-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2023-12-15
2023-07-17
Książka „Stulecie samotnych. Jak odzyskać utracone więzi.”, Noreena Hertz.
Ta książka mówi o naszej samotności, o sytuacjach które nieświadomie akceptujemy a które jeszcze bardziej wtłaczają nas w pułapkę samotności. Konsumpcyjny, zagoniony człowiek cieszy się z nowoczesnych urządzeń które pomagają o wiele szybciej załatwić sprawę, z usług które zaspakajają potrzeby bez wychodzenia z domu, nie dostrzegając, że wykonujemy to wszystko za pomocą inteligentnych urządzeń, usypiając wszelkie emocje pojawiające się w kontaktach z drugim człowiekiem.
Cieszymy się z robotyzacji eliminującej ciężką pracę i nie tylko, nie widząc sfrustrowanych ludzi szukających nowej pracy. Czy robotyzacja jest zła? Nie zawsze. W domach „Spokojnej starości” staruszki cieszą się, że te małe figurki-roboty są z nimi, pozwalając choć trochę złagodzić samotność. Myślę, że należy również wspomnieć o wspólnej przestrzeni mieszkaniowej, gdy wchodząc do windy w wieżowcu, w którym mieszkamy, nie mamy pojęcia kim są ludzie z którymi dzielimy przestrzeń windy, ani oni o nas też zapewne nic nie wiedzą.
„Telefon stał się naszą panią i naszą kochanką. W dzisiejszych czasach wszyscy na widoku zdradzamy swych bliskich i jakimś sposobem wszyscy akceptujemy tę niewierność. Jesteśmy obecni ale nie duchem, jesteśmy razem, lecz osobno”
W pogoni za zyskiem przedsiębiorcy oferują wspólne pomieszczenie z wydzielonymi boksami, likwidują wspólne jedzenie posiłku, żądają dyspozycyjności o każdej porze, nawet kosztem życia rodzinnego. Ceną za te działania są wyższe zarobki i … większa samotność wśród tłumu. Następuje wypalenie zawodowe które wcale nie martwi przedsiębiorców bo za bramą już czekają nowi kandydaci do pracy.
Czy autorka widzi jakieś sensowne wyjście z samotności?
Tak, widzi i podpowiada jakimi działaniami, rząd, przedsiębiorcy i my sami możemy wyrwać się z tej samotności lub chociaż ten stan złagodzić.
Bardzo polecam tę książkę
Książka „Stulecie samotnych. Jak odzyskać utracone więzi.”, Noreena Hertz.
Ta książka mówi o naszej samotności, o sytuacjach które nieświadomie akceptujemy a które jeszcze bardziej wtłaczają nas w pułapkę samotności. Konsumpcyjny, zagoniony człowiek cieszy się z nowoczesnych urządzeń które pomagają o wiele szybciej załatwić sprawę, z usług które zaspakajają potrzeby bez...
Książka „Ewolucja piękna. W jaki sposób teoria Darwina kształtuje świat i nas samych.”
Książka Pruma przywraca kluczowe miejsce w przyrodzie doborowi płciowemu. Pomysł, że dobór płciowy stoi za powstaniem wielu cech, które doświadczane są jako piękne i niekoniecznie stanowiące adaptacje, jest powrotem i odnowieniem starej koncepcji Darwina, którego następcy nie do końca zrozumieli i uprościli mechanizmy ewolucji do jednego – doboru naturalnego. Autor ponad 30 lat poświęcił na obserwacje egzotycznych ptaków, wykazując, że dobór płciowy ma miejsce i stanowi naturalną siłę napędzającą ewolucję biologiczną i kulturową, sprzyjającą powstawaniu i doskonaleniu różnych form piękna.
Przedstawiony świat w którym gorzyki, altanniki, argusy, kaczki, a nawet maskonury kierują się przede wszystkim zachęceniem samic do kopulacji poprzez wymyślne tańce godowe, budowanie pięknie ozdobionych altan, jak i własne upierzenie którego piękno również i nas urzeka, jest dla Richarda Pruma światem gdzie „Piękno się zdarza” na „Drzewie Życia” i kształtuje wybór partnera oraz relacje społeczne samców. Piękno upierzenia, śpiew, ornamenty, kształt, wielkość organów płciowych są rezultatem gry pomiędzy samicą i samcem, pomiędzy pożądaniem a cechami pożądanymi.
Dla ornitologów książka łatwa, lekka i przyjemna. Mnie czytało się ciężko, ponieważ egzotyczne ptaki, odległe na mapie świata miejsca, nie są mi znane. Pomimo barwnych tablic trudno mi było sobie wyobrazić życie tych ptaków w przyrodzie. Z pomocą przyszedł internet gdzie można oglądnąć wiele filmików z życia godowego tych ptaków. Wtedy dopiero zaczęłam bardziej rozumieć te wszystkie opisy zalotów zawarte w książce przez autora. Zobaczyć piękno upierzenia, uroki zawiłych budowli okraszonych kolorowymi ozdobami czy wymyśle trele i śpiewy towarzyszące zalotom ptasich samców.
książkę bardzo polecam.
Książka „Ewolucja piękna. W jaki sposób teoria Darwina kształtuje świat i nas samych.”
Książka Pruma przywraca kluczowe miejsce w przyrodzie doborowi płciowemu. Pomysł, że dobór płciowy stoi za powstaniem wielu cech, które doświadczane są jako piękne i niekoniecznie stanowiące adaptacje, jest powrotem i odnowieniem starej koncepcji Darwina, którego następcy nie do końca...
2023-01-03
Książkę „Kopernik. Rewolucje.” Wojciecha Orlińskiego przeczytałam z przyjemnością. Od razu założyłam, że zbyt wiele nowych wiadomości dotyczących osoby Kopernika być nie może bo wiarygodnych źródeł z XV-XVI wieku nie zachowało się zbyt wiele. Ciekawiło mnie raczej tło historyczne, powiązania Kopernika ze światem nauki i religii. A tych wiadomości jest w książce sporo. Autor sporo pisze też o przyjaciołach i wrogach których w otoczeniu Kopernika nie brakowało. Wojciech Orliński porusza również zderzenie światów renesansu, średniowiecza i kontrreformacji. Wspomina też o długim związku z kobietą, na który to wielu dostojników kościelnych patrzyło niezbyt przychylnie. Dlaczego? O tym dowiedzieć się można po przeczytaniu książki.
Nie oczekiwałam rewelacyjnych informacji ale o wiele więcej wiedzy na temat drogi jaką pokonał aby dojść do swojego odkrycia, patrząc z pozycji astronomii i matematyki.
Czy styl autora, lekki, czasami ironiczny, wciąż gdybający, mi przeszkadzał? Nie za bardzo, bo nadmiar występujących osób, konfliktów, opisywanych zależności jest tak ogromny, że bez tego gdybania czytało by się o wiele trudniej.
Książkę „Kopernik. Rewolucje.” Wojciecha Orlińskiego przeczytałam z przyjemnością. Od razu założyłam, że zbyt wiele nowych wiadomości dotyczących osoby Kopernika być nie może bo wiarygodnych źródeł z XV-XVI wieku nie zachowało się zbyt wiele. Ciekawiło mnie raczej tło historyczne, powiązania Kopernika ze światem nauki i religii. A tych wiadomości jest w książce sporo. Autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-01
Barbara Mujica w książce „Frida” stara się przedstawić nam życie znanej meksykańskiej malarki, burzliwy okres historii Meksyku w jakim żyła, małżeństwa z Diego Rivera. Przede wszystkim należy podkreślić, że nie jest to biografia Fridy Kahlo, a jedynie powieść w której prawdziwe losy Fridy wplecione zostały w literacką fikcję.
To, że w dzieciństwie zachorowała na polio, że jako młoda dziewczyna została ciężko poturbowana w wypadku, że małżeństwo z Diego było bardzo burzliwe a liczne poronienia bardzo bolesne, że romanse z kobietami oraz z Trockim się wydarzyły, to prawda. Jednak wszystkie wydarzenia wplątane są w fikcję literacką.
