-
Artykuły6 książek o AI przejmującej władzę nad światemKonrad Wrzesiński20
-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać322
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
Biblioteczka
2024-04-11
2024-03-27
2024-01-31
2023-12-31
2023-10-25
„Ukryte intencje” są drugim romansem biurowym jaki przeczytałam w ciągu kilku ostatnich lat i nie będę ukrywać, że bardzo w nim przepadłam.
Trzeba przyznać, że Cassie jest pomysłowa, choć jej plan może budzić pewne moralne wątpliwości. Za to Hunter gotów jest bronić swego szefa niczym Cerber i świetnie mu to wychodzi. Pomiędzy tą dwójką iskrzy niemal od początku, chociaż na starcie te iskry nie mają z uczuciem nic wspólnego.
Niezwykle przypadła mi do gustu relacja tej dwójki, rodzące się między nimi uczucie i to jak niedopowiedzenia i sekrety prowadzą do nieporozumień. Kupiło mnie powolne budzenie się uczucia między nimi, bawiły ich słowne przepychanki i aluzje. Ten wątek doskonale wpasował się w „mój” romantyzm. Sceny bardziej spicy też się tu znajdą, chociaż akurat mnie bardziej interesowało jak dalej potoczy się relacja Huntera i Cassie, kiedy sprawa się rypnie, bo prędzej czy później musi.
*
Co dla mnie ważne, i może dla Was też, Camille Gale oprócz romansu wplotła tutaj też inne motywy. Choćby ten wyjściowy, popychający główną bohaterkę do wymyślenia planu, który zmieni jej życie – poznanie swoich biologicznych rodziców; tę naturalną (jak mi się zdaje) potrzebę adoptowanych dzieci, żeby dowiedzieć się jak wyglądali, kim byli i dlaczego ich zostawili biologiczni rodzice.
Dzięki rozdziałom poświęconym przeszłości poznajemy Logana Sandersa i wybrankę jego serca, co dopełnia tej historii. Takie rozwiązanie sprawdziło się o wiele lepiej niż gdybyśmy prawdę o przeszłości poznali w rozmowie bohaterów, czy krótkich wspomnieniach.
*
To właśnie tajemnice z przeszłości, motyw romantyczny oraz bardzo dobre poprowadzenie wątków skupiało moją uwagę na lekturze. Czyta się lekko i bardzo szybko.
Szukasz biurowego romansu, mającego do zaoferowania coś więcej niż tylko romans, od którego trudno się oderwać? Zachęcam do sięgnięcia po „Ukryte intencje” Camille Gale.
„Ukryte intencje” są drugim romansem biurowym jaki przeczytałam w ciągu kilku ostatnich lat i nie będę ukrywać, że bardzo w nim przepadłam.
Trzeba przyznać, że Cassie jest pomysłowa, choć jej plan może budzić pewne moralne wątpliwości. Za to Hunter gotów jest bronić swego szefa niczym Cerber i świetnie mu to wychodzi. Pomiędzy tą dwójką iskrzy niemal od początku, chociaż...
2023-10-09
„Okruchy lodu” to jednocześnie trudna, bolesna, piękna i wzruszająca powieść. Wypełniona po brzegi emocjami i sekretami, tak jak to potrafi zrobić Patrycja Żurek. Zachwyciła mnie relacja Lauriego i Jarzębiny, podszyta humorem, podejrzeniami, ostrożnością, obawą, ale też wzajemnym przyciąganiem i fascynacją sekretami tej drugiej strony (przynajmniej w przypadku Fina).
Tu nie ma niczego przesłodzonego, jest realizm i życie takie jakie znamy z codzienności. Tu każda z postaci ma swoje traumy i często niezaleczone rany z przeszłości. Głównym motywem są przemoc domowa, odpokutowanie win i konfrontacja z przeszłością. Lecz znajdziecie tu także rodzące się powoli zaufanie, wzajemną pomoc, niezwykły zimowy klimat i poświęcenie.
*
Akcja dzieje się na przestrzeni kilku zimowych miesięcy i choć zahacza o okres świąteczny, to z całą pewnością nie można „Okruchów lodu” nazwać powieścią świąteczną. Zimową jak najbardziej. Autorka rewelacyjnie oddała mroźny, śnieżny klimat podkarpacia. Przy okazji serwuje czytelnikom garść informacji o specyfikach kulinarnych tej części kraju oraz o obchodach świąt w Finlandii, co stanowi miłe urozmaicenie.
*
Momentami ciężko mi się czytało, gardło ściskało się boleśnie, a w oczach stawały łzy. Nie tyle ze wzruszenia (choć przy jednej scenie tak), co bezradności, bo sytuacje o jakich tu czytamy zdarzają się w wielu domach. Na szczęście traumatyczne wątki zostały odpowiednio zrównoważone, przez co lektura nie jest tylko przytłaczająca, ale też niesie ze sobą dobre emocje.
