-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2024-01-25
2016-03-26
2016-04-11
Tym razem poznajemy głównie przeszłość Ahmanna asu Hoshkamin am'Jardir am'Kaji, znanego nam już z drugiej księgi "Malowanego człowieka". Dowiadujemy się, co sprawiło, że stał się takim a nie innym człowiekiem. Bardzo ciekawie została tu opisana kultura Krasjan, ich system kastowy i wierzenia. Dzięki temu można Jardira zrozumieć, ale czy daje się go polubić? Ja mam wobec niego ambiwalentne odczucia, wydaje mi się w pewnym sensie słabym mężczyzną zmanipulowanym przez swoją pierwszą i główną żonę. Swoją drogą, Inevera to moim zdaniem jedna z najciekawszych, jak dotąd, postaci przewijających się przez ten cykl - inteligentna, przebiegła, sprytna, ambitna, dalekowzroczna. Cały czas się zastanawiam czy alagai hora (odpowiednio oszlifowane kości demonów) faktycznie pokazywały jej przyszłość, czy raczej była to zasłona dymna jej własnej ambitnej polityki?
W drugiej części pojawia się też znowu wątek Renny... i jest on doprawdy porażający i poruszający - ciekawa jestem jak jej losy potoczą się dalej, bo nie sądzę, żeby miała dalej wytrwać w tej sytuacji.
Leesha, Rojer i Arlen też się pojawiają, ale ten wątek nie jest jakoś mocno rozwinięty, podejrzewam że w księdze drugiej "Pustynnej Włóczni" może coś więcej się w ich kwestii zadzieje.
W każdym razie uważam, że póki co kontynuacja "Malowanego Człowieka" jak najbardziej trzyma poziom swojej poprzedniczki.
Polecam.
Tym razem poznajemy głównie przeszłość Ahmanna asu Hoshkamin am'Jardir am'Kaji, znanego nam już z drugiej księgi "Malowanego człowieka". Dowiadujemy się, co sprawiło, że stał się takim a nie innym człowiekiem. Bardzo ciekawie została tu opisana kultura Krasjan, ich system kastowy i wierzenia. Dzięki temu można Jardira zrozumieć, ale czy daje się go polubić? Ja mam wobec...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-18
2014-07-24
2015-08-17
Ciekawie skonstruowana intryga. Pierwszy raz chyba spotkałam się z tym, żeby w kryminale autor położył tak duży nacisk na portret psychologiczny postaci - nie jest to jednak wada. Pomimo tego, że przez większość fabuły nie dzieje się za specjalnie wiele, to jednak czyta się ciekawie i trzyma w napięciu. Opisy północnych śniegów i ogólnie krajobrazu budują niesamowity klimat. Chętnie sięgnę po kolejne części.
Ciekawie skonstruowana intryga. Pierwszy raz chyba spotkałam się z tym, żeby w kryminale autor położył tak duży nacisk na portret psychologiczny postaci - nie jest to jednak wada. Pomimo tego, że przez większość fabuły nie dzieje się za specjalnie wiele, to jednak czyta się ciekawie i trzyma w napięciu. Opisy północnych śniegów i ogólnie krajobrazu budują niesamowity...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-28
Niesamowita książka. Z jednej strony napisana tak, że czyta się bardzo szybko i płynnie, wciąga i ciężko się od niej oderwać. Z drugiej strony jest smutna, porusza bardzo ciężkie tematy - między innymi kwestię niepełnosprawności, odrzucenia, traum z dzieciństwa i tego jak bardzo wpływają na dorosłe życie.
Axelsson jest świetną obserwatorką ludzkiej psychiki i potrafi to w świetny sposób przelać na papier. Jej postaci są z krwi i kości, możemy je lubić lub nie, ale zawsze rozumiemy co nimi kieruje, rozumiemy ich rozterki, ból i postępowanie, które z tego wynika.
Jest to książka-zadra, która na bardzo długo zapada w pamięć i tkwi w człowieku. Polecam, ponieważ, pomimo elementu magii jest ona do bólu realistyczna i porusza bardzo ważne kwestie.
"Lekarz, który ją bada przed porodem, nic nie wie ani o pokoju z żelaznym piecykiem, ani o głodzie i ma w nosie parametry jej miednicy. Przez trzydzieści godzin moją głowę ugniatają zdeformowane kości, przez trzydzieści godzin męczymy się, bo stary głód zamyka drogę nowemu życiu. Dopiero kiedy jesteśmy bliskie śmierci, usypiają ją i nacinają.
- Co się urodziło? - pyta Ellen po wybudzeniu.
I co mają jej powiedzieć? Co tu w ogóle jest do powiedzenia?
Położna odwraca się do niej plecami i milczy. Wszyscy milczą.
A ja wyciągam rękę przez czas i szepcę:
- Dryfujące drewno. Urodziłaś kawałek dryfującego drewna, mamo." (str. 111/112)
Niesamowita książka. Z jednej strony napisana tak, że czyta się bardzo szybko i płynnie, wciąga i ciężko się od niej oderwać. Z drugiej strony jest smutna, porusza bardzo ciężkie tematy - między innymi kwestię niepełnosprawności, odrzucenia, traum z dzieciństwa i tego jak bardzo wpływają na dorosłe życie.
