-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać413
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2020-06-07
2020-05-29
"...Bajkit znaczy po ewenkijsku "bogata ziemia". Założono go w 1927 roku, aby zaprowadzić w tajdze komunizm. Władza miała być inna niż dotąd. Już nie burżuazyjna i rosyjska, której przez wieki płacono jasak w futrach, ale reprezentująca ewenkijskie interesy. Proletariacka i sprawiedliwa.
Wybudowano kilka drewnianych domów nad rzeką i przywieziono z Krasnojarska zapasy. Do rad koczowniczych wybrano biedniaków i średniaków. Renifery wcielono do kołchozu. Pasożytujących na reniferowej krwi kułaków rozkułaczono, a szamanów przepędzono na śmietnik historii. Otworzono piekarnię, żeby Ewenk mógł żuć proletariacki chleb; sklep, aby zaopatrzył się w mydło; czerwoną izbę, aby się oświecił; szkołę z internatem, która miała go nauczyć liter; oraz bibliotekę, aby zrobił z tych liter pożytek. W 1932 roku wyświetlono w Bajkicie pierwszy film o rewolucji, aby wszyscy przekonali się na własne oczy o jej dialektycznej konieczności. Wśród dzieci wybierano pionierów. Osada promieniowała na tajgę światłem elektrycznym i rosła..."
"...Tymczasem wjechaliśmy do Tury. Wysiadłem i poczułem zew autostopowej ortodoksji, która głosi, że należy nie tylko jeździć, ale i spać za darmo. Najlepiej w ogóle wyzwolić się od pieniędzy i przejść w tryb życia bezgotówkowego. Nie na darmo tłukłem się to sześć dni. Poszukam sobie w ewenkijskiej stolicy bezpłatnego noclegu..."
Michał Milczarek zabiera nas donikąd, donicość, na skraj Rosji wyprawa na Kamczatkę, Kołymę, Workut, Ewenkij, Norylsk. Obsesyjna podróż, która zrodziła się w głowie małego chłopca, a zrealizowała w młodzieńczym okresie, przemierzamy miejsca kultowe, propagandą ZSRR zarysowaną, śniegiem, kośćmi i pustą przestrzenią naznaczone, określane złomowiskami poprzedniego ustroju.
Forma i treść literacka oddaje specyfikę językową, stosowanie siarczystych zwrotów, ciekawe metafory, pseudofilozoficzne rozważania, które idealnie pasują do czasoprzestrzeni wszechpotężnej Rosji, która na przestrzeni dziejów polityczno - społeczno - ekonomiczno - geograficznych przeszła zmiany.
Nicość, to coś czego poszukuje nasz autor i czy to znalazł, warto się przekonać, sięgając po tę niezwykłą książkę. Inną książka od wszystkich innych, realizm, naturalność uderza w nas z siła rażenia. Subiektywne obrazy, które zostały zapisane w głowie autora zostały nam przetworzone, surowość i brak obróbki czyni ten dokument bardzo wartościowym. Wędrówka, droga, którą przemierzamy z autorem reportażu momentami nas przeraża, napawa strachem, podskórnym napięciem, miejsc, które nie powinny być zamieszkałe przez gatunek ludzki, gdzie nic się nie dzieje, miejsca o których zapomniano, miejsca, które tworzono, by wskrzesić ideę propagandy, miejsca, w których ludzie każdego dnia toczą wewnętrzna walkę, mit o Syzyfie kamieniem się toczy, iluzja, oniryzm bezkresu i bieli, nadziei i spojrzenia w głębię Rosji.
Polecam i gratuluję debiutu.
"...Bajkit znaczy po ewenkijsku "bogata ziemia". Założono go w 1927 roku, aby zaprowadzić w tajdze komunizm. Władza miała być inna niż dotąd. Już nie burżuazyjna i rosyjska, której przez wieki płacono jasak w futrach, ale reprezentująca ewenkijskie interesy. Proletariacka i sprawiedliwa.
Wybudowano kilka drewnianych domów nad rzeką i przywieziono z Krasnojarska zapasy. Do...
2020-05-25
"Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy
w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości
zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo
taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już
nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie
podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej..."
Ryszard Kapuściński "Podróż z Herodotem"
Droga o tych, którzy ją stworzyli.
Droga o tych, którzy ją zamkneli.
Droga o tych, którzy ją ponownie przywrócili.
Książka jest hołdem dla jednostki ludzkiej, która wciąż poszukuje wolności i szczęścia, pasji w meandrach ludzkiej natury przez osiem stanów i trzy strefy czasowe.
Route 66, to droga 26.11.1926 - 27.06.1985
Route 66, to droga "american dream".
Route 66 to droga, która połączyłą Chicago z Los Angeles.
Route 66 to droga, która połączyła 8 stanów: Illinois, Missouri, Kansas, Oklahoma, Teksas, Nowy Meksyk, Arizona i Kalifornia.
Route 66, to droga 2448 mil czyli 3939 kilometrów.
Route 66 to droga LESTERA HILLA.
Route 66 to droga, którą naznaczył Cyrus Stevens Avery, gdy popularność aut zaczeła wzrastać, nazywany "Ojcem Drogi 66".
Route 66 to "Droga-Matka", nazwana w "Gronach gniewu" Johna Steinbecka w okresie wielkiego exodusu.
Route 66 to droga z podróżą poślubną Clarka Gable i Carole Lombard.
Route 66 to droga do Oatmanu, miejsca, gdzie mieszka więcej osłów niż ludzi.
Route 66 to droga, na której usłyszymy kroki wracających żołnierzy z II wś i piosenkę Bobby'ego Troupe'a "Get Your Kicks on Route Sixty Six".
Route 66 to droga, na której usłyszymy muzykę Nat King Cola, Bing Crosby'ego, Rolling Stones, Manhattan Transfer, Boba Dylana, Depeche Mode i innych
Route 66 to droga, którą przebył Jack Kerouac i opisał "W drodze".
Route 66 to droga, na której świat się zatrzymał i skończyła się pewna epoka, wstrzymano ruch 27.06.1985 roku z powodu braku odpowiednich wymogów nowoczesnych dróg międzystanowych.
Route 66 to droga, nazywana na cześć Michaela Wallisa "Ojca Chrzestnego Drogi 66", to autor pierszego albumi i wiedzy encyklopedycznej o tym miejscu, które w latach 90 - tych XX zyskało status obiektu zabytkowego.
Route 66 to droga do filmografii : "Autostopowicz", "Thelma i Louise", "Urodzeni mordercy", "Ucieczka z Nowego Jorku", "Bagdad Cafe" czy kreskówka "Auta".
Route 66 to droga, na której spotkamy Wojownika Drogowego z Wietrznego Miasta - byłego listonosza Davida Clarka, który prawo jazdy zrobił dopiero na emeryturze...aby się przejechać słynną "66".
Route 66 to droga z Ernestem Hemingway'em.
Route 66 to droga, ostatniej z książek Carol O’Connell z cyklu powieści o detektyw Kathy Mallory, wydana w r.2006 "Find Me", rozgrywa się niemal w całości na Route 66 i jej legenda odgrywa kluczową rolę w powieści.
Route 66 to droga, na której spotkamy "dyżurujące wolontariuszki", które pamiętają czasy odległe.
Route 66 to droga z legendarnym drwalem Paulem Bunyanie.
Route 66 to droga na Wielki Kanion Rzeki Kolorada.
Route 66 to droga, z wypłowiałą tabliczką "Przed tobą trzysta mil pustyni. Zaopatrz się. lód, woda, piwo."
Route 66 to droga, której Logo Route 66 pojawia się również jako pionek w popularnej grze Monopoly: Świat.
Route 66 to droga z demokracją i Abrahamem Lincolnem i misteczku o tej nazwie.
Route 66 to droga z kanapką z wieprzowiną i sosem wg receptury Erniego Edwards'a.
Route 66 to droga z Cozy Dog, wynalazek Eda Waldmira, danie znalazło się na liście pięćdziesięsiu najwspanialszych dań Ameryki "USA Today".
Route 66 to droga - wizytówka, przy której stoi stacja benzynowa rodziny She'a i stanowi muzeum - drogi.
Route 66 to droga z niezwykłą kobietą major Ladda Tammy Duckworth, straciła nogi, to jej nie powstrzymało, aby aktywnie działać na rzecz Amerykanów.
Route 66 to droga, na której w Eat-Rite trzeba zjeść śniadanie w St. Louis aby poczuć ducha i klimat Drogi 66.
Route 66 to droga Browar Anheuser-Busch, stadion Busch oraz "Grzech Kardynała", koszerne lody i lodziarnia w okresie letnim czynna całą dobę.
Route 66 to droga słynnych morderców, Jessego James.
Route 66 to droga do jaskiń. Jaskinia Meramec odkrywa przed nami prawdziwe widowisko"...skalną scenę oddziela od widowni rzeczka, a kamienną kurtynę tworzyły stalaktyty, które zwisały aż do ziemi i sprawiały wrażenie, jakby były zasłoną, która za chwilę ma się unieść..." Prezentacja grą światła i dźwięku.
Route 66 to droga z obrazami DJ Hall, przepełnione słońcem i kolorami, realizmem.
Route 66 to droga, którą w roku 1972 45-letni obywatel RPA John Ball przebiegł z Kalifornii do Chicago Route 66. Przebiegnięcie trasy zajęło 54 dni.
Route 66 to droga golibrody - Angela Delgadillo, nazywany Aniołem Drogi 66 ze słynnym powiedzeniem:
"Jeśli ktoś chce czegoś wystarczająco mocno, to na pewno to osiągnie".
Route 66 to droga z ostatnim hippisem Drogi 66 - Bob Waldmire i jego słynny VW, słyyny rysownik kartek z historią drogi i ludzi.
To pasja, podróż i wiatr we włosach, to historie ludzi, którzy ją tworzyli , ale też tych, którzy ją wskrzesili, ale też tych, który postanowili odbyć tę drogę i dobrze się bawić. Audiobook, który interpretuje sama autorka dodatkowo dostarcza niezwykłych doznań i emocji, prawdziwości tej historii. Czyta się jednym tchem, każde słowo nasycone emocjami, przygodą i niekończącą się podróżą przez koloryt Ameryki i tożsamość, korzenie, wnętrza jestestwa.
"Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy
w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości
zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo
taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już
nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie
podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy...
2020-05-07
Po wielu latach wracam do tej książki i magicznej podróży, którą odbyłam z małżeństwem Asherów.
Michael Asher urodził się w Stamfort w roku 1953. Pełnił czynną służbę wojskową w Irlandii Północnej, studiowała w Carnegie College, pracowała dla patroli antyterorystycznych RUC Special Patrol Group. Rozczarowanie pracą na rzecz sił zbrojnych spowodowało zmianę i wyjazd w 1979 roku do Sudanu, podjęcie pracy wolontariusza - nauczyciela języka angielskiego. W trakcie pobytu kupuje wielbłąda i przebywają 1500 mil przez Kordofan i Darfur, tam łączy się ze stadem wielbłądów zabranych na północ do Egiptu odbywa starożytną trasą karawany zwaną jako Darb al-Arba'in (Czterdzieści dni) i to staje się podwaliną pierwszej książki "W poszukiwaniu czterdziestu dni drogi".
Ciekawym doświadczeniem w życiu pisarza będzie zamieszkanie wraz z plemieniem Kababish w 1982 roku. Koczownicze plemię z północnego Kordofanu, z których wszystkie są prowadzone przez jednego nazira lub wodza. Specjalizują się w pasterstwie wielbłądów , co daje im wysoką pozycję w społeczeństwie arabskim, ponieważ wielbłądy są wysoko cenione.
Główną religią plemienia kababish jest islam , wyznający wyznanie sunnickie . Śledzą pochodzenie arabskich przodków i mówią po arabsku sudańskim Kobiety klasycznie ubierają się w długi niebieski materiał owinięty kilka razy wokół ciała, podczas gdy mężczyźni noszą długie białe tuniki, luźne białe spodnie i białe turbany. Większość mężczyzn będzie nosić sztylet lub miecz, a być może karabin lub strzelbę, ze względu na surowość pustynnego życia i groźbę bandytyzmu ze względu na ich cenne zasoby.
Dom Kababisha to proste miejsce wykonane z płóciennych lub ściennych ścian i dachów z włosia wielbłąda i skór. Wewnątrz znajdzie się kilka ozdób i duże łóżko uniesione z ziemi i połączone ze sobą skórzanymi paskami. Mięso, jagody i wszystko, co można handlować, składa się na dietę, a także arabską podstawę przyprawionej herbaty.
