-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać278
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2017-04-17
2015-02-18
2012-08-07
2013-05-02
2012-11-17
Ta książka zawiera dokładnie to wszystko, co u Pratchetta najlepsze. Mamy więc charakterne postacie(w tym przypadku prym wiedzie babcia Weatherwax), świetne parodie ludzi i zdarzeń z przestrzeni publicznej(na tapecie twórczość Szekspira), a na deser prześwietny humor słowny i sytuacyjny. Moje ulubione fragmenty, to piosenka o jeżu w wykonaniu niani Ogg, oraz przedstawienie sztuki "Trzy wiedźmy" :) Uwierzcie na słowo - ta książka rozłoży was na łopatki. Powinni ją przepisywać jako lek na jesienną depresję.
Ta książka zawiera dokładnie to wszystko, co u Pratchetta najlepsze. Mamy więc charakterne postacie(w tym przypadku prym wiedzie babcia Weatherwax), świetne parodie ludzi i zdarzeń z przestrzeni publicznej(na tapecie twórczość Szekspira), a na deser prześwietny humor słowny i sytuacyjny. Moje ulubione fragmenty, to piosenka o jeżu w wykonaniu niani Ogg, oraz przedstawienie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-01
2011-05-18
Gdybym miała kiedyś napisać książkę, chciałabym, żeby była właśnie taka jak ta.
Po pierwsze: porusza nawet najbardziej ukryte struny wrażliwości.
Po drugie: niebanalnie przedstawia trudny i niepokojący temat. Książka, choć z pozoru smutna, jednak w jakiś dziwny sposób mnie pokrzepiła, a przebłyski słownego humoru były jak wisienka na torcie.
Po trzecie: bohaterowie są niesamowicie wyraziści, a jednak nie są z marmuru. Nawet wygadany prawnik czasem zapomina języka w gębie, a nad wyraz dojrzała i zdeterminowana trzynastolatka staje się bezbronna i zagubiona. Początkowo trochę mnie to irytowało, ale szybko odkryłam, że bohaterowie są właśnie tacy jak trzeba. Bo w życiu nic nie jest niezmienne i nie ma charakterów niezachwianych. I co najważniejsze - nikt nie jest czarno-biały.
Po czwarte: nic w tej książce nie jest takie jak się wydaje. Autorka wodzi nas za nos i koniec końców musimy odrzucić wszystko, co przyjęliśmy za pewnik.
Po piąte: książka napisana jest pięknym językiem. Autorka ma nie tylko rzadki dar snucia ciekawej opowieści, ale dodatkowo potrafi także ubrać ją w doskonałe słowa. Chwilami dosłownie żałowałam, że połykam książkę tak szybko, ponieważ miałam wrażenie, że umykają mi bajeczne zwroty i zdania. Ale byłam tak spragniona fabuły, że nie starczyło mi woli, aby dłużej rozkoszować się językiem.
Po szóste: skończyłam ją kilka dni temu, a mam ochotę delektować się nią ponownie. Mam ochotę kupić kilka egzemplarzy i porozdawać najbliższym. Mam ochotę obejrzeć film, mimo iż nie było o nim wcale głośno.
Mam zastrzeżenia wyłącznie do dwóch rzeczy - tłumaczenie tytułu oraz zakończenie, a dokładniej epilog. To pierwsze, ponieważ moim zdaniem "Bez mojej zgody" nie oddaje dokładnie sensu tej książki, ale rozumiem, że trudno było znaleźć w języku polskim odpowiednik zwrotu "My sister's keeper". To drugie, ponieważ hmm trochę za mało jest realistyczny w kontekście całej książki.
Gdybym miała kiedyś napisać książkę, chciałabym, żeby była właśnie taka jak ta.
Po pierwsze: porusza nawet najbardziej ukryte struny wrażliwości.
Po drugie: niebanalnie przedstawia trudny i niepokojący temat. Książka, choć z pozoru smutna, jednak w jakiś dziwny sposób mnie pokrzepiła, a przebłyski słownego humoru były jak wisienka na torcie.
Po trzecie: bohaterowie są...
2011-05-23
2011-05-11
Szum związany z "Wielkim bratem" skłonił mnie kilka lat temu do zainteresowania się tą książką. Orwell'a znałam wcześniej z "Folwarku zwierzęcego", niemniej jednak "Rok 1984" o wiele bardziej mnie zauroczył. Czytając książkę, słuchałam piosenki "Otherside" Red Hot Chilli Peppers i tak ładnie mi jedno z drugim współgrało. Do dziś, słysząc to brzmienie, myślę sobie o smutnej rzeczywistości z "Roku", która wcale aż tak bardzo nie różniła się od tego, co mieliśmy w Polsce jeszcze nie tak dawno temu. Inwigilacja, próby zerwania więzi międzyludzkich, internowania - to wszystko przeszliśmy jako naród, dlatego ta książka powinna być szczególnie bliska Polakom i świetnie przez nas zrozumiana. Do książki mam dodatkowy sentyment, ponieważ tytułowy rok, to rok mojego urodzenia. Niewiele więc pamiętam z polskiej rzeczywistości tamtego okresu, ale opowieści rodziców i starszego pokolenia przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Dlatego uważam, że powinna być to lektura obowiązkowa, zwłaszcza dla młodszego pokolenia, narodzonego w czasach tak zwanego dobrobytu. W końcu nie trzeba aż tak wielkiej wyobraźni, aby przekonać się, że wizja Orwella nie do końca jest taka abstrakcyjna, jak nam się wydaje.
