-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2018-04-24
2018-03-25
W Ktoś mnie obserwuje mamy nie jednego, a dwóch głównych bohaterów - Tessę oraz Erica. Powiem wam, że dawno nie czytałam książki z takim dwu osobowym podziałem narracji, dlatego bardzo się z tego ucieszyłam. Zawsze wydaje mi się, że przez to czytelnik może dowiedzieć się na temat samych bohaterów, jaki i fabuły znacznie więcej, bo każda z postaci dorzuci od siebie te swoje trzy grosze.
TESSA jest dziewczyną, która od roku cierpi na agorafobię, czyli lęk przed wychodzeniem z domu. W przeszłości spotkało ją coś, co wywalało u niej tą chorobę, jednak nie chce ona wyjaśnić nikomu, co to było. Choć jej chłopak oraz matka są przy niej, dziewczyna czuje się dość mocno samotna. Jedyną odskocznią, kiedy może poczuć się sobą, jest jej profil na Twitterze poświęcony pewnemu znanemu piosenkarzowi Erick'owi Thornie. Śmiało można powiedzieć, że dziewczyna ma na jego punkcie lekką obsesję, jednakże to, co wyróżnia ją na tle innych fanek to to, że dziewczyna zdaje się dostrzegać ból oraz problemy, jakie w swoim życiu ma Eric. Pewnego dnia dziewczyna publikuje w sieci swoje fan fiction o piosenkarzu, a to sprawia, że z dnia na dzień jej profil, jak i stworzony przez nią hasztag #ericthornobsessed zyskują ogromną popularność.
ERIC jest niezwykle popularnym piosenkarzem, który wprawia w szybsze bicie serca każdą ze swoich fanek. Choć od najmłodszych lat chciał brnąć w karierę muzyczną, teraz nie sprawia mu ona już tak dużej radości. Nie może znieść tego, że większość fanek widzi w nim tylko kawał przystojnego faceta i tak na prawdę nie liczy się dla nich żaden z jego utworów. Jednakże spece od PR chcą, aby gwiazdor jeszcze bardziej zachęcał do szaleństwa młode fanki. Chłopak postanawia więc założyć konto na Twitterze, gdzie podając się za kogoś całkowicie innego, będzie mógł w końcu powiedzieć, co o tym wszystkim sądzi, a co za tym idzie, zniechęci do siebie te wszystkie psychofanki.
Wkrótce drogi tej dwójki się krzyżują i zaczyna rozwijać się pomiędzy nimi przyjaźń, która może stać się tym, co uratuje ich oboje przed samozniszczeniem...
TO, CO ZDECYDOWANIE wyróżnia tą książkę od wszystkich innych, w których występuje motyw social mediów, to to, że tutaj Twitter gra ta na prawdę pierwsze skrzypce - w końcu, gdyby nie to, to tak na prawdę znajomość dwójki naszych bohaterów nigdy by nie powstała. W całej powieści możemy znaleźć więc bardzo dużo odniesień do Twittera, jednak co mi się bardzo spodobało, autorka przedstawiła to wszystko w tak umiejętny sposób, że czytelnik nie czuje się przytłoczony. Choć większość fabuły rozgrywa się w sieci, to jednak dodatkowe wątki z życia bohaterów uzupełniają całość i sprawiają, że lektura staje się jeszcze bardziej interesująca i wciągająca. Gdybym miała podsumować tutaj wątek Twittera to powiedziałabym, że jest go tutaj na prawdę dużo, ale jednocześnie w odpowiedniej ilości. Mówiąc krótko, autorka poradziła sobie z wprowadzeniem tego wątku na prawdę świetnie!
W KSIĄŻCE bardzo spodobało mi się to przedstawienie postaci Erica Thorna, jako gwiazdy, która musi zmagać się z ciężarem kariery, którą tak bardzo chciał kiedyś osiągnąć. Ucieszyłam się, że autorka postanowiła przedstawić życie piosenkarza, aktualnej gwiazdy, który musi zmagać się z tymi wszystkimi psychofankami. Z tego, co się dowiedziałam, kreując postać Erica A.V. Geiger kierowała się osobą Adama Levina z Maroon 5 i choć ja osobiście nie widziałam żadnego podobieństwa tych dwóch panów pod względem charakteru, czy wyglądu, to jednak jeśli chodzi o te wszystkie szalone "fanki" autorce udało się to bardzo dobrze odwzorować. Smutne jest to, że są takie osoby, które nazywają siebie "fanami", jednak tak na prawdę nimi nie są. Zależy im tylko na wyglądzie danej osoby, a nie na tym, co ona tworzy - poprzez swoją muzykę, czy grę aktorską. Jestem pewna, że gdyby spytać się ich, za co cenią tego artystę, na pewno nie wymienili by tego, co w gruncie rzeczy jest najważniejsze. Myślę więc, że autorka świetnie poradziła sobie z postacią Erica. Ja sama niesamowicie go polubiłam i przyjemnie śledziło mi się wszystkie rozdziały, w których to on był narratorem.
Jeśli chodzi natomiast o Tessę, to ją również polubiłam, jednak głównie dlatego, że w wielu miejscach się z nią identyfikowałam. Cały czas też ciekawiło mnie, co wydarzyło się w przeszłości, że dziewczyna zachorowała. I jeśli chodzi o ten wątek, to niestety koniec końców jestem trochę zawiedziona tym powodem Tessy. Myślałam, że będzie to coś nieco bardziej mrocznego, a chociaż to, co spotkało dziewczynę na pewno przeraziłoby niejedną osobę, to jednak nie ukrywam, że troszkę się rozczarowałam.
W Ktoś mnie obserwuje bardzo spodobało mi się także to połączenie romansu z powieścią, która poruszała problemy psychiczne z dodatkową lekką nutką thrillera. Nie chcę zdradzać wam za dużo z lektury, jednak muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się tych ostatnich rozdziałów w książce. Mam tutaj na myśli te, które wyjaśniają nam, co się działo w przeszłości z Tessą. Bardzo długo myślałam, że będzie to kolejna książka młodzieżowa, gdzie główną rolę będzie odgrywał jednak romans, a tu proszę takie zaskoczenie! Jednak zdecydowanie najmocniejszym punktem książki jest jej zakończenie! Bo niby wszystko kończy się już dobrze, aż nagle mamy takie wielkie BUM! i wszystko zmienia się o trzysta sześćdziesiąt stopni! I jedyne, co nam wtedy zostaje to takie NIE WIERZĘ! CO TU SIĘ PRZED CHWILĄ WYDARZYŁO!? Muszę przyznać, że to się autorce jak najbardziej udało
PODSUMOWUJĄC więc, Ktoś mnie obserwuje to na prawdę bardzo wciągająca książka, od której dosłownie nie da się oderwać. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że lektura tej powieści to jedno wielkie zaskoczenie! Autorka ma interesujący styl, który sprawia, że całość czyta się bardzo szybko. Z tego, co widziałam, historia zawarta w tej książce była najpierw opowiadaniem na Wattpadzie, więc tym bardziej jestem miło zaskoczona, że to właśnie tam powstało takie cudeńko. Ja jestem jak najbardziej zadowolona z lektury i myślę, że jedyne, co mogę teraz zrobić to tylko zachęcić was do sięgnięcia samemu po tą powieść i przekonania się an własnej skórze, jak dobra jest to lektura.
Niestety na drugi tom będziemy musieli jeszcze trochę poczekać (Wydawnictwo Jaguar zapowiada, że będzie to dopiero w 2019 roku), ale myślę, że będzie warto! Sama już nie mogę się go doczekać i nawet zastanawiam się, czy nie sięgnąć po tą powieść prędzej w oryginale.
W Ktoś mnie obserwuje mamy nie jednego, a dwóch głównych bohaterów - Tessę oraz Erica. Powiem wam, że dawno nie czytałam książki z takim dwu osobowym podziałem narracji, dlatego bardzo się z tego ucieszyłam. Zawsze wydaje mi się, że przez to czytelnik może dowiedzieć się na temat samych bohaterów, jaki i fabuły znacznie więcej, bo każda z postaci dorzuci od siebie te swoje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-01-13
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2018/01/200-przedpremierowo-fake-it.html
Powiem wam, że odkąd poznałam pierwszą książkę autorki Sandry Nowaczyk coś mi mówiło, że warto mieć tą dziewczynę na oku, bo w przyszłości może stworzyć na prawdę dobrą powieść. Ale nie spodziewałam się, że nastąpi to tak szybko! Z początku podchodziłam do Fake It czyli najnowszej książki z pod pióra Sandry dość sceptycznie. Wiązało się to głównie z moją awersją do polskich autorów. Pamiętałam jednak, że całkiem dobrze bawiłam się podczas lektury Friendzone - po Fake It sięgnęłam jednak tak na prawdę z czystej ciekawości. Czy było warto? Zdecydowanie tak!