Axelsson jest świetną obserwatorką ludzkiej psychiki i potrafi to w...
2016-02-02
Jest to powieść wielowątkowa, dziejąca się na kilku płaszczyznach czasowych. Powieść o odrzuceniu, o zarażaniu odrzuceniem innych, o wpływie odrzucenia na życie odrzucającego i odrzucanego. Ciężka i smutna powieść.
A jednak czyta się ją bardzo płynnie. Akcja zaczyna się na lodołamaczu "Odyn", na którym schroniła się przed światem główna bohaterka Suzanne. Niestety ktoś regularnie włamuje się do jej kajuty i zostawia różne "wiadomości". Atmosfera osaczenia jest wręcz namacalna. Piękne opisy Arktyki, które sprawiają, że aż chciałoby się takim lodołamaczem popłynąć (mimo, że jestem raczej ciepłolubną istotą). Akcja na statku przerywana jest retrospekcjami, w których z perspektywy innych osób i Suzanne wyjaśnia się jej przeszłość, a dzięki temu dopiero teraźniejszość.
Wydawałoby się, że skoro akcja dzieje się na lodołamaczu, który siłą rzeczy jest dość klaustrofobicznym miejscem, to będzie się niemiłosiernie wlokła. Nic z tych rzeczy, akcja momentami wręcz galopuje. Poza tym, pomimo tego, że w swym wydźwięku, jest to smutna opowieść to jednak niesamowicie wciąga i sprawia, że trudno się od niej oderwać.
Pani Axelsson jak zwykle nakreśliła postaci z krwi i kości, z bardzo wiarygodnymi i rozbudowanymi portretami psychologicznymi. I jak zwykle udowodniła, że jest świetną obserwatorką ludzkiej psychiki.
Polecam.
Jest to powieść wielowątkowa, dziejąca się na kilku płaszczyznach czasowych. Powieść o odrzuceniu, o zarażaniu odrzuceniem innych, o wpływie odrzucenia na życie odrzucającego i odrzucanego. Ciężka i smutna powieść.
A jednak czyta się ją bardzo płynnie. Akcja zaczyna się na lodołamaczu "Odyn", na którym schroniła się przed światem główna bohaterka Suzanne. Niestety ktoś...
2016-02-06
"Książka musi być jak siekiera, która rozłupuje zamarznięte morze wewnątrz nas."
Franz Kafka
To jest właśnie taka książka.
Powieść o ostracyzmie. Powieść o powtarzalności ludzkich losów. Powieść o kobietach i ich bólu. Powieść, która straszliwie sponiewierała mnie emocjonalnie. Powieść, która jest ważna, przez to, że jest bezkompromisowo szczera. Powieść, która jest wstrząsająca przez swój hiperrealizm. Powieść, którą warto przeczytać, mimo że to będzie boleć.
"Książka musi być jak siekiera, która rozłupuje zamarznięte morze wewnątrz nas."
Franz Kafka
To jest właśnie taka książka.
Powieść o ostracyzmie. Powieść o powtarzalności ludzkich losów. Powieść o kobietach i ich bólu. Powieść, która straszliwie sponiewierała mnie emocjonalnie. Powieść, która jest ważna, przez to, że jest bezkompromisowo szczera. Powieść, która jest...
2016-04-10
Poruszająca powieść o rozszczepieniu osobowości, braku umiejętności wybaczenia, o duszeniu wszystkiego w sobie i konsekwencjach tego.
Mary? Marie? MaryMarie? Dziewczyna urodzona w rodzinie ofiary Holocaustu - matka nigdy nie otrząsnęła się po piekle Auschwitz, ojciec całe życie tłumił wszystko w sobie i wściekle milczał. Mąż okazał się być facetem, który nie potrafił upilnować swojego rozporka. Momentem przełomowym jest jego wypadek - zostaje wyrzucony przez okno w jakimś wschodnioeuropejskim mieście po tym jak kupił sobie usługi 16-letniej prostytutki i kończy sparaliżowany od ramion w dół. Dalej fabuła idzie dwoma torami - Mary zostaje z nim w zwiążku pomimo tego, co zrobił, natomiast Marie... Marie odłącza jego respirator. W trakcie czytania ciężko stwierdzić, która z wersji wydarzeń jest tą prawdziwą.
Jest to ciężka powieść, jak każda pani Axelsson, opiera się głównie na fenomenalnych portretach psychologicznych postaci. Ciężko się od niej oderwać.
Ponadto cały czas miałam wrażenie, że równie ważną kwestią, poza losami MaryMarie, jest handel żywymi, często nieletnimi, dziewczynami - jest to kolejny pisarz skandynawski, który porusza tę problematykę (obok takich autorów jak Stieg Larsson w "Dziewczynie, która igrała z ogniem" czy Johanna Sinisalo w "Nie przed zachodem słońca").
Nie jest łatwa, ale warta przeczytania.
Polecam.
"Muszę mu wybaczyć. Nie wiem tylko, jak to zrobić. Nie wiem nawet, co to znaczy. Może wybaczenie jest obietnicą. Ale co się obiecuje? Nie pamiętać tego, co się pamięta? Nie płakać nad tym, nad czym się płacze? Nie pogardzać tym, co naprawdę rodzi pogardę?"
