-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2022-06-05
2019-04-01
2016-01-05
RECENZJA DOSTĘPNA RÓWNIEŻ NA BLOGU: http://about-katherine.blogspot.com/2016/01/83-kochajac-pana-danielsa.html
Po śmierci ukochanej siostry bliźniaczki, Ashlyn zmuszona jest do przeprowadzki do dawno nie widzianego ojca. Dziewczyna jest zrozpaczona faktem, że jej własna matka postanowiła się jej pozbyć, gdy ona tak bardzo potrzebowała jej wsparcia w tych trudnych chwilach. W pociągu zauważa ona pewnego przystojnego chłopaka, z którym później znów spotyka się już na miejscu, czekając na ojca. Jak się okazuje, nie jest to kolejna ładna buzia, lecz całkiem mądry i czarujący młody mężczyzna kochający Szekspira. Ashlyn postanawia skorzystać z zaproszenia chłopaka i udaje się na koncert jego zespołu Misja Romea, gdzie z każdą kolejną sekundą bohater jeszcze bardziej się jej podoba. Nikt z nich nie spodziewał się jednak, że ów przystojny i kochający książki muzyk Daniel, to tak na prawdę nauczyciel literatury Daniel Daniels w szkole, do której zapisał Ashlyn jej ojciec. Bohaterowie niezwykle zrozpaczeni tym faktem nie wiedzą, jak sobie poradzić, tym bardziej, że każde z nich zdążyło już coś poczuć. Co zrobić, by zakazana miłość nie wyszła na światło dzienne? I czy w ogóle ma ona prawo przetrwać?
Do książki Kochając pana Danielsa podchodziłam dość ostrożnie, gdyż szczerze mówiąc nie spodziewałam się po niej niczego nadzwyczajnego. Jakie było jednak moje zaskoczenie, gdy już po pierwszych jej stronach poczułam, że to jest to, czego od tak dawna oczekiwałam.
W przypadku powieści Brittainy C. Cherry mamy do czynienia z dwójką głównych bohaterów, gdzie całą historię poznajemy zarówno z perspektywy Ashlyn i Daniela (bo o nich właśnie tu mowa). Znaczną część jednak stanowią rozdziały Ashlyn, jednakże te, które poznajemy z perspektywy Daniela są bardzo przyjemnym dodatkiem, dzięki którym możemy jeszcze bardziej zapoznać się z całą sytuacją. Bardzo spodobało mi się to, że główne postaci to nie tam byle jakie osóbki ze znanego nam już schematu. Zarówno Ashlyn jak i Daniel to niezwykle mądre osoby, które dotknęła wielka tragedia, z którą nie potrafią sobie poradzić. Dziewczyna zaledwie niedawno straciła ukochaną siostrę bliźniaczkę, bez której nie wyobraża sobie życia, natomiast Daniel nie dość, że był świadkiem morderstwa matki, to dodatkowo tydzień temu pochował schorowanego ojca. Nie wspominając już o śmierci jego byłej dziewczyny, która stała się ofiarą wypadku samochodowego. Odcięci od świata i mimo starań ze strony przyjaciół, Ashley i Daniel nie są w stanie poradzić sobie z otaczającą ich rozpaczą, jednak bardzo szybko odkrywają, że jedynie oni nawzajem potrafią sobie pomóc. Jednakże życie to nie bajka i nie wszystko się w nim dobrze układa. Bohaterowie bardzo szybko odkrywają, że obdarzyli się uczuciem, które w ich życiu nie powinno się narodzić.
Bardzo spodobał mi się wątek, który dominuje w Kochając pana Danielsa - fakt, że Daniel Daniels, zaledwie o trzy lata starszy od Ashlyn, jest jej nowym nauczycielem literatury. Jak dotąd nie miałam styczności z taką literaturą, jednakże słyszałam już o kilku takich powieściach. Nie wiedziałam jednak jak to wszystko wyjdzie "w praniu", lecz po lekturze Kochając pana Danielsa jestem jak najbardziej za. Autorka świetnie zaprezentowała nam zakazane uczycie jakie rozwija się pomiędzy uczniem a jego uczennicą, wszystko było spójne i przemyślane. Ważną rolę odgrywa tu jednak przeszłość Daniela - morderstwo jego mamy oraz brat, a także teraźniejszość z jaką musi radzić sobie Ashlyn.
Sama książka pełna jest wielu wspaniałych momentów - zarówno tych radosnych, chwytających za serce, jak i tych, które z każdego wycisną litry łez. Szczerze mówiąc bardzo rzadko zdarza mi się płakać czytając jakąś powieść (to zdecydowanie nadrabiam oglądając filmy), jednakże tutaj płakałam wiele razy i to tymi wielkimi i pełnymi rozpaczy łzami. Śmiało więc można powiedzieć, że książka ta to istny koktajl uczuciowy. Brittainy C. Cherry ma na prawdę świetny styl - nie jest on zbyt zwyczajny, lecz odzwierciedla charaktery oraz mądrość głównych bohaterów. Sprawia to, że książkę czyta się wprost rewelacyjnie i nie można się od niej oderwać.