Sam pomysł opowiedzenia przez młodszą siostrę Kristi, życia Fridy, wielu osobom się spodoba. Ci którzy znają biografię malarki z łatwością wyłapią prawdziwe zdarzenia z jej życia. Pozostali powinni potraktować tę książkę jedynie jako fikcję literacką, do której każdy pisarz ma prawo.
Moim zdaniem, dużym błędem jest umieszczenie dopiero na końcu książki, że treść jest fikcją w którą wpleciono prawdziwe zdarzenia z życia Fridy. Tę informację powinien poznać czytelnik przed przystąpienie do czytania.
Barbara Mujica w książce „Frida” stara się przedstawić nam życie znanej meksykańskiej malarki, burzliwy okres historii Meksyku w jakim żyła, małżeństwa z Diego Rivera. Przede wszystkim należy podkreślić, że nie jest to biografia Fridy Kahlo, a jedynie powieść w której prawdziwe losy Fridy wplecione zostały w literacką fikcję.
To, że w dzieciństwie zachorowała na polio, że...
2020-11-14
Leonardo da Vinci malarzem wielkim był, temu chyba nikt nie zaprzeczy. Pozostawił dzieła niezwykłe choć ilość tych obrazów nie jest zbyt duża w porównaniu do dorobku innych wielkich mistrzów malarstwa.
Dlaczego tak niewiele obrazów namalował, co zaprzątało jego umysł i odciągało od malowania, czy był leniwym, czy był biednym człowiekiem którego nie stać na farby?
Powstało wiele książek dotyczących twórczości i życia Leonarda da Vinci ale książka „Leonardo da Vinci” Waltera Isaacsona w doskonały sposób przedstawia malarza w odniesieniu do jego dorobku. Leonardo da Vinci opisując swoje umiejętności przede wszystkim kład nacisk na umiejętność budowania machin wojennych, organizacji widowisk dworskich, zmianie koryta rzek, natomiast sztukę malarską wymieniał jako ostatnią z umiejętności.
Walter Isaacson nie pomija opisu powstawania słynnych obrazów, lecz opierając się o zachowane notesy, stara się pokazać, w jaki sposób dochodził do mistrzowskiego wykonania dzieła. Zainteresowanie anatomią miało pomóc prawidłowo przedstawiać postacie ludzkie, stąd tak ogromna ilość przeprowadzonych sekcji zwłok których wykonał Leonardo. Poznanie zasad perspektywy, wiry wodne, budowa skał i roślinność na nich rosnąca, również było w kręgu zainteresowań malarza.
Ogromna analiza rozproszonych notatek Leonarda da Vinci jakiej starał się dokonać Walter Isaacson stanowi największy atut tej książki. To właśnie na podstawie notatek ukazuje nam się Leonardo da Vinci jako człowiek zachłanny na wiedzę, niestrudzony obserwator, perfekcjonista.
Różnorodność zainteresowań sprawiała, że czasu na malowanie poświęcał niewiele. Jeśli już malował obraz, malował latami. A malował pięknie.
Leonardo da Vinci malarzem wielkim był, temu chyba nikt nie zaprzeczy. Pozostawił dzieła niezwykłe choć ilość tych obrazów nie jest zbyt duża w porównaniu do dorobku innych wielkich mistrzów malarstwa.
Dlaczego tak niewiele obrazów namalował, co zaprzątało jego umysł i odciągało od malowania, czy był leniwym, czy był biednym człowiekiem którego nie stać na farby?...
2020-02-03
„Stramer” Mikołaja Łozińskiego opowiada o historii rodziny żydowskiej, zasłyszanej od rodziców, brata, oraz mieszkańców miasta w którym żyli autora przodkowie. Okres międzywojenny, to czas w którym Natan powraca z Ameryki i zakłada rodzinę w mieście w którym ok. 45% mieszkańców była pochodzenia żydowskiego. Z roku na rok przybywa dzieci, pojawiają się nowe pomysły Natana na rodzinny biznes, a wszystko to rozgrywa się w małym mieszkaniu przy ul. Goldhammera w Tarnowie.
Z biegiem lat przybywa kłopotów z dziećmi, dowiadujemy się o ich pierwszym miłościach, nietrafionych biznesach Natana, o życiu rodziny niczym nie wyróżniającej się wśród pozostałych rodzin. Miło się czyta o znanych tarnowskich ulicach, o kawiarniach, kinie „Marzenie”, o miejscach które już nie istnieją. Ale każdy z nas ma tę świadomość, że wraz z II wojną światową skończyło się życie tarnowskich rodzin żydowskich. Jedyne co pozostało, to wspomnienia o tych tarnowskich rodzinach które Mikołaj Łoziński tak ciepło i z sentymentem nam przekazał.
„Stramer” Mikołaja Łozińskiego opowiada o historii rodziny żydowskiej, zasłyszanej od rodziców, brata, oraz mieszkańców miasta w którym żyli autora przodkowie. Okres międzywojenny, to czas w którym Natan powraca z Ameryki i zakłada rodzinę w mieście w którym ok. 45% mieszkańców była pochodzenia żydowskiego. Z roku na rok przybywa dzieci, pojawiają się nowe pomysły Natana na...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-25
Książka „Olga” Bernharda Schlinka opowiada o niemieckiej kobiecie, której życie potoczyło się niezbyt pomyślnie. Wpływ na to miało to, że urodziła się nie w tym miejscu i czasie. Osierocona w dzieciństwie, pochodząca z dołów społecznych, w początkach XX wieku nie miała szans na związanie się z ukochanym mężczyzną wywodzącym się z ziemiańskiego rodu.
Książka podzielona jest na trzy części.
Część pierwsza opowiada o początkach rodzącej się miłości, o dążeniu kobiety do zdobycia wiedzy i zawodu, codziennym życiu które miało być szczęśliwe.
Druga część, to relacja młodego mężczyzny dotycząca życia tytułowej „Olgi” widziana jego oczyma. Opowiada o rozmowach, o tym co było ważne dla Olgi i co pragnęła przekazać, a związane było z młodzieńczym okresem. O wspólnych spacerach i pomocy ofiarowywanej starzejącej się Oldze. Właściwie mężczyzna nie wspomina o niczym szczególnym, fascynującym. Ot, spokojne i niezbyt ciekawe życie kobiety która związana była przypadkowo z rodziną człowieka który o niej wspomina.
Trzecia część zawiera odnalezione listy, które Olga wysyłała do ukochanego, a które nigdy do niego nie dotarły. Dziwnym trafem, niedoręczone przesyłki pocztowe trafiły do antykwariatu. Po śmierci Olgi, młody mężczyzna poszukując śladów życia kobiety którą się opiekował, odnajduje te listy. Dopiero z treści tych listów dowiadujemy się jakie faktycznie było życie kobiety, jakie skrywała tajemnice.
Po przeczytaniu listów okazało się, że to, jak postrzegali Olgę ludzie, najbliżsi, o czym czytamy w drugiej części, było błędne. Wcale nie miała tak monotonnego i niezbyt ciekawego życia, wręcz przeciwnie. Tylko, że prawdziwą „Olgę” ujawniała jedynie swojemu ukochanemu. Dla innych pokazywała się jako osoba prowadząca spokojny tryb życia, nie wadząca nikomu i zawsze chętna do pomocy innym. Prawie niewidoczna dla otoczenia. Gdyby nie przypadek odnalezienia listów, szybko by została zapomniana. Te listy sprawiły m.in., że na jej grobie świeczkę zapaliła jeszcze jedna osoba.
„Olga”, dumna, skryta, mądra i cierpliwa, żyjąca w cieniu ukochanego.
Bywają takie Olgi.
