-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj „Chłopaka, który okradał domy. I dziewczynę, która skradła jego serce“LubimyCzytać2
Biblioteczka
2015-07-02
2015-06-20
2015-05-01
2015-02-18
2015-02-09
2012-08-07
2013-08-15
2013-05-02
Szanowny Panie Boże.
To mój pierwszy list do Ciebie od dawna, a może pierwszy w ogóle? Piszę do Ciebie, bo chciałam Ci powiedzieć, jak strasznie Ci współczuję, że więcej osób wierzy w św. Mikołaja niż w Ciebie. To naprawdę do bani, ale chyba jakoś to przełkniesz. Dla kogoś, kto potrafi czynić cuda, nie będzie to chyba trudne.
Chciałam Ci też podziękować za wszystkie ciocie Róże tego świata – chude staruszki, może trochę „przeterminowane” wiekowo i naginające rzeczywistość do swoich celów, lecz zaskakujące mądrością i krzepą duszy. Dziękuję Ci także, że pozwoliłeś mi poznać Oskara – niezwykłego, chorego na raka chłopca, który przeżył całe swoje życie w dwanaście dni. Pomogłeś mu przetrwać „młodość durną i chmurną”, potem „wiek męski, wiek klęski”. Znalazł miłość swego życia, którą wielbił nawet wtedy, gdy przestała być niebieska, co właśnie czyniło ją wyjątkową. Nie ominął go także kryzys wieku średniego, ani nawet drobny skok w bok, wybaczony przez kochającą żonę. Potem się zestarzał, a kiedy żona odeszła, troszkę nawet zgorzkniał. Leżał w łóżku sam, łysy, stary i zmęczony. Aż w końcu jego czas dobiegł końca.
Choć to smutna historia, zakończona śmiercią, to jednak bardzo mnie pokrzepiła. Oskar sam zauważył, że żyjemy tak, jakby życie było nam dane raz na zawsze. Tak jednak nie jest i im wcześniej sobie to uświadomimy, tym lepiej jesteśmy w stanie żyć i cieszyć się chwilą. Obserwować jak męczysz się Boże, stwarzając każdy świt. Czuć na twarzy pierwsze promienie słońca i pozwalać się im pieścić. Delektować się deszczem i wiatrem. Kochać i okazywać to innym. Oddychać i żyć. Choć Oskar starał się żyć pełnią życia tylko przez kilka dni, to jednak śmiem twierdzić, że udało mu się to dużo lepiej niż wielu z nas przez lata. A kiedy przyjdzie czas ostatecznych podsumowań i spisywania księgi swego życia, kto wie, czy będziemy w stanie zapisać choć połowę tego, co Oskar.
Smakuję powoli słowa zapisane w tej niepozornej książeczce. I wiesz co Panie Boże? Dochodzę do wniosku, że powinno się ją czytywać regularnie. Raz w miesiącu, w roku? Każdemu według potrzeb. Bo za każdym razem w słowach Oskara można odkryć coś nowego, prawdę uniwersalną. Ja tym razem wybrałam dla siebie taką:
„Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy”.
To tyle.
Do jutra, całusy
S.
PS: Pozdrów ode mnie Oskara. Na pewno miewa się znakomicie.
Szanowny Panie Boże.
To mój pierwszy list do Ciebie od dawna, a może pierwszy w ogóle? Piszę do Ciebie, bo chciałam Ci powiedzieć, jak strasznie Ci współczuję, że więcej osób wierzy w św. Mikołaja niż w Ciebie. To naprawdę do bani, ale chyba jakoś to przełkniesz. Dla kogoś, kto potrafi czynić cuda, nie będzie to chyba trudne.
Chciałam Ci też podziękować za wszystkie...
2013-03-10
2013-02-26
2013-02-06
Największy minus tej książki? Jest za krótka. To tak, jakby zawierała tylko pół historii, a drugie pół utknęło gdzieś w tam, wśród stworów w Piekielnych Wymiarach. Właściwie to skandal, żeby książkę Pratchett'a dało się dosłownie połknąć w dwie godziny deszczowego popołudnia. I żeby pozostawiała taki niedosyt. Co prawda Rincewind jak zwykle kradnie dla siebie całą książkę - do tego stopnia, że nawet tytułowy bohater nie jest w niej jakoś szczególnie ważny. Niemniej jednak ja tam osobiście jestem ciekawa co się stało z resztą bohaterów po ucieczce z piekła.
