-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant25
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać424
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
Miałam nie czytać, póki co, świątecznych historii, ale splot okoliczności sprawił, że w moje ręce wpadła ta oto pozycja.
Przeczytałam ją w dwa dni, co jest dla mnie sporym osiągnięciem. Czyta się szybko, bo raczej nie ma w tej książce momentów, nad którymi można by się było pochylić i popaść w rozmyślania.
Z tej książki dowiedzieć się można m.in., że dziecko, które przeżyło rozwód rodziców, koniecznie musi uczęszczać do szkoły prywatnej, gdyż w publicznej by się stoczyło. To nic, że prywatna placówka jest koszmarnie droga i tragicznie odchudza domowy budżet... prestiż musi być!
Żadna para bohaterów nie wzbudziła we mnie ciepłych uczuć. Matylda z synem Mikołajem... wredna Renata z jeszcze bardziej wrednym Tomaszem... Karolina i Karol...
Wszystkie te "pary" można wrzucić to jednego worka i zamknąć w nim na zawsze.
Powieść ma kilka lepszych momentów, ale gasną one równie szybko, jak się rozpoczęły. Tylko jedna scena mnie rozbawiła i to umiarkowanie.
Humoru nie dostałam. Historie bohaterów są płytkie i rządzi nimi pieniądz oraz zdrada. Nie zdołałam polubić żadnej postaci. Wygląda mi to na małe książkowe rozczarowanko.
Zakończenie łączy część bohaterów, a czytelnik może zobaczyć rozpościerające się przed nimi nowe możliwości. Mnie one nie interesowały, gdyż byłam już zbyt zmęczona.
Miałam nie czytać, póki co, świątecznych historii, ale splot okoliczności sprawił, że w moje ręce wpadła ta oto pozycja.
Przeczytałam ją w dwa dni, co jest dla mnie sporym osiągnięciem. Czyta się szybko, bo raczej nie ma w tej książce momentów, nad którymi można by się było pochylić i popaść w rozmyślania.
Z tej książki dowiedzieć się można m.in., że dziecko, które przeżyło...
Byłam pełna nadziei, gdy czytałam opis tej powieści. Właściwie nie było w nim nic oryginalnego, ale przecież w środku książki mogła kryć się prawdziwa bomba.
Niestety, pomyliłam się.
Molly jest bogata, ma piękny dom, świetną pracę, przystojnego męża oraz dzieci studiujące na wspaniałych uczelniach (dzięki pieniądzom rodziców) 😊.
Molly jest również irytująca, często mniej rezolutna niż Teletubiś i bardzo naiwna.
Ta historia miała potencjał. Mnie osobiście bardzo rozczarowała. Jest to thriller, ale interesujący jest w nim tylko początek. Wycieczka weekendowa Molly oraz jej powrót do Londynu dały mi odrobinę emocji i wtedy faktycznie liczyłam na to, że książka będzie dobra. Później natomiast nastąpiła seria zdarzeń, które mnie znużyły. Finał powinien był mnie zaskoczyć, ale tego nie zrobił, gdyż zdążyłam się tak wynudzić, że właściwie było mi wszystko jedno. Czytając ostatnie 80 stron ciągle w głowie przewijała mi się myśl "bez sensu, po co ja to czytam?". Ale postanowiłam dotrzeć do końca, żeby nie oceniać książki bez znajomości całości.
Jeżeli lubicie thrillery, które nie trzymają w napięciu, w których rozwiązanie zagadki nie powala na kolana, w których bohaterka ma maksymalnie dwa przebłyski "mądrego myślenia" na całą książkę - to polecam.
Byłam pełna nadziei, gdy czytałam opis tej powieści. Właściwie nie było w nim nic oryginalnego, ale przecież w środku książki mogła kryć się prawdziwa bomba.
Niestety, pomyliłam się.
Molly jest bogata, ma piękny dom, świetną pracę, przystojnego męża oraz dzieci studiujące na wspaniałych uczelniach (dzięki pieniądzom rodziców) 😊.
Molly jest również irytująca, często mniej...
2019-01-19
Andrew to złamany życiem facet. Jest obłędnie przystojnym prawnikiem i wspólnikiem w kancelarii, ma też wielkie niewyżyte przyrodzenie. Doznał jakiejś przykrości w przeszłości i teraz musi sobie to odbijać przygodnym seksikiem na jedną noc. Co chwilę inna kobieta, rozbijanie po luksusowych hotelach i takie tam....