„Okruchy lodu” to jednocześnie trudna, bolesna, piękna i wzruszająca powieść. Wypełniona po brzegi emocjami i sekretami, tak jak to potrafi zrobić Patrycja Żurek. Zachwyciła mnie relacja Lauriego i Jarzębiny, podszyta humorem, podejrzeniami, ostrożnością, obawą, ale też wzajemnym przyciąganiem i fascynacją sekretami tej drugiej strony (przynajmniej w przypadku Fina).
Tu nie...
2023-08
Historie napisane przez Joannę Krystynę Radosz biorę w ciemno, bo ma rewelacyjny, naszpikowany emocjami bardzo dobry styl pisania. Kieruje uwagę czytelników na ważne tematy i swoją wielką, szczerą pasją do sportu obdarza wykreowanych bohaterów.
Do sportu mi daleko, ale jak w przypadku „Jednym tchem” gotowa byłam zostać fanką łyżwiarstwa figurowego (ogólnie lubię sobie jeśli przypadkiem trafię, choć kibicka ze mnie żadna), tak w przypadku „Dziewczyny w różowym” gotowa byłam przybliżyć sobie żużel. Bo musicie wiedzieć, że w Klamce o żużlu jest dużo.
Nie może być inaczej skoro główna bohaterka i narratorka tej opowieści jest wielką fanką tego sportu. Taką wiecie… przez duże F. I, o matko, jak ona cudnie kibicuje, jak mądrze wspiera, jak bardzo kocha.
Luiza Patrycja Klamkowska, prócz bycia wielką fanką żużla, jest również uczennicą klasy maturalnej, ma swój charakterystyczny styl (różowy) i niezwykle ambitne plany na przyszłość: chce zdawać rozszerzoną maturę z fizyki i zdawać na politechnikę. Początek roku okazuje się być bardziej skomplikowany i trudniejszy niż zakładała. W dodatku w jej rzeczywistości pojawia się pewien sympatyczny (i genialny) chłopak oraz grupka składająca się z przebrzydłych typów i typiary.
*
Joanna Krystyna Radosz w fenomenalny sposób potrafiła wciągnąć mnie w życie Klamki, dylematy i doświadczenia swojej bohaterki. Ileż razy chciałam Klamkę przytulić. Ileż razy gardło ścisnęło mi się z emocji i jak bardzo zgrzytałam zębami na niesprawiedliwość i brak reakcji.
„Dziewczyna w różowym” to napisana emocjami historia o przełamywaniu stereotypów; o tym, że warto walczyć o swoje przekonania i marzenia, ale nie za wszelką cenę. Autorka obrazuje jak istotne jest postawienie swojego dobra psychicznego ponad wcześniejsze założenia i chęć udowodnienia swoich racji oraz jakie to trudne i dojrzałe. A co najważniejsze robi to w sposób naturalny i przekonujący.
To powieść dla wszystkich, bo niezależnie od wieku walczymy o siebie, o swoje pasje, chcemy komuś coś udowadniać. Czasem, nawet wtedy, gdy jesteśmy samodzielni i ogarniamy rzeczywistość, pragniemy, żeby ktoś się nami zaopiekował, nie oceniał, tylko podał ciepłą herbatę i z wyrozumieniem pozwolił na przeżywanie emocji.
Niezależnie od wieku możemy znaleźć się w sytuacji, gdy trzeba postawić sprawę jasno i nie brać na siebie emocji drugiej osoby. To powieść o tym, że odpuszczanie to nie poddawanie się, a prośba o pomoc nie jest oznaką słabości.
*
Tak w wielkim skrócie znajdziecie tutaj (tak między innymi):
▪️Licealną rzeczywistość, skupioną na maturalnej klasie
▪️Akcję rozgrywającą się w dość krótkim czasie (miesiąc z kawałkiem)
▪️Żużel
▪️Silną, wrażliwą i mądrą bohaterkę
▪️Przyjaźń
▪️Niedoskonałych rodziców i nauczycieli
▪️Jeszcze więcej żużla
▪️Mnóstwo przeróżnych emocji
▪️Rówieśnicze relacje
▪️Uniwersalne przesłanie
I to wszystko naprawdę świetnie napisane.
Historie napisane przez Joannę Krystynę Radosz biorę w ciemno, bo ma rewelacyjny, naszpikowany emocjami bardzo dobry styl pisania. Kieruje uwagę czytelników na ważne tematy i swoją wielką, szczerą pasją do sportu obdarza wykreowanych bohaterów.
Do sportu mi daleko, ale jak w przypadku „Jednym tchem” gotowa byłam zostać fanką łyżwiarstwa figurowego (ogólnie lubię sobie...
2023-07
„ – (…) Nikt tak skutecznie nie ściąga nam na głowę niebezpieczeństwa jak my sami. Szczególnie jeśli sądzimy, że nic nas nie zaskoczy.”
Intrygująca akcja promocyjna, liczne zachęcające posty i grafiki stworzyły z „Akademii Ransmoor” Katarzyny Tkaczyk powieść obok, której nie mogłam przejść obojętnie. Tym bardziej, że to książka paragrafowa, w której to czytelnik decyduje o losach postaci.
