-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać293
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-27
2024-04
2024-04-11
2024-04-09
2024-04-04
2024-03-27
2024-03-24
2024-03-20
2024-03
2024-03-18
"Wszystko tu było pogmatwane"
Nie mogłam sobie odmówić przeczytania „Upiora w moherze” z dwóch powodów. Po pierwsze jest o pisarzach i pisaniu. Po drugie Iwona Banach pisze lekkie, powiedziałabym często mocno absurdalne i przerysowane komedie kryminalne, a ja właśnie takiej lektury potrzebowałam.
(...)
*
Kim jest upiór w moherze siejący zamęt w Tęczowie?
Czy sfingowane zabójstwo to naprawdę tak dobry sposób na promocję swojej twórczości jak się początkowo wydawało? A co, jeśli dojdzie do prawdziwego morderstwa?
W jaki sposób bohater literacki może wpłynąć na zapobieżenie zabójstwu autora, który opisuje jego przygody?
*
Powieści smaczku dodają obserwacje dotyczące książkowej i pisarskiej rzeczywistości przepuszczone przez oryginalny filtr autorki, uwypuklone, przerysowane i piekielnie trafne, choć przedstawione z przymrużeniem oka.
Jednakże, niezależnie od wszystkiego, tym co mnie najbardziej pociąga w komediach kryminalnych i kryminałach to zagadka. A ta w „Upiorze” była więcej niż zadowalająca. Starannie wpleciona we wszelkie dziwne wydarzenia (...) sprawiła, że gdzieś tak w środku książki miałam w głowie straszny kocioł i zastanawiałam jak do diaska autorka to wszystko rozwiąże. Uwielbiam, gdy coś początkowo bez ładu i składu zaczyna się układać w logiczną całość.
*
Szukasz nietuzinkowej komedii kryminalnej?
Lubisz motywy pisarskie w książkach?
Nie straszny ci zamęt i często absurdalne zachowania bohaterów?
Nie przeszkadzają ci wulgaryzmy? Trochę ich tu jest, może nie jakoś przesadnie dużo, ale jednak.
Jeśli tak sięgnij po „Upiora w moherze” Iwony Banach i spraw co ma ci do zaoferowania.
Ja bawiłam się całkiem dobrze. Dałam się wciągnąć fabule, a w drugiej połowie książki, gdy zaczynała mi się klarować pewna wizja, wręcz ciężko przyszło mi się oderwać, ale spać też trzeba, a nigdy nie byłam zwolenniczką zarywania nocy dla absolutnie żadnej książki (nieważne czy podręcznika czy beletrystyki).
Tylko u licha, dlaczego nie ma podziału na rozdziały??? Tak właściwie to była moja jedyna bolączka podczas lektury.
Ale wiecie co? Jeśli ukaże się kolejny tom tej serii (a zakończenie sugeruje, że może tak być) to ja go biorę! Zdecydowanie!
"Wszystko tu było pogmatwane"
Nie mogłam sobie odmówić przeczytania „Upiora w moherze” z dwóch powodów. Po pierwsze jest o pisarzach i pisaniu. Po drugie Iwona Banach pisze lekkie, powiedziałabym często mocno absurdalne i przerysowane komedie kryminalne, a ja właśnie takiej lektury potrzebowałam.
(...)
*
Kim jest upiór w moherze siejący zamęt w Tęczowie?
Czy...
2024-03-09
2024-03-02
2024-02
Kaja bardzo pragnęła poznać swoją rodzinę w Polsce. Lecz z całą pewnością nie tak to sobie wyobrażała, gdy już do tego doszło.
„Ani słowa o rodzinie” Alicji Filipowskiej przyciągnęło mnie do siebie opisem sugerującym sekrety rodzinne do odkrycia. A ja bardzo, ale to bardzo lubię motyw rodzinnych tajemnic. Niecałe trzysta stron natomiast dawało nadzieję w miarę szybkiego uporania się z powieścią, na wypadek gdyby nie okazała się tak wciągająca jak początkowo zakładałam.
*
Kreacja postaci niezwykle dobrze udała się pani Filipowskiej. Bohaterowie są indywidualni, specyficzni i wyraziści.
