Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

||www.bookyourself.pl||

Wszechświat jest nieskończony - co do tego nie ma wątpliwości, ale jednocześnie nie sposób obalić tego stwierdzenia. Biorąc pod uwagę różne aspekty, zajmują się nim filozofowie i naukowcy. I jeden nietypowy chłopiec - Alex - główny bohater powieści "Wszechświat kontra Alex Woods".

Alex nie jest i nigdy nie był zwyczajnym dzieckiem. W wieku 7 lat został uderzony przez meteoryt, a zdarzenie to wpłynęło w bardzo znaczący sposób na kolejne lata jego życia. Poważne konsekwencje zdrowotne, zainteresowanie mediów, aż w końcu pierwsza w życiu szczera przyjaźń są tylko niektórymi z rzeczy, jakich doświadczył młodzieniec. To właśnie owa przyjaźń Alexa i starszego mężczyzny, Pana Petersona, była dla bohatera punktem zwrotnym w życiu, a jednocześnie początkiem niezwykłej, pięknej i wartościowej przygody.

Głównego bohatera książki autorstwa Gavina Extence poznajemy jednak wiele lat później, gdy zostaje zatrzymany na granicy, a w jego samochodzie znajduje sporą ilość marihuany, gotówkę oraz... urnę z ludzkimi prochami. Powieść "Wszechświat kontra Alex Woods" jest więc wielką retrospekcją, opowieścią o tym, co doprowadziło chłopca do tego miejsca.

Sięgając po tę powieść miałam bardzo mieszane uczucia. Przeczucie, że nie będzie to lektura, która przypadnie mi do gustu mieszało się z pozytywnymi opiniami, które pojawiały się, gdy tylko próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej o książce. Jakże miło było się zaskoczyć! "Wszechświat kontra Alex Woods" okazał się być nadzwyczaj mądrą powieścią (świadczy o tym choćby duża liczba karteczek indeksujących, którymi zaznaczyłam warte zapamiętania cytaty) i bardzo żałuję, że nie mogłam poświęcić jej więcej czasu.

Jedną z największych zalet książki są przede wszystkim jej bohaterowie - zarówno Alex i Pan Peterson, jak drugoplanowe postacie, zostali wykreowani w sposób wręcz idealny. Są bardzo różnorodną plejadą charakterów, które uwielbiam. W "Wszechświat kontra Alex Woods" mamy więc do czynienia z ekstrawagancją, ezoteryką, nonkonformizmem, byciem upierdliwym, zrzędliwym oraz z sarkazmem w fantastycznym wydaniu - jedną z moich ulubionych cech u bohaterów literackich.

Akcja książki, mimo iż nie jest szczególnie dynamiczna ani emocjonująca, wprowadza czytelnika w niesamowity nastrój. Urzeka go swoją prostotą, swoim pięknem i niezachwianą wiarą w wartość przyjaźni. Ukazuje i przypomina tym, którzy nie pamiętają, że człowiek jest w gruncie rzeczy jest istotą dobrą, kochającą, a to inni ludzie i otoczenie sprawiają, że czasem wydaje się taki nie być. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że "Wszechświat kontra Alex Woods" to powieść przywracająca wiarę w ludzi, w ich dobro.

Okładka książki przekonuje nas, że będzie ona jedną z najlepszych powieści, jakie kiedykolwiek przeczytaliśmy. Czy była taka w rzeczywistości? Raczej nie i uważam, że to stwierdzenie raczej na wyrost. Myślę jednak, że piękna i często wzruszająca narracja pierwszoosobowa, niezwykła przyjaźń bohaterów oraz cały ogrom mądrych sentencji, które znajdziecie we "Wszechświecie..." są wystarczającą zachętą do sięgnięcia po ten tytuł.

||www.bookyourself.pl||

Wszechświat jest nieskończony - co do tego nie ma wątpliwości, ale jednocześnie nie sposób obalić tego stwierdzenia. Biorąc pod uwagę różne aspekty, zajmują się nim filozofowie i naukowcy. I jeden nietypowy chłopiec - Alex - główny bohater powieści "Wszechświat kontra Alex Woods".

Alex nie jest i nigdy nie był zwyczajnym dzieckiem. W wieku 7 lat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.bookyourself.pl||

Po dość przyjemnej lekturze jednego z romansów Jennifer Probst, "Gry o miłość", postanowiłam, że wkrótce sięgnę po inną książkę tej autorki. "Wkrótce" stało się w ostateczności aż sześcioma miesiącami.

Główni bohaterowie książki, Miranda i Gavin, to dawni kochankowie, którzy po bardzo namiętnym, ale krótkim romansie rozstali się w okolicznościach, które nie sprawiły, że myślą teraz o sobie z sympatią. Ona jest znaną krytyczką kulinarną odwiedzającą lokale incognito i oceniającą je w swojej rubryce "Miranda je" w jednej z gazet. On to znany biznesmen, typowy "światowiec". Przypadek sprawia, że spotykają się ponownie, w restauracji rodziców Gavina, Mia Casa, o której Miranda pisze recenzję.

Romanse mają to do siebie, że albo się je lubi, albo nie, a tak przynajmniej uważa większość osób. Ja z kolei zaliczam się do tego grona, które nie przepada za literaturą miłosną w zbyt dużej dawce, a lubi ją jedynie jako pewnego rodzaju "przerywnik" pomiędzy książkami wymagającymi większych przemyśleń czy zastanowienia.

"Miłość o smaku cannoli" taka właśnie miała być - miła, niezobowiązująca i zdecydowanie przyjemna w odbiorze. Moje oczekiwania niestety nie zostały zaspokojone. Historia przedstawiona przez Jennifer Probst okazała się być nieco naciągana i niezbyt pochłaniająca. A szkoda, bo miała potencjał.

Zacznę od pozytywnych aspektów książki, bo wbrew pozorom jest ich nie tak mało. Największym z nich jest bez wątpienia narracja - to moja druga styczność z twórczością Jennifer Probst i spodobał mi się jej lekki język, w znaczniej mierze przyjemny w odbiorze (zdarzają się jednak takie dziwne perełki jak "Jej słowa zawibrowały mu w uszach jak podczas turbulencji w samolocie", pozwólcie, że nie będę tego komentować). Spodobał mi się również sposób przedstawienia Mirandy - została ukazana jako silna, niezależna kobieta, zdecydowanie burząca moją sympatię. Niestety Gavin oraz inni bohaterowie są raczej mdli, pozbawieni wyrazu i zupełnie nierealistyczni. Czytając miałam wrażenie, że zabrakło im charakteru, jakiegoś konkretnego wyrazu.

Akcja książki "Miłość o smaku cannoli" również nie należy do najbardziej udanych i dynamicznych. Po Jennifer Probst spodziewałam się czegoś lepszego, niemniej jednak historia sama w sobie potrafi wzbudzić zainteresowanie i momentami nawet pewnego rodzaju dreszczyk emocji. Jest również aż do bólu przewidywalna.

Podsumowując - nie uważam, by czas spędzony na lekturze tej powieści był czasem zmarnowanym, ale nie wiedząc, jaka będzie, nie zdecydowałabym się na to ponownie. "Miłość o smaku cannoli" to typowe czytadło, umiarkowanie dobre w chwili, gdy jesteśmy zmęczeni/bardzo lubimy romanse, w pozostałych przypadkach radziłabym jednak zdecydować się na inny tytuł.

||www.bookyourself.pl||

Po dość przyjemnej lekturze jednego z romansów Jennifer Probst, "Gry o miłość", postanowiłam, że wkrótce sięgnę po inną książkę tej autorki. "Wkrótce" stało się w ostateczności aż sześcioma miesiącami.

Główni bohaterowie książki, Miranda i Gavin, to dawni kochankowie, którzy po bardzo namiętnym, ale krótkim romansie rozstali się w okolicznościach,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.bookyourself.pl||

Zawsze, gdy rozpoczynam lekturę jakiejś "popularnej" książki, będącej aktualnie na czasie, mam wielkie obawy. A jeśli nie okaże się taka dobra, jak wszyscy mówią? A jeśli świetny styl autora i wartka akcja to tylko brednie, które wymyślono dla promocji tytułu?

Amy i Nick Dunne są małżeństwem, mieszkają w pięknym, dużym domu nad rzeką Missisipi i właśnie obchodzą swoją piątą rocznicę ślubu. Nim zdążą ją uczcić, Amy znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Wszystkie podejrzenia spadają na męża, a Nick nie wydaje się być niewinny - kłamie, przeinacza fakty i podejrzanie się zachowuje. Przy pomocy swojej siostry mężczyzna stara się udowodnić, że to nie on stoi za zniknięciem żony. Jeżeli jednak jest to prawda, to co w takim razie stało się z Amy?

Lektura "Zaginionej dziewczyny" była dla mnie dość dziwnym przeżyciem. Pierwszy raz zdarzyło mi się tak wiele razy zmieniać swoją opinię o bohaterach i o tym czy książka w ogóle mi się podoba. Nie jestem pewna czy był to zamierzony efekt Gillian Flynn, ale szalony kalejdoskop emocji na mnie zrobił wrażenie. Nie często spotyka się bowiem powieści, podczas czytania których co kilka stron myślisz na przemian "nie podoba mi się ta książka" i "uwielbiam ją".

Akcja powieści została podzielona na bardzo wiele bardzo krótkich rozdziałów, a czytelnik może obserwować wydarzenia naprzemiennie z perspektywy zarówno Nicka, jak i Amy. To bardzo ciekawy zamysł, choć, przyznam szczerze, przez prawie pół książki uważałam, że jest raczej kiepski. Później jednak wydarzenia obrały zupełnie zaskakujący kierunek i sytuacja zmieniła się diametralnie. Okazało się, że nic nie jest takie, jak mogłoby wydawać się na początku.