Ale żeby nie było, że Andrew tylko się seksi i ewentualnie przebywa w kancelarii rozsiewając swoje boskie feromony, to nasz bohater nawiązuje przyjacielską relację z pewną młodą prawniczką Alyssą na forum dla prawników. "Przyjacielska relacja" pod tym pojęciem rozumiemy częste rozmowy telefoniczne, w których sporo świntuszymy, no bo tak robią przyjaciele 😊
Andrew gardzi kłamstwem. Gdy do jego kancelarii trafia stażystka z collegu - Aubrey, a on rozpoznaje w niej Alyssę, wie, że będzie musiał ją ukarać. Czy ta okrutna seksowna niewiasta w obcisłej sukience, przez materiał której widać to i owo, zrobiła to specjalnie? 😱
Mmm....ta książka to "rollercoaster emocjonalny"! Historia tak mnie "poruszyła", że ach! Jest "głęboka" i rozgrzała moje "serce" do czerwoności!
Andrew to "ideał" menszczysny.
Z "rozkoszą" czytałam o jego wyczynach.
Moją ulubioną bohaterką została *dziewica nimfomanka lodziarka podglądaczka sekretarka Jessica*. Wniosła do książki dużo humoru.
Czyta się szybko, fakt. Zabawne było też czasami.
Ocena 2,5/10
Andrew to złamany życiem facet. Jest obłędnie przystojnym prawnikiem i wspólnikiem w kancelarii, ma też wielkie niewyżyte przyrodzenie. Doznał jakiejś przykrości w przeszłości i teraz musi sobie to odbijać przygodnym seksikiem na jedną noc. Co chwilę inna kobieta, rozbijanie po luksusowych hotelach i takie tam....
Ale żeby nie było, że Andrew tylko się seksi i ewentualnie...
2016-03-09
Książkę przeczytałam, żeby się przekonać czy jest taka jak opisywała mi ją znajoma. Niestety pochlebnie się o niej nie wypowiadała. Stwierdziła, że tak durnej powieści jeszcze nie czytała. Postanowiłam sama sie "zmierzyć" z tym potworkiem.
Bohaterką "Wybieram ciebie" jest 18-letnia Harper vel Płomyczek, vel Księżniczka, vel cukiereczek - niewiarygodnie drobna i krucha istotka, wzbudzająca u wszystkich facetów (prócz własnego ojca) instynkt opiekuńczy.
Historia rozpoczyna się, gdy dziewczyna przenosi się do collegu w San Diego. Zostawia za sobą lata spędzone w bazach marynarki, u boku surowego ojca i stawia na wolność. Z miejsca zaprzyjaźnia się z Bree - swoją współlokatorka w akademiku i zyskuje masę znajomych. Każdy chłopak jest pod wrazeniem jej urody i wdzięku.
Niedoświadczona w kontaktach z facetami Harper staje się obiektem zainteresowania dwóch superseksownych półbogów - Chase'a i Brandona ;)
Jak można się domyślić fabuła, jeśli można tak to w ogóle nazwać, kręci sie wokół tego miłosnego trojkacika. Mamy wybuchy namiętności, ciągłe fantazjowanie Harper, bijatyki między facetami spowodowane zazdrością...
Ktoś napisał, że po przeczytaniu książki ciężko cokolwiek powiedzieć o bohaterach. W istocie tak jest. Są małe przeskoki czasowe, które niczego nie wnoszą, a tylko utrudniają odbiór powieści. Styl pozostawia wiele do życzenia, mamy masę powtórzeń, a dialogi są nijakie.
Nie polubiłam też głównej bohaterki. Irytowala mnie do bólu tą swoją naiwnością, niewinnością i jednoczesnym flirtowaniem z obydwoma adoratorami. Kocha jednego, kocha też drugiego, ciagle przygryza warge niczym Anastasia Steele i cały czas opada jej szczęka. Mimo, że jej uwagę zajmują tylko "miłości", w szkole idzie jej znakomicie.
Książkę, jeśli się już wkręcimy, czyta się dobrze, mimo koszmarnego stylu. To takie czytadło bez znaczenia - połknąć i zapomnieć. Jednak mam zamiar sięgnąć po druga część. Kto bogatemu zabroni? :D
Książkę przeczytałam, żeby się przekonać czy jest taka jak opisywała mi ją znajoma. Niestety pochlebnie się o niej nie wypowiadała. Stwierdziła, że tak durnej powieści jeszcze nie czytała. Postanowiłam sama sie "zmierzyć" z tym potworkiem.
