-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Samantha Young to autorka, z której twórczością nigdy uprzednio się nie spotkałam. Sięgając po "Wbrew zasadom" z obwoluty dowiedziałam się jedynie tyle, że ukończyła Uniwersytet Edynburski i jest fanką powieści szkockich. To dla mnie miły start przygody z autorem, ponieważ sama, od dawien dawna, uwielbiam Szkocję.
Czy pani Young podtrzymała dobrą passę literacką jaka ostatnio mi towarzyszy? O tym za chwilę.
"Wbrew zasadom" to jedna z książek, jakie zaistniały na rynku po sukcesie odniesionym przez "50 twarzy Greya" czy innych powieści erotycznych, które pojawiły się w ostatnim czasie w ogromnych ilościach.
Główną bohaterkę powieści, Jocelyn Butler, poznajemy kiedy ma 14 lat. Właśnie dowiedziała się o tragicznym wypadku, jakiego doświadczyli jej rodzice i mała siostrzyczka - Beth. Okazuje się, że wszyscy zginęli. Szalę goryczy przepełnia jednak zdarzenie, które ma miejsce rok później - w wyniku kolejnego nieszczęśliwego wypadku Joss traci też najlepszą przyjaciółkę. Dziewczyna, próbując poradzić sobie z ogromnym bagażem emocjonalnym, jaki musi teraz ze sobą nieść, odgradza się od swojej przeszłości. Buduje wokół siebie mur, którym skutecznie oddziela się od innych. Wszelkie uczucia zostają odsunięte na dalszy plan. Joss staje się obojętna na wszystko i wszystkich wokół siebie.
Teraz Jocelyn ma 22 lata. Od czterech lat mieszka w Edynburgu, w Szkocji - rodzinnym kraju swojej matki. Mur, jaki zbudowała będąc nastolatką, doskonale spełnia swoją funkcję. Kiedy jej przyjaciółka - Rhian, wyprowadza się, Joss stara się znaleźć nowe mieszkanie.
I tak oto poznaje Ellie - przesympatyczną, nieco szaloną dziewczynę, która od razu budzi w niej pozytywne odczucia. Postanawia więc zamieszkać na Dublin Street razem z nią.
Na jej drodze staje także Braden Carmichael - przystojny, pociągający biznesmen. Okazuje się, że ich pierwsze spotkanie w taksówce, które, przesiąknięte emocjami, rozbudziło ich zmysły, było tylko wstępem do splotu wielu niespodziewanych zdarzeń. Od teraz Braden wielokrotnie będzie pojawiał się w życiu Jocelyn. Bo jedyne, czego teraz chce przystojny Carmichael to zaciągnąć Joss do łóżka.
Wkrótce oboje zdecydują się także na niezobowiązujący układ. Czy jednak coś takiego ma szansę zaistnieć bez bliższego poznania się? Zaangażowania? Tym bardziej, że Braden chce poznać prawdziwą naturę dziewczyny. Oznacza to jednak, że Joss musiałaby powrócić do bolesnych wspomnień z przeszłości...
"Czy propozycja układu bez zobowiązań
zadowoli ich oboje?"
W książce "Wbrew zasadom" Samantha Young kreśli nam wiele zupełnie przeciwstawnych charakterów, z których każdy jest odrębny, a przy tym niezwykle wyrazisty.
Joss to zbudzająca podziw, ale i współczucie kobieta.
Braden - pełen sprzeczności mężczyzna.
Ellie - szalona, a przy tym opiekuńcza i przyjacielska dziewczyna. Doskonały materiał na najlepszą przyjaciółkę.
Każda z tych postaci jest dopracowana wręcz do perfekcji. W dialogach czy opisach pani Young, widać, nieźle się napracowała, oddając charaktery bohaterów.
Język powieści jest prosty, ale dzięki temu pozwala lepiej wniknąć w uczucia i emocje bohaterów. Poznać ich.