Michael Asher z Kababishami pozostał około trzech lat, podróżował tysiące mil na wielbłądzie, pracowała jako pasterz, uczył się języka arabskiego i suahili, towarzyszył wędrówkomnomadów i karawanom solnym.
W 1986 podczas wizyty w Chartumie przedstawiciele UNICEF Sudan proszą Ashera o zorganizowanie karawany wielbłądów na Wzgórzach Morza Czerwonego, celem pomocy ludziom Beji (etniczni mieszkańcy Sudanu, Egiptu i Erytrei) od suszy i głodu. W trakcie tej wyprawy poznaje arabistkę i fotografkę Mariantonietta Peru, która jest pracownikiem PR UNICEF. Fascynacja, miejsce, przygoda i niebawem ślub. Małżonkowie postanawiają okres podroży poślubnej przewędrować wielbładami Saharę pierwszy raz w historii szerokim łukiem, inspirując się Geoffrey'em Moorhousem, który w 1972 roku próbował przejść, niestety bezskutecznie.
Wyruszają z Chinguetti w Mauretanii w sierpniu 1986 roku z trzema wielbłądami. Wędrują przez Mauretanię, Mali, Niger, Czad i Sudan, w maju 1987 roku wreszcie dotarli do Nilu w Abu Simbel w południowym Egipcie.
Pierwsze zarejstrowane przejście Sahary z zachodu na wschód środkami niemechanicznymi w ciągu 271 dni i 4500 mil wielbłądem.
Wędrówka na grzbiecie wielbłądzim trwała 9 miesięcy po ponad 7000 km bezdroży pustynnych, odciski, otarcia skóry, braki wody, prymitywny "węzeł sanitarny", pot lał się po tyłku, żar z nieba i suchość w ustach, brzmienie i odgłosy Czarnego Lądu, a gdy nas dopadła burza piaskowa, to czułam piasek w każdej części ciała, wypełniał moje pory...uciążliwe kleszce, insekty, dzikie zwierzęta konta tubylcy, inność, która mnie pociągała i odrażała, by wszystko to usatysfakcjonował i gloryfikował tryumf przetrwania i oglądania natury, malowanej ręką wirtuoza...
Gdy zaczynaliśmy tę podróż byliśmy sobie obcy a gdy ją kończyliśmy byliśmy jednością.
Polecam tę magnetyczną historię.
Po wielu latach wracam do tej książki i magicznej podróży, którą odbyłam z małżeństwem Asherów.
Michael Asher urodził się w Stamfort w roku 1953. Pełnił czynną służbę wojskową w Irlandii Północnej, studiowała w Carnegie College, pracowała dla patroli antyterorystycznych RUC Special Patrol Group. Rozczarowanie pracą na rzecz sił zbrojnych spowodowało zmianę i wyjazd w 1979...
2020-03-20
Antoni Ferdynand Ossendowski pochodził z rodziny szlacheckiej herbu Lis, korzenie tatarskie, urodził się 142 lata temu, 75 lat temu zmarł, 100 lat temu bardzo popularny autor i poczytny. Drugi po Henryku Sienkiewiczu polski pisarz, który był tłumaczony na wiele języków, w okresie międzywojennym jego książki zostały wówczas wydane w 80 milionach egzemplarzy.
Ukazało się 77 książek pisarza, które wydano również w 150 przekładach na 20 języków. Przez pewien czas należał do piątki najbardziej poczytnych pisarzy na świecie, a jego książki porównywano z dziełami Kiplinga, Londona czy Maya.
Ossendowskiemu światową sławę przyniosła książka: „Zwierzęta, ludzie, bogowie” (książkę wydano najpierw w języku angielskim pod tytułem "Beasts, Men and Gods"), która na przełomie 1920 i 1921 r. ukazała się w Nowym Jorku, w 1922 r. w Londynie, a w 1923 r. w Warszawie. Osiągnęła ona rekordową liczbę dziewiętnastu tłumaczeń na języki obce. Ossendowski opisał w niej wspomnienia z ucieczki z Rosji ogarniętej chaosem rewolucji. Opis obejmuje ucieczkę z Krasnojarska opanowanego przez bolszewików, zimę w tajdze, przeprawę do Mongolii i pobyt w niej u boku barona Ungerna. Książka osiągnęła niezwykłą poczytność na całym świecie, chociaż była i jest krytykowana za to, że duże jej fragmenty były ewidentną konfabulacją autora. Książka o Leninie, fabularyzowanej biografii przywódcy rewolucji październikowej, niezwykle ostrej krytyki rewolucji i komunizmu, po zajęciu Polski przez Rosjan grób Ossendowskiego był pilnie poszukiwany. Po jego znalezieniu ekshumowano zwłoki, gdyż NKWD chciało się upewnić, czy osobisty wróg Lenina na pewno nie żyje. Sukcesy, awanturniczo - przygodowo - podróżnicze misje, nawet śmierć zaplanował w odpowiednim czasie, czternaście dni przed wkroczeniem Rosjan, wróg Lenina (już nie żyjącego) i wróg komunistów...od 1951 roku książki na zakazie cenzorskim i wycofane z bibliotek i na 38 lat PRL wymazał go ze świadomości Polaków...by wydawnictwo Wydawnictwo Zysk i S-ka przywróciło.
Podróż na Bliski Wschód autor odbył w latach 20 tych XX wieku wsiadając do pociągu w szarej, obskurnej bez słońca Warszawie i jedzie do Konstancji bez wody... Jafę, Jerozolimę, Betlejem, Hebron, Jerycho, Morze Martwe, Pustynię Judzką, Rów Jordanu, Sychem, Górę Tabor, Nazaret, Kafarnaum, Hajfę, Tyberiadę, Liban, Bagdad, Babilon, Karbalę, Damaszek, Palmirę, Baalbek i Bejrut...spotkanie z pejzażem, kulturowo - społeczno - ekonomiczno - politycznym wymiarem świata, obyczajami (obrządek pochowania Persa ), etnografią i człowiekiem.
Piękny, wyszukany, nietuzinkowy, wyrafinowany język skrojony uniwersalnością na XXI wiek, erudycja z wielu dziedzin m.in: geografia, historia, literatura i języki obce, mitologia, biblia i okraszenie tego wszystkiego anegdotami i poczuciem humoru, nutką refleksji i filozofii.
Antoni Ferdynand Ossendowski pochodził z rodziny szlacheckiej herbu Lis, korzenie tatarskie, urodził się 142 lata temu, 75 lat temu zmarł, 100 lat temu bardzo popularny autor i poczytny. Drugi po Henryku Sienkiewiczu polski pisarz, który był tłumaczony na wiele języków, w okresie międzywojennym jego książki zostały wówczas wydane w 80 milionach egzemplarzy.
Ukazało się 77...
2020-01-24
"O starodawnym, bo jak bór odwiecznym, rodzie mowa tu będzie. Ma on przodków we wszystkich wiekach i tradycję we wszystkich szczepach ludzkości, boć nie ród to ciała, lecz duszy, nie ród lasu mieszkańców, lecz lasu miłośników, przyrody czcicieli.
Z rodu tego był poeta, co w Helladzie wyśpiewał mit Pana i Faunów, i ten, co stworzył Baldura w Skandynawii, i ten ich krewniak duszny, co w obchodzie religijnym Ariom dał Kupalną noc czarowną. I patrona swego ów ród ma, gdy ludzkość weszła w Pana Jezusowego szeregi.
Ich duszę miał, z ich rodu był słońca miłośnik i śpiewak, ptasząt i ryb kaznodzieja, wszelkiego stworzenia przyjaciel, seraficki święty Franciszek.
Mędrców i uczonych mają w swym rodzie i pozornie teraz wchłonięci w miliony ludzkości, zachowali przecie odrębność i właściwość swych leśnych dusz.
Ogarnęły ich ziemskie przewroty, życie gorączkowe, skomplikowane warunki, materialna walka o byt. Odsunęła ich od przyrody cywilizacja, postęp tak zwany, niszczenie natury przez rozrost przemysłu, straszny ciężar nowoczesnego bytu, nowoczesnych praw i obowiązków.
Pozornie nie ma dla leśnych ludzi ni miejsca, ni życia. Przystosowali się do warunków i już teraz niczym się jakoby od reszty ludzi nie różnią. Spełniają swe obowiązki powszednie, pracują wśród innych z innymi, obcują z cywilizacją, biorą udział w postępie, korzystają z wynalazków, umieją się obchodzić z pieniędzmi, mieszkają w miastach, ubierają się jak inni, bywają w teatrach. Czyżby ród i tradycja leśnych dusz zginęła? Przenigdy! Nieśmiertelny jest duch i ród ducha nieśmiertelny; tylko kto rodu tego ciekaw, z rodu tego być musi i wtedy krewniaka odnajdzie.
Nie trzeba koniecznie szukać go wśród cichej wsi i głębokich borów, wśród ludzi stojących u warsztatu przyrody, w jej królestwie: można tam szukać długo i na próżno, a znaleźć w wielkim fabrycznym mieście. Można znaleźć w uczniowskim pokoiku, gdy chłopak po odrobieniu algebry, zamiast iść szukać rozrywki w dusznej sali knajpy, z gilem chowanym się bawi i dogląda go, można w suterenie szewca, co ledwie wie nazwę ptaka, który mu ćwierka przy robocie. I w tłumie ulicznym poznać można po szczególnym zachowaniu się w nadzwyczajnych wypadkach miejskiego życia.
Gdy wychodzą wieczorem dzienniki z ostatnimi depeszami wojny, skandalicznego procesu, sensacyjnego mordu, a ktoś nie bierze do rąk gazety, ale przypatruje się z uśmiechem sadowieniu się wróbli na nocleg, z rodu leśnego jest.
I z tegoż rodu jest taki, co wśród uroczystego pochodu ulicznego, gdy wszystkich pochłania muzyka, stroje, ekwipaże, paradne szeregi wojska lub korporacji, dojrzy zziębniętego psiaka przed zamkniętymi drzwiami sklepu i otworzy mu je z dobrym słowem życzliwości.
Wśród ogłoszeń dziennikarskich członek tego rodu wyszuka adres sprzedawcy słowika w klatce, zna handlarzy ptaków, więźniów tych wykupuje z niewoli i z wiosną puszcza na wyraj, równie jak one radosny.
Leśni ludzie zwykle trzymają się samotnie, dusze swe kryją, o swoim wnętrzu z nikim nie mówią, wiedząc, że to innych nie zajmuje.
W potwornym młynie ziemskim, gdzie bożyszczem jest interes, walka o zbytek i użycie wykwitu cywilizacji, obcując z innymi, mają w oczach często zgrozę lub krytyczne zdumienie, ale milczą i spełniając swe społeczne obowiązki, baczą tylko, by się nie dać zgnieść, zmiażdżyć. O dusze swe nie są trwożni: tych zaraza świata nie skazi.
I tak trwają, rzadcy wśród świata i obcy mu zupełnie. Czasami znajdują druha. Otwierają się na ścieżaj wrota duszne, krzepią się oni wzajem: marzenia, potrzeby, tęsknice zmieniają się w słowo. Wyrażają ufnie głos swobody, ciszy, obcowania z naturą, przetwarzają swe żądze, aż utworzą czyn, aż wypracują sobie rzeczywiste, żywe, wedle swej duszy bytowanie.
I takie jedno lato leśnych ludzi tu będzie zawarte. Dla tych, co je przeżyli — kronika szczęścia; dla tych, co po świecie rozproszeni, o nim samotnie marzą — bratni upominek i może do czynu pomoc..."
"...Ziemi szmat posiadał, a wśród tej ziemi bagna i lasy, leniwymi rzeczułkami, jak siatką, porżnięte, od ludzkich dróg dalekie, dla ludzkiej chciwości niełakome.
Tam, w głębi tych tajni, ukryta jak gniazdo, powstała pewnej wiosny chata samotna. Jakiś czas bielał gontowy dach i trzaski i czerniały koleiny wozów, co z dala przywiozły materiał; po roku wszelki ślad osady zasnuła zieleń traw i mchy.
Dzikie wino i róże pokryły ściany, chata się stopiła, wrosła w okalający ją szczelnie las.
Nazywali ją leśni ludzie swoim wyrajem..."