Bohaterką "Wybieram ciebie" jest 18-letnia Harper vel Płomyczek, vel Księżniczka, vel cukiereczek - niewiarygodnie drobna i krucha...
2018-10-19
Nie mogę mojego pierwszego spotkania z twórczością Mastertona nazwać udanym. Przykro mi, starałam się, ale nie zaiskrzyło.
Książka zaczyna się od wybuchu pożaru w szkole tańca. Ginie kilkanaście osób.
Jest jeden milczący świadek oraz kilka podejrzanych o podpalenie ludzi. Wiemy praktycznie od początku kto to zrobił, wiec zagadki nie ma. Pozostaje tylko odkrycie motywu sprawcy, który w sumie jest mało szokujący. Nie polubiłam Katie Maguire ani reszty towarzystwa. W książce mamy ogromną ilość bohaterów oraz misz masz wydarzeń. Spotkania zbirów i ich późniejsze niecne czyny, kilka trupów, a wisienką na torcie jest scena rodem z pornoska. Jest ona dosadna. Tak dosadna, że dokładnie wiemy po jej przeczytaniu do czego jeszcze może służyć krem nivea. Nie jestem nią zgorszona, ale jej pojawienie się nie ma za bardzo sensu.
Styl autora jest dziwny. Nie jest ciężki, lekki też nie, właściwie trudny do określenia. Powieści brakuje napięcia, zagadki, lepszych dialogów. Jestem rozczarowana, bo nie tego się spodziewałam.
3/10
Nie mogę mojego pierwszego spotkania z twórczością Mastertona nazwać udanym. Przykro mi, starałam się, ale nie zaiskrzyło.
Książka zaczyna się od wybuchu pożaru w szkole tańca. Ginie kilkanaście osób.
Jest jeden milczący świadek oraz kilka podejrzanych o podpalenie ludzi. Wiemy praktycznie od początku kto to zrobił, wiec zagadki nie ma. Pozostaje tylko odkrycie motywu...
2018-09-25
2019-01-13
"Seksowny feministyczny kryminał"... tak określana jest ta książka.
Może feministyczna to ona jest, ale czy seksowna? Tutaj bym się mocno zastanowiła. Bo czy to, że bohaterka ma romans z kobietą od razu sprawia, że historia staje się seksi?
Nasz bohaterka Sonja miała dobre życie, męża i małego synka. Wrrróć! Życie nie było dobre, bo Sonja męża nie kochała i wdała się w romans z przyjaciółką. Mąż je nakrył, rozwiedli się i Sonja została na lodzie.
Nie ma kasy, mąż zajmuje się synem, a ona może się z latoroślą widywać co jakiś czas. Musi udowodnić, że jest w stanie być samodzielna i zaradna, by opiekować się synem. Decyduje się na ryzykowną grę. Staje się przemytniczką kokainy 😨
Pomyślałam, że to będzie hitowa książka. Ech... bardzo się pomyliłam. Nudy, nudy, nudy. Niby nie ma wielu stron, ale tak mnie wymęczyła, że głowa mała. Sonja przemyca sobie te narkotyki, jest pewna siebie, ale nie wie że ktoś ją obserwuje.
Wcale to nie było emocjonujące. Nie ma dreszczyku, historia nie trzyma w napięciu. Romans Sonji jest też wyprany z jakichś większych emocji, nie licząc pijackich wynaturzeń jej oblubienicy. Można to było lepiej przedstawić, dodać więcej iskier.
Obok toczy się wątek jakichś defraudacji pieniędzy w banku. Nic z niego nie rozumiałam, kompletnie mnie to nie interesowało 😝
Zaskakujący był koniec. Za niego, za pomysł i za ten feministyczny wydźwięk daję naciągane 3 gwiazdki.
"Seksowny feministyczny kryminał"... tak określana jest ta książka.
Może feministyczna to ona jest, ale czy seksowna? Tutaj bym się mocno zastanowiła. Bo czy to, że bohaterka ma romans z kobietą od razu sprawia, że historia staje się seksi?
Nasz bohaterka Sonja miała dobre życie, męża i małego synka. Wrrróć! Życie nie było dobre, bo Sonja męża nie kochała i wdała się w...
2018-05-01
"Rodzinne sekrety" to książka łącząca w sobie dwie krótkie, oddzielne powieści "Partnerzy czy rywale" oraz "Sztukę mistyfikacji".