Czytając Kochając pana Danielsa przepadłam już od pierwszych stron. Zakochałam się nie tylko w samym Danielu (co było raczej do przewidzenia), lecz również w samym uczuciu jego i Ashlyn, ich przyjaciołach, czy rodzinie. Pokochałam w tej książce dosłownie wszystko i nie wyobrażam sobie, aby można by tu było wprowadzić jakiekolwiek poprawki. Powieść jest po prostu idealna w każdym calu. Kończąc ją nie wiedziałam, czy cieszyć się wraz z jej bohaterami, czy też płakać, że to już koniec. Z całą pewnością jednak jeszcze nie raz powrócę do tej historii, by na nowo przeżywać wszystkie towarzyszące temu uczucia. Tak więc, jak najbardziej polecam wam zapoznanie się z tą cudowną powieścią, gdyż zdecydowanie wielką stratą byłoby przejście koło niej obojętnie. Jestem przekonana, że wielu z was pokocha tą historię tak samo jak ja.
RECENZJA DOSTĘPNA RÓWNIEŻ NA BLOGU: http://about-katherine.blogspot.com/2016/01/83-kochajac-pana-danielsa.html
Po śmierci ukochanej siostry bliźniaczki, Ashlyn zmuszona jest do przeprowadzki do dawno nie widzianego ojca. Dziewczyna jest zrozpaczona faktem, że jej własna matka postanowiła się jej pozbyć, gdy ona tak bardzo potrzebowała jej wsparcia w tych trudnych chwilach....
RECENZJA POCHODZI Z BLOGA ABOUT KATHERINE - https://about-katherine.blogspot.com/2022/06/zakazana-miosc-i-szkockie-krajobrazy.html
Oh! Jak ja już dawno nie czytałam żadnej porządnej, wciągającej i zwyczajnie przyjaznej młodzieżówki, z którą czułabym się jak z najlepszym przyjacielem. Owszem, w moje ręce trafiło w międzyczasie kilka powieści, które mi się spodobały, jednakże zawsze mi w nich czegoś brakowało, a tym czym, co wiem już po lekturze "Don't love me" było właśnie to uczucie przyjemności, beztroskości, które zawsze czujemy w towarzystwie najlepszych przyjaciół. Lena Kiefer sprawiła, że w towarzystwie Kenzie i Lyalla czułam, że mogę oderwać się od codzienności - było mi z nimi po prostu dobrze. Czułam się z nimi dokładnie tak samo, jak oni, gdy mogli przebywać sam na sam, z dala od innych. Ale chwileczkę, bo chyba wybiegłam nazbyt do przodu z moją opinią - wypadałoby jednak zacząć od początku, prawda?
Podczas lektury "Don't love me" towarzyszymy Kenzie, która w po nagłej śmierci matki musiała porzucić swoją beztroskość oraz dzieciństwo, by pomóc ojcu w opiece nad młodszymi siostrami, Bardzo szybko przejęła rolę głowy rodziny i kogoś, z czyim zdaniem należy się liczyć. Pomimo, że dziewczyna nigdy nie narzekała na swoją nową rolę, pragnęła zrobić coś dla siebie i dla swojej przyszłości - tym czymś było podjęcie wakacyjnego stażu w hotelu, by móc uzyskać referencje niezbędne do podjęcia nauki jako architektka. Los chciał jednak, że dziewczyna trafiła do rodzinnej miejscowości jej zmarłej matki, gdzie pod opieką jej przyjaciółki z dawnych lat, i jednocześnie projektantki wnętrz, móc pozyskiwać niezbędne doświadczenie podczas urządzania wnętrz w znanym na całą Szkocję hotelu rodziny Henderson. I w tym miejscu wszystko w życiu Kenzie zaczęło się komplikować, ponieważ poznała Lyalla - członka klanu Hendersonów, który nie cieszy się najlepszą opinią wśród mieszkańców Highlands. Chłopak ma na swoim koncie jakąś tajemnicę, o której wiedzą wszyscy mieszkańcy miasteczka i przed którą chronią Kenzie najlepiej jak potrafią. To jednak nie powstrzymało tej dwójki przed rozbudzeniem w sobie uczuć, których w ogóle się nie spodziewali.