Choć studenci są obdarzeni niezwyczajną mocą to rządzą nimi zupełnie zwyczajne emocje. Znajdziecie tu miłość i przyjaźń, przekazywane w pokolenia na pokolenie wzajemne niechęci, zadawnione urazy, ale i poświęcenie w imię wyższych idei.
Być może nie dowiecie się wszystkiego za pierwszym razem. Powieść ma aż dwanaście zakończeń i wiele dróg, które do nich prowadzą.
*
Sama historia jest ciekawa, choć mało skomplikowana. Świetnie oddana specyfika poszczególnych domów studenckich oraz ciekawe postacie nadrabiały nieco poczucie pustki świata przedstawionego, braku jego głębi.
Styl autorki jest konkretny, bardzo płynny, a przejścia do poszczególnych paragrafów następują naturalnie i absolutnie nie odczuwałam tej sztuczności, która nieraz towarzyszyła mi przy innych tego typu powieściach. Czyta się z przyjemnością.
Do zabawy nie trzeba niczego prócz chęci i kilku godzin do zagospodarowania. Jednym zdaniem: żadnych kości, karteczek, ołówków, kart postaci, skomplikowanego systemu potyczek i zawiłych fabularnych ścieżek. „Akademia…” jest więc idealna dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z takimi historiami.
*
Podsumowując, „Akademia Ransmoor” to interesująca pozycja dla osób lubiących powieści paragrafowe, a ze względu na łagodną formę i prostą fabułę świetnie nada się dla młodszych czytelników.
Czy uda wam się odkryć wszystkie sekrety Ransmoor i dowiedzieć się dlaczego wstęp do świętego gaju jest kategorycznie zakazany? I co u licha ukrywa rektor, bo że coś ukrywa jest bardziej niż pewne?
Sprawdźcie sami!
„ – (…) Nikt tak skutecznie nie ściąga nam na głowę niebezpieczeństwa jak my sami. Szczególnie jeśli sądzimy, że nic nas nie zaskoczy.”
Intrygująca akcja promocyjna, liczne zachęcające posty i grafiki stworzyły z „Akademii Ransmoor” Katarzyny Tkaczyk powieść obok, której nie mogłam przejść obojętnie. Tym bardziej, że to książka paragrafowa, w której to czytelnik decyduje o...
2023-07
Zachwycająca, wciągająca, fascynująca i nie pozwalająca o sobie zapomnieć historia Tamary Łempickiej zawładnęła moimi myślami na wiele godzin.
Wielka to zasługa pióra pana Grzegorza Musiała, który odmalowuje przed czytelnikiem barwne życie Tamary, jej trudny charakter i geniusz. W stylu autora jest moc i magia, a interpretacja Elżbiety Kijowskiej, której głos już zawsze będzie miała Łempicka, dopełniła całości.
Autor, znawca i miłośnik twórczości Łempickiej (a przynajmniej takie odnoszę wrażenie po lekturze), z wprawą przedstawia nie tylko samo życie Łempickiej, lecz także tło czasów (zarówno polityczne, społeczne, jak i artystyczne) i środowiska, w których dorastała i dojrzewała jako artystka.
Przyznaję miałam poważne obawy, czy uda mi się zmierzyć z tą pozycją i wyjść zwycięsko. Jedynymi zwycięzcami w tym starciu okazali się autor wraz z lektorką, którzy zabrali mnie do niezwykłego świata, którego już nie ma, pozwolili towarzyszyć Tamarze i robić przerwy podczas słuchania, by wyszukać w sieci obrazy, które w powieści aktualnie malowała Łempicka. Dzięki temu już zawsze będzie mi się ta powieść kojarzyła z soczystymi barwami jej zmysłowych, kobiecych aktów i portretów.
*
Jako bohaterka Łempicka nie daje się lubić. Jest trudnym przeciwnikiem, cierpkim w obyciu, pozornie gruboskórnym, egocentrycznym, łaknącym uwagi, ale jednocześnie fascynującym, którego losy zdają się nieubłaganie zmierzać ku bolesnemu upadkowi z wysoka.
Zdawałoby się zbytnia szczegółowość opisów i zachowania bohaterów spełnia swoją rolę. Dopieszcza przedstawiany obraz w najdrobniejszych detalach, niewiele pozostawiając działania do wyobraźni, gdyż ta posłusznie podporządkowuje się słowom autora. Mnie to bardzo odpowiadało. Weszłam w ten świat z pewnymi oporami, lecz im dłużej w nim przebywałam, z tym większym żalem przyszło mi się pożegnać.
*
Są powieści, które zdecydowanie lepiej jest słuchać niż czytać i w tym przypadku dla mnie taką powieścią okazała się „Ja, Tamara”. Jestem oczarowana i czekam niecierpliwie na audiobook kontynuacji.
Zachwycająca, wciągająca, fascynująca i nie pozwalająca o sobie zapomnieć historia Tamary Łempickiej zawładnęła moimi myślami na wiele godzin.
Wielka to zasługa pióra pana Grzegorza Musiała, który odmalowuje przed czytelnikiem barwne życie Tamary, jej trudny charakter i geniusz. W stylu autora jest moc i magia, a interpretacja Elżbiety Kijowskiej, której głos już zawsze...