Książka „Olga” Bernharda Schlinka opowiada o niemieckiej kobiecie, której życie potoczyło się niezbyt pomyślnie. Wpływ na to miało to, że urodziła się nie w tym miejscu i czasie. Osierocona w dzieciństwie, pochodząca z dołów społecznych, w początkach XX wieku nie miała szans na związanie się z ukochanym mężczyzną wywodzącym się z ziemiańskiego rodu.
Książka podzielona...
2019-05-23
Książka „Spotkajmy się w muzeum” to debiut Anne Youngson. Myślę, że całkiem udany. Porusza temat ludzi starszych, którzy z racji wieku nie oczekują już wiele od życia. To czas refleksji, oceny dokonanych wyborów, chęć służenia pomocą i radą. Czas wspomnień, które coraz częściej wydobywamy z pamięci.
Bohaterowie tej powieści, Tina i Anders, to zwykli ludzie. Ona, mężatka, on, wdowiec, poznają się korespondencyjnie. Na list skierowany przez Tinę do P.V. Globa w sprawie „człowieka z Tollund” znajdującego się w muzeum w Silkeborgu, odpowiedział Anders, wyjaśniając, że P.V. Glob już nie żyje i dlatego na pytania zawarte w liście odpowiada on, kurator muzeum. Listy początkowo mają charakter bardzo oficjalny, aby z biegiem czasu przerodzić się w bardziej osobistą korespondencję. Różowa koperta na okładce sugerować może, że chodzi o banalny romans jaki się w starszym wieku wydarzyć może. Lecz choć korespondencja przybiera bardziej osobisty charakter, żadna ze stron nie jest zainteresowana zmianą swojego dotychczasowego życia.
Kiedy domy pustoszeją gdy odchodzą bliscy, starzy ludzie często odczuwają brak kogoś z kim mogliby porozmawiać, podyskutować na interesujące tematy, podzielić się wrażeniami, zadać pytania o zupełnie banalne sprawy. Tinę i Andersa również dotyka ten problem. W ich korespondencję wkrada się coraz więcej prywatnych wątków, bardziej osobiste zwierzenia, pytania o prawidłowość dokonanych wyborów. Poruszane są zwykłe ludzkie sprawy, o których czasami łatwiej powiedzieć obcej osobie niż tym z którymi przebywają na co dzień.
Nie ma w tych listach porywających treści, są często bardzo banalne, niezbyt ciekawe. Bo i nie o treść listów chodzi ale ich klimat. Zaciekawienie drugim człowiekiem, proste słowa które pozwalają stworzyć bardziej intymną więź, szacunek, ciepło i tęsknotę za słowami zawartymi w kolejnym liście. Rzeczowe rady pozwalające uporządkować swoje problemy, kłopoty, delikatnie podpowiadane, nie narzucane.
Listy, listy, listy. Czy kiedyś dojdzie do spotkania, czy ta korespondencyjna znajomość zmieni ich życie? Może tylko wypełni pustkę która tak często dotyka ludzi?
Ludzkich losów nikt nie przewidzi.
Książka „Spotkajmy się w muzeum” to debiut Anne Youngson. Myślę, że całkiem udany. Porusza temat ludzi starszych, którzy z racji wieku nie oczekują już wiele od życia. To czas refleksji, oceny dokonanych wyborów, chęć służenia pomocą i radą. Czas wspomnień, które coraz częściej wydobywamy z pamięci.
Bohaterowie tej powieści, Tina i Anders, to zwykli ludzie. Ona, mężatka,...
2019-05-18
Książka „Świat na rozdrożu” Marcina Popkiewicza wydana została w 2013 roku, jednak tematy w niej poruszane nie straciły na aktualności. Wręcz przeciwnie. Czytana po kilku latach od wydania, jeszcze dobitniej pokazuje, że temat zagrożenia jakie sami sobie szykujemy, dostrzega niezbyt wielu polityków mających wpływ na odwrócenie tego zagrożenia lub spowolnienia tego procesu, który cały czas się dzieje i zmierza do zagłady życia na Ziemi.
W książce tej znajdziemy najbardziej wnikliwą analizę naszej rzeczywistości, popartą bardzo dużą ilością analiz badanego zjawiska, wykresami ukazującymi zmiany na przestrzeni wielu lat, oraz przedstawienie działań umożliwiających spowolnienie, bądź wyhamowanie niekorzystnych procesów.
Kryzysy finansowe, malejąca ilość zasobów kopalnych, kryzys energetyczny, ocieplenie klimatu, to tematy poruszane w wielu książkach. Jednak ta książka stara się pokazać powiązania zmian tych wszystkich elementów na zdarzenia w czasie przyszłym, które w niezbyt odległym horyzoncie czasowym określić można tylko dwoma słowami: GAME OVER!
Czy jesteśmy w stanie zapobiec tej katastrofie? Czy pozostawimy następnym pokoleniom świat w którym będą nadal cieszyć się spokojnym życiem na Ziemi?
Autor pokazuje, że jest to możliwe i realne. Warunkiem odwrócenia tego czarnego scenariusza jest zrozumienie przez władców, polityków i zwykłych obywateli co nas w najbliższej przyszłości spotka jeśli nie zmienimy swojego zachowania, sposobu życia, czy nie włączymy się świadomie do działań zapobiegawczych. Wszyscy musimy sobie zdać w końcu sprawę, że nie możemy już tych działań odsuwać w czasie.
Wycinka drzew w Puszczy Białowieskiej, plany budowy kopalni węgla brunatnego Złoczew, brak zdecydowanego poparcia dla energii odnawialnej, to niektóre działania beztroski i braku zrozumienia w jakim kierunku zmierza ludzkość. Politycy z rodzimego podwórka nie rozumieją zagrożenia lawinowo zmierzające ku zagładzie.
Chciałabym przypomnieć fragmenty wystąpienie 15-latki na COP24 – Katowice w 2018 r.
„Nazywam się Greta Thunberg, mam 15 lat, jestem ze Szwecji. Wiele osób mówi, że Szwecja to mały kraj i to nieistotne co robimy, ale wiem, że nigdy nie jesteś za mały by coś zmienić.
...
Ciągle mówicie o zielonym, zrównoważonym rozwoju tylko dlatego, że boicie się utraty popularności. Ciągle mówicie abyśmy szli do przodu, stosując te same metody które doprowadziły do tego chaosu, nawet jeśli jedyną rozsądną rzeczą jest pociągnięcie za hamulec bezpieczeństwa. Nie jesteście nawet na tyle dojrzali żeby powiedzieć prawdę. Nawet to pozostawiacie nam, dzieciom.
....
W 2078 roku będę obchodziła swoje 75 urodziny. Jeśli będę miała dzieci, być może spędzę ten dzień z nimi. Może zapytają mnie o was, może zapytają dlaczego nic nie zrobiliście, kiedy wciąż była szansa działać. Mówicie, że kochacie swoje dzieci ponad wszystko. A mimo to, na ich oczach kradniecie im przyszłość. Dopóki nie skupicie się na tym co trzeba zrobić, zamiast na tym, co jest popularne politycznie, nie ma nadziei na zmiany. Nie można poradzić sobie z kryzysem bez potraktowania go jak kryzysu. Musimy pozostawić paliwa kopalne pod ziemią i skupić się na równości. I skoro rozwiązania w ramach systemu są tak trudne do znalezienia powinniśmy zmienić sam system. Nie przyszliśmy tu błagać światowych liderów o uwagę. Ignorowaliście nas w przeszłości i będziecie ignorować dalej. Wam skończyły się już wymówki a nam kończy się już czas. Przyszliśmy tu, by wam powiedzieć, że zmiana nadchodzi czy wam się to podoba, czy nie. Prawdziwa siła leży w ludziach."
Wstyd. Nie możemy dopuścić aby konsekwencje naszych zaniechań ponosiły nasze dzieci i wnuki.
Co mogę zrobić? Nie zamienię swój czytnik i komórkę na nowszy model w najbliższym czasie, posadzę rośliny w miejscu zamieszkania. Mało?
