-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2016-03-26
2016-04-11
Tym razem poznajemy głównie przeszłość Ahmanna asu Hoshkamin am'Jardir am'Kaji, znanego nam już z drugiej księgi "Malowanego człowieka". Dowiadujemy się, co sprawiło, że stał się takim a nie innym człowiekiem. Bardzo ciekawie została tu opisana kultura Krasjan, ich system kastowy i wierzenia. Dzięki temu można Jardira zrozumieć, ale czy daje się go polubić? Ja mam wobec niego ambiwalentne odczucia, wydaje mi się w pewnym sensie słabym mężczyzną zmanipulowanym przez swoją pierwszą i główną żonę. Swoją drogą, Inevera to moim zdaniem jedna z najciekawszych, jak dotąd, postaci przewijających się przez ten cykl - inteligentna, przebiegła, sprytna, ambitna, dalekowzroczna. Cały czas się zastanawiam czy alagai hora (odpowiednio oszlifowane kości demonów) faktycznie pokazywały jej przyszłość, czy raczej była to zasłona dymna jej własnej ambitnej polityki?
W drugiej części pojawia się też znowu wątek Renny... i jest on doprawdy porażający i poruszający - ciekawa jestem jak jej losy potoczą się dalej, bo nie sądzę, żeby miała dalej wytrwać w tej sytuacji.
Leesha, Rojer i Arlen też się pojawiają, ale ten wątek nie jest jakoś mocno rozwinięty, podejrzewam że w księdze drugiej "Pustynnej Włóczni" może coś więcej się w ich kwestii zadzieje.
W każdym razie uważam, że póki co kontynuacja "Malowanego Człowieka" jak najbardziej trzyma poziom swojej poprzedniczki.
Polecam.
Tym razem poznajemy głównie przeszłość Ahmanna asu Hoshkamin am'Jardir am'Kaji, znanego nam już z drugiej księgi "Malowanego człowieka". Dowiadujemy się, co sprawiło, że stał się takim a nie innym człowiekiem. Bardzo ciekawie została tu opisana kultura Krasjan, ich system kastowy i wierzenia. Dzięki temu można Jardira zrozumieć, ale czy daje się go polubić? Ja mam wobec...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-03-23
Długo czytałam tą księgę, nie dlatego, że jest opasła, ani dlatego, że jest nudna - bynajmniej. Jest bardzo wciągająca, bardzo rozbudowana i po prostu wymaga skupienia się - nie jest to lektura do poczytania w podróży do pracy w autobusie stojącym w porannym korku.
Nie jestem jakąś wielką fanką pani Tokarczuk (a raczej, do tej pory nie byłam, ale teraz to już będę), do tej pory przeczytałam tylko 3 książki jej autorstwa ("Prawiek i inne czasy", którego już nawet za bardzo nie pamiętam, "Anna In w grobowcach świata", która jest ciekawą próbą reinterpretacji sumeryjskiego mitu o bogini Inannie, oraz "Bieguni", którzy bardzo mi się podobali), ale nawet pomimo takiej szczątkowej wiedzy o jej twórczości mogę stwierdzić, że "Księgi Jakubowe" to literackie opus magnum, dzieło totalne tej niezwykle utalentowanej autorki.
Przede wszystkim chylę czoła nad ogromnym nakładem pracy jaki w napisanie tego dzieła włożyła pani Tokarczuk. To widać na każdej stronie. Autorka bardzo starannie opisała ruch frankistowski w Polsce, szczegółowo przedstawiając kolejność zdarzeń, nauki Jakuba Franka, tajniki judaizmu oraz mistycznych ruchów żydowskich. Pani Tokarczuk wiele wysiłku włożyła również w to, żeby opisać atmosferę społeczną ówczesnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów w przededniu pierwszego rozbioru. Dzieło to ma zatem niewątpliwą wartość edukacyjną.
Jedną z zalet tej powieści jest również sposób przedstawienia samej postaci Jakuba Józefa von Frank-Dobruckiego (znanego wcześniej jako: יעקב פרנק Ja’akow Josef ben Juda Lejb Frank), widzianego jedynie z perspektywy postronnych osób. Dzięki temu pani Tokarczuk nie narzuca czytelnikowi jednoznacznej odpowiedzi na pytanie czy Jakub Frank był prawdziwym wizjonerem działającym ze szlachetnych pobudek i głębokiej wiary czy też był po prostu zwykłym hochsztaplerem żądnym władzy, zaszczytów i dóbr materialnych? Próba wniknięcia w umysł tej charyzmatycznej postaci mogłaby być zbyt karkołomna i prawdopodobnie straszliwie spłyciłaby fabułę tej lektury, sądzę więc, że to dobrze iż autorka z takowej zrezygnowała.
Dodatkowym plusem jest piękny, stylizowany na archaiczny (zwłaszcza w listach lub notatkach) język oraz częste użycie przez panią Tokarczuk prozy poetyckiej.
Jako bonus dostajemy również nawiązanie do frankistowskiego pochodzenia Mickiewicza (wspomniania tylko rodzina Majewskich z Litwy) oraz kabalistyczne wyjaśnienie owego słynnego "czterdzieści i cztery". Co ciekawe pani Tokarczuk nie pisze wprost o żydowskim pochodzeniu rodziny Mickiewicza - pytanie czy wynika to z tego, że nie jest do końca przekonana do tego czy może raczej ze względu na wciąż kwitnący antysemityzm wsród Polaków, którym nawet w szkołach nie mówi się o żydowskim pochodzeniu wieszcza, jakby to było coś złego, wstydliwego, co trzeba trzymać w tajemnicy.
Nie mogę nie wspomnieć oczywiście również o naprawdę wspaniałym wydaniu tej książki - twarda oprawa, porządne szycie, dobrze dobrana wielkość czcionki (nie za duża i nie za mała) i mnogość wspaniałych ilustracji.
Szczerze polecam.
Długo czytałam tą księgę, nie dlatego, że jest opasła, ani dlatego, że jest nudna - bynajmniej. Jest bardzo wciągająca, bardzo rozbudowana i po prostu wymaga skupienia się - nie jest to lektura do poczytania w podróży do pracy w autobusie stojącym w porannym korku.
Nie jestem jakąś wielką fanką pani Tokarczuk (a raczej, do tej pory nie byłam, ale teraz to już będę), do tej...
2016-01-28
Niesamowita książka. Z jednej strony napisana tak, że czyta się bardzo szybko i płynnie, wciąga i ciężko się od niej oderwać. Z drugiej strony jest smutna, porusza bardzo ciężkie tematy - między innymi kwestię niepełnosprawności, odrzucenia, traum z dzieciństwa i tego jak bardzo wpływają na dorosłe życie.
Axelsson jest świetną obserwatorką ludzkiej psychiki i potrafi to w świetny sposób przelać na papier. Jej postaci są z krwi i kości, możemy je lubić lub nie, ale zawsze rozumiemy co nimi kieruje, rozumiemy ich rozterki, ból i postępowanie, które z tego wynika.
Jest to książka-zadra, która na bardzo długo zapada w pamięć i tkwi w człowieku. Polecam, ponieważ, pomimo elementu magii jest ona do bólu realistyczna i porusza bardzo ważne kwestie.
"Lekarz, który ją bada przed porodem, nic nie wie ani o pokoju z żelaznym piecykiem, ani o głodzie i ma w nosie parametry jej miednicy. Przez trzydzieści godzin moją głowę ugniatają zdeformowane kości, przez trzydzieści godzin męczymy się, bo stary głód zamyka drogę nowemu życiu. Dopiero kiedy jesteśmy bliskie śmierci, usypiają ją i nacinają.
- Co się urodziło? - pyta Ellen po wybudzeniu.
I co mają jej powiedzieć? Co tu w ogóle jest do powiedzenia?
Położna odwraca się do niej plecami i milczy. Wszyscy milczą.
A ja wyciągam rękę przez czas i szepcę:
- Dryfujące drewno. Urodziłaś kawałek dryfującego drewna, mamo." (str. 111/112)
Niesamowita książka. Z jednej strony napisana tak, że czyta się bardzo szybko i płynnie, wciąga i ciężko się od niej oderwać. Z drugiej strony jest smutna, porusza bardzo ciężkie tematy - między innymi kwestię niepełnosprawności, odrzucenia, traum z dzieciństwa i tego jak bardzo wpływają na dorosłe życie.
Axelsson jest świetną obserwatorką ludzkiej psychiki i potrafi to w...
2016-02-02
Jest to powieść wielowątkowa, dziejąca się na kilku płaszczyznach czasowych. Powieść o odrzuceniu, o zarażaniu odrzuceniem innych, o wpływie odrzucenia na życie odrzucającego i odrzucanego. Ciężka i smutna powieść.
