy, nowi terapeuci i przetrząsanie jej rzeczy osobistych wpisały się w codzienność rodziny. Rodzice wycofywali się powoli, często zmęczeni wybuchami córki, odpuszczali, przymykając oko na pewne zachowania - byle nie wywołać kolejnej awantury i odzyskać spokój.
Wkrótce okazało się, że mogło być inaczej, ale popełnione błędy i nieznajomość tematu - dziecko porzucone przez matkę nawet w wieku niemowlęcym może nosić w sobie niebywałe cierpienie - doprowadziły do punktu, z którego nie ma już odwrotu. Autor - narrator - ojciec próbuje dotrzeć do sedna, zrozumieć, gdzie popełnił błąd, poznać prawdę...
Czy jednak nie jest za późno? Czy warto gdybać i zastanawiać się nad tym, co by było, ale czego już nigdy nie będzie?
Podczas lektury zastanawiałam się nad tym, w jakim celu powstała ta książka. Czy miało to być wyznanie ojca, który nawalił i próbuje się usprawiedliwić? Czy epitafium dla ukochanej córki, której nie potrafił zrozumieć, za którą tęskni? Nie rozumiałam na początku, jaki jest sens pisania o tym, co się stało i dochodzenia tego, dlaczego tak musiało być.
Czy warto grzebać w przeszłości i doszukiwać się rozwiązania, kiedy jest już po fakcie? Uznałam, że warto, chociaż początkowo nie widziałam w tym większego - poza rozliczeniem z przeszłością - sensu. Takie historie mogą otworzyć oczy niejednemu rodzicowi i uzmysłowić mu powagę sytuacji. Każde dziecko jest inne i tłumaczenie, że z czegoś wyrośnie, że taki jego urok czy charakter to nie jest żadne tłumaczenie... Chowanie się do skorupy, by zyskać odrobinę spokoju? To nie jest dobre wyjście.
John Brooks opowiada o swoim bólu, błędach, radościach, zawodzie szczerze i bez upiększania. Poznajemy ojca, który kocha swoje dziecko, ale nienawidzi jego zachowania, który chce być wsparciem, autorytetem i przyjacielem, ale w gruncie rzeczy niewiele w tym kierunku robi. Dlaczego? Po pierwsze z niewiedzy, bo to działa na jedne dzieci, niekoniecznie będzie wpływać pozytywnie na inne. Po drugie, bo chyba go to przerosło - marzył o normalności, otrzymał coś zgoła innego. Kochał nad życie, ale potrafił okazać tej miłości. Chciał dobrze, ale wyszło, jak wyszło.
Autor podjął temat nawiązywania więzi z dzieckiem adoptowanym. Pisząc tę historię, po latach, nawiązał kontakt ze specjalistami, zgłębił zasady działania sierocińców, odbył wiele rozmów z rodzicami adopcyjnymi, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji (też walczą, każdego dnia). Czy za późno? Dla tej rodziny na pewno, ale może ta historia da szansę przetrwania innej?
Myślę, że problem przedstawiony przez autora nie dotyczy jedynie rodziców adopcyjnych, ale wszystkich, bo przecież kochamy nasze dzieci i chcemy dla nich jak najlepiej, a niestety nie zawsze nam się to udaje.
http://www.matkapuchatka.pl/2017/03/mogo-byc-inaczej.html