Jeśli więcej osób tak uczyni, będą to małe kroki powielane setki tysięcy razy. A to już coś znaczy.
To mały, skromny dar dla nas samych i naszej pięknej Ziemi.
Książka „Świat na rozdrożu” Marcina Popkiewicza wydana została w 2013 roku, jednak tematy w niej poruszane nie straciły na aktualności. Wręcz przeciwnie. Czytana po kilku latach od wydania, jeszcze dobitniej pokazuje, że temat zagrożenia jakie sami sobie szykujemy, dostrzega niezbyt wielu polityków mających wpływ na odwrócenie tego zagrożenia lub spowolnienia tego procesu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-28
Larry McMurtry napisał wspaniałą książkę „Na południe od Brazos”. Western rozgrywający się w latach 70 XIX wieku, tuż po rozwiązaniu kwestii dot. Indian, co w konsekwencji miało przyczynić się do zasiedlania olbrzymich terenów przez nowych osadników. Zgrabnie ujął akcję w ramach likwidacji obecnego miejsca zamieszkania w Texasie, poprzez wędrówkę, do nowego miejsca osiedlenia w Montanie. Bohaterowie są hodowcami bydła i koni które sprzedają. Wszystkie postacie, i te „dobre i złe” przedstawione są w sposób bardzo wyrazisty.
Gus, W.F. Call, Snoopy, Newt, Jake Spoon, Deets, Boliwar, July, Siny Kaczor, Żabi Ryj, Psia Twarz, Johnny Małpa, P.E, Klara, Lorena i Elmira. To postacie które biorą udział w tej wędrówce do nieznanego miejsce w Montanie. W czasie wędrówki przeżywają miłość, samotność, gniew i nienawiść. Zmagają się z przeciwnościami natury których nie przewidzieli. Śmierć zbiera swoje żniwo lecz i nowe rodzi się życie. Newt, i jego dramat. Wszystko tu jest jasne, dobro jest dobrem, a zło jest złem. Słowo dane przyjacielowi musi być dotrzymane.
Nie jest to gładki i lukrowany western. To czasy okropne.
Niezbyt często daję 10 gwiazdek, lecz tej książce daję bez wahania.
Larry McMurtry napisał wspaniałą książkę „Na południe od Brazos”. Western rozgrywający się w latach 70 XIX wieku, tuż po rozwiązaniu kwestii dot. Indian, co w konsekwencji miało przyczynić się do zasiedlania olbrzymich terenów przez nowych osadników. Zgrabnie ujął akcję w ramach likwidacji obecnego miejsca zamieszkania w Texasie, poprzez wędrówkę, do nowego miejsca...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-14
Książka „Van Gogh. Życie” którą napisali Steven Naifeh i Gregory White Smith, to biografia holenderskiego malarza. Jego „Słoneczniki” są jednym z najbardziej rozpoznawalnych obrazów. Napisano wiele książek dotyczących tego malarza, jednak ta biografia jest, wg mnie, najwierniej oddająca życie i twórczość Vincenta van Gogha.
Autorzy w napisanie tej biografii włożyli sporo wysiłku, współpracując z pracownikami z Muzeum van Gogha w Amsterdamie, kuratorem i redaktorem pełnego wydania listów van Gogha Leo Jansenem, oraz wielu innych osób, dla których twórczość van Gogha była przedmiotem licznych prac badawczych.
Przytaczać życiorysu malarza w tym miejscu nie ma sensu bo zainteresowanym jego twórczością jest znana, a dla tych którzy chcą bliżej zapoznać się z życiem i jego obrazami, nie pozostaje nic innego jak przeczytać tę lub inną książkę.
Myślę, że należy jedynie zasygnalizować tematy na które ta książka wskazuje, nieco odmienne spostrzeżenia w porównaniu do innych biografii np. „Pasja życia” Irvinga Stone`a.
Często rozpowszechnianym stereotypem jest bezgraniczne przywiązanie i miłość braterska Teo i Vincenta. Autorzy pokazują, że nie zupełnie jest to prawdziwe stwierdzenie. Teo jako młodszy brat uwielbiał w dzieciństwie Vincenta, lecz w okresie przejęcia na siebie obowiązku utrzymania brata nie raz dochodziło do konfliktów. Nadmierne finansowe „żądania” Vincenta powodowały często nieporozumienia. Tak jak i wiele głoszonych poglądów przez brata nie było akceptowane przez Teo, czemu często dawał znać w swoich listach. Braterska miłość nigdy nie wygasła między nimi, jednak nie były to relacje tak bardzo „lukrowane” jak przedstawiane są w innych biografiach.
W myśl najnowszych badań Vincent cierpiał na napady epilepsji „latentnej” powodującej w płacie skroniowym eksplozje nieprawidłowych wyładowań układu nerwowego.
„Następstwem napadów bywały zwykle okresy skrajnej bierności – apatii, w której chorzy wykazywali minimalne zainteresowanie światem zewnętrznym czy choćby nawet własnym położeniem. Popęd seksualny słabł. Niewykształcony obserwator, a nawet sam chory, mógł brać ową bierność za spokój ducha. Jednak w miarę upływu czasu apatia ustępowała miejsca swemu przeciwieństwu – wzmożonej pobudliwości. ….. W miarę wzmagającego się pobudzenia, powracały drażliwość, impulsywność i skłonność do agresji – główne objawy epilepsji „latentnej”.
Vincent cierpiał więc na zaburzenia funkcjonowania mózgu, początkowo raz do roku, przede wszystkim w okresie zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, ale nie była to choroba psychiczna która miała aż taki wpływ na twórczość van Gogha. W świetle tych badań nie można więc uważać, że twórczość malarska to wynik „wariata”. W okresie napadów zupełnie był pozbawiony możliwości malowania.
Najnowsze badania poddają również w wątpliwość samobójczą śmierć Vincenta. Kąt strzału jak i odległość z której padł strzał, wyklucza jako sprawcę van Gogha. Droga jaką miałby przebyć z raną postrzałową do miejsca zamieszkania również wyklucza podane miejsce. W późniejszych relacjach mieszkańców wskazano podwórko oddalone w niewielkiej odległości od miejsca zamieszkania, jako faktyczne miejsce postrzału. Przypuszcza się, że osobą która prawdopodobnie postrzeliła Vincenta jest syn znanego paryskiego aptekarza, Rene Secretan. Rene przed śmiercią napisał list potwierdzający jego niewybredne i złośliwe wybryki w stosunku do van Gogha, lecz nigdy nie potwierdził, że to on przypadkowo postrzelił malarza.
„John Rewald, udawszy się w latach trzydziestych XX wieku do Auvers, by porozmawiać z żyjącymi jeszcze mieszkańcami miasteczka, pamiętającymi Vincenta. Rewald dowiedział się wówczas, że „młodzi chłopcy przypadkiem postrzelili Vincenta” oraz że „nie chcieli się przyznać ze strachu przed oskarżeniem o morderstwo, a van Gogh postanowił ich osłonić i zostać męczennikiem. ….. Żandarmi prowadzący dochodzenie zapewne od początku byli przeświadczeni, że mają do czynienia z przypadkowym postrzeleniem. Szybko uzyskali informacje, że Vincent nie był obeznany z bronią palną (nikt nigdy go z nią nie widział), że zdarzało mu się nadużywać alkoholu, że zabierał ze sobą trunki w plener, że był niezdarny i nieostrożny, a zatem łatwo mógł stać się ofiarą wypadku”.
To niektóre nowe odkrycia z życia malarza do których doszli autorzy książki.
Książka jest znakomicie napisana ponieważ nie jest tylko chronologicznym przedstawieniem wydarzeń, lecz ściśle spleciona ze stanem psychicznym malarza. Bez prześledzenia korespondencji do Teo i rodziny nie można by tak dogłębnie przeanalizować życia Vincenta van Gogha.
