-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2021-10-14
2021-05-19
2021-05-14
2020-12-27
2017-10-13
2020-05-23
2020-05-12
2020-03-11
Mimo wysokiej oceny, jaką wystawiłam, mam bardzo mieszane uczucia względem "Cienia". Z jednej strony, bardzo doceniam całą trylogię Adama Przechrzty, uwielbiam jego styl oraz świat, jaki wykreował. Powieści dają mi olbrzymią frajdę z czytania, wciągają i pozwalają mi na relaks, a "Cień" również dostarczył mi solidną porcję czytelniczej przyjemności. A z drugiej strony, jest to najsłabszy tom z całej Materia Prima. Problemy rozwiązują się zbyt łatwo, ostateczne starcie trwa jakieś półtora strony, ciągłe dorzucanie wątków, z których nic nie wynika... Mam wrażenie, że autorowi trochę zabrakło pomysłu na tą książkę.
Co nie wpływa na to, że bardzo mi się podobała i spełniła swoją funkcję - miłe czytadło.
Mimo wysokiej oceny, jaką wystawiłam, mam bardzo mieszane uczucia względem "Cienia". Z jednej strony, bardzo doceniam całą trylogię Adama Przechrzty, uwielbiam jego styl oraz świat, jaki wykreował. Powieści dają mi olbrzymią frajdę z czytania, wciągają i pozwalają mi na relaks, a "Cień" również dostarczył mi solidną porcję czytelniczej przyjemności. A z drugiej strony, jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-28
Mam z "Różanym eterem" trochę problemów. Na wstępie zaznaczę, że to całkiem przyjemne czytadło, które łyknęłam w dwa dni w trakcie choroby jako audiobook. Jednakże widząc powszechne zachwyty trudno mi nie dorzucić odrobiny dziegciu.
Moim pierwszym problemem jest kreacja bohaterek. I bohaterów zresztą też, ale bardziej mi się to rzuciło w oczy u pań. Boziu, przecież te postacie są tak schematyczne i pozbawione jakichkolwiek cech osobowości, że to boli. Główna bohaterka jest jak każda bohaterka tego typu książki. I oczywiście MUSI mieć swoje sekrety z przeszłości, które magicznie niemalże same się rozwiązują w toku książki. (Do tego jeszcze wrócimy). Jej najlepsza przyjaciółka (którą poznaje na początku książki, a wielka przyjaźń zawiązuje się od razu na zabój, BO TAK) jest najlepszą przyjaciółką KAŻDEJ GŁÓWNEJ bohaterki z powieści kobiecej. Wesoła, roztrzepana, do-rany-przyłóż... Spotkaliście tę postać już milion razy pod milionem różnych imion, ale to dalej ona. Pozostałe postacie - to samo.
Realia epoki? Ujdą, choć bardzo czuć, że jest to książka pisana współcześnie ze względu na zachowania bohaterów, ich język, (nie domagam się archaizacji rodem z trylogii, ale miałam wrażenie, że gdyby zmienić "scenerię" to równie dobrze rzecz mogłaby mieć miejsce współcześnie) i taką sceniczność, która biła z niektórych scen (o patrzcie, LAMPA NAFTOWA, a to dzieci znaczy, że jesteśmy NA POCZĄTKU XX WIEKU, kumacie, nie?).
Innym wyjątkowo bolesnym elementem książki jest wątek romantyczny, który spada nam nagle z sufitu. W sensie autorka poznaje ze sobą główną bohaterkę i jej "ukochanego", potem dłuuuugo nic, tylko na siebie spojrzą raz na jakiś czas, słowa ze sobą nie zamieniają, a potem BUM! No już nie będę spoilerować,mimo że mnie świerzbi, bo tam się dzieje TAKIE KURIOZUM, że kapcie spadają. A potem dzieje się taki semi trójkąt miłosny, ale i tak od początku wiadomo, że nic z tego nie będzie i to tak tylko, żeby więcej stron wyszło.
Natomiast "tajemnice" rodzinne... Nie jestem pewna jak to skomentować bez spoilerów, ale tam dopiero odchodzą kretynizmy i łatanie wszystkiego na ślinę. A sama końcówka książki poniekąd z tym związana jest już tak cukierkowo-przesłodzona, z odrzuceniem jakiegokolwiek realizmu psychologicznego i życiowego. Bo po co. Musi być różowo do porzygu.
Wątek kryminalny... Cóż, szanuję za zwrot akcji. To było coś chociaż odrobinkę oryginalnego, choć nadal kojarzącego się z zagadkami rodem z "Ojca Mateusza" i "Komisarza Aleksa".
Boli mnie też obraz dyskryminacji kobiet, jaki się z tej książki wyłania. W sumie cały ten temat jest poruszony w sposób skrajnie infantylny, taki rodem z "Ani z Zielonego Wzgórza", co, biorąc pod uwagę target powieści, niezbyt pasuje. De facto większość z opisanych zachowań brzmi jak z książki dla młodszych nastolatków. Kurka, obecnie są na świecie miejsca, gdzie kobiety nadal muszą walczyć o swe wykształcenie. A pani autorka spłyca to do kilku zaczepek i głupich kawałów (też raczej inspirowanych powieściami dla młodzieży).
Podsumowując. Naiwna książka dla pensjonarek, czytadło absolutne pod płaszczykiem "ważnego tematu" czyli dyskryminacji kobiet (Boże, potencjał a wykonanie!). Ale bawiłam się nieźle w przerwach między wywracaniem moimi oczętami i irytowaniem się na brak realizmu. Niemniej akcja wciąga i zaciekawia, o czym niech świadczy fakt, że jednak ją skończyłam.
