-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant5
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant970
Biblioteczka
2022-09-30
Dostałam coś całkowicie innego, niżbym się spodziewała.
Jestem bardziej zadowolona z lektury, niż wskazywałyby na to moje dotychczasowe wybory gatunkowe.
Tajemnicze Towarzystwo Medejów, którzy opiekują się utrzymywaną w tajemnicy Biblioteką Aleksandryjską i jej zbiorami; zbiorami dotyczącymi zarówno historii czy matematyki, ale również magii. Co 10 lat rusza nowy nabór, wybieranych jest kilku kandydatów, którzy kolejne lata będą mieli spędzić zanurzeni w archiwach – a to wtajemniczenie stanowi przepustkę do wiedzy, a więc władzy i bogactwa. Ktoś z wybranej szóstki musi odpaść z gry, a stawka jest wysoka...
Nasi bohaterowie (btw. różnorodni zarówno charakterologicznie, jak i etnicznie i do tego świetnie zarysowani) to pewnego rodzaju grupa wybrańców, bo zakłada się, że tak potężną wiedzę, jaką oferuję biblioteka, nie jest w stanie przyswoić zwyczajny umysł. Można więc uznać to za podział między ludzi i nadludzi, śmiertelników i istoty nadzwyczajne, godne zaszczytu wkroczenia w te progi i późniejszego osiągnięcia sukcesu. Pojawia się magia, panowanie nad fizyką i molekułami, ale też czytanie w myślach czy podświadome manipulowanie i wpływanie na myśli innych.
Bo właśnie na manipulacjach i myślach opiera się The Atlas Six – na rozmowach między postaciami, budowanych relacjach, zawiązywanych sojuszach, wzajemnym rozgryzaniu się czy zemście. Nie ma co nastawiać się na szybką akcje i strzelanie z łuku jak w Igrzyskach Śmierci. Tu potyczki między bohaterami są raczej na poziomie intelektualnym: kto ma większą wiedzę, siłę woli, tupet czy też brak hamulców moralnych. A o moralności mówić będziemy bardzo dużo, o podziale ludzkości, o odnajdywaniu różnic między dobrem a złem, większym dobrem czy mniejszym złem, o znalezieniu bilansu między elitaryzmem i egalitaryzmem.
Nie jest to powieść dla młodszej młodzieży, to na pewno: są przekleństwa, są aluzje seksualne, ale też język wymaga nieco więcej skupienia i życiowego obycia. Dużo tu politycznych czy biznesowych sformułowań, naukowych dogmatów i języka nieco bardziej elokwentnego od tego, jaki podają nam współczesne historie dla nastolatków (tu też brawa należą się dla tłumacza) – myślę, że powieść najlepiej dotrze do odbiorców 16+ biorąc pod uwagę, co aktualnie czyta młodzież.
Podobają mi się bohaterowie, z których żaden nie jest biały lub czarny – każdy z nich chce wygrać, ma swoje motywacje, jednak każdy z innego powodu. Trochę jak Rin w Wojnach Makowych: możemy jej nie lubić, ale zdajemy sobie sprawę, że ma swoje logiczne powody i jest w stanie zrobić wszystko dla osiągnięcia swojego celu nawet, jeśli indywidualnie nam takie działania wydadzą się niewłaściwe. Szczególnie, że książka porusza też temat nierówności społecznych: nierównego startu między bohaterami, gdzie jeden urodził się we właściwym miejscu i czasie, a drugi na swój sukces musiał ciężko pracować. Zresztą ja już za stosunkowo nudne uznaję czytanie o superbohaterach ratujących świat ot tak, poświęcających się dla obcych ludzi – a tych morally grey postaci mamy przecież w naszym otoczeniu bardzo wielu, nie wszyscy nasi prywatni znajomi to przedstawiane często w lekturach szare myszki. Jest w The Atlas Six nawet cytat dotyczący konwenansu skromności – że "umniejszanie swojej wartości przestało być w dobrym tonie ze trzydzieści lat temu."
Myślę, że The Atlas Six głównie poleciłabym fanom stylistyki Dark Academia: jest tu mrocznie, ale bardzo spokojnie, wszystko dzieje się powoli i autorka stawia na nasz intelekt. Nazwałabym to Tajemną Historią Donny Tartt z nutką magii: coś jak Dziewiąty Dom Leigh Bardugo? A może Teatr Złoczyńców z wątkami z filmu Incepcja...?
Dostałam coś całkowicie innego, niżbym się spodziewała.
Jestem bardziej zadowolona z lektury, niż wskazywałyby na to moje dotychczasowe wybory gatunkowe.
Tajemnicze Towarzystwo Medejów, którzy opiekują się utrzymywaną w tajemnicy Biblioteką Aleksandryjską i jej zbiorami; zbiorami dotyczącymi zarówno historii czy matematyki, ale również magii. Co 10 lat rusza nowy nabór,...
2022-07
Ktoś na goodreads napisał "pov: you are in hell but you are still h0rny".
No trochę tak.
Królestwo Przeklętych to naprawdę godna kontynuacja Nikczemnych. Myślę, że utrzymuje poziom, a nawet daje coś więcej.
Ogromnie podoba mi się pomysł na przedstawienie siedmiu królestw, z których każde reprezentuje inny grzech. W ogóle te wszelkie intrygi, które w tym tomie wplotła Kerri Maniscalco są mega. Spoiler without context: chciałam napisać, że w tej książce jest motyw fake dating, ale w sumie to nie. A może...
Oczywiście tych łóżkowych scen też trochę jest, nie zawsze na łóżku w dodatku 🙃 akurat ero sceny wydały mi się momentami zbędne, ale zakładam, że teraz spicy jest modne i wiele osób tego szuka. Więc daję znać – spicy to tu jest i to bardzo. I tych bad boyów z tatuażami ciętym językiem też tu jest i to bardzo 😅
Stety-niestety można momentami mieć wrażenie, że kryminalna sprawa z pierwszego tomu, czyli poszukiwanie winnego śm!erci siostry Emilii, zeszła gdzieś na drugi plan. Ale jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż ją mamy i wiemy, że to właśnie ta sytuacja doprowadziła do aktualnych wydarzeń.