Poruszająca powieść o rozszczepieniu osobowości, braku umiejętności wybaczenia, o duszeniu wszystkiego w sobie i konsekwencjach tego.
Mary? Marie? MaryMarie? Dziewczyna urodzona w rodzinie ofiary Holocaustu - matka nigdy nie otrząsnęła się po piekle Auschwitz, ojciec całe życie tłumił wszystko w sobie i wściekle milczał. Mąż okazał się być facetem, który nie potrafił...
2016-05-11
W końcu, po prawie roku od przeczytania pierwszego tomu tej serii, udało mi się zdobyć drugi tom.
Początek może nie być łatwy, ponieważ stosunkowo długo nic konkretnego się nie dzieje, ale jak widzę, jest to znak rozpoznawczy prozy pani Larsson. Mamy tu powoli odsłaniającą się układankę. Niemniej jednak główną oś powieści stanowi zagłębianie się w psychikę bohaterów, co mi się akurat podoba. Dopiero pod koniec książki akcja nabiera rozpędu, a atmosfera gęstnieje, więc czytelnikom, którzy preferują właśnie natłok wydarzeń, szybką akcję i gwałtowne zwroty tejże, jednak nie będę polecać tej powieści.
Autorka,oprócz zagadki kryminalnej, poruszyła również szereg różnych problemów społecznych. Głównie odwieczne siłowanie się kobiet i mężczyzn, w szerokim kontekście. Również kwestię myślistwa, ochrony zagrożonych gatunków oraz obowiązków duchownych wobec ludzi czy też ogólnie Kościoła wobec społeczeństwa.
Ciekawym smaczkiem są rozdziały poświęcone wilczycy Żółtonogiej, które przeplatały się z głównym wątkiem. Są one wbrew pozorom powiązane z resztą fabuły.
Nie jest to typowy kryminał, ale mimo wszystko polecam, ponieważ (przynajmniej mnie) trzymał w napięciu i zaskoczył.
W końcu, po prawie roku od przeczytania pierwszego tomu tej serii, udało mi się zdobyć drugi tom.
Początek może nie być łatwy, ponieważ stosunkowo długo nic konkretnego się nie dzieje, ale jak widzę, jest to znak rozpoznawczy prozy pani Larsson. Mamy tu powoli odsłaniającą się układankę. Niemniej jednak główną oś powieści stanowi zagłębianie się w psychikę bohaterów, co mi...
2016-05-12
W moim odczuciu najlepszy, z dotychczas przeczytanych, tom cyklu o Rebece Martinsson.
Autorce właśnie tutaj udało się idealnie wyważyć proporcje pomiędzy akcją, zagęszczaniem atmosfery a portretami psychologicznymi bohaterów. Nie ma tu przestojów, a fabuła wciąga jak bagno.
Jest kilka niedociągnięć i potknięć, ale moim zdaniem, nie rzutują mocno na odbiór całości.
Nie będę nic pisać o fabule, ponieważ nie chcę za dużo zdradzić. Warto to przeczytać samemu.
Polecam.
W moim odczuciu najlepszy, z dotychczas przeczytanych, tom cyklu o Rebece Martinsson.
Autorce właśnie tutaj udało się idealnie wyważyć proporcje pomiędzy akcją, zagęszczaniem atmosfery a portretami psychologicznymi bohaterów. Nie ma tu przestojów, a fabuła wciąga jak bagno.
Jest kilka niedociągnięć i potknięć, ale moim zdaniem, nie rzutują mocno na odbiór całości.
Nie...
2016-05-16
Czy zbrodnia z okresu II wojny światowej może być powodem zbrodni w 2005 roku? Jak się okazuje, jak najbardziej, tak.
Zakochani nastolatkowie, Wilma i Simon, usłyszawszy historię o samolocie, który w okresie II wojny światowej spoczął na dnie pobliskiego jeziora, postanawiają zbadać wrak. Ktoś uniemożliwia im wyjście, zakrywając przerębel starymi drzwiami. Wilmie kończy się powietrze. Umiera, przez lód widząc postać swojego mordercy.
Kilka miesięcy później ciało Wilmy zostaje znalezione w rzece. Lekarze medycyny sądowej, po zbadaniu płynu z płuc dziewczyny, stwierdzają, że rzeka nie była miejscem jej śmierci.
Przez swoje sny w dochodzenie policji włącza się prokurator Rebeka Martinsson i próbuje rozwikłać tą sprawę.
Ciekawy, nienużący tom. Akcja wartka. Bardzo ciekawie przemieszane retrospekcje z akcją współczesną. Również ciekawe portrety psychologiczne (chociaż tutaj nie ma już aż takiego zagłębiania się w psychikę bohaterów jak we wcześniejszych tomach). Jest mniej poetycko, za to bardziej konkretnie.
Polecam.
Czy zbrodnia z okresu II wojny światowej może być powodem zbrodni w 2005 roku? Jak się okazuje, jak najbardziej, tak.
Zakochani nastolatkowie, Wilma i Simon, usłyszawszy historię o samolocie, który w okresie II wojny światowej spoczął na dnie pobliskiego jeziora, postanawiają zbadać wrak. Ktoś uniemożliwia im wyjście, zakrywając przerębel starymi drzwiami. Wilmie kończy...