Mam z "Różanym eterem" trochę problemów. Na wstępie zaznaczę, że to całkiem przyjemne czytadło, które łyknęłam w dwa dni w trakcie choroby jako audiobook. Jednakże widząc powszechne zachwyty trudno mi nie dorzucić odrobiny dziegciu.
Moim pierwszym problemem jest kreacja bohaterek. I bohaterów zresztą też, ale bardziej mi się to rzuciło w oczy u pań. Boziu, przecież te...
2015-10-18
2016-01-04
http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/01/003-kasacja-remigiusz-mroz.html
Z panem Mrozem miałam już okazję się spotkać dwa razy - najpierw w Parabellum, a potem w Ekspozycji. I o ile wtedy gęba mi się nie zamykała i zachwalałam autora pod niebiosa, tak teraz po prostu odjęło mi mowę. I ciągle zbieram szczękę z podłogi.
Ta książka nie jest jakimś tam thrillerkiem, który przeczytacie z umiarkowanym zainteresowaniem, a potem szybko o nim zapomnicie. Ona jest rewelacyjnym, soczystym kawałkiem literatury, który wciągnie was i nie wypuści do ostatniej strony.
Syn wpływowego biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób. Właściwie kwestia jego winy nie powinna podlegać dyskusji. W końcu spędził 10 dni w swoim domu mając za towarzystwo ciała ofiar.
Jego obroną zajmuje się Joanna Chyłka - bezkompromisowa, doświadczona prawniczka z jednej z największych korporacji w Warszawie. Pomaga jej nowy aplikant Kordian Oryński. Szybko okazuje się, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, a im przyjdzie zmierzyć się z o wiele poważniejszymi problemami niż niezbyt skory do współpracy klient.
Przez pierwszych parę minut po zakończeniu lektury dalej patrzyłam się jak sroka w gnat na tę książkę, jakby licząc, że Zordon z niej wyjdzie i jeszcze raz mi to wszystko wyjaśni. Potem dobre pół godziny gapiłam się na ścianę nie wierząc w to, że w ogóle można wyprowadzić czytelnika w takie pole.
Po prostu zakończenie tej książki jest tak niesamowite, szokujące i niewiarygodne, że chyba jeszcze do mnie nie dotarło. A moja szczęka nadal tkwi na podłodze.
Nawet gdyby Kasacja nie była podpisana nazwiskiem Remigiusza Mroza podejrzewam, że każdy czytelnik, który miał jakąś styczność z tym autorem, od razu by go rozpoznał. Jest napisana typowym dla tego autora językiem, który ja uwielbiam i dzięki któremu nie jestem w stanie odłożyć żadnej jego książki w połowie.
Ten thriller prawniczy jest totalną jazdą bez trzymanki, w której jedynej rzeczy której możemy być pewni to nazwiska głównych bohaterów. Zawrotne tępo akcji, która toczy się dosłownie od prologu do ostatniego rozdziału i której biegu nie jesteśmy w stanie przewidzieć, wciąga i sprawia, że książkę czytamy jednym tchem. Wiem, że się powtarzam, ale to jest chyba najbardziej charakterystyczna cecha tej książki. Oraz oczywiście bohaterowie. I to jacy drodzy Państwo! Klękajcie narody, bo duet Chyłka & Oryński jest nie do zdarcia. Ona - stara wyjadaczka, rozbijająca się swoim BMW po ulicach Warszawy z ogromną prędkością, uwielbiająca ostre jedzenie oraz jeszcze ostrzejszą muzykę. On - młody aplikant, dopiero u wrót swej kariery, wybierający chętniej rybę niż mięso , słuchający Willa Smitha oraz podróżujący po stolicy tramwajem.
Najwspanialszą cechą Kasacji jest autentyczność. Wydarzenia w niej opisane naprawdę mogły się rozegrać w naszym kraju. Bohaterowie sprawiają wrażenie, że w każdej chwili mogą opuścić strony powieści i iść do Skylight, żeby zabrać się do roboty.
Apeluję do wszystkich polskich czytelników! Jeżeli jeszcze nie sięgnąłeś po jakąkolwiek powieść Remigiusza Mroza ZRÓB TO! Najlepiej teraz, zaraz. Gwarantuję, że zanim zdasz sobie z tego sprawę zaMROZisz się i nie będzie już dla Ciebie ratunku!
Czy sięgnę po inne powieści autora? Ba! Nie spocznę dopóki nie zdobędę i nie przeczytam KAŻDEJ jego książki przynajmniej po dwa razy.
http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/01/003-kasacja-remigiusz-mroz.html
Z panem Mrozem miałam już okazję się spotkać dwa razy - najpierw w Parabellum, a potem w Ekspozycji. I o ile wtedy gęba mi się nie zamykała i zachwalałam autora pod niebiosa, tak teraz po prostu odjęło mi mowę. I ciągle zbieram szczękę z podłogi.
Ta książka nie jest jakimś tam...
2016-01-19
http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/01/008-zaginiecie-remigiusz-mroz.html
Miałam ambitny plan, żeby dawkować sobie książki autorstwa Remigiusza Mroza, żeby potem nie cierpieć przez ileś miesięcy czekając na kolejny tom. No i niestety cały plan szlag trafił po wycieczce do empika skąd wróciłam z Zaginięciem. No cóż, może to i dobrze. Minęło już parę tygodni od przeczytania przeze mnie Kasacji, a Chyłka i Zordon przez cały czas harcowali mi po głowie. Musiałam dać upust mojej ciekawości!
