-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-01-28
2021-09-26
W 1811 roku Friedrich de la Motte Fouqué napisał jedną z najpiękniejszych niemieckich opowieści o Undine i rycerzu Huldebrandzie. Inspiracją była nordycka mitologia o rusałce, duchu wody Undine, która za miłość do śmiertelnika zapłaciła wysoką cenę, poznała ból egzystencjalny, miłość i cierpienie. Klątwa Undine dosięgła niewiernego kochanka...i wciąż dosięga, i wciąż fascynuje...
Motyw mitologicznej rusałki bardzo szybko przeniknął do sztuki,literatury i muzyki. Niemiecki przedstawiciel romantyzmu, kompozytor E.T.A. Hoffmann skomponował operę "Undine" w 1816 roku, a za nim poszli inni m.in; Czajkowski, Lortzing, Dvorak. Stanisław Moniuszko skomponował kantatę Wundyny (Nijoła) na podstawie poematu Anafielas Józefa Ignacego Kraszewskiego, inspirowanego mitologią litewską. Niezwykła ekspresja choreograficzna "Ondine" , skomponowana przez Cesare Pugni i choreografię Julesa Perrota w 1843 roku.
Muzyka klasyczna i współczesna znalazła pomost w słowiańskiej legendzie, „Ondyna”, preludium fortepianowe Claude'a Debussy'ego w latach 1911-1913
„Undine”, utwór 9 z albumu Once I was an Eagle autorstwa Laury Marling z roku 2013.
Literatura otworzyła Undine drzwi do prozy, poematu, autobiograficznych wątków czy młodzieżowej pozycji, ale i Adam Mickiewicz motyw ducha wodnego w "Świteziu", "Świteziance" zawarł, dramat "Balladyna" Juliusza Słowackiego oddaje postaci nimf, rusałek. Postać o imieniu Ondyna (córki Juana Avadoro) pojawia się także w powieści Jana Potockiego "Rękopis znaleziony w Saragossie".
Sztuka malarstwa i rzeźby dała ogromny ładunek emocji i formy i barwy m.in; "Undine i Huldbrand" , obraz Henry'ego Fuseli (1819-1822), "Ondine" obraz Paula Gauguina z roku 1889, "Ondine de Spa" rzeźba w Pouhon Pierre-le-Grand,
"Undine z harfą" , rzeźba Ludwiga Michaela von Schwanthalera z 1855 roku.
Romantyczny motyw i wpływ mitologi nordyckiej nie ominął X Muzy i kina. Powstało wiele adaptacji mniej i więcej inspirowanych "Undine" z 1811 roku, pierwszy film z tematyki nakręcono w 1916 roku i po drodze było kilkanaście produkcji niemieckich, amerykańskich i jedna z udziałem polskiej aktorki Alicji Bachledy - Curuś.
Ostatnia wersja mitologicznej rusałki z roku 2020 w reżyserii Christian Petzold z przewodnim muzycznym motywem, który zapada w pamięć i mocno identyfikuje / intensyfikuje się z tematem (wciąż mi towarzyszy po projekcji filmu) Concerto in d minor - BWV 974 Bacha. Współczesna rusałka jest przewodnikiem w muzeum w Berlinie. Berlin i jego urbanistyczno - architektoniczna przestrzeń staje się kanwą opowieści, która swą makietą opowiada o początkach miasta na bagnach, moczarach. Iluzoryczność wody i formy przewodniczki - świtezianki, surowość i oniryzm, koloryt lazurowy i skomplikowane relacje damsko - męskie stają się pomostem mitologiczno - współczesnym. XXI - wieczna Undine skrojona z elementów dwóch światów, współczesna, twarda, surowa, zasadnicza, realistycznie stąpająca po zmieni by tęsknotą, tkliwością, melancholią tkać pragnienia, które uzurpuje prawo uczciwej, partnerskiej relacji. Magiczny realizm nowoczesnej metropolii doskonale kontarastuje z kolorytem niebieskich odcieni i przepowiednią.
Paula Beer i Franz Rogowski doskonale wcielili się w postaci pół - mitologicznych wcieleń targanych emocjami, kontrastami i namiętnościami z ludzką egzystencją i meandrami pokrętnej natury duszy - umysłu.
W 1811 roku Friedrich de la Motte Fouqué napisał jedną z najpiękniejszych niemieckich opowieści o Undine i rycerzu Huldebrandzie. Inspiracją była nordycka mitologia o rusałce, duchu wody Undine, która za miłość do śmiertelnika zapłaciła wysoką cenę, poznała ból egzystencjalny, miłość i cierpienie. Klątwa Undine dosięgła niewiernego kochanka...i wciąż dosięga, i wciąż...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-03
Powieść powstała w 1878 roku i mogła się stać inspiracją dla "Lalki" B. Prusa i posągowo - zimnej arystokratki Izabeli Łęckiej - Ada i przekrój społeczny, nieporównywalnie "Lalka" to arcydzieło, ale też "Trędowatej" Mniszkówny czy "Rodziny Połanieckich" H. Sienkiewicza.
Józef Ignacy Kraszewski stworzył bardzo ciekawą literaturę z przekrojem psychologiczno - emocjonalnym głównej bohaterki Ady oraz kwestie nierówności społecznych oraz gamofobię i różnice wieku z odwróceniem , starsza kobieta i młody mężczyzna.
Główna bohaterka powieści to przedstawicielka znakomitego rodu z koneksjami królewskimi, doskonałe wykształcenie i maniery, powierzchowność atrakcyjna i świadomość, dojrzałość, wiek balzakowski na horyzoncie.
XIX wiek tak postrzegał rolę kobiety;
"...Kobieta to kwiat, kobieta to zero, kobieta to przedmiot nie obdarzony siłą samodzielnego ruchu. Nie ma dla niej ani szczęścia, ani chleba bez mężczyzny. Kobieta musi koniecznie uczepić się, w jakikolwiek sposób uczepić się mężczyzny, jeśli chce żyć...”
„..."Tygodnika Ilustrowanego”, w tekście z 1860 r. „Od kolebki – od ołtarza aż do grobu mężczyzna powinien przewodniczyć kobiecie, jego światło powinno kierować, jego ramię prowadzić ją przez życie pełne zasadzek i przepaści...”
Strach przed powiedzeniem sakramentalnego "tak", przed ślubem - Gamofobia.
XIX wiek ograniczał rolę kobiety do podporządkowania się woli rodziny, akceptacji przyszłego małżonka, ograniczeni praw do dziedziczenia, edukacji, praw
Lęk przed małżeństwem może mieć różne przyczyny. Można mieć trudności w podejmowaniu decyzji, można obawiać się konsekwencji własnego wyboru, można bać się zdrady i skrzywdzenia w przyszłości albo zbyt silnego zaangażowania w związek. Obawy przed ślubem wynikają z niedojrzałości emocjonalnej, zbyt silnego pragnienia szczęścia, traumy spowodowanej rozwodem rodziców ale też złym pożyciem małżeńskim, o przykrości doświadczonych w przypatrywaniu się toksycznemu związkowi, lęku przed nowymi obowiązkami albo spostrzegania partnera jako zagrażającego własnej niezależności i autonomii oraz naruszenia tradycji i mezaliansu, nierówności społecznej.
Historia Ady i Roberta jest jedną z tysiąca innych melodramatycznych opowieści o silnej i dumnej a jednocześnie jakże słabej kobiecie, która bojąc się, że jeśli pokocha, będzie szczęśliwa, to utraci swoją pozycję i stanie się poddana mężczyźnie, który jest młodszy i niższy stanem.
Schemat mechanizmów i zachowań psychologicznych głównej bohaterki autor bardzo skrupulatnie i treściwie ujął.
Niezrozumienie i nieumiejętność podjęcia partnerskiego związku prowadzi do tragicznych i zdeformowanych, irracjonalnych zachowań z niszczycielska siłą uczucia dwojga ludzi, którzy mogli oglądać horyzont światłymi umysłami.
Język archaiczny przeplatany makaronizmami łacińskimi, francuskimi, dobrze prezentuje się drugi plan postaci np. panna Hortensja.
Książka specyficzna i dość ciężka do czytania.
Powieść powstała w 1878 roku i mogła się stać inspiracją dla "Lalki" B. Prusa i posągowo - zimnej arystokratki Izabeli Łęckiej - Ada i przekrój społeczny, nieporównywalnie "Lalka" to arcydzieło, ale też "Trędowatej" Mniszkówny czy "Rodziny Połanieckich" H. Sienkiewicza.
Józef Ignacy Kraszewski stworzył bardzo ciekawą literaturę z przekrojem psychologiczno - emocjonalnym...
2020-03-28
Thomas Hardy zabiera nas w XIX wieczny wiktoriański świat, inny, może trochę nierzeczywisty, konserwatywny ze sztywnym gorsetem konwenansów, który trójka bohaterów próbuje poluzować.