2016-05-16
To już ostatni, jak dotąd, tom z cyklu o Rebece Martinsson.
W brutalny sposób zamordowana zostaje starsza kobieta, przez przypadek jej ciało odkrywa Rebeka, Krister i Sivving. Sprawę podstępem przejmuje prokurator, znany z pierwszego tomu tego cyklu, Carl Von Post, który za wszelką cenę chce zdyskredytować i pognębić Rebekę.
Świadkiem zabójstwa jest 7-letni chłopiec, wnuk zamordowanej, Marcus. Dziecko w szoku nie potrafi/nie chce mówić o tym, co widziało. Niestety morderca, próbuje także dopaść chłopca.
Rebeka bierze urlop, żeby na własną rękę poprowadzić śledztwo - okazuje się, że ktoś z premedytacją sukcesywnie wybija, osoba po osobie, całą rodzinę. A cała historia sięga początków XX wieku.
Tym razem, prawie w ogóle nie ma zagłębiania się w psychikę bohaterów, jest za to dosyć wartka akcja. Trochę szkoda, że sam motyw zabójstw jest tak prozaiczny, ale mimo wszystko całość trzyma w napięciu i zaskakuje - w ogóle nie podejrzewałam, że to ta konkretna osoba morduje i dlaczego.
Asa Larsson wspominała gdzieś, że zaplanowała 6 tomów tego cyklu. Ciekawa jestem zatem czy 6 tom się w końcu pojawi i mam nadzieję, że tak będzie. Przydałoby się zgrabne zakończenie całości, jakaś klamra spinająca wszystkie wątki obyczajowe.
Polecam.
To już ostatni, jak dotąd, tom z cyklu o Rebece Martinsson.
W brutalny sposób zamordowana zostaje starsza kobieta, przez przypadek jej ciało odkrywa Rebeka, Krister i Sivving. Sprawę podstępem przejmuje prokurator, znany z pierwszego tomu tego cyklu, Carl Von Post, który za wszelką cenę chce zdyskredytować i pognębić Rebekę.
Świadkiem zabójstwa jest 7-letni chłopiec, wnuk...
2017-11-28
Walter Moers jest niemieckim autorem komiksów, malarzem, autorem scenariuszy, artystą fantastycznym, autorem książek dla dzieci i powieści dla młodzieży i dorosłych, które sam ilustruje. Jest bardzo popularną postacią w Niemczech. Od czasu ukończenia szkoły utrzymywał się z pracy dorywczej, następnie zdobył wykształcenie kupieckie, a rysunku nauczył się sam. Od 1984 roku rysuje komiksy, znane z ironii i niepoprawności politycznej. Oprócz komiksów miłość czytelników i uznanie krytyki przyniosły mu powieści opowiadające o wyimaginowanym świecie Camonii, którego Moers jest odkrywcą i znawcą. W Polsce wydano prawie cały cykl camoński: „13 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia”, „Jasioł i Mgłosia”, „Rumo i cuda w ciemnościach”, „Miasto Śniących Książek”, „Kot Alchemika” i „Labirynt Śniących Książek”. Cały cykl w zamierzeniu i ambicjach przypomina sagę Tolkiena, a książki o Camonii mają zagorzałych fanów nie tylko w Niemczech, ale w całej Europie.
Tytułowy kapitan Niebieski Miś to przedstawiciel zaginionej rasy Kolorowych Niedźwiedzi z Wielkiego Lasu w Camonii. Niedźwiedzie te mają 27 żyć, ale my poznajemy tylko połowę z tych, które były udziałem Niebieskiego Misia. Poznajemy go jako maleńkiego oseska, który dryfuje w łupinie orzecha po oceanie i niewiele brakuje, żeby wylądował na samym dnie Mielsztormu, który jest olbrzymim wirem, ale w ostatniej chwili ratują go Mikropiraci, którzy go wychowują do momentu aż podrośnie na tyle, że nie mieści się na ich małych okręcikach. Uczą go jednak żeglarskiego fachu, a potem wysadzają na najbliższej wyspie, która okazuje się być siedzibą klabaterników (wyjątkowo podłej formy życia), gdzie aby przetrwać musi zabawiać swoich gospodarzy spazmatycznym płaczem. W końcu kiedy staje się prawie taki sam jak klabaterniki postanawia od nich uciec i dryfując na tratwie spotyka Plotkarskie Fale, które uczą go mówić. Później ląduje na wyspie pełnej najwspanialszych smakołyków, która jednak skrywa pewną bardzo nieprzyjemną tajemnicę (nie powiem jaką). Zostaje uratowany w ostatniej chwili przez sympatycznego jaszczura ratowniczego o uroczym imieniu Deus X Machina (w skrócie Mack) i zostaje jego asystentem – Mack nie ma już takiego wzroku jak niegdyś, a zawodowo zajmuje się ratowaniem życia różnych istot w absolutnie ostatnim momencie. W pewnym momencie jednak Niebieski Miś musi zadbać o swoją oficjalną edukację, więc trafia w Mroczne Góry do Nocnej Szkoły profesora Abdula Nachtigallera (geniusza nad geniuszami, ejdety o 7 mózgach), gdzie nabywa niewyobrażalną ilość wiedzy i gdzie okazuje się, że inteligencja to choroba zakaźna. Po jakimś czasie również i to miejsce musi jednak opuścić i przy drobnej pomocy trolla sztolniowego (nie ufajcie im – khehe) oraz czerwia mrocznogórskiego ląduje w Wielkim Lesie, gdzie musi stoczyć walkę na śmierć i życie. Wpada również w dziurę międzywymiarową, na Słodką Pustynię, do środka Wiecznego Tornada, przeprawia się przez żywą głowę bolloga (największego cyklopa na świecie), ląduje w Atlantydzie (gdzie zostaje blagiatorem – najfajniejszy zawód na świecie) i na gigantyczny statek Moloch. Zakręciło się wam już w głowie od ilości przygód Niebieskiego Misia? I tak w zasadzie nie wymieniłam ich wszystkich. ;)