Książka ta będzie prawdziwą ucztą duchową dla tych, którzy znają już z innych publikacji życie i twórczość malarza, którzy jego obrazy podziwiają.
Natomiast dla tych którzy dopiero chcą się zapoznać z osobą Vincenta van Gogha będzie to, ze względu na drobiazgowość opisów i często przytaczanych treści listów, „droga przez mękę”.
Już sama objętość książki może zniechęcić, a przywoływani inni malarze tego okresu, na których często powoływali się bracia, może powodować chaos u czytelnika.
To mój ulubiony malarz.
Książka „Van Gogh. Życie” którą napisali Steven Naifeh i Gregory White Smith, to biografia holenderskiego malarza. Jego „Słoneczniki” są jednym z najbardziej rozpoznawalnych obrazów. Napisano wiele książek dotyczących tego malarza, jednak ta biografia jest, wg mnie, najwierniej oddająca życie i twórczość Vincenta van Gogha.
Autorzy w napisanie tej biografii włożyli sporo...
2018-10-23
Książkę „Homo dues. Krótka historia jutra” potraktować można jako kontynuację książki „Sapiens. Od zwierząt do bogów”. Choć wiele informacji jest powtarzanych z poprzedniej książki, przydaje się to osobom dla których twórczość Harariego nie jest znana, a które stanowią punkt od którego autor zaczyna swoje rozważania.
Trzeba przede wszystkim zauważyć, że książka ta należy do gatunku literatury popularnonaukowej. Więc nie może być ściśle naukowego podejścia do przewidywań jakie Harari nam przekazuje. Traktuję te przewidywania na zasadzie „co by było, gdyby….”, jako otwarte sugestie i pytania. Za rzecz bardzo ważną uważam, zwrócenie uwagi, że ta przyszłość, wcale nie dotyczy setek czy tysięcy lat, lecz prawdopodobnie najbliższe dziesięciolecia.
Znając historię przeszłość i teraźniejszość, w ogólnym pojęciu, Harari zaczyna snuć domysły, jaki możliwy jest scenariusz dalszego rozwoju różnych dziedzin, mających wpływ na życie i środowisko człowieka.
Czy faktycznie odkrycia medycyny doprowadzą do znacznego wydłużenia naszego życia, czy robotyzacja zastąpi człowieka w wielu dziedzinach ludzkiej działalności, czy nowa ekonomia, etyka, religia, humanizm, spełnią oczekiwania Homo deus?
Tego nikt nie potrafi przewidzieć. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wielu rzeczy, tak jak nie byli w stanie przewidzieć nasi przodkowie dzisiejsze życie współczesnego człowieka.
A jednak, nasi przodkowie przewidzieli sporo rzeczy. Czy jednak można powiedzieć, że przewidzieli? Czy można powiedzieć, że przewidzieli latające samoloty, czy były to tylko marzenia o oderwaniu się człowieka od ziemi. Marzenia jednak za sprawą nauki nabrały konkretny wymiar.
Może niektóre z przewidywań Y.N. Harariego również doczekają się naukowego przeanalizowania, zbadania trafności urzeczywistnienia?
Dlatego nie traktuję treść tej książki jako coś pewnego, coś co musi się wydarzyć. Są to tylko „gdybania” autora, do czego ma pełne prawo. My również mamy prawo te przewidywania odrzucić lub starać się bardziej rozwinąć. Jednakże, lekkość stylu przekazywania treści, zachęca do zapoznania z przewidywaniami autora szersze grono czytelników niż książki naukowe, które bardziej rzetelnie będą starały się odpowiedzieć na pytania dotyczące, czym nauka w najbliższym czasie będzie się interesować, na jakie badania naukowcy poświęcą najwięcej uwagi i bardziej wiarygodnie przedstawią naszą przyszłość.
„Gdybanie ma to do siebie, że nie zawiera konkretów, nie jest w 100% pewne, to tylko szkic rysowany pobieżnie, bez pewników, jak i nie dochodzący do finału. Może ta niedopowiedziana przyszłość zachęci sporą ilość czytelników po sięgnięcie do opracowań naukowych.
Niech ta książka, jedynie wzbudzi w nas ciekawość, na ile trafne mogą być przewidywania Harariego dotyczące naszej przyszłości, natomiast odpowiedzi powinniśmy poszukać w książkach z literatury naukowej.
Książkę „Homo dues. Krótka historia jutra” potraktować można jako kontynuację książki „Sapiens. Od zwierząt do bogów”. Choć wiele informacji jest powtarzanych z poprzedniej książki, przydaje się to osobom dla których twórczość Harariego nie jest znana, a które stanowią punkt od którego autor zaczyna swoje rozważania.
Trzeba przede wszystkim zauważyć, że książka ta należy...
2018-08-22
Książka „Gdzie ci mężczyźni?” Philipa G. Zimbardo, Nikity D. Coulombe adresowana jest nie tylko do mężczyzn ale i kobiet. Profesor Zimbardo stara się nas przestrzec przed narastającym kryzysem związanym z pojmowaniem męskości i męskich wzorców zachowań. Przytacza wiele danych statystycznych, 40 stron przypisów bibliograficznych, z których wynika, że bardzo wiele czynników przyczyniło się do kryzysu męskich zachowań i zagubienia celów do jakich powinni dążyć mężczyźni. Wskazuje na uzależnienie się od wirtualnego świata, braku obecności mężczyzn w procesie wychowawczym i edukacyjnym, oraz gratyfikację otrzymywaną z wykształcenia w stosunku do poniesionych kosztów. Kłopoty w kontaktach z kobietami postrzega jako konsekwencje braku nawyku radzenia sobie z problemami od najmłodszych lat w realnym życiu.
Strach przed wyśmianiem przez rówieśników prowadzi do szybkiego wycofywania się chłopców z uczestnictwa w realu, na rzecz bezpiecznego świata gier komputerowych, gdzie porażka bardzo szybko może być zlikwidowana i puszczona w niepamięć, po naciśnięciu klawisza „reset”. W realnym życiu tego zrobić się nie da, zostają „łatki” i narażanie się chłopców na dalsze drwiny. Autor kładzie duży nacisk na eliminację takiego zachowania, uważając, że właśnie takie rozwiązywanie przez młodych chłopców problemów, rozpoczyna bardzo szybki proces uciekania od świata rzeczywistego w wirtualny, i tym samym zamyka drogę uczenie się radzenia sobie w realnym świecie. Wchodząc w okres dojrzewania, zaczyna się fascynacja seksem. Bez względu na płeć, każdy chce wiedzieć „co to jest ten seks” i „jak to się robi”. Tej wiedzy szukają w internecie, ponieważ edukacja szkolna, jeśli nawet jest, nijak się ma do „rewelacji” internetowych. Nareszcie mogą się dowiedzieć co to znaczy być mężczyzną. Już wiedzą ale dotychczasowe zachowania nie nauczyły chłopców przebywania w grupie rówieśniczej, nie mówiąc, o codziennych kontaktach z płcią przeciwną. No i znowu zaczyna się ucieczka w wirtualny świat. Na tym etapie życia już świat gier nie wystarcza, włączają strony z pornografią. Jest szybka satysfakcja, ryzyko porażki zerowe. Tylko emocji, dotyku, kontaktu z żywym człowiekiem zupełny brak. Kiedy dorosną związanie się z kobietą staje się prawdziwym problemem. Nie mają wiedzy jak rozmawiać, jak razem spędzać wspólny czas. Nawet ten znany im dobrze z internetu seks okazuje się zupełnie czymś innym. Zaczynają się ponownie porażki których od dziecka starali się unikać. Realny świat męski jest kompletnie nie do zrozumienia. Liczba rozwodów wzrasta, tworzą się luźne związki, unikanie poważnych zobowiązań. Spora liczba mężczyzn dochodzi do wniosku, że nie rozumie tego damsko-męskiego świata, że nie mają żadnych męskich wzorców na których by się mogli oprzeć. Tym bardziej, że kobiety wypracowały sobie bardzo szybko nowe wzorce, zawierają grupy wsparcia, poziomem wykształcenia przewyższyły już mężczyzn i oczekują bardziej partnerskich stosunków z mężczyznami a nie jak ich babcie mężów „drwali i żywicieli rodziny”.
