Moja przyjaciółka opętana Grady Hendrix 7,2
ocenił(a) na 61 tydz. temu „Moja przyjaciółka opętana” to książka, która leżała na mojej kupce wstydu prawie rok. Długo nie mogłam się do niej zabrać, głównie dlatego, że nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Z jednej strony lata osiemdziesiąte, przyjaciółki, lata młodości, z drugiej zaś opętanie i horror. W sumie nadal mam problem z połączeniem tych elementów, mimo że Grady Hendrix z sukcesem podjął się tego niewykonalnego prawie zadania.
Przede wszystkim jest to lekka literatura – sprawdzi się, kiedy nie macie ani sił ani ochoty na sięgnięcie po coś, co wymagałoby od was skupienia i wytężania umysłu. Znakomicie udało mi się dzięki niej oderwać od codziennych problemów, bo ta powieść niesamowicie wciąga. Mimo ponad 400 stron, pyknęłam ją w dwa popołudnia – to po prostu ten rodzaj literatury. Nie bierzcie jednak tego za złą monetę - „Moja przyjaciółka opętana” jest naprawdę bardzo przyzwoicie napisana, autorowi nie brakuje lekkości pióra czy słownictwa. Jest to po prostu powieść rozrywkowa, osadzona w klimatach lat osiemdziesiątych (również za sprawą często wspominanych hitów z tamtych lat),traktująca o... opętaniu.
Zabawnie było przenieść się z powrotem do licealnych lat, gdy największym problemem były perypetie z cerą lub plotki koleżanek, które urastały zawsze do rangi życiowych porażek nie do naprawienia. Z pewną nutą nostalgii czytałam o przyjaźni dwóch głównych bohaterek, czyli Abby i Gretchen, oraz o tym, jak burzliwe emocje targają ich młodocianymi sercami. Dzięki nim właśnie powieść ta ma w sobie tyle lekkości i świeżości, tego niezobowiązującego powabu nastoletnich lat, kiedy życie było dużo prostsze i dużo trudniejsze zarazem. Ta warstwa powieści brzmi jak Kate Bush, ma zapach truskawek i smakuje jak chłodna wiśniowa cola wypita w upalny dzień na dziedzińcu przed szkołą. Ale „Moja przyjaciółka opętana” ma też drugą warstwę – tę pod ziemią, pełną wijących się robaków, mroczną, okropną i straszną.
Ta powieść to horror – i to całkiem niezły. Łatwo o tym zapomnieć, płynąc lekko po jej powierzchni, ale autor nie zapomniał o tym, co chciał napisać. Mamy więc prawdziwe opętanie, pełnokrwiste, obrazoburcze i bardzo dokładne opisy, egzorcyzmy i cała armię zjawisk nadprzyrodzonych, które mogą spędzać sen z powiek. Egzorcyzm np. był dla mnie naprawdę trudny do przebrnięcia, choć sytuację uratował jego finał, który słodkim gestem niczym prosto z krainy kolorowych kucyków kompletnie zmienił bieg zdarzeń. To zadziwiające, z jaką zręcznością Grady Hendrix odbija od różowo-puchatego świata nastolatek w latach osiemdziesiątych, do czarno-obślizgłego świata demonów.
Przyjemna była to podróż, która nieco przypominała świat „Stranger Things” - łączyła wielka siłę przyjaźni z walką ze złem nadprzyrodzonym, a to wszystko w neonowych barwach i przy akompaniamencie największych hitów Madonny, Megadeth czy właśnie Kate Bush. Obawiam się tylko, że jest przeznaczona dla dość wąskiego grona odbiorców – z pewnością nie poleciłabym jej nikomu młodszemu niż 16 lat, a jednocześnie bywa bardzo prosta i wręcz, w niektórych momentach, dziecinna i naiwna. Trzeba ją jednak przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza – choćby za to, że jest to powieść wybitnie samoświadoma. Grady Hendrix proponuje czytelnikowi podróż w przeszłość, przygodę, której głównym motywem jest siła przyjaźni, ale nie jest to przygoda pozbawiona dreszczyku strachu. Odbyłam ją z przyjemnością i mile będę ją wspominać, a jeśli zastanawiacie się, czy sprawdzi się jako czytadełko na plażę – już nie musicie, sprawdziłam za was – będzie doskonałym wyborem!