Książka powstała sto lat temu i jest najpiękniejszym hymnem, i hołdem złożonym naturze i polskości. To czas, gdy Polski nie było na mapie świata, to czas rozbiorów, powstań, to czas, gdy w umysłach Polaków kraj istniał i świadczył o patriotyzmie. Prastara puszcza w kolorycie czterech pór roku otwiera przed nami swe drzwi i zaprasza do środka, miękka ściółka powolnym krokiem pozwala nam się zanurzyć w runo leśne, podszyt by w finale spojrzeć w korony drzew błękitem otoczone. Przewodnikami w tej niezwykłej podróży pomiędzy fauną, florą, nieożywioną przyrodą będą Rosomak, Pantera i Żuraw, przeprowadzą nas przez miejsca, w które rzadko człowiek się zapuszcza. Las jako żywy organizm stanowi stałość i symbiozę kompatybilności, potraktują z największym szacunkiem i dostojeństwem należnym biocenozie leśnej.
Prosty styl natchniony onirycznymi klimatem, język nasycony anachronizmami i "żargonem" otoczenia, fabuła budowana powolnie, niemal sączona zachwytem nad rytmem dnia i nocy, czterech pór roku, wnikliwą analizą obserwacji fauny i flory, powrotem do prostych czynności, obcowania z naturą w prawdzie i estymie, oddawanie czci tradycjom i zwyczajom ziemi, pochylenie się nad słowiańskimi korzeniami, metafizycznością, gloryfikacja ojczyzny i pracy, pochylenie się nad ekologią, wegetarianizmem, ale też znajdziemy równość w podziale wykonywanych prac, nie ma prac damskich i jak prac typowo męskich. Zanurzamy się w magiczny realizm, miękkość ściółki stymuluje receptory naszych stóp, które przesyłają niezwykłe doznania organoleptyczne do naszego umysłu, zaspokajając zmysły powonienia, dotyku, wzroku, słuchu, smaku...
"...Leszczyna kutasiki karminowe jeszcze od chłodu otula, ale kotki już puściła na wicher; w wodach lodowatych na dnie widać pęczniejące kaczeńce, pod liśćmi w gaju można wyszukać zawilce. Wszystko gotowe czeka i gdy ucho do ziemi przyłożysz, słychać, że coś grać zaczyna, aż człowiek dorozumieć nie może: ziemia li gra czy jego własna krew – jedno! Żyć, żyć, żyć!..."
"...Bogatka, co u nas też zimuje i ćwiczy mole po całych dniach, zaczęła się jednak na swobodę napierać. Ano, dobrze: otworzyłem okno — poszła, jak na wesele, z wyrwasem. Obiera robactwo z klonu pod oknem i ćwierka do mnie: już czas, już czas..."
"...W marcu jędza-zima bezczelna wściekła wstała jeszcze raz do boju. Całe hufce zegnała, szare pułki chmur, watahy wichrów północnych i cisnęła tę armię na pęczniejące drzewa, na wyzierające źdźbła, na rzesze ptasze, co jej urągały weselną pieśnią..."
"...Oto sosna ze starym gniazdem rabusia krogulca; a oto druga, co się wygięła i okaleczała, zdeptana kiedyś za młodu; a oto brzoza z ogromną czeczotą i olbrzymia jarzębina, którą nazwali Krasawicą, tyle miewała korali jesienią; i piorunem na pół rozdarty grab, co się po ciosie odmładzał, czerniejąc smugą rozdartego na poły pnia; i oto brzoza, zwalona ciężarem zimowej okiści; i pękata wierzba z dziuplą, w której już gospodarzyły dzikie pszczoły. I oto olbrzymie mrowisko, już rojne, państwo wielkich, czarnych borowych pracowników, usłane białymi grudkami żywicy i ze śladami zimowego grzebania cietrzewi; a oto wykrot olchowy, pełen dziur, szczelin, przepaści, korzeni, wydartych do połowy z ziemi mocą huraganu, kryjówka wężów i żmij.
Bór gwarzył cichutko; to znów słychać było, jak dyszał potęgą odrodzenia wiosny, a człowiek, zapatrzony, zasłuchany, zatracał się w tej wielkiej potężnej całości i czuł, że te siły ogarniały go, że sam się staje potęgą, że w nim gra, śpiewa, tworzy, rośnie moc przyrody..."
"...— Kos ma gniazdo w winie, przy ścianie. Modraczka mieszka w skrzynce na lipie. Konwalie się wytykają. Żmije znaleźlim na podsieniu. Jeść się chce!..."
"O starodawnym, bo jak bór odwiecznym, rodzie mowa tu będzie. Ma on przodków we wszystkich wiekach i tradycję we wszystkich szczepach ludzkości, boć nie ród to ciała, lecz duszy, nie ród lasu mieszkańców, lecz lasu miłośników, przyrody czcicieli.
Z rodu tego był poeta, co w Helladzie wyśpiewał mit Pana i Faunów, i ten, co stworzył Baldura w Skandynawii, i ten ich krewniak...
2020-01-01
"...Czyż nawet najbardziej leniwi nie zawahają się podążyć za mną, by zaznać przyjemności, która nie sprawi im kłopotu i nie będzie nic kosztować? Zatem odwagi, ruszajmy! (...) Będziemy iść powoli, po drodze śmiejąc się z tych, którzy widzieli Paryż i Rzym. Nic nas nie powstrzyma. Słuchając naszej wyobraźni, podążamy tam, gdziekolwiek będzie miała kaprys nas poprowadzić..."
"...Żeby iść przed siebie, potrzeba tylko nóg. Możesz kroczyć, nie posiadając nóg, ale jeśli się nie rozglądasz, wędrówka będzie tylko powolnym przemieszczaniem się w przestrzeni..."
Niezwykła zwykłość okładki w kontraście czerni i bieli, z najbardziej symbolicznym wyrazem polskości - wierzby w przedwiośniu, którą spotkamy tylko w krajobrazie bocznych dróg.
Drzewo symbolizujące polską przyrodę i od wieków płodność, mocno zakorzenione z Mazowszu i pejzażem muzycznym Chopina.
"...Nie wszystkie osobliwości zostały jeszcze odkryte, nie wszystkie udostępnione, nie wszystkie opisane..." te słowa inspirują Robińskiego i każdego z nas, każdy ma prawo do wielkich i małych odkryć.
Robiński daje nam tę możliwość, odrobinę odwagi, dobrych chęci i oczy, które pozwolą nam odkrywać i filtrować świat mikro i makro wokół nas. Można mieć wątpliwości, dlaczego właśnie Robiński i jego perspektywa patrzenia, przed nim było wielu odkrywców, wiele książek, przewodników i wiele pomysłów na przemieszczanie się po ziemi. Podróż i przygoda to stan umysłu i nastawienie do życia, otwarcie się na nowe i nieznane, pokonywanie lęków i obaw w postaci zakiełkowania pomysłu i inspiracji, niewygody i ryzyko, nie wspomnę już o kosztach (finanse, psycho-fizyczne), i potrzebny jest ten bodziec, który uwolni drzemiącą w nas przygodę, która jest kompatybilna do miejsc, które nas otaczają - góry, lasy, niziny, wyżyny, doliny, rzeki, jeziora, morze itd... Gdy tylko zakładamy buty i idziemy, to podróż zaczyna się wraz z otwarciem okna i drzwi. Drzwi, które dla mnie otworzył Adam Robiński i do swojego świat. Świat, w którym Lechosław Herz zanurzył i zatracił w szlakach Mazowsza i odkrywanie Puszczy Kampinowskiej. Wojciech Giełżyński przypomina historię wioślarstwa, która nostalgią przemyka, przyglądniemy się biegowi i nurtowi rzeki, przeniesiemy się na warszawską Starówkę czy Nowy Świat z reporterem sycić się pięknem miasta ale też podrywaniem dziewczyn w ciągu alfabetycznym... Spotkamy małżeństwo Nałkowskich, mąż autorki "Medalionów" odkrył dla nas "polską Saharę" i jej niezwykłą historię, i pasjach kartograficznych. Spojrzymy też inaczej na "drogę", którą w książce "Szlaki" Roberta Macfarlane'a jest zjawiskiem, który unosi człowieka nad cudem natury otaczającym nas.
Lubie fotografować ważki, które zwane są "pannami wodnymi" a Leonardo da Vinci konstruując i inspirując się otaczającym światem, w tych istotach dostrzegł siłę i machinę działania.
Gdy głębiej wchodzimy w las, to tylko wtedy możemy zauważyć; "...drzewa nie są jednakowe, mają cechy osobnicze, trzeba się tylko przyjrzeć..."
Park Krajobrazowy Łuk Mużakowa i dawna kopalnia Babina, i selenografia, i odontologia... urzeka pięknem natury i zjawiskowością zapierająca dech w piersiach i brakiem słów...
Autor książki wykonał ogromna pracę, by w prostym, przystępnym a zarazem onirycznym akcentowaniu, zanurzaniu się w pięknie otwartym dla nas, po prostu patrzeć i chcieć to zobaczyć co natura dla nas przygotowała. Wielopłaszczyznowa sfera dziedzin, które spotkamy ; ornitologia, historia, geografia, hydrologia, entomologia, sporty, turystyka...
Język, który doskonale łączy autor to naukowy a zarazem poetycki, tkliwy, momentami pełen czułości, flirtu podróżnika z obiektem westchnień - natura, ale też gry emocji, które po przeczytaniu książki będą nam towarzyszyły. Polska Robińskiego staje się niezwykłe piękna w krajobrazie bocznych szlaków, dróg, zapomnianych miejsc, i każdy może wstać i rozpocząć podróż, która już nigdy się nie skończy.
Doskonały debiut i życzę autorowi więcej takich pozycji i wrażliwości na otaczającą nas rzeczywistość.
Inną prawdą o podróżowaniu może być pogląd Francuza Xaviera de Maistre o podróżowaniu dziennym i nocnym wokół / dokół własnej sypialni z istotną przestrogą : o włączeniu uważności i wyobraźni...
Niech to będzie puenta.
"...Hajstra to bocian czarny, tajemniczy samotnik żyjący na uboczu, z dala od ludzkich siedzib. Wspaniały patron dla książki, której autor omija szerokim łukiem turystyczne atrakcje, rozdeptane szlaki, rozjeżdżone autostrady. Idzie tam, gdzie zarasta ścieżka, chwieją się zbutwiałe płoty, gdzie na wertepie można urwać miskę olejową. Ta książka to hołd złożony krajoznawstwu. Wędrowcom, badaczom, pisarzom. Historii, przyrodzie, krajobrazowi. Literackiej kontemplacji. Mgłom, szadziom i gołoledziom. Cumulusom i cirrusom. Bocznym drogom i ścieżynkom wydeptanym przez zwierzęta..."
Stanisław Łubieński
"...Czyż nawet najbardziej leniwi nie zawahają się podążyć za mną, by zaznać przyjemności, która nie sprawi im kłopotu i nie będzie nic kosztować? Zatem odwagi, ruszajmy! (...) Będziemy iść powoli, po drodze śmiejąc się z tych, którzy widzieli Paryż i Rzym. Nic nas nie powstrzyma. Słuchając naszej wyobraźni, podążamy tam, gdziekolwiek będzie miała kaprys nas...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-30
"...WIELE NAPISANO O PODRÓŻOWANIU, ZNACZNIE MNIEJ O DRODZE..."
Edward Thomas
The Icknield Way, 1913
...oraz o tych, za sprawą których ścieżki się nie zacierają...
"...Oczy miałam w stopach...
Nan Shepherd
The Living Mountain, 1977
Gdy wzięłam książkę do ręki, to wiedziałam, że trudno będzie ją czytać na siedząco. "...Książka o ludziach i miejscach: o chodzeniu jako badaniu wnętrza i niewidocznym wpływie, który wywierają na mijane krajobrazy..."
Każdy rozdział otwiera cytat, wprowadzenie innego autora (szkoda, że autor nie posiłkował się pracą jakieś pisarki - podróżniczki np. Maria Czaplicka i byłby rozdział o Syberii), pod jego patronatem Robert Macfarlane oddający istotę miejsca w którym się znajdziemy, które będziemy wszystkimi zmysłami poznawać.
Rower i nogi będą nam towarzyszyć w tej metafizycznej podróży, nieśpiesznej i bardzo powolnej z szeroko otwartymi oczami.
Droga to powietrze, ląd i jego wnętrza i woda, to stan umysłu.
Tropy, odciski stóp zwierząt, ludzi w dobie asfaltu i betonu stają się niewidoczne dla nas, ich piętno odcisnął ślad metaforyczny, wciąż poszukiwany przez nas w sieci ścieżek widocznych i niewidocznych.
W języku angielskim mamy około jedenaście określeń na różne rodzaje drogi.