W tej książce dzieje się tak dużo, że nie da się nudzić. A równocześnie jest tak niesamowicie przemyślana, że nietrudno o zachwyt. Tym bardziej, że wyobraźnia autora, jeśli chodzi o powoływanie do życia nowych fantastycznych istot wydaje się wprost nieograniczona (te które wymieniłam, to w zasadzie ułamek wszystkich występujących w Camonii). Postaci mają naprawdę ciekawe charaktery i specyficzny dla siebie sposób wypowiedzi. Każda z ras ma swoją kulturę, którą autor odmalowuje w taki sposób, że nie nudzi nadmiarem informacji. Dodatkowo często puszcza oko do czytelnika nawiązując do historii Europy czy też do znanych postaci.
„13 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia” to pierwszy tom cyklu o Camonii i doprawdy powiadam wam, że to wspaniałe wprowadzenie do tego niesamowitego kontynentu pełnego unikalnych istot, których nie spotkacie nigdzie indziej. Niestety też, pomimo tego, że nie jest to stara książka, gdyż wydano ją w 2007 roku w Polsce, jest to w tym momencie biały kruk (używane egzemplarze w antykwariatach osiągają ceny rzędu 500 złotych, bo nakład dawno temu się wyczerpał, a są jakieś problemy z prawami do niej i na tę chwilę nie można jej wznowić). Warto jednak popatrzeć po bibliotekach (ja w ten sposób miałam okazję w końcu ją przeczytać), ewentualnie jeśli czytacie po angielsku lub niemiecku to da się spokojnie i w normalnych cenach kupić nową książkę,w którymś z tych języków. Warto. Zwłaszcza jeśli chcecie się dowiedzieć co się stało z Atlantydą, czym jest tyranowal reks, jak wygląda życie w tornadzie oraz co się dzieje z przetrawionym i wypierdzianym czasem.
Dla niektórych „13 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia” może być nużące ze względu na częściową formę leksykonu, ale moim zdaniem inteligencja, wyobraźnia i poczucie humoru autora, a także te fragmenty, w których mamy naprawdę wartką akcję, świetnie się uzupełniają i równoważą. Jedyne co mnie odrobinę raziło to pewne szczegóły tłumaczenia – tę część tłumaczyła inna osoba niż późniejsze książki Moersa. Nie uważam, żeby to tłumaczenie było gorsze, ale przyzwyczaiłam się już, że profesor Abdul ma na nazwisko Słowiczy, a nie Nachtigaller, natomiast Rumo (bo i on się tutaj pojawia) jest wolpertingiem, a nie wolpertyńczykiem. No i gdzie się podziały liczyburaki? Co nie zmienia faktu, że są to drobniutkie szczegóły, które nie wpływają na jakość lektury. Nie będę ukrywać, że nie potrafię być obiektywna wobec twórczości Moersa, ponieważ pokochałam jego styl, niczym nieskrępowaną wyobraźnię i sprawną zabawę konwencjami po prostu na zabój. Z tego miejsca pragnę również pozdrowić moją przyjaciółkę Anię z wyrazami uwielbienia za to, że podsunęła mi kilka lat temu pod nos „Miasto Śniących Książek” Moersa, które sprawiło, że przepadłam w Camonii i dzięki któremu zostałam Straszliwą Buchling. :)
Recenzja dostępna również na straszliwabuchling.blogspot.com
Walter Moers jest niemieckim autorem komiksów, malarzem, autorem scenariuszy, artystą fantastycznym, autorem książek dla dzieci i powieści dla młodzieży i dorosłych, które sam ilustruje. Jest bardzo popularną postacią w Niemczech. Od czasu ukończenia szkoły utrzymywał się z pracy dorywczej, następnie zdobył wykształcenie kupieckie, a rysunku nauczył się sam. Od 1984 roku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-27
Andrzej Stasiuk jest polskim pisarzem, poetą, publicystą, eseistą i dramaturgiem. Był wydalany z liceum ogólnokształcącego, technikum i zasadniczej szkoły zawodowej. We wczesnych latach 80-tych zaangażował się w działalność Ruchu Wolność i Pokój. Zdezerterował z wojska, za co półtora roku spędził w więzieniu. W 1987 roku wyjechał z Warszawy i zamieszkał w Wołowcu, w Beskidzie Niskim. Laureat takich nagród jak: nagroda Fundacji Kultury, Fundacji Kościelskich, im. S.B. Lindego, Nike i im. Arkadego Fiedlera (Bursztynowy Motyl). Jego książki zostały przetłumaczone na wiele języków m. in. na angielski, fiński, francuski, holenderski, niemiecki, rosyjski, norweski, ukraiński, węgierski, włoski, czeski i rumuński. Wraz z żoną Moniką Sznajderman (z zawodu antropolog kultury) prowadzi Wydawnictwo Czarne, specjalizujące się w reportażach i literaturze środkowoeuropejskiej.