Myślę, że serię mogę polecić fanom takich historii jak Dwory od Sary J. Maas albo Krew i Popiół Jennifer L. Armentrout
Ktoś na goodreads napisał "pov: you are in hell but you are still h0rny".
No trochę tak.
Królestwo Przeklętych to naprawdę godna kontynuacja Nikczemnych. Myślę, że utrzymuje poziom, a nawet daje coś więcej.
Ogromnie podoba mi się pomysł na przedstawienie siedmiu królestw, z których każde reprezentuje inny grzech. W ogóle te wszelkie intrygi, które w tym tomie wplotła...
📎: Jako że Królestwo Ciała i Ognia jest kontynuacją, drugim tomem Krwi i Popiołu, nie będę tu poruszać kwestii spoilerowych i stricte fabularnych.
Jak być może pamiętacie – Krew I Popiół zaskoczył mnie pozytywnie. Spodziewałam się totalnej szmiry 🤣 jasne, poszło to w romans, ale świat fantastyczny stworzony przez Armentrout i zasady nim rządzące wydały się całkiem spoko i intrygujące. No i oczywiście wielki plot twist na koniec.
Tom drugi za to... ma Kierana. Uwielbiam tę postać i chcę jej więcej, to ten typ przyjaciela z ciętym językiem, co to poświęci dla Ciebie życie, ale potem będzie Cię po nocach nawiedzać, byś o tym nie zapomniał*. Taki Kenji z Dotyku Julii.
Tom sam w sobie natomiast to kolejna dawka polityczno-fantasy walk i intryg, mnóstwa nowych postaci, tu zdrada, tu pozorna zdrada, tu zdrada ukryta za zdradą. No i syndrom sztokholmski jak się patrzy. I nie da się, po prostu nie da się nie pomyśleć o tym, co znajdziemy w Dworach Sary J. Maas. To dokładnie ten sam vibe – więc dla fanów polecam jak najbardziej.
Ja jednak w którymś momencie poczułam się... zmęczona? Zagubiona w tym wszystkim? A może po prostu po tym bardzo dobrze odebranym pierwszym tomie spodziewałam się, że ten będzie "bardziej"? Może zwyczajnie bardziej skupiłam się na literackim aspekcie, zamiast wczuć się w bohaterów i przeżywać razem z nimi?
Nie żałuję spędzonego przy tej serii czasu. Całkowicie rozumiem, skąd na nią taki hype, dlaczego ma tyle fanów i wiem, co może się podobać – bo chociaż literacko nie są to szczyty, stanowi naprawdę dobrą zabawę dla fanów historii tego typu. 60% użytkowników Goodreads dało jej 5 gwiazdek. Kolejne 25% – cztery. Oceny jednogwiazdkowe nie stanowią nawet jednego procenta ocen. To chyba mówi samo przez się – jeżeli ktoś uwielbia ten klimat, pokocha tę powieść jeszcze bardziej, niż część pierwszą.
📎: Jako że Królestwo Ciała i Ognia jest kontynuacją, drugim tomem Krwi i Popiołu, nie będę tu poruszać kwestii spoilerowych i stricte fabularnych.
Jak być może pamiętacie – Krew I Popiół zaskoczył mnie pozytywnie. Spodziewałam się totalnej szmiry 🤣 jasne, poszło to w romans, ale świat fantastyczny stworzony przez Armentrout i zasady nim rządzące wydały się całkiem spoko i...
2022-02-05
RECENZJA: https://www.wybrednamaruda.pl/2022/02/mroczne-opowiadania-dla-dorosych-czyli.html
Uwielbiam sięgać po książki, które czymś mnie zaskoczą – czy to plot twistem fabularnym, czy nietypowym formatem. Doceniam oryginalność i właśnie ona jest główną zaletą zbioru opowiadań dla dorosłych, Straszliwe młode damy i inne osobliwie historie stworzonego przez Kelly Barnhill, autorkę do tej pory kojarzoną głównie z literaturą dla dzieci ("Dziewczynka, która wypiła księżyc").
Tak naprawdę "Straszliwe młode damy..." trudno jest zakwalifikować do jakiejkolwiek kategorii, jakiegokolwiek gatunku, polecić konkretnej grupie osób. Mam wrażenie, że autorka płynnie porusza się po ich granicach delikatnie łamiąc drobne schematy lub dołączając do swojej historii coś, co na pierwszy rzut oka nie ma żadnych elementów wspólnych z jej tytułem. Dlatego też trudno będzie ten tytuł ocenić – wiele zależeć będzie od osobistych preferencji czytelnika i tego, jak to szalone połączenie, te niespodziewane rozwiązania, wpasują się w jego gust.
Mamy tu bowiem zbiór krótkich i pełnych metafor opowiadań z elementami fantastycznymi, mrocznymi i krwawymi, w których w większości głównymi bohaterkami są kobiety, tytułowe straszliwe młode damy. To często kobiety zranione, zmęczone, skrzywdzone, ale też pełne siły, mocy, chęci władzy czy zemsty. W jednej historii poznamy damę, którą kochają wszyscy – ona jednak oddała serce najbardziej niedostępnemu zwierzęciu wioski; w drugiej poznamy dziewczynę pełną tęsknoty, której wciąż towarzyszy dusza kochanka. Opowiadania są zrealizowane w taki sposób, że jeden czytelnik potraktuje je bardzo dosłownie, jako magię i stwory przeniesione do naszego świata, często mało logiczne i z niedokończonymi wątkami, inny jako poetyckie przedstawienie kłębiących się w każdym z nas emocji, czasem wyolbrzymione, czasem ukryte pod postacią zwierzęcia czy przedmiotu. Mimo że w każdym opowiadaniu towarzyszymy danej postaci tylko przez chwilę, to w pojedynczych, metaforycznych i poetyckich zdaniach dzieje się tule dwuznacznych wydarzeń, że nie zawsze na pierwszy rzut oka dostrzeżemy, w jakiej sytuacji ta postać się znajduje (przy opowiadaniu z Astronomem sama poczułam, jakbym dostała obuchem w głowę, gdy dotarło do mnie, o czym czy też o kim faktycznie może pisać autorka). Stąd pewna jestem, że jedni fabułą i formą będą zachwyceni, inni negatywnie zaskoczeni, niejako skołowani i rozczarowani. Możliwe też, że każdy z nas zrozumie przesłanie inaczej, lub nie zrozumie go wcale.