W wielu regionach na świecie dawne szlaki łączące miejsca, przełęcze, góry, drogę do kościoła, pielgrzymie drogi, do dziedzica, pędzenia bydła, do wody, jeziora, grot lub przejść podziemnych wiązały się z różnymi historiami. Pierwsza połowa XIX wieku w Irlandii dla głodujących ludzi tworzenie setek mil dróg, miało być symbolem nic z niczym za niewiele. W Holandii istnieją drogi śmierci i drogi duchów, które prowadziły do średniowiecznych cmentarzy.
W Japonii wąskimi dróżkami pomiędzy polami przechadzał się w XVII wieku poeta Basho, tworząc "Ścieszki na daleką północ".
XIX wiek na amerykańskiej prerii wiąże się z "traktami bizonów", by później stać się traktem pierwszych pionierów, osadników zdobywających Zachód przez Wielkie Równiny.
Mity związane ze Kelpie w Szkocji i niebieskimi ludźmi z cieśniny Minch. Sztormy miały skutecznie kierować żeglarzy na inne morskie szlaki, a zespół rockowy Jethro Tull nagrał utwór "Kelpie" w 1979 roku nawiązujący do historii dziewczyny skuszonej przez kelpie.
Niezwykłe studium i badanie nad "chodzeniem" dla różnych narodów np. Anglików, ale intensywność przemieszczania się i bezpieczeństwa Apaczów Cibecue a jeszcze inne potrzeby dla Tybetańczyków.
Zaklęcie w najpiękniejszych i najsłynniejszych szlakach m.in; Icknield Way czy Broomway.
Drogi morskie i oceany, szlaki rzeczne, które gdy zamarzają, stają się jedyna drogą dla miejscowej ludności
Robert Macfarlane odkrywa przed nami konstrukcję płaskowyżu globalnej wioski, jaką jest świat. Ogromny wkład i przygotowanie merytoryczne, profesjonalizm, kompetencje, umiejętność łączenia wątków: autobiograficznych, biogramów, faktów historycznych, geologicznych, cytatów, sztuki i kultury, powiastek, awanturniczo - przygodowych, z elementami literatury podróżniczo - turystycznej i innych dziedzin, to wszystko okraszone oniryzmem.
Styl i język jest niezwykle prosty i przystępny dla każdego, tempo, które autor nadaje jest indywidualne, przemieszczamy się i zanurzamy w obrazie, kompozycji wyobraźni autora, która z czasem jest moja wyobraźnią, pięknie oprawioną w ramy otaczającego mnie świata i życia.
Spójność pozwala na otworzenie w dowolnym miejscu i czytanie fragmentów, wracanie, przemyślenie, odtworzenie i ponowne zbliżenie do tematu.
Krok i pozostawanie w ciągłym ruchu jest fascynującym procesem, który pobudza do pracy umysł i duszę. Wiedzieli o tym najwięksi myśliciele i naukowcy, którzy w trakcie spacerów rozstrzygali nurtujące ich kwestie.
Drogo - terapia dla poranionych ciał i umysłów, dla żołnierzy brytyjskich po pierwszej wojnie światowej, dawne szlaki na prowincji symbolizowały odnalezienie utraconego poczucia przynależności do natury i wspólnoty lokalnej, przywrócenie godności człowieczeństwa.
Robert Macfarlane przemierza z nami szlaki komunikacyjne, pasaże, zapomniane trakty i dukty, przekroczymy granice kontynentów, pokonamy drogę lądową i morską, na styku wielonarodowości i wielokulturowości, historia zatoczy koło a przeszłość z teraźniejszością się połączy.
Książka jest hołdem dla wszystkich oraz tych, za sprawą których ścieżki się nie zacierają...dla pionierów, żeglarzy, piratów, pielgrzymów, włóczęgów, podróżników i awanturników i dla zwykłych ludzi, którzy od zarania dziejów ludzkich wydeptują ścieżki, skróty, by z czasem zamienić je w szlaki i wciąż poszukiwać nogami, i szeroko otwartymi oczami jeszcze nieodkrytych tras, zgłębiając i poznając samego siebie.
Bardzo się cieszę, że na naszej polskiej drodze pojawiło się młode pokolenie "łazików" m.in; Adam Robiński (Hajstry), Stanisław Łubieński (Droga 816).
"...WIELE NAPISANO O PODRÓŻOWANIU, ZNACZNIE MNIEJ O DRODZE..."
Edward Thomas
The Icknield Way, 1913
...oraz o tych, za sprawą których ścieżki się nie zacierają...
"...Oczy miałam w stopach...
Nan Shepherd
The Living Mountain, 1977
Gdy wzięłam książkę do ręki, to wiedziałam, że trudno będzie ją czytać na...
2016-08-11
Terespol
Kodeń
Sławatycze
Hanna
Włodawa
Wola Uhruska
Dorohusk
Dubienka
Horodło
Zosin
"...Jeśli już iść, to poboczem. Łatwiej tam o równowagę niż na asfalcie. Na poboczach zaczęły się pojawiać rośliny odporne na wydeptywanie, jak babka, rdest ptasi czy rumianek pospolity.
A z nimi pięciornik gęsi i kilka gatunków z wędrownej rodziny jaskrowatych. Rosły na tej drodze od jej początków, stanowiły jej część i zdaje się, że Nadbużanka zaczynała się od nich.
Najsamprzód była ścieżką, później parą kolein z pasem zieleni pośrodku,
stratowanych przez konie..."
Michał Książek zabiera nas w poetycko - fotograficzną podróż, esej, drogę, reportaż o skupieniu uwagi na krajobrazie, ornitologii i botanice.
Zmysłami Michała Książka odkrywamy "Nadbużankę" - łącząca przejścia graniczne w Terespolu, Sławatyczach, Dorohusku i Zosinie. Jej długość wynosi 166 km. Zlokalizowana jest we wschodniej części województwa lubelskiego; biegnie z północy na południe wzdłuż granicy polsko-białoruskiej i polsko-ukraińskiej.
Serce Polesia Zachodniego roztacza przed podróżującym niezliczone skarby architektury – zabytkowe cerkwie, kościoły, dworki "nadgryzione znakiem czasu" i kaplice, krzyże w naturalny sposób współgrają z nierzadko równoletnimi im stodołami czy chałupami, które do dziś pełnią swoje funkcje.
Unikalny klimat, granica, wielokulturowość, prawosławie, mentalność, spokój, "inny świat" i poczucie oderwania od cywilizacji przyciąga w te strony wielu podróżników, którzy przemierzają drogę na motocyklach i rowerach. Asfalt nie zachęca do dynamicznej jazdy roztaczając zjawiskowy krajobraz, nieśpieszność, gatunki roślin i ptaków, które za sprawą autora dostrzegamy, zabiera nas do swojego intymnego świata przyrody, zamkniętego dla konsumcjonizmu , zmotoryzowanych....tam trzeba iść pieszo i uważnie się rozglądać, poczuć woń łąk, lasów i zobaczyć tę soczystą zieleń, która tylko tam jest żywa, tam bije serce Puszczy Białowieskiej i ta trawa...
To nie przewodnik, to serce człowieka, który kocha tę Drogę 816.
Tę niezwykła książkę chłonie się, jak podróż w czasoprzestrzeni, sama lubię piesze wyprawy i naturę, i doceniam wrażliwość autora na otaczające nas piękno, ta cudowna podróż fotografuje każdy kamień, roślinkę, ptaka, człowieka czy zabytkowy obiekt po drodze....
Terespol
Kodeń
Sławatycze
Hanna
Włodawa
Wola Uhruska
Dorohusk
Dubienka
Horodło
Zosin
"...Jeśli już iść, to poboczem. Łatwiej tam o równowagę niż na asfalcie. Na poboczach zaczęły się pojawiać rośliny odporne na wydeptywanie, jak babka, rdest ptasi czy rumianek pospolity.
A z nimi pięciornik gęsi i kilka gatunków z wędrownej rodziny jaskrowatych. Rosły na tej drodze od jej...
2016-10-12
Michał Książek zabierał mnie w poetycko - fotograficzną podróż, esej, drogę, reportaż o skupieniu uwagi na krajobrazie, ornitologii i botanice.
Zmysłami Michała Książka odkrywałam "Nadbużankę" w "Droga 816" i nadal mam tę podróż w głowie.
Patrzę na okładkę książki i widzę, że na pierwszy plan wychodzi mężczyzna w czapce czołgistce, opatulony a za nim wieczna zmarzlina...
Jakuck położony w północno - wschodniej Syberii, nad rzeką Leną,obecnie jest stolicą i największym miastem Jakucji. Ważny ośrodek administracyjno - naukowo - kulturalny i przemysłowy (wydobycie: diamenty, złoto) Syberii. Ludność 310 000 różnych narodowości.
W Jakucku znajduje sie jedyne na świeci muzeum mamutów i drumii.
Miasto zostało założone w 1632 roku przez Piotra Beketowa jako warowna twierdza kozacka.
Ludność wiejska nie używa rosyjskiej nazwy "Jakuck" czy jakuckiej "Dżokuuskaj", stolicę określa się "kuorat" co znaczy "miasto", i każdy wie o co chodzi.
Podróż trwa od jesieni 2008 do wiosny 2009 roku, wędrujemy po największym mieście zbudowanym na wiecznej zmarzlinie, w centrum wita nas pomnik Włodzimierza Lenina (twórca Rewolucji Październikowej 1917).
Stolica swój rozwój zawdzięcza Stalinowi, który uznał, że to znakomita lokalizacja dla gułagów.
Surowa, prymitywna strefa ekstremalnych mrozów ( rekord - 62 stopnie Celcjusza, biegun zimna to wioska Tomtor zanotowano - 72,2 stopni Celcjusza)gdzieś na końcu świata, nie ma nic z baśniowo - poetyckiej scenerii, będzie zimno po drodze, zakapturzeni i opatuleni ludzie, opowieści, zwyczaje Jakutów poznamy, alkohol, włączone silnik pojazdów, akademik, archiwa, będą też wątki polskie (Konstanty Koniuchowski był pierwszym zesłańcem w Jakucku, awanturnik i fałszerz pieniędzy, który wywinął si katu i został nauczycielem dzieci wojewody, w wyniku pewnych zmian, odsiedział wyrok i wrócił do Rzeczypospolitej, inny Polak to Adam Kamieński - Dłużyk, napisał dziennik z podróży o Jakucji), nożnie i stopem przemierzymy teren z autorem , i oczywiście reportażowy słownik i język łączony z etnografią, fauna i flora otaczająca...choć to nie mój kierunek podróży.
"...Nie sądziłem, że skośne jakuckie oczy mogą się zrobić aż tak okrągłe..."
Słówka:
BALAGHAN - oznacza dom albo szałas myśliwski - miejsce życia.
KYSTYK - bezpieczne i ciepłe miejsce, gdzie można przeczekać zimę. Ludzie zimują przy kaloryferach i piecach.
KIIN - pępek, centrum, miasto - pępek,
YLLYK - ścieżka...po zaledwie śladach sań.
OROCH - ścieżka, ale wydeptana przez zwierzęta w tajdze.
ARGHA - oznacza zachód i tył.
ILIN - oznacza przód i wschód.
MUUS - oznacza lód. do dnia dzisiejszego żują ludzie po wsiach, którzy wierzą, że gdy tonie rybackie na Lenie zamarzną, stawy i jeziora, to znak, że zamyka się okno Ziemi. Słoneczni bogowie Ajyy idą na spoczynek.
TAAMMACH - kropla, imię psa, dźwięk za oknem.
PIERIEGAR (ros.) - intensywna woń przetrawionej wódki (omen wiosenny wyczuwany w autobusach)
SOBUTYLNIK (ros.) - osoba, towarzysz do butelki, kompan do wypitki.
HAROLDŻYK - skrawek wiosennego widoku.
DŻERGELEN - niezwykły rodzaj widoku (iskrzenie, miraże)
OLONGCHOSUT - opowiadacz eposów, baśni, legend
DALNIEBOJSZCZIK (ros.) - kierowca, który pracuje w transporcie żywności do odległych miejsc republiki.
KEPSEE - jakuckie "dzień dobry", znaczenie dosłowne "opowiadaj"
KYRAHA - pierwszy śnieg
CHAAR - śnieg
DŻYBAR - bardzo dotkliwy mróz. Powiedzenie, że dźwięk w czasie mrozów ma dobrą akustykę i daleko niesie, ludzie nie chcą rozmawiać, aby ktoś niepowołany nie stał się świadkiem rozmowy.
TYMNYY - chłód i mróz oznacza.
Michał Książek zabierał mnie w poetycko - fotograficzną podróż, esej, drogę, reportaż o skupieniu uwagi na krajobrazie, ornitologii i botanice.