Autorka zastosowała narrację pierwszoosobową, dzięki czemu możemy lepiej poznać odczucia bohaterów, których oczami śledzimy wydarzeniami. W owym śledzeniu towarzyszymy głownie Kai, jednak i dziadek Stanisław ma swoją ważną rolę w fabule. To, co odkrywamy dzięki spojrzeniu jego oczami pozwala dostrzec w tej postaci zupełnie inną stronę niż tę, którą prezentuje on swej dopiero co poznanej wnuczce.
Zaś Kaja jest dla mnie uosobieniem determinacji. Sama boryka się z trudnościami, żałobą i kompletną zmianą życia. Jest odważna, pomocna, pracowita i ciepła. Potrzebuje mieć koło siebie rodzinę, czuć akceptację innych i dać się komuś sobą zaopiekować.
*
Szczerze mówiąc, odkryta prawda o rodzinie nie jest spektakularna ani nie zawiera w sobie niczego, co pozostawiłoby mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, za to doskonale wpisuje się w fabułę i podkreśla jej przekaz. Brak umiejętności rozmowy, zamknięcie w sobie, unikanie rozwiązywania problemów i ich przysłowiowe zamiatanie pod dywan powodują niepotrzebny dystans i budują mury między bliskimi sobie ludźmi, który bardzo trudno potem zburzyć.
Powieść niesie jednak ze sobą również pozytywne przesłanie. Czasem surowość i antypatyczne zachowanie nie wynikają ze złego charakteru tylko z nieumiejętności rozmowy i wystarczy okazać cierpliwość i nie poddawać się po pierwszych porażkach, by odkryć w drugim człowieku może niekoniecznie od razu bratnią duszę, ale z pewnością kogoś kogo można polubić.
Porusza również tematykę samej rodziny i podejścia do niej. Szeroko rozumiana rodzina bywa skomplikowanym tworem, a młodziutka bohaterka musi nauczyć się w nim odnajdywać i funkcjonować. Doskonale to podsumowuje rozmowa Kai z jej niemiecką przyjaciółką Bibi.
*
„Ani słowa o rodzinie” to powieść o trudnych międzyludzkich (w szczególności zaś rodzinnych) relacjach, o potrzebie posiadania rodziny i sięgnięcia do korzeni, o niełatwych powrotach i przedzieraniu się przez obronne zasieki drugiego człowieka. Choć porusza ciężkie tematy, dla mnie była to niezwykle ciepła opowieść, w której już od początku kibicowałam bohaterom i pragnęłam by wszystko pomyślnie się skończyło.
Napisana prostym językiem, potrafiła mnie oczarować i przyciągnąć do siebie.
Zdecydowanie polecam!
Kaja bardzo pragnęła poznać swoją rodzinę w Polsce. Lecz z całą pewnością nie tak to sobie wyobrażała, gdy już do tego doszło.
„Ani słowa o rodzinie” Alicji Filipowskiej przyciągnęło mnie do siebie opisem sugerującym sekrety rodzinne do odkrycia. A ja bardzo, ale to bardzo lubię motyw rodzinnych tajemnic. Niecałe trzysta stron natomiast dawało nadzieję w miarę szybkiego...
2024-02-27
2024-02-25
Za mną już kilka powieści tego autora, tym razem przyszedł czas na "Podziemny labirynt". Czytałam go na czytniku, zaczynałam w szpitalnych warunkach, kończyłam już w domu. Fajnie oderwał moje myśli i zapewnił mi w miarę przyjemnie kilka godzin.
Odkrycie pod ziemią porzuconej przed tysiącami lat osady na Antarktydzie oraz odnalezienie niezwykłej diamentowej figurki to dopiero początek przygody i niebezpieczeństw czyhających na bohaterów.
Początkowo „Podziemny labirynt” pozwolił mi oczekiwać czegoś zupełnie innego niż finalnie dostałam. Tym razem nie do końca pasował mi pomysł autora. Jeszcze stwory podobne do dinozaurów (a przynajmniej tak je sobie wykreowała moja wyobraźnia) były spoko, ale poznanie innych mieszkańców podziemnego labiryntu już wywołało u mnie wywracanie oczami. Ciekawiło mnie jednak jak się zakończy ta przygoda dla postaci, którym kibicowałam.