Sięgając po "Wbrew zasadom" miałam wiele obaw. Nieczęsto mam okazje do czytania książek, które klasyfikuje się w gatunku powieści erotycznych. Stąd też mój, może niekoniecznie poprawny, odbiór lektury. Książkę "Wbrew zasadom" uznałam bowiem za powieść. Całkiem niezłą powieść. Za powieść z elementami erotyku, nie za erotyk z namiastką prawdziwej historii.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Samantha Young to autorka, z której twórczością nigdy uprzednio się nie spotkałam. Sięgając po "Wbrew zasadom" z obwoluty dowiedziałam się jedynie tyle, że ukończyła Uniwersytet Edynburski i jest fanką powieści szkockich. To dla mnie miły start przygody z autorem, ponieważ sama, od dawien dawna, uwielbiam Szkocję.
Czy pani Young podtrzymała dobrą passę literacką jaka...
"Lepiej kogoś kochać i stracić,
niż nigdy nie zaznać miłości."
Sherryl Woods jest znana głównie jako autorka romansów. Mało kto jednak wie, że oprócz ponad siedemdziesięciu pięciu romansów, napisała trzynaście książek z wątkiem kryminalnym, a także powieści obyczajowe. Swoją pierwszą książkę wydała w 1982 roku i od końca lat 80. zajmuje się wyłącznie pisaniem. Przedtem pracowała między innymi jako dziennikarka telewizyjna.
Każdy z nas marzy. Marzenia są dla nas nieodłącznym elementem życia. Marzymy o idealnej sylwetce, wycieczce dookoła świata, dobrym mężu, zdrowych dzieciach... Niektóre z tych marzeń prędzej czy później się spełniają. Inne - pozostają ukryte na zawsze...
Poznajcie Helen, główną bohaterkę książki "Cena marzeń". Od zawsze wszystkie jej cele spełniały się. Chciała zostać prawniczką - teraz ma dobrze prosperującą kancelarię. Marzyła o niezależności finansowej - stać ją na życie w luksusie. Ma też oddane przyjaciółki, na które zawsze może liczyć, stabilizację i wolność. Konsekwentnie dąży do swoich celów, jest niezależna.
Helen ma jednak jeszcze jedno marzenie. Jest ono czymś, co nie pozwala jej czuć się do końca spełnioną. Macierzyństwo. Jej sytuacji nie poprawia też tykający coraz głośniej zegar biologiczny i kolejna ciążka przyjaciółki, Maddie.
Nieoczekiwany splot wydarzeń sprawia, że pod opiekę Helen trafia dwójka dzieci. Kobieta na własnej skórze ma okazję przekonać się czym jest macierzyństwo i jak wiele będzie musiała poświęcić, by swe marzenie spełnić. Toczy wewnętrzną wojnę, lecz w końcu decyduje się na dziecko. Jednak jej droga do macierzyństwa jest długa, dość skomplikowana i Helen będzie musiała użyć podstępu, by uzyskać to, o czym marzy.
Więc - jaka jest "cena marzeń" Helen?
Mimo ogromnej popularności książek Sherryl Woods, "Cena marzeń" była pierwszą jej powieścią, jaką miałam okazję przeczytać. Nie oczekiwałam ambitnej lektury. Wręcz przeciwnie - prostego, łatwego w odbiorze języka i nieskomplikowanej fabuły. Książki idealnej do poczytania w autobusie czy podczas czekania w kolejce. Autorka w pełni spełniła moje wyobrażenie. Otrzymałam łatwą w odbiorze, przyjemną powieść z ciekawą historią i wyrazistymi bohaterami.
"Cena marzeń" jest więc idealnym czytadłem na zimowe wieczory z miłą lekturą.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Lepiej kogoś kochać i stracić,
niż nigdy nie zaznać miłości."
Sherryl Woods jest znana głównie jako autorka romansów. Mało kto jednak wie, że oprócz ponad siedemdziesięciu pięciu romansów, napisała trzynaście książek z wątkiem kryminalnym, a także powieści obyczajowe. Swoją pierwszą książkę wydała w 1982 roku i od końca lat 80. zajmuje się wyłącznie pisaniem. Przedtem...
„Może dla ciebie jest jakieś jutro.
Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni
albo trzy tysiące, albo dziesięć - tyle czasu,
że możesz się w nim zanurzyć, taplać do woli,
że możesz pozwolić by przesypywał ci się
przez palce jak monety.