I co mogę powiedzieć. Remigiusz Mróz znowu wgniótł mnie w fotel.
Jeżeli o drugiej w nocy dzwoni do Ciebie zrozpaczona znajoma z liceum, której nie widziałaś od wieków, dobrze wiesz, że wpakowałaś się w bagno. Jeżeli jednak nie dość, że doświadczasz takiej sytuacji to jeszcze z zawodu jesteś prawnikiem, to już wiesz, że najprawdopodobniej w tym bagnie utoniesz.
Nasz ukochany duet prawniczy tym razem podejmuje się obrony małżeństwa Szlezyngerów, oskarżonych o zabójstwo swojego własnego dziecka - trzyletniej Nikoli. Jednak czy istnieje inna możliwość niż morderstwo, skoro ich córeczka zniknęła bez śladu z domku letniskowego na kompletnym odludziu, wszystkie drzwi i okna były zamknięte na cztery spusty, a alarm włączony przez całą noc? Proces ma charakter poszlakowa, a mimo to wszystko wskazuje na winę rodziców.
Bałam się, że Zaginięcie okaże się gorsze niż Kasacja. Myślę, że każdy książkoholik już przez coś takiego przeszedł. Tyle czekamy na drugi tom naszej ukochanej trylogii, a okazuje się, że jest on dużo gorszy niż pierwszy. Na szczęście nie tym razem! Zaginięcie w niczym nie ustępuje Kasacji, a może nawet momentami ją prześciga.
Książka ta bowiem nie dość, że jest charakterystycznym tworem Mroza z akcją pędząca na łeb na szyję, jej nagłe zwroty, pełnowymiarowi bohaterowie oraz odpowiednią dawką humoru, to jeszcze zostaje w niej jeszcze podwyższony poziom chemii między głównymi bohaterami. Bo zbliżamy się do momentu kiedy bomba o wdzięcznej nazwie Chyłka&Zordon w końcu wybuchnie i najprawdopodobniej rozniesie wszystkich fanów Mroza na strzępy.
Zaginięcie naprawdę wciąga czytelnika w swój świat. Po prostu czuje się przymus by przewrócić kolejną kartkę, by wiedzieć co będzie dalej. I dobrze radzę: nie zaczynajcie lektury tej książki wieczorem, bo będziecie mieli gwarantowaną nieprzespaną noc. (Naprawdę! Uczcie się na moich błędach!). Jeszcze nie spotkałam się z żadną książką autorstwa pana Mroza, którą byłabym w stanie odłożyć na chwilę dłuższą niż przerwa na zrobienie herbaty.
I oczywiście zakończenie. Po prostu nie jestem w stanie uwierzyć w to w jaki sposób Mróz umie totalnie złamać mi książkową psychikę na przestrzeni zaledwie 10 ostatnich stron swoich powieści. Kasacja, Espozycja, Parabellum. Prędkość ucieczki a teraz jeszcze Zaginięcie. Przysięgam, najchętniej ''zadusiłabym'' autora za te jego zakończenia. Jedyne co mnie jeszcze przed tym powstrzymuje to fakt, że jeśli to zrobię pan Mróz niczego więcej nie napisze, a bez jego książek po prostu już się żyć nie da. Niestety, twórczość pana Mroza jest jeszcze bardziej uzależniająca niż biały gandalf.
I czas przejść do bohaterów. Oczywiście wyraziści bohaterowie to znak rozpoznawczy pana Mroza. A, jeśli to w ogóle to jeszcze możliwe, Chyłka w Zaginięciu jest jeszcze bardziej chyłkowata niż w Kasacji. Jeszcze więcej niewybrednych komentarzy, nieustępliwości i pewności siebie. I mimo, że Chyłka przeszła chwilowe załamanie, to mam wrażenie, iż tej książce emanuje jeszcze większą siłą i autorytetem. A Zordon? Wydoroślał. Bierze przykład z patronki zamieniając się w stanowczego, bezkompromisowego prawnika. Ale jednak nadal ma w sobie sporo z tego nierozgarniętego aplikanta, który towarzyszył nam w poprzednim tomie.
A więc drodzy państwo! Jeśli nie przeczytaliście jeszcze żadnej książki pana Mroza to MUSICIE jak najszybciej nadrobić zaległości. Zwłaszcza, że już w marcu dowiemy się jak zakończą się przygody Chyłki i Zordona. Nie wiem jak wy, ale ja już nie mogę się doczekać.
I bynajmniej nie zamierzam kończyć swojej przygody z tym panem na tej trylogii. Mimo, że Remigiusz Mróz wyraźnie obrał sobie za cel by doprowadzić wszystkich swoich czytelników do zawału serca.
http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/01/008-zaginiecie-remigiusz-mroz.html
Miałam ambitny plan, żeby dawkować sobie książki autorstwa Remigiusza Mroza, żeby potem nie cierpieć przez ileś miesięcy czekając na kolejny tom. No i niestety cały plan szlag trafił po wycieczce do empika skąd wróciłam z Zaginięciem. No cóż, może to i dobrze. Minęło już parę tygodni...
2016-04-10
http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/05/022-rewizja-remigiusz-mroz.html
Nasz ukochany duet prawniczy Chyłka&Zordon powraca, jednak w nieco innym wydaniu. Bo tym razem osobno, oboje praktycznie na dnie - Joanna ogólnym, a Kordian moralnym. Tak właśnie w skrócie prezentuje się trzeci tom serii z adwokatami z Kancelarii Żelazny&McVay, który kompletnie mnie zaskoczył na każdej możliwej płaszczyźnie. Tylko czy pozytywnie?...