Książka wydana w 1895 roku i od razu z rozgłosem, i skandalem dla pisarza, który zostaje odwołany od "czci i wiary", Walsham How , biskup Wakefield spalił kopię powieści, zarzucał niemoralne i nieetyczne zachowanie, uderzenie w religię i instytucję małżeństwa. Krytycy literaccy i obrońcy moralności okrzyknęli książkę "Juda obsceniczny", "Juda niemoralny" itd...Cała ta otoczka spowodowała, że Thomas Hardy postanowił nie napisać już powieści, skupił się na znacznie wymagającej sztuce - poezji.
W książce spotkamy wiele wątków autobiograficznych pisarza,m.in: autor studiował łacinę i grekę, pracował jako asystent architekta Arthura Blomfielda , specjalisty od restauracji kościołów i budowniczego nowych w stylu neogotyckim. W wieku 26 lat miał romans z 16 letnią Trypheną Sparks, która była jego siostrzenicą i niestety z tego powodu nie mógł jej poślubić, podobo z tego zwiążku było dziecko. Tryphena stała się inspiracją do napisania książki, zmarła w 1890 roku i pierwowzorem dla Fancy Day i Sue Bridehead.
Tytułowy Juda jest niejasny, mroczny, ponury w tłumaczeniu odnosi się do 19 lat, które spędzimy ze sobą pomiędzy wiejskim Marygreen i Alfredston, małomiasteczkowość kontra wieże uniwersyteckiego Christminster City.
Juda i one dwie, Arabella i Sue, są jak ogień i woda, niebo i ziemia, anioł i diabeł, czarne i białe, mądra i głupia. Arabella, wiejska piękność, córka hodowcy świń, postanawia zdobyć za wszelką cenę Judę. Jednostka prymitywna, wyrachowana i po trupach dojdzie do celu, cel uświęca środki, przed niczym się nie cofnie, gdy do ołtarza nie doprowadzi naiwnego i prawego Judę.
Sue, to dziewczyna, którą Hardy skroił na XX wiek, niezwykła, ciekawa, oczytana, szalona i pozbawiona jakichkolwiek konwenansów. Dziewczyna - kobieta, która wyprzedziła swoje czasy, przełamała bardzo konserwatywne, wręcz skamieniałe ramy społeczne, walka o poczucie własnej wartości, dorównanie mężczyźnie, podjęcie pracy, pierwiastek feminizmu i emancypacji.
Miłość i związek z mężczyzną nie musi być scementowany węzłem małżeńskim.
Wiktoriańskie skostniałe systemy funkcjonowania społeczeństwa pisarz obnaża w najbardziej barwny i naturalny sposób, z zestawem wad i zalet.
Uniwersalność i wartości powieści w XXI wieku wciąż obrazują zakłamanie, zacietrzewienie, stałe schematy, rola kobiety i jej niższa pozycja w społeczeństwie, brak możliwości na własny rozwój, naukę i zawodowy rozwój.
Idealna miłość, platoniczne uczucie kontra cielesność, pożądanie i sensualność, stymulację, czerpanie przyjemności z obcowania i poznawania ciała w zderzeniu z archaicznym, purytańskim i religijnym społeczeństwem.
Wykluczenie, wyalienowanie z wiktoriańskiej społeczności, każdy przejaw jednostkowego myślenia i wybranie drogi własnej, niedostosowanie się do ogólnych zasad i reguł, odseparowania, eksterminacji i marginalizacji.
Epicka powieść z niezwykłym rozmachem napisana, piękny styl nurtu naturalizmu, mocno nasycona filozoficzno - uduchowionymi przemyśleniami Judy przełamywana wolnomyślicielstwem Sue okoniem przedstawicielki chłopskiego sprytu, prymitywizmu i wyrachowania i lenistwa - Arabella.
Ta tragiczna opowieść prowadzi nas przez epokę, którą społeczno - obyczajowo - religijne pryzmaty zniszczą jednostkę wrażliwą, pełną aspiracji ambicji, która chce wyrwać się z okowów zgrzybiałego, zmumifikowanego, zmurszałego i zacofanego społeczności.
Thomas Hardy zabiera nas w XIX wieczny wiktoriański świat, inny, może trochę nierzeczywisty, konserwatywny ze sztywnym gorsetem konwenansów, który trójka bohaterów próbuje poluzować.
Książka wydana w 1895 roku i od razu z rozgłosem, i skandalem dla pisarza, który zostaje odwołany od "czci i wiary", Walsham How , biskup Wakefield spalił kopię powieści, zarzucał niemoralne i...
2016-02-16
Po kryminałach ociekających krwią...chętnie wskoczę do epoki wiktoriańskiej.
Epoka wiktoriańska XIX wiecznej Anglii jest szczególna zaczynając od samej królowej Wiktorii, która lubiła koty, interesowała się zjawiskami paranormalnymi i stała się "babką Europy", jej potomkowie zasiadali na tronach Europy. Rewolucja przemysłowa, maszyna parowa, kolonializm, Kuba Rozpruwacz, powieść grozy i romantyczna....
Główna bohaterka o wdzięcznym imieniu Tessa, przyjemnej aparycji trafi na swe przeznaczenie mężczyzn - fatalista Alec d'Urberville i idealistę Angela Clare'a. Gorset konwenansów mocno związany, ale panna ulega Alecowi, wizja odzyskania włości rodzinnych przez rodzinę Tessy pozostaje mrzonką...Los jednak daje druga szanse Tessie, na jej drogę wchodzi idealista Angelo i tutaj wydawałoby się, że szczęście już zagości w duszy dziewczyny....niestety jej przemyślenia, może trochę obłudna uczciwość, wątpliwość czy poślubić, czy nie, czy tajemnice z przeszłości wyznać, czy nie i prawie jak w telenoweli...
Charakter naszej bohaterki czyni ja irytującą, męczącą i niestety znów sobie zaszkodzi swa szczerością. T. Hardy na tle wywodów Tessy wprowadza niezwykle barwny obraz wsi,piękne opisy natury,gospodarstw i galerii postaci, sami rodzice Tessy niezwykle ciekawi, tryskający humorem i chętnie przyjmujących dary losu, czy Marianna jedna z dojarek, pani trunkowa, ale świetnie komentująca rzeczywistość, młode dojarki Iza i Retty, trzpiotki, frywolne i uosobienia dobroci.
Autor porusza też kwestę rozwoju epoki przemysłu,kapitalizm rośnie w siłę, migracja ze wsi do miasta,zatrudniania kobiet i dzieci,porusza też sprawy edukacji, uczelnie dostępne tylko dla zamożnych.
Famme fatale mimo podtekstu autora "historia kobiety czystej" stała się nią za przyczyną kroków, które stały się następstwem konsekwencji działań...wina nie leży po jednej stronie.
Do pakietu polecam film z 1979 roku Romana Polańskiego z doskonałą Nastassją Kinski lub audiobook, który zmysłowym głosem lektora przeniesie nas w epokę wiktoriańską...
Po kryminałach ociekających krwią...chętnie wskoczę do epoki wiktoriańskiej.
Epoka wiktoriańska XIX wiecznej Anglii jest szczególna zaczynając od samej królowej Wiktorii, która lubiła koty, interesowała się zjawiskami paranormalnymi i stała się "babką Europy", jej potomkowie zasiadali na tronach Europy. Rewolucja przemysłowa, maszyna parowa, kolonializm, Kuba Rozpruwacz,...
2016-02-26
Moje drugie spotkanie z twórczością T.Hardego tytuł książki zabiera nas w miejsce sielankowej XIX wiecznej wiktoriańskiej wsi, posiadłość odziedziczona przez Betsabę Everdenę.
Betsaba jest młoda, atrakcyjna, energiczna i bardzo niezależna finansowo i mentalnie, co stanowi wyzwanie dla mężczyzn, którzy będą próbowali ją zdobyć i "oswoić".
Farma stanowi filar opowieści, fabuła ciągnie się leniwie i uczestniczymy w życiu wsi,cztery pory roku, płodozmiany, sianokosy, wykopki i hodowla zwierząt - owce i wokół nich się dużo dzieje, stanowią przekleństwo jednych i radość drugich, gdy tak spojrzymy na piękne trawą porośnięte łąki i tysiące owiec to zapiera dech taki widok na tle gór...
Rozrywka wsi to sobotnie wyjścia do karczmy, plotki przy kuflu piwa, opowieści, tańce, hulanki i romanse wioskowe. Nie spotkamy się tutaj z balami, wizytami przy herbatce miedzy posiadłościami, salonowymi rozmowami o kulturze, literaturze czy teatrze....szybciej o innej rasie świń czy co zrobić by owce lepiej się chowały...
Przepiękne opisy natury, zbocza górskie, klify czy ogromne połacie pól i łąk ,i galopująca na koniu Betsaba te obrazy mnie oczarowały...