"Zaginiona dziewczyna" to dla mnie powieść wielu zaskoczeń. Jednocześnie podoba mi się i czuję pewien przesyt. Gillian Flynn w ponad 600-stronicowej książce zawarła treść, która spokojnie mogłaby zostać skrócona do 2/3 i nie straciłaby na tym w żadnym stopniu. Wręcz przeciwnie - uważam, że opuszczenie wielu nieznaczących elementów wyszłoby książce na korzyść. Mimo tego "Zaginioną dziewczynę" czyta się naprawdę błyskawicznie, a rezygnacja z lektury na rzecz codzienności jest nie lada wyzwaniem. Książka ma w sobie coś, co wciąga. Ma coś, co sprawia, że nie możesz przestać czytać. Ma coś, co sprawia, że po przeczytaniu bardzo zaskakującego zakończenia mówisz "o kurde, NAPRAWDĘ?". Ja tak zrobiłam i myślę, że Wasza reakcja będzie podobna.

||www.bookyourself.pl||

Zawsze, gdy rozpoczynam lekturę jakiejś "popularnej" książki, będącej aktualnie na czasie, mam wielkie obawy. A jeśli nie okaże się taka dobra, jak wszyscy mówią? A jeśli świetny styl autora i wartka akcja to tylko brednie, które wymyślono dla promocji tytułu?

Amy i Nick Dunne są małżeństwem, mieszkają w pięknym, dużym domu nad rzeką Missisipi i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

||www.bookyourself.pl||

Są takie książki, na których lekturę czeka się bardzo, bardzo długo. Są takie książki, które zachwycają już od pierwszych stron, od pierwszych przeczytanych słów. Ale są też książki, które znajdują się poza wszelką kategorią. Takie, dla których słowa "wspaniały" czy "wzruszający" wydają się być jedynie zabawnym niedopowiedzeniem. Taka właśnie jest "Złodziejka książek".

Jest rok 1938. Dziewięcioletnia wówczas Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata, gdzieś obok torów kolejowych prowadzących do Molching. To właśnie dzięki "Podręcznikowi grabarza" dziewczynka uczy się czytać i poznaje niesamowitą wartość słowa. Kolejne książki zdobywa również w nietypowy sposób - jedną ratuje z płomieni, jeszcze inne wynosi z domu burmistrza... II wojna światowa nie jest jednak radosnym czasem, jest niebezpieczna. Kiedy przybrana rodzina Liesel udziela schronienia Żydowi, dziewczynka dowiaduje się jak bardzo.

Rzadko zdarzają mi się momenty, gdy czuję, że brak mi słów. Gdy wiem, że słowa w żaden sposób nie oddadzą tego, co chcę powiedzieć, co czuję. Od razu po przeczytaniu "Złodziejki książek" zrozumiałam, że to właśnie jeden z tych momentów. Nie ma tylu synonimów słowa "genialny", by móc opisać tę powieść. Jest ona po prostu fantastyczna. Fenomenalna w każdym calu.

Powieści i filmy z II wojną światową w tle interesowały mnie od zawsze, czytam na ten temat naprawdę wiele publikacji, dlatego ciężko jest mnie zaskoczyć czymś w tym zakresie. Markusowi Zusakowi jednak się udało. O, Boże, jak bardzo mu się udało! Uczynienie Śmierci narratorem powieści jest niesamowicie trafnym pomysłem. Śmierć owa nie jest jednak, jak mogłoby się zdawać, wrogiem. Wręcz przeciwnie - jest przyjacielem. Jest doskonale wykreowanym bohaterem, który staje się dla czytelnika równie sympatyczną postacią jak chociażby Liesel, złodziejka książek, której historię możemy śledzić dzięki pewnemu notesowi, który wpadł w ręce Śmierci.

O akcji tej powieści można by powiedzieć wiele, ale aby zrobić to subtelnie i nie zdradzić jej osobom, które ze "Złodziejką książek" mają dopiero zamiar się zapoznać, należy wspomnieć tylko o tym, co najważniejsze. Czasy II wojny światowej to okres, jak wszystkim wiadomo, bardzo burzliwy, również dla Niemców, w co niestety wiele osób nie chce uwierzyć. Ubogie racje żywnościowe, społeczny obowiązek należenia do NSDAP, a także siejące zniszczenia naloty sprawiały, że sytuacja Aryjczyków nie była godna pozazdroszczenia. Właśnie z takim światem zapoznaje nas Markus Zusak - biednym, brudnym, ogarniętym cierpieniem.

W "Złodziejce książek" bardzo ważną rolę odgrywają uczucia. Są one zróżnicowane i dzięki temu takie piękne. Autor największą uwagę skupił na przyjaźni. Mamy więc do czynienia z przyjaźnią zupełnie typową - Liesel oraz Rudego, ale także niezwykłą przyjaźnią, która nawiązuje się między dziewczynką a Maxem Vandenburgiem - młodym Żydem, któremu państwo Hubermannowie udzielają schronienia.

"Złodziejka książek", która przedstawia ogromną wartość słów sprawiła, że mi tych słów zabrakło. Nie potrafię opisać wrażenia, jakie zrobiła na mnie ta powieść. Nie potrafię sprecyzować, co tak bardzo mnie w niej urzekło, ale wiem jedno i mam nadzieję, że choć to Was przekona do sięgnięcia po ten tytuł - "Złodziejka książek" kradła nie tylko książki. Skradła też moje serce!

||www.bookyourself.pl||

Są takie książki, na których lekturę czeka się bardzo, bardzo długo. Są takie książki, które zachwycają już od pierwszych stron, od pierwszych przeczytanych słów. Ale są też książki, które znajdują się poza wszelką kategorią. Takie, dla których słowa "wspaniały" czy "wzruszający" wydają się być jedynie zabawnym niedopowiedzeniem. Taka właśnie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.bookyourself.pl||

Mówi się, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Że zawsze w końcu któraś z osób poczuje coś więcej. Zakocha się. Nigdy nie zgadzałam się z tym stwierdzeniem. Już w czasach podstawówki spędzałam czas w towarzystwie chłopców, a jedna z tych przyjaźni przetrwała do dzisiaj i ma się dobrze.

"Love, Rosie" to powieść Cecilii Ahern, która w Polsce wydana została po raz pierwszy w roku 2004 pod tytułem "Na końcu tęczy". Popularność zdobyła jednak dopiero niedawno, wraz z ukazaniem się ekranizacji i odtąd zbiera bardzo pozytywne recenzje. Również i mnie zainteresowała historia przedstawiona przez autorkę, więc przed obejrzeniem (podobno także dobrego) filmu, postanowiłam zapoznać się z powieścią.

Rosie Dunne i Alex Stewart są najlepszymi przyjaciółmi odkąd skończyli pięć lat. Kłócili się, godzili, przeżywali razem najwspanialsze, najgorsze i najbardziej żenujące chwile młodości. Jednak niedługo przed zakończeniem liceum okazuje się, że Alex wraz z rodzicami musi przeprowadzić się do USA. Przyjaciele zostają rozdzieleni. Fakt ten nie przerywa jednak ich niezwykłej przyjaźni, wciąż utrzymują kontakt, a Rosie planuje na czas studiów zamieszkać w Bostonie i tam uczyć się hotelarstwa. Niestety wszystkie plany zmieniają się, gdy Alex nie dociera na bal maturalny Rosie i dziewczyna popełnia bogaty w konsekwencje błąd. Tak przynajmniej się jej zdaje.

"Love, Rosie" to powieść epistolarna, czyli skonstruowana wyłącznie w formie listów, e-maili czy SMS-ów wymienianych przez bohaterów. To już trzecia tego typu książka, którą przeczytałam i muszę przyznać, że coraz bardziej przekonuję się do takiej formy narracji. Rezygnacja z typowego, wszechwiedzącego narratora pozwala w szczególny sposób poznać bohaterów, ale nie ze strony fizycznej (naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć jak wyglądali Rosie czy Alex), a z psychicznej. Poznajemy ich smutki, radości, obawy, marzenia, specyficzne poczucie humoru... Poznajemy ich tak, jak poznać byśmy chcieli każdą osobę. Prawdziwie.

Mówiąc o "Love, Rosie", nie sposób nie wspomnieć o tym, że jest to istny kalejdoskop emocji. Z każdego listu, z każdej wiadomości wymienionej przez bohaterów, bije cała masa uczuć, które wprost przepływają na czytelnika. Już od pierwszych stron pokochałam relację, jaka połączyła Rosie i Alexa. Ich wspólne ucieczki, przygody, plany na przyszłość, a później kłopoty w dorosłym życiu, w których próbowali się wspierać, przywiodła mi na myśl prawdziwy obraz przyjaźni. Bo "Love, Rosie" taka właśnie jest. Momentami zabawna, czasem wzruszająca, emocjonalna, piękna, wciągająca, ale przede wszystkim pokazująca, że przyjaźń damsko-męska naprawdę istnieje, że przyjaźń sama w sobie istnieje i jest wspaniałą wartością.

||www.bookyourself.pl||

Mówi się, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Że zawsze w końcu któraś z osób poczuje coś więcej. Zakocha się. Nigdy nie zgadzałam się z tym stwierdzeniem. Już w czasach podstawówki spędzałam czas w towarzystwie chłopców, a jedna z tych przyjaźni przetrwała do dzisiaj i ma się dobrze.

"Love, Rosie" to powieść Cecilii Ahern, która w Polsce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.bookyourself.pl||

Książki o wampirach przejadły się większości czytelników już dawno. Po "Zmierzchu", "Pamiętnikach wampirów" i podobnych tego typu, świat wydawniczy czekał na coś nowego. Na jakąś... świeżą krew. I pojawiła się. W zupełnie niespodziewanym miejscu - w Internecie.