Zmysłami Michała Książka odkrywałam "Nadbużankę" w "Droga 816" i nadal mam tę podróż w głowie.
Patrzę na okładkę książki i widzę, że na pierwszy plan wychodzi mężczyzna w czapce czołgistce, opatulony a za nim wieczna...
2019-05-24
"...Ta góra, której powołaniem jest zabijanie, będzie nasz Broad Peak..."
Broak Peak, Falchan Kangri z języka balti, dwunasty ośmiotysięcznik (8051 m n.p.m.), znajduje się pomiędzy Chinami i Pakistanem, zbudowany z prekambryjskich gnejsów i granitów.
Ze względu na rozłożystość masywu nazwany w 1892 roku SZEROKI SZCZYT przez Martina Conway'a. Góra posiada kilka wierzchołków: Broad Peak główny o wysokości 8051 m n.p.m., przedwierzchołek Roky Summit 8028m, Broak Peak Central 8011 m, Broat Peak Central 7490 m, Kharut Kangri 6942 m.
Historia i jej zdobywcy:
9 czerwca 1957 – pierwsze wejście: Hermann Buhl, Kurt Diemberger, Marcus Schmuck, Fritz Wintersteller (Austria).
28 lipca 1975 Broad Peak Central – pierwsze wejście na dziewiczy środkowy wierzchołek Kazimierz Głazek, Janusz Kuliś, Marek Kęsicki, Bohdan Nowaczyk, Andrzej Sikorski (trzej ostatni zginęli podczas zejścia).
30 czerwca 1983 – Krystyna Palmowska (jako pierwsza kobieta na tym szczycie), Anna Czerwińska (tylko do przedwierzchołka Rocky Summit).
14 lipca 1984 - Krzysztof Wielicki – rekordowe wejście solo w ciągu jednego dnia - 22h, pierwsze jednodniowe wejście na ośmiotysięcznik.
1987/1988 – próba zimowego wejścia – polsko-kanadyjska wyprawa pod kierownictwem Andrzeja Zawady (1987/88; na tej wyprawie Maciej Berbeka podczas ataku szczytowego (6 marca) ustanowił zimowy rekord wysokości w Karakorum, który utrzymał się do 2011 – dotarł do przedwierzchołka Rocky Summit).
5 marca 2013 – pierwsze zimowe wejście: polska ekipa pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego, szczyt zdobyli Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek. Podczas zejścia Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski nie dotarli do obozu nr 4 (na 7400 m npm) i zostali uznani za zaginionych. 7 marca szef wyprawy Krzysztof Wielicki powiedział, że „nie ma żadnych szans” na znalezienie żywego 58-letniego Macieja Berbeki i 27-letniego Tomasza Kowalskiego. 8 marca obaj wspinacze zostali uznani za zmarłych, a wyprawa się zakończyła.
25 lipca 2015 – pierwszy na świecie zjazd na nartach ze szczytu po samotnym wejściu: Andrzej Bargiel.
Wszystko zaczyna się od historii pewnego marzenia...
Musimy skończyć to, co kiedyś zaczęliśmy...
Te dwa zdania są historią ludzi, którzy mieli pasję, determinację i coś silniejszego, co nie pozwoliło im zejść z tej drogi, a nawet wbrew przeciwnościom losu, uczynić na kilka dekad Polskę przodująca w himalaizmie światowym, z którego nikt nas już nie wykluczy.
Zdobywcy niemal 10 ośmiotysieczników , wejścia w zimowych warunkach...
Książka zawiera wiele fotografii m.in: zdjęcia z domu Berbeków,Maciej Berbeka, to typowy przedwojenno - powojenny taternik z etosem inteligencko - artystycznym z Młodej Polski, Jerzy Kukuczka, nasz najbardziej utytułowany i najwybitniejszy himalaista światowej rangi, drugi człowiek po R. Messnerze zdobywca Korony Himalajów i Karakorum (14 szczytów) w czasie niespełna 8 lat, Artura Hajzera - twórcy projektu Polski Himalaizm Zimowy, fotografie Adama Bieleckiego, który jako 17 - latek dokonał samotnego wejścia na Chan - Tengri, najmłodszy zdobywca szczytu na świecie. Tomasz Kowalski na jednym ze zdjęć patrzy na nas, niezwykła i ulubiona poza Usaina Bolta, i napisał 31.01.2013 roku "...Jestem tu i nie mogę w to uwierzyć(...) To jest coś, o czym marzyłem odkąd pamiętam, ale tak naprawdę nigdy nie sądziłem, że może się spełnić..."
"...Są dwie wartości: wolność i bezpieczeństwo, tak do znudzenia powtarzam. Obie są absolutnie konieczne dla godnego czy choćby znośnego ludzkiego życia(...) Tu szkopuł kolejny: nie można ich pogodzić. Jeszcze nikt nie znalazł tego arystotelesowego złotego środka. Zawsze brakuje nam albo trochę wolności, albo trochę bezpieczeństwa. To Freud odkrył, że życie jest ustawicznym handlem wymiennym między wolnością a bezpieczeństwem. Coś za coś..."
Złamanie zasad integralności zespołu, kontaktu wzrokowego i radiotelefonicznego...
"...Można sobie wyobrazić sytuację, w których pomoc możliwa jest w stopniu minimalnym albo jest po prostu złudna. Natomiast bardziej chodzi o intencje, taki odruch niż o efekt końcowy..."
"...Ja schodziłam, świadoma, że odstępuję w tym momencie od głoszonych przez siebie zasad, ale lęk przed schodzeniem nocą skutecznie zagłuszył we mnie obawę o partnera. Wiedziałam, że powinnam poczekać na Wandę, a jednak schodziłam w dół, schodziłam najszybciej jak się dało. Wrócić do obozu, dotrzeć tam przed nocą - tylko to było teraz ważne. Wysublimowana teoria kolejny raz nie wytrzymała zetknięcia z brutalnością życia..."
Zadawanie sobie odwiecznego pytania co do ratowania drugiego człowieka ? Jakim kosztem ? Kiedy i w jakich okolicznościach, ratując, przekraczamy cienką linię, za którą jest już narażenie siebie i innych na niepotrzebne ryzyko ?
Dylematy w górach, ekstremalnych warunkach"...problemy etyczne dotyczące zachowań ludzkich w sytuacjach ekstremalnych istnieją zresztą od zawsze nie tylko w górach(...), są w okopach, na wojnie, w obozie koncentracyjnym. Bardzo często przy takich okazjach powtarzamy, że nie wolno od ludzi wymagać bohaterstwa, heroizmu. I zawsze pada inne pytanie: "Czy ktoś, kto TAM nigdy nie był, może się wypowiadać, oceniać..."
Trudno o jednoznaczną ocenę, dlatego, że "...wysokogórska aktywność - z wpisanymi w nią ekstremalnymi sytuacjami, zmiennością okoliczności, warunków pogodowych, fizycznych i psychicznych stanów człowieka wystawionego na działanie wysokości i wyczerpania - nie daje się opisać za pomocą precyzyjnych procedur..."
Rzetelne i wnikliwe dziennikarstwo, przedstawienie sytuacji i tragedii na Broak Peak i pozostawienie nam własnej oceny i wniosków, których w takiej sytuacji nie można wyciągnąć, gdy w chmurach ośmiotysięczników nie było się...
Góry milczą, wszystko, co milczy,
nadaje się do przechowania ludzkich tajemnic.
Ks. Józef Tischner
"...Ta góra, której powołaniem jest zabijanie, będzie nasz Broad Peak..."
Broak Peak, Falchan Kangri z języka balti, dwunasty ośmiotysięcznik (8051 m n.p.m.), znajduje się pomiędzy Chinami i Pakistanem, zbudowany z prekambryjskich gnejsów i granitów.
Ze względu na rozłożystość masywu nazwany w 1892 roku SZEROKI SZCZYT przez Martina Conway'a. Góra posiada kilka...
2019-08-15
A Łemkowie są, mają swoją, te właśnie rusińsko-karpacką historię i kulturę. (...) Łemko był, jest i pozostanie Łemkiem bez względu na to gdzie los każe mu żyć. Swoją narodowość wybiera sobie każdy według swojego sumienia i duszy. Łemkowszczyznę zaś po wsze czasy będzie uznawał za swą ziemię.
Jarosław Zwoliński
"...Mieszkam w nim od dwudziestu kilku lat i chciałabym zostać do końca. Choć nie mogę się nadziwić, co tu właściwie robię, w tej "ruskiej okolicy", na wysiedlonej Łemkowszczyźnie, wśród zrujnowanych cerkwi i zdziczałych sadów, cmentarzy z pierwszej wojny światowej i czarnych kiwonów - jedynych śladów po zapomnianym naftowym imperium - wśród cudzych chałup i cudzych rzeczy, w cudzym pejzażu podpierającym niskie niebo. Dziecko żydowsko - polskie z tak zwanej inteligenckiej rodziny "inteligencja pracująca", mówiono w tamtych czasach, dziewczyna z warszawskiego Nowego Świata i okolic, panna do spodu miejska, jak wieś, to tylko wakacje albo wczasy pod gruszą, przecież się tam zanudzisz i uciekniesz, a gdzie kino, gdzie teatr, gdzie koncert, mówili znajomi, którzy zawsze wiedzą lepiej, gdzie kawiarnia i wystawa, gdzie kariera naukowa albo choć jakaś praca. I przecież ty w ogóle nie znasz wsi, oziminy od jarego nie odróżnisz, w piecu nie napalisz. Tak, wiem, trudno to wszystkim racjonalnie wytłumaczyć..." str 21
Zacznę od początku, czyli od okładki.
Niezwykła prostota i minimalizm, kolor zielony i te wytłoczone domki i drzewa bardzo oszczędnie umieszczone, kontrast zieleni z bielą z danymi autorki i tytuł, który oddaje zawartość treści. Zdjęcia zamieszczone w książce oddają klimat opuszczenia, ruiny, bezdomności...ja bym pokusiła się o kolor sepii lub czarnej szarości z nostalgią, ciepłem ale też przemijaniem i dekadencja dawnego świata.
Beskid Niski odtworzony przez Monikę Sznajderman to spowity mgłą snu i zapomnienia, świat dawno unicestwiony, świat, którego nie ma, strawiony, strzaskany, idąc dalej nasuwają się inne synonimy : rozsadzony, rozwalony, wyburzony, wysadzony, wysiudany, zburzony, zdemolowany, zdetonowany, zniesiony, zniszczony i tak naprawdę przy tym zdziczałym, osieroconym krajobrazie pomiędzy kapliczkami, cerkwiami, zagrodami panujące wyludnienie, opustoszenie, wymarcie...
Łemkowie grupa etniczna zasiedlająca obszar Karpat od rzek Osławy i Laborcy po wschodnią dolinę Popradu, która ukształtowała oryginalną kulturę duchową i materialną...brutalnie przerwana historia wydarzeniami II wojny światowej i "Akcją Wisła". Przenosimy się w czasie za sprawą mapy, granica i obszar Łemków otwiera przed nami pięknie brzmiące, choć już istniejące /nieistniejące wsie (Ziemia Gorlicka) : Radocyny, Nieznajowa, Rozstajne, Radoszyce, Czeremcha, Duszatyn i wiele innych...
"...Gdy wspinam się łąką na grzbiet Mareszki, bolą mnie nogi, leżąc w łóżku, mogę przywołać to doświadczenie. Wiem, w którym jarze mieszkają sarny i gdzie najmocniej pachną macierzanka, lebiodka i mięta - dokądkolwiek jadę, zabieram te zapachy ze sobą. Wiem, gdzie rośnie ptasia wiśnia, zwana trześnią, i jaki smak mają owoce. Wiem, jak budzi się wieś i z której strony dobiega wieczorne ryczenie krów. Odróżniam szczekanie psów. I beczenie nowo narodzonych jagniąt na wiosnę. Moje ucho nieomylnie wychwytuje każdy niecodzienny dźwięk, oko obraz, nos zapach. Wiem, gdzie tryskają źródła, gdzie rosną kaczeńce i pałki i gdzie ziemia jest stale podmokła, a gdzie sucha jak pieprz.
Lubię włóczyć się późną jesienią po dolinach, opustoszałych, zarośniętych, wśród śladów po życiu,które minęło. Rozglądam się, nasłuchuję, lekko napięta czujnie rejestruję każdy dźwięk, zapach i ruch, trzaśnięcie gałązki gdzieś w lesie, skrzek srok, nieopodal, grzybową woń mokrej buczyny. Ziemia, choć kamienista, jest tu też gliniasta i błotnista, moje buty odciskają w niej ślad. Gdy idę wzdłuż potoku, brodząc w liściach, przeskakując nad..."