Nigdy wcześniej nie czytałam niczego co wyszło spod pióra Nory Roberts, a ta pozycja mnie raczej nie zachęciła do dalszego poznawania jej twórczości.
"Partnerzy czy rywale" to opowieść o dwójce dziennikarzy - Laurel i Matthew, którzy cały czas się czubią. Ona pochodzi z bogatej rodziny, a jej ojciec jest właścicielem gazety, w której dziewczyna pracuje. Matthew zaś wszystko co posiada osiągnął ciężką pracą, gdyż dorastał w biedzie. Ta dwójka ma za zadanie rozwikłać zagadke śmierci Anne, drugiej żony Louisa, który to był miłością Laurel, gdy miała naście lat.
"Sztuka mistyfikacji" to historia Adama i Kirby. Ona jest córką słynnego malarza i sama już zdobyła sławę jako znakomita rzeźbiarka. Adam - również artysta ma przez kilka tygodni gościć w domu Fairchildów. Ojciec i jego latorośl maja na sumieniu kilka grzeszków, a zadaniem Adama jest zdemaskowanie oszustów i przechwycenie obrazu Rembrandta. Nie wie jednak, że w tej historii nic nie jest czarno-białe, a w domu szalonych artystów spotka miłość.
Te historie są napisane bardzo prostym językiem. Szczególnie w pierwszej części mnie on irytował. Gdyby nie wątek kryminalny, powieść byłaby tragiczna. A tak zasłużyła na 3+. Choć miałam pewne podejrzenia, tożsamość morderców nie była taka oczywista do rozszyfrowania, więc ten aspekt na plus. Reszta - dno. Wzdychanie i pożądanie... nudy.
"Rodzinne sekrety" to książka łącząca w sobie dwie krótkie, oddzielne powieści "Partnerzy czy rywale" oraz "Sztukę mistyfikacji".
Nigdy wcześniej nie czytałam niczego co wyszło spod pióra Nory Roberts, a ta pozycja mnie raczej nie zachęciła do dalszego poznawania jej twórczości.
"Partnerzy czy rywale" to opowieść o dwójce dziennikarzy - Laurel i Matthew, którzy cały czas...
2017-11-19
Czytanie tej książki, przez jej znaczną część, to męka. Początek jest obiecujący. Nico, dwudziestoośmioletnia nauczycielka, musi zostawić na czas wakacji swoje życie w Filadelfii, narzeczonego, by wrócić do Cooley Ridge - miejsca, w którym się wychowywała. Chce pomóc bratu uporządkować pewne sprawy, ale jedzie tam też po to, gdyż dostaje od chorego na demencję ojca list z zagadkową treścią i pragnie poznać motywy jakie nim kierowały, gdy go pisał. W Cooley Ridge jest wszystko z czym starała się zerwać od dziesięciu lat. Powrót oznacza ponowne zmierzenie się z przeszłością. Kiedyś w tym miasteczku zaginęła dziewczyna, a gdy Nico wraca, znika kolejna.
Narratorką jest Nico i to z jej punktu widzenia poznajemy całą opowieść. Autorka zaserwowała w książce pewien zabieg. Opisała przyjazd Nico, a potem odwróciła rozdziały. To co jest początkiem jest końcem. Jednak mimo to, wraz z pierwszymi rozdziałami drugiej części, nie wiemy nic. Dostajemy strzępy informacji, które nijak się nie łączą. Naprawdę ciężko się to czyta. Dopiero przy połowie nieco się rozluźniłam i w miarę ogarniałam sytuację. Faktycznie wszystko się ładnie zazębia i gdy przychodzi finał, wraz z nim jest też dawka zaskoczenia. Jednak historia mnie nie porwała. Pojęłam co chciała osiągnąć autorka kiedy wymyśliła sobie, że ostro namąci z akcją i wystopniuje napięcie. Mimo to, choć książka jest pełna mroku i tajemnic, nie podbiła mojego czytelniczego serca.
Czytanie tej książki, przez jej znaczną część, to męka. Początek jest obiecujący. Nico, dwudziestoośmioletnia nauczycielka, musi zostawić na czas wakacji swoje życie w Filadelfii, narzeczonego, by wrócić do Cooley Ridge - miejsca, w którym się wychowywała. Chce pomóc bratu uporządkować pewne sprawy, ale jedzie tam też po to, gdyż dostaje od chorego na demencję ojca list z...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-28
Cóż zrobić? Jestem rozczarowana tą książką. Spodziewałam się czegoś innego. Lubię Levithana za "Każdego dnia", jednak tutaj w duecie z panią Cohn, jego styl ledwo się przebijał.