Tyle czasu, że możesz go zmarnować”
Lauren Oliver to obecnie bardzo rozpoznawalna autorka, głównie dzięki trylogii, w której skład wchodzą powieści "Delirium", "Pandemonium" i "Requiem". Pani Oliver ukończyła filozofię oraz literaturę na uniwersytecie w Chicago, a później przeprowadziła się do Nowego Jorku. Jak sama mówi o sobie, uwielbia pisać i gotować, a uzależniona jest od kawy i ketchupu.
Zastanawiałeś się kiedyś jakie to uczucie umierać?
Co się wtedy czuje - smutek, żal, a może radość, euforię? Może nic?
A co jest później? Czy istnieje życie po śmierci? Czy coś, ktoś gdzieś tam na nas czeka, czy może jednak nasza dusza nie ma szans na życie wieczne?
A co by było gdybyś miał tylko jeden dzień do przeżycia? Co byś zrobił? Kogo byś pocałował? I jak daleko byś się posunął, aby ocalić swoje życie?
Samantha Kingston ma wszystko, o czym mogłaby tylko zamarzyć dzisiejsza nastolatka - przystojnego chłopaka, który jest obiektem zazdrości rówieśniczek, przyjaciółki, które są popularne w całej szkole, a także całą masę zaproszeń na imprezy suto zakrapiane alkoholem.
Nie zauważa jednak kochających rodziców i młodszej siostry. Są oni dla niej tylko częścią tego normalnego, nudnego i mało znaczącego życia.
12 lutego w liceum Samanthy to dzień szczególny. Dzień Kupidyna. Rozdawane są róże, a ten, kto zdobędzie ich najwięcej otrzymuje miano najpopularniejszej osoby w szkole.
Tego też dnia Sam i jej przyjaciółki zostają zaproszone na imprezę do Kenta. Oczywiście z zaproszenia korzystają, ale okazuje się, że ten dzień dla nich wszystkich ma zakończyć się tragicznie...
Samantha budzi się jednak następnego dnia i z przerażeniem odkrywa, że znów jest 12 lutego...
"7 razy dziś" to już czwarta książka Lauren Oliver, po którą sięgnęłam. Jej trylogia spodobała mi się bardzo i miałam nadzieję, że z debiutancką powieścią autorki będzie tak samo. I tak też było. "7 razy dziś" nie jest tylko zwykłą powieścią dla nastoletnich czytelników. Jest czymś więcej - jest książką mądrą. Pokazuje nam jakie każdy, nawet mało znaczący, moment naszej codzienności, ma znaczenie. Pokazuje nam, że każda jej chwila coś zmienia w naszym życiu. Nieodpowiednie słowo, krzywe spojrzenie, jedna butelka piwa za dużo, słowo "kocham cię", które nie zostało wypowiedziane... Pokazuje nam też, że te wszystkie elementy codzienności nie mają wpływu tylko na nas, na nasze życie. Oddziałują one bezpośrednio na naszych bliskich, naszą rodzinę, naszych przyjaciół... Ale także na osoby z pozoru obce, nieznaczące dla nas zbyt wiele.
Pokazuje, że każda rzecz, jaką zrobimy, każde słowo, które wypowiemy - mają gdzieś swoje konsekwencje i następstwa.
"7 razy dziś" jest też książką, która została napisana dobrze. Naprawdę dobrze. I choć język może nie spodobać się starszemu czytelnikowi, ponieważ jest on stricte młodzieżowy, myślę, że każdy w tej książce odnajdzie coś dla siebie - czy to wspomniany przeze mnie ciąg zdarzeń i skutków, czy to głębsze spojrzenie w niełatwe życie nastolatków.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wspomniała o elementach, które mi się nie spodobały - pierwszą rzeczą było to, że Sam aż siedmiokrotnie przeżywała ten sam dzień. Przyznam szczerze, że choć czytało się szybko, koło piątego dnia zaczęła mnie już nudzić pewna monotonność. Drugą jest brak odpowiedzi na pytanie "dlaczego akurat siedem dni?". Trzecią - brak konstruktywnego zakończenia. Czytelnik tak naprawdę nie wie co stało się z bohaterką.
Ale może właśnie taki był zamysł autorki?