14-letnia wówczas Abigail Gibbs, zainspirowana pewną słynną sagą o wampirach (wiem, zaczyna się kiepsko), postanowiła stworzyć coś swojego, coś bardziej "krwawego" i "mniej delikatnego", jak sama mówi. Swoje opowiadanie umieszczała na jednej z popularnych stron dla początkujących pisarzy, a kilka miesięcy później mogła poszczycić się już milionami czytelników.

Główną bohaterką książki jest Violet Lee - dziewczyna, której życie odmienia się diametralnie w ciągu jednego wieczora. Zupełnie przypadkowo, czekając na znajomych na Trafalgar Square, Violet jest świadkiem okrutnej rzezi. Krew, dzika walka, nadprzyrodzona siła i mordy podpowiadają jej, że nie ma do czynienia z istotami ludzkimi. Skulona za jedną z ławek, przestraszona, obserwuje to przerażające wydarzenie. Jednak ciche westchnienie, niesłyszalne dla ludzkiego ucha wystarczy, by usłyszał ją Kaspar - przywódca atakującej hordy. Wampir z nieznanych powodów decyduje się tymczasowo oszczędzić życie Violet i porywa ją do rezydencji, którą zamieszkuje jego ród.

Sięgając po pierwszą część serii "Mroczna Bohaterka" nie oczekiwałam zbyt wiele. Nie oszukujmy się - książki o wampirach nie są typem literatury, który można byłoby nazwać ambitnym lub chociaż satysfakcjonującym. Z przyjemnością muszę przyznać, że "Kolacja z wampirem" zaskoczyła mnie jednak z wielu powodów.

Uwagę przede wszystkim należy skupić na bohaterach książki. Są oni naprawdę ciekawie wykreowani, a, co najważniejsze, nie są mdli. Każdy z nich przedstawia swoje wartości, każdy jest w jakiś sposób unikalny, na przykład Violet, która jest wegetarianką. To interesujące zestawienie, biorąc pod uwagę fakt, że znalazła się w dworze zamieszkiwanym przez krwiożercze wampiry. Również narracja pierwszoosobowa prowadzona z dwóch różnych perspektyw (Violet oraz Kaspara) jest bardzo przejrzysta. I choć przedstawia czasem te same wydarzenia, tylko z różnych punktów widzenia, nie przeszkadza to w czytaniu.

Akcja to zdecydowanie największy plus powieści Abigail Gibbs. Już od pierwszych stron, czyli wydarzeń na Trafalgar Square, pędzi niesamowicie szybko i jest tak przez zdecydowaną większość czasu. Wydarzenia książki trzymają w napięciu. Aby nie zdradzić potencjalnym czytelnikom zbyt wiele powiem tylko, że przy "Kolacji z wampirem" nie można się nudzić.

Podsumowując - książka młodziutkiej autorki była dla mnie dużym zaskoczeniem. Jeżeli chodzi o powieści o podobnych konwencjach, "Kolacja z wampirem" wypada naprawdę dobrze. Nie oszukujmy się jednak - to wciąż jest książka z gatunku paranormal romance, to wciąż jest coś, co wyszło spod pióra zaledwie 14-letniej dziewczynki. I choć autorka i jej wydawcy zrobili wszystko co w ich mocy, jestem o tym przekonana, nie oczekujcie fajerwerków, ani wielkiego "wow". W "Kolacji z wampirem" często widać niedoświadczenie życiowe Abigail, często pewne rzeczy (mam tu na myśli sceny z gatunku miłosno-romantycznych) są trochę "naciągane". Niemniej jednak to powieść, z którą warto się zapoznać. Poznawanie literatury, moim zdaniem, nie polega jedynie na sięganiu po pozycje dobrze napisane i ze sławnymi nazwiskami na okładkach.

||www.bookyourself.pl||

Książki o wampirach przejadły się większości czytelników już dawno. Po "Zmierzchu", "Pamiętnikach wampirów" i podobnych tego typu, świat wydawniczy czekał na coś nowego. Na jakąś... świeżą krew. I pojawiła się. W zupełnie niespodziewanym miejscu - w Internecie.

14-letnia wówczas Abigail Gibbs, zainspirowana pewną słynną sagą o wampirach (wiem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

|www.bookyourself.pl|

O serii książek "Selekcja" autorstwa Kiery Cass powiedziano już wiele, ale jedno jest pewne - albo się je lubi, albo się ich nienawidzi. Z opinii czytelników wynika, że nie ma nic pomiędzy. Po "Rywalkach" i "Elicie" przyszedł czas na ostatnią część tej trylogii, czyli "Jedyną.

America, główna bohaterka i narratorka książki, jest jedną z czterech dziewczyn, które dostały się do ścisłej czołówki Eliminacji - rywalizacji, w której spośród 35 dziewcząt książe Maxon wybierze sobie żonę, a tym samym przyszłą królową Illei. Ami stoi jednak przed trudnym zadaniem - nienawidzona przez króla, uwielbiana przez jego poddanych, sama musi zdecydować czego tak naprawdę chce i jakie konsekwencje może to przynieść dla całego kraju.

Opinia o ostatniej części trylogii (choć według ostatnich informacji w roku 2015 ma powstać kolejna powieść) zazwyczaj jest również opinią odnośnie całej serii. Należy zadać sobie więc dwa podstawowe pytania. Czy "Selekcja" mi się podobała? Tak. Czy to ambitne książki, do których kiedyś powrócę? Zdecydowanie nie. Kiera Cass stworzyła prostą opowiastkę dla nastoletnich dziewczynek, której jedynym zadaniem jest przysłowiowe już "odmóżdżenie" czytelnika. Nie zmienia to jednak faktu, że odmóżdżenie to sprawiło mi przyjemność. Spodobała mi się historia Ami, nawet mimo licznych wad powieści.

Jak wspominałam już kilkukrotnie w innych recenzjach, "Selekcja" to powieść infantylna do granic możliwości. Jest to zaskakujące biorąc pod uwagę wiek jej bohaterów. Ami i Maxon, będąc już praktycznie dorośli, sprawiają wrażenie zupełnie niedojrzałych, a sam książę (zacytuję teraz zasłyszane gdzieś zdanie) "ma w sobie więcej z księżniczki, niż z władcy". Przejawia się to w różnych momentach, a tym, co zaskoczyło mnie najbardziej w "Jedynej" była próba uwiedzenia go przez Americę i jego głośny wybuch śmiechu, gdy przyszło co do czego. Myślę, że przykład ten idealnie odzwierciedla poziom czytelników, dla których "Selekcja" jest przeznaczona. Jednak bohaterowie wzbudzili moją sympatię. To miła odskocznia od poważnych książek, z którymi mam ostatnio styczność.

Sama historia przedstawiona przez Kierę Cass, mimo tego, że jest dość naiwna, skonstruowana została w zadowalających mnie sposób. Spodobał mi się sam pomysł Eliminacji i to, co działo się w zamku. Spodobały mi się problemy, z jakimi musieli zetknąć się bohaterowie, spodobał mi się wątek rebeliantów i postać królowej Amberly, matki Maxona. Myślę, że czas spędzony przy "Selekcji" nie był czasem zmarnowanym, nie oczekujcie jednak od tej serii zbyt wiele.

|www.bookyourself.pl|

O serii książek "Selekcja" autorstwa Kiery Cass powiedziano już wiele, ale jedno jest pewne - albo się je lubi, albo się ich nienawidzi. Z opinii czytelników wynika, że nie ma nic pomiędzy. Po "Rywalkach" i "Elicie" przyszedł czas na ostatnią część tej trylogii, czyli "Jedyną.

America, główna bohaterka i narratorka książki, jest jedną z czterech...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.bookyourself.pl||

Wszyscy mamy swoje sekrety. Wszyscy jesteśmy również tylko ludźmi, którzy - czasem - postawieni przed wyborem, wybierają coś zupełnie innego, niż oczekiwałoby od nich społeczeństwo. Przechodzą na "ciemną" stronę. Ale czy stereotypowe zło jest faktycznie złe? Nie zawsze.

Mia jest dwudziestopięcioletnią kobietą, która pochodzi z bardzo bogatej i szanowanej rodziny Dennettów. Pracuje w szkole jako nauczycielka plastyki i już dawno uniezależniła się od rodziców. Pewnego dnia poznaje w barze Colina, intrygującego mężczyznę, z którym lekkomyślnie zgadza się spędzić wieczór. Jednak to, co miało być początkowo wybuchem namiętności, przeradza się w koszmar. Okazuje się, że Colin Thatcher otrzymał polecenie porwania Mii.

Powieść "Grzeczna dziewczynka" to debiut pisarski Mary Kubicy. Sami pewnie doskonale wiecie jak to bywa z takimi rodzajami powieści - są niedopracowane, a często nawet niektóre wątki nie trzymają się fabuły. Jeżeli jednak zapytalibyście się mnie czy również ta książka posiada takie uchybienia, z czystym sumieniem odpowiedziałabym, że nie. Nigdy sama nie domyśliłabym się, że to debiutancka powieść.

Pierwszą rzeczą, na jaką należy zwrócić uwagę podczas mówienia o "Grzecznej dziewczynce" jest perspektywa jej narracji. W powieści mamy do czynienia z trzema narratorami pierwszoosobowymi - Colinem, czyli porywaczem Mii, jej matką Eve oraz Gabe'm, który prowadzi śledztwo w sprawie jej zaginięcia. Dodatkowo wydarzenia przeplatają się - 'przed" i "po" powrocie Mii do domu. Choć sposób przedstawienia historii wydaje się być nieco skomplikowany, książkę czyta się bardzo dobrze i bez najmniejszego problemu nadąża się za biegiem wydarzeń.