Faktycznie zmieniły się oczekiwania wobec mężczyzn. Role kiedyś im przypisane muszą uleć modyfikacji. Wraz ze zmianą warunków i sposobu życia powinna nastąpić zmiana wzorców. Kobiety już to robią. Mężczyźni powinni zrozumieć, że tak jak dawniej nie da się już żyć.
Autor daje wiele wskazówek, jak zapobiec chłopięcej izolacji, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych. Stara się wytłumaczyć jakie zmiany w mózgu zachodzą pod wpływem uzależnień od wirtualnego świata. Pokazuje zmiany w szkolnictwie gdzie na kierunkach ścisłych nie ma już dominacji męskiej społeczności. Wzbudzenie zainteresowania naukami ścisłymi należy raczej do męskich opiekunów, a tych w otoczeniu młodzieży coraz częściej brak. Dominacja kobiet w takich zawodach jak; nauczyciel, przedszkolanka, nie pomaga w rozwijaniu męskich zainteresowań, zachowań, i radzi jak to należy zmienić.
Badania P. Zimbardo przeprowadzał na terenie USA, Wielkiej Brytanii i wielu z nas może myśleć, że nas to nie dotyczy. Jednak, jak uczy historia, Polacy bardzo są chłonni nie tylko na nowinki z Zachodu ale również przejmują ich styl życia.
Czy faktycznie nas to nie dotyczy, czy jest to straszenie na wyrost?
Dawniej, na przerwach szkolnych był krzyk, gonitwa, śmiech. Dziś wchodząc do szkoły w ogóle nie ma tamtej atmosfery. Teraz widzi się dzieci siedzące pod ścianą wpatrzone w telefony, tablety, smartfony, i ta panująca cisza jak na lekcji.
Jeszcze nie tak dawno zmorą domowych podwórek był krzyk bawiących się dzieci i brzęk wybijanych szyb przez źle wykopaną przez chłopców piłkę. Dziś zamiast dzieci siedzą na podwórkach dorośli narzekający na młodzież.
Kiedyś mamusie stały w oknach i wypatrywały swoich synków powracających ze szkoły z gotowym obiadem. Teraz synek trzydziestoparoletni cieszy się widząc mamusię w oknie, bo oznacza to, że obiad gotowy już czeka.
Może jednak, patrząc na zachowania naszych „chłopców”, warto skorzystać z dobrych rad P. Zimbardo, dopóki pytanie „gdzie ci mężczyźni?” nie jest jeszcze tak głośno słyszane.
Mnie najbardziej spodobała się praktyczna wskazówka dla mężczyzn,
„Wyłącz swoją cyfrową tożsamość i włącz siebie.”
Świetna rada.
Wtedy ponownie dostrzegę w tobie mężczyznę!
Książka „Gdzie ci mężczyźni?” Philipa G. Zimbardo, Nikity D. Coulombe adresowana jest nie tylko do mężczyzn ale i kobiet. Profesor Zimbardo stara się nas przestrzec przed narastającym kryzysem związanym z pojmowaniem męskości i męskich wzorców zachowań. Przytacza wiele danych statystycznych, 40 stron przypisów bibliograficznych, z których wynika, że bardzo wiele czynników...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-02
Książkę „Człowiek w poszukiwaniu sensu” napisał Viktor E. Frankl, lekarz psychiatra i psychoterapeuta, po wojnie pracujący i mieszkający w Wiedniu. Człowiek ten, w czasie wojny był więźniem 4 obozów koncentracyjnych.
To nie jest książka opisująca życie obozowe, to nie jest książka w której oskarża nazistowskie Niemcy, to książka o psychice ludzkiej, osób znajdujących się w ekstremalnych warunkach życia w obozach koncentracyjnych. Opisuje w niej stany jakie doświadczali ludzie w miarę upływu czasu pozostawania przy życiu. Jako lekarz psychiatra miał doskonałe podstawy naukowe aby te stany zdiagnozować. Była to bolesna lekcja z jaką musiał się zmierzyć.
Doświadczenia obozowe i wnioski jakie wyciągnął z tych zachowań, pozwoliły dr. Franklowi stworzyć własną metodę leczenia wielu zaburzeń zachowań ludzkich. Swoją metodę nazwał LOGOTERAPIĄ. Metoda ta oparta jest na poszukiwaniu sensu życia.
„Poszukiwanie sensu stanowi podstawową motywację w życiu człowieka, a nie jedynie „wtórną racjonalizację” instynktownych popędów. Sens ów jest unikatowy i wyjątkowy, ponieważ człowiek sam jeden tylko może i musi go wypełnić; jedynie w ten sposób zrealizowana zostanie jego wola sensu. Choć niektórzy psychologowie utrzymują, że sens i wewnętrzne wartości to nic innego, jak zwykłe „mechanizmy obronne, reakcje pozorowane oraz przejawy sublimacji”, to jeśli o mnie chodzi, nie byłbym gotów żyć dla samych „mechanizmów obronnych”, podobnie jak nie miałbym ochoty umierać za swoją „reakcję pozorowaną”.
„Nie należy poszukiwać w życiu jakiegoś abstrakcyjnego sensu. Każdy człowiek ma swoje wyjątkowe powołanie czy misję, której celem jest wypełnienie konkretnego zadania. Nikt nas w tym nie wyręczy ani nie zastąpi, tak jak nie dostaniemy szansy, aby drugi raz przeżyć swoje życie.”
Polecam tę książkę osobą odczuwającym pustkę egzystencjalną, poczucia bezsensu życia, sensu miłości i cierpienia. Być może przyczyni się ta książka do działania, do odnalezienia własnego sensu, a tym samym doświadczenia radości z każdej przeżytej chwili.
Książkę „Człowiek w poszukiwaniu sensu” napisał Viktor E. Frankl, lekarz psychiatra i psychoterapeuta, po wojnie pracujący i mieszkający w Wiedniu. Człowiek ten, w czasie wojny był więźniem 4 obozów koncentracyjnych.
To nie jest książka opisująca życie obozowe, to nie jest książka w której oskarża nazistowskie Niemcy, to książka o psychice ludzkiej, osób znajdujących się w...
2018-02-04
Akcja książki „Dżentelmen w Moskwie” Amor Towlesa zawarta jest na przestrzeni ponad trzydziestu lat. Lata 1922-1954 w których towarzyszymy życiu hrabiego Rostowa, nie należą do czasów, gdzie życie płynie spokojnie, a monotonia dnia codziennego jedynie przerywana jest towarzyskimi skandalami. To książka w której człowiek z ogromnym bagażem wspomnień musi dostosować się do rewolucyjnych przemian. Rosja po rewolucji to rzeczywistość, reszta to tylko wspomnienia. Czy rzeczywiście?
Hrabia Aleksander Iljicz Rostow został skazany na dożywotni areszt, a miejscem jego przebywania miał być hotel Metropol, najwspanialszy hotel Moskwy. Taki był wyrok za napisanie wiersza niezgodnego z duchem rewolucji. Hotel ten nadal służył za miejsce gdzie spotykało się zagranicznych turystów, do których teraz dołączyli partyjni dostojnicy odbywający narady, konferencje i świętujący swoje zwycięstwa. Aby utrzymać dotychczasowy poziom, pozostawiono tę samą obsługę hotelową. Jedynie stanowisko dyrektora zastąpił człowiek z ramienia partii. Hrabiego przeniesiono, z apartamentu który zajmował, na szóste piętro, do 10 metrowego pokoiku, który od tej pory miał być miejscem jego dożywotniego zesłania. Hrabia Aleksander uważał, że skoro nie może mieć wpływu na bieg historii która bez względu na to, czy się komu podoba, czy nie, dalej toczyć się będzie swoim rytmem, również i jego rytm życia powinien nadal zostać zachowany. O stałej godzinie poranna gimnastyka, spożycie śniadania, przeczytanie codziennej prasy. I tylko pod wpływem spotkania starych znajomych powracały wspomnienia. Myślami przebiegał Arbat, Sadowe Koło, spacerował Twerską, a wspomnienia o czasach spędzonych w Leniwejgodzinie rozjaśniały ponury nastrój panujący na poddaszu. Uważał, że aby zachować wewnętrzną wolność musi zachowywać się w stosunku do siebie przyzwoicie. Bo słowo dżentelmen, zobowiązuje. Nie miał planu na przyszłość. Czasami tylko, w konspiracji, Aleksander i zaufane osoby, za sprawą bouillabaisse, powracali do dawnych czasów świetności dań restauracji hotelowej.