Myślę też, że to książka, którą z czystym sumieniem mogę polecić każdej młodej osobie. Jeżeli chodzi o starszych czytelników - sprawa indywidualna. Głowy nie daję, że się spodoba, niemniej to dość wartościowa lektura.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„Może dla ciebie jest jakieś jutro.
Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni
albo trzy tysiące, albo dziesięć - tyle czasu,
że możesz się w nim zanurzyć, taplać do woli,
że możesz pozwolić by przesypywał ci się
przez palce jak monety.
Tyle czasu, że możesz go zmarnować”
Lauren Oliver to obecnie bardzo rozpoznawalna autorka, głównie dzięki trylogii, w której skład...
"Ani ty, ani ja, ani ten cholerny pan Rembrandt,
bo tak każe się ostatnio nazywać,
żaden z nas nie tworzy dzieła sztuki.
Nie, to osoba, która patrzy na obraz,
kupiec- ignorant, plebs.
To ludzie, którzy patrzą na moje płótna,
czynią z nich dzieła sztuki. "
"Skrzydła nad Delft" to pierwszy tom trylogii Aubrey'a Flegga zatytułowanej Louise.
Holenderskie miasteczko Delft, połowa XVII wieku. Louise Eeden jest córką uznanego w mieście projektanta i producenta porcelany. Spadkobierczynią firmy, majątki. Jej przyjaciel z dzieciństwa, Reynier de Vriesa, jest w bardzo podobnej sytuacji - jego ojciec jest największym producentem porcelany w Delft. Oboje doskonale wiedzą, czego się od nich oczekuje. Oboje doskonale wiedzą, co mogłoby doprowadzić do połączenia się dwóch wysoko postawionych firm. Co mogłoby spowodować, że panowie Eeden i de Vriesa odniosą jeszcze większy sukces.
Małżeństwo.
Kiedy po Delft zaczynają krążyć niewybredne plotki o rzekomym, bliskim połączeniu się obu firm, Rynier postanawia opuścić miasto. Dać dziewczynie czas do namysłu. Dać czas, aby zdecydowała, czy chce zostać jego żoną, a tym samym wnieść do życia swojego ojca zupełnie nowe perspektywy...
Równocześnie, zgodnie z panującymi w tych czasach praktykami, ojciec Louise zleca sławnemu artyście, Jacobowi Haitinkowi, namalowanie portretu córki. Louise nie chce jednak być przedstawiona na nim w tradycyjny sposób. Chce, by Mistrz namalował ją tak, jak wygląda rzeczywiście. Chce, by w portrecie można było odnaleźć jej osobowość, jej duszę...
"Jak namalować coś, co nie ma oczywistej formy
żadnego zarysu, lecz istnieje tylko
w rozlicznych rozbłyskach i odbiciach wyimaginowanego światła?"
W pracowni Mistrza dziewczyna poznaje czeladnika - Pietera Kunsta. Tą dwójkę młodych ludzi, zdawać by się mogło, dzieli wszystko - pozycja społeczna, religia... Jednak pokrewieństwo dusz, jakie w sobie znajdują, jest w stanie zagłuszyć głos rozsądku.
Czy przeciwstawią się konwenansom? Czy połączy ich uczucie?
"W pierwszej chwili Louise pomyślała,
że chłopiec jest cudownie brzydki."
Powierzchownie "Skrzydła nad Delft" zdają się być kolejnym romansem z historią w tle. Jednak nic bardziej mylnego. Okazuje się, że Aubrey Flegg, obok pięknej historii dwójki młodych, szukających miłości ludzi, przemyca dla nas całą masę artystycznych wątków. Duża część akcji w książce rozgrywa się w pracowni malarskiej Mistrza. Flegg oprowadza nas po świecie obrazów, sztuki ich powstawania... Bogactwo kolorów, barw, sposoby ukazywania światła, mieszania kolorów, tworzenia zupełnie nowych odcieni... Wspólnie z Louise możemy przyglądać się powstającemu portretowi.
Cała ta różnorodność, wielowątkowość sprawia, że książkę czyta się naprawdę dobrze. Nie staje się nudna, wręcz przeciwnie - z każdą kolejną stroną zaciekawia coraz bardziej!
"Boję się, że pewnego dnia przez te drzwi przejdzie ktoś,
kto jest zupełnie obojętny na samego siebie."