Nie da się ukryć, że w książkach z gatunku NA i YA kobiece postacie zazwyczaj są kreowane na takie, które są typowymi cichymi, szarymi myszkami, których pewność siebie jest na jak najniższym poziomie i które często dodatkowo zmagają się z jakimś życiowym problemem. Cieszę się jednak, że ten schemat powoli zaczyna się zmieniać, czego idealnym przykładem jest właśnie Kenzie. Choć ona również doświadczyła w życiu wielkiego cierpienia jest jedną z tych bohaterek, które potrafią o siebie zadbać, nie boją się wyrażać własnego zdania i zwyczajnie są sobą - nie starają się być kimś innym, żeby przyciągnąć uwagę mężczyzny. I to mi się niesamowicie spodobało! Nigdy nie rozumiałam, dlaczego autorzy prezentowali taki niekorzystny obraz młodej dziewczyny ukazujący to, że jedynie nieśmiałe i ciche bohaterki są w stanie znaleźć prawdziwą miłość. Kenzie to dziewczyna, która sama świetnie potrafi poradzić sobie w życiu, nie potrzebuje do tego księcia z bajki, który będzie robił wszystko za nią - co to, to zdecydowanie nie! Z drugiej strony autorka pokazała, iż to, że ktoś sam umie sobie w życiu świetnie radzić w cale nie oznacza, że nie potrzebuje bratniej duszy. Taki obraz miłości niesamowicie do mnie przemawia i z wielka chęcią poznałabym inne powieści, które prezentują go we właśnie taki sposób.
Teraz przyszedł czas na Lyalla, czyli naszego bad boy'a, którego nie może zabraknąć w żadnym romansie młodzieżowym - chociaż w tym przypadku sprawa również nie jest tak do końca jednoznaczna, jak było to w przypadku Kenzie. Tak jak dziewczyna, my również praktycznie przez całą powieść nie wiemy, co takiego zrobił Lyall, że całe miasto pała do niego aż tak wielką nienawiścią, co z resztą sprawiło, że on sam czuł się jak wybrakowany towar. Autorka świetnie przedstawiła jednak schematyczność ludzkiego myślenia - zawsze stajemy po stronie tej osoby, która jest z pozoru cicha i miła. Rzadko natomiast zadajemy sobie pytanie, ile w tym wszystkim jest prawdy, czy warto iść ślepo za tym, co sądzą inni, czy może lepiej jest nie wypowiadać się na jakiś temat, jeśli nie znamy tak na prawdę dwóch stron medalu. Sama polubiłam Lyalla praktycznie od razu i nie mogłam pojąć, dlaczego dosłownie wszyscy tak bardzie go nienawidzili. Gdy w końcu dotarłam do wyjaśnienia utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że większość z nas idzie ślepo za opiniami innych i nie potrafi myśleć samodzielnie, a to, jak widać chociażby po sytuacji z Lyallem, jest strasznie niesprawiedliwe i krzywdzące.
Autorka bardzo intrygująco przedstawiła w książce również cały system wartości rodziny Hendersonów - ich tradycje, zakazy i nakazy, podejście do mężczyzn, wizerunku, pieniędzy itp. Poznając to wszystko nie mogłam uwierzyć, że są ludzie, którzy zgadzają się na takie życie, choć wiadomo, że dla osoby z zewnątrz zawsze będzie to niedorozumienia. Nie chcę zbyt dużo zdradzać z tego wątku, ponieważ myślę, że poznanie go na własną rękę będzie znacznie ciekawsze, było mi jednak niesamowicie żal czytają, w jakiej rodzinie musiał dorastać między innymi Lyall. Jestem jednak bardzo ciekawa, jak w dalszych tomach autorka postanowiła pociągnąć wątek rodziny Hendersonów, tym bardziej, że wiem, jakie plany co do niej miał sam Lyall.
Co tu więcej mogę powiedzieć - "Don't love me" jest jedną z tych młodzieżówek, jakich ostatnio już dawno nie miałam okazji czytać. Wciąga praktycznie od pierwszych stron i trzyma w napięciu do samego końca. Autorce udało się przyciągnąć moją uwagę nie tylko dzięki intrygującym wątkom czy przyjaznym bohaterom, ale również dzięki swojemu stylowi, który był dla mnie podczas czytania zwyczajnie dobry i wpełni zadowalający. Wprowadziła ona, moim zdaniem, nieco świeżości do tego gatunku, którą mam nadzieję, że utrzymała również w kolejnych tomach serii. I chociaż jedyną rzeczą, do której mogłabym się tutaj przyczepić jest to, że trochę w treści było zbyt mało Szkocji, jak na to, że stanowiła ona miejsce akcji powieści, to jednak trochę żałuję, że w kolejnym tomie będę musiała przenieść się z bohaterami do innego kraju - ale co tam, może tam spodoba mi się jeszcze bardziej!
Jeśli zatem jeszcze nie udało się wam doczytać między wierszami, czy w przypadku tej pozycji jestem na tak, to rozwieję te wątpliwości - ZDECYDOWANIE MÓWIĘ TEJ KSIĄŻCE TAK!
RECENZJA POCHODZI Z BLOGA ABOUT KATHERINE - https://about-katherine.blogspot.com/2022/06/zakazana-miosc-i-szkockie-krajobrazy.html
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOh! Jak ja już dawno nie czytałam żadnej porządnej, wciągającej i zwyczajnie przyjaznej młodzieżówki, z którą czułabym się jak z najlepszym przyjacielem. Owszem, w moje ręce trafiło w międzyczasie kilka powieści, które mi się spodobały,...