Andrzej Stasiuk to iluzjonista przestrzeni. Zaklinacz czasu. Czarodziej słów. Według niego „(...) życie składa się raczej z okruchów teraźniejszości, które zapadają w pamięć, i tak naprawdę tylko z tego składa się nasz świat”. Stasiuk wędruje po wschodzie Europy, kolekcjonuje te okruchy, nawlekając je misternie na nitkę jak korale, które osobno niewiele znaczą, lecz zebrane razem dają pojęcie o całości. Relacja z jego wędrówki wciąga, „Jadąc do Babadag” czyta się jak modlitwę – spodziewamy się, co będzie dalej, ale dajemy się porwać hipnotyzującym słowom, w których kryje się bezpieczeństwo tego, co znajome.
Stasiuka ciągnie w tę stronę świata (Rumunia, Węgry, Słowacja, Mołdawia, Albania, Ukraina), ponieważ to tam bije serce jego Europy, a równocześnie jego własne. Odnajduje w tych miejscach zapachy dzieciństwa, atmosferę zapamiętaną z dalekiej przeszłości, której nie ma i nie jest pewne, czy w ogóle istniała. To bezpieczny azyl, jak powracający sen, z którego człowiek nie chce się wybudzać. A mimo to, jego podróże niosą często obrazy nieprzyjemne, przygnębiające. Najczęściej idealizujemy swoje dzieciństwo, a pamięć bywa błogosławieństwem, zwłaszcza gdy wymazujemy z niej nieprzyjemności, karmiąc się sielanką, jak słodkim miodem. Stasiuk ma tego świadomość, a szczególne poczucie beznadziei i bezradności dopada go czasem w niektórych miejscach i zapewne też przypomina przeszłość. Każda podróż opisana w tej książę (bo to nie jest jedna ciągła podróż) jest poematem ku mocy pamięci. „Bo czym w końcu jest pamięć, jeśli nie wieczną wymianą nominałów, nieustannym dzieleniem i wydawaniem, w nadziei, że bilans się zgodzi, że to, co było, powróci bez manka, w całości, nienaruszone, a może i oprocentowane przez miłość i tęsknotę”.
Niestety pamięć zawodzi, bywa kapryśna i płata figle. „Wszystko trzeba wymyślać od nowa, ponieważ dni nie mogą przepadać w przeszłości, wypełnione jedynie pejzażem, nieruchomą, niezmienną materią, która w końcu strząśnie nas ze swego cielska, strzepnie jak te wszystkie incydenty, te twarze oraz istnienia nie dłuższe niż jedno spojrzenie”. Stasiuk bardzo się stara te wszystkie „okruchy teraźniejszości” utrwalić na kliszy fotograficznej, ale przede wszystkim w umyśle i sercu. Dla niego każdy człowiek zasługuje na uwagę i kilka słów, każdy krajobraz, każda zaobserwowana scenka. Impresje autora czyta się tak, jakby człowiek wyciągnął ze strychu wielkie pudło ze starymi fotografiami i w nudne popołudnie machinalnie je przeglądał, bo zna wszystkie na pamięć i zatrzymuje wzrok na dłużej tylko na tych wybranych. Tak samo dawałam wyjść z niebytu i zaraz znów wrócić w niebyt wielu scenkom malowanym przez Stasiuka. Te, które przyciągnęły moją uwagę, to perły i choćby dla takiej jednej warto „Jadąc do Babadag” przeczytać.
„Tak sobie rozmyślałem o ostatnim przyzwoitym micie czy też złudzeniu przykładanym na rany i otarcia bezdomności w tym coraz bardziej bezprizornym świecie. Oczywiście, były to myśli pięknoducha, niemniej jednak oddawałem się im z wielką przyjemnością gdzieś między Nagykállo i Mátészalka pod purpurowym niebem zachodu. Wyobrażałem sobie, że ta purpura to łuna płonącego Wiednia, który na koniec funduje swoim peryferiom i prowincjom ostatnie widowisko, i w gigantycznym auto da fé poświęca swoje wypicowane sklepy, witryny przy Graben, swoich archetypicznych mieszczan z psami na porannych spacerach, swoje wspomnienia i bezbrzeżny smutek wiejący jak wiatr przez Hofburg i przez plac Marii Teresy, i zostawia co najwyżej Café Havelka i nocny kiosk z kiełbaskami na placu świętego Stefana. Tak sobie myślałem sentymentalnie między Nagykállo i Mátészalka, próbując zaprojektować efektowny i heroiczny koniec dla świata, który rozpadł się ze zwykłej starości.”