"- Z ręką na sercu?
- Oczywiście.
Kordian nie zawahał się przed kłamstwem. W miejscu, gdzie było ono na porządku dziennym, nie wypadało nawet myśleć o mówieniu prawdy."
Na Ursynowie dochodzi do brutalnego morderstwa. Ofiarami są matka i córka, które przed śmiercią zostały zgwałcone. Załamany mąż i ojciec romskiego pochodzenia zaczyna walczyć o pieniądze z polisy na życie swoich bliskich. Jednak ubezpieczyciel nie zamierza ich wypłacać. Wkrótce mężczyzna zostaje oskarżony o zabójstwo swojej rodziny.
Z pomocą rusza mu Chyłka, która po wydarzeniach z Zaginięcia osiągnęła już dno i najwyraźniej nie zamierza się od niego odbić.
Z kolei Oryński wraz z innym prawnikiem z Kancelarii Żelazny&McVay zamierza nie dopuścić do wypłaty polisy.
"- Posłuchaj, Kormaczysko - zaczęła [Chyłka] - Załóżmy, że kiedyś będziesz miał żonę.
- Mhm.
- Załóżmy też, że nigdy nie podniesiesz na niej ręki, ale obok ciebie będzie mieszkał facet, który swoją tłucze codziennie.
- Wiem, do czego...
- Statystycznie rzecz biorąc, będziecie bić swoje żony co drugi dzień."
Remigiusz Mróz podbija książkową sferę internetu. Jest wszędzie - na blogach, vlogach, LubimyCzytać, Instagramie, Facebooku... Gdzie nie spojrzysz tam jest Mróz... No i trzeba przyznać, że niebezpodstawnie wszyscy się nim zachwycają i w pełni zasługuje na taką reklamę. Przyzwyczailiśmy się, że w jego powieściach akcja MUSI pędzić na łeb na szyję, mieć liczne zwroty i ogólnie zachowywać się jak Chyłka w swojej iks piątce. Do tego zawsze musi być bardzo brutalnie, w pewien sposób humorystycznie i ostro.
Jednak Rewizja jest zupełnie inna niż wszystkie książki Mroza, jakie do tej pory czytałam. Przede wszystkim nie jest już tak dynamiczna. Już nie ma tego polotu - zastąpiły nam go rozterki życiowe głównych bohaterów. To znaczy, nadal jest sprawa do rozwiązania, ale była ona raczej tłem niż głównym motywem.
Bo tym razem autor porusza tematy typowe dla obyczajówek, typu dyskryminacja i problemy rodzinne. W Rewizji jednak dominuje obraz staczającego się powoli człowieka, który nie chce dać sobie pomóc.
Co, rzecz jasna, nie znaczy, że akcja tarabani się jak żółw na autostradzie. W dalszym ciągu trudno jest się oderwać od lektury i ciągle coś się niby dzieje, ale bardzo brakuje mi tej jazdy bez trzymanki, którą otrzymałam w Kasacji i Zaginięciu. Zupełnie nie spodziewałam się tego co otrzymałam. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że poprosiła o mocną, pobudzającą, czarną jak smoła kawę, a dostała ziołową herbatkę z melisą. Niby też fajnie, ale nie o to mi chodziło.
Natomiast w jednej kwestii Mróz pozostaje niezmienny - zakończenia jego książek po prostu robią wodę z mózgu i trzeba po nich zbierać szczękę, i wszystko, inne z podłogi. Tym razem doszłam do konkluzji, że autor naprawdę nienawidzi swoich bohaterów i zamierza im jak najbardziej utrudnić życie.
Rewizja, jak większość książek Mroza, najwięcej zyskuje na wyrazistych postaciach.
Oczywiście, już nie raz zachwycałam się Chyłką i Zordonem, jednak w tym tomie naprawdę się z nimi zżyłam... A co za tym idzie zaczęłam się na nich wkurzać. Przede wszystkim miałam ochotę potrząsnąć Joanną, żeby wzięła się w garść (chociaż i tak pewnie by mnie nie posłuchała), bo jak tak dalej pójdzie to nam wykituje.
Natomiast Oryński w tym tomie zachowywał się jak typowa nastolatka, która nie wie czego chce, i przez całą książkę miotał się jak świnia po zagrodzie.
"- Jest pani adwokatką?
Joanna pokręciła głową i rozsiadła się wygodniej na tylnym siedzeniu.
- A czy premier jest polityczką? - zapytała.- Niech pan mówi jak człowiek, a nie jakiś sfeminizowany innowator językowy."
Reasumując, Rewizja jest równie dobra jak swoje poprzedniczki, ale jednocześnie zupełnie inna. Tym razem mamy więcej do czynienia z demonami Chyłki, a nie z akcją pędzącą w zawrotnym tempie. Co nie zmienia faktu, że książka dalej jest przegenialna. Jak na Mroza przystało, wszystko okazuje się jeszcze bardziej skomplikowane, niż człowiek przypuszczał, a zakończenie sprawia, że ciężko jest o tej powieści zapomnieć. Do tego możemy się przy okazji dowiedzieć co nieco o kulturze romskiej. I przede wszystkim możemy w końcu znowu spotkać się z Chyłką.