Przenikanie do sfery fantastycznej jest w narracji na tyle płynne, że niejednokrotnie trudno będzie jednoznacznie stwierdzić, czy dzika natura lub niezwykłe wydarzenia będą faktycznymi elementami paranormalnymi, czy tylko poetycką metaforą, jaką posługuje się autorka, by coś nam przedstawić. Przykładowo, gdy jedna z postaci umiera w wypadku, nie powie nam się tego bezpośrednio – przeczytamy za to o dźwiękach metalu, o krwistoczerwonych różach z benzyny kwitnących na asfalcie i o duszy szybującej do gwiazd. Styl pisania jest tu bardzo bliski do poezji, więc może stanowić dobry prolog do rozpoczęcia przygody z typowymi tomikami poezji
Straszliwe... zaskakują na każdym kroku. Autorka zabiera nas w niezwykle baśniowy i surrealistyczny świat pełen stworów czy dzikich zwierząt, jednak wciąż są to opowiadania skierowane do dorosłego odbiorcy – pełne brutalności, śmierci, krwi i uniwersalnych tematów, takich jak miłość, nadzieja czy władza. Co ważne, to nie jest literatura prosta czy oczywista w swoim przekazie. Piękny, poetycki język, którym posługuje się Barnhill, ukrywa między wierszami i pod rozbudowanymi metaforami trudne historie i okrutne prawdy, a niejednokrotnie są one przemycone w taki sposób, by dotarły do nas dopiero po zakończonej lekturze.
RECENZJA: https://www.wybrednamaruda.pl/2022/02/mroczne-opowiadania-dla-dorosych-czyli.html
Uwielbiam sięgać po książki, które czymś mnie zaskoczą – czy to plot twistem fabularnym, czy nietypowym formatem. Doceniam oryginalność i właśnie ona jest główną zaletą zbioru opowiadań dla dorosłych, Straszliwe młode damy i inne osobliwie historie stworzonego przez Kelly Barnhill,...
2021-09-28
"Dokładnie pamiętam moment, w którym zrozumiałam, że odkryłam już wszystko, co jest do odkrycia. Że oto zgłębiłam tajemnicę życia – jemy, śpimy, rozmnażamy się, umieramy. A wszystko inne to tylko próby znalezienia sobie czegoś do roboty."
Mam wrażenie, że każdy z nas stanął lub stanie kiedyś przed decyzją dotyczącą tego, co dalej zrobić ze swoim życiem. To najczęściej dzieje się po szkole, po studiach, kiedy zastanawiamy się, w jakim kierunku dalej powinniśmy podążać. I właśnie w tym momencie życia znajduje się główna bohaterka książki "Pół roku na Saturnie". Kiedy ma dokładnie pół roku na to, żeby zdecydować, jak będzie wyglądało jej dalsze życie. Mieszka w Korei, żyje w azjatyckiej kulturze, z multikulturowymi znajomymi, w rozwiniętym technologicznie świecie pełnym FOMO, który podpowiada jej różne drogi – ale życie ludzkie jest zbyt krótkie, by każdą z tych dróg zdążyć sprawdzić. Dlatego dziewczyna zaczyna szukać: w książkach, poradnikach psychologicznych, na YouTube, w kartach tarota, w horoskopach, u różnych przywódców religijnych czy wzorując się na celebrytach. Lepiej zmienić swój wygląd czy myślenie? Zacząć uprawiać sport czy zostać weganką? Obejrzeć najlepsze filmy świata i próbować zrozumieć reżysera? A może wrócić do uwielbianych produkcji i obejrzeć je po raz setny? Zająć się afirmacją życia czy rozkręcić szalony biznes? Wszędzie szuka siebie, tego kim jest i kim być powinna. Zaczyna interpretować i planować swoje każde działanie. Tylko czy starczy jej czasu? Może i na Saturnie, planecie odpowiadającej jej znakowi zodiaku, mija aż 7 lat, jednak na Ziemi to tylko pół roku...
"Dokładnie pamiętam moment, w którym zrozumiałam, że odkryłam już wszystko, co jest do odkrycia. Że oto zgłębiłam tajemnicę życia – jemy, śpimy, rozmnażamy się, umieramy. A wszystko inne to tylko próby znalezienia sobie czegoś do roboty."
Mam wrażenie, że każdy z nas stanął lub stanie kiedyś przed decyzją dotyczącą tego, co dalej zrobić ze swoim życiem. To najczęściej...
2021-09-12
Czy da się do jednej książki młodzieżowej wcisnąć wszystkie tematy, jakie dla współczesnej młodzieży są istotne? Albo i jeszcze więcej? Feminizm i seksizm ("nie wygrasz, bo jesteś dziewczyną! Malujesz się dla chłopaka? No feministką to ty nie jesteś!"), ambicje i wysokie wymagania rodziców wobec dzieci (ucz się! Idź do normalnej pracy, a nie przed komputerem siedzisz!), a do tego wychowanie w nowej kulturze, rasizm i dyskryminacja rasowa, a nawet etyczne dziennikarstwo. Takie tematy porusza "Cała szkoła mówi o mnie", spodoba Wam się, jeżeli polubiliście książkę lub film Moxie. Nasza główna bohaterka chce zostać przewodniczącą gazetki szkolnej, co jej się nie udaje, więc zakłada, że to przez wszechobecny w szkole seksizm i gorsze traktowanie dziewcząt. Pewnie byłoby łatwiej organizować wszelkie feministyczne protesty, gdyby ten przeciwnik nie był takim przystojnym sportowcem... I gdyby matka nie narzucała konserwatywnego chińskiego wychowania... A jak to się skończy? – przeczytacie sami!
