-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-06-27
2016-12-03
2019-11-15
2019-05-07
Leora żyje w świecie, w którym ludzie najważniejsze wydarzenia swojego życia upamiętniają na własnej skórze. Po śmierci skóra wraz z tatuażami zostaje przekształcona w księgę, która ma na celu upamiętnić przodka. Jednak taka droga czeka tylko tych, którzy wiedli dobre i godne zapamiętania życie. Leora, po śmierci ojca, oczekuję, że zostanie on godnie upamietniony. Niestety w trakcie przygotowania ceremonii mającej ocenić życie jej ojca zaczynają pojawiać się komplikacje, a pewność Leory wobec tego, czy dobrze znała własnego ojca, zaczyna przeradzać się w strach i niepokój. Do tego zaczynają nią targać wątpliwości wobec tego, czy w to, co wierzyła i wierzą wszyscy wokół, jest słuszne.
Po tę książkę sięgnęłam głównie dlatego, że zaintrygował mnie pomysł autorki. Choć trochę dziwny, to bez watpienia zasłużył na miano oryginalnego. W książkę mamy do czynienia ze światem o zupełnie innej kulturze. Istnieje w nim kult tatuażu, który mógłby nawet przybrać miano religii. Ludzie i państwo mają obsesje na punkcie tatuaży. Osoby, które postanawiają obrać inną ścieżkę, niż naznaczanie swojej skóry tuszem, są piętnowane i skazywane na gorszy żywot. Pomysł naprawdę brzmiał interesująco, lecz jeżeli chodzi o plusy, to według mnie to by było na tyle.
Najbardziej zawiodło mnie zachowanie głównej bohaterki, które to było męczące i często strasznie dziecinne, jak na nastolatkę wchodząca w "dojrzalszą" cześć swojego życia. Najbardziej rozbarwił mnie moment, w którym to z opresji Leore ratuje jakiś chłopak, wtedy ona chcąc się wymigać mówi "czuje się już lepiej, więc muszę iść do mamy". I nie zrozumcie mnie źle, dzieckiem się jest zawsze, ale w moim odczuciu zabrzmiało to, jakby mówiła to 12-latka, a nie młoda dziewczyna, rozpoczynającą staż w wymarzonej pracy. Zamiast tego autorka mogła napisać, "muszę już wracać do domu, mama pewnie się martwi". Tymczasem Alice Broadwey zastosowała prostsze rozwiązanie, które niestety brzmi nieadekwatnie do wieku głównej bohaterki. Jest to oczywiście jedna z wielu sytuacji, na które natrafiłam w tej książce.
Jako że dialogi nie zawsze brzmią adekwatnie do wieku głównej bohaterki to i też styl autorki nie jest jakiś szczególny. Jest on prosty, lekki. O ile czasem miło jest przeczytać coś lekko napisanego, to tutaj mam wrażenie, że autorka z tym trochę przesadziła.
Do tego zdziwił mnie fakt, że prawie każda postać w tej historii, jest powiązana z "kultem tatuażu". W książce natrafiłam tylko na jednego bohatera, który w pracy nie jest powiązany z tatuażami - piekarza. Reszta to urzędnicy zajmujący się ważeniem dusz, tatuażyści, skórownicy (ludzie oprawiający księgi), ludzie czytający i oceniający tatuaże jeszcze za życia człowieka. Gdy już myślałam, że trafiłam na lekarza - ważny zawód w społeczeństwie - okazało się, że nadzoruje on by dzieci po porodzie były oznakowane we właściwy sposób. Zaczęłam się wówczas, zastanawiać jak takie społeczeństwo funkcjonuje, gdzie są nauczyciele, sprzedawcy, prawnicy, ogrodnicy, pisarze etc. jeżeli prawie każdy robi coś związanego z tatuażami. Oczywiście mogłabym sobie dopowiedzieć, że gdzieś tam ci ludzie istnieją i dopełniają swoją mniejszą lub większą rolę w społeczeństwie, jednak czy o to chodzi w czytaniu? W dopowiadaniu sobie? Jako czytelnik odniosłam wrażenie, że to społeczeństwo jest sztuczne i nienaturalne.
Niestety "Tusz" mnie zawiódł. Oczekiwałam od tej historii czegoś nowego i innowacyjnego. Otrzymałam to, ale ceną była irytująca bohaterka, zbyt prosty jak na mój gust styl autorki, oraz dziwne, jak dla mnie nielogiczne funkcjonowanie społeczeństwa.
Leora żyje w świecie, w którym ludzie najważniejsze wydarzenia swojego życia upamiętniają na własnej skórze. Po śmierci skóra wraz z tatuażami zostaje przekształcona w księgę, która ma na celu upamiętnić przodka. Jednak taka droga czeka tylko tych, którzy wiedli dobre i godne zapamiętania życie. Leora, po śmierci ojca, oczekuję, że zostanie on godnie upamietniony. Niestety...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-02-22
2019-01-05
Już we wstępie wspomnę, że pierwszy tom serii - „Dwór Cierni i Róż” nie oczarował mnie tak jak resztę czytelników. Owszem książka sama w sobie podobała mi się, lecz nic poza dobrą i przyjemną w lekturze powieścią w niej nie widziałam. Po części byłam trochę zawiedziona, gdyż po przeczytaniu „Szklanego Tronu” spodziewałam się ogromnego ‘WOW’, do tego dochodziły zachwyty innych, których nie byłam w stanie zrozumieć. Mimo to dałam się nakłonić kilku osobom, bym przeczytała drugi tom, bo jak to mi powiedziano – jest on znacznie lepszy od poprzedniego. Tak też zrobiłam, bo nie należę do osób, które od razu skreślają serie tylko dlatego, że pierwszy tom nie spełnił osobistych oczekiwań.
Jakie było moje zdziwienie, gdy skończyłam czytać „Dwór mgieł i furii”. Gdy zamknęłam książkę w oznace jej zakończenia, byłam już świadoma różnicy występującej między oboma tomami. Zrozumiałam, że te początkowe czterysta stron pierwszej części były tylko wstępem do zawiłej, przepełnionej braterstwem i miłością historii. Polubiłam postacie, które początkowo mnie drażniły. Feyra zaczęła się przemieniać z nieufnej, wiecznie niezadowolonej marnej człeczyny, w sympatyczną, szczęśliwą dziewczynę. Wtedy dotarł do mnie zabieg, jaki zastosowała autorka w pierwszym tomie – Sarah J. Maas chciała najzwyklej w świecie widocznie ukazać to, jak Feyra się zmienia dzięki poznaniu ukochanej osoby.