Mary Kubica w swojej powieści, oprócz historii porwania i poszukiwań Mii, podjęła również temat zawiłości ludzkiego umysłu - główna bohaterka po powrocie do domu nie dość, że zapadła na amnezję i nie potrafiła przypomnieć sobie pobytu w chacie, w której więził ją Colin, to również zbudowała na nowo pewne elementy swojego życia, reagując na przykład jedynie na imię Chloe.

"Grzeczna dziewczynka" to w moim odczuciu książka bardzo dobra. Z wielkim przejęciem i zaangażowaniem śledziłam jej akcję, a rozbicie fabuły na perspektywę różnych bohaterów budowało dodatkowe napięcie. Wątek psychologiczny oraz niespodziewane (bardzo, bardzo niespodziewane) zakończenie to z pewnością powody, dla których warto sięgnąć po tę powieść.

||www.bookyourself.pl||

Wszyscy mamy swoje sekrety. Wszyscy jesteśmy również tylko ludźmi, którzy - czasem - postawieni przed wyborem, wybierają coś zupełnie innego, niż oczekiwałoby od nich społeczeństwo. Przechodzą na "ciemną" stronę. Ale czy stereotypowe zło jest faktycznie złe? Nie zawsze.

Mia jest dwudziestopięcioletnią kobietą, która pochodzi z bardzo bogatej i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.bookyourself.pl||

Zapewne znacie to uczucie, gdy z niecierpliwością czekacie na lekturę jakiejś książki, a później... czujecie pustkę. Bo okazuje się, że to już koniec. Bo okazuje się, że nie będzie ciągu dalszego historii, że nie spotkacie się już z ulubionymi bohaterami.

Sięgając po trylogię Emmy Laybourne - "Monument 14", miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony słyszałam bardzo pochlebne recenzje, z drugiej myślałam "Znowu postapokaliptyczny świat? Co nowego można wymyślić w tym temacie?". Okazało się jak, że można. Książki "Odcięci od świata" i "Niebo w ogniu" zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie. Teraz przyszedł czas na zakończenie serii - "Wściekły wiatr".

Od potężnego gradobicia, które zmusiło grupkę czternastu nastolatków do ukrycia się w supermarkecie, minął miesiąc. Przez ten czas wydarzyło się bardzo wiele. Wiele osób zginęło, o losach kolejnych wciąż nic nie wiadomo. Po tym, jak Dean, Alex i inni w ostatniej chwili opuszczają przeznaczoną do zniszczenia strefę, zostają umieszczeni w obozie dla uchodźców w Kanadzie, a część dzieciaków odnajduje rodziny. Wkrótce Niko natrafia w gazecie na zdjęcie Josie, jednej z ocalałych w Monumencie. Jej los jest jednak tragiczny. Okazuje się, że wraz z innymi osobami z grupą krwi 0, dziewczyna przebywa w więzieniu na terenie Stanów Zjednoczonych. Dołączają do niego Dean, Jake i Astrid, która musi się ukryć, gdyż jej ciążą i nienarodzonym dzieckiem zaczyna interesować się wojsko.

Rozpoczynając lekturę "Monumentu 14. Wściekły wiatr" obawiałam się, że powieść nie będzie dobrym dopełnieniem trylogii, że czegoś w niej zabraknie. Okazało się jedna, że książka w żadnym stopniu nie ostaje od poziomu pozostałych dwóch części. Tym razem autorka zdecydowała się na obsadzenie w roli narratorów Deana i Josie. To świetny wybór, mieliśmy bowiem okazję obserwować zarówno wydarzenia w obozie z perspektywy Josie (nie bójmy się używać tego określenia, warunki, w których przebywały tam osoby i wszechobecną tyranię z pewnością można tak nazwać), jak i problemy związane z "misją ratunkową" dla niej oraz ciążą Astrid.

Ciekawym zabiegiem, jaki zastosowała Laybourne we "Wściekłym wietrze" jest odejście od idealizowania bohaterów. W poprzednich częściach odnosiło się bowiem wrażenie, że są oni niezniszczalni, bez wad. Żaden problem i żadne niepowodzenie nie mogło ich załamać. Tym razem jednak w zachowaniu zarówno Josie, a także Deana, któremu ciężko pogodzić się z faktem, że Astrid nosi dziecko nieodpowiedzialnego Jake'a, widać poważne zmiany.

O stylu pisarskim Emmy Laybourne pisałam już w poprzednich recenzjach, powtórzę więc tylko, że jest on bardzo lekki i wręcz idealny do tego typu powieści. Książkę czyta się bardzo szybko. "Monument 14" to trylogia, która porusza tematy z wielu płaszczyzn, nie bądźcie więc zdziwieni czasem dość tragicznymi i makabrycznymi opisami i zaskakującymi zwrotami akcji.

Po przeczytaniu ostatniej strony "Wściekłego wiatru", z kapiącymi łzami (często się wzruszam podczas lektury), zamknęłam książkę i pomyślałam "Największą wadą tej trylogii jest to, że się skończyła". I taka jest prawda. Na pewno znajdzie się kilka rzeczy, które można by było zarzucić "Monumentowi 14". Ale po co? Jest to trylogia tak wspaniała, tak pochłaniająca i tak świetnie napisana, że wciąż nie mogę uwierzyć, że poznałam już całą historię. Że nie ma kolejnej książki. Że moja przygoda z "Monumentem" już się skończyła.

||www.bookyourself.pl||

Zapewne znacie to uczucie, gdy z niecierpliwością czekacie na lekturę jakiejś książki, a później... czujecie pustkę. Bo okazuje się, że to już koniec. Bo okazuje się, że nie będzie ciągu dalszego historii, że nie spotkacie się już z ulubionymi bohaterami.

Sięgając po trylogię Emmy Laybourne - "Monument 14", miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Zdawać by się mogło, że w XXI wieku przemoc wobec kobiet nie jest czymś, co zdarza się często. Okazuje się jednak, że takie okropne rzeczy wciąż się dzieją, często nawet tuż przed naszym nosem. Maltretowane kobiety milczą na temat swojej krzywdy, bardziej bojąc się swojego oprawcy, niż marząc o wolności. Milczenie na temat przemocy domowej postanowiła w końcu przerwać Tina Nash, która napisała książkę opartą na własnych przeżyciach - "Oślepioną".

Czytanie powieści, które zostały napisane na podstawie prawdziwych wydarzeń jest zawsze dla mnie przeżyciem bardzo specyficznym. Świadomość, że coś, co zazwyczaj po prostu sobie wyobrażam, rozegrało się w realnym świecie, jest dla mnie jednocześnie ekscytujące i przerażające. Przerażające szczególnie jeżeli chodzi o takie powieści jak "Oślepiona".

Główną bohaterkę i zarazem narratorkę książki poznajemy, gdy jej życie jest jeszcze całkiem udane. Tina ma dwójkę synów, których samotnie wychowuje, ale jest szczęśliwa. W momencie, w którym na jej drodze staje Shane, wszystko się zmienia. Wielka miłość, która się między nimi rodzi, już po kilku tygodniach przeradza się w prawdziwą tragedię... Następują wydarzenia, których żaden normalny człowiek nie jest w stanie zrozumieć. Ataki Shane'a stają się coraz częstsze, zadają Tinie coraz więcej bólu. Interwencje policji nic nie dają, rodzina kobiety bezradnie załamuje ręce. Ona wierzy, że "ukochany" się zmieni, daje mu kolejne szanse, kocha go tak bardzo, że nie chce odchodzić. Najgorsze ma się jednak dopiero wydarzyć. W kwietniu 2011 roku Shane po najgorszym do tej pory ataku agresji, wbija palce w oczy Tiny, a później... zostawia ją, cierpiącą, leżącą na podłodze...

Nieczęsto sięgam po książki, które zostały napisane na podstawie prawdziwych wydarzeń, a jeszcze rzadziej po takie, które napisały same ofiary. Za każdym razem podczas takiej lektury mam wrażenie, że wdzieram się w prywatność tej osoby, że obserwuję jej cierpienie, ale nie mogę pomóc. "Oślepionej" nie mogłam jednak pominąć. Historia Tiny zbulwersowała mnie do tego stopnia, że postanowiłam poznać ją bliżej.

Nie jestem w stanie zliczyć momentów, w których myślałam "odejdź od niego, kobieto". Nie jestem w stanie zliczyć scen, które sprawiały, że moje serce przyspieszało. Nie będę oceniać tej książki pod względem stylistycznym (choć w tym przypadku ""Oślepiona" trochę kuleje) czy jakimkolwiek innym. To nie jest powieść tego rodzaju. To po prostu lektura, która wzbudza w czytelniku takie emocje, że nie jest on w stanie myśleć racjonalnie, że nie jest w stanie zrozumieć postępowania bohaterki. To książka, w której podczas czytania złościsz się na bohatera, jednocześnie mu współczujesz i chciałbyś zrobić wszystko, by posiąść moc zmienienia biegu wydarzeń.

||www.im-bookworm.pl||

Zdawać by się mogło, że w XXI wieku przemoc wobec kobiet nie jest czymś, co zdarza się często. Okazuje się jednak, że takie okropne rzeczy wciąż się dzieją, często nawet tuż przed naszym nosem. Maltretowane kobiety milczą na temat swojej krzywdy, bardziej bojąc się swojego oprawcy, niż marząc o wolności. Milczenie na temat przemocy domowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Odkąd książka E. L. James "50 twarzy Greya" zyskała światową popularność, nastał istny "boom" na książki erotyczne. Kobiety (i nie tylko kobiety) wprost zaczytywały się tego typu literaturą. Obecnie moda na takie powieści nieco osłabła, ale wciąż coraz więcej autorów zainspirowanych sukcesem pani James, tworzy w tym gatunku. Na szczęście są to przeważnie powieści lepsze od serii "Pięćdziesiąt odcieni". Jedną z nich jest "Ekstaza, euforia" Sylvii Day.