Zajrzyjcie też na kanał YouTube Wybrednej Marudy, bo tam właśnie pojawił się reading vlog i moje bardziej szczegółowe wrażenia z lektury!
Czy da się do jednej książki młodzieżowej wcisnąć wszystkie tematy, jakie dla współczesnej młodzieży są istotne? Albo i jeszcze więcej? Feminizm i seksizm ("nie wygrasz, bo jesteś dziewczyną! Malujesz się dla chłopaka? No feministką to ty nie jesteś!"), ambicje i wysokie wymagania rodziców wobec dzieci (ucz się! Idź do normalnej pracy, a nie przed komputerem siedzisz!), a...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-30
To jest taka książka, która powinna mi się spodobać. Młodzieżowy kryminał, główna bohaterka naśladująca Sherlocka, intryga do rozwikłania - a jednak nie pykło.
Przede wszystkim od pierwszych stron jesteśmy zasypywani masą postaci i imion. Zaczęłam je sobie spisywać w zeszycie. Serio. Zajęło mi to 3 strony. Serio.
Po drugie wędrujemy w czasie - rozwiązujemy jednocześnie zagadkę z przeszłości, w której porwano żonę i córkę założyciela szkoły, oraz w teraźniejszości, w której Stevie próbuje rozwikłać tajemnicę sprzed lat, tym samym wnikając w jakąś nową. I w dziwne przyjaźnie. I dziwne romanse. To skakanie w chronologii, ale też w nacisku kładzionym raz na morderstwo, a raz na relację między nastolatkami, naprawdę mi nie pomogło. Wszystkiego było dużo i nie wiedziałam, czego uczepić się myślami.
Pomysł na wierszyki od Nieodgadnionego świetny, chociaż w oryginale brzmiały lepiej - sprawdzałam.
Plusem na pewno jest fakt, że bohaterowie są różnorodni i na swój sposób prawdziwi i że jest tu jakaś rozbudowana i dobrze zaplanowana intryga. Chociaż czy dobrze to się jeszcze dowiemy, bo tu nie dostajemy ŻADNYCH ODPOWIEDZI! Na koniec jest wielki plot twist i ok, szanuję to w książkach, ale przydałby się taki, który coś nam odwraca, zmienia wizję, albo układa w głowie porozsypywane wszędzie puzzle. Tymczasem ten jest... nowy. Kolejny. Kolejne pytania i żadnych odpowiedzi. Cała książka się dzieje, ale TYLKO się dzieje. Nie prowadzi do żadnego konkretnego punktu, rozwiązania, chociażby wniosków. Nie wiemy nic ani my, ani bohaterka. Podejrzewam, że to będzie jedna z tych serii, którą najlepiej oceniać w całości, bo po pierwszym tomie po prostu nie umiem tego zrobić. Ale nie oszukujmy się - do zdobycia kontynuacji już dawno zapomnę o wszystkich istotnych tropach i szczegółach.
To jest taka książka, która powinna mi się spodobać. Młodzieżowy kryminał, główna bohaterka naśladująca Sherlocka, intryga do rozwikłania - a jednak nie pykło.
Przede wszystkim od pierwszych stron jesteśmy zasypywani masą postaci i imion. Zaczęłam je sobie spisywać w zeszycie. Serio. Zajęło mi to 3 strony. Serio.
Po drugie wędrujemy w czasie - rozwiązujemy jednocześnie...
2016-12
Nie zdarzają się powieści dla młodzieży tak przerażające, że jednak młodzieży nie polecam ich czytać. A nie. Jednak się zdarzają.
Margo jest powieścią totalnie psychopatyczną i przerażającą. Jeżeli wydaje Wam się, że historia nastoletniej Margo mierzącej się z kłopotami dnia codziennego, problemami rodzinnymi, urozmaicona o poznanie chłopaka, z którym będzie poszukiwać mordercy okaże typowym new adult - to jesteście w błędzie. Tego tytułu nie da się nazwać romansem, nie da się nazwać płytką młodzieżówką - tak dużej ilości psychologicznych wątków i psychodelicznego klimatu pomieszanego z kryminałem dawno nie widziałam. Autorka pokazuje nam, jak negatywny wpływ na człowieka może mieć środowisko patologiczne, w którym żyje. I jej styl pisarski robi to w niezwykle bolesny sposób.
Tarryn Fisher poznałam po raz pierwszy przez okazji Never Never. Dzięki najnowszemu spotkaniu domyślam się, że to właśnie Tarryn napisała w tamtym duecie te ciekawsze i bardziej mroczne partie, a Colleen Hoover wzięła na siebie spartolenie całości romansem. W wypadku Margo bowiem Fisher zdecydowała się na bardzo trudną i rzadko poruszaną tematykę. Był to również krok nieco ryzykowny ze względu na fakt, że nie przepadamy za bohaterami, którzy podejmowaliby niezrozumiałe dla nas decyzje. Dopiero gdy dotrze do nas, co przeżywa główna bohaterka i jak działało to na jej psychikę, możemy zrozumieć, skąd bierze się jej zachowanie.