Z drugiej strony „Dwór mgieł i furii” to też nie jest książka idealna, to samo tyczy się trzeciego tomu „Dworu skrzydeł i zguby”. Książka rozpowszechniana jest jako fantastyka z wątkiem romantycznym w tle, ale według mnie jest zupełnie odwrotnie. Nadchodząca wojna staje się tłem dla ukochanych, którzy chcieliby żyć długo i szczęśliwie, lecz świat jak na złość szykuje im bój, w którym oboje mogą zginąć. Nie twierdze, że przez to książka staje się bezpretensjonalnie zła. Czasem zwyczajnie przeszkadzało mi to, że większość książki to zamartwianie się o uczucia, a wojna, która w tamtej chwili była według mnie znacznie ważniejsza, odchodziła gdzieś na drugi plan. Oczywiście, bohaterowie obawiali się jej i jej skutków, więc starali się szukać rozwiązań. Dlatego bym przymknęła na to oko, gdyby nie pewien fakt związany z trzecim tomem.
Zdziwiło mnie to, że spór trwał tak krótko. Spodziewałam się, że cały trzeci tom będzie przepełniony trudnymi bitwami, podczas gdy tych pojawiło ledwo kilka. A walki wydawałoby się, że nie trwają nawet rok – a miało być tak ciężko. Do tego jest kilka wydarzeń w „Dworze skrzydeł i zguby”, które można było przewidzieć.
Jednak pochwalić autorkę nadal jest za co. Prócz rozwinięcia charakterów postaci, świetnie pokierowała akcją, która nie pozwalała mi się nudzić. Zwłaszcza tyczy się to drugiego tomu. A w książkach tego typu ważnym jest, by akcja nie przynudzała czytelnika. I głównie to zaczęło się odbijać bardziej na plus tej serii. Zaczęłam odczuwać silne emocje, a w głowie zadawałam sobie pytania – czy ten bohater przeżyje? Co będzie z nim dalej? Wyzdrowieje?
Koniec końców okazało się, że polubiłam Dwory, gdyż spędziłam przyjemnie przy nich czas. Książki te pozwoliły mi się oderwać od problemów dnia codziennego oraz zanurzyć się w świecie, gdzie uczucia i silne więzi odgrywają znaczącą rolę. Pokazały mi piękne emocje i przyjaźnie. Jednak jeżeli poszukujecie górnolotnej fantastyki, tu jej nie znajdziecie. Jeżeli już uparliście się na Maas to polecam Wam „Szklany Tron”, którym autorka oczarowała mnie kilka dobrych lat temu, kiedy to o niej jeszcze nie było tak głośno. Natomiast Dwory pozostawiam fanom ‘lekkiej’ fantastyki i romansów, którym myślę, że na pewno ta seria się spodoba.
Już we wstępie wspomnę, że pierwszy tom serii - „Dwór Cierni i Róż” nie oczarował mnie tak jak resztę czytelników. Owszem książka sama w sobie podobała mi się, lecz nic poza dobrą i przyjemną w lekturze powieścią w niej nie widziałam. Po części byłam trochę zawiedziona, gdyż po przeczytaniu „Szklanego Tronu” spodziewałam się ogromnego ‘WOW’, do tego dochodziły zachwyty...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-22
Wasilisa od zawsze była uważana za inną. Już przed własnymi narodzinami jej matka wiedziała, że jej córka będzie wyjątkowa, że będzie posiadała jakiś dar. Wasia początkowo nie wykazywała żadnych nadprzyrodzonych umiejętności, była tylko trochę niesforna i zdziczała. Jednak ciekawe rzeczy zaczęły się dziać w trakcie jej dorastania, kiedy to nadal wierzyła bajkom opowiadanym przez nianie. Czasem do czasu zdarzało się ją spotkać samą rozmawiającą z jakimiś niewidocznymi dla zwykłego człowieka postaciami, siejąc wokół siebie i rodziny masę plotek. Tak więc tam, gdzie pojawiała się Wasia, tam usłyszeć można było głośne szepty i pomrukiwania pełne powątpiewania. Mimo dezaprobaty mieszkańców Wasilisa, żyła dalej czerpiąc z życia jak najwięcej.
Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia do małej wioski położonej na północy Wielkiej Rusi przybywa uwielbiany przez moskiewskich ludzi Pop. Gdy ten zaczyna siać strach i lęk, sytuacja w wiosce się zmienia. Mieszkańcy żyją w przerażeniu i trwodze, w obawie przed zruceniem na siebie gniewu Pana. Tak też ludzie zaczynają porzucać wiarę w słowiańskie demony, przestając je karmić, a następnie pamiętać. Domostwa bez ochrony stają się bezbronne, a nad miasteczkiem zaczyna wisieć dziwna aura, zapowiadająca bardzo ciężkie czasy. Ludzie, widząc, że Wasilisa nie zmienia swojej postawy, zaczynają na nią zrzucać winę za wszystkie miejscowe nieszczęścia, jednak, po czyjej stronie tak naprawdę jest wina? Gdzie kryje się zło? Czy mieszkańcy zrozumieją, na czyje łowy się narazili?
Zabierając się za lekturę tej powieści, domyślałam się, że mi się spodoba. Koniec końców to jak najbardziej moje klimaty — fantastyka wyjęta rodem z baśni, z wątkiem mitologii słowiańskiej, która odgrywa tu znaczącą rolę. Czego chcieć więcej? Nie spodziewałam się jednak, że książka ta spodoba mi się aż tak. Ba, mogę śmiało stwierdzić, że jest to jedna z lepszych książek, jakie udało mi się przeczytać w tym roku. Dlaczego? To już postaram się Wam wyjaśnić w dzisiejszej recenzji.