Uczestnictwo w myciu i strzyżeniu owiec, niezwykła współpraca wszystkich pracowników w gospodarstwie i samej Betsaby, która doskonale się tam odnalazła.
Niezwykła zabawa zorganizowana dla wszystkich współpracowników, jadło, picie, tańce i śpiew na dwa głosy Betsaba - Boldwood.
Los postawił na drodze tej dziewczyny trzech mężczyzn i owce, wciąż mam obrazek, gdy Gabriel Oak niesie mała owieczkę, to jego przekleństwo i perspektywa nowego życia. Oak jest prawym ,dobrym człowiekiem, który gdy pojawił się na drodze Betsaby już nigdy z niej nie zejdzie i do końca zostanie jej przyjacielem, dobrym opiekunem i człowiekiem z perspektywami, los podsunął jej najlepszego z mężczyzn.
Owce to tęż część życia farmera pana Boldwooda, stateczny bogaty gospodarz, którego pojawienie się Betsaby przewróciło życie o 180 stopni....
Polanka wśród paproci, gdzie Betsaba stanie się obiektem efektownego tańca z szabla, sierżanta Troja i jak tu nie ulec "czarowi czerwonego munduru", wszak panny sznurem za mundurem...
Nieoczywiste wybory naszej bohaterki stanowią niezwykła opowieść, która ludzkie namiętności, rozterki, bóle, porażki, odrzucenie, wartości i ciągłe poszukiwanie siebie i swoich ideałów....
T. Hardy poruszył w książce istotne sprawy dotyczące wiktoriańskiej Anglii - migracje ludzi ze wsi do miast lub dużych posiadłości farmerskich, sprawę nieślubnego dziecka, oraz postawę kobiety niezależnej finansowo i mentalnie, wykształconej w zdominowanym męskim świecie.
Polecam tę książkę, zdecydowanie lepiej się czyta i bohaterka (w porównaniu do Tessy)jest barwniejsza, z krwi i kości, taka koleżanka z sąsiedzkiej posiadłości.
Polecam dodatkowo wsłuchać się w "Z dala od hałaśliwego tłumu" w Teatrze Wyobraźni, przenosimy się w czasie za sprawą świetnych aktorów.
Powstały dwa filmy, jeden z 1967 roku w roli głównej Julie Christie,bardzo dobra ekranizacja, odtwórcy ról męskich bardzo dobrze dobrani, zwłaszcza sierżanta Troja, piękne plenery.
W roku 2015 powstał najnowsza wersja z doskonała Carey Mulligan jako Betsabą i Matthias Schoenaerts jako Gabrielem, niezwykle przystojny i hipnotyzujący, Michael Sheen jako Baldwood niezły, Tom Sturridge - sierżant Troy beznadziejny odtwórca roli. Przepiękne plenery, natura jest tłem filmu, muzyka.
Moje drugie spotkanie z twórczością T.Hardego tytuł książki zabiera nas w miejsce sielankowej XIX wiecznej wiktoriańskiej wsi, posiadłość odziedziczona przez Betsabę Everdenę.
Betsaba jest młoda, atrakcyjna, energiczna i bardzo niezależna finansowo i mentalnie, co stanowi wyzwanie dla mężczyzn, którzy będą próbowali ją zdobyć i "oswoić".
Farma stanowi filar opowieści,...
2016-04-07
Trzecie spotkanie z epoką wiktoriańską oczami T. Hardy'ego, po "Z dala od zgiełku", który mnie zauroczył wciąż jestem głodna....
Wrzosowiska Egdonu piękne a zarazem posępne i złowrogie stają się miejscem akcji wybuchu wielkiej namiętności....a duchy Eustachii i Damona unoszą się.
"...Przedwieczorny zmierzch i rozległy obszar ugoru, znanego jako wrzosowisko Egdon, przybrało barwę coraz ciemniejszego brązu.
Zwiastującą nisko białawą płachtą obłoków, która odcinała go od nieba, wyglądała jak namiot mający za podstawę całe wrzosowisko.(...)Zasnutych tym białym welonem, z pokrytą ciemną roślinnością ziemią.(...)
Ponury wygląd tej okolicy potrafił niejednokrotnie opóźnić świt, omroczyć blask południa, zwiastować grozę nie rozpętanych jeszcze burz, a bezksiężycową nieprzeniknioną ciemność nocy wypełnić przerażeniem i trwogą.(...)Objawiało się jego wspaniałe, osobliwe piękno.(...)
Naturę Egdonu wyczuwało się najlepiej, gdy nie widziało się wyraźnie szczegółów krajobrazu.(...)Obszar porosłych wrzosem wzgórz i dolin jak gdyby podnosił się na powitanie miłej mu.(...)Tym , którzy wrzosowisko ukochali, jawiło się ono we wspomnieniach, jako miejsce szczególnie bliskie i łaskawe.(...)Tak bliskie uśmiechnięte, kwieciste i urodzajne równiny.(...) W godzinie zmierzchu krajobraz Egdonu tchnął majestatem, lecz nie surowością, urzekał dostojeństwem bez ostentacji, zda się, przed czymś ostrzegał i był prawdziwie wielki w swej prostocie..."
Czyniąc to niezwykłe miejsce natury żywiołem wielkiej miłości Eustachii i Damona przeniósł nas w zakamarki ludzkich psychiki, pragnień, upokorzeń. Poznajemy losy Eustachii i Damona, Tomasiny i Clyma, ta czwórka w szaleństwie pragnień i dążeń popełni błędy, które naprawia Viggory Venn.
Pan Venn to bardzo tajemnicza postać, którą Hardy wprowadzając uczynił tę powieść realną i ciepłą, to sprzedawca farb, czarodziej, przedsiębiorca mleczarski. Pracowity człowiek, który jak Hermes zajmuje się posłannictwem i korygowaniem zaistniałych sytuacji, gotowy poświęcić wszystko, aby uczynić szczęśliwymi wszystkich dookoła, kosztem własnych uczuć.
Nie jest to łatwe zadanie, namiętność skrzy, nienawiść kiełkuje, a na wrzosowisku wciąż płonie ognisko...
Powieść przypomina trochę "Wichrowe wzgórza" polecam książkę.
Polecam do pakietu również słuchowisko "Teatr Wyobraźni" pt: "Powrót na wrzosowisko", trzy części, słucha się fantastycznie, głos Eustachii podstawia M. Kożuchowska i jest doskonała w tej roli.
Film "Miłość z wrzosowiska" z 1994 roku w roli Eustachii - Catherine Zeta-Jones a Damona - Clive Owen, film nie jest arcydziełem, przyjemnie przenosi w wiktoriańską epokę z pięknymi plenerami i oprawą muzyczną.
Trzecie spotkanie z epoką wiktoriańską oczami T. Hardy'ego, po "Z dala od zgiełku", który mnie zauroczył wciąż jestem głodna....
Wrzosowiska Egdonu piękne a zarazem posępne i złowrogie stają się miejscem akcji wybuchu wielkiej namiętności....a duchy Eustachii i Damona unoszą się.
"...Przedwieczorny zmierzch i rozległy obszar ugoru, znanego jako wrzosowisko Egdon, przybrało...
2020-02-28
"...Równina śniegiem jednolicie spojona, niby karta biała. Z czterech stron ciemną ramą bory ją objęły. Zza borów wschodziło słońce, za bory zapadało, a na karcie tej białej z bardzo wysoka — z nieba — widać było wypisaną nazwę i historyą równiny.
Charaktery pisma różne były. W środku, niby runami odwiecznemi z kroniki przedhistorycznéj, kreśliły się dwa wiersze — długie, gęsto zbite, ze starości koszlawe — dwa szeregi chat dymnych i nizkich, rozdzielonych ulicą.
Nie było jeszcze historyi i prawa, wiary i nauki, a one dwa wiersze już stały wypisane, i coraz trudniej ludziom nowym — treść ich wyczytać.
A potem przyszła władza i rzuciła opodal swą pieczęć: dwór z cegły i kamienia, a na pieczęci tej — z bardzo wysoka, z nieba — czytać było można łacińskim duchem i głoskami:
„Domini sum!“
A potem przyszła religia, i na równinie wśród borów postawiła swój dom, naznaczyła go krzyżem, a z bardzo wysoka — z nieba — dom ten i krzyż miał kształty zgłoski starosławiańskiej Ѣ.
A potem przyszło prawo, i młodą, świeżą pieczęć położyło na równinie — dla każdego czytelną i zrozumiałą.
Dom sądu i prawa, nowy, był biały, dla każdego otwarty, miał opodal jako zakończenie szkołę — jako wstęp domowstwo wielkie i obdarte, z podjazdem na słupach.