W książce poznajemy dwie z pozoru mocno różniące się od siebie bohaterki - Sparks i Indie. Spotykają się one w dość specyficznych okolicznościach, to jest podczas wizyty u wróżki. I chociaż zamieniają ze sobą zaledwie parę słów to Sparks czuje, że zna swoją rozmówczynię, jakby spędziła z nią całe życie. Jest jednak pewien mały szkopuł - Sparks chce się zabić, zaraz po powrocie od wróżki. Ma ona bowiem swoje powody, które kumulowały się przez siedem lat i to właśnie teraz dziewczyna chce się od nich uwolnić. Jednakże jej plany zostają całkowicie pokrzyżowane pojawieniem się Indie. Dowiaduje się ona o planach Sparks i chce zrobić wszystko, aby dziewczynę od nich odwieźć. W ten oto sposób bohaterki spędzają ze sobą jeden dzień, który ma pokazać naszej narratorce, że życie potrafi być cudowne, a samobójstwo to nie jest wcale rozwiązanie problemu.
Tak jak mówiłam wcześniej, choć wiedziałam, że historia stworzona może być ciekawa, to jednak nie liczyłam na to, że zachwyci mnie ona w jakiś na prawdę mocny sposób. Ale obiecałam sobie podejść do niej raczej z czystym umysłem i na spokojnie przyjąć to, co miała do zaoferowania autorka.
Początek powieści już stopniowo zaczynał mnie zaciekawiać, jednak wiecie, nie było jeszcze tego zachwytu w stylu "o boże uwielbiam to!". Jednakże jak mówi przysłowie im dalej w las... tym książka okazywała się być co raz lepsza. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to to, że styl Sandry Nowaczyk na prawdę się poprawił. Pamiętam, że niektórzy z was, w przypadku Friendzone zarzucali jej, że wiać, iż jest dopiero początkującą autorką, itp. Ja również to zauważyłam, ale nie uderzyło mnie to tak bardzo, jak niektórych. Jednak tak jak mówiłam, od razu widać, że Sandra na prawdę mocno pracowała nad swoim stylem. Przemyślany dobór słów, filozoficzne podejście do sytuacji - ja jestem zdecydowanie na tak! Ciężko jest mi trochę wytłumaczyć to w recenzji, ale myślę, że gdy sami sięgniecie po książkę stwierdzicie "Tak! Kasia miałaś rację.". Przypomnę wam tylko, że autorka ma obecnie osiemnaście lat, jednakże w Fake It widać jej dorosłe i na prawdę przemyślane podejście do życia. Jak dla mnie pozycja ta jest doroślejszą wersją jej twórczyni. I sądzę, że to jest na prawdę sporym atutem tej książki.
Akcja książki dzieje się tak na prawdę na przestrzeni dwudziestu czterech godzin, które bohaterki spędzają razem. Zawsze bardzo podobało mi się takie przedstawienie fabuły, gdyż uważałam, że potrzeba nie lada talentu oraz zaangażowania w pracę, aby nie dość że zaciekawić czytelnika to jeszcze utrzymać wszystko w chronologicznym porządku. I choć po zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że jakoś nie działo się w książce za dużo przez ten czas, to jednak.... cały czas akcja się rozwijała i nie było tutaj żadnych nudnych momentów, kiedy chciało by się przewinąć akcję do przodu.
Jeśli chodzi o bohaterki to tutaj na chwilkę się zatrzymam, bo zdecydowanie jest o czym mówić. W tekście poznajemy Sparks oraz Indie - dziewczyny całkowicie od siebie różne. Przez większą część książki skupiamy się tak na prawdę głównie na życiowych problemach Sparks. W sumie, z racji tego, że jest ona narratorką książki, możemy poznać również jej myśli i samo podejście do życia - a nie da się ukryć, że jest ono na prawdę pesymistyczne. Bardzo dokładnie możemy zagłębić się w jej umysł i poznać to, co nią kieruje. Powiem wam, że mocno spodobał mi się ten filozoficzny umysł Sparks. Sama uwielbiam zatapiać się w swoich myślach i rozwodzić się nad różnymi nurtującymi mnie sprawami, przez co w pewnym sensie poczułam się połączona z bohaterką. Co prawda moje rozmyślania nie idą w takim mrocznym kierunku, jak jej, ale mimo wszystko ucieszyłam się, że spotkałam na swojej czytelniczej drodze taką postać. O powodzie, który popycha Sparks w kierunku samobójstwa już od siedmiu lat, dowiadujemy się tak na prawdę na samym początku książki. Odniosłam wrażenie jednak, że w trakcie trwania książki bohaterka tak jakby chciała przekonać siebie, a za razem i nas, czytelników, że jej postępowanie jest słuszne. Gdyby jednak stanąć z boku i na spokojnie przyjrzeć się tej postaci od razu idzie zauważyć, że jest ona niezwykle zagubioną i przestraszoną dziewczyną, która tak na prawdę nie do końca wie, co ma zrobić.
Indie, jaką przedstawiła nam autorka i jaką zna również Sparks, wydaje się być całkowitym przeciwieństwem głównej bohaterki - jest szalenie pozytywna (ale nie w ten denerwujący dla większości ludzi sposób), we wszystkim stara się dostrzegać tą jasną, dobrą stronę i najważniejsze - chce zrobić wszystko, aby pomóc Sparks. Ale jest to tylko jedno oblicze Indie. Tak na prawdę przez całą książkę Sandra Nowaczyk umiejętnie dozuje nam informacje o drugiej dziewczynie. W ten sposób cały czas chcemy wiedzieć, co ukrywa Indie - a zdecydowanie jest coś na rzeczy.
Bohaterki bardzo szybko zaczyna łączyć coś, co niesamowicie przeraża a zarazem intryguje Sparks. Z początku ma to związek jedynie z takim bractwem dusz, jednakże później szybko przeradza się w coś zdecydowanie poważniejszego. Przez całą książkę obserwujemy więc, jak rozwija się relacja pomiędzy dziewczynami.
Najbardziej wbijającym w fotel punktem książki jest zdecydowanie jej zakończenie! Owszem, całość czyta się bardzo szybko i z wielkim zainteresowaniem, ale to końcówka jest tutaj tym punktem kulminacyjnym. Szczerze, gdy doszłam do ostatniego słowa powieści, pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna miałam wielką ochotę cisnąć książką po prostu przez okno! I nie przez to, że było tam coś złego - to było po prostu genialne zagranie autorki! Kompletnie nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji i gdy w końcu cała ta złość na Sandrę mnie opuściła, powoli zaczynało do mnie docierać, co tak na prawdę się wydarzyło i walczyłam z przemożną chęcią pogrążenia się w rozpaczy... O tak! Przygotujcie się na to, że książka ta zdecydowanie wyciśnie was ze wszystkich emocji...
Także przechodząc już do podsumowania, mogę wam z ręką na sercu polecić nową książkę Sandry Nowaczyk, jaką jest Fake It. Powieść jest bardzo mocno przemyślana praktycznie na każdym kroku. Cały czas trzyma w napięciu, ciekawi i zachęca do dalszej lektury. No i to zakończenie... czego chcieć więcej! Ja jeszcze raz podkreślę tylko, że jestem na prawdę zaskoczona tym, co autorka zaprezentowała i mam ogromną nadzieję, że kolejne jej książki będą równie dobre i emocjonujące co poprzednia.
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2018/01/200-przedpremierowo-fake-it.html
Powiem wam, że odkąd poznałam pierwszą książkę autorki Sandry Nowaczyk coś mi mówiło, że warto mieć tą dziewczynę na oku, bo w przyszłości może stworzyć na prawdę dobrą powieść. Ale nie spodziewałam się, że nastąpi to tak szybko! Z początku podchodziłam do Fake...
2018-01-03
Pewnie zdążyliście się już domyślić, że jestem wielką fanką Harry'ego Pottera i wszystkiego co z nim związane. Nic więc dziwnego, że jedną z moich ostatnich must have była ilustrowana wersja Fantastycznych zwierząt.... Gdy dowiedziałam się, że ta pozycja ma zostać zilustrowana nie posiadałam się z radości. Miałam wielką nadzieję, że okaże się podobna do tych ilustrowanych przez Jima Kay'a. I choć ogólnie muszę przyznać ze to wydanie Fantastycznych zwierząt... jest na prawdę ciekawe, to jednak chyba liczyłam na coś troszkę lepszego.