Dla mnie ta powieść to takie małe dziwadło. Akcja rozgrywa się w przeciągu jednej nocy, niby dzieje się sporo, a tak naprawdę nic, co byłoby godne zapamiętania. Autorzy wrzucili do "blendera": parę przemądrzałych nastolatków, dwójkę ich wrednych bylych, sporą liczbę homoseksualistów, którzy co chwila wyskakują jak króliki z kapelusza, przyjaciółkę pijaczkę i zawilgotniale ciasteczka Oreo. Zmiksowali wszystko, po czym wylali to jak pomyje na podloge i hojnie okrasili muzyką.
Rozdziały sa przedstawione naprzemiennie, raz z perspektywy Nory, a raz Nicka. Nie polubilam tej pary, a czytanie o nich to była męka. Ich "głębokie" przemyślenia przeplatane godnym pożałowania zachowaniem doprowadzaly mnie do rozstroju nerwowego.
Do polowy szło mi jak po grudzie, potem cos ruszyło. Jednak nie polecam tej książki i naprawdę dziwi mnie, że ktoś się pokusił o jej zekranizowanie.
Edit: Film bije książkę na głowę. Nie wiem jak to zrobili, ale wykrzesane zostały dobre strony książki, trochę podrasowali historię i oglądanie jest całkiem przyjemne. Wniosek? Nawet kiepska książka może zostać fajnie sfilmowana.
Cóż zrobić? Jestem rozczarowana tą książką. Spodziewałam się czegoś innego. Lubię Levithana za "Każdego dnia", jednak tutaj w duecie z panią Cohn, jego styl ledwo się przebijał.
Dla mnie ta powieść to takie małe dziwadło. Akcja rozgrywa się w przeciągu jednej nocy, niby dzieje się sporo, a tak naprawdę nic, co byłoby godne zapamiętania. Autorzy wrzucili do "blendera":...
2016-07-30
O matko i córko! Toż to dopiero gniot!
Po kilkunastu tygodniach wróciłam do losów Księżniczki Harper - mistrzyni opadającej szczęki i ciągle płynących łez. W drugiej części dziewczyna zaczyna układać sobie życie z Chasem, a jej Gumiś rośnie jak na drożdżach. Nowa rodzina kocha ją ponad wszystko, a Sir wciąż ma w głębokim poważaniu.
Sielankę psuje niejaka Trish i jej intryga, która poniekąd doprowadza do tragedii. Harper musi sobie jakoś poradzić w nowej sytuacji. Wspierają ją najbliżsi, a do gry wraca Brandon.
Jestem pewna, że ktoś o lepszym piórze potrafiłby dodać tej historii życia i polotu. Pani McAdams tego nie potrafi. Nawet tragiczne dla bohaterów sytuacje zaraz zamienia w wielką fetę, podczas której wszyscy się śmieją, przytulają i mówią sobie słodkie do zwymiotowania bzdury. Wydarzenia następują po sobie jakoś tak bez ładu, styl woła o pomstę do nieba, a czytanie nie daje satysfakcji i męczy. Bohaterowie są nudni, stereotypowi, nie ma w książce nic co mogłoby zaskoczyć.
Zakończenie fatalne, istna wata cukrowa. Nie jest lepiej niż w jedynce, ale gorzej też nie, dlatego książka dostaje ode mnie piękną dwójeczkę.
O matko i córko! Toż to dopiero gniot!
Po kilkunastu tygodniach wróciłam do losów Księżniczki Harper - mistrzyni opadającej szczęki i ciągle płynących łez. W drugiej części dziewczyna zaczyna układać sobie życie z Chasem, a jej Gumiś rośnie jak na drożdżach. Nowa rodzina kocha ją ponad wszystko, a Sir wciąż ma w głębokim poważaniu.
Sielankę psuje niejaka Trish i jej...
2016-05-08
Czytając nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Infantylna i żałosna - to słowa jakie przychodzą mi na myśl, a które idealnie opisują tę historyjkę.
Nie oczekiwałam cudów, ale miałam nadzieję na miłą, prostą, ale nie prostacką powieść o rodzącej się młodzieńczej miłości. Sandy Hall jest dumna ze swojej książki i chwali się nią jakby była ponadczasowym dzielem. Nie wiem czym zdobyła sobie przychylność czytelników, bo mnie lektura nie porwała.