Główną bohaterkę książki, Giannę Rossi, poznajemy w kluczowym momencie jej życia. Dziewczyna właśnie dostaje wymarzoną pracę w branży restauratorskiej i rozpoczyna karierę bizneswoman. Podczas bardzo ważnych negocjacji, Gianna spotyka Jaxa, swojego dawnego kochanka. Mimo tego, że od zakończenia ich zaledwie 5-tygodniowego romansu minęły już dwa lata okazuje się, że nie zapomnieli o sobie. Co więcej, ich uczucia nasiliły się.

Mówiąc o "Ekstazie, euforii" należy wspomnieć przede wszystkim o tym, że książka została podzielona na dwie części. W pierwszej z nich bohaterowie przeżywają wzajemną fascynację, w drugiej łączy ich już romans. Przejście między nimi jest jednak bardzo płynne, a wydarzenia następują bezpośrednio po sobie.

Ta powieść moje pierwsze zetknięcie z twórczością Sylvii Day. Muszę przyznać, że sugerując się napisem z okładki książki - "Nr 1 na liście światowych bestsellerów", oczekiwałam czegoś fascynującego i, jak przystało na powieść erotyczną, odważnego. Okazuje się jednak, że "Ekstaza, euforia" jest raczej subtelną książką. Sceny erotyczne oczywiście występują, ale nie są ani zbyt odważne, szokujące, ani wywołujące duże wrażenie.

Język autorki jest bardzo plastyczny. Od razu widać, że Sylvia Day nie jest debiutantką i posiada duże doświadczenie w pisarstwie. Bohaterowie zostali wykreowani bardzo starannie. Szczególnie podoba mi się sposób przedstawienia Gianny - to typowa kobieta sukcesu, twardo stąpająca po ziemi i wiedząca czego chce. To miła odmiana, gdyż bohaterki tego typu książek są zazwyczaj mdłe, infantylne i niegrzeszące inteligencją.

Podsumowując - "Ekstaza, euforia" to książka typowo kobieca, idealna do przeczytania w jeden wieczór w formie odprężenia. Nie oczekujcie jednak od niej zbyt wiele. Nie jest to zdecydowanie typ literatury zapadającej w pamięć.

||www.im-bookworm.pl||

Odkąd książka E. L. James "50 twarzy Greya" zyskała światową popularność, nastał istny "boom" na książki erotyczne. Kobiety (i nie tylko kobiety) wprost zaczytywały się tego typu literaturą. Obecnie moda na takie powieści nieco osłabła, ale wciąż coraz więcej autorów zainspirowanych sukcesem pani James, tworzy w tym gatunku. Na szczęście są to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Po przeczytaniu "Bezmyślnej" autorstwa C. S. Stephens (zapraszam do recenzji), która jednocześnie irytowała mnie i pochłaniała do granic możliwości, wiedziałam, że najszybciej jak to możliwe muszę zabrać się do lektury drugiego tomu - "Swobodnej". Historia burzliwego romansu i miłości głównych bohaterów była idealną odskocznią od bardziej poważnych i emocjonujących książek. Czy "Swobodna" to dobra kontynuacja "Bezmyślnej"?

Od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie trylogii C. S. Stephens minęło kilka tygodni. Po wplątaniu się w trójkąt miłosny, który doprowadził do zdrady i rozpadu poprzedniego związku, Kiera Allen, główna bohaterka, w końcu jest szczęśliwa. Będąc z Kellanem, gwiazdą rocka, obiecuje sobie, że nigdy więcej nie popełni podobnych błędów. Wkrótce zespół Kellana wyrusza w półroczną trasę koncertową, która ma zapewnić im przepustkę do wielkiej kariery, a Kiera przekonuje się, że wytrwanie w swoim postanowieniu będzie trudniejsze niż początkowo zakładała.

"Swobodna" wzbudziła we mnie zupełnie inne emocje niż "Bezmyślna". Z przykrością muszę przyznać, że książka ta po prostu mnie irytowała. Oczywiście, nie brak "Swobodnej" wielu pozytywnych aspektów, są one jednak przyćmione przez te mniej pochlebne.

Pierwsza rzeczą, która jednocześnie mnie zdziwiła i zasmuciła, jest postawa głównej bohaterki. Byłam przekonana, że w porównaniu do pierwszego tomu trylogii, Kiera się zmieni. Niestety - również w przypadku tej książki tytuł mógłby śmiało nosić nazwę "Bezmyślna". Kiera jest bowiem tak samo niedojrzała, tak samo niepoważna i tak samo irytująca. Swoją postawą przypomina mi bohaterkę pewnej sagi dla nastolatek, Bellę Swan (aka Cullen). Rumieni się co pięć minut, wpatruje z maślanymi oczami w ukochanego, co dwie strony wspominając o tym, jaki jest seksowny.

Podczas lektury "Swobodnej" wielokrotnie natrafiałam na fragmenty, które były po prostu przewidywalne. Albo nudne. Kiera i Kellan to bohaterzy, moim zdaniem, bardzo infantylni. Ukrywają swoje uczucia, snują niezliczoną ilość domysłów i boją się rozmowy. Bardzo dojrzale, prawda?

Mimo wielu wad, powieści C. S. Stephens nie można odmówić lekkości. "Swobodna" (dokładnie tak samo jak "Bezmyślna") jest książką, której lektura sprawia przyjemność. Język autorki jest bardzo plastyczny, natrafimy również na momenty pełne emocji (jak choćby zbliżenia Kiery i Kellana). Owszem, bohaterzy nie są zbyt mądrzy, zbyt elokwentni, a akcja byt interesująca, ale "Swobodna" ma w sobie potencjał. Szkoda, że nie do końca wykorzystany.

PREMIERA KSIĄŻKI JUŻ 22 PAŹDZIERNIKA 2014, NIE PRZEGAPCIE!

||www.im-bookworm.pl||

Po przeczytaniu "Bezmyślnej" autorstwa C. S. Stephens (zapraszam do recenzji), która jednocześnie irytowała mnie i pochłaniała do granic możliwości, wiedziałam, że najszybciej jak to możliwe muszę zabrać się do lektury drugiego tomu - "Swobodnej". Historia burzliwego romansu i miłości głównych bohaterów była idealną odskocznią od bardziej poważnych i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl

Zawsze zaskakuje i jednocześnie cieszy mnie fakt, że sięgając po książkę swojej ulubionej autorki przeczuwam, że będzie i faktycznie jest wspaniała. Wiem, że cokolwiek Kathy Reichs nie napisze, w jakiejkolwiek sytuacji nie postawi bohaterki swoich powieści czy gdziekolwiek umieści ofiarę morderstwa, będzie to książka, która mi się spodoba i którą czytać będę z zapartym tchem.

Tym razem nie mogło być inaczej.

Antropolog sądowa, doktor Temperance Brennan i główna bohaterka serii książek "Kości", zostaje wezwana do zbadania ciała mężczyzny, który utopił się podczas oddawania się dziwnym praktykom seksualnym w mieście Hemmingford, w kanadyjskim Quebecu. Znalezione zwłoki zostają zindentyfikowane jako John Lowery. Okazuje się jednak, że Lowery był jedną z ofiar śmiertelnych katastrofy śmigłowca wojskowego, do której doszło w 1968 roku w Wietnamie. Amerykański żołnierz nie mógł jednak umrzeć dwa razy, w jaki więc sposób cztery dekady później znalazł się w Kanadzie?
Wktóryce śledczy z Biura ds. Jeńców Wojennych i Zaginionego Personelu Wojskowego Departamentu Obrony USA znajdują kolejne szczątki pochodzące z czasów wojny wietnamskiej, a przy nich nieśmiertelnik Lowery'ego... Są już więc trzy ciała zidentyfikowane jako John Lowery.

Wszystko to co dobre o książkach Kathy Reichs (a jest tego naprawdę sporo) napisałam już przy okazji recenzji takich książek jak "Kości są wieczne", "Z krwi i kości" i "Diabelskich kości". To moja ulubiona autorka od lat i nic nie wskazuje na to, żeby ten fakt w najbliższym czasie miał się zmienić. Główna bohaterka, za zarazem narratorka jej książek to, moim zdaniem, idealna postać literacka. I w sumie nie tylko, ponieważ z ogromną przyjemnością zaprzyjaźniłabym się z kimś takim jak Tempe Brennan. Jest ona postacią bardzo, bardzo specyficzną. Oprócz niekwestionowanego talentu w dziedzinie antropologii sądowej, Tempe wyróżnia się specyficznym poczuciem humoru oraz sposobem bycia.

"Ci, którzy marnują mój czas, nie mogą się cieszyć słoneczną stroną mojego usposobienia."