Więc, nie pozostaje mi nic innego jak tylko serdecznie polecić Wam twórczość pana Mroza ;)
Choć wierzę głęboko, że już macie chociaż jedną jego książkę za sobą, bo jeśli nie czytaliście jeszcze żadnej powieści Remigiusza Mroza, to ja nie wiem co Wy w ogóle czytacie ;)
http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/05/022-rewizja-remigiusz-mroz.html
Nasz ukochany duet prawniczy Chyłka&Zordon powraca, jednak w nieco innym wydaniu. Bo tym razem osobno, oboje praktycznie na dnie - Joanna ogólnym, a Kordian moralnym. Tak właśnie w skrócie prezentuje się trzeci tom serii z adwokatami z Kancelarii Żelazny&McVay, który kompletnie mnie...
2016-06-14
http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/06/030-przewieszenie-remigiusz-mroz.html
Jak wiecie (albo i nie) pan Mróz ma wielki talent do pisania powieści, po których nie w sposób się normalnie wysłowić na ich temat, a co dopiero przejść po nich do porządku dziennego. A jakby sam poziom jego książek nie był rewelacyjny, to jeszcze sam autor wydaje się być maszynką do ich pisania i co pięć minut możemy wypatrzeć jakąś nowość jego autorstwa. (I jak tu nie zbankrutować...). Ja sama jestem beznadziejnym przypadkiem mrozomanii, która ogarnęła sporą część książkowej vlogo- oraz blogosfery - wystarczy rzucić mi hasło NOWY MRÓZ i już lecę jak głupia do najbliższej księgarni. Także nie wiem jakim cudem dopiero teraz sięgnęłam po "Przewieszenie", biorąc pod uwagę, że "Ekspozycję" czytałam zaraz po jej premierze. Naprawdę nie wiem. Jednak może to i lepiej, bo nie wiem czy wytrzymałabym czekanie przez kilka miesięcy na "Trawers".
"- Nie możesz czuć się bezpieczny, komisarzu. Wiemy, gdzie mieszkasz. Wiemy, którędy jeździsz do pracy. Wiemy, gdzie szukać twojej rodziny.
- Jesteśmy Anonymous - dopowiedział Wiktor rozkładając ręce. - Jesteśmy Legionem. Nie przebaczamy. Nie zapominamy. Spodziewajcie się nas."
Podhalem wstrząsa seria wypadków, do których dochodzi na górskich szlakach. I, mimo że, jak wiadomo, góry dla osób niedoświadczonych mogą być śmiertelnie niebezpieczne, to sprawa przyciąga w końcu uwagę policji. Rozpoczyna się wyścig z czasem, albo raczej wyścig z mordercą. Forst szybko orientuje się, że morderstwa przypominające wypadki mogą łączyć się ze sprawą, którą rozpracowywał wraz ze Szrebską. Jak szybko się okazuje komisarz będzie musiał stawić czoło nie tylko mordercy, ale też ludziom, którzy zrobią wszystko, aby go pogrążyć.
"- [...] Zanim zjawią się prokuratorzy chcę, żebyś zbadał sprawę na miejscu. [Osica]
- Winszuję, panie inspektorze. Pomysł godny najwybitniejszych umysłów.
- Naturalnie. Przepytam kozice, może będą coś wiedziały."
"Przewieszenie" to bezpośrednia kontynuacja "Ekspozycji". Od wydarzeń z poprzedniego tomu mija dosłownie kilka dni, jednak poziom tych dwóch książek jest zupełnie różny. Kontynuacja jest dużo mocniejsza i zwyczajnie lepsza od swojej poprzedniczki. I tak jak "Ekspozycja" mi się spodoba, ale nie zachwyciła, tak "Przewieszenie" ścięło mnie z nóg, rozwaliło mózg na kawałki i teraz muszę jakoś ten bajzel ogarnąć. Bo nawet nie wiecie jak trudno jest mi sklecić kilka w miarę spójnych zdań na jego temat, pomimo faktu, iż powieść skończyłam kilka dni temu. Zaraz po przeczytaniu ostatniego rozdziału napisałam kilka moich luźnych postrzeżeń odnośnie tej pozycji. Szkoda tylko, że one w ogóle nie nadają się do publikacji przez ilość przekleństw (aż wstyd coś takiego pokazać, zwłaszcza, że chciałabym uchodzić za osobę kulturalną).
Przede wszystkim w tej książce jest jeszcze więcej humoru niż w poprzedniej. Może trochę brakuje droczenia się Forsta ze Szrebską, ale jednak komisarz nadal rozbraja czytelników na łopatki swoimi tekstami. Poza tym akcja pędzi jeszcze szybciej niż w innych pozycjach tego autora. Nie ma nawet czasu żeby wziąć porządny oddech, bo zaraz dostajemy ataku serca przez kolejny twist fabularny.
W "Przewieszeniu" dostajemy też coś, czego wcześniej w książkach Mroza nie było. Mianowicie mamy możliwość wejścia do głowy psychopaty i obserwowania wydarzeń z jego perspektywy. Powiem szczerze, że to chyba właśnie te momenty w powieści były najbardziej... może nie tyle przerażające, co mocno niepokojące. I teraz chyba będę się do końca życia bała wyjść z kimś obcym gdzieś wyżej w góry...
A właśnie! Kolejny ważny punkt. Tatry. Autor niesamowicie opisuje nasze kochane góry. Wręcz mam ochotę już teraz, zaraz wsiąść w pociąg i ruszyć do Zakopanego. Na szczęście w wakacje właśnie tam się wybieram i co prawda o takich eskapadach jak Forst to sobie mogę co najwyżej pomarzyć (kiedyś na pewno, na razie jestem zbyt zielona), ale i tak mam ochotę chociaż tam sobie troszkę podreptać po mniej wymagających szlakach.
