Brzydcy Scott Westerfeld 6,8

ocenił(a) na 831 tyg. temu Poprzez lata ludzkość wykreowała wiele kanonów piękna. Jednak w Brzydkich przedstawiono nam daleką przyszłość, w którym każdy jest szczęśliwy z istnienia jednego wzorca. Ale czy na pewno?
Z początku wszystko wydaje się cudowne. Życie jest idealne, a każdy z bohaterów tej książki wyczekuje szesnastych urodzin. Coś jak u nas z wyczekiwaniem 18-stki, kiedy to wszyscy stajemy się „dorośli” i teoretycznie wolno nam więcej. Tu mamy operację, kreującą tak naprawdę nowego człowieka, kogoś nieskazitelnego. Ale kiedy wszyscy są piękni, to czy nie stajemy się wtedy jednocześnie… zwyczajni? Typowi? A przecież chodzi o to, by każdy był wyjątkowy, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Tu jednak jest wszystko pod linijkę ludzi stojących u władzy. A każdego, kto się wyłamuje, traktuje się jak wywrotowca, rebelianta, wręcz najgorszego zdrajcę. Szczerze mówiąc, trochę się załamałam w środku, jak to czytałam, ale fabuła wciągała mnie tylko coraz bardziej i mocniej. Bo jak można być tak okrutnym, żeby zabijać indywidualność? Nawet gdy poznałam domniemany powód – skoro wszyscy będą wyglądać tak samo, nie będzie żadnych podziałów, ani wynikających z nich konfliktów – to wciąż nie mogłam zrozumieć tego sposobu myślenia. Zwłaszcza że okładka książki, ukazująca wygląd głównej bohaterki, pokazywała naprawdę piękną dziewczynę. Piegi, rozsiane po twarzy, tylko dodawały jej uroku, podobnie jak ciemnoniebieskie, prawie fioletowe oczy. Kiedyś, podobnie jak i ona, nie lubiłam swojego wyglądu. Teraz, cieszę się, że nie żyję w takim społeczeństwie jak biedna Tally.
Ruch oporu
Jak to bywa w każdej utopii, systemie pozornie idealnym, mamy też ludzi chcących wyrwać się z tej bańki. Osoby, które zachowały wolny umysł i myślą po swojemu. Oczywiście, musi nastąpić reakcja „góry” na te akcje. Następuje więc piętnowanie, szkalowanie i wojna z tymi, którzy usiłują walczyć z systemem.
Więcej na: CzasoStrefa