Ta lektura jest ciężka. Nie jest długa, ale jej każda strona została przepełniona bólem, cierpieniem, zapachem roznoszącym się w melinach, patologiami, narkotykami, alkoholem i zaschniętą krwią. Często odkładałam ją na bok, bo czułam się wyjątkowo przytłoczona i pesymistycznie nastawiona do świata. Nie jestem więc pewna, czy jest to powieść odpowiednia dla niedojrzałych czytelników, a przypuszczenia takie pojawiły się w mojej głowie po przeczytaniu posłowia od Tarryn. Mam wrażenie, że doszukiwałam się w powieści dobrego przesłania i tłumaczyłam ją sobie jako pokazanie, do czego prowadzi zło - złe środowisko czy podejmowanie złych decyzji. Tymczasem autorka przeraziła mnie słowami sugerującymi, że jej historia jest niejako odzwierciedleniem jej myśli i tego, co niejednokrotnie miała ochotę zrobić. Dużo zależy od psychiki czytelnika, ale obawiam się, że nieprawidłowa interpretacja treści tej książki może mieć na niektórych wręcz negatywny wpływ.
Margo jest młodzieżowym kryminałem, ale jednocześnie historią dobrą do interpretacji na zajęciach z filozofii czy etyki, czy też zachęcają do własnych refleksji na temat mniejszego zła, większego dobra i dylematu wagonika. To na tym pojęciu skupia się całą opowieść i przez kolejne strony towarzyszy nam znane moralne pytanie - czy jesteśmy w stanie zabić jedną osobę wiedząc, że dzięki temu uratujemy 5 innych? Książka jest wyjątkowo dobra, jedna z ciekawszych, z jakimi miałam styczność, jednak należy do niej podejść w odpowiedni sposób i MYŚLEĆ. Jeżeli interesuje Was zmiksowana wersja Byliśmy Łgarzami, Pod Kloszem, Dziewczyny w walizce i Mary Dyer, to tym właśnie jest Margo. To opowieść mroczna, bolesna i zaskakująca, po której nie wiemy, czego się spodziewać, w której myśli narratorki mogą nas przytłoczyć, a całość nabiera sensu dopiero po głębszej refleksji.
To opowieść przerażająca na różnych poziomach.
Lub znowu coś nadinterpretuję.
Bo własne myśli zaskoczyły mnie po tej lekturze.
Blog: http://secret-books.blogspot.com/2017/01/najbardziej-psychopatyczny-krymina-dla.html
Youtube: https://www.youtube.com/watch?v=zeFpabHG9n4
Nie zdarzają się powieści dla młodzieży tak przerażające, że jednak młodzieży nie polecam ich czytać. A nie. Jednak się zdarzają.
Margo jest powieścią totalnie psychopatyczną i przerażającą. Jeżeli wydaje Wam się, że historia nastoletniej Margo mierzącej się z kłopotami dnia codziennego, problemami rodzinnymi, urozmaicona o poznanie chłopaka, z którym będzie poszukiwać...
2017-09-30
+18, kryminał, krew, wnętrzności, życie lekarzy, psychologia, czarny humor, thriller, psychopaci, mordercy, przekleństwa, kobiece
Video: https://www.youtube.com/watch?v=8dpJm2FF85o
W warszawskim szpitalu psychiatrycznym znalezione zostają zwłoki kobiet. Natomiast młoda, charyzmatyczna, ciesząca się powodzeniem u mężczyzn lekarka Joanna Skoczek zaczyna dostawać niepokojące liściki od tajemniczego wielbiciela. Czy Joannie uda się odkryć tożsamość mordercy, zanim i jej zagrozi niebezpieczeństwo?
Co mnie zachwyciło?
- fabuła. Przede wszystkim. Bo chociaż nie podejrzewałam najbardziej oczernionej osoby i w którymś momencie zapaliła mi się lampeczka, to nie przewidziałam, kto jest mordercą. A to rzadko mi się zdarza.
- Zadrożny <3
- poczucie humoru. Świetne żarty sytuacyjne z górnej półki. Niewymuszone.
- styl autorki. Przeważnie czytając coś naszych rodzimych autorów czuję pewną... prostotę? Coś, co nie do końca mi leży. Tu miałam wrażenie, że czytam zagraniczny, bestsellerowy thriller psychologiczny.
- prymu w całej historii nie wiedzie romans, chociaż...
Mogło być lepiej, bo:
- wcisnęłabym tu więcej scen z Zadrożnym. Ale to moje prywatne życzenie, nie literackie. ^^
- dokończyłabym kilka wątków. W historii pojawia się wiele postaci, które robią nas w bambuko podczas poszukiwań mordercy, ale ich sprawy nie są zamknięte i w zasadzie nie wiadomo, co się z nimi wszystkimi dzieje i co stało za ich zachowaniem
Ogólnie jestem bardzo zadowolona. I na pewno będę sięgała po kolejne książki autorki Katarzyny Bereniki Miszczuk, bo całkowicie zakochałam się w jej umiejętnościach.
+18, kryminał, krew, wnętrzności, życie lekarzy, psychologia, czarny humor, thriller, psychopaci, mordercy, przekleństwa, kobiece
Video: https://www.youtube.com/watch?v=8dpJm2FF85o
W warszawskim szpitalu psychiatrycznym znalezione zostają zwłoki kobiet. Natomiast młoda, charyzmatyczna, ciesząca się powodzeniem u mężczyzn lekarka Joanna Skoczek zaczyna dostawać niepokojące...
2017-10-30
1. Dostałam fasolę.
2. Po przeczytaniu tej książki mój mózg jest fasolą.
Tak się składa, że spotkałam się z Tarryn Fisher już w kilku książkach.
Każda tak samo działa na moją psychikę.
Robi z niej armagedon.
Teraz ponownie chwalę ją za psychologiczne podejście do kreacji bohaterów, brak oczywistości oraz tworzenie antybohaterów.
Ponownie ganię ją za wątek z pisarstwem. I robię porządną psychoanalizę na temat tego, dlaczego nie lubimy czytać o mrocznych postaciach, ale tych superbohaterów też nie cierpimy.