Z bardzo wysoka — z nieba — te trzy plamy — niby zgłosek trzy — kreśliły wyraz wielki, ale tajemniczy. A historya tymczasem pisała i pisała, zbierała dokumenta dziejów równiny, i księga jej czerniała wśród bieli i płaszczyzny pól — ostatni już z owych znaków: sosnami i jadłowcem okryte wzgórze piaszczyste, gdzie pokolenia po pokoleniach się kładły, synowie na łonach ojców, dzieci u boku matek, i dokumenta swych dziejów i życia, jako niepiśmienni znaczyli krzyżykiem, który opadał i nikł — jak pamięć po nich!...
Tak tedy te dwa wiersze runów, i te sześć plam, które z bardzo wysoka — z nieba — miały wyraźne kształty, zapełniły równinę. Bory oddzielały ją od reszty świata, a nad nią wisiało niebo, zwykle siwe, krótko błękitne, i wisiała cisza, spokój, smutek.
Ktoby okolicę tę mijał, ten mógł się jej nazwy dowiedzieć z drogowskazu, co sterczał na rozstaju wśród wsi.
Stało tam: „Sioło Hrywda“ — a w cztery strony rozchodziły się drogi: na Północ do Zaprudy — na Wschód do Błotnian — na Południe do Kończyc — na Zachód — do Zamoroczenia. Gdzieś u kresów tych dróg były miasta, żelazne koleje, cywilizacya, wiedza — ale z Hrywdy było tam bardzo daleko!..."
Wciąż o monumentalnej i doskonale sportretowanej polskiej wsi, chłopstwie i naturze powieści "Chłopy" Reymonta mówi się, i to arcydzieło pozostaje...a Powieść napisana w 1891 roku "Hrywda" Rodziewiczówny nierozsławiona, zapomniana i niedorównująca powieści Reymonta, mogła się stać inspiracją...
"...Równina śniegiem jednolicie spojona, niby karta biała. Z czterech stron ciemną ramą bory ją objęły. Zza borów wschodziło słońce, za bory zapadało, a na karcie tej białej z bardzo wysoka — z nieba — widać było wypisaną nazwę i historyą równiny.
Charaktery pisma różne były. W środku, niby runami odwiecznemi z kroniki przedhistorycznéj, kreśliły się dwa wiersze — długie,...
2020-02-22
2020-02-22
"... — Ach, co za wspaniałe świerki! — wykrzyknął Zagrodzki.
Wjechali w czarną aleję, na której końcu widać było starą bramę murowaną i sklepioną, dalej — szarą masę budowli.
— Pyszny jest ten, niedający się naśladować, koloryt staroświecczyzny! — rzekła Nika, batem bramę wskazując.
— Nie mam środków, by to odnowić! — wtrąciła panna Barbara.
— Co! odnowić! Pacykować wapnem takie mury, wstawiać cegły nowe w takie szczerby! Ma pani tak inteligentną twarz, a mówi pani takie barbarzyństwa!
— A pani zapatruje się na to okiem turystki. Ruiny mają wdzięk dla tych, którzy w nich żyć nie potrzebują. Ja po za malowniczością widzę przede wszystkiem dziurawe dachy i szpary murów, przez które wicher i mróz się wciska. Była to niegdyś ogromna fortuna i dwór do niej był zastosowany. Teraz, gdy folwarki odpadły, lasy w Gdańsku, dostatki poszły na różne opłaty, taki dwór utrzymywać, to nad siły tej trochy ziemi, która przy nim została. My zajmujemy w domu kilka zaledwie pokojów, a reszta to tylko ciężar!..."
"...Wjechali pod sklepienie bramy i stanęli na wielkiem podwórzu, które otaczały trzy murowane budowle. Front zajmował pałac stary, dachówką kryty, ozdobiony dwiema wieżyczkami na końcach i olbrzymim podjazdem na słupach, wzniesionym wysoko i murowanym. Z obu stron wznosiły się oficyny, z których jedna miała drzwi zabite, druga widocznie służyła do użytku gospodarstwa..."
"...Weszli do ogromnej ciemnej sieni, ubranej w łosie rogi wraz z czaszkami, pamiątki dawnych świetnych borów i łowów. Nika zaraz je pochwaliła, Zagrodzki rozglądał się wkoło, po niszach i framugach, i czarnych ponurych kątach. Czarne jakieś portrety pokrywały resztę ścian. Czysto tu było i pusto, ale wiała jakaś pleśń tradycyi, rodowych tajemnic i smutku. Zdjęli okrycia, panna Barbara otworzyła ciężkie, nabijane mosiężnemi ćwiekami drzwi i wprowadziła ich przez pusty pokój bilardowy do wielkiej sali, zajmującej prawie cały środek domu, z parapetowemi drzwiami na ogród.
Ciemno i tu było i dość chłodno, jak zwykle w salach, gdzie mieszkańcy nigdy w zwykłym trybie życia nie mieszkają.
Ściany wszystkie były malowane al fresco, przedstawiały bogów Olimpu i arkadyjskie winobrania i pląsy. Dziwnie te swawolne sceny odbijały od mebli starych i zniszczonych, od jesiennego nieba za oknem, i od tej jedynej dziedziczki dawnej świetności, której oczy mówiły tylko o trosce bezustannej, a strój świadczył o ubóstwie..."
"...Czarny był i ponury od świerkowych szpalerów, które szły bardzo daleko i po nad któremi w głębi widać było jakiś dach z kopułą.
— To zapewne grobowa ich kaplica! — rzekł Zagrodzki, stając obok córki i wzdrygając się od chłodu. — Słyszałem, że Oyrzanowski to odludek i uczony i że ta panna sama całą tę ruinę utrzymuje na barkach. Co za szaleństwo!..."
Powieść wydana w 1897 roku i zachwyciła mnie niezwykłym opisem dawnej rezydencji Sokolnickich, której czas świetności minął, bezpowrotnie, nostalgicznie duch prowadzi nas po zakamarkach i opowiada historię...
Kresy Wschodnie i polska szlachta, okres zaboru rosyjskiego, sytuacja społeczno - ekonomiczna oddaje niechęć i skomplikowane relacje z ludnością żydowską, antysemityzm, i ogromne procenty naliczane od pożyczek żydowskich i wpływy.
Świetnie zarysowane trio kobiece, które wychodzi na pierwszy plan, w każdej znajdziemy pierwiastek Marii Rodziewiczówny.
Panna Barbara, zubożała szlachcianka, podejmuje się heroicznego czynu, by utrzymać zrujnowaną rezydencję w rodzinie, walka z krwiopijcami niebotycznych procentów, lichwiarzami, spekulantami żydowskimi, a pośrednictwo wuja - sknery nie pomaga a nawet pogrąża.
Panna Nika - młodziutka, nuworyszka, nowoczesna, wykształcona i bardzo perspektywicznie myśląca, bogactwo nie stanowi dla niej wartości, stały stan posiadania.
Przedstawicielka najniższej warstwy - baba, która swoją mądrością życiową i doświadczeniem, sprytem świetnie wychowuje dzieci, wpaja wartości moralne, ciężką pracę, zaradność życiową i umiejętności przetrwania i funkcjonowania w społeczności.
Męskim przedstawicielem, który jest uosobieniem cnót i wszelkich wartości, determinacji, niezłomności - Szymon Łabędzki, leśniczy i zarządca lasów magnata. I tutaj z Marii Rodziewiczówny chyba czerpał Hitchcock, bo od pierwszych wersów zaczyna się akcja od zrzucenia bomby, by potem narastało napięcie...
Wielowątkowa i ciekawie rozbudowana powieść osadzona w okresie zmian polityczno - ekonomicznych, popowstaniowe zubożałe majątki, wszechobecna lichwiarska siła i wpływy Żydów, dorobkiewicze i nuworysze, dobrze nakreślone trzy główne postaci kobiece.
"...Biedna rola cierpi długo fuszerów-gospodarzy, ale możny handel przebiera wybrednie swoje sługi. (…) Wierzę w geniusze z woli Bożej, w talenty, w mistrzostwo, ale w kwestiach ducha i artyzmu, a nie handlu..."
"...Ciężar rachuje się wedle bark. Wiedział Bóg, co pan wytrzyma, i tyle dał..."
"...Człowiek, który widzi siebie nie jedną cegłą tylko, ale cząstką wielkiego budynku, nabiera wartości i szacunku dla samego siebie..."
"...Kobiety wierzą w to tylko, co im się podoba. Przekonać nie sposób, gdy nie chcą..."
"...Ruiny mają wdzięk dla tych, którzy w nich żyć nie potrzebują..."
"... — Ach, co za wspaniałe świerki! — wykrzyknął Zagrodzki.
Wjechali w czarną aleję, na której końcu widać było starą bramę murowaną i sklepioną, dalej — szarą masę budowli.
— Pyszny jest ten, niedający się naśladować, koloryt staroświecczyzny! — rzekła Nika, batem bramę wskazując.
— Nie mam środków, by to odnowić! — wtrąciła panna Barbara.
— Co! odnowić! Pacykować...
2020-02-20
Powieść napisana w 1890 roku...niezwykle smutna bajka o walce dobra ze złem, dobrej i szlachetnej dziewczynie jej ukochanym, którzy muszą stawić czoło całemu światu.