2023-06
2023-07
Mocno autobiograficzna część, którą King otwiera swoje dzieło przybliża czytelnikowi czasy, w których dorastał, czyli to, co ukształtowało go jako pisarza. Również na dalszych stronach znajdziecie liczne wzmianki o przeszłości, o sytuacjach w jakich tworzył niektóre z powieści. Dla mnie część faktów była zaskakująca, bo chociaż czytałam powieści Kinga, to jednak o historii jego samego wiedziałam bardzo niewiele.
Jednakże tym co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło to skromność z jaką King podchodzi do swojego sukcesu. Mimo że jego powieści przynoszą ogromny dochód, a on sam uznawany jest za króla grozy, nie stawia siebie na piedestale jako wzór do naśladowania, jeśli chodzi o pisanie. „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” jest przede wszystkim opowieścią o pisarstwie samego Stephena, okraszonego sporą dawką rad dla osób piszących, szczególnie zaś początkujących w tej dziedzinie.
Co ważne, choć sam nie jest zwolennikiem planowania (fabuła odkrywa się przed Kingiem w miarę pisania) nie deprecjonuje tej metody, a jedynie wyraża swoje zdanie i je uzasadnia.
*
„Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” to kopalnia wiedzy podana w gawędziarski, charakterystyczny dla Kinga sposób. Styl, słownictwo, gramatyka, opisy, redakcja, sam proces pisarski to materia, z którą ma do czynienia każda osoba pisząca. Choć King przekazuje wiedzę uniwersalną, to przekazuje ją z własnej perspektywy. Sama niekoniecznie ze wszystkim się zgadzam, jednak dzięki tej lekturze przemyślałam sobie pewne istotne kwestie, a na część spojrzałam z innej perspektywy.
Jeśli piszecie bez planu, nie dajcie sobie wmówić, że to źle. Ważne, żeby historia, którą opowiadacie potrafiła zawładnąć czytelnikiem. Sami musicie znaleźć swoją ścieżkę, wypracować swoją rutynę. Ta publikacja pokazuje wam jedną z dróg, jednocześnie serwując sporą dawkę rzetelnej wiedzy. I pamiętajcie o słowach Kinga: „Jeśli chcecie zostać pisarzami, przede wszystkim powinniście pamiętać o dwóch rzeczach: dużo czytać i dużo pisać. Nie da się tego uniknąć. Nie istnieje droga na skróty”.
Mocno autobiograficzna część, którą King otwiera swoje dzieło przybliża czytelnikowi czasy, w których dorastał, czyli to, co ukształtowało go jako pisarza. Również na dalszych stronach znajdziecie liczne wzmianki o przeszłości, o sytuacjach w jakich tworzył niektóre z powieści. Dla mnie część faktów była zaskakująca, bo chociaż czytałam powieści Kinga, to jednak o historii...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06
2023-06-08
Nela nigdy nie jest sama ze swoimi myślami. Od urodzenia towarzyszy jej ona. Niby pomaga i wspiera, ale nie robi tego bezinteresownie, bo tak naprawdę nastolatka ma służyć tylko jednemu celowi. Kiedy dziewczynka kończy trzynaście lat coś się zmienia, a nastolatka uświadamia sobie do czego tak naprawdę ma służyć.
„Nieśmiertelni” wciągają od początku. Co prawda wstęp wydaje się odrobinę niejasny, wystarczyło cierpliwie poczekać, by wszystko pięknie się wyjaśniło. Autorka nie pozwala się nudzić, ale też akcja nie pędzi jak szalona, tylko przeplata się ze spokojniejszymi momentami.
Uwielbiam Agatę za jej zapał do nauczania dzieciaków, rozbudzania i wspierania ich w pasji. To pedagog z powołania, któremu nie szkoda wolnego czasu by zorganizować młodzieży zajęcia pozaszkolne, by mogły rozwijać swoje umiejętności, nie waha się przed udzieleniem pomocy dziewczynce, której tak naprawdę nie zna, a która wydaje się zagubiona, wyobcowana i przerażona. I nawet wiedząc czym może grozić starcie z tytułowymi Nieśmiertelnymi nie poddaje się i zdeterminowana walczy.
*
Groza narasta powoli. Gęstnieje sobie sukcesywnie, aż do dusznego finału. Klaudia Zacharska nie oszczędza też czytelnikowi drastycznych scen, jednakże horror, z którym mamy do czynienia rozgrywa się bardziej na poziomie emocjonalnym. Przerażająca jest idea Nieśmiertelnych stworzona przez autorkę, ich bytowanie, bezwzględność, zatracenie w tym, co nimi kieruje. Chociaż gdzieś tam tliła się nadzieja na pomyślne zakończenie, tak naprawdę jest to jedna z tych historii, w których czytelnik nie może się w stu procentach spodziewać dobrego zakończenia. Moralne dylematy, przed którymi stają bohaterowie zmuszają także czytelnika przed zadaniem sobie pytania: jak ja postąpił(a)bym na ich miejscu?