Szczegóły:
https://youtu.be/JkbEKqFENGc
1. Dostałam fasolę.
2. Po przeczytaniu tej książki mój mózg jest fasolą.
Tak się składa, że spotkałam się z Tarryn Fisher już w kilku książkach.
Każda tak samo działa na moją psychikę.
Robi z niej armagedon.
Teraz ponownie chwalę ją za psychologiczne podejście do kreacji bohaterów, brak oczywistości oraz tworzenie antybohaterów.
Ponownie ganię ją za wątek z pisarstwem. I...
2017-07-25
Kiedy usłyszałam o tej książce za granicą wiedziałam, że będę chciała po nią sięgnąć. Nie mogłam doczekać się polskiej premiery. Bałam się, że ze względu na mój brak sympatii do powieści historycznych, będę nią poważnie rozczarowana. Okazało się jednak, że jest młodzieżowo, romantycznie i co najważniejsze - zaskakująco! Ta książka zniszczyła mój mózg!
Więcej: https://www.youtube.com/watch?v=A8rmdgPnAL4
Kiedy usłyszałam o tej książce za granicą wiedziałam, że będę chciała po nią sięgnąć. Nie mogłam doczekać się polskiej premiery. Bałam się, że ze względu na mój brak sympatii do powieści historycznych, będę nią poważnie rozczarowana. Okazało się jednak, że jest młodzieżowo, romantycznie i co najważniejsze - zaskakująco! Ta książka zniszczyła mój mózg!
Więcej:...
2017-02-01
Zazwyczaj, jeżeli w książkach czy w filmach giną ludzie, to mnie to nie rusza. Czasem nawet jestem skłonna ponaśmiewać się ze sztucznego ketchupu wykorzystanego zamiast krwi. Ale na krzywdę zwierząt patrzeć nie potrafię. Jestem za wrażliwa. Kiedyś chciałam zostać weterynarzem. Zrezygnowałam, bo nie byłabym w stanie uśpić psa.
Zaczęło się od książki "Pies, który jeździł koleją". Nie polecam. Nigdy nie zapomnę, jak oglądałam kiedyś film "Długa podróż do domu". Nie polecam. "Mój przyjaciel Hachiko". Nie polecam. Jeżeli chcecie oddychać, zamiast krztusić się łzami - szczerze nie polecam.
Potem zobaczyłam zwiastun filmu "Był sobie pies". I niemal poryczałam się na tym zwiastunie. Wiedziałam, że będę chciała go obejrzeć, bo mam takie masochistyczne tendencje, ale najpierw koniecznie musiałam przeczytać książkę. Tak czułam. I w moich rękach znalazła się powieść o cudnej okładce, czyli "Był sobie pies" W. Bruce'a Camerona. Spodziewałam się, że w tym wypadku płaczu nie będzie ze względu na to, że jest to historia o kilku żywotach jednego psa. Skoro pies ma do wykonania konkretną misję i będzie towarzyszyć nam przez całą książkę, tylko za każdym razem odziany w inną maść i rasę i że zawsze będzie się przecież odradzał, to na pewno nie będzie smutno. Myliłam się.
Kiedy czyta się o tym, jak pies patrzy na świat, jak interpretuje niektóre wydarzenia, to naprawdę to jest tak urocze, że zaraz robi się ciepło na serduszku, gardło się zaciska i łzy się zbierają w częściach oka, których nazw nie znam, mimo że nie dzieje się nic smutnego. Ale tu ta narracja jest niezwykle prawdziwa, poczułam się, jakbym słuchała jakiegoś psiego dubbingu. Na początku słuchamy myśli głupiutkiego szczeniaczka, gdy robi coś, co podpowiada mu instynkt, gdy wydaje mu się, że ma na imię "siad", albo "zostaw", bo tak najczęściej zwracają się do niego dwunożni, albo dowiadujemy się, co czuję pies zamknięty w samochodzie w upalny dzień. Poznajemy prawdziwe psie historie, zarówno rasowców prosto z wystaw, policyjnych owczarków, jak i bezpańskich kundli. Niezwykłe jest również to, że oprócz psich żywotów, przyglądamy się także ludzkim problemom. Plusem narracji jest niepokazanie ich z punktu widzenia osoby trzeciej, obserwatora, ale samego psa, nie do końca rozumiejącego zachowanie ludzkie. Czytelnik zdaje sobie sprawę, że wyrzucenie przez kobietę błyszczącego kółka z palca oznacza rozwód, choć pies wie jedynie, że coś podpowiada mu pocieszenie właścicielki. Wiemy także, czym jest "szkoła", mimo że dla psiaka jest to okres czasu, kiedy nie ma przy nim jego najmłodszego pana.
Zazwyczaj, jeżeli w książkach czy w filmach giną ludzie, to mnie to nie rusza. Czasem nawet jestem skłonna ponaśmiewać się ze sztucznego ketchupu wykorzystanego zamiast krwi. Ale na krzywdę zwierząt patrzeć nie potrafię. Jestem za wrażliwa. Kiedyś chciałam zostać weterynarzem. Zrezygnowałam, bo nie byłabym w stanie uśpić psa.
Zaczęło się od książki "Pies, który jeździł koleją". Nie polecam. Nigdy nie zapomnę, jak oglądałam kiedyś film "Długa podróż do domu". Nie polecam. "Mój przyjaciel Hachiko". Nie polecam. Jeżeli chcecie oddychać, zamiast krztusić się łzami - szczerze nie polecam.
Potem zobaczyłam zwiastun filmu "Był sobie pies". I niemal poryczałam się na tym zwiastunie. Wiedziałam, że będę chciała go obejrzeć, bo mam takie masochistyczne tendencje, ale najpierw koniecznie musiałam przeczytać książkę. Tak czułam. I w moich rękach znalazła się powieść o cudnej okładce, czyli "Był sobie pies" W. Bruce'a Camerona. Spodziewałam się, że w tym wypadku płaczu nie będzie ze względu na to, że jest to historia o kilku żywotach jednego psa. Skoro pies ma do wykonania konkretną misję i będzie towarzyszyć nam przez całą książkę, tylko za każdym razem odziany w inną maść i rasę i że zawsze będzie się przecież odradzał, to na pewno nie będzie smutno. Myliłam się.