„O pierwszej w nocy spiskowcy zasiedli na swoich miejscach. Na stoliku przed sobą mieli świeczkę, bochenek chleba, butelkę rosé i trzy talerze bouillabaisse.
Wymieniwszy spojrzenia, jednocześnie zanurzyli łyżki w zupie, lecz w wypadku Emila był to tylko fortel. Kiedy bowiem Andriej i hrabia zbliżyli łyżki do ust, Emil wciąż trzymał swoją zastygłą nad talerzem – miał zamiar przyjrzeć się minom przyjaciół, gdy poczują smak.
Hrabia, w pełni świadomy tego, że jest obserwowany, zamknął oczy, by skupić się na swoich wrażeniach.
Jak to opisać?
Najpierw czuje się smak wywaru – gotowanego na wolnym ogniu destylatu z rybich ości, fenkułu i pomidorów wzbogaconego treściwymi akcentami Prowansji. Następnie można się rozkoszować delikatnymi kawałkami łupacza i słonawą sprężystością małży kupionych w porcie od rybaka. Śmiałość pomarańczy przywiezionych z Hiszpanii i absyntu podawanego w tawernach budzi zachwyt. A wszystkie te różnorodne doznania są w jakiś sposób zebrane, połączone i ożywione przez szafran – tę esencję letniego słońca, która, zebrana na wzgórzach Grecji i przewieziona do Aten na grzbiecie osła, przebyła Morze Śródziemne feluką. Innymi słowy, już po pierwszej łyżce człowiek przenosi się do portu w Marsylii, gdzie na ulicach roi się od żeglarzy, złodziei i madonn, od słońca i lata, od języków i życia.
Hrabia otworzył oczy.
– Magnifique – powiedział.
Andriej odłożył łyżkę, uniósł dłonie i z szacunkiem nagrodził szefa kuchni bezgłośnymi brawami.
Rozpromieniony Emil pokłonił się przyjaciołom, a potem wszyscy zjedli wspólnie ten długo wyczekiwany posiłek.”
Przyszłość zaczęła kreślić swoją nieprzewidywalną drogę za sprawą spotkania w hotelowej kawiarni, dziewięcioletniej dziewczynki o imieniu Nina.
Amor Towles, poprzez wspomnienia hrabiego Rostowa, przywołał ten niepowtarzalny klimat Rosji który tak dobrze znamy z książek Dostojewskiego, Gogola, Tołstoja czy Bułhakowa. I choć w świecie w którym przyszło żyć hrabiemu, nazwiska Stalina, Kaganowicza, Berii, Maleńkowa, Bułgarina czy Mikojana pojawiały się na pierwszych stronach gazet i decydowały o życiu milionów Rosjan, nie zdominowały one ciepłego klimatu moskiewskich wspomnień Aleksandra.
I tak jak w piosence Bułata Okudżawy;
„Co było — nie wróci, i szaty rozdzierać by próżno.
Cóż, każda epoka ma własny porządek i ład...
A przecież mi żal, że tu, w drzwiach, nie pojawi się Puszkin —
tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł.
Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkanie
i tyle jest aut, i rakiety unoszą nas w dal...
A przecież mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie,
i nie ma już sań, i nie będzie już nigdy, a żal!
hrabia Aleksander Iljicz Rostow podporządkował swe życie sprawom, do których zobowiązała go przyjaźń ofiarowana małej dziewczynce przy kawiarnianym stoliku.
Akcja książki „Dżentelmen w Moskwie” Amor Towlesa zawarta jest na przestrzeni ponad trzydziestu lat. Lata 1922-1954 w których towarzyszymy życiu hrabiego Rostowa, nie należą do czasów, gdzie życie płynie spokojnie, a monotonia dnia codziennego jedynie przerywana jest towarzyskimi skandalami. To książka w której człowiek z ogromnym bagażem wspomnień musi dostosować się do...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-04
Książka „Biały szlak. Podróże przez świat porcelany” Edmunda de Waala, to wspólna wędrówka przez wieki i historię wytwarzania porcelany w różnych zakątkach świata. Autor wyrusza szlakiem białych wzgórz, z których wydobywana biała ziemia przemieniała się w białą porcelanę. De Waal, brytyjski artysta ceramik, chce odwiedzić te najważniejsze wzgórza i we własnych rękach poczuć konsystencję i biel tej ziemi. W przedmiotach z białej porcelany ukryta jest magia, szaleństwo, niepowtarzalna historia. I o tym Edmund de Waal nam w tej książce opowiada.
Pierwszym wzgórzem które odwiedza jest Gaoling w Chinach, drugim – Florencja nad Łabą, czyli Drezno, trzecim – korwalijskie Tregonning Hill, czwartym – Ayoree w Appalachach. Ostatnim jest obóz koncentracyjny w Dachau. W stosunku do tego ostatniego miejsca autor nie używa określenia „wzgórze” ale dokładnie opisuje produkcję porcelany dla III Rzeszy produkowaną przez „darmową siłę roboczą”.
W czasie swojej wędrówki odwiedza muzea, stare fabryczne hale, groby ceramików, targi staroci czy bazary w poszukiwaniu tej najstarszej porcelany.
W każdym odwiedzanym miejscu zapoznaje nas z procesem powstawania porcelany, w zależności od możliwości zdobycia surowca, trendów mody czy przemian kulturalno-społecznych. Poznajemy nazwiska ludzi dla których porcelana była sensem całego życia.
De Waal chce zobaczyć „czapkę mnicha”, czyli dzban wykonany dla cesarza Yongle; prosty kubek z Drezna zrobiony dla Ehrenfrieda Walthera von Tschirnhausa, matematyka z Łużyc, bez którego uporu w Miśni nie wynaleziono by porcelany, kanciasty kufel do cydru Williama Cookworthy’ego z Plymouth. Magia białej porcelany, białej i jeszcze bielszej której autor już dawno uległ.
Biorąc do ręki porcelanową filiżankę i patrząc na odcień bieli, namalowany wzór, dźwięk i prześwit, teraz pewnie będziemy się zastanawiać, czy bardziej przypomina porcelanę tę z Jingdezhen czy raczej miśnieński świat porcelany.
Książka „Biały szlak. Podróże przez świat porcelany” Edmunda de Waala, to wspólna wędrówka przez wieki i historię wytwarzania porcelany w różnych zakątkach świata. Autor wyrusza szlakiem białych wzgórz, z których wydobywana biała ziemia przemieniała się w białą porcelanę. De Waal, brytyjski artysta ceramik, chce odwiedzić te najważniejsze wzgórza i we własnych rękach poczuć...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-24
„Czy Wielki Wybuch był głośny”, to książka-rozmowa prowadzona przez dziennikarkę Katarzynę Głowacką z fizykiem Jeanem Pierre Lasotą. Celem książki było przekazanie informacji o współczesnej wiedzy dotyczącej badań astrofizyków, zapoznanie z podstawowymi pojęciami z dziedziny badań kosmosu i o tym co każdy z nas powinien wiedzieć o Wszechświecie.