*
„Nieśmiertelni” Klaudii Zacharskiej choć to przede wszystkim opowieść grozy, to jest również o pasji, determinacji i odwadze. O walce o siebie, także w obliczu niemal stuprocentowej porażki. O tym, że pasja, taka prawdziwa i szczera, w pewien sposób staje się tarczą przed negatywnym wpływem również z wewnątrz.
Powieść polecam całym sercem i niecierpliwie wyczekuję kolejnej historii Klaudii Zacharskiej.
Nela nigdy nie jest sama ze swoimi myślami. Od urodzenia towarzyszy jej ona. Niby pomaga i wspiera, ale nie robi tego bezinteresownie, bo tak naprawdę nastolatka ma służyć tylko jednemu celowi. Kiedy dziewczynka kończy trzynaście lat coś się zmienia, a nastolatka uświadamia sobie do czego tak naprawdę ma służyć.
„Nieśmiertelni” wciągają od początku. Co prawda wstęp wydaje...
2023-06-08
2023-05-31
Jaka historia kryje się za niepokojącymi rysunkami małego chłopca?
Na „Tajemne rysunki” Jasona Rekulaka miałam ogromną ochotę czytając zapowiedzi wydawnictwa. Czułam, że to jedna z tych historii, które się wręcz połyka, które niepokoją i nie pozwalają o sobie zapomnieć, także po dotarciu do końca. Ilustracje dodają mrocznego klimatu!
*
Nie trudno się domyślić, że spodziewałam się duchów, rozwiązywania tajemnicy dawnego morderstwa i poczucia grozy, w pakiecie z dreszczykiem emocji na plecach. Co do samej grozy to czy ja wiem… Jakoś specjalnie jej nie czułam. O wiele bardziej moją uwagę skupiało rozwiązywanie co ma do przekazania owa siła i czy ma faktycznie związek z nierozwiązanym morderstwem, do którego doszło wiele lat wcześniej w okolicy.
Lekkie pióro autora i świetny pomysł na tę powieść sprawiły, że dałam się jej pochłonąć. Proste historie niejednokrotnie potrafią wciągnąć o wiele bardziej niż te przekombinowane, z wieloma wątkami, płaszczyznami, psychologicznie skomplikowanymi bohaterami. A „Tajemne rysunki” takie właśnie są. Proste i wciągające.
"Nie mogę rozróżnić, gdzie kończy się moje poczucie winy, a zaczyna jej. Może to ten rodzaj żalu, z którego nigdy nie możemy się otrząsnąć, nawet gdy już nie żyjemy."
Są i niedociągnięcia, ale o nich pomyślałam dopiero kiedy dotarłam do końca, poznałam tajemnicę i pożegnałam się z bohaterami. Najbardziej boli mnie pewne „nieogarnięcie” Mallory (nie mogę zdradzić o co chodzi, bo to byłby koszmarny giga spojler) i nielogiczne zachowanie Teda i Caroline. Kupuję natomiast wizję tajemnej siły przemawiającej poprzez rysunki.
*
Z całą pewnością moje nastawienie na dobrą historię, zachwyt ilustracjami i to, że po prostu lubię podobne opowieści sprawiły, że „Tajemne rysunki” przeczytałam niesamowicie szybko, w dodatku będąc autentycznie zaangażowaną w odkrywanie prawdy. A ta jest dość zaskakująca. Co prawda niedociągnięcia, które mogą irytować, a nawet wydają się głupie, bo można było ich uniknąć w inny sposób rozwiązując pewne kwestie, ale w ogólnym rozrachunku ta powieść spełniła swoje zadanie. Uprzyjemniła mi kilka godzin i pochłonęła moje myśli.
Polecam!
Jaka historia kryje się za niepokojącymi rysunkami małego chłopca?
Na „Tajemne rysunki” Jasona Rekulaka miałam ogromną ochotę czytając zapowiedzi wydawnictwa. Czułam, że to jedna z tych historii, które się wręcz połyka, które niepokoją i nie pozwalają o sobie zapomnieć, także po dotarciu do końca. Ilustracje dodają mrocznego klimatu!
*
Nie trudno się domyślić, że...
2023-05
Ja nie wiem, jak Kasia Wierzbicka to robi, ale te czterysta sześćdziesiąt stron czytało się samo i bardzo szybko. Niektóre sceny wywoływały dreszcz na plecach, inne sprawiały, że usta rozciągały się w uśmiechu, jeszcze inne rozczulały i chociaż nie było takich, które by mnie zmiażdżyły emocjonalnie (chyba nic nie pobije scen pod koniec pierwszej części) to z całą pewnością jedna totalnie mnie zaskoczyła. W dodatku tak, że prychnęłam z myślą: ale, że co? I to było jak najbardziej okej, to Kasia Wierzbicka rozdaje karty w tej grze, a mnie nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejną rundę.
*
W tej części rzeczywistość jest brutalna, niebezpieczna i niepewna, nie tylko dla Iskier, lecz także zwykłych śmiertelników. Nie wiadomo komu można zaufać, kto tak naprawdę chce dobrze i dla kogo. Akcja goni akcję, a Agata niemal z każdym kolejnym rozdziałem pokuje się w kolejne zagmatwane sytuacje.