Dla jasności wytłumaczę, że to wydanie to nic innego jak dobrze znany nam podręcznik Hogwartu tyle, że dodatkowo został wzbogacony o ilustracje autorstwa Olivii Lomenech Gill. Treść jest więc dokładnie ta sama (tak mi się przynajmniej wydawało, gdy ją czytałam). W tej recenzji nie będę się skupiała na tekście, bo w sumie jaki byłby sens ponownie o tym pisać.. Ciekawych treści zapraszam więc do tamtego posta, a ja teraz skupię się na wyglądzie wizualnym książki.
Od samego początku bardzo spodobała mi się okładka książki. Przypominała mi ona trochę taką encyklopedię dla dzieci (nie pytajcie, dlaczego), ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Teraz trochę żałuję jednak, że nie została ona utrzymana w takich klimatach rodem ze świata czarodziejów. W przypadku podręczników Hogwartu już od samego początku można było poczuć się, jakbyśmy wypożyczyli je z biblioteki czarodziejów. Ta jaką otrzymaliśmy jest na prawdę dobra, ale myślę, że można by tutaj pójść w nieco inną stronę.
Ilustracje wewnątrz książki skupiły się głównie na tych wszystkich fantastycznych zwierzętach, które zostały zawarte w spisie. Nie znam się za bardzo na rysunku, ale wydaje mi się, że niektóre zostały namalowane przy użyciu akwareli, a kilka to nawet prace wykonane węglem. Wiele z tych ilustracji na prawdę zapiera dech w piersiach - są stworzone z najmniejszymi detalami i odwzorowują opis zawarty przez Newta Skamandra. Ale - tak, muszę znowu troszkę na coś ponarzekać - patrząc na nie tak ogólnie, znowu mam wrażenie, jakby trochę odbiegały one od stylu czarodziejów. Chodzi mi tutaj głównie o całą otoczkę ilustracji. Zabrakło w nich takiej magi, takiego wiecie - wow! Często jest tak, że ilustracja jakiegoś zwierzęcia znajduje się na na środku strony a reszta jest w zasadzie pusta. Gdy teraz przeglądam książkę odnoszę wrażenie, że jest tak bardzo często, przez to książka wydaje się być pusta. Owszem, są i takie strony, które zostały całe pokryte jakimś rysunkiem, jednak jak dla mnie większość jest trochę skromna. W kilku przypadkach przeszkadzało mi również to, że ilustracje są nieco chaotyczne i trzeba poświęcić trochę czasu, aby to konkretne zwierzę odnaleźć. Gdy nie zna się jeszcze opisu, jest to niekiedy niemożliwe. Na plus zasłużyły jednak strony poświęcone smokom. Byłam bardzo zaskoczona, gdy dotarłam na tą rozkładaną planszę, gdzie mogłam w całej okazałości zobaczyć, jak wygląda Spiżobrzuch Ukraiński. Spodobało mi się również to, że przy opisie Śmierciotuli zamieszczono coś w stylu rękopisu człowieka, który opowiada o jej ataku. Właśnie czegoś takiego oczekiwałam w przypadku ilustrowanych Fantastycznych zwierząt... i cieszę się, że chociaż w jednym przypadku to otrzymałam.
Z rzeczy takich bardziej technicznych nie jestem do końca zadowolona z tego, że książka została wydrukowana na takim matowym papierze. Plus za to, że jest on gruby i ciężko go zagiąć, ale nie przywodzi mi on na myśl takiej starej księgi. Myślę, że książka prezentowałaby się nawet o wiele lepiej, gdyby całość została wydrukowana na tych połyskujących kartkach, jak ilustrowane wersje Harry'ego.
Podsumowując to wszystko powiem tak - jest dobrze, ale nie do końca tak, jak być powinno. Książka, pod względem graficznym, za bardzo odbiega od świata czarodziejów. Idealnym określeniem na to było by powiedzenie, że zostały pomieszane tam dwa style - stary i nowy, który moim zdaniem całkowicie wszystko zepsuł. Przez ten lekki chaos i ogólne niezdecydowanie wyszło coś moim zdaniem nie do końca pasującego do świata czarodziejów. Jestem tym trochę rozczarowana, bo akurat w przypadku Fantastycznych zwierząt... ilustrowana wersja mogła wyjść na prawdę obłędnie. Tutaj, jak mówiłam, nie jest do końca tragicznie, ale no... to nie jest to.
Czy warto się z nią zapoznać? Myślę, że tak, jeśli jest się fanem Harry'ego i Fantastycznych zwierząt... Jednak zdecydowanie nie warto nastawiać się na coś na prawdę mocno spektakularnego.
Pewnie zdążyliście się już domyślić, że jestem wielką fanką Harry'ego Pottera i wszystkiego co z nim związane. Nic więc dziwnego, że jedną z moich ostatnich must have była ilustrowana wersja Fantastycznych zwierząt.... Gdy dowiedziałam się, że ta pozycja ma zostać zilustrowana nie posiadałam się z radości. Miałam wielką nadzieję, że okaże się podobna do tych ilustrowanych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-06-03
Muszę się wam przyznać, że po tą książkę sięgnęłam głównie przez jej boska okładkę 😍 tym razem w większości zadziałała moja dzika natura mówiąca "bierz, bo to jest różowe 😍". Ale żeby nie było, opis też przeczytałam i również wydał mi się ciekawy 😂 no więc zaczęłam czytać #storyofbadboys i po pierwszych stronach zaczęło mi się wydawać, że czytam jakieś kiepskie opowiadanie z Wattpada, które napisała jakaś szalona nastolatka. Chodzi mi tutaj głównie o styl, jakim posługuje się autorka - dla mnie jest on po prostu baaardzo prostu i pozostawia miejscami na prawdę sporo do życzenia 🙈 najbardziej dało się to odczuć na początku książki. Później, im bardziej zagłębiałem się w lekturę, wydawało mi się to być znacznie mniej dostrzegalne, ale może działo się to przez to, że historia na prawdę mnie wciągnęła! 😍 W skrócie - główną bohaterką jest Lilly, która przez kompletny przypadków zostaje zmuszona do zamieszkania w akademiku z dwoma chłopakami w pokoju. Pierwszy z nich, Evan, to tym starszego i bardzo opiekuńczego brata ❤ Drugi natomiast, Cameron, to ten, który wydaje się mieć wiecznie jakiś problem w stosunku do Lilly. Dziewczyna stara się więc jakoś przetrwać te pół roku, przez który musi zmagać się ze swoimi współlokatorami. Ale żeby nie było tak kolorowo Lilly ma przeszłość, która wydaje się w ogóle o niej nie zapominać nawet na drugim końcu kraju... Wydaje mi się, że książka tak bardzo mi się spodobała, bo są to takie studenckie klimatu, które ja w książkach bardzo lubię. Do tego mamy tam cudownego Camerona (w którym się oczywiście zakochałam... 😍🙈) i cała bandę kumpli współlokatorów Lilly 😏 dla mnie to już wystarczy - czuję się spełniona 😂 nie da się ukryć jednak, że książka ma sporo błędów (głównie związanych z językiem i całym stylem autorki), ale historia ma spory potencjał i sama już z wielką niecierpliwością wyczekuje drugiego tomu serii ❤❤ jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów, bo zapowiada się na prawdę genialnie!