Największy minus tej książki? Jest za krótka. To tak, jakby zawierała tylko pół historii, a drugie pół utknęło gdzieś w tam, wśród stworów w Piekielnych Wymiarach. Właściwie to skandal, żeby książkę Pratchett'a dało się dosłownie połknąć w dwie godziny deszczowego popołudnia. I żeby pozostawiała taki niedosyt. Co prawda Rincewind jak zwykle kradnie dla siebie całą książkę -...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-01
2013-01-05
Panie Pilipiuk, zainwestowałam sporo pieniędzy w Pana kredyt mieszkaniowy i tak się mi Pan odpłaca? Jakub co prawda nadal w formie, pomimo upływu lat, ale cienkie to jakieś takie. I nie mówię nawet o ilości stron nieadekwatnej do wyśrubowanej przez FS ceny, a o puentach raczej. Czytam sobie i czekam na mocne - niczym krata pryty - zakończenie, a tu kwas jakiś jedynie. Każde opowiadanie kończy się niczym dobra flaszka - zbyt szybko i niespodziewanie! Owszem - w przypadku pierwszych dwóch to nawet zabawne, ale przez prawie całą książkę? Litości! Jedynie Smok i Czarny punkt przykuły moją uwagę i nie zostawiły absolutnie żadnych objawów syndromu dnia następnego. Panie Andrzeju! Zamiast jeździć na konwenta rozmaite, daj Pan swym wiernym czytelnikom więcej Jakuba! Błagamy!
A co do oceny: książka nie zasługuje aż na 7, ale daję dodatkową gwiazdkę z sentymentu, bo naprawdę lubię przygody Kubusia Wędrowniczka i jednak trochę śmiechu było :) No i za wstawkę o Muminkach ;)
Panie Pilipiuk, zainwestowałam sporo pieniędzy w Pana kredyt mieszkaniowy i tak się mi Pan odpłaca? Jakub co prawda nadal w formie, pomimo upływu lat, ale cienkie to jakieś takie. I nie mówię nawet o ilości stron nieadekwatnej do wyśrubowanej przez FS ceny, a o puentach raczej. Czytam sobie i czekam na mocne - niczym krata pryty - zakończenie, a tu kwas jakiś jedynie. Każde...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-12-18
2006-04-17
Piękna opowieść o tym, jak bardzo przypominamy nasze matki, przejmując ich znienawidzone przez nas cechy. Ale również o tym, jak nasze dorastające córki - buntowniczki przypominają nas. Odwieczna wojna pokoleń, która może trochę wynika ze zmieniających się czasów, ale bardziej jest związana ze ścieraniem się tych samych charakterów. A także z tym, że matki, wchodząc głęboko w swą moralizatorską rolę społeczną, zapominają, jakie były kiedyś. I zwykle nie dzieje się tak dlatego, że mają chorobę Alzheimera (jak matka głównej bohaterki). Dzieje się tak, ponieważ matki są przekonane, że muszą zapomnieć! Jedynym lekarstwem na zażegnanie tego konfliktu jest dokładne poznanie losów, historii i przeżyć swojej matki, a czasem także babki, by stwierdzić jakie chore wzorce zostały przekazane z pokolenia na pokolenie. Warunek jest jednak jeden - wspomnienia muszą być przekazane szczerze do bólu. I kiedy w końcu dobrze poznamy swoją matkę, możemy jej wybaczyć i uświadomić sobie, jak bardzo ją kochamy. Byle nie było na to za późno...
W książce następuje mocne zderzenie dwóch kultur: chińskiej i amerykańskiej. To czyni ją jeszcze ciekawszą. Naprawdę smakowity kąsek.