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Ani ty, ani ja, ani ten cholerny pan Rembrandt,
bo tak każe się ostatnio nazywać,
żaden z nas nie tworzy dzieła sztuki.
Nie, to osoba, która patrzy na obraz,
kupiec- ignorant, plebs.
To ludzie, którzy patrzą na moje płótna,
czynią z nich dzieła sztuki. "
"Skrzydła nad Delft" to pierwszy tom trylogii Aubrey'a Flegga zatytułowanej Louise.
Holenderskie miasteczko Delft,...
Po "Pocałunek fauna" Ewy Banach sięgnęłam bez większego przekonania. Spodobała mi się okładka i bardzo tajemniczy tytuł.
Powieść tą przeczytałam w ciągu jednego wieczora/nocy. Wciągnęła mnie okropnie i sama nie wiem dlaczego, bo nie mogę nawet powiedzieć, że książka podobała mi się jakoś szczególnie.
"Pocałunek fauna" to opowieść o losach grupy przyjaciół. Także o tragedii, o wypadku, który odcisnął piętno na ich całym życiu.
Główną bohaterkę, Wandę, poznajemy, kiedy po przeszło dwudziestu latach przyjeżdża do Polski.
Spotkania po latach? Któż ich nie lubi, prawda? Zastanawiamy się do czego w życiu doszli nasi dawni znajomi, jak teraz wyglądają, czym się zajmują... Jednak powrót Wandy owiany jest tajemnicą. Tajemnicą, która grupę przyjaciół połączyła przed wyjazdem (a raczej ucieczką) z kraju kobiety i stała się jej bezpośrednią przyczyną.
Lata młodości Wandy i jej przyjaciół - Baśki, Agnieszki, Marka, Jacka i Michała, to czas niezwykły. Wszyscy zapamiętali go jako czas niesamowitej beztroski, czas zabaw i wspólnych przygód. Czas marzeń. Czas poszukiwania skarbów na Ziemiach Odzyskanych...
Skarb.
Właśnie - skarb. To znaleziony skarb jednoczenie ich połączył, ale też poróżnił. Sprawił, że ich całe życie zostało owiane sekretem. Tajemnicą. Mrocznym, przerażającym wydarzeniem, które odcisnęło swe piętno na całym ich życiu...
"Pocałunek fauna" to dziwna książka. Krótkie, urywane zdania. Fragmenty wyrwane, zdawałoby się, z kontekstu. Nieład. Chaos... To wszystko sprawia, że nie możesz się oderwać od czytania. Że nie możesz przestać.
I mimo zaskakującego zaskoczenia, którego pod żadnym pozorem bym się nie spodziewała, uważam książkę za dobrą. Dobrą, nie bardzo dobrą, nie przeciętną. Po prostu dobrą. Mimo wszystko wartą przeczytania.
Recenzja również na stronie:
www.im-bookworm.blospot.com
Po "Pocałunek fauna" Ewy Banach sięgnęłam bez większego przekonania. Spodobała mi się okładka i bardzo tajemniczy tytuł.
Powieść tą przeczytałam w ciągu jednego wieczora/nocy. Wciągnęła mnie okropnie i sama nie wiem dlaczego, bo nie mogę nawet powiedzieć, że książka podobała mi się jakoś szczególnie.
"Pocałunek fauna" to opowieść o losach grupy przyjaciół. Także o...
"Kobiety pragną dwóch rzeczy: chcą, żeby facet był z początku łajdakiem, ale potem się dla nich zmienił. Nie ma nic bardziej seksownego niż facet, który się dla ciebie zmienia" - ten oto cytat pochodzący z książki Carrie Karasoyov "Klub niewiernych żon" stał się jedyną ciekawą rzeczą, jaką zapamiętałam po jej przeczytaniu...
Fabuła zapowiada się naprawdę interesująco. "To tak dobre jak "Seks w wielkim mieście!" - krzyczą recenzje i krzyczy opis książki na okładce.
Kupuje więc ją i... zaskoczenie.
Czy pozytywne? To już kwestia sporna.