Najbardziej w tej historii polubiłam Wasie. Początkowo, w pierwszych rozdziałach, gdy była jeszcze małą dziewczynką, przepełnioną nieskończoną energią, działała mi na nerwy. Z czasem jednak zaczęłam coraz przychylniej podchodzić do niej i jej zachowania, często nawet go popierając. Bardzo polubiłam jej dziki, nieposkromiony charakter. Nie powiedziałabym, że jest to bohaterka z pazurem, za to na pewno powiedziałabym, że jest to bohaterka z własną wyraźną osobowością. Wasilisa ma swoje własne obawy, ale gdy trzeba, potrafi zawalczyć o siebie i swoich bliskich. Mimo tego, że ludzie mówili o niej przeróżne rzeczy, robiła swoje i starała się podtrzymywać na siłach domowe demony, opiekujące się wsią. Starała się nie przejmować opinią innych i nadal była sobą.
Kolejny element, który oczarował mnie w tej powieści to sposób, w jaki ta powieść została napisana, opowiedziana. Ma swój niepowtarzalny baśniowy klimat. Równie mocno można odczuć klimaty pradawnej Rusi, które na pewno oczarują nie jednego miłośnika słowiańskich klimatów.
W tej książce wiele razy pojawiało się zdanie "Nie zapomnij o mnie", które z czasem stało się dla mnie takim "echem" dla tej powieści. Mam wrażenie, że książka ta kładzie szczególny nacisk na dotrzymywaniu obietnic i pamiętaniu o rzeczach dla nas ważnych.
„Niedźwiedź i słowik" to książka, która mnie zachwyciła i oczarowała. Jest to powieść, która posiada swój własny niezastąpiony klimat oraz niesamowitą bohaterkę, do której niesamowicie się przywiązałam. Na pewno jest to świat, do którego kiedyś chętnie wrócę.
Wasilisa od zawsze była uważana za inną. Już przed własnymi narodzinami jej matka wiedziała, że jej córka będzie wyjątkowa, że będzie posiadała jakiś dar. Wasia początkowo nie wykazywała żadnych nadprzyrodzonych umiejętności, była tylko trochę niesforna i zdziczała. Jednak ciekawe rzeczy zaczęły się dziać w trakcie jej dorastania, kiedy to nadal wierzyła bajkom opowiadanym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-07-09
Dzień w dzień, nastolatkowie zamieszkujący Irlandię są masowo porywani, by doświadczyć 3 minuty i 4 sekundy w Szaroziemiu - świecie wyblakłym i bezbarwnym, w którym mieszkają groźni i brutalni Sidhé oraz ich stwory. Sidhé to lud, który dawno temu zamieszkiwał Irlandię, gdy jednak Irlandczycy za pomocą traktatu, zesłali ich z ukochanej ziemi, która zdobyła u nich przydomek krainy tysiąca barw do Szaroziemia, postanowili się zemścić. Za pomocą czarów wzywają nastolatków do ponurej krainy, w której polują na nich, by po schwytaniu brutalnie torturować, a na koniec odbierać im życie. Dlatego powstają szkoły przetrwania, w których młodzi obywatele uczą się walki, jak i rożnych przydatnych tajników, które mają za zadanie ocalić ich od śmierci.
Nessa jest kaleką, przez co nie może biegać, co równa się ze śmiercią podczas wezwania. Dziewczyna pomimo problemu, jest zdeterminowana, dlatego postanawia walczyć z Sidhé jak i przeżyć. Dziewczyna oprócz problemu tyczącego się przyszłości ma również problemy z bandą rówieśników, którzy ją prześladują. Czy Nessie uda się uciec nie tylko Sidhé, ale i jej prześladowcom?
O tej pozycji słyszałam dużo negatywnych jak i pozytywnych opinii, z tej przyczyny ustaliłam, iż sama muszę się zapoznać z książką, aby się przekonać co wzbudza takie kontrowersje. Przeczytałam tę książkę w cztery dni i wcale nie jest ona taka zła czy straszna jak część osób mówi, lecz wiemy przecież, iż o gustach się nie dyskutuję.
Pozycja ta opowiada o Nessie, kalece, która prawdopodobnie zginie podczas wezwania. Jest to zdeterminowana, spokojna, mądra i opanowana dziewczyna, która codziennie sobie wmawia, że przetrwa spotkanie z Sidhé. Może i jej nie pokochałam, ale mimo tego trochę się do niej przywiązałam. Zdecydowanie bardziej do gustu przypadła mi postać śmiałej, zadziornej, szukającej problemów Megan czyli najlepsza przyjaciółka Nessy, oraz nasz czarny charakter Conor, który zatruwa życie głównej bohaterki. Nie wiem co w nim dokładnie polubiłam, może po prostu dla odmiany musiałam spojrzeć na coś z innej perspektywy. Nie przeczę, że niektóre jego wybory były głupie i infantylne, ale nie zapominajmy, że mówimy o nastolatku.
Książka jest ponura i brutalna, bohaterowie tylko czekają na swoją kolej, przez co panujący nastrój jest przygnębiający. Świat, który wykreował autor, przesiąka tajemniczością, mrokiem i rozpaczą, a tyczy się to nie tylko świata Sidhów, ale poniekąd świata ludzi. Nigdy jeszcze się z czymś takim nie spotkałam. Nie wiem co miał w głowie pan O’ Guilin, ale momentami książka wydawała mi się przerażająca. Pozycja ta ma w sobie coś oryginalnego, a zarazem strasznego, co czyni ją naprawdę intrygującą.
Może i nie są to Igrzyska Śmierci, Więzień Labiryntu czy Niezgodna, pomimo tego książka jest warta uwagi. Jedyną rzeczą w tej powieści, która nie przypadła mi do gustu, był sposób w jaki pisał autor, co nie oznacza, że wam jego styl nie może się spodobać.
Dzień w dzień, nastolatkowie zamieszkujący Irlandię są masowo porywani, by doświadczyć 3 minuty i 4 sekundy w Szaroziemiu - świecie wyblakłym i bezbarwnym, w którym mieszkają groźni i brutalni Sidhé oraz ich stwory. Sidhé to lud, który dawno temu zamieszkiwał Irlandię, gdy jednak Irlandczycy za pomocą traktatu, zesłali ich z ukochanej ziemi, która zdobyła u nich przydomek...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-01
2018-05-19
Violet jest fanką dystopijnej powieści „Taniec na szubienicy”, która zaskarbiła sobie serca wielu czytelników. Książka stojąca na równi z „Igrzyskami Śmierci” i „Niezgodną” doczekała się również ekranizacji. Gdy Violet dowiaduje się, że na najbliższym Comic Conie znajdzie się aktor grający jej ulubionego bohatera – Willowa, dziewczyna nie może się doczekać, aż znajdzie się na festiwalu. Otoczona fanami różnych serii, komiksów i filmów wyczekuje, wraz z bratem i przyjaciółkami na spotkanie ze znanym aktorem, gdy jednak do niego dochodzi dziewczyna, jest nim zawiedziona. O wiele bardziej wolałaby poznać prawdziwego Willowa.