Uwielbiam bohaterów. Są tacy… skomplikowani. Agata jeszcze bardziej zagubiona niż w pierwszej części, przeżywająca żałobę, pałająca żądzą zemsty, podejmująca nieracjonalne (i nie zawsze właściwe) decyzje w dobrej wierze, pragnąca bliskości i miłości. Dawid, którego nie potrafię nienawidzić, za to co zrobił i ja się wcale nie dziwię Agacie, że ich relacja wygląda właśnie w ten sposób. Dawid, który rozbawia swoimi hasełkami i podejściem, ale nie pozwala zapomnieć kim tak naprawdę jest. Bycie półdemonem do czegoś zobowiązuje.
Wykreowany świat i jego społeczne tło są nie mniej złożone co motywacje i charaktery postaci. Tu nic nie jest oczywiste. Pojawiają się też nowi bohaterowie, którzy mieszają jeszcze bardziej, a zakończenie zadziwia i chociaż nie wbija w fotel, to rodzi brzydkie myśli typu „wtf”.
*
"Odwróciłam się i otworzyłam drzwi, ścigana przez jego słowa. Wolałabym już nienawiść od tej obojętnej rezygnacji. Wyszłam tak szybko, jakbym uciekała. Od smutku. Pustki. Mdlącego poczucia winy. Jakbym ja też była potworem."
*
Pierwszy tom zrobił na mnie ogromne wrażenie i nawet z zafascynowaniem postaciami drugi mu nie dorównał, ale to nadal kawał dobrego urban fantasy czerpiącego z mitologii słowiańskiej. Jest niebezpiecznie, niebezpiecznie i momentami z humorem.
Ja tam nie wiem, co Autorka przyszykowała w trzeciej odsłonie, ale mam obawy, że porządnie potrząśnie tym, co stworzyła i do czego zdążyła już przyzwyczaić czytelników.
Ja nie wiem, jak Kasia Wierzbicka to robi, ale te czterysta sześćdziesiąt stron czytało się samo i bardzo szybko. Niektóre sceny wywoływały dreszcz na plecach, inne sprawiały, że usta rozciągały się w uśmiechu, jeszcze inne rozczulały i chociaż nie było takich, które by mnie zmiażdżyły emocjonalnie (chyba nic nie pobije scen pod koniec pierwszej części) to z całą pewnością...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05
Dla mnie ta historia stanowiła specyficzny patchwork, zszyty z kawałków pachnących miodem i naelektryzowanym powietrzem po letniej burzy; rodzącej się miłości – nieśmiałej, magicznej i czystej, braku porozumienia – dobitnie rzutującego na relacje; oczekiwań i rozczarowań, ale też przemocy. Znajdziecie tu między innymi zarówno radość i miłość, jak i niepewność, zaskoczenie, ból, nieporozumienie, czy rozczarowanie.
Taką właśnie Patrycję Żurek lubię najbardziej. Jest smutno i ciemno, a jednocześnie pomiędzy tym mrokiem pojawia się coś pięknego, jasnego i budzącego nadzieję.
Choć bolała mnie obserwowana przemoc, manipulacja, wykorzystanie naiwności, nadmierny wpływ niewłaściwie interpretowanej religii, to przede wszystkim „Zagubiona pszczoła” przemawiała do mnie jej jaśniejszą stroną. Kojarzy mi się z ulami, bzyczeniem pszczół, złotem miodu, bajeczną wręcz chatką Jacentego oraz delikatnością i rodzącym się porozumieniem i miłością.
*
Jak zawsze w przypadku twórczości Patrycji Żurek każde słowo jest odpowiednio wyważone. Nie znajdziecie tu rozbudowanych opisów, niepotrzebnych dialogów i zbaczania ze ścieżek. Powieść, jak na ilość zawartych w niej emocji i mikro historii poszczególnych postaci jest dość krótka i chyba po raz pierwszy chciałam nieco bardziej rozbudowanej fabuły.
Jeśli lubicie wątek romantyczny z przeszkodami będziecie usatysfakcjonowani, a duża różnica wieku stanowi pewne urozmaicenie, ale nie ma na niego zbytniego nacisku Owszem, nie da się zapomnieć o tej różnicy, ale też nie generuje ona większych przeszkód i nie jest motywem przewodnim historii. Choć przyznaję, jedna scena zmroziła mnie w pewnym stopniu. Niemniej, momenty gdy towarzyszyłam Jacentemu i Maciejce są moimi ulubionymi, bo delikatnie trącają romantyczną strunę mojej duszy.
Autorka odkrywa wszystkie karty stopniowo, niejednokrotnie ukazując drugą stronę natury wykreowanych postaci. Stawali się przez to jeszcze bardziej rzeczywiści i niejednoznaczni. Kibicowałam Jacentemu i Maciejce, ale jednocześnie, w tyle głowy, kołatało mi się pytanie: jak ja bym postąpiła na miejscu Jacentego. Truchlałam też, bo to przecież historia Patrycji Żurek, w której nic nie jest przesądzone, póki nie doczyta się do ostatniego słowa.