Jedyne co można zaliczyć do plusow książki to sam pomysł na opowiedzenie historii dwójki zakochanych z punktów widzenia kilkunastu osób z ich otoczenia z wyłączeniem samej pary. Jednak z tym też jest mały problem. Wiedząc kto tak naprawde stanowi trzon opowieści nie raz się gubiłam w dialogach i musialam wracać do poczatku podrozdzialu lub śledzić każde zdanie, by się połapać. Dobrze, że Hall zmniejszyła liczbę opisujących wydarzenia, bo nie wiem czy znioslabym czytanie ponad dwudziestu punktów widzenia.
Dodanie do opowiadajacych Ławki i Wiewiórki pewnie miało wprowadzić szczyptę oryginalności, może rozbawić...jednak mnie zirytowalo. Wiewiorke jeszcze znioslam, ale Ławka? Serio?
Losy bohaterów kompletnie mnie nie interesowaly. Autorka chciała zabłysnąć, a wyszedł jej nudny miszmasz. Bezbarwne, stereotypowe postacie, idiotyczne zdarzenia, to, że cały kampus pragnie, by para zakochanych była razem, bezcelowe dialogi, infantylne zachowania. Nie pomogło nawet dodanie do życiorysu naszego Romea (Gabe'a) dramatycznego wydarzenia z niedalakiej przeszłości.
Historia wcale nie jest zabawna jak można sobie przeczytać w opisie. Należę do osób, które kochają się śmiać podczas czytania. W tym przypadku zaśmiałam się jeden raz i to z bardzo kiepskiego żartu o lewym jądrze.
Opowieść nadaje się dla bardzo młodej grupy czytelniczej, mimo iż opowiada o studentach. Dla mnie to jakieś nieporozumienie.
Czytając nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Infantylna i żałosna - to słowa jakie przychodzą mi na myśl, a które idealnie opisują tę historyjkę.
Nie oczekiwałam cudów, ale miałam nadzieję na miłą, prostą, ale nie prostacką powieść o rodzącej się młodzieńczej miłości. Sandy Hall jest dumna ze swojej książki i chwali się nią jakby była ponadczasowym dzielem. Nie wiem...
2012-08-06
2013-10-18
2014-03-19
2014-11-04
2015-08-25
Nie, nie, nie...Pomysł na książkę był dobry. Kobieta w średnim wieku, po rozwodzie, próbująca na nowo ułożyć sobie życie. Jednak w wykonaniu pani Cook spalił na panewce. Autorka ta ma, zauważyłam, pewien schemat, który wykorzystuje. Już w drugiej książce, bo dane mi niestety było czytać dwie pozycje, główną bohaterkę umieszcza w wieku około czterdziestki, która jest po trudnym rozstaniu, ma szaloną, liczną rodzinę, miliony bratanków i siostrzeńców (aż ciężko się połapać), jedyne co trzyma ją przy życiu to praca. Dostrzegam również schemat pokręconego tatuśka.
Głowna bohaterka - Sarah, jest postacią totalnie nieprzemyślaną. Z jednej strony zrównoważona, ostoja rodziny, u której wszyscy szukają rady, z drugiej zbłąkana ofiara losu, kompletnie bez poczucia własnej wartości, robiąca rzeczy, które są godne pożałowania.
W książce są zabawne momenty, ale czyta się ją z lekkim oporem, szczególnie pierwsze kilka rozdziałów. Postacie są niedopracowane, dialogi na słabym poziomie, ogólnie bardzo mizernie to wypada.
Nie, nie, nie...Pomysł na książkę był dobry. Kobieta w średnim wieku, po rozwodzie, próbująca na nowo ułożyć sobie życie. Jednak w wykonaniu pani Cook spalił na panewce. Autorka ta ma, zauważyłam, pewien schemat, który wykorzystuje. Już w drugiej książce, bo dane mi niestety było czytać dwie pozycje, główną bohaterkę umieszcza w wieku około czterdziestki, która jest po...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-29
Uwaga! Możliwe, że w opinii są spojlery.
Wabikiem, w przypadku tej powieści, jest na pewno okładka. Również opis, w którym jest mowa o uczuciu chłopaka do dziewczyny oraz tym do krainy , w której spędził wakacje. Owszem, znajdziemy to, czytając "Lato w Gaskonii". Jednak wielbicielki bardziej romantycznych powieści typu "Pod słońcem Toskanii", mogą być mocno zawiedzione. Pan Martin Calder nie należy bowiem do autorów, którzy lubią roztkliwiać się w temacie swoich miłostek. Temu poświęca on jedynie niewielki ułamek z całej powieści.