Muszę się wam przyznać, że po tą książkę sięgnęłam głównie przez jej boska okładkę 😍 tym razem w większości zadziałała moja dzika natura mówiąca "bierz, bo to jest różowe 😍". Ale żeby nie było, opis też przeczytałam i również wydał mi się ciekawy 😂 no więc zaczęłam czytać #storyofbadboys i po pierwszych stronach zaczęło mi się wydawać, że czytam jakieś kiepskie opowiadanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-08
Strasznie spodobał mi się motyw podcastów w też najnowszej książce Kasie West. Dotychczas ten "świat" był mi kompletnie obcy, a teraz nawet sama zastanawiam się, czy nie poprowadzić jakiejś takiej audycji, jak główna bohaterka. Dalej niesamowicie przypasował mi motyw jeziora, który chociaż nie grał pierwszych skrzypiec w książce, to dla mnie stał się elementem nieodłącznym! Zastanawiałam się, jakby to było, gdyby w tej historii zabrakło jeziora i akcja rozgrywała się gdzieś indziej i muszę przyznać, że to na pewno byłaby tragedia. Dodatkowo przez to książka idealnie pasuje jako typowo letnia lektura. Chociaż przez te upały miałam trudności z czytaniem czegokolwiek, to jednak nie wyobrażam sobie, abym mogła poznać historię Kate w jakiś innych okolicznościach. Dalej niesamowicie polubiłam wszystkich bohaterów książki! Najbardziej zapadła w pamięci Alana, która była jak dla mnie takim dobrym duchem książki. Mocno polubiłam też rodzinę Kate, której mimo że za dużo tutaj nie było, to i tak zapałałam do niej ogromną sympatią - może dlatego, że przywodziła mi na myśl moja dużą rodzinkę. Całość czytało mi się na prawdę świetnie! Bardzo ciekawiło mnie to, jak zakończy się ta cała historia i chociaż miałam miejscami zastoje czytelnicze, to i tak myślę, że mogę uznać to za na prawdę dobrą lekturę. Kasie West po raz kolejny wykonała świetną robotę! I co ja mogę wam wiecej powiedzieć... Koniecznie musicie ją przeczytać!
Strasznie spodobał mi się motyw podcastów w też najnowszej książce Kasie West. Dotychczas ten "świat" był mi kompletnie obcy, a teraz nawet sama zastanawiam się, czy nie poprowadzić jakiejś takiej audycji, jak główna bohaterka. Dalej niesamowicie przypasował mi motyw jeziora, który chociaż nie grał pierwszych skrzypiec w książce, to dla mnie stał się elementem nieodłącznym!...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-08
Właśnie sobie uświadomiłam, jak dawno już nie czytałam żadnego thrillera 😍 I choć z jednej strony to był ogromny błąd (bo uwielbiam książki tego gatunku) tk z drugiej strony czytając "Kobietę w oknie"wciągnęłam się w nią, jak nigdy! Także chyba już nie muszę dodawać, jak bardzo zakochałam się w tej powieści 😏 Nie ukrywam, że z początku ten motyw obserwowania życia innych przez główna bohaterkę Annę bardzo mocno przypominał mi ten z "Dziewczyny z pociągu" - w sumie trochę się bałam, że tak będzie przez cały czas 🙈 ale na prawdę szybko okazało się, że to coś całkowicie innego 😍 w wielkim skrócie poznajemy historię doktor Anny Fox, która cierpi na agorafobię i od 10 miesięcy nie wyszła z domu. I choć z pozoru jej życie jest bardzo poukładane (i niestety nieszczęśliwe 😔) to wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy widzi, że ktoś pchnął jej sąsiadkę nożem. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że dosłownie nikt Annie nie wieży, bo sąsiadka żyje!
Ja dosłownie zakochałam się w całej tej historii, jak i w stylu A.J. Finna 😍 słyszałam różne opinie na temat tej książki i cieszę się bardzo, że mi jednak ona się spodobała. Z resztą już nie mogę doczekać się jej ekranizacji ❤❤ Całość jest na prawdę mocno przemyślała, wszystko składa się w spójną całość - a to zakończenie!!! Kompletnie się tego nie spodziewałam! 😱😱 I to było największe mistrzostwo w tej książce ❤ Także koniecznie musicie ją przeczytać, jeśli jeszcze jakimś cudem tego nie zrobiliście. I ja wam mówię - o tym autorze będzie jeszcze głośno 😍
Właśnie sobie uświadomiłam, jak dawno już nie czytałam żadnego thrillera 😍 I choć z jednej strony to był ogromny błąd (bo uwielbiam książki tego gatunku) tk z drugiej strony czytając "Kobietę w oknie"wciągnęłam się w nią, jak nigdy! Także chyba już nie muszę dodawać, jak bardzo zakochałam się w tej powieści 😏 Nie ukrywam, że z początku ten motyw obserwowania życia innych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-14
"Za zamkniętymi drzwiami" to jedna z lepszych książek, jakie miałam ostatnio okazję czytać. Jest pełna tajemnicy i zawiłych wątków, a dodatkowo wszystko jest tak realistyczne i świetnie przemyślane przez autorkę, czy czytelnik ma wrażenie, iż taka historia mogłaby wydarzyć się na prawdę. Widać, że B.A Paris włożyła wiele pracy w tworzenie książki, a ta praca jak najbardziej się opłaciła. Uwielbiam i z całą pewnością jeszcze nie raz będę do niej wracać!
"Za zamkniętymi drzwiami" to jedna z lepszych książek, jakie miałam ostatnio okazję czytać. Jest pełna tajemnicy i zawiłych wątków, a dodatkowo wszystko jest tak realistyczne i świetnie przemyślane przez autorkę, czy czytelnik ma wrażenie, iż taka historia mogłaby wydarzyć się na prawdę. Widać, że B.A Paris włożyła wiele pracy w tworzenie książki, a ta praca jak najbardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-24
Bardzo lubię sięgać po książki młodzieżowe z motywem albo choroby psychicznej, albo przemocy psychicznej i myślę, że właśnie to najbardziej przyciągnęło mnie do tej powieści. Jednak nie ukrywam, że na samym początku miałam na prawdę spore obawy, bo najzwyczajniej w świecie moje pierwsze spotkanie z autorką Jestem już normalna? nie należało do zbyt... udanych. Ale jak to mówią - do trzech razy sztuka (w moim przypadku do dwóch razy!) i koniec końców mogę śmiało powiedzieć, że tym razem zdecydowanie było warto!
W książce poznajemy nastoletnią Evie, która od trzech lat zmaga się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Okres leczenia był dla niej niesamowicie trudny, bo jak wiadomo, kiedy chodzi o choroby psychiczne ludzie niestety zaczynają traktować takie osoby jak... wariatów. Tak też było w przypadku Evie i teraz, kiedy jest ona na jak najlepszej drodze do wyzdrowienia, trafia na studia, gdzie chce wieść życie zwyczajniej i jak najbardziej normalnej nastolatki. Takim oto sposobem nie mówi swoim nowym znajomym o chorobie i bardzo stara się ukryć całą swoją przeszłość.
Pierwsze, co koniecznie muszę powiedzieć o tej książce to to, że chyba nie polecam jej nikomu, kto sam zmaga się z podobną chorobą. Takie pozycje mają to do siebie (oczywiście to tyko moje zdanie i możecie się z nim nie zgadzać), że bardzo mocno oddziałują na czytelnika. Także jeśli uważacie, że to właśnie o was w tej chwili mówię, uwierzcie mi, że lepiej będzie, jeśli sobie odpuścicie.
To teraz pewnie ktoś powie, że skoro tak ostrzegam, to co mi się w tej książce podobało - a no właśnie ten cały realizm choroby głównej bohaterki! Przeczytałam już kilka powieści z takim wątkiem, ale jeszcze chyba nie spotkałam nigdy takiej, przy której czułam się, jakbym to właśnie ja była Evie, albo jakbym to ja co raz bardziej zanurzała się w zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych. Nie wiem, jak autorka to zrobiła - czy tak bardzo przygotowała się do tematu, czy jak, ale wyszło jej to na prawdę genialnie! W trakcie całej historii bowiem powoli poznajemy umysł Evie i z czasem (tak na prawdę nawet nie wiemy kiedy) stopniowo zagłębiamy się w chorobie. Za to jestem pod wielkim wrażeniem!
Jestem już normalna? to powieść młodzieżowa, dlatego nie można było pozostawić tej historii bez humoru, który również bardzo mnie zachwycił i sprawił, że cały ten trudny temat stał się taki bardziej przystępny dla młodego czytelnika. Bardzo spodobało mi się poczucie humoru autorki no i oczywiście głównej bohaterki, a to sprawiło, że chciałabym jednak poznać więcej powieści Holly Bourne. Trochę przypominało mi to książki Kerstin Gier, a w zasadzie jej humor, więc to jak dla mnie jest jak największy plus.
Całą książkę czyta się na prawdę łatwo i zdecydowanie nie można się od niej oderwać. Autorka świetnie poradziła sobie z wybranym przez siebie tematem książki, a to zaowocowało fantastyczną historią! Widziałam, że ta książka to pierwszy tom serii, natomiast w kolejnych mają być poruszane losy przyjaciółek Evie i ja już mogę zadeklarować, że z całą pewnością sobie tego nie odpuszczę.