Czekają tu na was ucieczki, walka o przetrwanie, polityczne rozgrywki, ewoluujące w kompletnej izolacji zwierzęta, tajemnicze plemię, a nawet odrobina metafizyki.
Bawiłam się całkiem nieźle, choć ta historia z pewnością nie stanie się jedną z moich ulubionych.
Za mną już kilka powieści tego autora, tym razem przyszedł czas na "Podziemny labirynt". Czytałam go na czytniku, zaczynałam w szpitalnych warunkach, kończyłam już w domu. Fajnie oderwał moje myśli i zapewnił mi w miarę przyjemnie kilka godzin.
Odkrycie pod ziemią porzuconej przed tysiącami lat osady na Antarktydzie oraz odnalezienie niezwykłej diamentowej figurki to...
2024-02-10
2024-01-31
Czy dostałam to, czego się spodziewałam, czyli grozę i akcję? Zdecydowanie tak, a nawet więcej! Dostałam to, czego się absolutnie nie spodziewałam, a co uwielbiam w powieściach absolutnie każdego gatunku – REALACJE i SEKRETY.
Podstawą fabuły „Jak sprzedać nawiedzony dom” są relacje międzyludzkie (dokładniej mówiąc rodzinnych, a będąc jeszcze bardziej precyzyjną głównie bratersko-siostrzanych) oraz upiorna pacynka, pochodząca jeszcze z odległych czasów dzieciństwa pani Joyner.
Hendrix krótko i niezwykle trafnie potrafił opisać zachowanie i odczucia stworzonych bohaterów, w szczególności wzajemną niechęć do siebie Louise i Marka oraz zmieniające się wraz z postępem akcji ich nastawienie do siebie. Podczas gdy wątek nawiedzonej lalki jest dość oklepany i poniekąd przerażający, tak ten związany z relacją rodzeństwa tworzy niezwykłą głębię, czyniąc z tej powieści historię dużo bardziej wartościową niż początkowo sądziłam.
Hendrix stopniowo buduje napięcie grozy i chociaż niemal od samego początku można domyślić się kto stoi za całym tym bałaganem, jego motywy zostają odkrywane sukcesywnie i pozostają ściśle związane z historią rodziny głównych bohaterów. A kiedy wydawało mi się, że jest dość przewidywalnie autor zrzucił bombę, która do tego stopnia spotęgowała moją ciekawość, że nie mogłam się doczekać, aż poznam absolutnie całą prawdę o tej pokręconej rodzinie.
*
„Jak sprzedać nawiedzony dom” Grady’ego Hendrixa jest dla mnie historią o nieprzepracowanych traumach, przysłowiowych trupach w szafie i skomplikowanych relacjach między rodzeństwem, na które ma wpływ postępowanie rodziców i bynajmniej nie chodzi tu o to, co mówią i robią, a raczej co zostaje przemilczane i zamiecione pod dywan.
Jeśli przerażają was lalki i pacynki nie czytajcie tej książki!
Jeśli przerażają was NAWIEDZONE lalki i pacynki nie czytajcie jej tym bardziej!
Ale jeśli nie macie nic do wyżej wymienionych, a do tego lubicie dynamicznie rozwijającą się fabułę, oczywistości wymieszane z rodzinnymi sekretami, doprawione szczyptą niewymuszonego humoru zdecydowanie polecam!
Czytało się naprawdę świetnie!
Czy dostałam to, czego się spodziewałam, czyli grozę i akcję? Zdecydowanie tak, a nawet więcej! Dostałam to, czego się absolutnie nie spodziewałam, a co uwielbiam w powieściach absolutnie każdego gatunku – REALACJE i SEKRETY.
Podstawą fabuły „Jak sprzedać nawiedzony dom” są relacje międzyludzkie (dokładniej mówiąc rodzinnych, a będąc jeszcze bardziej precyzyjną głównie...
2024-01-24
2024-01
Każdy ma jakieś tajemnice… Jaki jest ciężar twoich?