Momentami piękno opisywanego krajobrazu i ludzi przywodzi na myśl rumuński, pełen soczystości film „Katalin”, chwilami z kolei ohyda mierziła, jak ponure filmy Beli Tarra. W życiu bowiem piękno idzie w parze z brzydotą, nadzieja z rozpaczą, życie jest o krok od śmierci, a my wszyscy tkwimy w samym środku ze wszystkich sił próbując nie zwariować. „Do Nagykállo przyjechaliśmy, ponieważ – według przewodnika – "na końcu długiego i upiornie pustego placu" miał tutaj stać szpital psychiatryczny. Pomyślałem, że to może być jakaś fizycznie zrealizowana metafora, metafora wschodu Europy. Wyobraźnia podsuwała obraz wielkiego pylistego majdanu okolonego przez rozsypujące się domy. Przez plac od czasu do czasu przeciągają oddziały w najróżniejszych mundurach, ale nigdy nie pozostają na dłużej, niż tego wymaga gwałt albo rabunek. Odjeżdżają i rozgrzany kurz równiny natychmiast kryje jeźdźców. Z okien szpitala szaleńcy patrzą w ślad za nim i tęsknią, ponieważ w tych wschodnich stronach władza, przemoc i obłęd żyły od zawsze w związku przypominającym konkubinat, a czasem wręcz legalne małżeństwo”.
Stasiuk jest mistrzem w przemycaniu strzępów historii w swoich obserwacjach i refleksjach. U niego nie ma dat, prawie nie ma nazwisk, jest zaledwie cień wielkich i ważnych wydarzeń. Pomimo tego czytelnik kończy lekturę mądrzejszy niż po wielu lekcjach historii w szkole oraz pełen pokory, ponieważ historia nie jest czarno-biała, nie stawia wcale celnych pytań i nie daje jasnych odpowiedzi. Stasiuka cechuje mądrość osoby, która nie nałykała się jej z książek (choć widać też, że czyta ich naprawdę dużo), ale ma po prostu łeb na karku oraz otwarte oczy i uszy. Potrafi też, co nie jest takie częste, wyciągać celne wnioski. Polubiłam Stasiuka za to, że nie przechwala się swoją wiedzą, nie popisuje doświadczeniem, nie próbuje przekonywać czytelnika, że jego racja jest tą jedyną słuszną. Można się z nim nie zgadzać, można mieć odmienny punkt widzenia, ale to w niczym nie przeszkadza. Ze stron „Jadąc do Babadag” bije wielki respekt dla czytelnika, jego inteligencji i zdolności rozumienia świata, jego głodu przyswojenia prawideł, jakimi może rządzić się świat (przy równoczesnym westchnieniu, że owe prawidła najpewniej są kolejnym mitem, figlem spłatanym przez „mądre głowy” i kolistość historii) i tolerancji. Stasiuk po prostu dzieli się z czytelnikiem swoimi spostrzeżeniami, otwiera się przed nim, każąc uczuciom i rozmyślaniom toczyć się swobodnie, co tworzy pewien intymny nastrój. „Jadąc do Babadag” to piękna i bardzo mądra lektura, napisana niezmiernie liryczną, bezbłędną polszczyzną, za którą wielu czytelników tęskni w dobie powszechnego niechlujstwa językowego. Raczyłam się tą książką powoli i to samo zalecam innym. Trudno mi się z nią rozstać i chcę jej atmosferę zachować w sobie, wracać do niektórych scenek jak do fotografii z pudła na strychu. Ta książka to literatura na najwyższym poziomie.
Recenzja znajduje się również na blogu straszliwabuchling.blogspot.com
Andrzej Stasiuk jest polskim pisarzem, poetą, publicystą, eseistą i dramaturgiem. Był wydalany z liceum ogólnokształcącego, technikum i zasadniczej szkoły zawodowej. We wczesnych latach 80-tych zaangażował się w działalność Ruchu Wolność i Pokój. Zdezerterował z wojska, za co półtora roku spędził w więzieniu. W 1987 roku wyjechał z Warszawy i zamieszkał w Wołowcu, w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-09
"Takich duchów, co chodzą po cmentarzach, na pewno nie ma. Ktoś by sfilmował, no nie? Ale chyba są inne duchy, wiesz, takie, co żyją w człowieku obok tych naszych dusz, zwyczajnych. I czegoś tam sobie chcą. Niektóre są ciche, inne głośne. Wrzeszczą, hałasują. To jest nie do wytrzymania. Znaczy, tak mi się wydaje, że z takim duchem w środku strasznie ciężko żyć, zwłaszcza jak on chce czegoś, na co ty nie masz ochoty." (str. 78)
Serię "Na F/Aktach" tworzą fabuły skonstruowane na podstawie wstrząsających i bulwersujących opinię publiczną autentycznych zdarzeń kryminalnych. Jako że literatura non fiction w ostatnich latach cieszy się sporym zainteresowaniem czytelników zaznaczyć należy, iż książka Orbitowskiego jest fikcją utkaną na bazie doniesień z sali sądowej w Bydgoszczy.