Kiedy czyta się o tym, jak pies patrzy na świat, jak interpretuje niektóre wydarzenia, to naprawdę to jest tak urocze, że zaraz robi się ciepło na serduszku, gardło się zaciska i łzy się zbierają w częściach oka, których nazw nie znam, mimo że nie dzieje się nic smutnego. Ale tu ta narracja jest niezwykle prawdziwa, poczułam się, jakbym słuchała jakiegoś psiego dubbingu. Na początku słuchamy myśli głupiutkiego szczeniaczka, gdy robi coś, co podpowiada mu instynkt, gdy wydaje mu się, że ma na imię "siad", albo "zostaw", bo tak najczęściej zwracają się do niego dwunożni, albo dowiadujemy się, co czuję pies zamknięty w samochodzie w upalny dzień. Poznajemy prawdziwe psie historie, zarówno rasowców prosto z wystaw, policyjnych owczarków, jak i bezpańskich kundli. Niezwykłe jest również to, że oprócz psich żywotów, przyglądamy się także ludzkim problemom. Plusem narracji jest niepokazanie ich z punktu widzenia osoby trzeciej, obserwatora, ale samego psa, nie do końca rozumiejącego zachowanie ludzkie. Czytelnik zdaje sobie sprawę, że wyrzucenie przez kobietę błyszczącego kółka z palca oznacza rozwód, choć pies wie jedynie, że coś podpowiada mu pocieszenie właścicielki. Wiemy także, czym jest "szkoła", mimo że dla psiaka jest to okres czasu, kiedy nie ma przy nim jego najmłodszego pana.
Podziwiam również autora za wiedzę. Historie, które opowiedział w tej książce, często odwołują się do jego prawdziwych czworonożnych przyjaciół z przeszłości. Jednak niektóre sceny przedstawiające i wyjaśniające zachowanie psów są tak realistyczne, że - jestem pewna - autor musiał zgłębiać tematy związane w weterynarią i behawiorystyką. Albo w poprzednim życiu był goldenem. W każdym razie wszystko, co czytamy sprawia, że inaczej zaczynamy patrzeć na nasze własne psy. W moim wypadku tak było.
Jeżeli ktoś z Was kocha psy tak bardzo jak ja to myślę, że też będzie "Był sobie pies" zauroczony. Co prawda w pewnym momencie zdałam sobie sprawie, że nie patrzę na tę pozycję z perspektywy tego, jak oceniam inne książki. Te psiaki tak zawładnęły moim sercem, że tu mogłaby być literówka na literówce, fabuła mogłaby nie kleić się zupełnie, a i tak kompletnie nie robiłoby to na mnie wrażenia. Najważniejsze były emocje i fakt, że staramy się robić wszystko, by nie zalać kolejnych stron łzami.
Zobacz także kłótnię trzech części mojego umysłu na temat tej książki:
https://www.youtube.com/watch?v=nGesH7AqP0Y
Zazwyczaj, jeżeli w książkach czy w filmach giną ludzie, to mnie to nie rusza. Czasem nawet jestem skłonna ponaśmiewać się ze sztucznego ketchupu wykorzystanego zamiast krwi. Ale na krzywdę zwierząt patrzeć nie potrafię. Jestem za wrażliwa. Kiedyś chciałam zostać weterynarzem. Zrezygnowałam, bo nie byłabym w stanie uśpić psa.
Zaczęło się od książki "Pies, który jeździł...
2015-04
ZAKON MIMÓW
/ Samatha Shannon
RECENZJA NIE ZAWIERA SPOILERÓW DO TOMU PIERWSZEGO!
Chciałabym mieć taki mózg jak Samatha Shannon. Samatha, która w wieku dwudziestu kilku lat stworzyła opowieść tak dopracować, tak wymyślną, przemyślaną na każdym kroku, gdzie żaden detal nie jest przypadkowy, przy której czytaniu trzeba wysilić wszystkie szare komórki by pojąć skomplikowane nazewnictwo i hierarchię całego wykreowanego od podstaw świata. Samanthę, która napisała tak uwielbiany i wychwalany przeze mnie na każdym kroku Czas Żniw. A teraz Sajon znów się przebudził. Czas na zjednoczenie. Koniec czuwania. Trzeba działać. Kryptonim: Zakon Mimów.
Seria Samathy Shannon rozgrywa się w roku 2059, w świecie wypełnionym istotami o przedziwnych mocach. Wśród nich jest dziewiętnastoletnia Paige Mahoney pracująca w kryminalnym podziemiu, potrafiąca włamywać się do umysłów, do sennych krajobrazów, gdzie przechowywane są wspomnienia i w ten sposób zdobywa niezbędne informacje i niesie śmierć. W Londynie pojawiają się Emmici i Refaici, rozpoczynają się zamieszki i walki o władzę.
Ciąg dalszy + video recenzja:
http://secret-books.blogspot.com/2015/04/witajcie-ponownie-w-sajonie-czytamy.html
ZAKON MIMÓW
/ Samatha Shannon
RECENZJA NIE ZAWIERA SPOILERÓW DO TOMU PIERWSZEGO!
Chciałabym mieć taki mózg jak Samatha Shannon. Samatha, która w wieku dwudziestu kilku lat stworzyła opowieść tak dopracować, tak wymyślną, przemyślaną na każdym kroku, gdzie żaden detal nie jest przypadkowy, przy której czytaniu trzeba wysilić wszystkie szare komórki by pojąć skomplikowane...
2017-03-29
Problem z czytaniem kolejnych tomów jakiejś serii z roczną przerwą między każdym kolejnym może wystąpić następujący: nic nie pamiętamy.