A jednak czyta się ją bardzo płynnie. Akcja zaczyna się na lodołamaczu "Odyn", na którym schroniła się przed światem główna bohaterka Suzanne. Niestety ktoś regularnie włamuje się do jej kajuty i zostawia różne "wiadomości". Atmosfera osaczenia jest wręcz namacalna. Piękne opisy Arktyki, które sprawiają, że aż chciałoby się takim lodołamaczem popłynąć (mimo, że jestem raczej ciepłolubną istotą). Akcja na statku przerywana jest retrospekcjami, w których z perspektywy innych osób i Suzanne wyjaśnia się jej przeszłość, a dzięki temu dopiero teraźniejszość.
Wydawałoby się, że skoro akcja dzieje się na lodołamaczu, który siłą rzeczy jest dość klaustrofobicznym miejscem, to będzie się niemiłosiernie wlokła. Nic z tych rzeczy, akcja momentami wręcz galopuje. Poza tym, pomimo tego, że w swym wydźwięku, jest to smutna opowieść to jednak niesamowicie wciąga i sprawia, że trudno się od niej oderwać.
Pani Axelsson jak zwykle nakreśliła postaci z krwi i kości, z bardzo wiarygodnymi i rozbudowanymi portretami psychologicznymi. I jak zwykle udowodniła, że jest świetną obserwatorką ludzkiej psychiki.
Polecam.
Jest to powieść wielowątkowa, dziejąca się na kilku płaszczyznach czasowych. Powieść o odrzuceniu, o zarażaniu odrzuceniem innych, o wpływie odrzucenia na życie odrzucającego i odrzucanego. Ciężka i smutna powieść.
A jednak czyta się ją bardzo płynnie. Akcja zaczyna się na lodołamaczu "Odyn", na którym schroniła się przed światem główna bohaterka Suzanne. Niestety ktoś...
2016-02-06
"Książka musi być jak siekiera, która rozłupuje zamarznięte morze wewnątrz nas."
Franz Kafka
To jest właśnie taka książka.
Powieść o ostracyzmie. Powieść o powtarzalności ludzkich losów. Powieść o kobietach i ich bólu. Powieść, która straszliwie sponiewierała mnie emocjonalnie. Powieść, która jest ważna, przez to, że jest bezkompromisowo szczera. Powieść, która jest wstrząsająca przez swój hiperrealizm. Powieść, którą warto przeczytać, mimo że to będzie boleć.
"Książka musi być jak siekiera, która rozłupuje zamarznięte morze wewnątrz nas."
Franz Kafka
To jest właśnie taka książka.
Powieść o ostracyzmie. Powieść o powtarzalności ludzkich losów. Powieść o kobietach i ich bólu. Powieść, która straszliwie sponiewierała mnie emocjonalnie. Powieść, która jest ważna, przez to, że jest bezkompromisowo szczera. Powieść, która jest...
2016-04-10
Poruszająca powieść o rozszczepieniu osobowości, braku umiejętności wybaczenia, o duszeniu wszystkiego w sobie i konsekwencjach tego.
Mary? Marie? MaryMarie? Dziewczyna urodzona w rodzinie ofiary Holocaustu - matka nigdy nie otrząsnęła się po piekle Auschwitz, ojciec całe życie tłumił wszystko w sobie i wściekle milczał. Mąż okazał się być facetem, który nie potrafił upilnować swojego rozporka. Momentem przełomowym jest jego wypadek - zostaje wyrzucony przez okno w jakimś wschodnioeuropejskim mieście po tym jak kupił sobie usługi 16-letniej prostytutki i kończy sparaliżowany od ramion w dół. Dalej fabuła idzie dwoma torami - Mary zostaje z nim w zwiążku pomimo tego, co zrobił, natomiast Marie... Marie odłącza jego respirator. W trakcie czytania ciężko stwierdzić, która z wersji wydarzeń jest tą prawdziwą.
Jest to ciężka powieść, jak każda pani Axelsson, opiera się głównie na fenomenalnych portretach psychologicznych postaci. Ciężko się od niej oderwać.
Ponadto cały czas miałam wrażenie, że równie ważną kwestią, poza losami MaryMarie, jest handel żywymi, często nieletnimi, dziewczynami - jest to kolejny pisarz skandynawski, który porusza tę problematykę (obok takich autorów jak Stieg Larsson w "Dziewczynie, która igrała z ogniem" czy Johanna Sinisalo w "Nie przed zachodem słońca").
Nie jest łatwa, ale warta przeczytania.
Polecam.
"Muszę mu wybaczyć. Nie wiem tylko, jak to zrobić. Nie wiem nawet, co to znaczy. Może wybaczenie jest obietnicą. Ale co się obiecuje? Nie pamiętać tego, co się pamięta? Nie płakać nad tym, nad czym się płacze? Nie pogardzać tym, co naprawdę rodzi pogardę?"
Poruszająca powieść o rozszczepieniu osobowości, braku umiejętności wybaczenia, o duszeniu wszystkiego w sobie i konsekwencjach tego.
Mary? Marie? MaryMarie? Dziewczyna urodzona w rodzinie ofiary Holocaustu - matka nigdy nie otrząsnęła się po piekle Auschwitz, ojciec całe życie tłumił wszystko w sobie i wściekle milczał. Mąż okazał się być facetem, który nie potrafił...
2016-05-11
W końcu, po prawie roku od przeczytania pierwszego tomu tej serii, udało mi się zdobyć drugi tom.
Początek może nie być łatwy, ponieważ stosunkowo długo nic konkretnego się nie dzieje, ale jak widzę, jest to znak rozpoznawczy prozy pani Larsson. Mamy tu powoli odsłaniającą się układankę. Niemniej jednak główną oś powieści stanowi zagłębianie się w psychikę bohaterów, co mi się akurat podoba. Dopiero pod koniec książki akcja nabiera rozpędu, a atmosfera gęstnieje, więc czytelnikom, którzy preferują właśnie natłok wydarzeń, szybką akcję i gwałtowne zwroty tejże, jednak nie będę polecać tej powieści.
Autorka,oprócz zagadki kryminalnej, poruszyła również szereg różnych problemów społecznych. Głównie odwieczne siłowanie się kobiet i mężczyzn, w szerokim kontekście. Również kwestię myślistwa, ochrony zagrożonych gatunków oraz obowiązków duchownych wobec ludzi czy też ogólnie Kościoła wobec społeczeństwa.
Ciekawym smaczkiem są rozdziały poświęcone wilczycy Żółtonogiej, które przeplatały się z głównym wątkiem. Są one wbrew pozorom powiązane z resztą fabuły.
Nie jest to typowy kryminał, ale mimo wszystko polecam, ponieważ (przynajmniej mnie) trzymał w napięciu i zaskoczył.
W końcu, po prawie roku od przeczytania pierwszego tomu tej serii, udało mi się zdobyć drugi tom.
Początek może nie być łatwy, ponieważ stosunkowo długo nic konkretnego się nie dzieje, ale jak widzę, jest to znak rozpoznawczy prozy pani Larsson. Mamy tu powoli odsłaniającą się układankę. Niemniej jednak główną oś powieści stanowi zagłębianie się w psychikę bohaterów, co mi...
2016-05-12
W moim odczuciu najlepszy, z dotychczas przeczytanych, tom cyklu o Rebece Martinsson.
Autorce właśnie tutaj udało się idealnie wyważyć proporcje pomiędzy akcją, zagęszczaniem atmosfery a portretami psychologicznymi bohaterów. Nie ma tu przestojów, a fabuła wciąga jak bagno.
Jest kilka niedociągnięć i potknięć, ale moim zdaniem, nie rzutują mocno na odbiór całości.
Nie będę nic pisać o fabule, ponieważ nie chcę za dużo zdradzić. Warto to przeczytać samemu.
Polecam.
W moim odczuciu najlepszy, z dotychczas przeczytanych, tom cyklu o Rebece Martinsson.
Autorce właśnie tutaj udało się idealnie wyważyć proporcje pomiędzy akcją, zagęszczaniem atmosfery a portretami psychologicznymi bohaterów. Nie ma tu przestojów, a fabuła wciąga jak bagno.
Jest kilka niedociągnięć i potknięć, ale moim zdaniem, nie rzutują mocno na odbiór całości.
Nie...
2016-05-16
Czy zbrodnia z okresu II wojny światowej może być powodem zbrodni w 2005 roku? Jak się okazuje, jak najbardziej, tak.
Zakochani nastolatkowie, Wilma i Simon, usłyszawszy historię o samolocie, który w okresie II wojny światowej spoczął na dnie pobliskiego jeziora, postanawiają zbadać wrak. Ktoś uniemożliwia im wyjście, zakrywając przerębel starymi drzwiami. Wilmie kończy się powietrze. Umiera, przez lód widząc postać swojego mordercy.