Przechodząc więc do podsumowania to myślę, że nic więcej dodawać już tu nie muszę. Książka ta jest bardzo wyjątkowa i myślę, że nie jedna osoba powinna się z nią zapoznać, aby zrozumieć, jak to jest być osobą cierpiącą na jakąś chorobę psychiczną. Myślę, że historia przedstawiona jest w bardzo realny i nie przekoloryzowany sposób, dlatego tym bardziej warto po nią sięgać! Po raz kolejny myślę, że lektury tej książki nikt nie będzie żałował!
Bardzo lubię sięgać po książki młodzieżowe z motywem albo choroby psychicznej, albo przemocy psychicznej i myślę, że właśnie to najbardziej przyciągnęło mnie do tej powieści. Jednak nie ukrywam, że na samym początku miałam na prawdę spore obawy, bo najzwyczajniej w świecie moje pierwsze spotkanie z autorką Jestem już normalna? nie należało do zbyt... udanych. Ale jak to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-30
Pierwsze, co rzuca mi się na myśl w przypadku lektury "Nawet o tym nie wspominaj" to doświadczenie czegoś całkowicie nowego. Nie zawsze autor daje nam możliwość poznania naszej ulubionej historii z perspektywy innego bohatera. Dzięki tej książce Estelle Maskame mogłam "wejść" w głowę Tylera, poznać jego przyszłość, aby zrozumieć to, jakim był człowiekiem w pierwszym tomie serii DIMILY. Mogłam spojrzeć na świat jego oczami, zobaczyć, jak w jego głowie rozkwitała miłość do Eden i dowiedzieć się, jak ją postrzegał. Bo jak się okazuje nie można oceniać kogoś po pozorach. Każdy z nas toczy jakąś walkę, o której ludzie z zewnątrz mogą nie wiedzieć.
Ten tom polecam wszystkim wielbicielom serii, którzy poprzednie tomy mają już za sobą. Mimo wszystko uważam, że całość lepiej się czyta, a niektóre fragmenty łatwiej zrozumieć, gdy poznało się już chociażby pierwszy tom DIMILY. Ja sama teraz mam wielką nadzieję, że autorka zdecyduje się także na napisanie pozostałych dwóch tomów z perspektywy Tylera, bo czuję, że bez tego moje serce się tak łatwo nie poskleja!
Pierwsze, co rzuca mi się na myśl w przypadku lektury "Nawet o tym nie wspominaj" to doświadczenie czegoś całkowicie nowego. Nie zawsze autor daje nam możliwość poznania naszej ulubionej historii z perspektywy innego bohatera. Dzięki tej książce Estelle Maskame mogłam "wejść" w głowę Tylera, poznać jego przyszłość, aby zrozumieć to, jakim był człowiekiem w pierwszym tomie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-06-01
Z ręką na sercu przyznam się wam, że na prawdę nie miałam ochoty zabierać się za "Dziesięć poniżej zera" 🙈 Kompletnie mnie do tej książki nie ciągnęło i broniłam się przed nią z całych sił... I teraz powiem wam coś baaardzo ważnego - jeśli macie dokładnie tak samo to OD RAZU ZABIERAJCIE SIĘ ZA TĄ KSIĄŻKĘ!😍😍😍 To, co w niej poznałam.. to było takie WOW! 😱 Ja dosłownie się zakochałam i nie mogę przeżyć, że to już koniec (po cichu liczę na jakąś kontynuację, ale wiadomo - to już nie byłoby to, co pierwsze czytanie). Czytając "Dziesięć poniżej zera" poznałam historię dziewczyny, której udało się uciec mordercy (Parker 😍) oraz chłopaka po raz kolejny walczącego z rakiem, który już w zasadzie się poddał (Everett 💞), którzy postanowili razem przeżyć wspólna przygodę. Nie obyło się bez niekontrolowanych napadów śmiechu, wzruszenia i rozpaczy z mojej strony, ale właśnie to było w tej książce najlepsze! Całość czyta się tak fantastycznie, że to jest wprost nie do opisania! Uwielbiam tą książkę i zaczęłam się nawet zastanawiać, czy może nie przeczytać jej jeszcze raz 🙈 autorka ma tak czarujący i przejmujący styl, który nie pozwala oderwać się od tej historii. Jeśli więc o mnie chodzi ja jestem zdecydowanie na tak!
A Everett - kolejna moja wielka książkowa miłość 😍❤👰
Z ręką na sercu przyznam się wam, że na prawdę nie miałam ochoty zabierać się za "Dziesięć poniżej zera" 🙈 Kompletnie mnie do tej książki nie ciągnęło i broniłam się przed nią z całych sił... I teraz powiem wam coś baaardzo ważnego - jeśli macie dokładnie tak samo to OD RAZU ZABIERAJCIE SIĘ ZA TĄ KSIĄŻKĘ!😍😍😍 To, co w niej poznałam.. to było takie WOW! 😱 Ja dosłownie się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-09
RECENZJA DOSTĘPNA RÓWNIEŻ NA BLOGU: http://about-katherine.blogspot.com/2018/04/must-have-kazdego-fana-harryego-czyli.html
Nie ukrywam, że gdy jakiś już czas temu dowiedziałam się o tym, że ta książka powstaje byłam na prawdę mocno zaintrygowana. Hasła głoszące, że zawiera ona cenne publikacje z British Library brzmiały dla mnie na prawdę kusząco. Wydawało mi się, że przez to, pozycja ta może zdecydowanie wyróżniać się na tle innych tego typu dodatków. I wiecie co, myślę, że się nie myliłam!
MÓWIĄC krótko - Harry Potter. Podróż przez historię magii to pozycja obowiązkowa dla każdego potterhead! A mówiąc już nieco bardziej szczegółowo jest to książka, która zawiera wiele ciekawych informacji i zdjęć, o których albo nie mieliśmy pojęcia (bo dopiero teraz wyjawiła je sama J.K. Rowling), albo których nigdy byśmy nie zobaczyli (chyba, że ktoś z was mieszka w Londynie i mógł odwiedzić British Library 😊). Wszystko dotyczy oczywiście Harry'ego Pottera - zarówno samej fabuły, procesu powstawania tego magicznego świata, albo inspiracji, jakimi kierowała się autorka. Muszę przyznać, że sama byłam na prawdę zaskoczona tym, jakie informacje mogę znaleźć w tej niepozornej książeczce! To, co jednak urzekło mnie najbardziej, to wszystkie zdjęcia rękopisów J.K. Rowling, a nawet rysunki jej autorstwa, które przedstawiały niektórych bohaterów, czy plany miejsc w Hogwarcie. W przypadku tych rękopisów jedynym minusem jest jednak to, że w polskim wydaniu nie zostały przetłumaczone niestety dodatkowo na język polski - ja sama, choć dość dobrze posługuję się angielskim, miałam miejscami problem, aby zrozumieć niektóre rzeczy, a co dopiero gdyby książkę miał czytać młodszy czytelnik, do którego książka jest zdecydowanie przeznaczona. No niby drobna rzecz, ale myślę, że byłby to ogromny plus, gdyby jednak na to tłumaczenie się zdecydowano.
GDY JESTEM już przy tych graficznych sprawach, to muszę powiedzieć, że samo wydanie książki na prawdę mi się podoba. Okładka utrzymana jest w odcieniach niebieskiego, przy czym nie brak też licznych złotych elementów, które dodają całości tej szczypty magii. Reszta również jest jak najbardziej przemyślana. Jak mówiłam w książce znajdziemy bardzo dużo rękopisów i innych dokumentów z pod pióra autorki (stanowią one bardzo dużą część całej książki), dodatkowo znajdziemy tam także zdjęcia miejsc, czy rzeczy, które w jakiś sposób przyczyniły się do powstawania serii. W pozycji tej umieszczono również bardzo dużo ilustracji Jima Kay - czyli tego pana, który odpowiada za grafiki we wszystkich ilustrowanych wersjach Harry'ego... I tutaj mam jednak problem, bo chociaż uwielbiam te wszystkie grafiki, to jednak... znam je już z wydań ilustrowanych. Przez to, że nie dodano tutaj niczego nowego, zabrakło troszkę tej świeżości. Osoba, która tak jak ja, zna już te ilustracje będzie po prostu zawiedziona i poczuje lekki niedosyt (mimo, że tak jak już wspomniałam, grafiki są przecudowne 😍). W całości charakterystyczne jest również to, że w książce nie ma tak na prawdę jakoś dużo tekstu, w końcu nie o to tutaj chodzi. Największą uwagę skupiono na zdjęciach i innych grafikach i myślę, że to jest jak najbardziej dobre posunięcie. W końcu, gdybyśmy wybrali się do British Library, również skupialibyśmy się tylko na eksponatach i ich opisach, prawda?