A teraz czas na moje bezspoilerowe wywody.
Przede wszystkim, ja nie wiem co ten biedny Forst zrobił autorowi, ale w tym tomie Mróz dał mu solidnie popalić. To, że ten pan nie oszczędza swoich bohaterów i uwielbia pakować ich w największe bagno, wiadomo. Jednak to co się wyczynia w tej powieści przechodzi ludzkie pojęcie! Jeżeli macie w planach lekturę tej książki to przygotujcie się na totalny rollercoaster, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nasz biedny Forst oberwie. Ogólnie całą tą powieść można określić jako Forst vs reszta świata&przyjaciele.
A zakończenie...
Borze tucholski, to była jakaś MASAKRA! Łeb mi rozwaliło, szczęka wylądowała na podłodze i kapcie spadły. To znaczy czytałam recenzję, widziałam zdjęcie Pawła z P42 po przeczytaniu ostatniego rozdziału "Przewieszenia" i spodziewałam się, że zakończenie będzie bardzo mocne, ale nic nie było mnie w stanie przygotować na to co dostałam. Autor dosłownie w ostatnim zdaniu wszystko postawił na głowie. Po prostu zawał czytelnika na miejscu. I koniec, kolejny książkoholik out.
I taki mój mały apel: Panie Mróz! Może należałoby się tak troszkę zatroszczyć o zdrowie (zarówno fizyczne jak i psychiczne) pańskich czytelników i nie fundować im zawału serca?!?! Bo jak tak dalej pójdzie nie będzie miał kto czytać pańskich książek...
Ale jeśli mam być szczera, to właśnie dzięki tym rozwalającym mózg zakończeniom, tak bardzo polubiłam książki tego pana. I byłabym zawiedziona gdyby ich zabrakło ;)
"- Wyglądasz jak dzikus - ocenił [Osica]. - Mogłem zabrać ci golarkę.
Komisarz wzruszył ramionami.
- Teraz taka moda, na drwala.
- Chyba na menela.
- Zwał jak zwał - odparł Forst."
"Przewieszenie" to przede wszystkim mocna powieść, totalna jazda bez trzymanki, bezcenne teksty Forsta i zawał serca przy ostatnim rozdziale. I szczerze? Zaczynam się bać się lektury "Trawersu"... A z drugiej strony jestem tak strasznie ciekawa dalszych losów Forsta, że wiem, iż długo bez trzeciego tomu nie wytrzymam...
http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/06/030-przewieszenie-remigiusz-mroz.html
Jak wiecie (albo i nie) pan Mróz ma wielki talent do pisania powieści, po których nie w sposób się normalnie wysłowić na ich temat, a co dopiero przejść po nich do porządku dziennego. A jakby sam poziom jego książek nie był rewelacyjny, to jeszcze sam autor wydaje się być maszynką...
2016-08-10
Jedna z moich ulubionych trylogii właśnie dobiegła końca. Na pewno zatęsknię za wspaniałymi opisami moich ukochanych gór oraz tekstami Forsta... Ale chwila, chwila. Zanim na dobre pożegnam się z moim ulubionym cyklem Remigiusza Mroza najpierw wypadałoby się podzielić z Wami moją moją opinią dotyczącą Trawersu, czyż nie?... No dobra, to lecim z tym koksem.
A, i zanim zaczniemy - recenzja nie zawiera spoilerów dotyczących poprzednich tomów.
RESZTA RECENZJI: http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/09/043-trawers-remigiusz-mroz.html
Jedna z moich ulubionych trylogii właśnie dobiegła końca. Na pewno zatęsknię za wspaniałymi opisami moich ukochanych gór oraz tekstami Forsta... Ale chwila, chwila. Zanim na dobre pożegnam się z moim ulubionym cyklem Remigiusza Mroza najpierw wypadałoby się podzielić z Wami moją moją opinią dotyczącą Trawersu, czyż nie?... No dobra, to lecim z tym koksem.
A, i zanim...
2016-09-08
Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo się stęskniłam za Chyłką i Zordonem! Odkąd skończyłam „Rewizję” po prostu siedziałam jak na szpilkach na kolejny tom, bo koniecznie musiałam się dowiedzieć, co się stanie z moim ulubionym duetem prawniczym. Chyba więc nikogo nie dziwi, że w dniu premiery „Immunitetu” od razu ruszyłam do najbliższej księgarni. Liczyłam na kolejną świetną, wciągającą lekturę, która pomoże mi oderwać się od szkolnych obowiązków i dostarczy mi niesamowitych emocji.
I oczywiście się nie zawiodłam.
RESZTA RECENZJI : http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2016/09/045-immunitet-remigiusz-mroz-bez.html
Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo się stęskniłam za Chyłką i Zordonem! Odkąd skończyłam „Rewizję” po prostu siedziałam jak na szpilkach na kolejny tom, bo koniecznie musiałam się dowiedzieć, co się stanie z moim ulubionym duetem prawniczym. Chyba więc nikogo nie dziwi, że w dniu premiery „Immunitetu” od razu ruszyłam do najbliższej księgarni. Liczyłam na...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-31
Tak, znowu Remigiusz Mróz. Przepraszam serdecznie wszystkich, którym ten autor już wychodzi z lodówki, ale co ja poradzę, że on jest taką trochę maszynką do pisania. Naprawdę nie ogarniam, jak można wydawać po siedem powieści rocznie (mam na wmyśli rok 2016). A co jest w tym najlepsze? Ano to, że w zasadzie każda z tych książek zbiera ultrapozytywne recenzje. Słabszych pozycji prawie nie ma. Co za tym idzie Remigiusz Mróz przyzwyczaił nas do wyśmienitych pod wszelkimi względami powieści, nazwijmy to zbiorczo, sensacyjnych. Takich z akcją pędzącą na łeb na szyję, wyrazistymi bohaterami, mnóstwem twistów fabularnych oraz zaskakującymi zakończeniami, które pozostawiały czytelników w stanie głębokiego szoku. Osobiście po prostu uwielbiam tego autora. Wszelkie jego nowości biorę w ciemno i właściwie jeszcze nigdy się na nim nie przejechałam.