Kilka miesięcy później ciało Wilmy zostaje znalezione w rzece. Lekarze medycyny sądowej, po zbadaniu płynu z płuc dziewczyny, stwierdzają, że rzeka nie była miejscem jej śmierci.
Przez swoje sny w dochodzenie policji włącza się prokurator Rebeka Martinsson i próbuje rozwikłać tą sprawę.
Ciekawy, nienużący tom. Akcja wartka. Bardzo ciekawie przemieszane retrospekcje z akcją współczesną. Również ciekawe portrety psychologiczne (chociaż tutaj nie ma już aż takiego zagłębiania się w psychikę bohaterów jak we wcześniejszych tomach). Jest mniej poetycko, za to bardziej konkretnie.
Polecam.
Czy zbrodnia z okresu II wojny światowej może być powodem zbrodni w 2005 roku? Jak się okazuje, jak najbardziej, tak.
Zakochani nastolatkowie, Wilma i Simon, usłyszawszy historię o samolocie, który w okresie II wojny światowej spoczął na dnie pobliskiego jeziora, postanawiają zbadać wrak. Ktoś uniemożliwia im wyjście, zakrywając przerębel starymi drzwiami. Wilmie kończy...
2016-05-16
To już ostatni, jak dotąd, tom z cyklu o Rebece Martinsson.
W brutalny sposób zamordowana zostaje starsza kobieta, przez przypadek jej ciało odkrywa Rebeka, Krister i Sivving. Sprawę podstępem przejmuje prokurator, znany z pierwszego tomu tego cyklu, Carl Von Post, który za wszelką cenę chce zdyskredytować i pognębić Rebekę.
Świadkiem zabójstwa jest 7-letni chłopiec, wnuk zamordowanej, Marcus. Dziecko w szoku nie potrafi/nie chce mówić o tym, co widziało. Niestety morderca, próbuje także dopaść chłopca.
Rebeka bierze urlop, żeby na własną rękę poprowadzić śledztwo - okazuje się, że ktoś z premedytacją sukcesywnie wybija, osoba po osobie, całą rodzinę. A cała historia sięga początków XX wieku.
Tym razem, prawie w ogóle nie ma zagłębiania się w psychikę bohaterów, jest za to dosyć wartka akcja. Trochę szkoda, że sam motyw zabójstw jest tak prozaiczny, ale mimo wszystko całość trzyma w napięciu i zaskakuje - w ogóle nie podejrzewałam, że to ta konkretna osoba morduje i dlaczego.
Asa Larsson wspominała gdzieś, że zaplanowała 6 tomów tego cyklu. Ciekawa jestem zatem czy 6 tom się w końcu pojawi i mam nadzieję, że tak będzie. Przydałoby się zgrabne zakończenie całości, jakaś klamra spinająca wszystkie wątki obyczajowe.
Polecam.
To już ostatni, jak dotąd, tom z cyklu o Rebece Martinsson.
W brutalny sposób zamordowana zostaje starsza kobieta, przez przypadek jej ciało odkrywa Rebeka, Krister i Sivving. Sprawę podstępem przejmuje prokurator, znany z pierwszego tomu tego cyklu, Carl Von Post, który za wszelką cenę chce zdyskredytować i pognębić Rebekę.
Świadkiem zabójstwa jest 7-letni chłopiec, wnuk...
2016-05-03
Potworna samotność, żal, otępienie, cierpienie, bezsilność, pożądanie, rozpacz, obsesja to słowa, które przychodzą mi na myśl, po lekturze tej powieści. Wszystkie te emocje towarzyszą także czytelnikowi, który zagłębiając się w tę historię, sam przeżywa swoistą udrękę.
Akcja powieści rozgrywa się w XX-wiecznym Iranie w mieście Kermanszah i opowiada o dramatycznych losach zamożnej rodziny żydowskiej. Rachel, która wychowała się bez matki w ubogiej rodzinie, w jednej chwili z małej dziewczynki staje się żoną zamożnego Aszera. Niemalże z dnia na dzień musi podołać obowiązkom żony, której główną rolą jest obdarowanie męża dzieckiem — synem, który w przyszłości stanie się jedynym spadkobiercą fortuny. Mijają miesiące, a Rachel nie potrafi wydać na świat upragnionego potomka, popada w rozpacz, swoistą niemoc, która przeradza się w żądzę zemsty oraz obsesję, prowadzącą do kolejnych nieszczęść.
„Dziewczyna z ogrodu” jest mocno niepokojącym debiutem, napisanym w bardzo specyficznym stylu, który może sprawiać czytelnikowi pewne trudności. Początkowo miałam problem, aby wgryźć się w tę historię, gdyż jest napisana w formie wspomnień, chwilami bardzo chaotycznie, z nagłymi przeskokami z teraźniejszości w odległą przeszłość. To powodowało pewien dyskomfort i chaos w mojej głowie. Niemniej jednak, im głębiej brnęłam w tę opowieść, tym bardziej stawała się dla mnie klarowna. Fabuła zaczęła nabierać wyrazistości — jednakże nacechowana jest tak wielkim smutkiem, samotnością i bólem, że te emocje przekładały się na moje samopoczucie. Rachel to postać, której się jednocześnie współczuje i chwilami nie rozumie, bowiem jej zachowanie, wynikające z bezsilności, która popycha ją do irracjonalnych posunięć, wywołuje różnorodne uczucia. Wokół niej są inne kobiety oraz mężczyźni, którzy wpływają na jej psychikę, stosując wyłącznie presję. Dlatego nieustanny brak wyrozumiałości i wsparcia — wzbudza w niej najpierw zagubienie i bezradność, następnie otępienie, które przeradza się w obsesję, prowadząc do błędnych i egoistycznych zachowań, do zatracenia się we własnym smutku i nieszczęściu.
Rola kobiet w żydowskich rodzinach ogranicza się do obowiązku wydawania na świat kolejnych potomków, najlepiej płci męskiej, oraz dbałości o ognisko domowe — nie ma miejsce na realizowanie marzeń czy pasji. To wywołuje wzburzenie i ogromne współczucie. Nie jest mi obca tego typu literatura, jednak ta książka ma bardzo specyficzny wyraz — mimo że niemal każda publikacja opowiadająca o losach kobiet wychowujących się w państwach na Bliskim Wschodzie jawi się w smutnych barwach — to jednak w „Dziewczynie z ogrodu” wyczuwa się wyłącznie niecodzienny ból i cierpienie. Nie udało mi się znaleźć w niej żadnych pozytywnych czy dających nadzieję treści. Książka nasycona jest także ortodoksyjną religią, wiarą w niepojęte zabobony, którymi przepełnione jest społeczeństwo żydowskie. Zupełnie nie pojmuję, jak można kierować się w życiu kuriozalnymi gusłami, które dla mnie są niezrozumiałe i irracjonalne.
Według mnie Parnaz Foroutan znakomicie oddała dramat, przez który przeszła jej rodzina. Autorka opowiedziała tę historię w sposób, który budzi niemałe emocje, zapada głęboko w pamięć, pozostawiając czytelnika w swoistym odrętwieniu. Słowem to dobra powieść, która ukazuje egzystencję i codzienne dramaty kobiet żyjących na Bliskim Wschodzie. Obnaża tajniki niepojętej wiary, która bardzo mocno przekłada się na życie codzienne, jest czynnikiem dominującym, wyznaczającym drogę, z której nie można zboczyć, nawet kiedy w grę wchodzi ludzkie zdrowie, czy nawet życie. Ta książka niewątpliwie szokuje, smuci i zaskakuje. Pozostawia także uczucie żalu i współczucia, ale i niedowierzania, że we współczesnym świecie przy tak dobrze rozwiniętej medycynie nadal rozgrywają się podobne dramaty. Ponadto przerażające jest to, że ciągle funkcjonują kraje, w których kobietom tak mocno ograniczono prawa — nie mogą się kształcić, rozwijać, realizować swoich marzeń — jakby były gorszym gatunkiem, który nie zasługuje na szacunek i godne życie.
Polecam, choć nie jest to przyjemna i lekka opowieść.
Potworna samotność, żal, otępienie, cierpienie, bezsilność, pożądanie, rozpacz, obsesja to słowa, które przychodzą mi na myśl, po lekturze tej powieści. Wszystkie te emocje towarzyszą także czytelnikowi, który zagłębiając się w tę historię, sam przeżywa swoistą udrękę.
Akcja powieści rozgrywa się w XX-wiecznym Iranie w mieście Kermanszah i opowiada o dramatycznych losach...