Niespodziewanie dziewczyna mdleje i wraz ze swoimi towarzyszami budzi się w świecie swojej ulubionej książki. Gdy przypadkiem jedna z przyjaciółek Violet doprowadza do śmierci głównej bohaterki – Rose, zostają uwięzieni w tym okrutnym świecie. Niestety, by się wydostać muszą doprowadzić historie do końca, a to oznacza, że ktoś musi wcielić się w rolę Rose.
Bardzo chciałam przeczytać ten tytuł, zresztą nie bez powodu. Jako wielbicielka przeróżnych serii i książek musiałam po tę książkę sięgnąć. Ile razy zastanawialiście się, jakby to było przypadkiem trafić do świata swojej ulubionej sagi? Osobiście zastanawiałam się nad tym wiele razy, dlatego też oczywiste jest, że nie mogłam być tej książce obojętna.
Główna bohaterka – Violet, to zwykła dziewczyna, taka jak ja, a może nawet jak któraś z Was. Ta bijąca od niej „normalność” bardzo przypadła mi do gustu, gdyż łatwiej było mi ją zrozumieć, a co za tym idzie również się z nią utożsamić, bądź nawet wyobrazić sobie siebie na jej miejscu. Nie będę ukrywać, że całkiem ją polubiłam. Za to postacią, za którą nie przepadłam jest Alice, przyjaciółka Violet. Nie było rozdziału, w którym by mnie ona nie irytowała swoją złośliwością i egoizmem.
Czytając o książce w książce, na samym początku czułam się trochę dziwnie. Okazało się jednak, że musiałam się jedynie w książkę wkręcić, by przekonać się, jak wiele ona skrywa. Pomysł i wykonanie – obie rzeczy wyszły świetnie. Trzeba jednak przyznać, że niektóre rzeczy można było przewidzieć..
Najbardziej polubiłam żarty nawiązujące do dystopii (głównie do „Igrzysk Śmierci” i „Niezgodnej”). Autorka naśmiewała się z niektórych schematów występujących w tym gatunku, po czym powoli je łamała. Nie raz miałam wrażenie, że sama Anna Day rozumie jak to jest uwielbiać daną serię, do tego stopnia, że mimo wszystko chciałoby się do tej książki dostać.
„Fandom” to według mnie książka przede wszystkim od fana dla fana – koniec końców ten, kto tę książkę napisał, musiał wiedzieć, jak czuje się osoba ubóstwiająca daną serie, książkę, świat. Jeżeli marzycie o przeniesieniu się do jakiejś książki, chociaż by tylko po to, by móc poznać ulubioną postać… myślę, iż historia ta może się Wam spodobać.
Violet jest fanką dystopijnej powieści „Taniec na szubienicy”, która zaskarbiła sobie serca wielu czytelników. Książka stojąca na równi z „Igrzyskami Śmierci” i „Niezgodną” doczekała się również ekranizacji. Gdy Violet dowiaduje się, że na najbliższym Comic Conie znajdzie się aktor grający jej ulubionego bohatera – Willowa, dziewczyna nie może się doczekać, aż znajdzie się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-23
Po tym, jak Alicja została porwana przez Tristana – brata Hadriana, robi wszystko, by przetrwać w mrocznych podziemiach Hadesu, pełnych cieni, gotowych pożreć jej duszę. Chwytając się szczęśliwych wspomnień, czeka, aż ktoś ją uratuje, jednak dni mijają, a pomoc nie nadchodzi. Dziewczyna, chcąc się wydostać z ponurego miejsca, postanawia zdobyć przychylność Tristana i uciec. Gdy cudem udaje jej się to zrobić, wie, że między nią a bratem Hadriana nawiązała się nić porozumienia. Chcąc uratować obu braci, próbuje przekonać Circus Lumos do szukania sposobu na przełamanie klątwy. Tymczasem na jaw wychodzą sekrety i tajemnice z przeszłości, które mogą przyczynić się do rozpadu grupy cyrkowej.
„Król Kier” był mocno przeciętną książką. Masa schematów i szkolnych stereotypów wziętych żywcem z Disney Channel, nie mogły być przychylne tej powieści. Było jednak coś, co zwróciło moją uwagę. Był to pomysł na tę historię, jaką miała autorka. Pomimo tego, że poprzedni tom nie skradł mojego serca, postanowiłam zaczekać, aż „Perłowa Dama” zostanie wydana, bym mogła ją przeczytać i sprawdzić, czy autorka dokonała jakichś postępów. Tak też zrobiłam i dzisiaj przychodzę do was z jej recenzją. A więc, co sądzę o „Perłowej Damie” Aleksandry Polak?
Warto zwrócić uwagę na fabułę, która teraz jest bardziej rozbudowana. Przede wszystkim, można teraz odczuć magię tego świata, której w poprzednim tomie niemalże nie było. Nie zabrakło również momentów, trzymających w napięciu, dzięki którym ciężko było odłożyć książkę na bok. Nie będę ukrywać, że lektura ta niesamowicie mnie wciągnęła, pomimo tego, że nadal była ona często przewidywalna. Pochłonęłam ją w zaledwie trzy dni, bez żadnego "przymusu" ze swojej strony.
Jeżeli chodzi o Alicje, była całkiem w porządku. Przestała być „bezużyteczna” i odgrywała jakąś sensowną rolę w tej historii. Niestety, ponownie wplątała się w trójkąt miłosny i to dosyć standardowy i przewidywalny, jednak jeżeli ma to oznaczać, że Tristana będzie więcej, nie mam nic przeciwko. Otóż Tristan to nie tylko krwiożercza bestia chcąca zabić Hadriana, jak to całe Circus Lumos twierdzi. Jest on również chłopakiem skrzywdzonym, przez własnego ojca, często odtrącany przez innych.