PODSUMOWUJĄC więc, myślę, że mogę śmiało powiedzieć, że książka Harry Potter. Podróż przez historię magii to na prawdę ciekawy i przede wszystkim dobry dodatek do serii o słynnym czarodzieju, na który powinien zwrócić uwagę każdy fan tego magicznego świata. Choć znalazłam tutaj kilka minusów, to jednak całość prezentuje się na prawdę interesująco i oryginalnie. Jeśli ktoś, tak jak ja, po przeczytaniu jakiejś książki lubi dowiedzieć się na jej temat czegoś więcej, to w przypadku Harry'ego Pottera ta pozycja będzie po prostu w sam raz! Fakt, cena za tą książkę może być trochę wygórowana, ale myślę, że mimo wszystko ewentualny zakup można śmiało uznać za udany!
RECENZJA DOSTĘPNA RÓWNIEŻ NA BLOGU: http://about-katherine.blogspot.com/2018/04/must-have-kazdego-fana-harryego-czyli.html
Nie ukrywam, że gdy jakiś już czas temu dowiedziałam się o tym, że ta książka powstaje byłam na prawdę mocno zaintrygowana. Hasła głoszące, że zawiera ona cenne publikacje z British Library brzmiały dla mnie na prawdę kusząco. Wydawało mi się, że przez...
2018-06-02
Główna bohaterka "99 dni lata" jest Molly, która wraca na wakacje do swojego rodzinnego miasta po roku od pewniej... tragedii, która wywołała. To właśnie rok temu, gdy w końcu rozstała się ze swoim uwczesnym chłopakiem Patrickiem, przespała się z jego bratem Gabem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby matka Molly, słynna pisarka, nie wykorzystała dramatu córki i nie stworzyła z tego swojej najbardziej popularnej powieści. To doprowadziło do tego, że dziewczyna musiała uciec z miasta, gdyż nikt nie mógł wybaczyć jej tego co zrobiła Patrickowi. Teraz wróciła i stara się przetrwać jakoś te 99 dni lata... 🙈
O tej książce opowiadałam wam już dość dużo na story, więc postaram się wam tutaj tylko to streścić. No więc od razu powiem, że historia zawarta w książce na prawdę mocno mi się spodobała 😍😍 Niesamowicie mnie wciągnęła i wręcz nie mogłam się od niej oderwać (mimo, że to dość zwyczajna historia 🤔). Ale jednym wielkim problemem okazała się tutaj być Molly, czyli główna bohaterka, która swoim niezdecydowaniem i dość trudnym charakterem bardzo mnie denerwowała i sprawiała, że całość nie była już taka kolorowa. Styl autorki jest na prawdę ciekawy i chętnie sięgnęła bym po inne jej książki, ale no przez tą Molly... 😳
Mimo wszystko na prawdę polecam wam tą książkę, bo mimo charakteru głównej bohaterki całość jest na prawdę bardzo dobra! ❤ Także przymknięcie nieco oko ja Molly i cieszcie się tą wspaniałą letnią lekturą 💞
Główna bohaterka "99 dni lata" jest Molly, która wraca na wakacje do swojego rodzinnego miasta po roku od pewniej... tragedii, która wywołała. To właśnie rok temu, gdy w końcu rozstała się ze swoim uwczesnym chłopakiem Patrickiem, przespała się z jego bratem Gabem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby matka Molly, słynna pisarka, nie wykorzystała dramatu córki i nie stworzyła z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-02
Myślę, że już na samym początku tej recenzji mogę powiedzieć, że "First love" niesamowicie mi się spodobała! Po przeczytaniu jej opisu nie spodziewałam się, że wywrze ona na mnie aż takie wrażenie. Główna bohaterka Axi postanawia uciec z domu i wyruszyć w podróż po Stanach. Zależy jej jednak, aby dołączył do niej jej najlepszy przyjaciel Robinson. Ten dba o to, aby Axi przeżyła niezapomnianą przygodę, pełną emocji i życia na krawędzi. I tak wspólnie przemierzają Stany wyznaczaną przez dziewczynę trasą, ukradzionymi przez Robinsona autami. Jednakże książka ma także drugą stronę, która koniecznie musicie poznać sami (ja się jej kompletnie nie spodziewałam). Powiem wam szczerze, że "First love" to książka idealna na lato, bo prócz tego, że sama akcja dzieje się właśnie w tym czasie, to dodatkowo mamy tutaj młodzieżowy romans oraz fantastyczny motyw podróży przez Stany, a żeby tego było mało, pod względem wizualnym książka posiada wewnątrz masę zdjęć z trasy bohaterów.
Książkę czytało mi się na prawdę lekko, a to wszystko dzięki sposobie w jaki została napisana - i powiem wam szczerze, że chętnie poznałabym więcej książek tych autorów.
Aha i na koniec dodam tylko, że jestem przekonana, że zakochacie się w Robinsonie ❤❤
I PS przygotujcie sobie tony chusteczek. Zastanawia mnie tylko, czy historia przedstawiona w "First love" wydarzyła się na prawdę...
Myślę, że już na samym początku tej recenzji mogę powiedzieć, że "First love" niesamowicie mi się spodobała! Po przeczytaniu jej opisu nie spodziewałam się, że wywrze ona na mnie aż takie wrażenie. Główna bohaterka Axi postanawia uciec z domu i wyruszyć w podróż po Stanach. Zależy jej jednak, aby dołączył do niej jej najlepszy przyjaciel Robinson. Ten dba o to, aby Axi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-04
Książka, a raczej książeczka, zawiera wiele informacji dotyczących serialu, jak i konkretnych bohaterów. Jest świetne zrobiona pod względem wizualnym, dzięki czemu mamy wrażenie, jakbyśmy faktycznie przeglądali Informator licealisty ze szkoły Riverdale. Minusem, jednakże jak to bywa w przypadku takich pozycji, jest to, że tak na prawdę nie dowiadujemy się z tej książki niczego nowego i jest to jedynie świetny gadżet dla fana serialu. Gdybym nie otrzymała tej książki do recenzji od Wydawnictwa, to raczej sama bym jej nie kupiła, bo zwyczajnie szkoda by mi było na nią pieniędzy. Jednakże, jeśli ktoś lubi takie książki to polecam!
Książka, a raczej książeczka, zawiera wiele informacji dotyczących serialu, jak i konkretnych bohaterów. Jest świetne zrobiona pod względem wizualnym, dzięki czemu mamy wrażenie, jakbyśmy faktycznie przeglądali Informator licealisty ze szkoły Riverdale. Minusem, jednakże jak to bywa w przypadku takich pozycji, jest to, że tak na prawdę nie dowiadujemy się z tej książki...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-01-30
http://about-katherine.blogspot.com/2018/01/201-premiera-silence.html
W stylu Natashy Preston zakochałam się, gdy po raz pierwszy przeczytałam Uwięzione. Do teraz pamiętam, jak bardzo książka mną wstrząsnęła i z jakim wielkim zapałem pochłaniałam wszystko to, co autorka miała mi do zaoferowania. Pamiętam też, że obiecałam sobie, że wezmę w ciemno każdą kolejną powieść, jaka wyjdzie z pod pióra tej pani. I w końcu, po tak długim (jak dla mnie) czasie wyczekiwania, mam już kolejną książkę Natashy Preston, która pozostawiła mnie w całkowitej rozsypce... Nie wiem, jak wytrzymam, zanim ukaże się w Polsce kolejny tom serii!!
Pewnie już nie raz, nie dwa wspominałam wam, jak bardzo lubię zagłębiać się w lektury, które poruszają tematy znęcania psychicznego (głównie), czy fizycznego. Nie wiem, dlaczego, ale po prostu uwielbiam poznawać historie gnębionych bohaterów, czy próbować zagłębiać się w umysł ich oprawców, aby zrozumieć tok ich postępowania. W Silence autorka idzie jednak o jeden krok na przód tworząc opowieść, w której główna postać nie dość, że przeżyła w swoim życiu coś na prawdę strasznego, to jeszcze nie mówi. I nie chodzi tutaj o to, że Oakley jest niemową - nie mówi, bo w ten sposób chce chronić swoją rodzinę. Jej bliscy nie wiedzą, co sprawiło, że dziewczyna nagle zamilkła i niekiedy na siłę starają się ją naprawić, zmuszając do wizyt u psychiatry i tym podobne. Jedynie Cole wydaje się być tym, który całkowicie akceptuje swoją przyjaciółkę taką, jaka jest.