2016-06-09
"Takich duchów, co chodzą po cmentarzach, na pewno nie ma. Ktoś by sfilmował, no nie? Ale chyba są inne duchy, wiesz, takie, co żyją w człowieku obok tych naszych dusz, zwyczajnych. I czegoś tam sobie chcą. Niektóre są ciche, inne głośne. Wrzeszczą, hałasują. To jest nie do wytrzymania. Znaczy, tak mi się wydaje, że z takim duchem w środku strasznie ciężko żyć, zwłaszcza jak on chce czegoś, na co ty nie masz ochoty." (str. 78)
Serię "Na F/Aktach" tworzą fabuły skonstruowane na podstawie wstrząsających i bulwersujących opinię publiczną autentycznych zdarzeń kryminalnych. Jako że literatura non fiction w ostatnich latach cieszy się sporym zainteresowaniem czytelników zaznaczyć należy, iż książka Orbitowskiego jest fikcją utkaną na bazie doniesień z sali sądowej w Bydgoszczy.
Kanwą tej opowieści jest głośna sprawa z 2001 roku, dotycząca 21-letniego wówczas Jacka Balickiego (w książce Jędrek Borucki) skazanego na dożywocie za zabójstwo w 1996 swojego 14-letniego kuzyna Dawida (w książce chłopak ma na imię Darek) i za zabójstwo w 1999 16-letniej Dominiki M. (swojej sąsiadki). Oba były zaplanowane i z pełną premedytacją.
Od samego początku tej książki wiemy, że Jędrek zabije. Nie wiemy tylko do końca kogo i w jaki sposób. Nie wiemy również dlaczego. Sam Jędrek zresztą tego nie wiedział.
Ciekawym zabiegiem jest tu również zestawienie Jędrka i Krzyśka. Jędrek - chłopak z tak zwanego "dobrego domu", inteligentny, utalentowany plastycznie (czemu upust daje zostając cukiernikiem), ma despotycznego ojca, który mimo wszystko nigdy go nie skrzywdził; ma również kochającą matkę. Krzysiek - chłopak z patologicznej rodziny, jego ojciec jest alkoholikiem (również ze skłonnościami do agresji), matka nigdy nie ma siły ostatecznie go wyrzucić ze swojego i syna życia. Wydawałoby się, że to raczej Krzysiek prędzej wykaże skłonność do zachowań patologicznych. A jednak nie, jednak mordercą zostaje Jędrek, któremu, wydawałoby się, niczego w życiu nie brakuje.
Dużą zaletą tej powieści jest brak psychologizowania. Autor nie próbuje nawet stawiać jakichkolwiek hipotez dotyczących tego, dlaczego Jędrek zabijał. Opisuje po prostu z jego perspektywy i z perspektywy Krzyśka drugą połowę lat dziewięćdziesiątych w Bydgoszczy - wszechobecną szarość, beznadzieję, bezrobocie, biedę, charatanie przez chłopaków w gałę, granie na flipperach, pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski i w międzyczasie przekształcanie się z chłopca w młodzieńca, a finalnie w mężczyznę.
Uważam, że jest to niesamowicie mocna powieść, atmosfera w pewnym momencie zaciska się niczym palce na gardle i trzeba ją sobie dawkować. Wielkie ukłony dla pana Orbitowskiego za kawał świetnej roboty - tym bardziej, że z tego co wiem do tej pory pisał głównie w stylistyce fantasy. Tą powieścią udowodnił swoją wszechstronność (przeskoczyć z fantasy na realizm to niełatwa rzecz) i talent. Gratuluję.
Polecam, bo naprawdę warto.
"Takich duchów, co chodzą po cmentarzach, na pewno nie ma. Ktoś by sfilmował, no nie? Ale chyba są inne duchy, wiesz, takie, co żyją w człowieku obok tych naszych dusz, zwyczajnych. I czegoś tam sobie chcą. Niektóre są ciche, inne głośne. Wrzeszczą, hałasują. To jest nie do wytrzymania. Znaczy, tak mi się wydaje, że z takim duchem w środku strasznie ciężko żyć, zwłaszcza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-19
Jessica Khoury to młoda, amerykańska pisarka specjalizująca się w rodzaju literatury określanym jako "young adult fiction". Natomiast "Geneza" to jej debiut pisarski.
W amazońskiej puszczy istnieje kompleks tajnych laboratoriów o nazwie Little Cambridge (w skrócie Little Cam), w którym urodziła się i mieszka Pia, która jest główną bohaterką tej opowieści. Pia jest wychowywana (a może hodowana?) na naukowca takiego, jak reszta mieszkańców tego tajemniczego miejsca. Codziennie ma zajęcia z matematyki, zaawansowanej biologii i chemii, ale próżno wśród nich szukać lekcji o świecie czy szeroko pojętej kulturze. Pia jest na pozór zwyczajną nastolatką, która okazuje się być efektem wielu lat eksperymentów, dzięki którym urodziła się jako istota nieśmiertelna (ma nienaruszalną skórę, pamięć absolutną i niesamowicie wyostrzone zmysły). Marzy tylko o dniu, w którym zda ostatni test by dołączyć do zespołu Immortis, czyli badaczy, którzy mają na celu stworzenie całej rasy nieśmiertelnych przy pomocy tajemniczej rośliny rosnącej tylko w jednym miejscu w amazońskiej dżungli - elizji. Jednym słowem Pia jest doskonała. W dniu swoich 17 urodzin przez przypadek znajduje dziurę w ogrodzeniu biegnącym dookoła Little Cam i postanawia zobaczyć co jest poza tym małym światem, w którym do tej pory żyła. W dżungli spotyka chłopca z plemienia Ai'oa o imieniu Eio i zaczyna się przygoda, w efekcie której odkryje prawdę o swoim pochodzeniu, która odmieni ich życie na zawsze.
Narracja tej opowieści jest pierwszoosobowa - wszystkie wydarzenia poznajemy oczami Pii, poznajemy też jej wszystkie przemyślenia, wszystkie rozterki, dzięki czemu obserwujemy jej przemianę wewnętrzną z chłodnego, zawsze obiektywnego i racjonalnego oraz obojętnego naukowca w prawdziwego człowieka. Język użyty przez autorkę nie jest wymyślny ani trudny, ale nie jest również toporny, dzięki czemu tę pozycję czyta się z przyjemnością i płynnie.
Teoretycznie jestem poza grupą docelową dla tego rodzaju prozy (według Wikipedii jest ona skierowana do odbiorcy pomiędzy 12 a 20 rokiem życia) i nie ukrywam, że do tej pory raczej nie czytywałam takowej, a jednak "Geneza" mnie wciągnęła i urzekła. Dlaczego?
Cóż... Uważam, że jest to niebanalna i interesująca opowieść o tym czym jest moralność. Jak daleko można się posunąć dla tak zwanego dobra nauki i ludzkości? Czy istotnie cel uświęca wszystkie użyte środki? Czy zło może służyć jakiemuś abstrakcyjnemu większemu dobru? Wszystkie te pytania wirują mi w głowie po lekturze "Genezy", która zostawiła mnie z mętlikiem w głowie i w zamyśleniu nad ogólną kondycją moralną człowieka. Zostawiła mnie również z satysfakcją z przeczytania jej, ponieważ sama bym pewnie po nią nie sięgnęła, a została mi poniekąd "wciśnięta".
Konkluzja jaka mi przychodzi do głowy po tej lekturze: jest to zaskakująco dobra literatura i uważam, że jest nie tylko dla młodzieży.
Polecam.
Jessica Khoury to młoda, amerykańska pisarka specjalizująca się w rodzaju literatury określanym jako "young adult fiction". Natomiast "Geneza" to jej debiut pisarski.
W amazońskiej puszczy istnieje kompleks tajnych laboratoriów o nazwie Little Cambridge (w skrócie Little Cam), w którym urodziła się i mieszka Pia, która jest główną bohaterką tej opowieści. Pia jest...
2016-12-31
Mario Vargas Llosa to peruwiański dziennikarz, myśliciel i polityk, jeden z najbardziej znanych pisarzy kręgu literatury iberoamerykańskiej. Jest również laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 2010 roku, co Szwedzka Akademia uzasadniła tym, że Vargas Llosa został nagrodzony za „kartografię struktur władzy oraz wyraziste obrazy oporu, buntu i porażek jednostki”.
„Dzielnica występku” to najnowsza powieść Peruwiańczyka i nie jest ona może najwybitniejszym tekstem w dorobku pisarza, lecz wciąż świadczy o zaangażowaniu Vargasa Llosy w aktualne sprawy nie tylko Peru, ale i całego świata. Temat bowiem, który podejmuje ta książka jest do tego stopnia aktualny, że mógłby stanowić podstawę dowolnego programu informacyjnego, nadawanego w tej chwili.