Styl pisania Kathy Reichs to temat do naprawdę długich wywodów. Jest dla mnie AŻ TAK świetny, jak tylko można to sobie wyobrazić. Lekki, ale jednocześnie nie zbyt lakoniczny. Nieco poważny, ale przy tym nie dramatyczny. Zabawny i ironiczny, ale nie irytujący. Czy można chcieć czegoś więcej? Jeżeli do tych superlatyw dodamy jeszcze wartką akcję, bardzo dynamicznych bohaterów, żywe dialogi i nieprzewidywalne zwroty akcji, otrzymamy mieszankę wybuchową. Wstrząśniętą, niezmieszaną.

||www.im-bookworm.pl

Zawsze zaskakuje i jednocześnie cieszy mnie fakt, że sięgając po książkę swojej ulubionej autorki przeczuwam, że będzie i faktycznie jest wspaniała. Wiem, że cokolwiek Kathy Reichs nie napisze, w jakiejkolwiek sytuacji nie postawi bohaterki swoich powieści czy gdziekolwiek umieści ofiarę morderstwa, będzie to książka, która mi się spodoba i którą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Która z nas nie marzyła kiedyś o byciu księżniczką? Która z nas nie chciała poślubić księcia, a później założyć koronę i usiąść obok niego na tronie? Właśnie. Jestem przekonana, że marzyłyśmy o tym wszystkie. Główna bohaterka serii "Selekcja", America Singer, stanęła przed taką szansą mimo, że wcale tego nie chciała. Wraz z 35 innymi dziewczętami rozpoczęła rywalizację o rękę księcia Maxona. Teraz zostało ich już tylko 6. Są elitą.

Po lekturze pierwszego tomu trylogii "Selekcja" autorstwa Kiery Cass, czyli "Rywalek" byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Książka, mimo podobnej liczby pozytywnych i negatywnych recenzji, doskonale wpasowała się w moje gusta czytelnicze. Z niecierpliwością oczekiwałam więc na możliwość przeczytania "Elity", drugiego tomu serii.

Odkąd America, siedemnastoletnia dziewczyna pochodząca z jednej z najniższych klas Illei, trafiła do zamku, by wraz z trzydziestoma pięcioma innymi dziewczętami wziąć udział w Eliminacjach, w których główną nagrodą jest nie tylko miłość księcia Maxona, ale i korona, minęło kilka tygodni. Teraz zostało ich już tylko sześć. Ami i książę Maxon stają się sobie coraz bliżsi, jednak dziewczyna wciąż nie potrafi zapomnieć o Aspenie, chłopaku, którego darzyła miłością jeszcze przed przybyciem do pałacu. Trudnego wyboru, jakiego musi dokonać Ami nie ułatwia obecność obu panów w jej życiu ani poznanie skrywanej przez lata tajemnicy o prawdziwym powodzie powstania państwa Illea.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że "Selekcja" to dość infantylna trylogia pełna rozterek miłosnych. Ale wiecie co? Ani trochę nie przeszkadzają mi te opinie. "Elita" po prostu mi się podoba, a śledzenie losów Ami sprawiło mi ogromną przyjemność. Wszystko co dobre o tej serii zawarło się już chyba w recenzji "Rywalek". Chciałabym jednak ponownie pochwalić bardzo lekki styl pisania Kiery Cass, którego czytanie to wprost "przepływanie" przez fabułę książki.

Kolejnym elementem wartym zauważenia jest relacja Ami z mężczyznami (nawiasem mówiąc, kibicuję jej i Maxonowi!). W przeciwieństwie do innych książek, gdzie mamy do czynienia z trójkątem miłosnym, "Elita" jest bardzo subtelna. Relacje Ami-Maxon i Ami-Aspen są bardzo naturalne, niezbyt namiętne czy dramatyczne.

Z radością muszę przyznać, że druga część trylogii Kiery Cass nie zawiodła mnie. To kolejna książka, która przeczy stereotypowi złych kontynuacji. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zdobyć "Jedyną" i dowiedzieć się jak zakończą się Eliminacje i czy America wybierze Maxona!

||www.im-bookworm.pl||

Która z nas nie marzyła kiedyś o byciu księżniczką? Która z nas nie chciała poślubić księcia, a później założyć koronę i usiąść obok niego na tronie? Właśnie. Jestem przekonana, że marzyłyśmy o tym wszystkie. Główna bohaterka serii "Selekcja", America Singer, stanęła przed taką szansą mimo, że wcale tego nie chciała. Wraz z 35 innymi dziewczętami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Książki kryminalne fascynowały mnie od zawsze. Już jako mała dziewczynka podbierałam z półki taty kryminały i czytałam je z zainteresowaniem, a przyznam szczerze, że nie była to literatura przeznaczona dla kilkuletnich dzieci. Mimo upływu czasu moje zamiłowanie do kryminałów nie zmalało i wciąż z wielką chęcią sięgam po tego typu książki. Teraz przyszedł czas na "Portret zabójcy", czyli powieść autorstwa Heather Graham.

Ashley Montague, główna bohaterka książki, jest młodą kobietą, studentką, która właśnie kończy edukację w Akademii Policyjnej. Pewnego dnia jest ona świadkiem z pozoru zupełnie banalnego incydentu na autostradzie. Gdy dowiaduje się, że w owym wypadku został ciężko ranny jej szkolny kolega, Stuart Fresia, okoliczności zdarzenia od razu zaczynają się jej wydawać podejrzane. Ashley postanawia zdobyć jak najwięcej informacji. Wkrótce odkrywa nić łączącą wypadek z przerażającymi morderstwami sprzed lat. Okazuje się również, że Stuart był dziennikarzem, który prawdopodobnie wpadł na trop tajemniczej sekty i groźnego seryjnego mordercy...

O Heather Graham, autorce książki, która ma w swoim dorobku ponad sto pięćdziesiąt (!) innych powieści, słyszałam wiele. Ta amerykańska pisarka jest powszechnie lubiana wśród fanów kryminałów i sensacji. W końcu i ja postanowiłam zapoznać się z jej twórczością i z radością muszę przyznać, że była do bardzo dobra decyzja.

Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam podczas lektury "Portretu zabójcy", a jednocześnie wielką zaletą tej książki jest język, w jakim została napisana. Heather Graham pisze po prostu do ludzi. Prosto, nieskomplikowanie, dobiera słowa tak, by czytelnik przez książkę "przepływał". Początkowo styl autorki nieco mnie zadziwił, nieczęsto bowiem spotyka się kryminały pisane tak lekkim językiem, ale szybko zorientowałam się, że "Portret zabójcy" jest wydaniem kryminału w delikatniejszej postaci.

Akcja "Portretu zabójcy", tak jak na dobrą książkę przystało, jest dynamiczna. W powieści brak co prawda nieoczekiwanych zwrotów akcji czy dreszczyku emocji. Dość mocno rozbudowany jest jednak wątek miłosny i to on przysłania nieco sensacyjną stronę książki. Dla fanów książek romantycznych z wątkiem sensacyjnym (a nie na odwrót) będzie do jednak idealne rozwiązanie.

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Heather Graham uznaję za jak najbardziej udane. Jestem przekonana, że "Portret zabójcy" to nie ostatnia książka jej autorstwa, po jaką sięgnę.

||www.im-bookworm.pl||

Książki kryminalne fascynowały mnie od zawsze. Już jako mała dziewczynka podbierałam z półki taty kryminały i czytałam je z zainteresowaniem, a przyznam szczerze, że nie była to literatura przeznaczona dla kilkuletnich dzieci. Mimo upływu czasu moje zamiłowanie do kryminałów nie zmalało i wciąż z wielką chęcią sięgam po tego typu książki. Teraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Miłość jest ślepa. Z tym stwierdzeniem zgodzi się na pewno każdy, kto kiedykolwiek się zakochał. Uczucia pojawiają się znikąd, tak naprawdę nie wiadomo kiedy i nie pozwalają nam myśleć o czymkolwiek innym, głównym punktem zainteresowania jest więc nasz ukochany czy ukochana. Miłość sprawia również, że stajemy się bezmyślni, decydujemy się na kroki, które w normalnych przypadkach byłyby dla nas nie do pomyślenia.

Kiera Allen, główna bohaterka książki C. S. Stephens - "Bezmyślna" od niemal dwóch lat ma chłopaka. Denny jest mężczyzną prawie idealnym; kochający, czuły, oddany, a w dodatku potrafi gotować i ma dobre poczucie humoru. Kiedy wyjeżdżają wspólnie na drugi koniec kraju, do Seattle, gdzie Denny ma rozpocząć pracę, a Keira studia na uniwersytecie, wszystko wydaje się idealnie układać.
Później jednak nieprzewidziane okoliczności zmuszają parę do tymczasowej rozłąki. Kiera nie może poradzić sobie z osamotnieniem i wtedy ze wsparciem przychodzi do niej współlokator, Kellan Kyle - gwiazdor rocka. Przyjaźń, która rodzi się między nimi, po pewnym czasie przestaje być tylko przyjaźnią, ich relacja staje się coraz bardziej intensywna. I kiedy pewnego wieczoru wszystko się zmienia i bohaterzy dają upust swoim emocjom, już nic nie będzie takie samo...

Jestem kobietą i bardzo lubię czytać i oglądać produkcje o miłości. Nie lubię jednak "tanich" historii, sztampowych. Sięgając po "Bezmyślną" właśnie tego się obawiałam - że książka zachwalana głównie przez nastolatki okaże się powieścią, którą po przeczytaniu kilku kartek będę miała ochotę porzucić.

Trylogia C. S. Stephens, której pierwszym tomem jest właśnie "Bezmyślna", to debiut pisarski tej autorki. Stephens, która swój wolny czas spędza na pisaniu historii pełnych uczuć i dramatycznych wydarzeń (tak mówi sama o sobie), zaskoczyła mnie. Okazało się bowiem, że "Bezmyślna" to książka, którą czyta się dobrze i która jest dość dobra.

Nie mogę niestety nazwać jej fantastyczną ani bardzo dobrą. W powieści było wiele momentów, które mnie nudziły, które były niepotrzebne lub które nie wnosiły niczego do akcji. Dodatkowym minusem jest objętość "Bezmyślnej" - to aż 650 stron. Myślę, że spokojnie, nie tracąc na jakości historii, można by ją skrócić gdzieś o 250 stron i wciąż byłaby to dobra książka. Muszę również przyznać, że tytuł książki idealnie odnosi się do jej najważniejszej cechy charakteru Kiery, bo dziewczyna jest po prostu... bezmyślna.