Pan Calder - angielski dziennikarz, opisuje w książce swój wakacyjny pobyt w pewnej gaskońskiej wiosce, kiedy to jeszcze byl studentem. Wybrał on francuską prowincję, by móc poznać tamtejsze obyczaje i podszlifować swoja znajomość języka. Nie wyjechał on tam jednak, by odpoczywać. Pojechał aby pracować w gaskońskim gospodarstwie jako "stagiaire".
Całe gospodarstwo wraz z oberżą jest własnościa małżeństwa w średnim wieku - mężczyzny o imieniu Jacques - Henri i jego żony Marie - Jeanne. Mają oni trzech synów. Tego lata oprócz Martina zatrudniają jeszcze do pomocy dwie dziewczęta (Francuzkę Florence i Niemkę Anję) oraz kolejnego Anglika. To właśnie Anja staje sie obiektem zainteresowania naszego autora.
Powieść to praktycznie jeden wielki opis. Dialogów jest jak na lekarstwo. Calder dosłownie wyciska z okolic, w których przebywał wszystko co możliwe i przelewa na papier. Charakteryzuje on w bardzo kwiecisty sposób. Znajdziemy bogate opisy krajobrazów, lokalnych imprez, jarmarku, któremu poświęca cały osobny rozdział.
"Auberge" i całe gospodarstwo sa prześwietlone od góry do dołu. Możemy sie dowiedzieć jak Jacques - Henri zabija barany, jak zbiera się owcze i bycze łajno, jak wypasa sie owce oraz jak wyglądają prace przy zbiorach.
Równie sporo uwagi Calder poświęcił faktom historycznym i geograficznym bezpośrednio związanym z Gaskonią. Sa tu bardzo obszerne opisy walk, władców, rozwoju handlu, terytorium krainy - jak to wszystko zmieniało się na przestrzeni wieków.
Kwintesencją książki jest dla mnie cześć jaka autor oddaje jedzeniu. Skrupulatnie opisuje jak przygotowywano potrawy w "Auberge". Sporo tez zajmuje się winem - uprawą winorośli, produkcją beczek oraz samego juz kosztowania tego napoju.
Podsumowując muszę stwierdzić, że treść książki trochę mnie rozczarowała, a jednocześnie zaskoczyła. Były fragmenty, które czytałam z przyjemnością (np. te o jedzeniu), jak i takie, przy których się zatrzymywałam i robiłam przerwę, bo umierałam z nudów. Jednak tu chodzi o osobiste preferencje. Mało było tego uczucia, o którym mowa w opisie. Owszem, autor odnalazł się w tym prostym, rolniczym życiu Gaskonii i polubił okolice oraz dom, w których pracował, jednak dla mnie to nie było wystarczające. Brakuje tu ciepła i szczerości. Autor aż tak bardzo nie pokochał "Auberge", gdyż wrócił tam dopiero po latach. Równie płytkie było jego uczucie do Anji. Miałam nadzieję na jakieś prawdziwe uczucie do dziewczyny spotkanej we Francji, a to był tylko nic nie znaczący, chłodny flirt (z braku laku). Cóż rzeczywistość ciężko zmienić, ale opis powieści jest odrobinę naciągany.
Po książkę powinny sięgnąć osoby zainteresowane południowa Francją, gdyż powieśc Caldera można nazwać "biografią" Gaskonii. Nie polecam jej natomiast czytelnikom lubiącym wartka akcję - tu wieje nuda, bo to prawdziwe rolnicze życie na prowincji. Osoby wrażliwe na krzywdę zwierząt też raczej nie powinny sięgać po powieść Caldera. Mieszkańcy domostwa jedzą mięso na okrągło, a opis zabijania barana jest bardzo naturalistyczny, można nawet użyć słowa drastyczny.
Uwaga! Możliwe, że w opinii są spojlery.
Wabikiem, w przypadku tej powieści, jest na pewno okładka. Również opis, w którym jest mowa o uczuciu chłopaka do dziewczyny oraz tym do krainy , w której spędził wakacje. Owszem, znajdziemy to, czytając "Lato w Gaskonii". Jednak wielbicielki bardziej romantycznych powieści typu "Pod słońcem Toskanii", mogą być mocno zawiedzione....
2015-09-13
Nawet okładka nie przyciąga uwagi, więc czego ja się spodziewałam?