Inżynier Enrique „Quiqe” Cardenas to bogaty przedsiębiorca, właściciel kopalń, który wiedzie dostatnie życie w niespokojnej i targanej politycznymi zawieruchami Limie lat 90-tych XX wieku. Wydawałoby się, że ma wszystko – piękną żonę, oddanego przyjaciela, władzę i poczucie w pewnym stopniu bezpieczeństwa, jakie daje mu świadomość posiadanego majątku i wpływów. Pewnego dnia życie Quiqe ulega dramatycznej zmianie po wizycie Rolanda Garro, który jest szefem największego tabloidu w mieście, znanego z braku skrupułów w niszczeniu znanym ludziom życia. Garro przynosi kopertę, a w niej zdjęcia, które, jeśli ujrzą światło dzienne, z pewnością skompromitują bogatego biznesmena. Ponieważ Quiqe nie ulega próbie szantażu i wyrzuca ze swojego biura dziennikarza, ten drugi zaślepiony gniewem publikuje je w swojej gazecie „Destapes” i wybucha olbrzymi skandal. Garro znika po tym w niewyjaśnionych okolicznościach, a jego powrót paradoksalnie zrodzi więcej pytań niż zniknięcie.
„Dzielnica występku” to opowieść, która miała zobrazować co się dzieje na styku wielkich pieniędzy, seksu i polityki, bowiem nie od dzisiaj wiemy, że władza to bardzo silny afrodyzjak, a bohaterowie, których kreuje Vargas Llosa nie są nań odporni. W związku z tym mamy tutaj opis znudzonych monotonią swego pożycia małżeństw, które wymieniają się partnerami, co tłumaczą sobie potrzebą nowych bodźców i ucieczką od smutnej rzeczywistości Limy. Smaczku dodaje tutaj fakt, że skandal, który dotyczy Quiqe, ma podłoże obyczajowe. Kolejnym bardzo ważnym wątkiem tej powieści jest obnażenie sposobów manipulowania opinią publiczną przez media. Szmatławiec, którym kieruje bezlitosny Garro, jest bowiem w stanie zniszczyć dowolną osobę i to w bardzo krótkim czasie. Dla mediów bulwarowych, takich jak opisany „Destapes” nic się nie liczy poza sprzedanym nakładem, a to, komu przy okazji oberwie się fekaliami jest naprawdę nieistotne, ponieważ kierują się zasadą, że ich odbiorca chce „odczuć tę niezmierzoną rozkosz, jaką daje miernocie, czyli przeważającej części ludzkości, świadomość, że sławni, szanowani, celebrowani, przyzwoici są ulepieni z takiego samego nędznego błota jak wszyscy inni”. A w momencie kiedy media znajdują się na krótkiej smyczy władzy, to wtedy właśnie w rękach jednej osoby jest broń o olbrzymiej sile rażenia. Jest to przerażające i aktualne, nieprawdaż? I tak właśnie jest, mimo tego, że akcja powieści rozgrywa się w Peru i tuż przed „boomem” internetowym oraz powstaniem mediów społecznościowych, bo ten schemat działania obserwujemy także dzisiaj, czyli praktycznie 20 lat później.
Vargas Llosa we wstępie „Dzielnicy występku” pisze, że jest ona fikcją literacką oraz, że kreując swych bohaterów inspirował się charakterem osób istniejących naprawdę, więc nadawał im nazwiska znane z historii, jednak są one nadal dziełem jego wyobraźni. Jednak mam wrażenie, że ta książka to tylko pozornie fikcja literacka, ponieważ czytając ją trudno nie odczuć, że pomiędzy wierszami, i to wcale niegłęboko, czai się brzydka rzeczywistość. Autor w fabule dość enigmatycznie wspomina o porwaniach i aresztowaniach wśród członków opozycji, czy też terrorze wprowadzanym przez wszechobecną tajną policję i jej szefa zwanego Doktorem. Warto jednak przyjrzeć się choćby delikatnie biografii Vargasa Llosy, żeby bardzo szybko zorientować się czym jest drugie dno tej powieści. Bowiem peruwiański pisarz w 1990 roku kandydował w wyborach prezydenckich z ramienia liberalnego Ruchu Wolności i w pierwszej turze głosowania nieznaczną liczbą głosów wyprzedził kandydata z sojuszu wyborczego Cambio 90, którym był Alberto Fujimori, a z którym w drugiej turze przegrał. Nazwisko Fujimoriego pojawia się oczywiście na kartach „Dzielnicy występku”, co pozwala rozszyfrować wiele informacji. Przytoczę więc tutaj te najistotniejsze dla fabuły i jej kontekstu. Alberto Fujimori i jego prawie dziesięcioletnie rządy w Peru to czas despotycznej władzy, szwadronów śmierci i terroru. Zamachy i porwania Świetlistego Szlaku, MRTA i Ruchu Rewolucyjnego imienia Tupaca Amaru, eksplozje bomb, morderstwa i przerwy w dostawach prądu – to była rzeczywistość mieszkańców Limy w latach 90-tych XX wieku za rządów autorytarnego reżimu Fujimoriego. Kiedy o tym wiemy, o wiele łatwiej jest nam zrozumieć jakie motywy kierują bohaterami powieści Vargasa Llosy. Co ciekawe samo zakończenie książki jest przewrotne, ale pozostawia odbiorcę z uczuciem smutku wynikającym z wiedzy, że fikcja literacka stworzona przez Vargasa Llosę jest naprawdę niebezpiecznie blisko rzeczywistości oraz świadomości, że stare powiedzenie, iż pieniądz rządzi światem jest wciąż aktualne i raczej prędko takim być nie przestanie.
„Dzielnica występku” ma wszystkie cechy stylu Vargasa Llosy, takie jak bohaterowie zaplątani w skandale obyczajowe i rozgrywki polityczne, rozbuchany erotyzm, opisy oaz bogactwa i skrajnej biedy oraz wątki autobiograficzne. Nie ma co owijać w bawełnę – stanowi to istną mieszankę wybuchową, która nie każdemu czytelnikowi się spodoba. Ten styl jednak do mnie przemawia, może dlatego, że wcześniej czytałam już „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” (a tam dopiero było dużo dosadnego erotyzmu), więc wiedziałam mniej więcej czego mogę się po prozie tego autora spodziewać. Powieść ta w pierwszej warstwie jest w sumie wciągającym i trzymającym w napięciu kryminałem i jako taką bardzo szybko się ją czyta, warto jednak przyjrzeć się jej drugiemu dnu, ponieważ wtedy dopiero widać, że nie jest to wcale łatwa i przyjemna (w sensie rozrywki) literatura, a poważna rozprawa o aktualnych mechanizmach władzy.
Polecam, choć wiem, że nie każdemu się spodoba. Uważam, że warto się jednak przekonać o tym samemu i dać tej książce szansę.
Bardzo chciałabym podziękować Stowarzyszeniu Sztukater za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.
Recenzja znajduje się również na blogu straszliwabuchling.blox.pl.
Mario Vargas Llosa to peruwiański dziennikarz, myśliciel i polityk, jeden z najbardziej znanych pisarzy kręgu literatury iberoamerykańskiej. Jest również laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 2010 roku, co Szwedzka Akademia uzasadniła tym, że Vargas Llosa został nagrodzony za „kartografię struktur władzy oraz wyraziste obrazy oporu, buntu i porażek...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-30
Peter Wohlleben jest z zawodu leśnikiem, a przy okazji popularyzatorem nauki (zwłaszcza o drzewach). W 1987 roku podjął pracę jako strażnik leśny. W miarę zdobywania wiedzy o lesie, którym się opiekował, rosło jego rozczarowanie nowoczesnymi technologiami stosowanymi w leśnictwie, z uwagi na powodowane przez nie szkody. Na co dzień, Peter Wohlleben opiekuje się bukowym lasem w gminie Hümmel, w Niemczech.
"Sekretne życie drzew" to opowieść o naturalnym życiu lasów oraz zmianach jakie w ich niesamowicie złożonym ekosystemie powodują interwencje ludzi.
Jest to napisana bardzo przyjemnym i nietrudnym językiem książka - pod tym względem ukłon w stronę autora oraz tłumacza. Dużym plusem jest też fakt, że przypisy zostały potraktowane z całą starannością i wskazują również na polskojęzyczne źródła.
Co do treści... O dziwo jest ona wręcz oszałamiająco interesująca.
Z kolejnych stron tej lektury możemy wyczytać wiele informacji z życia lasów i ich mieszkańców, czyli w głównej mierze drzew. Mamy tu mnóstwo ciekawostek, takich jak fakt iż buki (a zwyczaje tych drzew autor zna szczególnie dobrze) połączone są ze sobą systemami korzeniowymi i grzybnią tworząc coś w rodzaju "rodziny" i pomagając sobie nawzajem, jeśli któryś z jej członków zostaje osłabiony (np. na skutek rany w korze, w którą wdały się grzyby) - dostarczają mu wtedy niezbędnych składników odżywczych, żeby dać mu szansę się zregenerować lub po prostu podtrzymać jak najdłużej przy życiu, ponieważ istnienie słabszych i silniejszych okazów jest korzystne dla obu stron. Ciekawostką jest również fakt istnienia tzw. drzewnych przedszkoli i informacja, że sto lat życia to u drzewa zaledwie koniec bycia dzieckiem. Z tej książki wyłania się obraz drzewa nie jako rzeczy (a tak nauczyliśmy się przez wieki je postrzegać), ale drzewa jako istoty, organizmu świadomego, które ma pamięć, potrafi się również komunikować i planować kolejne posunięcia.