Na czym polega istota zamieszkania w takim miejscu...pierwotność, do której się wraca, do zapachu pieczonego chleba, suszonych grzybów i jabłek, w chałupie bez prądu i kontaktu ze światem...przypominam sobie moją wyprawę na Festiwal InNowica oraz enklawę mazi w wsi Łosie, po której zostały zagrody.
Pusty las nie jest pusty...autorka z estymą nadała mu wymiar ludzki, pełen tabliczek z imionami i nazwiskami, otworzyła przed nami archiwa, księgi parafialne, meldunkowe, nagrobki, otworzyła drzwi z pętlą czasu ludzkiej pamięci, zabierając do zagród, życia Łemków, Polaków, Żydów, Ukraińców.
Autorka zamieszkała na dawnych terenach Łemkowszczyzny, poznała historię, ludzi, tożsamość i złożyła hołd "jednostce ludzkiej pustego lasu".
Ciekawość, mistycyzm, ta cisza prowadzi nas do dawnych, już dzisiaj nieistniejących wsi, te miejsca otwierają przed nami historię i miejsca. Dawne wsie, doliny, o dawnych mieszkańcach przypomina łemkowskie cmentarze, cerkwie, przydrożne krzyże czy smolarze wypalający węgiel drzewny (Długie), budynek starej szkoły 1912 rok ( Radocyna), pomnik ofiar Thalerhofu (Czarne), pomnik ku pamięci polskich lotników poległych w 1944 w Banicy, symboliczna kapliczka - dzwonnica wybudowana w 2007 roku upamiętniająca mieszkańców Regietowa Wyżnego.
Polecam doskonała pozycja, przed lekturą miałam okazję być na wycieczce i poczuć klimat Beskidu Niskiego.
A Łemkowie są, mają swoją, te właśnie rusińsko-karpacką historię i kulturę. (...) Łemko był, jest i pozostanie Łemkiem bez względu na to gdzie los każe mu żyć. Swoją narodowość wybiera sobie każdy według swojego sumienia i duszy. Łemkowszczyznę zaś po wsze czasy będzie uznawał za swą ziemię.
Jarosław Zwoliński
"...Mieszkam w nim od dwudziestu kilku lat i chciałabym...
2019
"...Na zewnątrz mróz i wiatr, a pod puchowymi kurtkami gotuje się krew..."
Na szczycie najwyższych gór, na dachu świata odważne wojowniczki w otoczce błękitu nieba i chmur...
Mariusz Sepioło podjął się ważnego tematu pomnika - ikony, którego fundamenty pod polski i światowy himalaizm budowały kobiety.
Od zarania dziejów ludzkich świat należał do zdobywców - pionierów - mężczyzn, wyzwania zarezerwowano dla jednej płci...
Zmagania dam z hermetycznym środowiskiem, męskim szowinizmem, zapraszaniem do mieszanych zespołów, w celu pokazania, że tam na wysokościach dama w opałach może się znaleźć i bez męskiego ramienia nie ruszy...
Wszystko zaczyna się statystycznie od skałek, często w Tatrach, okres licealny, szara rzeczywistość socjalizmu...i rodzące się dziewczyny z potencjałem...
Kruger - Syrokomska
Okopińska
Miodowicz - Wolf
Rutkiewicz
Bednarz
Panejko - Pankiewicz
Piotrowicz
Barańska
Bielecka
Czaplicka
Dzik
Składowska
Jurewicz
Bukowicka
Dziewczyny, kobiety, które pokochały góry i wspinaczkę wysokogórską, które znalazły tam swój azyl i miejsce, które gdy raz stanęły na szczytach Himalajów, nie mogły zapomnieć tego widoku i postanowiły wracać...Czeka wciąż czternaście ośmiotysięczników...
Miały, mają mężów, dzieci, niektóre z tych rodzin są osierocone, niektóre nie wróciły i pozostały tam, niektóre wróciły i zmieniły swoje życie, choć nigdy gór i wielkiej pasji nie porzuciły, znalazły inne zaspokojenie.
Książka stanowi hołd dla kobiet, które niczym pionierki przetarły nowe szlaki, wejścia zimowe, nowe ściany, zapłaciły najwyższą cenę za swoją pasję.
Małe kompendium wiedzy o Wielkich Kobietach, bardzo prosty i przystępny język, każdy rozdział zatytułowany jest cechą charakteru odważnej taterniczki - alpinistki - himalaistki. Książka stanowi bazę wyjściową do literatury osobnej, poświęconej każdej z niezwykłych dziewczyn - kobiet, które odważyły się determinacją, cechami charakteru, kobiecością, cząstką siebie, fragmentem życia zawalczyć o niebo...
"...Na zewnątrz mróz i wiatr, a pod puchowymi kurtkami gotuje się krew..."
Na szczycie najwyższych gór, na dachu świata odważne wojowniczki w otoczce błękitu nieba i chmur...
Mariusz Sepioło podjął się ważnego tematu pomnika - ikony, którego fundamenty pod polski i światowy himalaizm budowały kobiety.
Od zarania dziejów ludzkich świat należał do zdobywców - pionierów -...
2019-12-09
Niezwykle mozaikowy obraz Turcji wprowadza nas nasycona barwami okładka, od bieli poprzez odcienie błękitno - kobaltowe, z nieznaczną czerwienią, zielenią, żółcią...W orientalnym klimacie, tysiąca kilometrów, zaczynamy sączyć aromatyczną herbatę mocną i słodką ze szklaneczki w kształcie tulipana...Dawne Imperium Osmańskie, w każdym mieście jest meczet, i są historie z polską związane, z kobietami, z serialami, stereotypami, z męskim światem, "z honorem", który jest traktowany wg. własnego kodeksu, z osobistymi przeżyciami i doświadczeniami, fascynacjami, kontrasty uderzają w nas, czyniąc ten świat wielopłaszczyznowy, zbrodnią, miłością, samotnością i pionierami, którzy karczują i ulepszają egzystencję, w której komercja, konsumpcjonizm walczy z tradycją.
Wzruszenie, łzy kontra komizm sytuacyjny.
Czyta się jednym tchem.
Niezwykle mozaikowy obraz Turcji wprowadza nas nasycona barwami okładka, od bieli poprzez odcienie błękitno - kobaltowe, z nieznaczną czerwienią, zielenią, żółcią...W orientalnym klimacie, tysiąca kilometrów, zaczynamy sączyć aromatyczną herbatę mocną i słodką ze szklaneczki w kształcie tulipana...Dawne Imperium Osmańskie, w każdym mieście jest meczet, i są historie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-16
„...Okazało się, że pasja zmienia na zawsze. Możesz już nie chodzić po bagnach i lasach, ale twój wzrok zawsze przykuje przelatujący dzięcioł. Nigdy nie pozostaniesz obojętny na połyskliwe piękno pierwszych wiosennych szpaków. Zawsze przystaniesz na dźwięk nieznajomego śpiewu. Nigdy nie przestaniesz obserwować...”
"...Człowiek chroni się przed myślą, że zwierzęta czują. I że te uczucia są w jakiś sposób podobne do jego własnych..."
Stanisław Łubieński zaprasza nas do świata swojej pasji, którą stała się ornitologia. Świat ptaków zobaczymy oczami przyrodnika i humanisty. Refleksję wtapia się w piękno natury i muska sztukę, poezję, literaturę, muzykę oraz społeczno - polityczno - ekonomiczne zagadnienia. Poetycka narracja zabiera nas w Mickowiczowski etos, klucz żurawi przywołuje pędzel Józefa Chełmońskiego, François Mitterrandem i Jamesem Bondem, wspomnienia o taterniku Eugeniuszu Janocie przywołują bocianie gniazda, a obserwacja jaskółczych piskląt, przeistacza w gawędę o XVI wiecznym arcybiskupie, Olausie Magnusie i cesarzu niemieckim Fryderyku II o teoriach migracji. Co ciekawe, że pierwszy dowód ptasich wędrówek został zaobserwowany w 1250 roku za sprawą jaskółki, którą cystersi obciążyli pergaminem przy nóżce, podobno ptaszek wrócił z wiadomością z Azji. Pewien szlachcic z Polski zawiesił bocianowi tabliczkę z napisem: "Haec ciconia ex-Polonia". Wiosną przyszła odpowiedź: "India cum donis remittit ciconiam Polonis"
"...Gatunki migrujące nocą orientują się na podstawie rozmieszczenia gwiazd. Tak podróżują na przykład gęsi i drozdy. W ciągu dnia zatrzymują się na odpoczynek i żerowanie. W pochmurne noce przerywają wędrówkę. Ptaki lecące w ciągu dnia korygują kierunek na podstawie ruchu słońca na horyzoncie. Ich mózgi dokonują bezwiednie skomplikowanych obliczeń, bo przecież niewielkie odchylenie od kursu oznaczałoby minięcie się z celem o setki kilometrów. Niektóreptaki rozpoznają z powietrza charakterystyczne punkty i trafiają na miejsc ze zdumiewającą dokładnością.(...)Rudziki - ptaki bezbłędnie wybierały kierunek wędrówki, nawet gdy nie widziały nad sobą rozgwieżdżonego nieba. Nasuwało się podejrzenie, że w jakiś sposób wyczuwają bieguny magnetyczne ziemi.(...) To, w jaki sposób ptaki reagują na pole magnetyczne, wciąż nie jest całkowicie wyjaśnione. Przyjmuje się, że pewną rolę odgrywają w tym mikroskopijne kryształki magnetytu umieszczone w okolicach nozdrzy..."
"...Ptasi śpiew inspirował zresztą ludzi wszystkich epok. Próbowano go zapisywać za pomocą nut, znaków alfabetu, wymyślnych diagramów.(...) Słynna anegdota mówi, że początek "V Symfonii" podpowiedział Beethovenowi usłyszany gdzieś ortolan. Vivaldi napisał "Szczygła" - koncert na flet poprzeczny. Olivier Messiaen z ptasiego koncertu usłyszanego w czasie porannej warty w okopach II wojny światowej stworzył "Kwartet na koniec czasu". Utwór miał premierę 15 stycznia 1941 roku w stalagu VIII A w Zgorzelcu, do którego trafił kompozytor.(...) Niezmiennie zachwycają polifoniczne pieśni Clementa Jannequina z pierwszej połowy XVI wieku,(...)rozbrzmiewają głosy ptaków. Najbardziej znana pieśń - Le chant des oiseaux - opiewa cud przebudzenia wiosennej przyrody. Szczęście i radość wlewają się w nasze serca za sprawą głosu drozda śpiewaka, słowika, a także "zdrajczyni" kukułki. Wykonawcy naśladują w pieśni ptasie trele, klaskania, gwizdy i kwilenia: "(...) Frian, frian, frian, frian, frian, frian, frian, frian, ticun, ticun, ticun, ticun, ticun, ticun, qui la ra, qui la ra, qui la ra, huit, huit, huit, huit, huit, huit, huit, huit, huit(...)"
Nie sposób nie wspomnieć o ptakach Alfreda Hitchcocka.
"..."Ptaki" Alfreda Hitchcocka to jeden z niewielu filmów, w których ptaki dostały liczącą się rolę. Szkoda tylko, że raczej negatywną. Aby uzyskać realistyczny efekt, w czasie jednej ze scen ekipa rzucała w Tippi Hendren żywymi ptakami. Po tygodniu zdjęcia trzeba było przerwać, żeby aktorka mogła dojść do siebie. Z dzisiejszej perspektywy narysowane na taśmie wrony nałożone na kadry z aktorami wydają się raczej komiczne. Podobnie zresztą wypchane eksponaty przyczepione do ubrań uciekających ludzi. A mimo to obraz wirujacego stada irracjonalnego żywiołu jest bardzo sugestywne. Zapisuje się gdzieś w podświadomości i nikt, kto widział "Ptaki", nie spojrzy beznamiętnie na posępne, kraczące kotłowaniny gawronów i kawek. Albo na zlatujące się o zmierzchu, wielotysięczne stada szpaków, które napełniają wieczorną ciszę jazgotem i niepokojem. W "Ptakach" napastnikami nie są drapieżniki, maszyny do zabijania z ostrymi jak brzytwa szponami. Zagrożenie ma przerażająco znajome i niewinne oblicze. W filmie Hitchcocka ludzi atakują stadne ptaki żyjące obok nas - mewy, wrony, wróble, szpaki..."