No, niestety, do teraz.
RESZTA RECENZJI: http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2017/02/062-behawiorysta-remigiusz-mroz.html
Tak, znowu Remigiusz Mróz. Przepraszam serdecznie wszystkich, którym ten autor już wychodzi z lodówki, ale co ja poradzę, że on jest taką trochę maszynką do pisania. Naprawdę nie ogarniam, jak można wydawać po siedem powieści rocznie (mam na wmyśli rok 2016). A co jest w tym najlepsze? Ano to, że w zasadzie każda z tych książek zbiera ultrapozytywne recenzje. Słabszych...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-22
Wydaje mi się, że George'a Orwella nikomu przedstawiać nie trzeba. Ciężko mi też uwierzyć, że mogłaby istnieć osoba, która jeszcze nigdy nie słyszała o jego najpopularniejszej książce - „Roku 1984”. To chyba jedna z najbardziej przerażających powieści, jakie kiedy kiedykolwiek powstały. Protoplasta wszelkich dystopio-antyutopii. Powieść, która zainspirowała twórców „Big Brothera” (co swoją drogą jest dość ciekawe - "Hej, to jest przerażające!" - "Wyobrażasz sobie coś takiego?!" - "Nie... Czekaj, zróbmy z tego reality show!").
Od momentu, gdy skończyłam „Folwark zwierzęcy”, wiedziałam, że muszę koniecznie przeczytać również tę najbardziej znaną powieść Orwella. Liczyłam, że przeczytam ją równie szybko, co „Folwark”, i będę mogła po prostu odhaczyć ją z mojej listy pozycji do przeczytania.
Nie spodziewałam się, że będę tak przeżywać to wszystko, co się działo na jej kartach. Ta powieść mną wstrząsnęła i wprawiła w strasznie pesymistyczny nastrój. Do tego doszła kompletna niemoc. Po prostu nie umiałam się normalnie wysłowić na temat tego, co właśnie przeczytałam. Dopiero kilka tygodni po skończeniu lektury mogłam normalnie zabrać się do pisania tego posta, a i tak nie jestem pewna, czy będzie on chociaż w miarę ogarnięty.
W każdym razie zapraszam Was na moje przemyślenia dotyczące najbardziej wstrząsającej powieści, jaką kiedykolwiek przeczytałam.
RESZTA RECENZJI: http://ksiazkoholizm--postepujacy.blogspot.com/2017/05/071-rewers-czyli-niech-kazdy-dorzuci.html
Wydaje mi się, że George'a Orwella nikomu przedstawiać nie trzeba. Ciężko mi też uwierzyć, że mogłaby istnieć osoba, która jeszcze nigdy nie słyszała o jego najpopularniejszej książce - „Roku 1984”. To chyba jedna z najbardziej przerażających powieści, jakie kiedy kiedykolwiek powstały. Protoplasta wszelkich dystopio-antyutopii. Powieść, która zainspirowała twórców „Big...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-27
2019-10-23
Wydawnictwo SQN chyba za punkt honoru objęło sobie uszczęśliwienie zwolenników steampunku. Najpierw wydali cykl „Wojny Mechaniczne”, potem do sprzedaży trafiła „Wilcza godzina”, aż w końcu na pułki księgarni trafiło coś naszego rodzimego twórcy - „Impuls” Tomasza Duszyńskiego.
Powieść ta zaintrygowała mnie od pierwszego wejrzenia. Okładka, tytuł i ten napis z tyłu: „Taka Polska mogła się wydarzyć”... Brzmi i wygląda na coś idealnego dla mnie. Bo wiecie. Powieść reprezentująca alternatywną wersję II Rzeczypospolitej - jak miałabym przejść koło niej obojętnie! Zwłaszcza że, chyba jak każda osoba, która interesuje się historią, od czasu do czasu lubię posnuć rozważania z gatunku „co by było gdyby”. Takie alternatywne wersje historii zawsze rozpalają wyobraźnię. Bo to by się przecież mogło wydarzyć...
Rok 1932. Rzeczypospolita wykrwawia się w trwającej już dekadę wojnie na dwa fronty. Z jednej strony Niemcy, z drugiej Moskale. Ciągła wojna pozycyjna, której końca nie widać, daje się we znaki wszystkim stronom konfliktu, które szukają sposobu na wyjście z impasu. Łącznie z tymi, łagodnie mówiąc, niekonwencjonalnymi...
Tymczasem na przedmieściach Warszawy dochodzi do tragedii z udziałem kapsuły transportującej - przełomowego polskiego wynalazku, który ma szansę zaważyć na losach wojny i dać Polakom upragniony sojusz z USA. Do zbadania przyczyn katastrofy zostaje wybrany Andrzej Winnicki - niegdyś genialny inżynier, ojciec trójki dorosłych już dzieci, który nadal nie może pogodzić się ze śmiercią żony. Mężczyzna nieświadomie wplątuje się w niemałą kabałę związaną z wielką polityką i wyścigiem zbrojeń. Na dodatek, wychodzi na jaw, że jego dawny projekt został spisany na straty zbyt szybko...