Las to bardzo harmonijna społeczność - dobro jednostki jest dobrem ogółu, ponieważ społeczność drzew jest tak silna, jak silna jest jej najsłabsza jednostka. Drzewa postępują długoterminowo, są nastawione na przeżycie w dobrym stanie i zdrowiu przynajmniej najbliższych kilkaset lat. Optymalny dla drzewa rozwój nie charakteryzuje się więc rocznymi przyrostami o długości kilkudziesięciu centymetrów, jak to ma miejsce w parkach, jest dużo mniejszy. Generalnie jeśli ktoś chce się dowiedzieć, dlaczego parki i sztucznie sadzone lasy (tzw. lasy gospodarcze) nie są wcale na dłuższą metę dobre dla drzew i dlaczego drzewka ze szkółek są okaleczone, a te rosnące w miastach to "dzieci ulicy", polecam lekturę tej książki. Jest ona pełna bardzo interesujących informacji, a także uświadamia i uwrażliwia na los drzew.
Po przeczytaniu jej obiecałam sobie, że już nigdy nie zerwę z drzewa żadnej gałązki czy liścia, ani nie oderwę nawet jednego płatka kory, ponieważ teraz już wiem, że to drzewu zwyczajnie sprawia ból i może zostawić ranę, której może nie być w stanie zaleczyć, przez co grzyby i owady stopniowo będą je zabijać.
Serdecznie polecam, ponieważ jest to kawał naprawdę świetnej literatury popularnonaukowej.
Peter Wohlleben jest z zawodu leśnikiem, a przy okazji popularyzatorem nauki (zwłaszcza o drzewach). W 1987 roku podjął pracę jako strażnik leśny. W miarę zdobywania wiedzy o lesie, którym się opiekował, rosło jego rozczarowanie nowoczesnymi technologiami stosowanymi w leśnictwie, z uwagi na powodowane przez nie szkody. Na co dzień, Peter Wohlleben opiekuje się bukowym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-22
Jerzy Jarniewicz jest poetą, krytykiem literackim i tłumaczem (głównie literatury anglojęzycznej), z wykształcenia anglistą. Wykłada również literaturę angielską na Uniwersytecie Łódzkim, a także jest członkiem kolegium redakcyjnego „Literatury na świecie” oraz współredaktorem serii wydawniczej „Twarze kontrkultury”. Napisał, jak dotąd, dwanaście książek krytycznoliterackich. Był też współorganizatorem pierwszej w Europie Wschodniej międzynarodowej konferencji naukowej poświęconej Beatlesom (Łódź 2008). W 2008 roku był nominowany do Literackiej Nagrody Nike, a za zasługi dla kultury został odznaczony medalem Gloria Artis oraz Złotym Krzyżem Zasługi.
„All you need is love. Sceny z życia kontrkultury” to pozycja, jakiej w polskiej literaturze brakowało. Jest to wszechstronny, kompetentny i pasjonujący opis kontrkultury, głównie lat sześćdziesiątych XX wieku.
Książka jest podzielona na pięć dużych rozdziałów, dwa z nich to klasyczna przedmowa i posłowie, a trzy pozostałe?
W pierwszym rozdziale (podzielonym na 6 podrozdziałów) autor opisuje pięć miast, które najbardziej wpłynęły na globalne oblicze rewolucji kulturalnej lat sześćdziesiątych oraz ruchy kontrkulturowe, które tam funkcjonowały. Są to: Londyn i początki ruchu hippisowskiego (warto dodać, że w Europie rewolucja hippisowska miała bardziej podłoże intelektualne i artystyczne niż masowe), który wyłonił się jako spadkobierca ruchu beatników; San Francisco i rozwój, szczyt oraz upadek komuny hippisowskiej w Haight-Ashbury, ale także takie mało znane grupy jak diggersi czy yippisi; Amsterdam i żartownisie z grupy provosów; Paryż i jego zamieszki studenckie z 1968 roku oraz sytuacjoniści, a także powiązanie graffiti z rewolucją kulturalną; oraz Berlin z Kommune 1, która przeszła w pewnym momencie transformację i poszła w kierunku terroryzmu.
W drugim rozdziale pan Jarniewicz skupia się na muzyce, jako jednym z głównych motorów ruchów kontrkulturowych tamtych czasów. Najwięcej miejsca poświęca Beatlesom (widać, że autor darzy ten zespół wielką estymą i fascynacją), rozważając ich wpływ na kształtowanie się ruchu hippisowskiego poprzez interpretację ich poszczególnych piosenek oraz albumów, takich jak „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”, a także pokazując dialektykę „kapłana i błazna” w twórczości i życiu Johnna Lennona. Nie brak tu również opisu wpływu protest songów Boba Dylana, Leonarda Cohena, który pomimo różnic metrykalnych i swoistego odosobnienia (ponieważ był daleki od ideologicznego zaangażowania typowego dla tamtych czasów) potrafił się w kontrkulturowej scenie odnaleźć i był jej częścią. Ostatni podrozdział przenosi nas już do lat siedemdziesiątych i Patti Smith oraz jej debiutanckiego albumu „Horses” a także jej związku i współpracy z niebywale utalentowanym fotografikiem Robertem Mapplethorpem.
Trzeci rozdział opisuje już bardziej społeczno-socjologiczne kwestie, takie jak happening yippisów w budynku nowojorskiej giełdy, protesty przeciwko wojnie w Wietnamie pod Pentagonem, obywatelskie nieposłuszeństwo, przemoc jaką państwo (konkretnie USA) stosowało wobec ludzi, którzy nie chcieli żyć tak, jak władza by sobie tego życzyła, walka o zniesienie segregacji rasowej. Oczywiście nie mogło też zabraknąć opisu festiwalu Woodstock, jego wpływu na ludzi oraz legendy w jaką obrosło to wydarzenie.
Ze wszystkich informacji, które są zawarte w tej książce wyłania się fascynujący obraz czasów, w których narodziło się wiele ruchów wspólnotowych, a o miłości mówiło się poważnie, jako o remedium na bolączki świata. Autor również nie stroni od przedstawienia ciemnych stron kontrkultury, pisze obiektywnie o tym, jak niektóre ugrupowania przechodziły na „ciemną stronę mocy” idąc w kierunku terroryzmu, jako doskonałej metody walki z przestarzałym i również brutalnym systemem.
Tę pozycję można potraktować po prostu jako błyskotliwie napisane kompendium kontrkultury lat sześćdziesiątych XX wieku. Możemy tu bowiem znaleźć istotne dla tamtych czasów i ruchów postacie, miejsca, środowiska i wydarzenia w Stanach Zjednoczonych, ale również w Europie. Co nadaje dodatkowego smaczku tej pozycji to fakt, że pan Jarniewicz jest filologiem i sprawnie wykorzystując swój fachowy warsztat czyta oraz interpretuje tak pozornie niepoważny i błahy tekst jakim jest utwór Beatlesów, który został użyty w tytule tej książki.
Przy okazji autor udowadnia, że piosenka, którą najczęściej traktuje się jako hymn hippisów faktycznie jest „samozaprzeczającą się piosenką” oraz muzyczno-tekstową zagadką, w której „Beatlesi dystansują się od przesłania, od swoich niechcianych ról kapłanów i proroków kontrkultury. (…) Czy to nie sarkastyczny komentarz na temat tego, jak szybko i niepostrzeżenie ideały zamieniają w klisze, a przekonania stają się bezkrytycznie przyjmowanymi prawdami?”.
Tym pytaniem o drugie oblicze kontrkultury i zdobyczy, które wywalczyła (a pojawia się ono często w tej książce) pan Jarniewicz łącząc świetne pióro, warsztat badacza i erudycję tworzy wielobarwny obraz, prawdziwy i ciekawy, a dzięki temu stawia też kolejne pytania o wpływ tamtych wydarzeń sprzed pięćdziesięciu lat na obecne czasy i szeroko pojętą kulturę.
Chciałabym jeszcze tylko nadmienić, że całość została bardzo ładnie wydana i opatrzona dużą ilością zdjęć dokumentujących opisywane przez autora wydarzenia i osoby. Bardzo przydaje się zawarty na końcu indeks osób, a także obszerna bibliografia, z której korzystał pan Jarniewicz przy pisaniu tej książki, co uważam za wielki plus dla osób, które będą pragnęły zagłębić się bardziej w zagadnienia w niej poruszone.