Pasja ptasiarza i ornitologa ma swoje plusy i minusy, to estetyczny spacer,który możemy zacząć we własnym otoczeniu,otwierając okno, stojąc na balkonie, spoglądać tam, gdzie wzrok nie sięga, przedzierać się przez trawy, gąszcze, tatarak, podpływanie do mało dostępnych miejsc, trwać w ciszy...
Z narażeniem życia zatrzymywać gwałtownie samochód, po jednym dźwięku ptasiego trela, po nierównościach i wyboistych drogach, gdy z zadartą głową idziemy nie patrząc przed siebie...Gdy wkrada się w spokojna pasję ptasiarza - ornitologa pierwiastek rywalizacji, i zaczyna się lista osiągnięć, by zamienić życie w codzienną obserwację. "...Każe stać w zacinającym piaskiem sztormem na wydmie albo zmusza do wchodzenia po pas w lodowate wiosenne bagno. Wieść o rzadkim ptaku, który zjawił się na drugim końcu Polski, może doprowadzić do przerwania rodzinnych wakacji..."
Podróż Łubieńskiego jest pasjonującym i fascynującym reportażem w lokalnej społeczności, okrytej skrawkiem natury i lasem, estetycznym spojrzeniem i dźwiękiem, który opowiada najpiękniejszą historię, w którą jesteśmy wpisani, tworząc wspólną przestrzeń i symbiozę natury.
„...Okazało się, że pasja zmienia na zawsze. Możesz już nie chodzić po bagnach i lasach, ale twój wzrok zawsze przykuje przelatujący dzięcioł. Nigdy nie pozostaniesz obojętny na połyskliwe piękno pierwszych wiosennych szpaków. Zawsze przystaniesz na dźwięk nieznajomego śpiewu. Nigdy nie przestaniesz obserwować...”
"...Człowiek chroni się przed myślą, że zwierzęta czują. I...
2019-12-27
Dziś historia niezwykłej Polki, której zaangażowanie w sprawy Polski dojrzewało z wiekiem, by stać w szeregu największych postaci historycznych i być Wielką Kobietą swojej epoki. Arystokratka, uwodzicielka, skandalistka, matka, patriotka, mecenaska sztuki, autorki podręczników, poradników i dziennika podróży.
Epoka księżnej Izabeli Czartoryskiej to oświecenie i libertynizm i podróże, w trakcie, których dokonywano na bieżąco zapisu przebiegu i wrażeń z podróży.
Przenosimy się w czasoprzestrzeni 203 lata do roku 1816, Puławy i niezwykle okazała rezydencja, której rys architektoniczny z barokiem, rokokiem, neogotykiem i wystrojem klasycystycznym do dzisiaj podziwiać możemy i zawdzięczamy to rodom magnackim Lubomirskim, Sieniawskim i Czartoryskim.
Przez 100 lat, od roku 1731 do 1831, Puławy należały do Czartoryskich, którzy uczynili z nich jedną z najwspanialszych rezydencji na polskich ziemiach.
Świątynia Sybilli w 1801 roku staje się pierwszym muzeum w Polsce, to tutaj "Damę z gronostajem" Leonarda da Vinci, "Portret młodzieńca" Rafaela, (zaginiony obraz po II wojnie światowej i wciąż nowe hipotezy powstają), "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta można było oglądać.
Niezwykły rozkwit rezydencji Czartoryskich, stworzenie centrum sztuki i kultury, i życia społeczno - politycznego nadając miejscu nazwę "Polskie Ateny".
W 1816 roku Izabela Czartoryska jest siedemdziesięcioletnią kobietą, którą przypadłości podeszłego wieku skłaniają do niedalekiej podróży do uzdrowiska.
(współczesne rówieśniczki pewnie seriale oglądają, lub pod literą "P" promocja szukają okazji lub z balkonikiem biegają, lub Uniwersytet Trzeciego Wieku zasilają)
"...Ból nogi jest dla mnie nieszczęściem, ponieważ pędząc z upodobania życie na wsi namiętnie lubię dalekie spacery. Oto powód, dla którego postanowiłam udać się do wód w Cieplicach na Śląsku. wybrałam tę miejscowość również ze względu na bliskie sąsiedztwo, dzięki czemu będę mogła wrócić prędzej do domu..."
30 czerwca opuszczamy Puławy i udajemy się do Zwolenia, w kościele parafialnym pw. Podwyższenia Krzyża Świętego z XVI wieku, w podziemiach spoczywają szczątki Jana Kochanowskiego, dodatkowo możemy w dzienniku zobaczyć ilustrację nagrobku wg. rys. Z. Vogla.(ta cześć nasuwa mi skojarzenie z E.A. Poe)
Wieczorem księżna ze świtą swa przybyła do Radomia i tak podsumowuje:
"...okolica tu uprawna, zaś miasteczko Radom to jednocześnie obraz naszych nieszczęść i wysiłków zmierzających do wydobycia się z nich. Ruiny są liczne, lecz widać postęp w naprawie i odbudowie; działa tutaj Instytut Dobroczynności, jest też dobra oberża. Katedra pochodząca z początku XIV wieku została silnie uszkodzona przez Austriaków..."
Dzisiaj księżna nie poznałaby tego miasta, a przy okazji mogłaby zobaczyć prace Jacka Malczewskiego z okazji 90. rocznicy śmierci malarza - "Moja dusza. Oblicza kobiet w twórczości Jacka Malczewskiego".
Dalsza droga przed nami i oto wyłania się pałac w stylu klasycystycznym w Białaczowie, który należał do marszałka Sejmu Czteroletniego, Stanisława Małachowskiego, zwanym też Arystydesem polskim.
Świetność pałacu minęła...co nie przeszkodziło Pawłowi Pawlikowskiemu wykorzystać plener i kompleks pałacowy do filmy "Zimna wojna" z 2018 roku z nominacją oskarową, a muzycy nagrali tu oberka opoczyńskiego.
Dalej Sulejów, Mzurki z pewną panną krzywą i garbatą, która udawała damę na pewnej wsi a podobna; "...była do czarownicy w wełnianej, pąsowej sukni, z ogromnymi ustami i olbrzymią koafiurą na głowie..."
We wzruszający sposób opisuje proboszcza Naramnicy, schorowanego Francuza, który przybył do Polski w czasie rewolucji francuskiej, zatrudniając się jako nauczyciel u wielkopolskiego obywatela,( który szybko umarł i nie uiścił zapłaty, spadkobierca zaproponował w rozliczeniu ekwiwalent, czyli nędzne probostwo):
"O kilka kroków ode mnie zauważyłam przechodzącego mężczyznę w szlafroku z obwiązaną głową. Jego wychudła i blada twarz zdradzała cierpienie. Przeszedł jak cień, wszedł wolnym krokiem na podwórze i zniknął."
Z Naramnicy udajemy się do Wieruszowa, gdzie była granica.
W 1793 roku w wyniku II rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów miasto Wieruszów zostało włączone do Królestwa Prus. W 1815 roku podczas kongresu wiedeńskiego zaborcy wytyczyli na rzece Prośnie i Niesobie granicę Prus i autonomicznego Królestwa Polskiego pozostającego pod zależnością Imperium Rosyjskiego. W ten sposób położony w województwie kaliskim Wieruszów stał się polskim miastem granicznym, zaś jego zachodnie przedmieście, zwane Podzamczem, znalazło się w Wielkim Księstwie Poznańskim Królestwa Prus i otrzymało później nazwę Wilhelmsbrück.
W 1816 roku Wieruszów na kilkadziesiąt lat został miastem powiatowym. W okresie powstania listopadowego i styczniowego przez miasto były organizowane przerzuty broni i emisariuszy. Mimo miejskiego charakteru, w 1870 roku Wieruszów utracił prawa miejskie.
W 1918 r. miejscowość wróciła do odrodzonej Rzeczypospolitej Polskiej, a w 1919 r. Wieruszów odzyskał prawa miejskie. W 1919 roku uszkodzony został przez oddziały Grenzschutzu zamek wieruszowski.
Przed nami Oleśnica i zamek renesansowy, wzniesiona w miejscu gotyckiej warowni z XIII wieku. Siedziba książąt oleśnickich do XIX wieku.
Wrocław przywitał jarmarcznym okresem, spektaklem w teatrze niemieckim, spotkaniem z księgarzem Kornem , podłą oberżą i kiepskim obiadem.
W Osobowicach przyjął świtę księżnej została przyjęta przez Korna.
"...Jego żona przyjeła nas z naturalną swobodą i uprzejmością. Gdy prowadziła nas do salonu, słowo "superbe" nie schodziło z ust jej męża. Dom, pokój, mieszkanie, obiad, owoce, żonę, syna, krowy, masło - słowem wszystko określał mianem "superbe". Deszcz tylko przeszkodził nam obejrzeć sto innych wspaniałych rzeczy, jak oznajmił Korn, lecz powetowaliśmy to sobie obecnością pani domu, osoby bardzo miłej, rozsądnej, zrównoważonej i interesującej. Korn jest zadowolony z siebie, z tego co posiada i nie troszczy się o resztę. Stwierdziłam, że byli to najszczęśliwsi ludzie na świecie..."
Kolejny cytat.
"...6 lipca wyjechaliśmy po śniadaniu. Na drugiej stacji pocztowej w uroczej okolicy ujrzeliśmy na świeżo skoszonej łące tłum wieśniaków i wieśniaczek porządnie i czysto ubranych, stojących w grupkach. Raczyli się chłodnikami i bawili się przy muzyce. Nasi pocztowi zatrzymali się i dowiedzieliśmy się, że dzień ten każdego roku był dniem zabawy i odpoczynku. Nazywano go świętem kura; w ogólnej zabawie brały udział sąsiadujące ze sobą wsie. Osią zainteresowania był kur umieszczony na szczycie słupa - trzeba go było dosięgnąć kijem, mając zawiązane oczy. Każde potknięcie zdwajało radość i śmiechy. Podczas zabawy spożywano posiłki, pito i tańczono przy skocznej muzyce.(...)Wszystko to odbyło się w bardzo pięknej i roześmianej okolicy, a wyjątkowa szczerość, radość i wesele było świadectwem oczywistego dobrobytu i dobrego samopoczucia. Całe to otoczenie napełniło mnie rodzajem wewnętrznego uszczęśliwienia, którego doznaję, ilekroć widzę ludzi szczęśliwych i zadowolonych..."
Ze Świdnicy kierujemy się w pięknie wyłaniające się Karkonosze.
"...Najwyższe szczyty, pokryte śniegiem, stanowią tło obrazu; mniej wyniosłe zaś porośnięte cisami, świerkami i innymi drzewami, bardziej złożone, przedstawiają wspaniały widok; wśród tego stare, w większości gotyckie zamki skłaniają do marzenia i zadumy. W jednej chwili wyobraźnia kojarzy obrazy i wspomnienia, oczy zaś, zatrzymując się na pomnikach przeszłości, szukają osób i zdarzeń, które kiedyś tam miały miejsce. Książ przedstawia jeden z najpiękniejszych widoków. Zamek, chociaż bardzo stary, jest zamieszkały przez właściciela; do zainteresowania więc, jakie wzbudza jego starożytność, dołącza się przyjemność oglądania wnętrza zajmowanego przez nadzwyczaj gościnną rodzinę..."
W Kamiennej Górze ponoć podają wyśmienite pstrągi, ale największą atrakcją była szara papuga księżnej, wzbudziła u miejscowej ludności ogromne zainteresowanie ale i niezły popłoch, gdy zaczęli uciekać, bo zamiast czystej mowy ptaszysko zaczęło nieludzko wrzeszczeć.