Powieść napisana w 1890 roku...niezwykle smutna bajka o walce dobra ze złem, dobrej i szlachetnej dziewczynie jej ukochanym, którzy muszą stawić czoło całemu światu.
Pokaż mimo to2020-02-18
2020-02-18
DEGRADACJA
DESTRUKCJA
DEWASTACJA
NISZCZENIE
ROZPAD
RUINA
SPUSTOSZENIE
STRATA
UNICESTWIENIE
WYNISZCZENIE
ZAGŁADA
KATASTROFA
POGORZELISKO
SZCZĄTKI
SZKIELET
CMENTARZYSKO
"...— Jesteś bardzo młody i porywczy, dziecko, ale z takich ludzi, jak ty, bohaterowie wychodzą. Pytanie moje było formą zwykłą; omijam je, gdy cię razi, i nie chcę swarów z tobą, bo swary zgubiły nas przed wiekami. Nam iść trzeba ręka w rękę, niby ogniwa łańcucha, brat z bratem, serce z sercem, czyn z czynem. Do czynu serdecznego cię wołam, na bojownika sprawy świętej, kraju rodzinnego, religji ojców!..."
Gdy 157 lat temu 22 stycznia 1863 roku Komitet Centralny Narodowy wydał Manifest ogłaszający powstanie i powołujący Tymczasowy Rząd Narodowy.
"..."Nikczemny rząd najezdniczy rozwścieklony oporem męczonej przezeń ofiary postanowił zadać jej cios stanowczy - porwać kilkadziesiąt tysięcy najdzielniejszych, najgorliwszych jej obrońców, oblec w nienawistny mundur moskiewski i pognać tysiące mil na wieczną nędzę i zatracenie. Młodzież polska poprzysięgła sobie +zrzucić przeklęte jarzmo lub zginąć+. Za nią więc narodzie polski, za nią! Po straszliwej hańbie niewoli, po niepojętych męczarniach ucisku, Centralny Narodowy Komitet, obecnie jedyny legalny Rząd twój Narodowy, wzywa cię na pole walki już ostatniej, na pole chwały zwycięstwa, które Ci da i przez imię Boga na niebie dać poprzysięga".
22 styczeń 1863 - jesień 1864
Królestwo Polskie, Litwa i ziemie zaboru rosyjskiego
1200 bitew i potyczek
Siły polskie 200 000 osób na początku, pod koniec 1863 roku 170 000
Litwa 145 000
Ukraina 90 000
Rząd Narodowy miał 10 000 partyzantów
Trzech dyktatorów: Ludwik Mierosławski, Marian Langiewicz, Romuald Traugutt
Armia rosyjska 400 000 oraz pozyskanie chłopów polskich przez carski ukaz o uwłaszczeniu z marca 1864.
Klęska
Władze rosyjskie straciły od 669 do 1000 osób na śmierć, 38000 skazano na katorgę lub zesłanie na Syberię, 10000 wyemigrowało.
W 1867 zniesiono autonomię Królestwa Polskiego
W 1868 nakaz prowadzenia ksiąg parafialnych w języku rosyjskim
W 1869 zlikwidowano Szkołę Główną Warszawską
W 1869-1870 setkom miast wspierających powstanie odebrano prawa miejskie, przyczyniło się to do ich upadku
W 1874 zniesiono urząd namiestnika
W 1886 zlikwidowano Bank Polski
Konfiskata około 1600 majątków ziemskich i rozpoczęcie intensywnej rusyfikacji ziem polskich.
Pożary i zgliszcza stanowiły obraz po upadku powstania Kraj i Litwa pogrążyły się w żałobie narodowej, czarna biżuteria, wdowy i dzieci, cmentarzysko polskiego narodu, który uśpiony, porzucił walkę zbrojną na rzec pracy organicznej...by w 1918 po 123 latach wrócić na mapę Europy i świata.
Powstańcza długa droga, przytłaczająca, wyniszczająca, z góry skazana na klęskę, a jednak wzniosła się jednak w porywie narodowowyzwoleńczym i zapaliła nadzieję, że przetrwamy, że pewnego dnia skruszymy łańcuchy niewoli i odzyskamy wolność.
DEGRADACJA
DESTRUKCJA
DEWASTACJA
NISZCZENIE
ROZPAD
RUINA
SPUSTOSZENIE
STRATA
UNICESTWIENIE
WYNISZCZENIE
ZAGŁADA
KATASTROFA
POGORZELISKO
SZCZĄTKI
SZKIELET
CMENTARZYSKO
"...— Jesteś bardzo młody i porywczy, dziecko, ale z takich ludzi, jak ty, bohaterowie wychodzą. Pytanie moje było formą zwykłą; omijam je, gdy cię razi, i nie chcę swarów z tobą, bo swary zgubiły nas przed...
2020-02-17
Maria Rodziewiczówna zabiera nas do utkanego z pajęczyny świata przełomu XIX - XX wieku, gdy tęsknota za krajem przodków, który pod zaborami kiełkował i do powstań rwał się, wartościami pozytywizmu i etosem wsi, natury utożsamiały to wszystko, co stanowiło kwintesencję polskości.
Małe formy powstały w 1890 roku i tutaj autorka powoli udowadnia swój kunszt słowa, pięknego, oszlifowanego, nasączonego patriotyzmem, szacunkiem do człowieka, doskonałej obserwacji sytuacji społeczno - polityczno - ekonomicznej, roli kobiety, która wciąż będzie się zmieniać, wzniosłości i wartości, która płynie z ziemi, ziemia , to wszystko co mamy, ziemia, to tożsamość, ziemia to miejsce, które jest przyporządkowane każdemu człowiekowi.
"...– Zatem udajesz Jazona, jedziesz po złote Runo do Kolchidy! Strzeż się, by ci jaka Medea nie przybyła do spadku. Oto moje zdanie! Co do snu, to radzę ci dać za wygraną. Wstawaj, upał wypędził ci całą krew z ciała do twarzy, jeszcze dostaniesz apopleksji..."
"...W Wysokiej Woli znalazł dwa koty, bociana, parę jaskółczych lepianek i miriady myszy a szczurów rozwielmożnionych w mieszkalnym domu. Budynki nie miały strzech, płoty popalone ze szczętem, narzędzia gospodarcze, okna, nawet drzewa w sadzie pokradli sąsiedni chłopi. Woda nawet powysychała w studniach. Odtąd minęło lat ośm i nikt by nie poznał owej rudery. Jakby cudem zjawiły się wysokie słomiane dachy i pługi na zachwaszczonych ugorach, i kosy znów dzwoniły po łąkach, i pieśń żniwiarzy niósł wiatr od łanów zbóż. Podwórzec zarósł, zaszumiał, bocian klekotał na pełnej stodole, jaskółki świergotały radośnie, nawet szczury uznały nowego, godniej – szego nad nie pana i wywędrowały z domu.
Tak, był to cud pracy jednego człowieka. W kraju naszym, tak nawykłym do ruiny i licytacji, ludziska z jakąś czcią zabobonną patrzali na ten fenomen samodzielnego dźwignięcia się z upadku. Przed panem Ksawerym chylono czoła, proszono o radę w każdej kwestii, noszono go na rękach prawie.
On szedł naprzód z żelazną wytrwałością. Z miastowca nie zostało w nim i wspomnienia: odzież nosił samodziałową, strawę jadł czeladną, ręce nierzadko chwytały kosę lub pług; a gdy mu czasem zamajaczą! obraz przeszłości, to uciekał odeń jak od pokusy, w pole lub do książek.
Lokaj, Mazur, zbytek stolicy, i stara baba, zarazem ochmistrzyni, kucharka i praczka całego dworu, oto było towarzystwo, które zastawał po mozolnej dziennej pracy na progu domostwa.Miał jeszcze psa, Oresta, i ulubioną klacz, Brawurę, którą Mazur uparcie nazywał „Farfurą”, i tak żył zasklepiony, jak muszka, bojąc się wyjrzeć za granicę powiatowego miasteczka, żeby go nie napadła nostalgia za zerwaną przeszłością i nie kazała mu zapomnieć o obowiązkach.
Łatwo sobie wystawić jego uczucie niechęci wobec perspektywy podróży dalekiej, nudnej, w jakąś zapadłą okolicę wołyńskiego Polesia, w czasie właśnie kosawicy, po spadek starej ciotki składający się zapewne ze starych, wyszłych z mody sukien, kota czy pudla faworyta, kapryśnej sługi, srebrnej tabakierki i odwiecznych modlitewników. Nigdy nie słyszał, by stara panna posiadała coś więcej.
Co się zaś tyczy domu, ogrodu, słowem nieruchomości, była to zapewne rudera na wydmie, zupełnie mu bezpożyteczna, a nawet kłopotliwa, o dwadzieścia mil od majątku, w okolicy, gdzie brak nabywców i kapitału..."