Początek książki jest chyba najlepszy i jakby na całość nie patrzeć, im dalej tym gorzej. Głównych bohaterów jest czwórka: Kevin i Claire - dwoje dwudziestokilkulatków, Emma - zaraz po trzydziestce oraz czterdziestoletni Mark. Troje z nich, gdyż jedna osoba już tam mieszka od kilku lat, przylatuje w tym samym czasie do Fuengiroli, by odpocząć od swojego dotychczasowego życia. Początkowe doświadczenia życiowe bohaterów, czyli to jak toczyły się ich losy zanim znaleźli się w Hiszpanii, są w miarę interesujące. Widać, że autorka nad nimi głowiła się najbardziej, ale potem niestety sobie odpuściła. Drogi całej czwórki się ścierają, a głównym punktem, który ich łączy jest "Bar u Pedra". Problemy bohaterów w ogóle mnie nie zaciekawiły. Zwykle gdy jest kilka głównych postaci książka jest wciągająca, a tą mimo, iż czyta się ją lekko, chciałam tylko jak najszybciej skończyć. Jest mały element zaskoczenia, bo z początku inaczej wyobrażamy sobie pary w jakie połączą się nasi Irlandczycy, jednak nawet to nie podwyższa mojej oceny. Znajdziemu tu trochę problemów sercowych, trochę finansowych, mimo, iż bohaterowie to w głównej mierze zamożni i niemożebnie inteligentni ludzie, odrobinę potyczek z prawem. Z małymi wyjątkami bohaterowie dzielą się na tych "dobrych", którzy są piękni i przystojni, oraz na "złych"- grubych albo przeraźliwie chudych, w każdym bądź razie - brzydkich. Postacie ciągle się kąpią i wybierają garderobę, kobiety są zgrabne jak modelki i każda ma "burzę włosów". W książce jest sporo błędów i nieścisłości - np. ten sam mężczyzna w jednym rozdziale ma oczy jasne, a w drugim brązowe.
Zachowania bohaterow są płytkie i bardzo powierzchowne, a zakończenie jest tak przesłodzone, że zbiera się na wymioty.
Oceniam książkę na trzy i pół, ale zważywszy na to, że gwiazdki połówek nie mają, daję jej słabą czworeczke.
Nawet okładka nie przyciąga uwagi, więc czego ja się spodziewałam?
Początek książki jest chyba najlepszy i jakby na całość nie patrzeć, im dalej tym gorzej. Głównych bohaterów jest czwórka: Kevin i Claire - dwoje dwudziestokilkulatków, Emma - zaraz po trzydziestce oraz czterdziestoletni Mark. Troje z nich, gdyż jedna osoba już tam mieszka od kilku lat, przylatuje w tym...
Czy da się w dzisiejszych czasach stworzyć interesujący romans, który nie zawiera scen erotycznych? Jak najbardziej!
"Będę Twoim bodyguardem" jest na to książkowym dowodem.
Katherine Center napisała uroczą i co najważniejsze, niewiejącą nudą, powieść, którą czytałam z dużą przyjemnością.
Dwójka głównych bohaterów, tak różna od siebie, a jednocześnie tak dobrze się uzupełniająca, rozgrzewała moje serduszko z każdą kolejną przeczytaną stroną.
Aktor i jego ochroniarka - czy z tej mąki może być chleb? 😉
Jest to historia o miłości, przyjaźni, rodzinie, stracie, wybaczaniu sobie i innym, zdradzie, procesie radzenia sobie z trudnymi doświadczeniami m.in. z dzieciństwa.
Autorka dotyka wielu tematów, zachowując przy tym lekkość jaką charakteryzują się komedie romantyczne.
Przygody bohaterów na ranczu i rodzinna atmosfera bardzo przypadły mi do gustu.
Jest też troszkę zabawnych i wzruszających momentów, które dodają książce smaczku.
Jedyne co bym zmieniła, to fragmenty, gdy bohaterka zwraca się bezpośrednio do czytelników - nie przepadam za tym zabiegiem w książkach.
Czy da się w dzisiejszych czasach stworzyć interesujący romans, który nie zawiera scen erotycznych? Jak najbardziej!
więcej Pokaż mimo to"Będę Twoim bodyguardem" jest na to książkowym dowodem.
Katherine Center napisała uroczą i co najważniejsze, niewiejącą nudą, powieść, którą czytałam z dużą przyjemnością.
Dwójka głównych bohaterów, tak różna od siebie, a jednocześnie tak dobrze się...