Książka ta była, dla mnie, wielkim wyzwaniem. Nie mając wiedzy z astronomii musiałam w bardzo szybkim tempie przyswoić sobie podstawowe pojęcia. Kwarki, bariony, mezony, hadrony, pulsar, neutrino, parsek, to tylko kilka z bardzo wielu nazw które trzeba przyswoić aby zrozumieć tok prowadzonych rozmów. A rozmowy te były prowadzone w sposób bardzo ciekawy, wiele zjawisk występujących we Wszechświecie Jean Pierre Lasota wyjaśniał w sposób jak najprostszy, nie rzadko posługując się rysunkami. Dociekliwość Katarzyny, jej prośby o dokładniejsze wyjaśnienie problemu, pozwalały uwierzyć, że i mnie się uda to wszystko ogarnąć.
Jednak przyszedł moment zwątpienia. Dla naukowca skrótowe przekazywanie swoich myśli jest czymś normalnym, jednak laikowi zakłóca zrozumienie zjawiska czy problemu. Przestałam rozumieć, odłożyłam książkę.
Gdyby nie Carmel do książki bym nie wróciła. Dopiero dodatkowe wyjaśnienia i sporo grafik przesłanych przez Carmela pozwoliło mi zrozumieć o czym mówił Jean Pierre Lasota. Wielkie słowa uznania i podziwu za wiedzę jaką w tej dziedzinie posiada Carmel.
Potem to już była sama przyjemność i radość z czytania. Czasoprzestrzeń, grawitacja, pulsary, czarne dziury, bozony, kwarki, już mnie nie przerażały, wręcz przeciwnie, fascynowały i ciekawiły do tego stopnia, że ze zdziwieniem zorientowałam się, że to już koniec książki.
Ta książka pozwala nam choć trochę poznać przeszłość i ewentualną przyszłość przestrzeni w której istnieje „Błękitna kropka”.
„Czy Wielki Wybuch był głośny”, to książka-rozmowa prowadzona przez dziennikarkę Katarzynę Głowacką z fizykiem Jeanem Pierre Lasotą. Celem książki było przekazanie informacji o współczesnej wiedzy dotyczącej badań astrofizyków, zapoznanie z podstawowymi pojęciami z dziedziny badań kosmosu i o tym co każdy z nas powinien wiedzieć o Wszechświecie.
Książka ta była, dla mnie,...
2017-05-21
Książeczka „13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz inne bajki” Leszka Kołakowskiego dowodzi, że z bajek się nigdy nie wyrasta. I choć nie są to bajki z dzieciństwa, przy których łzy lały się strumieniami, nadal zmuszają do zastanowienia, zrozumienia, odpowiedniej interpretacji.
W tych bajkach zobaczymy absurdy, słabostki, głupoty w jakich na co dzień uczestniczymy a które uświadamiamy sobie patrząc z pozycji obserwatora a nie uczestnika. Tym obserwatorem jest Leszek Kołakowski który w swoich bajkach pokazuje nasze zachowania z humorem, w sposób ironiczny lecz bardzo skuteczny. I nie ważna jest nazwa krainy w której akcja się rozgrywa, nie ważne są przedmioty i sytuacje które wywołują zamieszanie, bo choć przybierają bajkowe nazwy, w naszej rzeczywistości to ważne sprawy. Sprawy które mają duże znaczenie a tak bardzo są niedostrzegane.
Niby język poplątany a świat wokół zwariowany, świat absurdu, złych nawyków, na który popatrzeć oczami Leszka Kołakowskiego naprawdę warto.
Wystarczy wejść do królestwa Lailonii….
Książeczka „13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz inne bajki” Leszka Kołakowskiego dowodzi, że z bajek się nigdy nie wyrasta. I choć nie są to bajki z dzieciństwa, przy których łzy lały się strumieniami, nadal zmuszają do zastanowienia, zrozumienia, odpowiedniej interpretacji.
W tych bajkach zobaczymy absurdy, słabostki, głupoty w jakich na co dzień...
2017-04-17
Książka „Moja walka. Księga 4” której autorem jest Karl Ove Knausgård, to dalsza część zwierzeń autora z czasów młodości.
Karl Ove podejmuje pracę nauczyciela na północy Norwegii aby podratować swój budżet i w wolnych chwilach doskonalić swój warsztat pisarski. Jako 18-latek niewiele jest starszy od swoich uczniów. Praca nauczyciela nie daje mu satysfakcji a charakterystyczna dla północy ciemność zimowych dni powoduje znużenie, zniechęcenie, apatię. Spotykanie ciągle tych samych twarzy, brak urozmaicenia spędzania wolnego czasu powoduje, że alkohol zaczyna dominować w jego życiu, a fantazje seksualnie nie przekładają się na realne działania.
Towarzyszymy Karlowi Ove przez cały rok szkolny. I tak jak nieciekawe było życie na dalekiej północy Norwegii, tak nieciekawe było życie Karla Ove.
Czytanie mnie nużyło, męczyło i nie przyniosło nic co zachęciło do przeczytania następnego tomu.
Język jaki używa opowiadając czytelnikowi o swoich najintymniejszych sprawach bardziej zniesmacza niż zaciekawia.
Książka „Moja walka. Księga 4” której autorem jest Karl Ove Knausgård, to dalsza część zwierzeń autora z czasów młodości.
Karl Ove podejmuje pracę nauczyciela na północy Norwegii aby podratować swój budżet i w wolnych chwilach doskonalić swój warsztat pisarski. Jako 18-latek niewiele jest starszy od swoich uczniów. Praca nauczyciela nie daje mu satysfakcji a...
Książka” Uwięzieni w słowach rodziców. Jak uwolnić się od zaklęć które rzucono na nas w dzieciństwie” Agnieszki Kozak i Jacka Wasilewskiego, przenosi nas do czasów dzieciństwa i dorastania.
Właśnie wtedy bardzo często rodzice dawali nam dobre rady i wskazówki jak postępować, jakich wyborów dokonywać aby być dobrze postrzeganym w społeczeństwie i rodzinie. Oczywiście były to rady rodziców powtarzane tak często, że w życiu dorosłym właśnie te rady dochodziły do głosu, zamiast podejmowania własnych decyzji, w zgodzie z samym sobą. Wyuczono nas, że słowa, „proszę, przepraszam, dziękuję, jestem ci wdzięczny itp.” należy mówić, ale nie nauczono jakie znaczenie i sens mają te słowa. Ot, trzeba powiedzieć, tak wypada!
Wielu dorosłych często postępuje wbrew swoim potrzebom i poglądom aby tylko zadowolić rodziców którzy przecież tego od nich oczekują, od lat im wpajając własne rady i sposoby postępowania. Trudno jest dorosłym pozbyć się tych rodziców wskazówek, uwag, które często prowadzą do konfliktów z samym sobą.
Najtrudniej jest dostrzec w sobie ile to razy postępujemy właśnie w ten sposób w jaki nakazali nam rodzice. Jednak, jeśli dostrzeżemy, że te rady nie za bardzo pomagają nam spokojnie żyć, że jednak zbyt uwierają w podejmowaniu własnych decyzji, wtedy najwyższy czas na rewizję tych „zaklęć”.
Ta książka, zwłaszcza druga część, pomaga na wiele słów rodziców spojrzeć z innej strony. Pozwala zrozumieć sens wielu grzecznościowych zwrotów i wyzwolić siebie z tego ciasnego pancerza jakim obdarowali nas rodzice.
Książka” Uwięzieni w słowach rodziców. Jak uwolnić się od zaklęć które rzucono na nas w dzieciństwie” Agnieszki Kozak i Jacka Wasilewskiego, przenosi nas do czasów dzieciństwa i dorastania.
więcej Pokaż mimo toWłaśnie wtedy bardzo często rodzice dawali nam dobre rady i wskazówki jak postępować, jakich wyborów dokonywać aby być dobrze postrzeganym w społeczeństwie i rodzinie. Oczywiście były...