Najbardziej w tej powieści spodobało mi się to, że autorka nie wyjawia czytelnikowi od razu całej historii życia głównej bohaterki - to byłoby zdecydowanie za łatwe. Wszystkie informacje dozuje stopniowo i to w taki sposób, że tak na prawdę nigdy nie wiemy, kiedy pojawi się jakaś kolejna informacja odnośnie przeszłości Oakley. Dodatkowo dzięki temu, że to właśnie Oakley jest narratorką powieści, możemy zagłębić się w jej tok rozumowania oraz postrzeganie świata. To właśnie ona wybiera kiedy, jak i jaki konkretnie kawałek swojej historii nam przedstawić. Było to na prawdę świetne posunięcie, bo przez to cały czas książkę czyta się z wielkim zaangażowanie i zaciekawieniem, ponieważ nie chce uronić się żadnej wartościowej informacji.
Jeśli jestem już przy Oakley to zdecydowanie muszę powiedzieć na jej temat parę słów. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że bardzo ją polubiłam, chociaż nie ukrywam, że było wiele takich momentów, gdzie dość mocno mnie denerwowała. Chociażby to, jak bardzo przy byle błahostce panikowała, że Cole nie darzy jej takim uczuciem, jak ona jego. Wystarczyło, że chłopak inaczej na nią spojrzał, a ona już zaczynała to swoje "o Boże o Boże, o Boże...". Rozumiem, że przez to autorka chciała pokazać, jak bardzo poczucie własnej wartości Oakley posypało się po tym wydarzeniu z przeszłości, które zmieniło całe jej życie, ale no jak dla mnie to była lekko przesadzona reakcja. Ale mimo to na prawdę dobrze poznawało mi się historię z jej perspektywy i cały czas kibicowałam jej, aby w końcu wszystko w jej życiu się ułożyło. Jeśli chodzi o Cole'a to myślę, że pokochałam go tak mocno, jak Oakley. Tego chłopaka po prostu nie dało się nie lubić. To niesamowicie serdeczna i pełna optymizmu postać. Dodatkowy plus ma oczywiście za to, że jako jedyny potrafił dostrzec prawdziwą Oakley mimo jej wielu problemów i że jako jedyny starał się jej tak na prawdę pomóc. Myślę, że gdyby nie on, główna bohaterka albo popełniłaby samobójstwo, albo jej życie byłoby pełne smutku i mroku (i w końcu, prędzej czy później i tak by się zabiła). Obydwoje z resztą stanowili jak dla mnie niezwykle uroczą parę bohaterów i gdy tylko coś wyjątkowego działo się w ich wzajemnej relacji, wewnątrz mnie wszystko się topiło i miałam chęć wyduszenia z siebie takiego "Oooo..".
Troszkę nie podobało mi się w tej powieści to, że autorka większą część fabuły poświęciła relacji Cole'a i Oakley. Przez to miałam wrażenie, że czytam jakąś zwyczajną powieść dla młodszych nastolatków, a zdecydowanie nie tego się po tej książce spodziewałam. Na szczęście powieść uratowała się na prawdę fantastycznym i niezwykle wzruszającym oraz rozrywającym serce zakończeniem, które doprowadziło mnie (i z tego, co wiem, nie tylko mnie) do potoku łez - serio, dawno tak nie płakałam podczas czytania. Także troszkę szkoda, że tych chwytających za serce momentów nie było więcej, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że było źle.
Bardzo spodobało mi się również to, jak autorka poradziła sobie z tym, że jej główna bohaterka nie mówiła. Dla czytelnika zrozumienie jej było bezproblemowe, bo w końcu mogliśmy zajrzeć do jej głowy i poznać jej myśli, jednak dla osób z otoczenia Oakley to już nie było takie zabawne. Z wielkim zainteresowaniem śledziłam to, w jaki sposób dziewczyna wyrażała swoje myśli. Niekiedy wydawało mi się to lekko naciągane, ale w sumie jak by się nad tym zastanowić jej rodzina i przyjaciele znali ją na tyle dobrze, że czasem potrafili domyślić się, co chciałaby przekazać. Na prawdę dobrze czytało mi się książkę w taki sposób. Nie ukrywam też, że czekałam jak na szpilkach, by w końcu dotrwać do momentu, w którym dziewczyna się odezwie - czy się tego doczekałam? Dowiecie się, jeśli sami sięgniecie po Silence?
Podsumowując więc, mimo tego momentu, gdy myślałam, że nic ciekawego mnie już więcej w tej książce nie spotka, myślę że mogę powiedzieć, iż Silence okazała się być na prawdę dobrą lekturą. Chociaż ja nadal pozostanę przy tym, że Uwięzione była zdecydowanie lepsza, to i ta książka na prawdę nie ma się czego wstydzić. Autorka potrafiła mnie zaciekawić - większą część książki czytałam jednym tchem - wzbudzić we mnie ogromną dozę radości i miłości, a dodatkowo tym rozdzierającym serce zakończeniem doprowadzić do łez. Już teraz nie mogę się doczekać, kiedy w Polsce pojawi się kolejny tom, bo po prostu MUSZĘ wiedzieć, co będzie dalej! Jedyną rzeczą której jeszcze troszkę żałuję jest jedynie to, że autorka trochę mało poruszyła temat tego, co przytrafiło się Oakley w przeszłości. Przez większą część historii nie mówiła prawie nic, jeśli chodzi już o konkretne szczegóły (dowiadywałam się tylko takich strzępków informacji) i później pojawił się ten temat nagle - jednak tak powiedziałabym "po łebkach". Ale nie zrażam się do tego jakoś bardzo, bo możliwe, że Natasha Preston wyjaśni wszystko dokładniej w kolejnej części - mam przynajmniej taką nadzieję.
Także kończąc, mogę wam śmiało polecić Silence bo to na prawdę dobrze przemyślana i pełna przeróżnych emocji książka. Myślę, że będziecie nią zachwyceni i tak jak jak, po jej przeczytaniu, z niecierpliwością będziecie czekać na jej kontynuację!
http://about-katherine.blogspot.com/2018/01/201-premiera-silence.html
W stylu Natashy Preston zakochałam się, gdy po raz pierwszy przeczytałam Uwięzione. Do teraz pamiętam, jak bardzo książka mną wstrząsnęła i z jakim wielkim zapałem pochłaniałam wszystko to, co autorka miała mi do zaoferowania. Pamiętam też, że obiecałam sobie, że wezmę w ciemno każdą kolejną powieść,...
2018-05-23
W "Broken Silence" poznajemy dalsze losy Oakley i Colea - cztery lata po tym, jak zakończyły się wydarzenia z "Silence". I choć wydawać by się mogło, że to właśnie w pierwszym tomie serii musieli się oni zmagać z ogromnymi problemami, to dopiero w dwójce zaczyna się robić jeszcze ciężej. Oakley musi podzielić się ze wszystkimi tym, co od dawna tak bardzo starała się ukryć - musi ponownie zmagać się ze swoim najgorszym koszmarem. Mówiąc Szczerze trochę wątpiłam w to, że w drugim tomie autorce uda się zamieścić coś, co w takim samym stopniu mnie zafascynuje, jak to było na początku. A tu proszę, taka niespodzianka! Wbrew pozorom udało jej się to wszystko napisać w taki sposób, aby całkowicie skupić na sobie uwagę czytelnika. Bardzo spodobało mi się też to, jak zmienili się Oakley i Cole. To znaczy owszem, cały czas byli sobą, ale jednak stali się dojrzalsi, a jeszcze Oakley, która w końcu zaczęła mówić! Jak dla mnie duet Oakley i Cole to strzał w dziesiątkę! Wielkim plusem tej książki jest jeszcze opowiadanie "Silent Night", które znajduje się na końcu powieści. Jest ono idealnym dopełnieniem całości! Także jeśli o mnie chodzi to ja jestem w 100% na tak! I niesamowicie się cieszę, że ta świetna książka jest także moim kolejnym patronatem!