Nie myślałam, że będzie mi to dane napisać, ale „Impuls” to naprawdę świetna, intrygująca powieść. Tomasz Duszyński mistrzowsko łączy ze sobą fakty, przewidywania historyczne i elementy rodem z science-fiction. Realizm miesza się z fantastyką. Realia epoki z technologią, o której wtedy nie śniono. Postacie historyczne z tymi wymyślonymi. Technika ze spirytyzmem. Z jednej strony widać, że wszystko w tej książce, od alternatywnego biegu wydarzeń, poprzez technikę, po samą fabułę, jest bardzo dokładnie przemyślane, a jednocześnie autor zaskakuje bardzo śmiałymi pomysłami. Wizja świata na początku lat 30. ubiegłego wieku przedstawiona nam przez Tomasza Duszyńskiego fascynuje i intryguje. Aż chciałoby się wejść do tego świata, zobaczyć go na własne oczy, przejść się ulicami tamtej Warszawy.
Dlatego też trochę boli fakt, że autor tak mało nam w sumie o tym świecie mówi. Czytelnik od razu jest wepchnięty w akcję i musi skupić się na bohaterach. A tymczasem, chciałoby się najpierw lepiej poznać tą rzeczywistość. Oczywiście, siłą rzeczy nie było miejsca w „Impulsie” na rozwijanie uniwersum, a jednak odczuwam tutaj pewien niedosyt.
Może jeszcze raz podkreślę jedną rzecz. Wynalazki, steampunk i genialni inżynierowie stanowią niebagatelną część tej książki. Poza standardowymi w wypadku tego typu powieści sterowcami, mamy pełen przegląd najróżniejszych cudów techniki - od naprawdę użytecznych cacek do śmiercionośnych dłoni. Ot, na przykład, mechaniczne ramię Marka, syna Winnickiego, zachowujące się jak prawdziwa ludzka ręka. Tylko że bardziej bajeranckie. Mamy też wspomniane już pociski transportujące, dzięki którym podróż za ocean trwa kilka godzin. Dodatkowo jeszcze Golem, o którym niestety za dużo się nie dowiadujemy, a szkoda bo odgrywa ogromną rolę chociażby w finale powieści. Wszystko to urozmaica świat pokazany przez Duszyńskiego i stanowi bardzo ważny element całej książki.
„Impuls” ma niepowtarzalny klimat stworzony z wymieszania II RP z całym kolorytem dwudziestolecia międzywojennego oraz właśnie tego steampunku. Ten miks sprawia, że w „Impulsie” jest coś bardzo oryginalnego i powieść jest czymś nowym na polskim rynku wydawniczym.
A w budowaniu tej atmosfery na pewno pomogły przerywniki w fabule w postaci wspomnień Józefa Piłsudskiego, w których marszałek wyjaśnia powody swoich decyzji, które doprowadziły do takiego obrotu spraw.
Bohaterowie „Impulsu” są zaskakująco dobrze wykreowani. Myślałam, że autor potraktuje ich po macoszemu, a tu taka niespodzianka. Zostali oni ciekawie zaprezentowani i zbudzili moją sympatię, przez co z rosnącym napięciem śledziłam ich losy. Szczególnie polubiłam Bliznę, który był chyba najbardziej fascynującą postacią tej książki.
Akcja w „Impulsie” ani nie pędzi na łeb na szyję, ani nie wlecze się jak żółw na pasach. Powiedziałabym, że jest ona wyważona idealnie, by z jednej strony nie zmęczyć, a z drugiej nie znudzić czytelnika. Fabuła jest nietuzinkowa, a Duszyński momentami potrafi naprawdę zaskoczyć. Samo zakończenie i rozwiązanie wątków pozostawia spory niedosyt i naprawdę chciałabym, żeby autor coś jeszcze na ten temat napisał, choć biorąc pod uwagę ostatni rozdział... Nie będę spoilerować, ale wydaje mi się, że autor zamknął sobie z hukiem furtkę do ewentualnej kontynuacji.
„Impuls” to powieść napisana z pomysłem, która ciekawi obrazem alternatywnej II Rzeczypospolitej wzbogaconej o elementy spirytyzmu i steampunku. Autor bardzo postarał się o to, by całość była naprawdę przemyślana pod każdym możliwym kątem. Ale przede wszystkim „Impuls” to wspaniała rozrywka, która angażuje czytelnika i przenosi go do swojego świata. Mogę śmiało napisać, że to nie tylko najlepsza powieść prezentująca alternatywną wersję historii, jaką czytałam do tej pory, ale i najlepszy steampunk, na jaki trafiłam. Polecam wszystkim, a dla miłośników alternatywnych wersji historii oraz dziejów II Rzeczypospolitej jest to pozycja obowiązkowa.
Wydawnictwo SQN chyba za punkt honoru objęło sobie uszczęśliwienie zwolenników steampunku. Najpierw wydali cykl „Wojny Mechaniczne”, potem do sprzedaży trafiła „Wilcza godzina”, aż w końcu na pułki księgarni trafiło coś naszego rodzimego twórcy - „Impuls” Tomasza Duszyńskiego.
więcej Pokaż mimo toPowieść ta zaintrygowała mnie od pierwszego wejrzenia. Okładka, tytuł i ten napis z tyłu: „Taka...