Los Angeles, cztery bogate kobiety, znudzone swoim dotychczasowym życiem postanawiają, że każda w ciągu roku zaangażuje się w romans. Część z nich wchodzi w ten układ z wielkim entuzjazmem. Odwożenie dzieci na lekcje baletu czy pianina i dogadzanie na każdym kroku wiecznie zapracowanym mężom nie jest tym, czego naprawdę od życia chcą. Inne z kolei są całkiem zadowolone - lubią swoje spokojne, ustatkowane życie za dnia, a salony przedmieść Los Angeles nocą... Chętne czy nie, wszystkie cztery na umowę przystają - i oto w ciągu najbliższego roku każda z nich ma zaangażować się w choć jeden romans.
Akcja książki powoli opisuje każdy spośród nich - starania kobiet o zdobycie upragnionego mężczyzny, ich lęki przed zdradą, a w końcu samą zdradę. Książka ta wydaje się być luźną, odstresowującą lekturą, a jest... cóż... Sam fakt pomysłu owych pań doprowadza mnie do sprzecznych odczuć na temat tej książki. Może i jestem staroświecka, ale instytucja małżeństwa wiąże się dla mnie z czymś poważnym, nie z rzeczą, o którą można prowadzić zakłady. To raz.
Dwa - książka może i mogłaby się nadawać do działu "odstresowującej literatury", ale kiedy do romansów dodamy jeszcze... szpiegostwo i morderstwo, robi się dziwnie.
Moje odczucia wewnętrzne swoją drogą, recenzja polega jednak przede wszystkim na odpowiedzeniu na pytanie "czy poleciłbym tą książkę?".
Jeśli lubisz literaturę bez polotu i typowe "odmóżdżadże" - tak.
Jeśli wolisz powieści, które wymagają przemyśleń, skupienia i wybierasz literaturę "górnych półek" - zdecydowanie nie.
Podsumowując - po przeczytaniu "Klubu niewiernych żon" czuję pewne rozgoryczenie. Miałam bowiem nadzieję na luźną, nieco zabawną książkę o kobietach z Los Angeles, a dostałam opowiastkę o kilku nieźle popapranych egoistkach, liczących się tylko ze sobą, żyjących tylko i wyłącznie własnym życiem...
To idealny rodzaj poradnika "czego nie robić z własnym życiem".
Recenzja również na blogu: www.im-bookworm.blogspot.com
"Kobiety pragną dwóch rzeczy: chcą, żeby facet był z początku łajdakiem, ale potem się dla nich zmienił. Nie ma nic bardziej seksownego niż facet, który się dla ciebie zmienia" - ten oto cytat pochodzący z książki Carrie Karasoyov "Klub niewiernych żon" stał się jedyną ciekawą rzeczą, jaką zapamiętałam po jej przeczytaniu...
Fabuła zapowiada się naprawdę interesująco. "To...
"- Posłuchajcie - odezwał się karczmarz. - Nie chcę żadnych kłopotów w swojej...
- Ja też nie chciałem żadnych kłopotów
- przerwał mu Owca. - A jednak same mnie znalazły.
Mają taki paskudny zwyczaj."
Joe Abercrombie to pisarz, o którym sporo wiedziałam przed sięgnięciem po jedną z powieści, których jest autorem. Słyszałam o jego trylogii "Pierwsze prawo", wiedziałam, że zajmuje się literaturą fantasy... To dość dużo, zważając na to, że ostatnio czytuję książki autorów, których nie znam.
Spalili jej dom.
Porwali jej brata i siostrę.
Ale zbliża się czas zemsty.
Płoszka Południe miała nadzieję pogrzebać krwawą przeszłość i z uśmiechem odjechać w dal, ale zamiast tego będzie musiała odkurzyć dawne paskudne zwyczaje, by odzyskać swoją rodzinę, a nie należy do kobiet, które zawahają się przed uczynieniem tego, co konieczne.
Ten krótki opis wystarczył, aby zainteresować mnie książką.
Płoszka Południe jest główną bohaterką książki (choć nie można powiedzieć, że inne postacie nie odgrywają ważnej roli). Wraz ze swoim rodzeństwem - Ro i Pestką, przyjacielem - Gullym oraz Owcą - przybranym ojcem, żyje niedaleko Uczciwości. Marzy jedynie o znalezieniu spokoju oraz zapomnieniu o przeszłości. Niestety - nie jest jej dane. Kiedy pewnego razu wraca do domu z Owcą, okazuje się, że został on spalony. Pozostały jedynie zgliszcza. Płoszka odnajduje też ciało Gully'ego powieszone na drzewie i odkrywa, że jej rodzeństwo zniknęło.