Czas Żniw szczerze pokochałam - za pomysł i za bohaterów. Z Zakonem Mimów było już nieco gorzej, bo seria młodziutkiej Samanthy Shannon okazała się niesłychanie dopracowana, szczegółowa i skomplikowana. Ten sam problem pojawił się podczas lektury Pieśni Jutra, czyli już trzeciego tomu serii. Autorka bowiem nie ma w zwyczaju przypominać nam wyjątkowo dosadnie tego, co czytaliśmy rok temu, a akcję zaczyna dokładnie w tym samym momencie, w którym ją zakończyła. W takich momentach stwierdzam "trzeba było sobie całość zmaratonizować". Albo chociaż zapoznać się z dodatkiem.
Od początku byłam zafascynowana pomysłem Samanthy na stworzenie świata przepełnionego jasnowidzeniem. Wiele czasu można poświęcić na zgłębianie jego budowy. A nawet trzeba, by móc wszystko zrozumieć. To także zbiorowisko mnóstwa cudownych, kolorowych postaci. Tu właśnie pojawia się Jaxon, o którym wszyscy wokół opowiadają. Choć w tym, trzecim tomie, pojawia się stanowczo rzadziej, niżbym tego chciała.
Pieśń Jutra nieco różni się od poprzednich części serii. Coraz bardziej zbliżamy się do dystopii przepełnionych brutalną walką o władzę i budowaniem hierarchii. Momentami wyczuwałam inspirację wojnami z przeszłości kraju, przez co można poczuć się, jak przy lekturze powieści historycznej. Jak możecie się domyśleć - te ciągłe bitwy, tajemnice i zdrady wiążą się z poniesieniem pewnych strat, również w naszych bohaterach. Paige będzie musiała myśleć, planować i wybrać najlepsze rozwiązanie, by powstrzymywać wrogów i ochronić swoją rasę.
Jestem ogromną fanką tej serii, ale nie powiem, bym była zachwycona tym tomem. Druga połowa książki była znacznie lepsza - tam rzeczywiście nie mamy nawet czasu na zaczerpnięcie powietrza. W pierwszej połowie jest stosunkowo nudno, bo to tylko planowanie nadchodzących walk. Te pierwsze 200 stron, mała przystępność informacji, duże dawki polityki oraz ciągły problem z zapamiętaniem poszczególnych postaci i faktów trochę jednak uszczkną na ocenie. Ale to wciąż te zaskakujące zakończenia. Wciąż mój Czas Żniw. Wciąż moja Shannon.
Książka trafia na stos:
Autor ma łeb jak sklep
http://www.nastosie.pl/2017/03/piesn-jutra-przedpremierowo-od-samanthy.html
Problem z czytaniem kolejnych tomów jakiejś serii z roczną przerwą między każdym kolejnym może wystąpić następujący: nic nie pamiętamy.
Czas Żniw szczerze pokochałam - za pomysł i za bohaterów. Z Zakonem Mimów było już nieco gorzej, bo seria młodziutkiej Samanthy Shannon okazała się niesłychanie dopracowana, szczegółowa i skomplikowana. Ten sam problem pojawił się podczas...
2020-06-23
Mam wrażenie że to jakiś new adultowy pride erotyk dla młodzieży. Początek wydawał się ok, taki uroczy i zabawny. Potem okazało się, że wszystkie dialogi między tą dwójką to jedynie wysyp aluzji seksualnych. Miałam nadzieję, że większy nacisk będzie położony na politykę i na fakt, czy książę Walii może być gejem, jak przyjmuje to prasa i społeczeństwo. Osobiście najbardziej zainteresowały mnie wątki relacji rodzinnych, szczególnie rodzeństwa. Ale one także zostały odsunięte na bok na rzecz romansu.
Więc - jeżeli szukasz queerowego, dowcipnego i młodzieżowego lekkiego erotyka z mnóstwem nawiązań do kultury i popkultury - czytaj śmiało.
Wiem, że dużo osób narzeka na błędy w tłumaczeniu, redakcji, korekcie. Może krytyka literackiego ze mnie nie będzie, ale się na ten temat nie wypowiem, bo 1. Nie znam oryginału i nie mam porównania, 2. Często nie zwracam uwagi na jakieś duperelki, skupiam się na ogólnym kontekście, na całej historii, zamiast na odrębnych zdaniach. Ale tak, były fragmenty, w których coś mi nie grało i zgrzytało. Jednak nadal – to, co głównie mi się nie podobało, to nie styl, a pomysł i postacie.
Warto też zaznaczyć, że ta książka jest stworzona niejako typowo pod rynek amerykański, mnóstwo tam nawiązań do ich kultury i historii i człowiek, który w tym nie siedzi, może poczuć się wręcz przytłoczony liczbą elementów związanych z polityką, edukacją, prasą czy z muzyką, które są nam obce, bo występują jedynie za granicą lub tylko tam są popularne. Więc i problem dla niezorientowanego czytelnika i dla tłumacza, który powinien przy tym pogrzebać bardziej, niż przy zwyczajnej obyczajówce.
Mały dowód:
Mam wrażenie że to jakiś new adultowy pride erotyk dla młodzieży. Początek wydawał się ok, taki uroczy i zabawny. Potem okazało się, że wszystkie dialogi między tą dwójką to jedynie wysyp aluzji seksualnych. Miałam nadzieję, że większy nacisk będzie położony na politykę i na fakt, czy książę Walii może być gejem, jak przyjmuje to prasa i społeczeństwo. Osobiście najbardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie podejrzewałam, że tak mi się spodoba, bo polityczne intrygi to mnie mniej niż bardziej interesują, ale kurcze, trzymało w napięciu jak porządny film sensacyjny!
Nie podejrzewałam, że tak mi się spodoba, bo polityczne intrygi to mnie mniej niż bardziej interesują, ale kurcze, trzymało w napięciu jak porządny film sensacyjny!
Pokaż mimo to