Wkrótce, z towarzyszącą jej świtą (wychowanka i ulubienica Zosia Matuszewiczówna, rezydentka Puław pani Neuvillowa i jej córka Lila, lekarz - doktor Khittle oraz kucharczyk i kilka kobiet służebnych)) księżna dociera do Cieplic i zajmuje kwaterę, która z początku nie przypada jej do gustu. Jednak po kilku dniach przystosuje się do istniejących warunków i wkrótce porzuca myśl o przeniesieniu się w inne miejsce:
"...Po przybyciu prawie w nocy do Cieplic nie byliśmy zbyt zadowoleni z naszego locum - znajdowało się na uboczu, pokoje były małe i nadzwyczaj niskie, bez łóżek i mebli też niewiele. Poszliśmy spać w złych humorach.(...) Nazajutrz nadal czyniliśmy smutne uwagi nad nieszczęśliwym położeniem naszej siedziby, powoli jednak urządziliśmy się i humory się poprawiły. Zrezygnowałam u siebie z jednego okna, położyłam jeden na drugim dwa sienniki, nakryłam je piękną narzutą i - miałam zadowalające łoże. Vis a vis - kanapka i trzy krzesła, bliżej okna moje biurko, na którym leżały pióra, nożyki, pieczątki, papiery i wszystkie przybory. Przy drugim oknie, ozdobionym przeze mnie doniczką z kwiatami - krzesło i stoliczek tworzyły cabinet de lecture. Za krzesłem stała ciężka komoda z trzema szufladami, gdzie złożyłam parę sukien, dwa okropne robdeszany (podomki), trzy czy cztery czepki i dwa kapelusze. Na komodzie klatka z papugą i miniaturka zwierciadła między oknami. Pokój, w którym mieściło się to wszystko, miał siedem kroków długości, a mniej niż pięć był szeroki. Co do wysokości - Khittel (lekarz) głową sięgał prawie sufitu.(...) Zgodziliśmy się, że to okropnie smutny dom i niezbyt fortunnie wybrany na mieszkanie - chcieliśmy się wyprowadzić. (...) Po kilku dniach przywykliśmy do tego wszystkiego. Sypialiśmy doskonale, jadaliśmy dobrze, spacery były urocze, a ludzie tacy dobrzy..."
Uzdrowisko w Cieplicach leczy reumatyzm księżnej, chętnie oddaje się kąpielom. Na miejscu korzysta z różnych środków transportu wspomniany dyliżans przy większych odległościach (w 1778 roku Kotlina Jeleniogórska uzyskała połączenie dyliżansowe przez Kamienną Górę i Świdnicę z Wrocławiem), powóz - przy nieco mniejszych i lektyka - przy tych najmniejszych. Zwiedzanie gór w lektyce było wówczas dość rozpowszechnioną formą "wędrowania", protoplaści przyszłych przewodników czy tragarzy. Księżna zwiedza okoliczne atrakcje architektoniczne np. opactwo w Bukowcu (w rzeczywistości to krypta) czy zamki, jak Chojnik:
"...Aby się tam dostać, należy dojechać powozem do oberży we wsi u podnóża góry, gdzie czekają tragarze z lektykami. Byłyśmy cztery kobiety, wzięłyśmy więc tragarzy, mężczyźni zaś poszli z przewodnikiem pieszo. Olbrzymie skały, porośnięte drzewami, których korzenie czepiają się niepożytych masywów lub wiją się wśród szczelin i mchu pokrywającego głazy, sprawiały wrażenie dziwaczne i zdumiewające zarazem. Na każdym zakręcie otwierały się wspaniałe widoki i pejzaże z całym przepychem Natury.(...) Najbardziej działają na wyobraźnię stare mury z XIII wieku otaczające zamek, przez ten mur podobno kazała księżniczka Kunegunda skakać konno rycerzom, ubiegającym się o jej rękę.(...) Mimo że zupełnie nie wierzyłam w prawdziwość tej historii, oczy utkwiłam w murze, usiłując znaleźć jakiś ślad okrucieństwa dziewicy lub szaleństwa rycerzy, powolnych niedorzecznemu kaprysowi. Po obejrzeniu ruin podziwialiśmy rozległe, zachwycające widoki: miasta, wioski, lasy, łąki i góry urozmaicały bogactwo krajobrazu. Potem zeszliśmy do stóp zamku, aby się napić herbaty, mleka i chłodników.(...) Przyniesiono księgę, gdzie każdy umieszcza swe nazwisko.(...) Zosia (...) znalazła na jednej ze stron u góry nazwisko mojej córki i syna. Odczytałam chciwie ich podpisy i umieściłam poniżej słowa, jakimi mnie natchnęły: "Cóż za szczęście oglądać ich pismo. Boże, zachowaj ich w swojej opiece". Gdy kończyłam, jedna łza spadła na imię Marysi. Zamknęłam księgę (...) Miałam głowę, serce i duszę przepełnione wspomnieniem dzieci i wydało mi się, że słyszę ich głosy. Przed chwilą widziałam imiona wypisane ich ręką i wrażenie trwało dalej..."
Śnieżne Kotły, Grodna, wodospady Szklarki i Kamieńczyka:
"...Olbrzymie skały najrozmaitszych kształtów, porośnięte drzewami, krzewami i mchem, stawiają przed oczyma wyobraźni okazałe zamki, wieże czy mury gładkie, pochyłe i groźne. Wśród tych skalnych masywów leci z hukiem potok na tkwiące głęboko w przepaści szczątki opoki wśród tego wąska ścieżka, którą przechodzimy, biegnie czasem przez skały, czasem przez wodę czy też po chwiejnych, lecz niezawodnych mostkach: dodaje to romantyczności temu imponującemu obrazowi. Tak dotarliśmy do Szklarki, która spada z wysokości 30 stóp na żywą skałę. (...) Nie umiem powiedzieć, co się działo ze mną u stóp wodospadu wśród olbrzymich skał. Widok pięknej przyrody zwraca zawsze myśli moje ku Bogu; zapominam przez chwilę, gdzie jestem, wydaje mi się, że przebywam w jakimś świecie idealnym i jestem przekonana, że gdybym nie wylała z emocji kilku łez - udusiłabym się..."
"Śnieżne Kotły, czyli Śnieżne Doły (...) to głębokie na 200 stóp przepaście o ścianach stromo spadających w głąb, wypełnione niemal zawsze śniegiem. (...) W pobliżu odwiecznych śniegów, przez całe wieki gromadzących się w przepaściach, można dostrzec najpiękniejszą zieleń i wspaniałe kwiaty, których nigdzie indziej nie widziałam. Świeża zieleń z jednej strony i widok ciemnej przepaści z drugiej - oto obraz życia i przeznaczenia człowieka. Często po dniach pogodnych, radosnych, pełnych zadowolenia, przyjemności i uśmiechów przychodzi wielki smutek; często kwiaty błyszczą na skraju przepaści w którą nas strąca dotkliwy ból i strata. Oszołomieni wspaniałym widokiem ruszyliśmy dalej, aby obejrzeć źródła i wodospady Łaby już po stronie czeskiej.(...) Wodospad Łaby spada z dość wysoka, nie wzbudza jednak takiego podziwu jak Kamieńczyk czy Szklarka, gdyż położony blisko źródeł ma za mało wody...".
Dziennik podróży jest niewielką książeczką, która udokumentowała epokę niezwykłej kobiety Izabeli Czartoryskiej. Intymny, kameralny i wzruszający opis podróży, doskonałej i doświadczonej obserwatorki, wysoka klasa i kultura, sportretowanie społeczno - ekonomiczno - polityczno - kulturalnego obrazu społecznego, wyważenie w opiniach z akcentowaniem poczucia humoru ale też kpina i sarkazm wyłania się subtelnie i poetycko w cudownych opisach natury i zjawisk.
"...Wszystko przemija szybko, najszybciej zaś szczęście..."
Dziś historia niezwykłej Polki, której zaangażowanie w sprawy Polski dojrzewało z wiekiem, by stać w szeregu największych postaci historycznych i być Wielką Kobietą swojej epoki. Arystokratka, uwodzicielka, skandalistka, matka, patriotka, mecenaska sztuki, autorki podręczników, poradników i dziennika podróży.
Epoka księżnej Izabeli Czartoryskiej to oświecenie i libertynizm...
"...Mój brat otrzymał nominację na sekretarza Terytorium Newady; był to urząd świetny, skupiający w sobie obowiązki i honory skarbnika, kontrolera generalnego, sekretarza stanowego i urzędującego gubernatora w nieobecności tego ostatniego. Pensja wynosząca tysiąc osiemset dolarów rocznie i tytuł "pana sekretarza" przydawały temu zaszczytnemu stanowisku wspaniałości imponującej i oszołamiającej. Byłem młody i głupi, więc zazdrościłem bratu. Zazdrościłem mu pozycji i finansowego splendoru, a zwłaszcza zazdrościłem mu podróży, długiej i niezwykłej, jaka go czekała, i nowego, zdumiewającego świata, który miał poznać. Będzie podróżował! Nie wyjeżdżałem nigdy z rodzinnego miasta i samo słowo "podróż" posiadało dla mnie urzekający czar. Niebawem brat mój znajdzie się w odległości setek mil od domu, na wielkich preriach i równinach, wśród gór Dalekiego Zachodu, zobaczy bawoły i Indian, psy stepowe i antylopy, będzie miał mnóstwo najrozmaitszych przygód i kto wie, czy go nie powieszą albo nie oskalpują, a w ogóle będzie się bawił świetnie, będzie pisał o wszystkim do domu i zostanie bohaterem. Ponadto zobaczy kopalnie złota i srebra i któregoś dnia po południu, po skończonej pracy, pójdzie sobie na przechadzkę i znajdzie gdzieś na stoku wzgórza kilka szufel błyszczących bryłek złota i srebra. Z czasem stanie się bogaty, wróci do domu morzem i będzie tak obojętnie rozprawiał o San Francisco, zatoce i Pacyfiku, jak gdyby zobaczenie tych cudów było bagatelką..."
11 czerwca Hawajczycy obchodzili święto Kamehameha I (1758-1810), przywódca jednego z wielu królestw hawajskich, doprowadził do ich zjednoczenia w 1810 i został pierwszym królem Królestwa obejmującego cały archipelag. Założył dynastię panującą do 1874 roku (ostatnim władcą z tejże dynastii był Kamehameha V).
Przyczynił się do zakończył wojny domowe i wprowadził jednolite prawo. Był inicjatorem handlu z Europą i USA. W uznaniu jego zasług, jeden z jego następców, Kamehameha V, ustanowił dzień króla Kamehameha I.
Relację z ostatnich chwil życia i pogrzebu Kamehamehy I przytoczył Mark Twain w autobiograficznej powieści „Pod gołym niebem” i tak trafiłam na tę książkę.
Dziki Zachód z języka angielskiego Old West, Far West, Wild West. Popularne określenie zachodnich terenów Stanów Zjednoczonych, odnoszące się do okresu XIX i pierwszej dekady XX wieku.
Klimat Dzikiego Zachodu czuje się chyba najbardziej w Arizonie i Utah. Wysokie i rozległe góry, samotne czerwone ostańce, niesamowite kaniony, wielkie kaktusy, kaktusiki, droga rudym kurzem pokryta, toczące się kule biegaczy, które wciąż wiatr przemieszcza w terenie, małe osady ukryte w skałach lub na bezkresnych pustkowiach. Konne dyliżanse, samotni cowboye i wypasające się wielkie stada bydła.
Literaturą, a później filmem pojęcie Dzikiego Zachodu zawładneło niczym "gorączka złota" z gatunkiem westernu.
W szerszym sensie termin „Dziki Zachód” oznacza sytuacje nieprzestrzegania prawa, rządów przemocy, nieliczenia się z autorytetem władz przez indywidualne osoby lub grupy przestępcze.
Wsiadamy do dyliżansu i wybieramy się w autobiograficzną siedmioletnią podróż (1861-67), którą odbył młody Twain ze swoim bratem od St. Louis przez Nevadę, Kalifornię aż po Hawaje. Surowy krajobraz Ameryki, którą pionierzy przemierzali i odkrywali. Rdzenna ludność amerykańskiej rzeczywistości dzisiaj zamknięta w rezerwatach, w czasie tej podróży towarzyszy nam i m.in; Indianie Gaszoci, żyjący wysoko w Górach Skalistych o bardzo osobliwych i prymitywnych zwyczajach. Niestety nie znalazłam informacji i nie wiem, czy nie jest pomyłka w nazwie (Szoszoni). Ciekawie było w Utah u mormonów, poznać ich biblię czy poligamię. Strzelaniny, zabijające opowieści o podróżujących, grudki złota i kopalnie, amerykański sen o bogactwie i sukcesie, przyjaźnie, obyczaje, rodzące się legendy, przestępczość itd... Przygodowo - łotrzykowskie klimaty coltem i dużą dawką humoru okraszone, balansujące pomiędzy rzeczywistością a fantazją pisarza stanowi niezwykły koloryt tej opowieści, która zaczyna się w momencie gdy wsiadamy do dyliżansu i długo jeszcze po zakończeniu , gdy powoli rudy kurz opada zastanawiamy się czy był to sen czy mara...
"...Mój brat otrzymał nominację na sekretarza Terytorium Newady; był to urząd świetny, skupiający w sobie obowiązki i honory skarbnika, kontrolera generalnego, sekretarza stanowego i urzędującego gubernatora w nieobecności tego ostatniego. Pensja wynosząca tysiąc osiemset dolarów rocznie i tytuł "pana sekretarza" przydawały temu zaszczytnemu stanowisku wspaniałości...
więcej Pokaż mimo to