Niestety, schematy, przewidywalność wraz ze stereotypami pozostały, aczkolwiek nie rzucały się one już tak bardzo w oczy. Myślę, że to trochę za sprawą akcji, a może po prostu byłam na to przygotowana, po lekturze „Króla Kier”.
„Perłowa Dama” to lekka, przyjemna młodzieżówka, która nadal nie wprowadza niczego nowego do tego typu literatury, ale można z nią spędzić całkiem miło czas. Postęp jest minimalny, jednak cieszę się, że jakiś jest, tymczasem ja wyczekuje trzeciego tomu, by zobaczyć kolejne postępy, które mam nadzieję, się pojawią.
Po tym, jak Alicja została porwana przez Tristana – brata Hadriana, robi wszystko, by przetrwać w mrocznych podziemiach Hadesu, pełnych cieni, gotowych pożreć jej duszę. Chwytając się szczęśliwych wspomnień, czeka, aż ktoś ją uratuje, jednak dni mijają, a pomoc nie nadchodzi. Dziewczyna, chcąc się wydostać z ponurego miejsca, postanawia zdobyć przychylność Tristana i uciec....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-05
Mija parę miesięcy od odkrycia spisku Conleya. Przez ten czas rodzina Marguerite, żyję niespokojnie, zastanawiając się jak rozwiązać ten niecodzienny problem. Za to u Theo zaczynają się pojawiać pierwsze objawy po zażywaniu włamywacza. Chłopak w końcu trafia do szpitala, a lekarze nieznający narkotyku, nie mogą mu pomóc. Dlatego też Paul – najlepszy przyjaciel Theo, postanawia przenieść się do wymiaru, skąd pochodzi włamywacz i zdobyć na niego antidotum. Niestety, nie wraca, a zaniepokojona Marguerite postanawia go odszukać, pomimo sprzeciwu rodziny. Tak jak poprzednim razem, podczas podróży między wymiarami towarzyszy jej Theo. Tym razem jednak cel wyprawy jest inny, a z Marguerite podróżuję przyjaciel, zamiast szpieg Triadu.
Pisząc tę recenzję, jestem w stanie stwierdzić jedno – autorka zrobiła postęp. Potrafiła zaskoczyć, rozśmieszyć, czasem może i wzruszyć. Miałam możliwość poznać trochę lepiej bohaterów.
W tej recenzji może pojawić się sporo odwołań do poprzedniej części, ponieważ chcę wam pokazać „przemianę”, jaka nastąpiła między pierwszym a drugim tomem.
Tak jak powyżej wspomniałam część ta, potrafi rozbawić i zaskoczyć. Nie pamiętam, by i tak było w Tysiąc odłamków ciebie. Zdarzyła się sytuacja, gdzie zaczęłam śmiać się głupkowato do siebie, ponieważ rozbawiła mnie niezręczna sytuacja, w której odnaleźli się Theo i Marguerite :’) Pojawiło się również parę zaskakujących momentów. Miła odmiana, ponieważ nie wiem, czy pamiętacie, gdy pisałam, że pierwszy tom był przewidywalny.
Nie ma co ukrywać – Marguerite należy do tych irytujących bohaterek. Nie raz miałam ochotę przywalić jej czymś w łeb. Jednak jest również jedną z tych paradoksalnych postaci, które pomimo tego, że was denerwują, to z czasem zaczynacie trzymać dla nich kciuki, a nawet się do nich przywiązujecie. W tej części, Marguerite przechodzi pewną przemianę. Jej poglądy się zmieniają, a my widzimy ten proces. Podobało mi się to, że przebiegał on naturalnie oraz to, że ta cała zmiana była jak najbardziej uzasadniona.
Mieliśmy również szansę poznać Theo z wymiaru Marguerite. Jest on wrażliwy i sarkastyczny. Starał się ukrywać złamane serce, co nie oznacza, że zawsze mu to wychodziło. Co tu wiele mówić. Uroczy chłopak. Bardzo go polubiłam.
Pamiętacie jak w recenzji Tysiąc odłamków, ciebie narzekałam na super, mega, szybką orientację głównych bohaterów, po odnalezieniu się w nowym wymiarze?
Mam wrażenie, że w Dziesięć tysięcy słońc nad tobą uległo to minimalnej poprawie. Chwilami udzielała mi się dezorientacja głównej bohaterki, ponieważ pozory myliły nas obie.
Podsumowując, myślę, że Dziesięć tysięcy słońc nad tobą to całkiem dobra książka.
W porównaniu do swojego poprzednika potrafi wciągnąć, zaskoczyć i kierować emocjami. Podobno kolejny tom jest jeszcze lepszy :) Jest u mnie na półce, więc niedługo sama się przekonam.
Mija parę miesięcy od odkrycia spisku Conleya. Przez ten czas rodzina Marguerite, żyję niespokojnie, zastanawiając się jak rozwiązać ten niecodzienny problem. Za to u Theo zaczynają się pojawiać pierwsze objawy po zażywaniu włamywacza. Chłopak w końcu trafia do szpitala, a lekarze nieznający narkotyku, nie mogą mu pomóc. Dlatego też Paul – najlepszy przyjaciel Theo,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02-02
Kate Harker i August Flynn nigdy nie czuli się dobrze we własnej skórze. Kate zawsze próbowała udowodnić swoją wartość ojcu, a August chcę być taki jak inni – człowiekiem. Jednak świat, w którym żyją, jest brutalny i pozbawiony marzeń, a narodzone z przemocy potwory sieją spustoszenie.
W ciemnych zakamarkach ulic czają się Corsaje – bezrozumnie istoty, które żyją tylko po to, by zaspakajać swoje potrzeby. Za to nocami do domów zakradają się Malchaje – potwory, wysysające krew z człowieka. Każde ciężkie przewinienie oraz skaza na duszy jest wykrywana przez Sunajów – stworzeń żywiącymi się duszami grzeszników. A Prawdziwość podzielona na dwie części jest rządzona przez dwie rodziny, o różnych poglądach, które lata temu doprowadziły do sporów, które spowodowały wojnę. Zakończyła się ona sojuszem, a każdej ze stron została przydzielona część miasta.