Polecam.
Bardzo chciałabym podziękować Stowarzyszeniu Sztukater za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.
Recenzja znajduje się również na blogu straszliwabuchling.blox.pl.
Jerzy Jarniewicz jest poetą, krytykiem literackim i tłumaczem (głównie literatury anglojęzycznej), z wykształcenia anglistą. Wykłada również literaturę angielską na Uniwersytecie Łódzkim, a także jest członkiem kolegium redakcyjnego „Literatury na świecie” oraz współredaktorem serii wydawniczej „Twarze kontrkultury”. Napisał, jak dotąd, dwanaście książek...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-18
Jeffrey Eugenides jest amerykańskim pisarzem o grecko-irlandzkim pochodzeniu. Wydał do tej pory 3 powieści, z czego "Middlesex" została wyróżniona Nagrodą Pulitzera za 2002 rok.
"Middlesex" to saga rodzinna obejmująca trzy pokolenia grecko-amerykańskiej rodziny, osiem dekad i jedno niesamowicie trudne dorastanie - tego dowiadujemy się z opisu książki. A o czym faktycznie jest ta powieść?
Główny bohater, czyli Calliope/Cal Stephanides, który jest również narratorem tej opowieści, jest hermafrodytą - postacią samą w sobie nietypową i niesamowitą. Przedstawia historię swojej rodziny, a przez to swoją, na tle historii (głównie Detroit) oraz przemian społeczno-obyczajowych XX wieku w USA. Generalnie każda z osób z rodu Stephanides ma możliwość przeżycia czegoś nietypowego - bohaterowie wplątują się w różne historie, najczęściej przynajmniej częściowo pokrywające się z faktycznymi wydarzeniami lub postaciami.
"Middlesex" to powieść wieloznaczna, natomiast na pierwszy plan wysuwa się motyw dwoistości wszechrzeczy oraz tożsamości jednostki (zwłaszcza płciowej i narodowej). Autor bardzo zgrabnie i z olbrzymią wrażliwością opisał płciowość, seksualność oraz poszukiwanie swojego miejsca w świecie. Jest to książka niezwykle skomplikowana, poruszająca się po wielu płaszczyznach ludzkiej duszy, czasu i kultury. To historia kilku pokoleń rodziny, która nosi na sobie brzemię pewnej decyzji podjętej dawno temu w innych czasach na innym kontynencie. Autor w fenomenalny sposób pokazuje nam również trudy związane z wojną, emigracją, asymilacją, miłością, rodziną, kulturą, tradycją i konfliktem.
Jeffrey Eugenides jest świetnym gawędziarzem, sięga po nietypowe rozwiązania, posługuje się bardzo barwnym, pięknym językiem, sprawnie wtrąca wątki, przeplata ścieżki bohaterów, niejednokrotnie zaskakuje i trzyma w napięciu przez całą opowieść.
"Middlesex" jest zatem niełatwą opowieścią, a jednak podaną nam w bardzo przyjemny i lekki sposób, tak że nie można się od niej oderwać, a z drugiej strony nie chce się jej za szybko kończyć. Warto się delektować każdą jej stroną. Zmusza również do zadumy i zakwestionowania tego, czy zawsze to, co "inne" nie może być równocześnie normalne.
Muszę przyznać, że jest to jedna z tych powieści, które bardzo uwrażliwiają i bardzo długo siedzą w głowie zmuszając do przemyśleń. Jest to proza najwyższych lotów, która zostaje z człowiekiem do końca życia. Już dawno żadna książka mnie do tego stopnia nie zachwyciła.
Serdecznie polecam, gdyż jest to arcydzieło.
Jeffrey Eugenides jest amerykańskim pisarzem o grecko-irlandzkim pochodzeniu. Wydał do tej pory 3 powieści, z czego "Middlesex" została wyróżniona Nagrodą Pulitzera za 2002 rok.
"Middlesex" to saga rodzinna obejmująca trzy pokolenia grecko-amerykańskiej rodziny, osiem dekad i jedno niesamowicie trudne dorastanie - tego dowiadujemy się z opisu książki. A o czym faktycznie...
2016-11-28
Magdalena Kostyszyn jest absolwentką filologii polskiej (specjalizacja filmoznawczo-teatrologiczna) oraz dziennikarstwa, a od sześciu lat pracuje w branży PR. Jak sama deklaruje: lubi dobrą literaturę, taką co to chwyta za rękę i zachęca, by spędzić z nią upojną noc; seriale – dla nich łamie wszystkie zasady humanitarnego spędzania wolnego czasu; podróże – te małe i te duże oraz spacery z psem. Jest również blogerką piszącą bloga venilakostis.com, ale najbardziej znana stała się z prowadzenia fanpage'a na Facebooku o wymownej nazwie: Chujowa Pani Domu, który do tej pory zebrał pół miliona polubień. Z inspiracji tej ostatniej działalności powstała książka „Ch...owa Pani Domu”, którą chcę wam dzisiaj przedstawić.
Książka ta reklamowana jest określeniem, że to pierwszy antyporadnik w wersji #nofilter i nie ma w tym zbyt wielkiej przesady, chociaż moim zdaniem jest to raczej zbiór tematyczny felietonów – humorystycznych i w większości przypadków naprawdę zabawnych.
„Ch...owa Pani Domu” podzielona jest na siedem rozdziałów, a każdy w sposób prześmiewczy opisuje szarą rzeczywistość i problemy, które dźgają boleśnie w bok każdą z nas – piszę „każdą” ponieważ, nie oszukujmy się, ta książka dedykowana jest kobietom. Ten antyporadnik na każdej kolejnej stronie obnaża życie w pełnej okazałości, autentyczne i codzienne. Nie zawiera on fałszywych rad ludzi, którzy sami nigdy się do nich nie stosowali, Magdalena Kostyszyn bowiem pokazuje jak wygląda nieidealna rzeczywistość. W związku z tym dostajemy tu pełno porad jak w prosty i przyjemny sposób nie być idealną panią domu oraz jak ułatwić sobie życie odcinając się od absurdalnych w większości wymagań wobec kobiet, którymi atakowane jesteśmy na każdym kroku w mediach wszelkiego rodzaju.
Tytułową panią domu jestem od kiedy weszłam w dorosłość i wyprowadziłam się od rodziców (mając matkę pedantkę nie da się w spokoju być ch...ową panią domu). Mimo wszystko nie jeden raz podejmowałam przeróżne działania, na skutek bombardowania z każdej strony modą na doskonałość, aby zmienić ten stan i przypodobać się mojemu partnerowi, prawie-teściowej i komukolwiek innemu, czy chociażby dać dobry przykład moim kotom. Na dłuższą metę to się nie udawało. I tak funkcjonowałam sobie „ch...owo”, podgryzana od czasu do czasu przez wyrzuty sumienia, które gdzieś z tyłu głowy szeptały mi o tym, że moje chwile zadowolenia z samej siebie są kompletnie nie na miejscu, bo powinnam bardziej się starać, przede wszystkim lepiej wyglądać, zacząć lepiej zarabiać, nauczyć się lepiej gotować (a zwłaszcza piec ciasta), lepiej...
„Tylko po co?” - zapytałaby zapewne autorka i po lekturze „Ch...owej Pani Domu” w pełni ją rozumiem i się z nią zgadzam. Ba! Postanowiłam utrzymać swój ch...owy status do końca życia i pozbyć jakichkolwiek wyrzutów sumienia. „Ch...owo” od teraz oznacza dla mnie „normalnie”. Nie chodzi tu bowiem o całkowite odpuszczenie sobie, kompletne nicnierobienie czy rezygnację z czegokolwiek. Wręcz przeciwnie, chodzi o to, żeby robić wszystko to, na co ma się ochotę lub po prostu trzeba zrobić, ale po swojemu i przede wszystkim bez ciągłego porównywania się do innych, a zwłaszcza do tych, którzy zawsze są chodzącymi ideałami (każda z nas ma przynajmniej jedną taką znajomą, która zawsze wszystko robi idealnie i przy tym zawsze wygląda idealnie).
Właśnie to jest głównym przesłaniem „Ch...owej Pani Domu” - że warto się zatrzymać w tym szaleńczym pędzie do perfekcji i spojrzeć z dystansem na swoje otoczenie, rodzinę, znajomych, pracę i dom, a przede wszystkim na samą siebie. Myślę, że każda kobieta się mniej lub bardziej w którymś momencie tej książki odnajdzie, ponieważ autorka przedstawia kompleksowy wybór życiowych sytuacji, z którymi na co dzień się mierzymy – między innymi: rozmowa kwalifikacyjna, wizyta u ginekologa, przedświąteczna gorączka, postanowienia noworoczne, stosunki międzysąsiedzkie i wybór partnera. Robi to ironicznie, w pewien sposób groteskowo, okraszając to, co pisze wspaniałym poczuciem humoru. Jest to kolejna ważna umiejętność – umiejętność dostrzegania i niedemonizowania śmiesznostek i absurdów codziennego życia, a przyswojenie sobie umiejętności śmiania się z nich. Przecież śmiech to zdrowie, prawda?