*
To powieść o rodzinnych relacjach na linii rodzic-dziecko i mąż-żona, zaczynania życia na nowo, realizacji marzeń, akceptacji, nieoczekiwanej miłości, rozliczeń z przeszłością i radzeniu sobie z traumami. Poruszony zostaje tu również temat fanatyzmu religijnego i mówiąc szczerze nieco się go obawiałam. Niepotrzebnie, gdyż P. Żurek doskonale go poprowadziła.
Doskonale wiem jak skomplikowane mogą być relacje ojca z synem, jak niejednokrotnie to chodzenie po polu minowym i jak bolesne jest patrzenie na brak wzajemnego porozumienia, a często nawet chęci by je podjąć. Dlatego relacja Jacentego i Konrada trafiła do mnie równie mocno, co wzajemna fascynacja sobą Maciejki i Jacentego.
Jeśli macie ochotę poznać trochę życia pszczół, zamieszkać w chacie pachnącej miodem, pospacerować po ogrodzie wypełnionym ich byczeniem, odkryć parę tajemnic i poznać rzeczywistość od tej brzydszej strony zapraszam do Mioduli.
„Zagubioną pszczołę” polecam całym sercem.
Dla mnie ta historia stanowiła specyficzny patchwork, zszyty z kawałków pachnących miodem i naelektryzowanym powietrzem po letniej burzy; rodzącej się miłości – nieśmiałej, magicznej i czystej, braku porozumienia – dobitnie rzutującego na relacje; oczekiwań i rozczarowań, ale też przemocy. Znajdziecie tu między innymi zarówno radość i miłość, jak i niepewność, zaskoczenie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-23
2023-04
Czy postawilibyście wszystko na jedną kartę, żeby przeprowadzić wywiad swojego życia? Czy zaryzykowalibyście zdrowiem bądź życiem dla kariery zawodowej? Czy zmierzylibyście się z potężną i niebezpieczną górą bez pokory w sercu wobec jej potęgi?
Cecily Wong, główna bohaterka „Bez tchu” tak właśnie postąpiła. I nie będę ukrywać, że znając jej wcześniejsze niepowodzenia we wspinaczce i tragiczne, wręcz traumatyczne przeżycia, stwierdziłam, że jest po prostu głupia. No ale, skoro już się w tę podróż wybrała to postanowiłam jej towarzyszyć, tym bardziej, że pojawiły się niepokojące informacje, na scenę wkroczyła śmierć, która wcale zdawała się nie działać przypadkowo. W trakcie bliższego przyglądania się działaniom Cecily, jej zaciętości, dziennikarskiemu zacięciu i nieustępliwości, dostrzegałam zmianę jaka w niej zachodziła i bardzo podobała mi się postać, którą stała się na końcu.
*
Powieść prócz zagadki kryminalnej obrazuje jak wygląda taka wyprawa i jak faktycznie wygląda atak szczytowy. Jak ważni w trakcie takiej wyprawy są Szerpowie. A przede wszystkim jak bardzo wyczerpujące jest to przedsięwzięcie, ile trzeba włożyć w przygotowania (nie tylko fizyczne, choć to podstawa, ale i finansowe) i jak wielką należy mieć pokorę wobec przyrody. Autorka w prostych, trafiających do wyobraźni słowach pokazała jak zgubne mogą być skutki choroby wysokościowej i jak bardzo taka wspinaczka obciąża ludzki organizm, jak chwila rozproszenia się, może zakończyć się poważnym wypadkiem, utratą zdrowia lub życia, nie tylko swojego, lecz także innych osób.
*
Sam wątek kryminalny nie jest bardzo skomplikowany. Niemal od samego początku miałam swoje przypuszczenia i szczerze do samego rozwiązania liczyłam na to, że się mylę. Pod koniec autorka solidnie namieszała mi w głowie i mniej bolało to, że się nie pomyliłam.
To bardzo klimatyczny, wciągający kryminał, z różnorodnymi charakterologicznie postaciami i czyhającym na nie niebezpieczeństwie.
Zdecydowanie polecam!
Czy postawilibyście wszystko na jedną kartę, żeby przeprowadzić wywiad swojego życia? Czy zaryzykowalibyście zdrowiem bądź życiem dla kariery zawodowej? Czy zmierzylibyście się z potężną i niebezpieczną górą bez pokory w sercu wobec jej potęgi?
Cecily Wong, główna bohaterka „Bez tchu” tak właśnie postąpiła. I nie będę ukrywać, że znając jej wcześniejsze niepowodzenia we...
2023-04
„To więcej niż romantyczna relacja. Lepsza niż romans. To przyjaźń.”
Czytało się bardzo przyjemnie, za sprawą bogatego słownictwa, stylistyki wypowiedzi jaką niezmiernie lubię oraz wykreowania bohaterów na niedoskonałych, utkanych z wad i zalet, wkurzających swoim zachowaniem, niedopowiedzeniami, skrytością i komplikowaniem sobie życia. Denerwowałam się na nich, kręciłam z dezaprobatą głową, miałam ochotę nimi potrząsnąć dla opamiętania się, współczułam i ściskało mi się z bólu serce, gdy cierpieli.