Niestety powoli sojusz zaczyna się rozpadać, a Callum Harker wysyła coraz więcej swoich potworów na ziemie Henrego Flynna. Dlatego też postanawiają wysłać Augusta do szkoły, do której chodzi Kate, by ten mógł zaznajomić się z Katherine oraz wypatrywać podejrzanych zachowań.
Czy Kate odkryję, kim jest August? Że pochodzi z oddziału Flynn’a, a co najważniejsze – że jest potworem?
Zabierając się za ten tytuł, wiedziałam, że mi się spodoba, ba – wiedziałam, że będzie to jedna z lepszych książek tego roku. Nie spodziewałam się jednak, że ta powieść mnie porwie i w sobie rozkocha! Gdy skończyłam ją czytać o mało, nie rozkleiłam się z rozpaczy – chciałam więcej Augusta i Kate, więcej tego świata, więcej wszystkiego! Gdy nie mogłam czytać tej książki (często z powodu szkoły – egzaminy próbne itd.) miałam ochotę bić głową o ścianę – moje myśli ciągle biegły do Okrutnej Pieśni, samotnej leżącej na półce 2 metry od mojego biurka.
To, co najbardziej kocham w tej historii to postacie. Dawno nie spotkałam się z tak świetnie rozbudowanymi bohaterami. Kate – to pełna gniewu i frustracji dziewczyna, zmagająca się z wielką stratą. Ma swój charakterek i to w niej lubię najbardziej. Nie da sobie nikomu wejść w drogę, a każdy, kto jej podpadnie, za to zapłaci. Za to August… To mój nowy książkowy mąż! Jest w nim dużo smutku i wstydu, nienawidzi siebie, dlatego, że jest potworem, a przez większość książki widzimy, jak próbuje siebie zaakceptować.
Głównie dlatego, że jest Sunajem, był izolowany od innych dla bezpieczeństwa. Prócz własnej rodziny i ludzi dla nich pracujących mało kiedy widział obcych. No… nie licząc "grzeszników".
Ubóstwiam tę dwójkę, ponieważ mają niepowtarzalne osobowości i wiedzą czego chcą – zwłaszcza Kate co widać już po pierwszym rozdziale. Czego chcieć więcej?
Muszę też wspomnieć o świecie, który jest równie wyjątkowy co postacie. Miasto odizolowane od reszty kraju, gdzie życie mieszkańców codziennie wisi na włosku. Ci, którzy mają możliwość wyjechać z miasta, przeważnie się nie wahają, a ci, co zostają, muszą wybrać, po której ze stron się opowiedzą. Autorka do ostatniej strony tłumaczy nam działanie zbudowanego przez nią „uniwersum”. Nawet zdradziła nam, jak się rodzi każdy z potworów. Podczas lektury miałam wrażenie, że to miasto istnieje, a każdy potwór może dopaść również mnie.
Bywały takie momenty, gdzie wydawało mi się, że autorka tą powieścią chciała też coś przekazać. Czasami słowo potwory, nie kojarzyło mi się z „prawdziwymi” potworami, ale bardziej ze zwykłą przenośnią, co dawało innego znaczenia zdaniu. Zresztą można również łatwo zauważyć, że bohaterowie zmagają się z wieloma problemami, głównie z akceptacją. Wydaję mi się, że Victoria Schwab chciała dodać głębi tej książce, byśmy mogli łatwiej się w nią wczuć, żebyśmy mogli nawet coś z niej wyciągnąć. Bo pomimo nierealnego świata, bohaterowie są naturalni, ludzcy i łatwo się z nimi utożsamić, a przynajmniej z ich cząstką.
Bardzo się cieszę, że przeczytałam Okrutną pieśń. Ze zniecierpliwieniem wyczekuje kolejnego tomu, a wam mogę tylko powiedzieć, byście czytali, czytali i czytali. Zwłaszcza jeżeli macie podobny gust czytelniczy do mojego. Przeczytajcie tę książkę głównie dla bohaterów, którzy są po prostu cudowni! Jeżeli szukacie historii, która porwie waszą duszę niczym pieśń Sunaja ;) to Okrutna Pieśń jest właśnie tym, czego poszukujecie.
Kate Harker i August Flynn nigdy nie czuli się dobrze we własnej skórze. Kate zawsze próbowała udowodnić swoją wartość ojcu, a August chcę być taki jak inni – człowiekiem. Jednak świat, w którym żyją, jest brutalny i pozbawiony marzeń, a narodzone z przemocy potwory sieją spustoszenie.
W ciemnych zakamarkach ulic czają się Corsaje – bezrozumnie istoty, które żyją tylko po...
2018-01-18
Alicja jest zwykłą nastolatką, chodzącą do klasy maturalnej. Prowadzi proste i spokojne życie.
Jak na dziewczynę przystało, z zapałem wyczekuje swojej studniówki, którą planowała od dawna. Niestety, wszystko idzie nie tak. Alicja nie przewidziała, że tego dnia jej związek zawiśnie na włosku. Jej przyjaciółka – Julia, chcąc ją pocieszyć, zabiera ją na cyrkową wystawę. Tam poznaje przystojnego i tajemniczego Hadriana, który przed wyjściem podarowuje jej karteczkę zawierającą wiadomość – „Jutro o dziewiętnastej”.
Nie będę owijać w bawełnę. Z bólem serca muszę przyznać, że książka ta jest jednym wielkim zbiorem schematów, jakie przewijają się w książkach dla młodzieży. Wystarczy spojrzeć na postacie oraz wykreowany przez Aleksandrę Polak świat.
Na ten moment zatrzymajmy się na bohaterach.
Alicja jest to kolejna szara myszka, która prowadzi dosyć zwyczajne życie. Dobrze się uczy, ma najlepszą przyjaciółkę oraz kochającego chłopaka. Jesteśmy nawet w stanie stwierdzić, że jest szczęśliwa i zadowolona ze swojej dotychczasowej „egzystencji”. Jednak pewnego dnia wszystko się wali. Dosłownie. Przy niej zostaje tylko najlepsza przyjaciółka.