Maria Rodziewiczówna zabiera nas do utkanego z pajęczyny świata przełomu XIX - XX wieku, gdy tęsknota za krajem przodków, który pod zaborami kiełkował i do powstań rwał się, wartościami pozytywizmu i etosem wsi, natury utożsamiały to wszystko, co stanowiło kwintesencję polskości.
Małe formy powstały w 1890 roku i tutaj autorka powoli udowadnia swój kunszt słowa, pięknego,...
2020-02-17
"...Pani Taidy Skarszewskiej nikt nie lubił w okolicy, ale każdy musiał ją szanować, liczyć się z nią, i przyciśnięty do muru — przyznać, że była wiele warta.
Była to kobieta, którą bieda i praca wychowała, bieda i praca nauczyła, bieda i praca towarzyszyła i wiodła przez życie. W tej kompanji stwardniało jej serce, wyrobił się despotyczny charakter — nawet zgrubiały rysy, głos, wyrażenia. Była bezwzględna dla słabości, wymagająca cnoty jako obowiązku pracy, jako jedynej dźwigni i celu życia, pogardzająca próżniakiem jak przestępcą, prawiąca prawdę ostrą twardo, bez żadnych ogródek! Nie wierzyła w słabe zdrowie, w przeciwne okoliczności, w pokusy i upadki — nawet w wadliwe wychowanie i dziedziczne wady. Dla niej świat nie dzielił się na stany, klasy, płcie.
Nie. Był to człowiek pracujący — do niego należała ziemia; był próżniak — dla niego był Sybir więzienie, ba! gdyby była prawodawcą, dodałaby bez wahania szubienicę.
Razu jednego krewniak jej i chrzestny syn zarazem zgrał się i przyciśnięty koniecznością, przyjechał błagać o ratunek. Wtedy już pani Taida miała srebrne włosy, ale się pozbyła towarzyszki biedy, więc mogła go poratować. Przyjęła go w stodole, gdzie dozorowała zdawania partji pszenicy i zaraz ofuknęła, że w roboczy dzień nie pójdzie go bawić do salonu. Nieśmiało opowiedział swe nieszczęście.
Skoczyła jak furja:
— Nieszczęście! Jak śmiesz to tak nazywać! Nieszczęście święta rzecz. Bóg je zsyła. To Jezusowe ciernie! A twoje nieszczęście czego warte? — stryczka. Sznurek ci dam, ot masz, powieś się, ty łotrze!
— Ależ, ciociu, ja się do winy przyznaję, ale ja się poprawię, nie wezmę kart do ręki. Ten jeden raz! Nie o mnie zresztą chodzi, ale o ziemię. Serce mi się krwawi nad dolą Zapola.
— Bądź spokojny. Ziemia bez szubrawca nie zginie, owszem odetchnie, gdy po niej chodzić przestaniesz. Ładnie ty ją uprawiasz, ślicznie o nią dbasz! Owszem, owszem, żeby was nie stało co do jednego, hultajów, rozpustników, leniów, graczy, jarmarkowiczów, toby może ta nieszczęśliwa ziemia odetchnęła. Robactwem szkodliwem jesteście i chwastem! I ty śmiesz do mnie się zwracać o ratunek! Masz!
I rzuciła mu pod nogi kłębek szpagatu.
Tedy się krewniak bardzo obraził i bywać przestał. Coprawda, mało kto odwiedzał Rudę, majątek pani Taidy, bo prawie każdy usłyszał tam kazanie i gorzką prawdę, ciśniętą bez ogródki w oczy. Ona sama o gości mało dbała, mawiając:
— Próbowałam tego zamłodu, ale się nie opłaciło. Gość zawsze oderwie od zajęcia, zajmie czas — i na co? Tylko obmowa i plotki, bo tylko się sąsiadów sądzi, krytykuje lub wyśmiewa. O czem innem gadać na partykularzu? Potem pojedzie dalej i co sam mówił, włoży w twoje usta, jeszcze coś dokomponuje i ot, gotowa zwada z sąsiadem. A służba gościnna buntuje miejscową albo wprost odmawia. Nigdy po gościach nie zostanie nic dobrego, tylko irytacja i śmiecie w domu! Zresztą niema czasu na wizyty.
Nie kryla się z tem zdaniem, więc ludzie ogłosili ją za jędzę i sknerę i trawą porósł podjazd do domu w Rudzie, bo i pani Taida niewiele zużywała koni na swoje przyjemności.
Kilka razy do roku jeździła do parafji na wielkie święta lub do spowiedzi, kilka razy za interesami do powiatu, parę razy do brata i siostry, i na tem się kończyły jej stosunki ze światem..."
Cytat oddaje istotę charakteru bohaterki powieści, której mimo wszystko nie sposób nie polubić za jej szczerość i poczucie humoru.
Cała rzecz o emancypacji oczami Marii Rodziewiczówny, gdy książka została wydana w 1899 roku, to proces XIX i XX wieczny, kobiety potrzebowały przestrzeni, prawa głosu, prawa do nauki na uczelniach wyższych ale też możliwości decydowania o sobie i możliwości zarabiania, procesu, który prowadzi do niezależności, bytu równego mężczyźnie. To czas wielkich zmian historycznych, powstania, dążenia do niepodległości, to czas, że w szeregach walki o przywrócenie Polski na mapę świata i Europy musiały też zawalczyć i stanąć w szeregach kobiety. Wolność nie jest dana na zawsze, ale tę wolność też zawdzięczamy wielu kobietom.
Dzisiaj mamy XXI wiek i wielu miejscach na świecie, sytuacja kobiet jest nadal tragiczna i uzależniona od mężczyzny, wiele kobiet tkwi w patriarchacie, poddaństwie mężczyzn, zaniżona samoocena, niedowartościowanie.
Maria Rodziewiczówna podjęła wyzwanie prowadzenia samodzielnie majątku, założenia dosłownie spodni, ścięcia włosów i przyjęcia męskiej roli, świetna obserwatorka porusza kolejny ważny tema - rzekę, który od zarania dziejów ludzkich stawiał kobietę niżej mężczyzny i nadal choć świat poszedł dalej, wciąż mamy w XXI wieku my kobiety ten sam problem...
Dążenie kobiet do możliwości uczestniczenia w życiu społeczno - ekonomiczno - politycznym. Podwaliny nadali w starożytności pitagorejczycy i jeden z największych pisarzy starożytnej Grecji, historyk, filozof-moralista oraz orator - Plutarch z Cheronei. Kobiety na równi z mężczyznami mogły studiować w szkołach filozoficznych.
W średniowiecznej Flandrii równouprawnienie kobiet było bardzo nowatorskim i szanowanym postulatem, w polskiej kulturze szlacheckiej XVI - XVII wiek promował równouprawnienie w małżeństwie, kontakty partnerskie i przyjacielskie, nie oparte na poddaństwie jednej płci.
"...Ogólny prąd emancypacji ogarnia od dawna świat. Była emancypacja murzynów, chłopów, teraz kolej na kobiety. Nie potępiano murzynów i chłopów, nie trzeba potępiać kobiet. Niech nie będzie niewoli, niech każdy ma drogę otwartą. Ale myli się ten, kto sądzi, że zmiana prawa zmienia postać rzeczy. Będzie triumf, gdy nie litera prawa, ale człowiek sam się wyemancypuje. Ale na to nie trzeba wiele gadania, pisania, narad i debat — na to trzeba każdemu siebie tylko pilnować.
„Nie chcą kobiety szyć i zajmować się śpiżarnią, dzieci niańczyć i dom prowadzić. To wszystko im za małe, za ruskie, za marne, to im ubliża, to niewola. Ale żadna zastanawiać się nie chce, czy te obowiązki umie, pojmuje, czy je dobrze spełnia.
„Niema małych prac — są tylko marni pracownicy. Żeby kobiety zrozumiały, jak źle spełniają swe obowiązki, żeby zrozumiały, jak wielkie są i trudne, wtedy byłyby dopiero emancypowane.
„A matki, które chowają córki, czego ich uczą? — Niczego! Czy dziewczyna wie, jakie ją obowiązki czekają, czy jest do nich przygotowana? Nic a nic! A przecie na jej głowie jest dom cały, jest służba i ład, jest mąż i dzieci. Mężczyzna, gdy jest profesorem geografji, nie jest lekarzem, gdy jest inżynierem, nie jest sędzią.
„A taka kobieta zamężna musi się znać i na pedagogji i na higjenie, na rachunkowości i na chemji. Musi często być sędzią w swym małym światku i spowiednikiem młodych serc, i dyplomatą w stosunkach z mężem i światem.
„Tem wszystkiem powinna być, i żeby najpilniej i najgorliwiej pracowała, nieraz rady nie da. A wzwyż wszystkiego, słabości jej dał Pan Bóg siłę kochania. Nie romanse jakieś ani poezje, ale kochanie. Ona powinna umieć kochać i kochania uczyć. Kochania Boga i ziemi, i obowiązków, i cierpień, i bliźnich, jak Pan Jezus kazał!
