Keum Suk Gendry-Kim urodziła się w Korei Południowej, ale przez wiele lat żyła i pracowała w Paryżu. Przed premierą jej debiutanckiej powieści graficznej w 2012 roku, publikowała pomniejsze prace. Zajmuje się również tłumaczeniem koreańskich komiksów i powieści graficznych na francuski.
Historia jednego zniszczonego życia, jakich zniszczono miliony. Opowiedziana wrażliwie i subtelnie, na tyle, na ile da się o takim dramacie subtelnie opowiedzieć.
Komiks nie epatował przemocą, a operował na niedopowiedzeniach i ciszy. Autorka świetnie używa "oddechu" - zostawia przestrzeń, by w czytelniku dojrzały i wybrzmiały emocje. Najmocniejszy moment komiksu to dwie rozkładówki, które wypełniały jedynie czarne kwadraty. Wystarczyły, bo każdy doskonale wie, co się pod nimi kryje. Nie trzeba mówić nic więcej.
Autorka nie skupiła się tylko na wojennym gwałcie, umieściła go w szerszym kontekście klasy społecznej i płci. Co jest niezaprzeczalną zaletą, bo zmusza do poszukiwania przyczyn i mechanizmów, jakie stały za całym procederem seksualnego niewolnictwa.
Styl rysunku piórkiem i tuszem świetny - szybki i zamaszysty, ostry i kontrastowy, miejscami ciężki i brudny, miejscami jasny, lekki i czytelny - za każdym razem doskonale podkreślał treść i emocje bohaterek.
"Trawa" to ważna i potrzebna rzecz, bo ofiary wojennej przemocy seksualnej wciąż nie doczekały się sprawiedliwości.
Opowieść o bestialskich czasach w przepięknej oprawie graficznej. Autorce udało się uchwycić cierpienie bohaterki i jej towarzyszek niedoli unikając zarówno patosu jak i dosadności, choć nie ucieka przed ciężarem podejmowanego tematu. Nieraz łza zakręciła się w oku, bo aż trudno uwierzyć, jak wiele nieszczęść może spotkać jedną osobę.
Nie wolno nam zapominać o okropnościach, jakie spotkały te kobiety i miliony innych ofiar wojny i przemocy. Nie po to, żeby wskazywać palcem ludzi i całe narody po wsze czasy, ale po to, by coś takiego nigdy więcej się nie wydarzyło. Wierzę, że ta książka to właśnie robi.