Kanwą tej opowieści jest głośna sprawa z 2001 roku, dotycząca 21-letniego wówczas Jacka Balickiego (w książce Jędrek Borucki) skazanego na dożywocie za zabójstwo w 1996 swojego 14-letniego kuzyna Dawida (w książce chłopak ma na imię Darek) i za zabójstwo w 1999 16-letniej Dominiki M. (swojej sąsiadki). Oba były zaplanowane i z pełną premedytacją.
Od samego początku tej książki wiemy, że Jędrek zabije. Nie wiemy tylko do końca kogo i w jaki sposób. Nie wiemy również dlaczego. Sam Jędrek zresztą tego nie wiedział.
Ciekawym zabiegiem jest tu również zestawienie Jędrka i Krzyśka. Jędrek - chłopak z tak zwanego "dobrego domu", inteligentny, utalentowany plastycznie (czemu upust daje zostając cukiernikiem), ma despotycznego ojca, który mimo wszystko nigdy go nie skrzywdził; ma również kochającą matkę. Krzysiek - chłopak z patologicznej rodziny, jego ojciec jest alkoholikiem (również ze skłonnościami do agresji), matka nigdy nie ma siły ostatecznie go wyrzucić ze swojego i syna życia. Wydawałoby się, że to raczej Krzysiek prędzej wykaże skłonność do zachowań patologicznych. A jednak nie, jednak mordercą zostaje Jędrek, któremu, wydawałoby się, niczego w życiu nie brakuje.
Dużą zaletą tej powieści jest brak psychologizowania. Autor nie próbuje nawet stawiać jakichkolwiek hipotez dotyczących tego, dlaczego Jędrek zabijał. Opisuje po prostu z jego perspektywy i z perspektywy Krzyśka drugą połowę lat dziewięćdziesiątych w Bydgoszczy - wszechobecną szarość, beznadzieję, bezrobocie, biedę, charatanie przez chłopaków w gałę, granie na flipperach, pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski i w międzyczasie przekształcanie się z chłopca w młodzieńca, a finalnie w mężczyznę.
Uważam, że jest to niesamowicie mocna powieść, atmosfera w pewnym momencie zaciska się niczym palce na gardle i trzeba ją sobie dawkować. Wielkie ukłony dla pana Orbitowskiego za kawał świetnej roboty - tym bardziej, że z tego co wiem do tej pory pisał głównie w stylistyce fantasy. Tą powieścią udowodnił swoją wszechstronność (przeskoczyć z fantasy na realizm to niełatwa rzecz) i talent. Gratuluję.
Polecam, bo naprawdę warto.
"Takich duchów, co chodzą po cmentarzach, na pewno nie ma. Ktoś by sfilmował, no nie? Ale chyba są inne duchy, wiesz, takie, co żyją w człowieku obok tych naszych dusz, zwyczajnych. I czegoś tam sobie chcą. Niektóre są ciche, inne głośne. Wrzeszczą, hałasują. To jest nie do wytrzymania. Znaczy, tak mi się wydaje, że z takim duchem w środku strasznie ciężko żyć, zwłaszcza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-27
2014-10-29
Zaczynając czytać tą książkę nie nastawiałam się na nic wybitnego, ponieważ zawsze mam sceptyczne nastawienie do pozycji, którymi wszyscy dookoła się zachwycają. Zaczęłam ją czytać jako taką lekką odskocznię od ambitniejszej literatury - miał być jeden rozdział na spróbowanie i nagle ocknęłam się w połowie książki nie chcąc się od niej odrywać. Zostałam więc pozytywnie zaskoczona i cieszę się, że jednak po nią sięgnęłam.
Koncepcja świata jest ciekawa i świeża - mamy tu do czynienia ze światem w którym po zmroku ludzie muszą chować się w odpowiednio zabezpieczonych runami schroniskach, żeby przeżyć, ponieważ wtedy świat we władanie biorą otchłańce, czyli demony, mordujące bezlitośnie każdego kogo nie chronią runy. Autor tutaj ciekawie wykorzystał motyw naturalnego lęku człowieka przed ciemnością.
Główni bohaterowie - Arlen, Leesha i Rojer, nie da się ich nie polubić, łatwo też wczuć się w ich sytuację i zrozumieć co nimi kieruje. Poznajemy ich jako dzieci, które wraz z rozwojem akcji dorastają. To udany zabieg, bo dzięki temu tym bardziej się do nich przywiązujemy i im kibicujemy.
Bohaterowie drugo- i trzecioplanowi nie zostali przez autora potraktowani po macoszemu, w zasadzie każdy ma jakieś imię, a także zarysowany konkretny charakter.
Akcja galopująca, ale nie męcząca - autor zachował umiar pomiędzy spokojniej płynącymi wątkami, a tymi gdzie akcja naprawdę wręcz cwałuje. W każdym razie nie jest nudno.
Zabieram się z ciekawością i niecierpliwością za drugi tom.
Polecam.
Zaczynając czytać tą książkę nie nastawiałam się na nic wybitnego, ponieważ zawsze mam sceptyczne nastawienie do pozycji, którymi wszyscy dookoła się zachwycają. Zaczęłam ją czytać jako taką lekką odskocznię od ambitniejszej literatury - miał być jeden rozdział na spróbowanie i nagle ocknęłam się w połowie książki nie chcąc się od niej odrywać. Zostałam więc pozytywnie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to