Urodzony w 1972 roku w Gdyni, obecnie mieszkający w Gdańsku - wiking nie mogący żyć bez morza i wiatru. Nad stan berserka przedkłada jednak buddyjski spokój. Typowa zodiakalna waga, dążąca do taoistycznej równowagi. Z wykształcenia tokarz, elektryk, elektronik, automatyk, specjalista do spraw marketingu i systemów zarządzania jakością. Pasjonat historii, szczególnie okresu średniowiecza i starożytności. Pisał od dzieciństwa, jednak nie przypuszczał, że zadebiutuje jako scenarzysta komiksów o przygodach jarla i jego hirdu nieokrzesanych wikingów.
Pierwsze publikowane opowiadania to humoreski o dzielnych marynarzach polskiej floty wojennej z ORP „Dzik”, drukowane w Science Fiction Fantasy & Horror. Ma na koncie również teksty w poważniejszym tonie, w tym mini-powieść z gatunku hard s.f. „Silentium Universi”.
W kwietniu 2009 roku ukazało się opowiadanie „Ognie na wzgórzach” będące prologiem do krzyżackiego cyklu powieściowego, ukazującego się właśnie w Fabryce Słów. Wydarzenia w nim opisane, obejmują okres wielkiej wojny z Zakonem Krzyżackim (1409-1411),gdzie historia przyprawiona jest elementami mistycyzmu.
To właśnie emocje określają nasz gatunek. Czynią nas tym, czym jesteśmy. Owszem, powodują, że popełniamy błędy i cierpimy, ale dzięki temu z...
To właśnie emocje określają nasz gatunek. Czynią nas tym, czym jesteśmy. Owszem, powodują, że popełniamy błędy i cierpimy, ale dzięki temu zdobywamy doświadczenie. A ono pozwala nam się rozwijać.
Jedyny wojenny okręt ludzi ucieka przez całą galaktykę przed pościgiem Obcych, by znaleźć nowy świat dla ludzkości. Ale to już było, co? Battlestar Galactica jak ta lala. Plagiat? Nie. Domagalski umyślił sobie napisać taką Battlestar Galacticę, jaką sam chciałby obejrzeć – bez tego co irytowało, za to z tym czego brakowało...
WIĘCEJ:
https://seczytam.blogspot.com/2024/02/dariusz-domagalski-hajmdal-t-1-6.html
Czy to źle, że nie zostałem uwiedziony historią przedstawioną w "Początku podróży"? Z jednej strony źle, bo lubię SF i w sumie dobrze by było jednak, żebym został wciągnięty, byłoby co czytać w zimowe wieczory. Z drugiej strony dobrze, bo potwierdziłem po raz kolejny, że nie warto czytać książek, które "nie wciągają" po 50 pierwszych stronach. Może jestem już trochę za stary na opowieści o nawalaniu się z kosmitami, a może temat jest już na tyle oklepany, że kolejna pozycja tego typu, po prostu nie ma prawa zainteresować wytrawnego czytelnika. Nie wiem czy na świecie jest jakaś skończona ilość wyobraźni, że o oryginalny temat w filmach czy książkach jest coraz trudniej? Być może przekazywanie w gruncie rzeczy tej samej historii na milion różnych sposobów jest metodą, która w zamyśle ma interesować tłumy? Nie dziwmy się jednak potem, że coraz mniej ludzi czyta książki, gdy efektowne okładki, obiecujące tytuły i zachwycające mini-recenzje na okładce są fasadą wydmuszki.