„Jeśli kobieta to zrozumie i spełni to wszystko — wtedy taką ja nazwę emancypantką“..."
"...Pani Taidy Skarszewskiej nikt nie lubił w okolicy, ale każdy musiał ją szanować, liczyć się z nią, i przyciśnięty do muru — przyznać, że była wiele warta.
Była to kobieta, którą bieda i praca wychowała, bieda i praca nauczyła, bieda i praca towarzyszyła i wiodła przez życie. W tej kompanji stwardniało jej serce, wyrobił się despotyczny charakter — nawet zgrubiały rysy,...
2020-02-15
"...Bądź takim, aby cię każdy szczep pragnął mieć swoim..."
Powieść napisana w 1896 roku, doskonale sportretowany przełom XIX - XX wiecznej rodziny niemieckich fabrykantów Fust oraz polskich Kryszpinów na tle zmian społeczno - ekonomiczno - politycznych.
Wielowątkowa opowieść o proletariacie, funkcjonowaniu i mechanizmach pracy robotnic i robotników, wyzysk i kapitalizm, o warstwach społecznych od najuboższych do arystokracji, o mezaliansie, o relacjach ludzkich, o uczuciach, które dzieli wszystko, o rodzinie, która pokonała wszystkie przeciwności losu tragicznie za to płacąc, o historii, która zatoczy krąg i scali na zawsze.
Takie historie w XIX wiecznej Polsce pewnie były czymś normalnym, rodzice popełnili mezalians, ona, córka niemieckiego fabrykanta, on polski lekarz, oboje pełni ideałów w głowie, o pieniądze nie dbali, chcieli zmieniać świat i pomagać ludziom. Wydziedziczenie, śmierć obojga małżonków i trójka dzieci, które pozostają pod opieką babci w podeszłym wieku.
Decyzja o przyjęciu przez brata matki, wuja Fusta staje się początkiem drogi Dyzmy, szesnastoletniego chłopca, który przejmuje nad młodszym rodzeństwem opiekę, staje się w jednej osobie rodzicem, opiekunem, mentorem i kierunkowskazem. Gdy bracia przekroczą próg fabryki i zaczną prace na najniższym szczeblu, usłyszymy huk maszyn, krosien, zobaczymy zawiść i nieuczciwość, robotnik robotnikowi wilkiem, odkryjemy życie poza praca, rozrywkę i najuboższe dzielnice. Arystokracja zaprosi nas na salony pałacu, idealny i hermetyczny świat z pozoru odkrywa rysy i pogłębiające się rozdźwięki miedzy członkami i brak prawdziwych relacji, by utrzymać dziedzictwo majątku i czystości krwi.
Dobrze scharakteryzowane postaci, mocne, zdeterminowane i na sukces nastawione jednostki, które nie cofną się przed niczym, po trupach cel osiągną, mroczne i pokrętne umysły...i na tej jałowej ziemi kiełkuje główny bohater, który konsekwencją, nieugiętością, niezłomnością, prawością i dobrocią powoli, cierpliwie naprawia świat, niczym Prometeusz daje ogień ludziom i Syzyf wciąż toczy kamień na szczyt góry...
Długie rozważania filozoficzno - moralne, warstwa społeczna Polaków i Niemców, Żydów ich współdziałania i współżycie, konflikty rodzące się, ale też niezwykła metamorfoza, która pokazuje wielką siłę i nadzieję.
Powieść może przypominać inne wielkie, monumentalne dzieło Władysława Reymonta, które inspirowane było pobytem pisarza w Łodzi w 1896 roku, wydane drukiem 1897-1898 w "Kurierze codziennym".
"...Bądź takim, aby cię każdy szczep pragnął mieć swoim..."
Powieść napisana w 1896 roku, doskonale sportretowany przełom XIX - XX wiecznej rodziny niemieckich fabrykantów Fust oraz polskich Kryszpinów na tle zmian społeczno - ekonomiczno - politycznych.
Wielowątkowa opowieść o proletariacie, funkcjonowaniu i mechanizmach pracy robotnic i robotników, wyzysk i kapitalizm,...
2020-02-06
"...Ty pójdziesz górą, ty pójdziesz górą,
A ja doliną;
Ty zakwitniesz różą, ty zakwitniesz różą,
A ja kaliną.
Oryż uszu nastawił.
Ty będziesz panną, ty będziesz panną
Na wielkim dworze;
A ja będę księdzem, a ja będę księdzem
W białym klasztorze.
— To dla mnie! — uśmiechnął się Oryż i już sam następną zwrotkę w dal rzucił:
A jak pomrzemy, a jak pomrzemy.
Każemy sobie
Złote litery, złote litery
Wyryć na grobie!
Słońce zupełnie zaszło, śpiewy przebrzmiały.
Oryż się zawrócił.
— Było nas troje: ona, Osiecka i ja. Każdy z nas dawał i nie rachował, kochał i nie był kochany... każdy cierpiał.
I ciekawym, czy są na to jakie szale i gwichty, i kto z nas wart, by mu na mogile zakwitła symboliczna jerychonka?
Uśmiechnął się po chwili.
— Berwińska-by mi pewnie odpowiedziała, ale jéj nie spytam, ani nikogo. Ma Oryż swój szkaplerzyk dla siebie. Niech go dochowa do końca, i basta!..."
Bardzo realistyczny Kraków z arystokracją, mieszczaństwem i najuboższą warstwą społeczną kontra cudowna podróż do Włoch. Balansujemy pomiędzy misternie uplecioną siecią uczuć trójkąta, kochający i niekochający, szarady i roszady tworzące się w tylko w relacjach ludzkich jest to możliwe i wciąż zaskakujące, poświęcenie do granic możliwości kontra wyrachowanie i bazowanie na ludzkim poddaństwie, gdy chemia wciąż trzyma i czyni ślepym na wszystko. Niczym za sprawą róży i pierścienia możemy postrzegać ludzi i na piedestale stawiać, by innych zdeptać i splugawić jednym spojrzeniem i słowem. Ostracyzm wszech panujący i swą niszczycielską siłą łamiący reguły moralne i kręgosłup.
Piękny i archaiczny język, doskonałe dialogi i poczucie humoru, które urzeka, i praca u podstaw i filantropia.
Książka pochłania i niestety otrzeźwia smutnym zakończeniem, które w towarzyszącej mi ostatnio Marii Rodziewiczówny niestety jest czymś normalnym i stałym niemal.
Cytaty mądrością:
"...Natura tworzy czasem dziwolągi, żeby jej nie posądzono, iż w pomysłach się wyczerpała..."
"...Trzeba odróżniać tłum od ludzi… Pierwszy krzyczy i idzie za pozorem, drudzy myślą i szukają treści..."
"...Złe i dobre zależy od punktu widzenia i gustu każdego z nas…"
"...Żaden płaz nie ma tak twardego życia jak człowiecze serce..."
"...Świat jest bardzo dobry i piękny, gdy się chodzi ścieżkami duchów..."
"...Są ludzie, którym się wszystko wybacza, bo są albo niczym, albo wszystkim..."
"...Dlaczego to cnota jest zawsze taka nudna? – Dlatego, że nic nowego nie wymyśla..."
"...Ty pójdziesz górą, ty pójdziesz górą,
A ja doliną;
Ty zakwitniesz różą, ty zakwitniesz różą,
A ja kaliną.
Oryż uszu nastawił.
Ty będziesz panną, ty będziesz panną
Na wielkim dworze;
A ja będę księdzem, a ja będę księdzem
W białym klasztorze.
— To dla mnie! — uśmiechnął się Oryż i już sam następną zwrotkę w dal rzucił:
A jak pomrzemy, a jak pomrzemy.
Każemy...
2020-02-02
"...- Czyż on ma duszę? Pani go zawsze bronisz. Dlaczego? Uczynił wam co dobrego? [...]
- Ja - powtórzyła powoli namyślając się - ja mam prawo go bronić, bo on mi uczynił dużo złego..."
"...Roznoszono właśnie wety. Służba w liberii białej z żółtym, kapiącej od złota i haftów, fantazyjnego kroju, z zapiętymi na plecach wierzchnimi rękawami podawała je na złoconych tacach, tak poważna i skupiona, jakby spełniała obrządek religijnego kultu.