Jakikolwiek motyw tajemnic z przeszłości lub sekretów rodzinnych jest dla mnie niebywale pociągający. A jeśli do tego dochodzi czarująca okładka w niebanalnych przyciągających wzrok kolorach, tym bardziej mam ochotę sięgnąć po dany tytuł. Tak właśnie stało się w przypadku „Pomiędzy nami tajemnice” Katarzyny Grzebyk. Już sam tytuł sugerował co mniej więcej może na mnie czekać na kartach powieści. Tajemnice, tajemnice i jeszcze więcej tajemnic.
Oczekiwałam wciągającej historii, dobrze napisanej pod względem narracyjnym, z tajemnicami, które nie okażą się nazbyt przewidywalne i dostałam to, na co liczyłam.
*
Rok 2022. Marcelina zostaje postawiona pod ścianą i musi napisać wywiad rzekę ze znanym sportowcem Mateuszem Jurewiczem, który rok wcześniej popadł w niełaskę mediów i uciekł gdzieś na prowincję. Tygodnie, które Marcelina spędzi w małej wsi Niebylec zmienią jej życie.
Rok 1950. W tragicznym w skutkach pożarze kina objazdowego ginie wielu dorosłych i dzieci. Wśród ofiar znajdują się rodzice urodzonego kilka tygodni wcześniej chłopczyka. O jego istnieniu wie tylko akuszerka, która towarzyszyła mu w przyjściu na świat.
*
Czytałam bez pośpiechu, zajęło mi to cztery dni, przy czym ostatnią ćwiartkę przeczytałam w jedno popołudnie. Tę ostatnią, bo ciekowość mocno pchała mnie do przodu. Zdecydowanie na plus jest objętość książki (około 300 stron to tak akurat) oraz krótkie rozdziały (takie zawsze przyspieszają czytanie). Zaś naprzemienne przeplatanie się Teraz i Kiedyś podsyca ciekawość.
*
Katarzyna Grzebyk zdecydowanie potrafi władać piórem i w krótkich, treściwych słowach odmalować sceny pełne emocji. Niektóre z nich naprawdę mocno zapadły mi w pamięć (pożar kina i wizyta w domu opieki najbardziej). Powieść jest mocno obyczajowa, miejscami wręcz dramatyczna, ale i motyw romantyczny znalazł tu swoje miejsce. Leciutki i delikatny, ale jakże cudnie poprowadzony.
Wątkiem, który na dobre przyszpilił mnie do książki jest tajemnica związana z rodziną Marceliny. Denerwowało mnie, że autorka tak oszczędnie dawkuje pewne informacje, momentami wręcz zataja je przed czytelnikiem. Robi to jednak w taki sposób, że dopiero po czasie zorientowałam się, że gdyby te dane (to są drobiazgi, ale jak się okazuje istotne) zaprezentowała od razu poznawanie fabuły nie byłoby aż tak satysfakcjonujące.
*
„Pomiędzy nami tajemnice” Katarzyny Grzebyk zabrały mnie do małej miejscowości o nazwie Niebylec, do czasów zarówno współczesnych, jak i z lat pięćdziesiątych. Niezwykłym uczuciem było odwiedzanie miejsc przez Marcelinę, o których czytałam na wcześniejszych stronach w rozdziałach z Kiedyś.
Dla mnie ta powieść jest przede wszystkim o ciężarze tajemnic i konsekwencjach podjętych decyzji. Jest o wielkiej przyjaźni i przeszłości, która cieniem kładzie się na przyszłości.
Zdecydowanie polecam osobom lubiącym wyprawy do przeszłości i odkrywanie prawdy, jaka by ona nie była.
Każdy ma jakieś tajemnice… Jaki jest ciężar twoich?
więcej Pokaż mimo toJakikolwiek motyw tajemnic z przeszłości lub sekretów rodzinnych jest dla mnie niebywale pociągający. A jeśli do tego dochodzi czarująca okładka w niebanalnych przyciągających wzrok kolorach, tym bardziej mam ochotę sięgnąć po dany tytuł. Tak właśnie stało się w przypadku „Pomiędzy nami tajemnice” Katarzyny Grzebyk. Już...