„Jutro, jutro i znów jutro” to wspaniała powieść o pasji, całej palecie barw współpracy, a przede wszystkim to świetne studium przyjaźni i miłości. Brak mi słów by opisać, dlaczego ta historia tak zapadła mi w pamięć. Pomimo że miałam wrażenie, iż przebrnięcie przez tekst zajmie całe tygodnie, mimo że nie do końca polubiłam się z bohaterami (Sadie działała mi na nerwy – choć rozumiałam jej motywy, a skrytość Sama nie pozwalała zbytnio się do niego zbliżyć) jestem zachwycona sposobem w jaki historia tych dwojga została opowiedziana. W jak naturalny sposób dołączył do nich Marx i jak bardzo tego chłopaka polubiłam.
Autorka nie zalewa czytelnika wszystkimi odczuciami, przeżyciami czy wydarzeniami z życia bohaterów. Dawkuje je, odsiewa, uwypuklając tylko te najważniejsze.
Pod koniec przytłoczył mnie nadmiar postaci i wydarzeń i skupiałam tylko na tych najważniejszych sprawach. Cały czas zastanawiałam się też jaki będzie finał i przyznaję, że ostatnie sceny świetnie wszystko spinają. Doceniam kunszt pisarski Gabrielle Zevin, z pewnością sięgnę po jej pozostałe powieści, ale ekranizację „Jutro…” sobie odpuszczę 😉
„To więcej niż romantyczna relacja. Lepsza niż romans. To przyjaźń.”
Czytało się bardzo przyjemnie, za sprawą bogatego słownictwa, stylistyki wypowiedzi jaką niezmiernie lubię oraz wykreowania bohaterów na niedoskonałych, utkanych z wad i zalet, wkurzających swoim zachowaniem, niedopowiedzeniami, skrytością i komplikowaniem sobie życia. Denerwowałam się na nich, kręciłam...
Czy dostałam to, czego się spodziewałam, czyli grozę i akcję? Zdecydowanie tak, a nawet więcej! Dostałam to, czego się absolutnie nie spodziewałam, a co uwielbiam w powieściach absolutnie każdego gatunku – REALACJE i SEKRETY.
Podstawą fabuły „Jak sprzedać nawiedzony dom” są relacje międzyludzkie (dokładniej mówiąc rodzinnych, a będąc jeszcze bardziej precyzyjną głównie bratersko-siostrzanych) oraz upiorna pacynka, pochodząca jeszcze z odległych czasów dzieciństwa pani Joyner.
Hendrix krótko i niezwykle trafnie potrafił opisać zachowanie i odczucia stworzonych bohaterów, w szczególności wzajemną niechęć do siebie Louise i Marka oraz zmieniające się wraz z postępem akcji ich nastawienie do siebie. Podczas gdy wątek nawiedzonej lalki jest dość oklepany i poniekąd przerażający, tak ten związany z relacją rodzeństwa tworzy niezwykłą głębię, czyniąc z tej powieści historię dużo bardziej wartościową niż początkowo sądziłam.
Hendrix stopniowo buduje napięcie grozy i chociaż niemal od samego początku można domyślić się kto stoi za całym tym bałaganem, jego motywy zostają odkrywane sukcesywnie i pozostają ściśle związane z historią rodziny głównych bohaterów. A kiedy wydawało mi się, że jest dość przewidywalnie autor zrzucił bombę, która do tego stopnia spotęgowała moją ciekawość, że nie mogłam się doczekać, aż poznam absolutnie całą prawdę o tej pokręconej rodzinie.
*
„Jak sprzedać nawiedzony dom” Grady’ego Hendrixa jest dla mnie historią o nieprzepracowanych traumach, przysłowiowych trupach w szafie i skomplikowanych relacjach między rodzeństwem, na które ma wpływ postępowanie rodziców i bynajmniej nie chodzi tu o to, co mówią i robią, a raczej co zostaje przemilczane i zamiecione pod dywan.
Jeśli przerażają was lalki i pacynki nie czytajcie tej książki!
Jeśli przerażają was NAWIEDZONE lalki i pacynki nie czytajcie jej tym bardziej!
Ale jeśli nie macie nic do wyżej wymienionych, a do tego lubicie dynamicznie rozwijającą się fabułę, oczywistości wymieszane z rodzinnymi sekretami, doprawione szczyptą niewymuszonego humoru zdecydowanie polecam!
Czytało się naprawdę świetnie!
Czy dostałam to, czego się spodziewałam, czyli grozę i akcję? Zdecydowanie tak, a nawet więcej! Dostałam to, czego się absolutnie nie spodziewałam, a co uwielbiam w powieściach absolutnie każdego gatunku – REALACJE i SEKRETY.
więcej Pokaż mimo toPodstawą fabuły „Jak sprzedać nawiedzony dom” są relacje międzyludzkie (dokładniej mówiąc rodzinnych, a będąc jeszcze bardziej precyzyjną głównie...