Nakadziłam trochę, więc czas przejść do pozytywnych aspektów powieści, a "Bezmyślna" ma ich całkiem sporo. Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę, był fantastyczny język C. S. Stephens. Bardzo plastyczny, wręcz idealny do czytania i świetnie dopasowany do wydarzeń powieści. To dobry debiut. Kolejną świetną rzeczą są dobrze wykreowani bohaterowie i momenty, w których po prostu nie sposób oderwać się od książki.

Podsumowując - "Bezmyślna" to nie jest lekka i przyjemna bajka o miłości. To szczera do bólu, prawdziwa i ściskająca za serce opowieść, która pochwyci serce każdego, kto choć raz był zakochany i rozumie, że miłość może nie tylko przynosić radość, ale również ranić.

||www.im-bookworm.pl||

Miłość jest ślepa. Z tym stwierdzeniem zgodzi się na pewno każdy, kto kiedykolwiek się zakochał. Uczucia pojawiają się znikąd, tak naprawdę nie wiadomo kiedy i nie pozwalają nam myśleć o czymkolwiek innym, głównym punktem zainteresowania jest więc nasz ukochany czy ukochana. Miłość sprawia również, że stajemy się bezmyślni, decydujemy się na kroki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Czasem trafia się na wspaniałe powieści. Takie, które zachwycają i, choć może nie należą do półki "ambitnych" sprawiają, że nie możesz o nich zapomnieć i z utęsknieniem czekasz na lekturę kolejnej części. Ja, po przeczytaniu "Monumentu 14" (o którym pisałam tutaj) miałam właśnie takie odczucia. Od razu więc pobiegłam do księgarni po drugą część, czyli "Monument 14. Niebo w ogniu". Czy moje oczekiwania wobec tej książki zostały spełnione?

Seria "Monument 14" stała się ostatnio bardzo popularna. Wiele o niej w Internecie, a ja ostatnio widziałam nawet dziewczynę czytającą pierwszą część w autobusie (naprawdę!).

Odkąd po katastrofie grupa nastolatków utknęła w supermarkecie Greenway, minęło dwanaście dni. Przez te niespełna dwa tygodnie w ich życiu miało miejsce bardzo wiele niebezpiecznych wydarzeń, a ci młodzi ludzie zmuszeni byli do podejmowania decyzji dorosłych. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z ich oczekiwaniami i ich mała społeczność się rozdzieliła - część dzieciaków wyruszyła starym, zniszczonym autobusem do Denver, by tam szukać pomocy dla rannego kolegi. Okazuje się również, że stamtąd władze ewakuują ludzi w bezpieczne miejsca, więc możliwe, że uda im się odnaleźć rodziców. Z kolei Dean z ukochaną Astrid i trójką maluchów pozostają w Greenway'u.

To, co młodzież zastaje na zewnątrz, przerasta nawet ich najgorsze obawy. Jednak i w supermarkecie nie jest już bezpiecznie...

Po wspaniałych emocjach, jakie wzbudziła we mnie lektura "Monumenu 14. Odcięci od świata" i bardzo zaskakującym zakończeniu, nie mogłam długo czekać. Od razu kiedy było to możliwe, rozpoczęłam czytanie "Nieba w ogniu", a powieść wciągnęła mnie do tego stopnia, że skończyłam ją jednego dnia. Co tu dużo mówić, książka okazała się tak dobra, jak się tego spodziewałam. Emmy Laybourne pokazała klasę.

W "Niebie w ogniu" narracja toczy się dwutorowo, możemy więc obserwować zarówno wydarzenia z punktu widzenia brata głównego bohatera, który wyruszył do Denver, jak i Deana, który pozostał w supermarkecie.To wspaniałe rozwiązanie, dzięki temu druga część serii jeszcze bardziej zyskała w moich oczach.

Często zdarza się tak, że środkowe tomy trylogii są tymi najsłabszymi. Na szczęście - Emmy Laybourne nie podtrzymała tego schematu, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że "Niebo w ogniu" jest tak samo dobre jak poprzednia część. A może nawet lepsze?

Już niedługo premiera ostatniej książki z trylogii - "Wściekłego wiatru". Czy i Wy nie możecie się doczekać?

||www.im-bookworm.pl||

Czasem trafia się na wspaniałe powieści. Takie, które zachwycają i, choć może nie należą do półki "ambitnych" sprawiają, że nie możesz o nich zapomnieć i z utęsknieniem czekasz na lekturę kolejnej części. Ja, po przeczytaniu "Monumentu 14" (o którym pisałam tutaj) miałam właśnie takie odczucia. Od razu więc pobiegłam do księgarni po drugą część,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Często zdarza się tak, że jeden, z pozoru zwykły dzień, może zupełnie odmienić nasze życie. Jakiś wyjazd, informacja zasłyszana w telewizji czy spotkana na ulicy osoba. Wszystko to może sprawić, że już nigdy nie będziemy patrzeć na swoje życie tak jak dawniej. Coś się zmieni. Na lepsze, na gorsze, a może pójdzie w kierunku, jakiego nigdy byśmy się nie spodziewali. Nieważne. Istotny jest fakt, ze wszystko co robimy, każde miejsce, w które się udamy, ma na nas ogromny wpływ.

Wakacje Henry'ego, trzynastoletniego samotnika, bohatera książki "Ostatni dzień lata", właśnie dobiegają końca. Nadchodzi upalny długi weekend z okazji Dnia Pracy. Dla Henry'ego święto to ma być jednak takie, jak cała reszta lata. Usiądzie przed telewizorem, rozwiąże kilka łamigłówek i będzie fantazjował. Jego jedynym towarzystwem jest bowiem rozbita emocjonalnie matka - Adele od lat rozwiedziona z jego ojcem oraz chomik. Nagle, w czwartek przed długim weekendem, wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Podczas wizyty w supermarkecie Henry'ego zaczepia tajemniczy rany mężczyzna i prosi o pomoc. Od tego czasu już nic nie będzie takie samo.
Dorastający Henry pozna czym jest prawdziwe poświęcenie. Pozna ból i konsekwencje zdrady oraz zrozumie czym jest miłość i dowie się, że na świecie są osoby, na które warto czekać, choćby przez wiele lat.

Książka "Ostatni dzień lata" autorstwa Joyce Maynard zachęciła mnie i zainteresowała swoją okładką. Nie od wczoraj uwielbiam filmy z Kate Winslet (znaną przede wszystkim z roli w "Titanicu") i wiem, że ta aktorka nie chwyta się byle jakich scenariuszy. Wiedząc, że wystąpiła w ekranizacji książki podejrzewałam, że jej fabuła nie będzie banalna. Czy moje przypuszczenia okazały się prawdą?

Pierwszą rzeczą, o której należy wspomnieć, mówiąc o powieści "Ostatni dzień lata" (która została wydana również pod tytułem "Długi wrześniowy weekend"), jest główny bohater. Trzynastoletni Henry jest bardzo nietypową postacią. Nie jest taki jak większość chłopców w jego wieku. Nie gra w baseball ani nie uprawia żadnego innego sportu, woli raczej książki z łamigłówkami. Nie spotyka się z rówieśnikami, jego jedynym towarzystwem jest bowiem matka. Nie podrywa dziewczyn, fantazjuje o nich raczej w czterech ścianach swojego pokoju. Wszystko to sprawia, że Henry jest jednocześnie interesującą, a drugiej strony... dziwną postacią. Ciężko jest mi go ocenić. Nie mogę też stwierdzić czy polubiłam go, czy może było mi go żal ze względu na izolację od grupy rówieśniczej

Tym, co zachwyciło mnie w "Ostatnim dniu lata" są uczucia, a wręcz pewnego rodzaju erotyzm, bijące wprost z każdej strony powieści. Dzięki tajemniczemu zbiegowi nie tylko życie Henry'ego ulega zmianie. Również jego matka przechodzi zadziwiającą metamorfozę i otwiera się na świat, syna i innych ludzi.

"Ostatni dzień lata" to książka, która jednocześnie mnie zachwyciła i irytowała. Równocześnie wzruszałam się historią i byłam wściekła przez to, w jakim kierunku ona zmierza. To przepiękna i ciepła powieść o prawdziwej miłości i dorastaniu, o poświęceniu. Słowami trzynastoletniego bohatera Joyce Maynard mówi o bólu, cierpieniu oraz o odkrywaniu tego, co w życiu najważniejsze. Pozostawiła we mnie pewnego rodzaju refleksję na temat życia i tego, jaką rolę odgrywa w nim miłość i drugi człowiek.

||www.im-bookworm.pl||

Często zdarza się tak, że jeden, z pozoru zwykły dzień, może zupełnie odmienić nasze życie. Jakiś wyjazd, informacja zasłyszana w telewizji czy spotkana na ulicy osoba. Wszystko to może sprawić, że już nigdy nie będziemy patrzeć na swoje życie tak jak dawniej. Coś się zmieni. Na lepsze, na gorsze, a może pójdzie w kierunku, jakiego nigdy byśmy się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

||www.im-bookworm.pl||

Nie wiem czy Wy również, ale ja często miewam sytuacje, gdy kupuję jakąś książkę, bo wszędzie o niej głośno i wszyscy się nią zachwycają. Chcę sprawdzić o co tyle szumu, chociaż jestem przekonana, że powieść będzie kiepska i mi się nie spodoba. A potem jest wielkie "wow" i okazuje się, że to wcale nie było dobre. To było fantastyczne!