Piękna opowieść o tym, jak bardzo przypominamy nasze matki, przejmując ich znienawidzone przez nas cechy. Ale również o tym, jak nasze dorastające córki - buntowniczki przypominają nas. Odwieczna wojna pokoleń, która może trochę wynika ze zmieniających się czasów, ale bardziej jest związana ze ścieraniem się tych samych charakterów. A także z tym, że matki, wchodząc głęboko...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-11-20
2012-11-17
Ta książka zawiera dokładnie to wszystko, co u Pratchetta najlepsze. Mamy więc charakterne postacie(w tym przypadku prym wiedzie babcia Weatherwax), świetne parodie ludzi i zdarzeń z przestrzeni publicznej(na tapecie twórczość Szekspira), a na deser prześwietny humor słowny i sytuacyjny. Moje ulubione fragmenty, to piosenka o jeżu w wykonaniu niani Ogg, oraz przedstawienie sztuki "Trzy wiedźmy" :) Uwierzcie na słowo - ta książka rozłoży was na łopatki. Powinni ją przepisywać jako lek na jesienną depresję.
Ta książka zawiera dokładnie to wszystko, co u Pratchetta najlepsze. Mamy więc charakterne postacie(w tym przypadku prym wiedzie babcia Weatherwax), świetne parodie ludzi i zdarzeń z przestrzeni publicznej(na tapecie twórczość Szekspira), a na deser prześwietny humor słowny i sytuacyjny. Moje ulubione fragmenty, to piosenka o jeżu w wykonaniu niani Ogg, oraz przedstawienie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pewnego pięknego dnia coś mnie przygnało do półki w Empiku i takie właśnie było moje pierwsze spotkanie z Jakubem Wędrowyczem. Od tego czasu kocham go miłością wierną, aczkolwiek ostatnimi czasy nie całkiem absolutną. Jeszcze większym uwielbieniem darzyłam (s)twórcę Jakuba - pana Pilipiuka. Jednak kilka z jego nowszych pozycji mnie rozczarowało i trochę ochłonęłam. Tym bardziej jednak doceniam i cieszę się, że w moje ręce wpadła książka "Carska manierka". Cóż mogę rzec? Panie Andrzeju ma pan łeb nie jak sklep, ale jak całe centrum handlowe! O ile przygody Jakuba można rozpatrywać jako satyryczny pean na cześć polskiej wsi, o tyle zbiory opowiadań pana Andrzeja jawią mi się zawsze jako rezultat ciężkiej, merytorycznej pracy. Szczerze? O rozrywkowym dziadku na bezustannym dopingu mógłby napisać każdy, chociaż pewnie niewielu zrobiłoby to z taką gracją i polotem jak pan Pilipiuk. Ale już o opis wydobycia złota z rzeki Szarej, czy o poszukiwaniu grobu powstańców styczniowych w dzisiejszej Warszawie? Umówmy się, że tylko nieliczni by temu podołali. Dlatego z takim zainteresowaniem chwyciłam książkę w dłoń i wręcz ją pochłonęłam. Z przyjemności odkrywałam coraz mroczniejsze pomysły autora i zachwycałam się dawkowanym przez niego napięciem. Nie wiem, czy to zabieg celowy, ale pierwsze opowiadania pozostawiły we mnie pewien niedosyt, gdyż nie miały zdecydowanego zamknięcia. Ale z tym większym apetytem zabrałam się za konsumpcję kolejnych. Robert Storm z każdym rozdziałem irytował mnie coraz bardziej, natomiast historie o Pawle Skórzewskim i snucie sentymentalnej opowieści o Rosji zaginionej zachwyciło mnie. Całościowo: książka cud-miód.
Gdybym miała użyć metafory, opisując wrażenia po przeczytaniu tej książki, to powiedziałabym, że jest odpowiednikiem świetnej uczty, doprawionej nieznanymi dotąd przyprawami. Delektowałam się lekturą, jak pysznym, orzeźwiającym napojem, a nawet...nieeee. Dobrego seksu nic nie przebije. Sorry.
Pewnego pięknego dnia coś mnie przygnało do półki w Empiku i takie właśnie było moje pierwsze spotkanie z Jakubem Wędrowyczem. Od tego czasu kocham go miłością wierną, aczkolwiek ostatnimi czasy nie całkiem absolutną. Jeszcze większym uwielbieniem darzyłam (s)twórcę Jakuba - pana Pilipiuka. Jednak kilka z jego nowszych pozycji mnie rozczarowało i trochę ochłonęłam. Tym...
więcej Pokaż mimo to