Szum związany z "Wielkim bratem" skłonił mnie kilka lat temu do zainteresowania się tą książką. Orwell'a znałam wcześniej z "Folwarku zwierzęcego", niemniej jednak "Rok 1984" o wiele bardziej mnie zauroczył. Czytając książkę, słuchałam piosenki "Otherside" Red Hot Chilli Peppers i tak ładnie mi jedno z drugim współgrało. Do dziś, słysząc to brzmienie, myślę sobie o smutnej...
więcej mniej Pokaż mimo toMuszę się przyznać, że do książki miałam dwa podejścia. Kupiłam ją przypadkiem za psie pieniądze w jakimś markecie, spróbowałam przeczytać i rzuciłam w kąt, bo nie mogłam na niej skupić uwagi. I tak sobie stała na półce jako kurzochron i czekała na lepsze czasy, aż pewnego dnia, zupełnie bez przyczyny wróciłam do niej i wręcz pochłonęłam. Dosłownie spijałam każde słowo z jej kart, nie mogąc się doczekać rozplątania wszystkich wątków, a jednocześnie modląc się, by rozwiązanie nie dopadło mnie za wcześnie, by te piękne słowa nigdy się nie skończyły. Bałam się, że puenta wszystko popsuje, albo zostawi niedosyt. Tak się jednak nie stało i za to Zafonowi jestem wdzięczna. Nie mogę mu jedynie darować, że "Gra Anioła" nie jest już taka, ale podobno nie powinno się porównywać ze sobą tych dwóch książek. Ja jednak nie mogę tego uniknąć. Zakochałam się w "Cieniu" i jemu zostanę wierna dozgonnie.
Muszę się przyznać, że do książki miałam dwa podejścia. Kupiłam ją przypadkiem za psie pieniądze w jakimś markecie, spróbowałam przeczytać i rzuciłam w kąt, bo nie mogłam na niej skupić uwagi. I tak sobie stała na półce jako kurzochron i czekała na lepsze czasy, aż pewnego dnia, zupełnie bez przyczyny wróciłam do niej i wręcz pochłonęłam. Dosłownie spijałam każde słowo z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Szanowny Panie Boże.
To mój pierwszy list do Ciebie od dawna, a może pierwszy w ogóle? Piszę do Ciebie, bo chciałam Ci powiedzieć, jak strasznie Ci współczuję, że więcej osób wierzy w św. Mikołaja niż w Ciebie. To naprawdę do bani, ale chyba jakoś to przełkniesz. Dla kogoś, kto potrafi czynić cuda, nie będzie to chyba trudne.
Chciałam Ci też podziękować za wszystkie ciocie Róże tego świata – chude staruszki, może trochę „przeterminowane” wiekowo i naginające rzeczywistość do swoich celów, lecz zaskakujące mądrością i krzepą duszy. Dziękuję Ci także, że pozwoliłeś mi poznać Oskara – niezwykłego, chorego na raka chłopca, który przeżył całe swoje życie w dwanaście dni. Pomogłeś mu przetrwać „młodość durną i chmurną”, potem „wiek męski, wiek klęski”. Znalazł miłość swego życia, którą wielbił nawet wtedy, gdy przestała być niebieska, co właśnie czyniło ją wyjątkową. Nie ominął go także kryzys wieku średniego, ani nawet drobny skok w bok, wybaczony przez kochającą żonę. Potem się zestarzał, a kiedy żona odeszła, troszkę nawet zgorzkniał. Leżał w łóżku sam, łysy, stary i zmęczony. Aż w końcu jego czas dobiegł końca.
Choć to smutna historia, zakończona śmiercią, to jednak bardzo mnie pokrzepiła. Oskar sam zauważył, że żyjemy tak, jakby życie było nam dane raz na zawsze. Tak jednak nie jest i im wcześniej sobie to uświadomimy, tym lepiej jesteśmy w stanie żyć i cieszyć się chwilą. Obserwować jak męczysz się Boże, stwarzając każdy świt. Czuć na twarzy pierwsze promienie słońca i pozwalać się im pieścić. Delektować się deszczem i wiatrem. Kochać i okazywać to innym. Oddychać i żyć. Choć Oskar starał się żyć pełnią życia tylko przez kilka dni, to jednak śmiem twierdzić, że udało mu się to dużo lepiej niż wielu z nas przez lata. A kiedy przyjdzie czas ostatecznych podsumowań i spisywania księgi swego życia, kto wie, czy będziemy w stanie zapisać choć połowę tego, co Oskar.
Smakuję powoli słowa zapisane w tej niepozornej książeczce. I wiesz co Panie Boże? Dochodzę do wniosku, że powinno się ją czytywać regularnie. Raz w miesiącu, w roku? Każdemu według potrzeb. Bo za każdym razem w słowach Oskara można odkryć coś nowego, prawdę uniwersalną. Ja tym razem wybrałam dla siebie taką:
„Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy”.
To tyle.
Do jutra, całusy
S.
PS: Pozdrów ode mnie Oskara. Na pewno miewa się znakomicie.
Szanowny Panie Boże.
więcej Pokaż mimo toTo mój pierwszy list do Ciebie od dawna, a może pierwszy w ogóle? Piszę do Ciebie, bo chciałam Ci powiedzieć, jak strasznie Ci współczuję, że więcej osób wierzy w św. Mikołaja niż w Ciebie. To naprawdę do bani, ale chyba jakoś to przełkniesz. Dla kogoś, kto potrafi czynić cuda, nie będzie to chyba trudne.
Chciałam Ci też podziękować za wszystkie...