Przysięga sobie, że odnajdzie dzieci za wszelką cenę.
Wraz z Owcą wyrusza więc w pogoń przez Daleką Krainę, zabierając ze sobą jedynie rozklekotany wóz i parę wołów...
W końcu okazuje się, że nie tylko Płoszka próbuje uciec od swojej przeszłości... Także Owca ma sekrety, których lepiej nie wyjawiać. Oboje, aby uratować dzieci i pomścić Gully'ego, narażają się na wiele niebezpieczeństw. Wplątują się w różne konflikty, pojedynki... a także są zmuszeni do zawarcia sojuszu z Nicomo Coscą - nie cieszącym się zbyt dużą sławą najemnikiem oraz jego ludźmi - czyli z osobami, którym nikt nie powinien ufać...
"Śmierć jest jedyną pewną rzeczą.
Jedynym faktem pośród licznych szans,
możliwości, przypadków i perspektyw."
Joe Abercrombie w "Czerwonej krainie" kreuje bardzo wyrazistych bohaterów. Zarówno Płoszka Południe, Owca czy Nicomo Cosca to postacie mające swój własny, niepowtarzalny charakter.
Bohaterzy to bezspornie jeden z większych plusów tej książki.
"Czerwona kraina" to książka, którą ciężko mi się czytało. Wielokrotnie się zniechęcałam i odkładałam powieść z powrotem na półkę. Jednym z powodów jest jej grubość - ponad 600 stron! Mimo wszystko bardziej lubię nieco cieńsze pozycje, nie ma się wtedy wrażenia tej... rozciągłości. Drugi powód to wulgarny - według mnie - sposób napisania książki. Bardzo kłóciło się to z moją kobiecą wrażliwością, a - momentami - aż raziło.
W "Czerwonej krainie" nie do końca do gustu przypadła mi też akcja. Stwierdzam po prostu, że nie jest to odpowiednia książka dla mnie. Nie potrafiłam się nią zainteresować. Ale jeżeli lubisz klimat niczym z westernów, zaciekłe walki pomiędzy wojownikami czy szybkie zwroty akcji- to zdecydowanie książka dla Ciebie!
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"- Posłuchajcie - odezwał się karczmarz. - Nie chcę żadnych kłopotów w swojej...
- Ja też nie chciałem żadnych kłopotów
- przerwał mu Owca. - A jednak same mnie znalazły.
Mają taki paskudny zwyczaj."
Joe Abercrombie to pisarz, o którym sporo wiedziałam przed sięgnięciem po jedną z powieści, których jest autorem. Słyszałam o jego trylogii "Pierwsze prawo", wiedziałam, że...
Ogromną fanką przygód Harry'ego Potter'a zawsze byłam, więc kiedy tylko "Baśnie Barda Beedle'a" ukazały się na polskim rynku, od razu pobiegłam do księgarni....
I, szczerze mówiąc - zostałam mile zaskoczona. :) Najbardziej spodobała mi się "Fontanna Szczęśliwego Losu" i wesoły komentarz Albusa Dumbledore'a załączony do niej...
Często wracam do "Baśni...". To taki miły odskok od rzeczywistości!
Myślę, że dla każdego fana powieści J.K.Rowling to obowiązkowa pozycja na półkach.
Ogromną fanką przygód Harry'ego Potter'a zawsze byłam, więc kiedy tylko "Baśnie Barda Beedle'a" ukazały się na polskim rynku, od razu pobiegłam do księgarni....
I, szczerze mówiąc - zostałam mile zaskoczona. :) Najbardziej spodobała mi się "Fontanna Szczęśliwego Losu" i wesoły komentarz Albusa Dumbledore'a załączony do niej...
Często wracam do "Baśni...". To taki miły...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Pokładaj nadzieję w czymś właściwym, a będzie to lina ratunkowa.
Pokładaj nadzieję w czymś niewłaściwym, a będzie to pętla na szyję."