O książce "Monument 14. Odcięci od świata" słyszałam naprawdę dużo. Od jej premiery, która miała miejsce w połowie czerwca 2014 roku, wszędzie aż roi się od różnego rodzaju recenzji i komentarzy, które są zaskakująco pozytywne. Niemal wszystkie! Jako rasowy mol książkowy z wielkim zapałem interesuję się wszelkimi nowościami wydawniczymi, więc trzy miesiące temu również słyszałam o "Monumencie 14". Co wtedy pomyślałam? Tanteda. I zdecydowana inspiracja serią "Gone". Co myślę teraz?

Dzień, który zmienił życie bohaterów książki "Monument 14" rozpoczął się jak każdy inny. Dean, główny bohater, a zarazem narrator książki, wsiadł do autobusu, by udać się na lekcje do swojego liceum. Niespodziewanie jednak z nieba posypał się grad. I to nie byle jaki grad! Ogromne kule lodu, które niszczyły wszystko, co napotkały na swojej drodze, powodując ogromny chaos. Dzięki bohaterskiej postawie kierowcy drugiego autobusu, sześcioro licealistów, dwójka gimnazjalistów i szóstka mniejszych dzieci, chroni się w supermarkecie Greenway. Ten bezpieczny azyl zapewni im pożywienie i świeże powietrze, którego w Monumencie zaczyna brakować, gdyż nad krajem przetaczają się straszliwe burze, a ze zniszczonego ośrodka wojskowego wydostaje się tajemnicza broń chemiczna.

Więzienie czy bezpieczne schronienie? Od tej pory grupka odciętych od świata i przerażonych dzieciaków zaczyna tworzyć swoją własną, małą społeczność. Organizują sobie życie, otaczają opieką młodsze dzieci oraz dzielą się obowiązkami. Na światło dzienne wypływają również skrywane dotąd antypatie i wielkie uczucia.

Od momentu, gdy skończyłam lekturę książki "Monument 14. Odcięci od świata" minęły już dwa dni. To zadziwiająco długi czas, biorąc pod uwagę fakt, że zazwyczaj staram się pisać recenzje "na świeżo". W tym wypadku jednak nie byłam w stanie. Jedyne słowa, jakie przychodziły mi na myśl po przeczytaniu tej powieści, to "o matko", "fantastyczne" i "wow". Niezbyt ambitnie, zdaję sobie z tego sprawę. Teraz jednak, gdy nieco już ochłonęłam, postaram się Wam nieco przybliżyć powody moich zachwytów nad tą książką.

Jak wspomniałam już wcześniej, "Monument 14" po przeczytaniu opisu z tylnej obwoluty, wywołał we mnie skojarzenia z serią "Gone" autorstwa Michaela Granta. Pozostawione same sobie nastolatki, dystopia... Jednak już po pierwszych stronach książki wiedziałam, że moje obawy nie były uzasadnione. Emmy Laybourne wyciągnęła ze swojego pomysłu na powieść wszystko to, co najlepsze. Mamy więc wspaniałych bohaterów. Mimo, że autorka nie skupia się nad każdą personą z osobna, ich charaktery są na tyle dobrze wykreowane, że czytelnik nie ma najmniejszych problemów z ich odróżnianiem. Czternaścioro bohaterów z Greenwaya to świetny zespół.
Drugą rzeczą (a właściwie, w kontekście ważności, pierwszą), na której należy się skupić, jest akcja. Akcja, która wprost wciska w fotel. Akcja, która powoduje, że od książki nie można się oderwać. Akcja, która jest fantastycznie dynamiczna i zaplanowana. Nie ma chyba rzeczy, do której mogłabym mieć uwagi w tym zakresie.

Mówiąc o "Monumencie 14" nie sposób nie wspomnieć o tym, jak pięknie została wydana ta powieść. Okładka jest bardzo klimatyczna, utrzymana w szaro-burej kolorystyce i zdecydowanie pasująca do treści książki. W środku znajduje się duża mapa przedstawiająca rozkład Greenwaya, a każda ze stron powieści została opatrzona numerem dnia, jaki minął od rozpoczęcia się dystopii.

"Monument 14" to jedna z lepszych książek jakie czytałam w tym roku i z niecierpliwością zabieram się za lekturę drugiego tomu trylogii, która już czeka na mojej półce. A jest na co czekać! Zakończenie pierwszej części było tak niesamowite i emocjonujące, że ostatnie trzydzieści stron powieści czytałam trzy razy.

||www.im-bookworm.pl||

Nie wiem czy Wy również, ale ja często miewam sytuacje, gdy kupuję jakąś książkę, bo wszędzie o niej głośno i wszyscy się nią zachwycają. Chcę sprawdzić o co tyle szumu, chociaż jestem przekonana, że powieść będzie kiepska i mi się nie spodoba. A potem jest wielkie "wow" i okazuje się, że to wcale nie było dobre. To było fantastyczne!

O książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

||www.im-bookworm.pl||

Bardzo lubię książki niekonwencjonalne. Takie, które zostały napisane w sposób, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Takie, których autor posłużył się nie tylko swoim talentem, ale i dużą dawką wyobraźni.
Kiedy podczas przeglądania nowości różnych wydawnictw, z którymi współpracuję, natrafiłam na recenzję książki "Gdzie jesteś, Bernadette? autorstwa Marii Semple, wiedziałam, że muszę ją przeczytać! Motyw zniknięcia głównej bohaterki, a w dodatku ciekawy sposób narracji (o tym za chwilę) sprawiły, że książka zaintrygowała mnie, zanim jeszcze wzięłam ją do ręki!

Maria Semple, autorka "Gdzie jesteś, Bernadette?" to amerykańska powieściopisarka i twórczyni scenariuszy. Do tej pory wydała zaledwie dwie książki, a tylko jedna z nich została przetłumaczona na język polski i wydana przez wydawnictwo Media Rodzina w serii "Gorzka Czekolada", o której czytamy, że to niesztampowa i emocjonująca seria książek, która pozostawia na długo słodki posmak z nutą goryczy.

"Gdzie jesteś, Bernadette?" to książka, która, moim zdaniem, posiada dwie główne bohaterki. Pierwszą z nich jest tytułowa Bernadette Fox, niesamowicie uparta, nieciesząca się dobrą sławą mama piętnastoletniej Bee. Jej mąż to niekwestionowane guru w dziedzinie Microsoftu, a sama Bernadette jest okrytą wielką tajemniczością i nieuchwytnością rewolucjonistką w dziedzinie architektury.
Pewnego dnia Bernadette znika. I w tym momencie na scenę wchodzi Bee, a właściwie Balakrishna.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy dziewczynka przynosi do domu doskonałe świadectwo i, zgodnie z wcześniejszą obietnicą rodziców, prosi o obiecaną nagrodę. Ma nią być rodzinna wycieczka na Antarktydę. Przygotowania ruszają pełną parą, a jedyną osobą, która nie potrafi się odnaleźć w obecnej sytuacji jest Bernadette. Nasilająca się alergia na Seattle i ogromna fobia społeczna powodują, że kobieta wynajmuje wirtualną asystentkę z Indii.

Po zniknięciu matki Bee porusza przysłowiowe Ziemię i niebo, by odnaleźć Bernadette. Dziewczynka zbiera dokumenty, e-maile, a prywatną korespondencję... i w ten sposób powstaje książka, czyli właśnie "Gdzie jesteś, Bernadette?"!

Lektura książki Marii Semple już od pierwszych stron wywołała we mnie mieszaninę wielu uczuć. Po pierwsze - czułam ogromne zainteresowanie. Pierwszy raz spotkałam się z powieścią napisaną w ten sposób, czyli jako zbiór e-maili czy dokumentów wymienianych przez poszczególnych bohaterów książki. Również pomysł powieści, która jest niejako dziełem jednego z jej bohaterów jest wprost fenomenalny i niespotykany! Drugim etapem lektury "Gdzie jesteś, Bernadette?" jest... rozczarowanie. Po fantastycznym początku książki oczekiwałam czegoś naprawdę ciekawego. Niestety - okazało się, że przez około 100-150 stron akcja powieści praktycznie nie posuwała się do przodu i stała się bardzo monotonna. Nie zniechęciłam się jednak i moje czekanie zostało nagrodzone. Po minięciu 2/3 "Gdzie jesteś, Bernadette?" miałam ochotę wykrzyknąć prawdziwe "wow!". Przedstawienie życia i przeszłości Bernadette Fox dopiero na takim etapie lektury wywołało bardzo emocjonującą reakcję. Okazało się, że postać, którą do tej pory uważałam za bogatą i zblazowaną żonę programistycznego szychy, ma się czym pochwalić. Od tej pory akcja książki nie traciła rezonu i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że mnie usatysfakcjonowała.

Generalizując, książkę mogę określić jako "dobrą". Skłamałabym, gdybym powiedziała, że była kiepska czy średnia, ale nazwanie jej "bardzo dobrą" będzie sporym kredytem zaufania. Na korzyść "Gdzie jesteś, Bernadette?" odpowiada się bardzo wiele elementów, między innymi niesztampowa fabuła, genialny sposób przedstawienia historii, niezwykle ciekawi bohaterowie czy nieprzewidywalne zakończenie. Jej jedynym uchybieniem jest mało aprobująca pierwsza połowa, ale po przeczytaniu drugiej, jestem to w stanie wybaczyć Marii Semple.

||www.im-bookworm.pl||

Bardzo lubię książki niekonwencjonalne. Takie, które zostały napisane w sposób, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Takie, których autor posłużył się nie tylko swoim talentem, ale i dużą dawką wyobraźni.
Kiedy podczas przeglądania nowości różnych wydawnictw, z którymi współpracuję, natrafiłam na recenzję książki "Gdzie jesteś, Bernadette?...

więcej Pokaż mimo to