W "Broken Silence" poznajemy dalsze losy Oakley i Colea - cztery lata po tym, jak zakończyły się wydarzenia z "Silence". I choć wydawać by się mogło, że to właśnie w pierwszym tomie serii musieli się oni zmagać z ogromnymi problemami, to dopiero w dwójce zaczyna się robić jeszcze ciężej. Oakley musi podzielić się ze wszystkimi tym, co od dawna tak bardzo starała się ukryć -...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-30
Od książek Natashy Preston oczekują tego, że będą one na prawdę świetnymi thrillerami młodzieżowymi i w sumie jak dotąd jeszcze się nie zawiodłam. No a "Skrzywdzona"... eh... Zacznijmy od plusów - świetny pomysł na fabułę i nawet dobre zakończenie. Koniec. Minusy? Większa część książki po prostu nudna. Całość niemiłosiernie mi się dłużyła i pierwszy raz w przypadku tej autorki miałam ochotę odłożyć książkę z powrotem na regał. Za bardzo skupiła się ona na wątku odzyskiwania pamięci przez Scarlett. Gdyby jeszcze czegoś szczególnego się dowiedziała, ale tak na prawdę przez większą połowę książki powtarzała dosłownie to samo.Za to te 5-10 końcowych rozdziałów - świetne! Bardzo podobał mi się ten główny wątek książki i byłam pod wielkim wrażeniem, że autorka na coś takiego wpadła - kompletnie się tego nie spodziewałam! Bardzo żałuję, że to właśnie ten wątek nie został nieco bardziej rozwinięty, bo wtedy myślę, że nie miałabym do tej książki jakichś wielkich zastrzeżeń. Jedyny minus jak dla mnie to jeszcze główna bohaterka, czyli Scarlett. Miejscami bardzo mocno mnie ona wkurzała, a jej poglądy były dla mnie często po prostu dziecinne. Wiele razy miałam ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć jej, żeby się ogarnęła, bo nie można wytrzymać w jej towarzystwie. Na prawdę myślałam, że w przypadku tej książki będzie dobrze, a było po prostu przeciętnie... Czy polecam? Hmn... Raczej tak, ale nastawcie się na to, że początek będzie po prostu nudny.
Od książek Natashy Preston oczekują tego, że będą one na prawdę świetnymi thrillerami młodzieżowymi i w sumie jak dotąd jeszcze się nie zawiodłam. No a "Skrzywdzona"... eh... Zacznijmy od plusów - świetny pomysł na fabułę i nawet dobre zakończenie. Koniec. Minusy? Większa część książki po prostu nudna. Całość niemiłosiernie mi się dłużyła i pierwszy raz w przypadku tej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
ABBY JEST artystką - to zdecydowanie nie podlega dyskusji. Wszyscy z jej otoczenia zawsze uważali jej obrazy za zjawiskowe i mocno wykraczające poza panujące w tym wieku standardy. Abby sama cały czas również uważała się za dobrą artystkę i nie wątpiła, że ma wielką szansę na wzięcie udziału w miejscowej wystawie dla profesjonalistów. Jednakże jak się okazało, niektórzy uważają nieco inaczej. Dziewczyna dowiedziała się, że nie wkłada serca w swoje prace, a to nie pomoże jej w osiągnięciu tego, o czym od dawna marzy. Po namowie ze strony dziadka i mamy, bohaterka tworzy listę serca, która ma pomóc jej w lepszym przerzuceniu swoich emocji na płótno. Pomóc ma jej w tym jej najlepszych przyjaciel Cooper, do którego dziewczyna czuje coś więcej, jednak ten nie odwzajemnia jej uczuć. Czy zdobywanie nowych doświadczeń pomoże jej w osiągnięciu wyznaczonych sobie celów?
WSPOMINAŁAM o tym na blogu już nie raz, nie dwa, ale powtórzę, że po książki Kasie West zawsze sięgam tak na prawdę w ciemno. Bardzo rzadko zdarza mi się czytać opis z tyłu książki i nigdy tak na prawdę nie mam pojęcia, co tym razem może mnie spotkać. Tak samo było i w tym przypadku. Byłam bardzo zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że jednym z głównych wątków jest sztuka - nie ukrywam też, że trochę się tego obawiałam. Nie można nazwać mnie kimś, kto na co dzień lubuje się w malarstwie, a wcześniejsze doświadczenia w czytaniu powieści z podobnym motywem niestety nie zakończyły się dobrze. Ale no... To jest książka Kasie West, powtarzałam sobie, musi być dobra. No i co - i była dobra! Myślę, że motyw malarstwa świetnie wpasował się w całą historię i dodał jej nawet takiego pewnego konkretnego znaczenia. Bardzo spodobało mi się, że autorka nie zrobiła z tego motywu takiego głównego wątku i nie zamęczała swoich czytelników jakimiś typowymi fachowymi stwierdzeniami. Określiłabym to jako sztuka dla opornych, czyli w takiej swobodnej do przyjęcia dawce. Miejscami przyłapywałam się nawet na tym, że bardzo chciałam zobaczyć w realu, jak prezentują się obrazy Abby.
GDY JESTEM już przy Abby, od razu muszę powiedzieć, że niesamowicie ją polubiłam. Cieszę się, że autorka nie wykreowała jej jako taką typową stereotypową artystkę tylko jako normalną siedemnastolatkę. Jednakże to, co najbardziej mnie w niej urzekło to ten jej sarkazm - szczególnie w połączeniu z jej dziadkiem! Uwielbiam, gdy bohaterowie mają taki cięty język i specyficzne poczucie humoru, bo tym drugim często przypominają mi mnie samą, tylko w o wiele większej dawce. Przywykłam jednak do tego, że zazwyczaj znajdywałam takich bohaterów w wersji męskiej, więc Abby okazała się dla mnie świetnym odejściem od rutyny i takim dość sporym powiewem świeżości. Z wielką niecierpliwością czekałam na każdą kolejną zabawną scenę z jej udziałem - na szczęście nigdy nie musiałam zbyt długo czekać. Jeśli chodzi o Coopera, to tutaj mam trochę mieszane uczucia. Nie chodzi o to, że go nie polubiłam - na prawdę okazał się być bardzo przyjemnym bohaterem - po prostu jakoś niczym specjalnym mnie nie zaskoczył. Ogólnie odniosłam wrażenie, że było o nim trochę mało w całej książce. O głównej bohaterce dowiadujemy się na prawdę sporo, a w przypadku Coopera... tylko, że ma wspaniałe blond włosy, niebieskie oczy, bardzo optymistyczne podejście do życia i uwielbia jeździć kładami. No może jeszcze plus do tego, że ma młodszą siostrę, jego rodzicie nie przepadają za Abby i najprawdopodobniej są dość zamożni. Niby trochę tego jest, ale zabrakło mi jednak tych szczegółów. Odniosłam nawet wrażenie, że o Lacey (czyli dziewczynie, którą później poznaje główna bohaterka) dowiadujemy się mimo wszystko więcej. Także mówię, był on bohaterem na prawdę przyjemnym, jednak jak dla mnie troszeczkę nijakim.
W SAMEJ książce dzieje się na prawdę dużo. Nie znajdziemy tutaj takich momentów, gdzie niby coś się dzieje, ale tak na prawdę stoimy w miejscu i mamy ochotę odłożyć książkę na bok. Dosłownie od pierwszej do ostatniej strony cały czas ma miejsce coś, czego nie możemy sobie odpuścić - co ciekawe mimo wszystko nie dzieje się tam aż tyle, żeby mogło okazać się tego za dużo. Wszystko jest odpowiednio wyważone i dozowane w stosownej ilości. Na tym między innymi polega moim zdaniem fenomen Kasie West - autorka potrafi pisać w taki sposób, że nie dość, że stworzy coś z niczego, to jeszcze potrafi tak przykuć do siebie uwagę swojego czytelnika, że ten czyta dosłownie jak zaklęty! Myślę, że nie tylko mnie to zawsze urzekało w jej książkach.
CÓŻ, CO mogę więcej powiedzieć na temat książki Miłość i inne zadania na dziś? Za każdym razem, gdy sięgam po nową powieść Kasie West myślę sobie, że niczym nie może mnie już zaskoczyć, a i za każdym razem okazuje się, że się mylę. O tym, że koniecznie musicie ją przeczytać chyba nie muszę już wspominać - i nie mówię tak z tego względu, że to mój patronat! Jeśli lubicie sięgać po romanse młodzieżowe zwyczajnie jestem na sto procent pewna, że zakochacie się w tej powieści! W tym momencie zazdroszczę wam, że ta książka jest dopiero przed wami! Pilne wyczekujcie więc daty 9 maja, bo takiej premiery nie można przegapić!
ABBY JEST artystką - to zdecydowanie nie podlega dyskusji. Wszyscy z jej otoczenia zawsze uważali jej obrazy za zjawiskowe i mocno wykraczające poza panujące w tym wieku standardy. Abby sama cały czas również uważała się za dobrą artystkę i nie wątpiła, że ma wielką szansę na wzięcie udziału w miejscowej wystawie dla profesjonalistów. Jednakże jak się okazało, niektórzy...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to