Są takie książki, na które długo czekamy. Są takie książki, na których pojawienie się w księgarniach wyczekujemy z utęsknieniem. Ale są i takie, które - niestety - kiedy weźmiemy je do ręki, rozczarowują nas. Bardzo rozczarowują.
Kiedy w listopadzie 2013 roku przywędrowała do mnie książka "Alicja w krainie zombi", pierwsza część "Kronik białego królika", byłam zachwycona. Spodobała mi się bardzo (zresztą możecie przeczytać o niej tutaj) i przez nieco ponad pół roku z niecierpliwością oczekiwałam na pojawienie się części drugiej. Ale kiedy kilka dni temu rozpoczęłam lekturę "Alicji i lustra zombie"... poczułam się okropnie. Powieść w żaden sposób nie przypomina części pierwszej i niestety sprawdza się tutaj powiedzenie, że w seriach najlepsze są pierwsze tomy.
Główną bohaterką książki jest Alicja Bell, dziewczyna, która w pierwszej części "Kronik białego królika" straciła swoich rodziców oraz młodszą siostrę, a teraz, wraz ze swoim zespołem, zwalcza zombie.
Jednak, od czasu wydarzeń z pierwszego tomu serii, życie Ali wyraźnie się pokomplikowało. Alicja zostaje ranna w czasie bitwy zombi (które wciąż atakują) i przez to zainfekowana - i teraz zmuszona jest walczyć nie tylko z materialnymi zombi, ale również ze swoim wewnętrznym potworem, który wciąż próbuje przejąć jej ciało i zyskać nad dziewczyną kontrolę. Nie jest to łatwe zadanie. Sytuacji Ali nie poprawia też fakt, że Cole, jej wielka miłość, postanowił zakończyć ich związek, a w gronie zabójców zombi ukrywa się zdrajca.
Książkę "Alicja i lustro zombi" mogę określić jednym słowem - porażka. Po dość miłej i wzbudzającej wiele emocji lekturze tomu pierwszego, oczekiwałam czegoś podobnego. Niestety - powieść okazała się mdła i bez wyrazu, a jej czytanie było prawdziwą udręką.
Alicja Bell, jej chłopak Cole i przyjaciele walczący z zombi wyraźnie stracili swój charakter. Wartka akcja, którą można było zauważyć w poprzedniej książce, przerodziła się nieustającą, monotonną i niezwykle nudną wewnętrzną walkę głównej bohaterki. Cała książka opiera się głównie na tym. Wewnętrzne dylematy nastoletniej bohaterki śmiało mogę określić słowami "Alicja i Alicja-zombi". To przerażająco infantylne, a Ali, przez zdecydowaną większość powieści, snuje podobne rozważania.
Niekwestionowaną "oliwą do ognia", jaką zaserwowała swoim czytelnikom autorka, Gena Showalter jest związek Alicji i Cole'a. Chłopak, który już na początku książki zrywa ze swoją dziewczyną, jest, moim zdaniem, jednym z najgorszych minusów tej książki (oprócz rozterek Alicji, rzecz jasna). Pani Showalter przedstawiła go bowiem jako typowego samca alfa. To władczy i doświadczony mężczyzna, a raczej chłopak, ponieważ Cole liczy sobie jedynie.... siedemnaście lat! Jego rzekome doświadczenie w wielu dziedzinach, takich jak, na przykład, seks czy związki damsko-męskie (?) jest po prostu śmieszne i zdecydowanie nie na miejscu.
Podsumowując - uważam, że "Alicja i lustro zombi" to kompletny niewypał. Mając w pamięci lekturę pierwszego tomu serii "Kroniki białego królika" oczekiwałam miłej rozrywki, a dostałam jedynie kiepską powieść młodzieżową. Nie przeczę, że książka może spodobać się czytelnikom w wieku gimnazjalnych, ale mnie zupełnie nie porwała.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
więcej Pokaż mimo to"Pokładaj nadzieję w czymś właściwym, a będzie to lina ratunkowa.
Pokładaj nadzieję w czymś niewłaściwym, a będzie to pętla na szyję."
Są takie książki, na które długo czekamy. Są takie książki, na których pojawienie się w księgarniach wyczekujemy z utęsknieniem. Ale są i takie, które - niestety - kiedy weźmiemy je do ręki, rozczarowują...