Nie za bardzo polubiłam Alicje, jej zachowanie bardzo mnie drażniło. Często była niezdecydowana, przez co leciała na dwa fronty, nawet nie zerwała z chłopakiem, a już rzucała się w ramiona Hadriana. Wiem, że miało to być coś w rodzaju trójkąta miłosnego, jednak według mnie coś poszło nie tak. Do tego często w momentach zagrożenia, była jak zbędna kula u nogi. Zresztą nie tylko ja tak sądzę, bo pewna postać w książce również :’D
Jeśli chodzi o Hadriana… To cóż. Hadrian to po prostu ten tajemniczy. Do niego nic nie mam, aczkolwiek wydaję mi się, że jest nijaki. Wiecie ile już takich tajemniczych i przystojnych postaci, przewijało się książkach tego typu? Dużo. To czyni go mało oryginalnym. Za to postać, która niesamowicie mnie zaintrygowała to uwaga, uwaga, brat Hadriana – Tristan. W książce pojawił się może z 2-3 razy i wielka szkoda, bo wydaję mi się, że to postać z potencjałem.
Kolejna rzecz, która drażniła mnie w Królu Kier były pojawiające się w nim szkolne stereotypy. Nie zabrakło w nim głupiej przyjaciółeczki, kujonów ubrane w swetry w romby oraz napuszonych szkolnych gwiazd. Dla niewtajemniczonych – szkoła tak nie wygląda.
Jestem zawiedziona również faktem, że magia w tej książce wkracza bardzo późno. Co prawda, jest to jedyna rzecz, którą czyni tę książkę trochę „inną”. Ale tylko trochę. Bo koniec końców, każdy z nas po tytule, jak i okładce oczekuje od tej pozycji przygód i przede wszystkim magii, a nie tylko obyczajówki czy romansu, którym przez większość powieści ta pozycja jest. Gdy jednak doczekałam się tego momentu, gdzie magia wkroczyła do akcji, odniosłam wrażenie, że gdzieś to słyszałam. Walka z demonami, sposób, w jaki powstał Circus Lumos oraz zachowanie naszej kochanej pary – Hadriana i Alicji. Nocni łowcy, Osobliwy dom Pani Peregrine oraz Zmierzch. O to, z czym kojarzył mi się ten magiczny świat i niestety, niezbyt pozytywnie.
Król Kier to książka jakich wiele, nie ukrywam, że po tej całej fali krytyki, która poleciała na ten tytuł, spodziewałam się czegoś gorszego, okazało się jednak, że jest to najzwyklejsza młodzieżówka na świecie (jak główna bohaterka, badumts). Ta książka jest przeciętna, nie ukrywajmy. Szkoda, bo z tego, co wiem to Aleksandra Polak, jest bardzo młodą debiutantką. Mam nadzieję, że po tym wszystkim się nie zniechęci.
Alicja jest zwykłą nastolatką, chodzącą do klasy maturalnej. Prowadzi proste i spokojne życie.
Jak na dziewczynę przystało, z zapałem wyczekuje swojej studniówki, którą planowała od dawna. Niestety, wszystko idzie nie tak. Alicja nie przewidziała, że tego dnia jej związek zawiśnie na włosku. Jej przyjaciółka – Julia, chcąc ją pocieszyć, zabiera ją na cyrkową wystawę. Tam...
2017-12-01
Josh stara się dalej prowadzić swoje dotychczasowe życie, po rozstaniu ze swoją dziewczyną Amandą. Mężczyzna pomimo chęci i starań nie potrafi o niej zapomnieć. Pewnego dnia przebywając w barze, Josh poznaje swojego nowego sąsiada Ryana.
Po pewnym czasie sąsiad odzywa się znów i pojawia się przed drzwiami Josha z prośbą o pilnowanie ciężarnej suczki Lucy podczas jego wyjazdu do Francji. Pomimo odmów Josha mężczyzna zostawia psa i odjeżdża, nie pozostawiając po sobie śladu. Przerażony Josh nigdy nie miał psa i nie wie jak dobrze zaopiekować się Lucy, a co dopiero szczeniakami. Postanawia jednak przygarnąć psinkę i zatroszczyć się o nią i jej szczeniaków jak najlepiej. Niepewny tego, co powinien zrobić, kontaktuje się ze schroniskiem, gdzie tam szukając pomocy, natrafia na uroczą dziewczynę – Kerri.
Byłam w kinie na Był sobie pies i film bardzo mi się spodobał. Chciałam również w tamtejszym czasie sięgnąć po książkę. Niestety jednak, jak to w życiu książkoholika bywa, w koszyku pojawiły się inne „ważniejsze” tytuły. Właśnie dlatego, gdy na rynku pojawiła się kolejna książka Bruce’a Camerona, stwierdziłam, że tym razem muszę tę książkę przeczytać. I tak się stało.
A więc co sądzę o Psiego Najlepszego?
Jest to przeurocza historia, tym razem nie tylko o przyjaźni między człowiekiem a psem, ale również o miłości. Bardzo dużo osób porównuje tę książkę do komedii romantycznej i uważam, że to określenie jest jak najbardziej trafne. Wpadki głównego bohatera oraz przygody, jakie mu się przytrafiają, są zadziwiające i nie raz przez to było mi do śmiechu.
Jeśli boicie się sięgnąć po książkę, bo uważacie, że tam, gdzie są pieski jest również śmierć, to nie macie się czego obawiać. Co prawda znalazł się moment gdzie moja wrażliwość automatycznie z off przeszła na on i parę łezek ze wzruszenia poleciało. Ci, co czytali pewnie wiedzą o którym momencie mowa.
Styl autora zachwycił mnie. Bardzo spodobało mi się to jak Bruce poprzez bohaterów, opowiadał o psiakach. O odpowiedzialności, jaką ze sobą niosą, ale jakimi za to przyjaciółmi mogą się stać. Osobiście mam w domu kota, ale nie stało to przeszkodzie do zrozumienia przekazu autora.
Psiego Najlepszego, to idealna książka na święta. Jedziecie do rodziny na wigilie, która mieszka daleko i nie wiecie co ze sobą począć podczas podróży? Żaden problem, czas możecie sobie umilać lekturą tej oto książki. Książka może być również świetnym prezentem, gdyż jest to króciutka, ciepła, jak i urocza historia, która myślę, że spodoba się każdemu.
Josh stara się dalej prowadzić swoje dotychczasowe życie, po rozstaniu ze swoją dziewczyną Amandą. Mężczyzna pomimo chęci i starań nie potrafi o niej zapomnieć. Pewnego dnia przebywając w barze, Josh poznaje swojego nowego sąsiada Ryana.