Magdalena Kostyszyn ma wyjątkowo lekkie pióro. „Ch...owa Pani Domu” to książka napisana bardzo lekkim językiem, momentami wręcz potocznym, znajdziemy w niej również wiele anglicyzmów, kolokwializmów, a także wulgaryzmów, co o dziwo naprawdę nie razi. Mamy tu również trochę nawiązań do literatury, filmu i muzyki, które przyjemnie uzupełniają całość tego nietypowego dzieła.
Tę książkę serdecznie poleciłabym każdej kobiecie (zwłaszcza z tych, które starają się aż za bardzo), każdej pani domu, a w szczególności tej najbardziej perfekcyjnej – może dzięki tej lekturze poczuje, że „przyznanie się do własnych porażek nie jest słabością, ale siłą” i że czasami naprawdę bardziej wartościowo spędza się czas w bałaganie, ale przy lampce wina niż gubiąc oddech przy pucowaniu mieszkania na wysoki błysk.
Na koniec pragnę dodać, że domagam się zadośćuczynienia od autorki za uszczerbek na zdrowiu w postaci zakwasów powstałych na skutek: spazmów niekontrolowanego rechotu, trzęsawki chichoczącej (kiedy czytałam w miejscach publicznych), porykiwań radości, duszenia się ze śmiechu, a także obfitego płaczu (ze śmiechu również). Pragnę również zadośćuczynienia za ten wielokrotnie opluty herbatą monitor przez regularne parskanie śmiechem (a także za kilka przypadków zadławienia się tą cieczą). A tak serio, to czekam na kontynuację „Ch...owej Pani Domu”, ponieważ Magdalena Kostyszyn z pewnością nie powiedziała nam jeszcze wszystkiego.
Bardzo chciałabym podziękować Stowarzyszeniu Sztukater za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.
Recenzja znajduje się również na blogu straszliwabuchling.blox.pl.
Magdalena Kostyszyn jest absolwentką filologii polskiej (specjalizacja filmoznawczo-teatrologiczna) oraz dziennikarstwa, a od sześciu lat pracuje w branży PR. Jak sama deklaruje: lubi dobrą literaturę, taką co to chwyta za rękę i zachęca, by spędzić z nią upojną noc; seriale – dla nich łamie wszystkie zasady humanitarnego spędzania wolnego czasu; podróże – te małe i te duże...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-13
Jakub Małecki to pisarz, tłumacz i publicysta równocześnie. Wydał, jak dotąd osiem książek. Najpierw tworzył w stylistyce fantasy, którą porzucił na rzecz realizmu, a nawet realizmu magicznego.
„Dygot” jest w zasadzie sagą rodzinną, w której poznajemy losy trzech pokoleń dwóch rodzin: Łabendowiczów i Geldów. Mimo wszystko, główną postacią wokół której oscyluje fabuła jest Wiktor Łabendowicz - chłopiec, a później młodzieniec, z małej wsi Piołunowo w Wielkopolsce, który cierpi na albinizm. Drugą, po Wiktorze, postacią jest Emilia Gelda, która pochodziła z Koła (nota bene rodzinnej miejscowości autora) i mając kilka lat została okaleczona na wskutek eksplozji granatu oraz pożaru jaki z tego wynikł. Mamy więc dwójkę "odmieńców", którzy jakoś próbują poukładać sobie życie. W tle opisu życia tych trzech pokoleń mamy również zawirowania dziejowe - najpierw realia przedwojennej polskiej wsi, II wojnę światową, lata PRL-u i współczesność.
Ta powieść jest jak jej okładka. Dziwna, ale równocześnie intrygująca. Okładka kojarząca się z magazynem mody albo czasopismem lifestyle’owym - na pierwszy rzut oka wydaje się nie pasować do treści, jest w niej jednak coś, co koreluje ze snutą przez autora historią. Omówić fabułę nie jest łatwo, żeby nie zdradzić zbyt wiele, a jeszcze trudniej jest ją jakoś sklasyfikować. Na myśl nasuwa mi się jednak hasło realizm magiczny, bo choć jest w „Dygocie” nuta fantastyki, całość trudno jest do gatunku tego przypisać. „Dygot” to także pewne swojskie tajemnice, mrok i sekrety, nieco dziwności i przede wszystkim głębia. I prawda.
Małecki nie ma typowo lekkiego i przyjemnego stylu. Jest to bardziej wymagające, ale przy tym i bardziej poetyckie, co jest dobrym określeniem, choć nie wyczerpuje tematu. Jest również lirycznie, co także dobrze oddaje słowa i frazę, ale nadal nie do końca. Na pewno nie jest przesadnie kwieciście. To styl ciekawy i w pewien sposób twardy, przyjemnie współgrający z treścią. Oryginalny.
„Dygot” to naprawdę mocna, dająca do myślenia literatura. To lektura o życiu, o bólu istnienia, o nadziei, o miłości, o dorastaniu i szukaniu swojej tożsamości, ale przede wszystkim o odmienności i próbach radzenia sobie z nią.
Nie ukrywam, że nie czytało mi się tej książki łatwo, musiałam ją sobie dawkować jak gorzkie lekarstwo. Może dlatego, że rozpacz odmieńców wyziera z każdej jej strony, a szczęście pojawia się rzadko i trwa jedynie przez moment. Brak zrozumienia dla inności i strach przed nią to tylko dwa z wielu powodów pogłębiającego się z każdą stroną wyobcowania. A później pojawia się już tylko samotność.
Mimo wszystko uważam, że to oryginalna i niebanalna propozycja literacka, która jest godna polecenia i uwagi. A i sam autor wart jest śledzenia jego kariery. Dlatego polecam „Dygot” waszej uwadze.
Jakub Małecki to pisarz, tłumacz i publicysta równocześnie. Wydał, jak dotąd osiem książek. Najpierw tworzył w stylistyce fantasy, którą porzucił na rzecz realizmu, a nawet realizmu magicznego.
„Dygot” jest w zasadzie sagą rodzinną, w której poznajemy losy trzech pokoleń dwóch rodzin: Łabendowiczów i Geldów. Mimo wszystko, główną postacią wokół której oscyluje fabuła jest...
Zaczynając czytać tą książkę nie nastawiałam się na nic wybitnego, ponieważ zawsze mam sceptyczne nastawienie do pozycji, którymi wszyscy dookoła się zachwycają. Zaczęłam ją czytać jako taką lekką odskocznię od ambitniejszej literatury - miał być jeden rozdział na spróbowanie i nagle ocknęłam się w połowie książki nie chcąc się od niej odrywać. Zostałam więc pozytywnie zaskoczona i cieszę się, że jednak po nią sięgnęłam.
Koncepcja świata jest ciekawa i świeża - mamy tu do czynienia ze światem w którym po zmroku ludzie muszą chować się w odpowiednio zabezpieczonych runami schroniskach, żeby przeżyć, ponieważ wtedy świat we władanie biorą otchłańce, czyli demony, mordujące bezlitośnie każdego kogo nie chronią runy. Autor tutaj ciekawie wykorzystał motyw naturalnego lęku człowieka przed ciemnością.
Główni bohaterowie - Arlen, Leesha i Rojer, nie da się ich nie polubić, łatwo też wczuć się w ich sytuację i zrozumieć co nimi kieruje. Poznajemy ich jako dzieci, które wraz z rozwojem akcji dorastają. To udany zabieg, bo dzięki temu tym bardziej się do nich przywiązujemy i im kibicujemy.
Bohaterowie drugo- i trzecioplanowi nie zostali przez autora potraktowani po macoszemu, w zasadzie każdy ma jakieś imię, a także zarysowany konkretny charakter.
Akcja galopująca, ale nie męcząca - autor zachował umiar pomiędzy spokojniej płynącymi wątkami, a tymi gdzie akcja naprawdę wręcz cwałuje. W każdym razie nie jest nudno.
Zabieram się z ciekawością i niecierpliwością za drugi tom.
Polecam.
Zaczynając czytać tą książkę nie nastawiałam się na nic wybitnego, ponieważ zawsze mam sceptyczne nastawienie do pozycji, którymi wszyscy dookoła się zachwycają. Zaczęłam ją czytać jako taką lekką odskocznię od ambitniejszej literatury - miał być jeden rozdział na spróbowanie i nagle ocknęłam się w połowie książki nie chcąc się od niej odrywać. Zostałam więc pozytywnie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to