Po pewnym czasie sąsiad odzywa się znów i pojawia się przed drzwiami Josha z prośbą o pilnowanie ciężarnej suczki Lucy podczas jego...
2017-07-15
Kate Hallander jest typową nastolatką, mieszka w Londynie wraz ze swoją ciotką i wiedzie całkiem spokojne życie. Pewnego dnia, jej wzrok przykuwa wystawa, na której widnieję kamień. Po szkole postanawia zajrzeć do sklepu i przekonać się, co w nim się znajduję. Dziewczyna znajduję w nim masę dziwnych przedmiotów, zaznaczonych przeróżnymi, nieznanymi jej symbolami. Gdy pracownica za ladą ją zauważa, podchodzi do niej i podarowuje jej Księgę Luster. Kate zdumiona idzie do domu ukrywając przed ciotką książkę. W księdze zauważa różne zaklęcia w tym czar miłosny. Postanawia go rzucić na przystojnego Jonathana, w którym Kate skrycie się podkochuję. Niestety coś idzie nie tak i następnego dnia odkrywa, że jej przyjaciółka Mel i Jonathan są razem. Zrozpaczona, zamyka się w łazience, gdzie otwiera ponownie księgę, przez którą przypadkiem przenosi się do Jaaru.
Fion jest ferem, czyli rodzajem wróżki, od zawsze miał problemy z ojcem, tym razem jednak miarka się przebrała, więc postanawia uciec z domu. Na swojej drodze spotyka Nimfę Erato która składa mu propozycje. Jeżeli Fion się zgodzi będzie mógł znaleźć swoją czarownice i wejść na wyższy poziom magii.
Na samym początku poznajemy dwoje bohaterów, Kate i Fiona którzy wpadają w tarapaty. Nawet ich polubiłam, jednak momentami bardzo mnie irytowali. Otóż często byli niezdecydowani, naiwni i infantylni, przez co miałam wrażenie jakbym czytała o dziesięciolatkach. Troszkę później poznajemy jednorożca Jawisa. Jest to bardzo sympatyczna postać, bardzo go polubiłam. Według mnie to najlepszy bohater na kartach tej powieści. Sądzę, że i wy go polubicie ;)
Historia jaką nam przedstawił autor jest lekka, ciepła i pełna magii. Książka jest prosta i przyjemna, a zatem szybko się przez nią brnie. Opisy są ciekawe i plastyczne. Podczas czytania tej książki, przypomniały mi się czasy dzieciństwa, gdy jeszcze sięgałam po lekką i prostą fantastykę. W książce można się zatracić, bowiem nie brak tam akcji i zapierającym dech w piersiach momentów.
Podsumowując, pozycja ta jest dobra na oderwanie się od rzeczywistości po ciężkim dniu. Jak wspominałam, jest ona lekka i prosta, dlatego nie oczekujcie od niej zbyt wiele. Jest to zdecydowanie powieść dla młodszych czytelników, to jednak nie oznacza, że starsi nie powinni po nią sięgnąć :)
Kate Hallander jest typową nastolatką, mieszka w Londynie wraz ze swoją ciotką i wiedzie całkiem spokojne życie. Pewnego dnia, jej wzrok przykuwa wystawa, na której widnieję kamień. Po szkole postanawia zajrzeć do sklepu i przekonać się, co w nim się znajduję. Dziewczyna znajduję w nim masę dziwnych przedmiotów, zaznaczonych przeróżnymi, nieznanymi jej symbolami. Gdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
By uwolnić Tristana i Adriana od wiążącej ich ciężkiej klątwy grupa Circus Lumos musi odnaleźć wszystkie potrzebne składniki do magicznej mikstury. Jeśli nie znajdą ich na czas, bracia będą musieli przed sobą stanąć, by walczyć na śmierć i życie, jeżeli zaś tego nie zrobią obu czeka śmierć.
Popszednie tomy wywołały we mnie mieszane uczucia, pierwszy drażnił swoją schematycznością, drugi wciągnął mimo przewidywalności, trzeci zaś... No właśnie, jakie wrażenie wywarł na mnie "Książe Cieni"? Powiedziałabym, że przeciętne.
Najbardziej w trakcie lektury drażniły mnie ciągłe powtórzenia imion. Zdarzało się, że jedno było powtórzone na jednej stronie osiem razy, co było strzałem w kolano dla stylu autorki, który w gruncie rzeczy nie byłby zły gdyby nie kolejne małe potknięcia, które niestety rzuciły cień na jej pióro. Nie brakowało bowiem błędów, powtórzeń lub takich kwiatków, jak "pośród bilionów ludzi" - z tego co wiem to ludzi na ten moment jest blisko osiem miliardów, a do bilionów nam jeszcze daleko.
Alicja w tym tomie szczególnie mnie drażniła. Nic do historii nie wnosiła, bowiem gdy tylko działo się coś, co można było uznać za niebezpieczne kryła się za kimś, zamiast pomóc. Oczywiście, że nie jest ona odpowiednio wyszkolona by walczyć, ale w takim razie, po co ona szła z nimi na te niebezpieczne akcje? Sprawiło to wrażenie, jakby ona była jedynie obserwatorką całego widowiska, nie zaś jego uczestniczką, którą teoretycznie powinna być.
Zaskoczyło mnie za to zakończenie, które szczególnie mi się podobało i wywołało we mnie burze emocji. Nie spodziewałam się, że autorka sięgnie po inne rozwiązanie, pozostawiające w czytelniku gorzkie uczucia, zamiast radości.
"Książe Cieni" to przeciętne, aczkolwiek nie złe podsumowanie trylogii "Circus Lumos". Liczyłam, że ten tom utrzyma poziom poprzedniego, a nawet przewyższy, lecz niestety nie podołał zadaniu, mimo to zdołał mnie chwilami zaskoczyć i wydobyć ze mnie jakieś emocje.
By uwolnić Tristana i Adriana od wiążącej ich ciężkiej klątwy grupa Circus Lumos musi odnaleźć wszystkie potrzebne składniki do magicznej mikstury. Jeśli nie znajdą ich na czas, bracia będą musieli przed sobą stanąć, by walczyć na śmierć i życie, jeżeli zaś tego nie zrobią obu czeka śmierć.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPopszednie tomy wywołały we mnie mieszane uczucia, pierwszy drażnił swoją...