Z tac wyzierały złociste ananasy, pomarańcze, świeże figi, daktyle, owoce dalekiego Południa, na stole szampan pienił się w krysztale. Tymczasem zachodzące słońce, czerwone, zaglądało przez wąskie, gotyckie okna do tej sali sklepionej, wyłożonej dębem rżniętym misternie, ślizgało się po ścianach obwieszonych trofeami łowów, muskało gdańskie, rzeźbione kredensy i szafy, lubowało się zbytkiem zastawy stołu, strojów służby, zazierało też bardzo niedyskretnie i ciekawie w oczy dziewięciu biesiadników. Poczciwe słońce, które dzień cały złociło łany zbóż rodzimych, ogarniało życiodajnym uściskiem białe brzozy, czarne olchy i dęby, grzało lotki jaskółek, bocianów, szarych wróbli, opalało na brąz twarze smagłego ludu, od potu szklące, a radosne w znoju – teraz pod wieczór, ukośnie, przez cieniste parki i złocone sztachety, wdarło się aż tutaj, na kamienny dziedziniec, zabawiało się z fontanną i wpadło aż do środka pysznego, samotnego gmachu.
Zdziwione było słońce. Owoce na stole nie ono wypieściło; napój złocisty nie jego był dziełem; twarzy tych ludzi, goszczących u biesiady, nie pomalowało złocistym odblaskiem. Były białe i różowe jak kwiaty fantastycznych begoni zdobiących stół jadalny, kwiaty, które słońce widziało niekiedy przez tęczowe szkła przepysznych cieplarni.
Więc słońce, śmiałe i pewne swego czaru, poczęło tych ludzi dotykać po czole i policzkach, muskać po włosach. Nie widywało takich w swoich wędrówkach po polach szerokich, po dolinach cichych, po gwarnych osadach przydrożnych.
Na czołach tych nie było potu; policzki pokrywał puder lub bladość papierowa.
Znalazło przecie młode lica i poswawolić chciało. Poczęło więc je całować ognistymi pocałunkami, łechtać drżącymi promieniami; poczęło pieścić i głaskać. Takie pieszczoty i swawole miewało zwykle dla ludzi, którzy znosili jego skwar całodzienny, a ludzie owi płacili mu uśmiechem i, zaczepieni, podnosili w stronę jego tarczy łagodnej, purpurowej oczy wdzięczne i wesołe.
Ale u tego stołu inni byli ludzie. Młode lico uchyliło się od pieszczot i całusów, usunęło się niechętnie i twarz młodej, bardzo pięknej damy zachmurzyła się widocznie.
– Ach! to obrzydliwe słońce! Obiadujemy przy chłopskiej iluminacji! – sarknęła odrzucając wachlarz.
Towarzysz jej, mężczyzna blady i mizerny, podniósł oczy ku oknu i łuna zachodu stanęła w jego źrenicach siwych, przyćmionych i jakby bardzo smutnych.
– Ktoś ty? – spytało go słońce. – Nie widziałem nigdy ani ciebie, ani takiego smutku, jak w twoich oczach. Czyś nieszczęśliwy? Czyś chory? Chodź ze mną!...
Zamigotało całym bogactwem swych barw.
– Chcesz złota i purpury? Patrz, ile ich mam!..."
Powieść powstała w 1890 roku, a przekład czeski w 1895 roku.
Przenosimy się do posiadłości w Holszy, poznajemy ród książęcy Holszańskich, despotyczną księżnę, syna Leona zwanego Lwem, Izabelę przyszłą hrabinę Maszkowską, jest też zabawna i żądna ekscesów, przygód księżniczka Lawinja, baron Amadeusz. Dalej poznajemy zarządcę Grzymałę.
W niezwykłych okolicznościach pięknej posiadłości rodzi się uczucie rodem z "Trędowatej" Mniszkówny, mezalians stary jak świat, walka dobra i zła, walka o równość, walka o prawo do szczęścia.
Nim kobieta i mężczyzna staną się sobie równi, przewędrują, przepracują i oczyszczą się niczym w "katharsis".Każdy z bohaterów napisze nowy rozdział swojego życia, w którym wartości moralne i filantropia zagoszczą na zawsze, a nawet z czasem przemiana i wyścig z pomysłami wywołuje półuśmiech na twarzy czytelnika.
Obraz społeczno - ekonomiczno - obyczajowy, sportretowanie arystokracji i ziemiaństwa, mocno podkreślona filantropia i charytatywność, a światełko w tunelu błyszczy do końca.
Język przeplatany zwrotami francuskimi i angielskimi, anachronizmy, czyta się dobrze z przymrużeniem oka...a doskonałe porównanie człowieka do konia hrabiego Maszkowskiego :
"... — Człowiek jest, jak koń! Bez tresury — kawaler, z narowami — stary kawaler, z ułogą — mąż złej żony. Ale mąż dobrej żony, to ideał konia!..."
"...- Czyż on ma duszę? Pani go zawsze bronisz. Dlaczego? Uczynił wam co dobrego? [...]
- Ja - powtórzyła powoli namyślając się - ja mam prawo go bronić, bo on mi uczynił dużo złego..."
"...Roznoszono właśnie wety. Służba w liberii białej z żółtym, kapiącej od złota i haftów, fantazyjnego kroju, z zapiętymi na plecach wierzchnimi rękawami podawała je na złoconych tacach,...
2020-01-21
"...Redaktor wszedł. Był to człowiek średnich lat, podobny do biustów Szekspira, z ostro zakończoną brodą.
— A co tam znowu? — spytał z dźwiękiem niecierpliwości w głosie.
— Interes — odparł lakonicznie sekretarz, ruchem głowy wskazując kobietę.
— To ja, wujaszku — ozwała się, przechylając głowę przez okienko i wyciągając rękę.
— Henrysia! Co ty tu robisz, trzpiocie?
Redaktor uścisnął podaną sobie dłoń i uśmiechnął się, zapominając o niechęci, z jaką wszedł.
— Przyszłam z prośbą do wujaszka.
— Naprzykład!
— Wujaszku, proszę mi znaleźć jakiego męża.
— Co?!
— No, męża, małżonka, un mari, einen Mann, a husband! jak wuj chce.
— Dajże pokój. Nie mam czasu żartować z tobą. Czego chcesz?
— Powiedziałam już: męża!
— Coś ty? w malignie? Szukaj go sama. Dość się znajdzie, sądzę, amatorów na twój ładny pyszczek, bez mojej pomocy.
— Na tem właśnie polega cały interes. Mój mąż nie powinien mnie chcieć; niech mi wujaszek takiego wynajdzie. Może być ślepy, kulawy, niemy, garbaty, byle się zgodził na ślub natychmiast!
— Co to za heca! Sfiksowałaś do reszty!
— Nie ja, cóż znowu! ale mój opiekun i stryj jednocześnie.
— Nic nie rozumiem.
— Ach, jaki wujaszek niedomyślny! Mam wszakże głos potężny, dyrektor konserwatorjum przepowiada mi sławę europejską, ale nie tu, w tej mieścinie. Trzeba mi w świat, do Paryża, Londynu, que sais-je! Byłam pewna, że na pierwsze słowa stryj z wdzięcznością wyśle mnie, gdzie pieprz rośnie. Robiłam, co mogłam, by na to zasłużyć: przewracałam i łamałam meble, tłukłam talerze, wyrzucałam lub darłam niedoczytaną gazetę, uściełałam podłogę łupinami od orzechów. Nic nie pomogło. Ach, ci emeryci!
— Bardzo szanowni ludzie, moja droga! — przerwał redaktor. — Cóż dalej? Stryj ci nie pozwolił jechać?
— Owszem, ale pod warunkiem, bym zamąż poszła. Wówczas umywa sobie ręce od moich szaleństw, jak je raczy nazywać, wypłaca mi mój fundusz... to nie żarty, wujaszku, trzydzieści tysięcy rubli, i nie chce o mnie słyszeć więcej.
— No, zatem rzecz skończona. Wychodź zamąż. Każdy cię weźmie, z posagiem szczególnie.
— Ależ ja nie chcę wychodzić zamąż! — zawołała z płaczem prawie. — Że też wuj tego nie rozumie! Ja chcę swobody, ale to zupełnej; ja nie chcę tego nieodstępnego towarzysza, ja chcę zostać kapłanką sztuki tylko.
— Cóż ja w tej sprawie mogę poradzić?
— Niech mi wuj da męża, któryby, wziąwszy ślub, poszedł sobie w prawo, a ja w lewo; któryby się piśmiennie zobowiązał żadnych praw do mnie nie rościć, ani do moich funduszów, ani do niczego, i nigdy nawet nie wspomnieć, że jest niby moim panem; słowem, mąż tylko na czas ślubu! Zapłacę mu za to, co zechce; nazajutrz gotowam się o rozwód wystarać... wszystko, wszystko! Wujaszku, tyle tu osób bywa, może się kto taki znajdzie. Niech wuj pomyśli.
— Et, bredzisz! — oburzył się wreszcie redaktor. — Za kogo mnie masz? Za warjata, podobnego tobie? Rozumny projekt, niema co mówić, godzien zbiega od Bonifratrów. Na księżycu szukaj głupca, coby na to się zgodził!... A potem rozwód... Tfy, żebyś choć przeczytała powody do rozwodu, kiedy o nim pleciesz. Ślicznie! Moje imię w takiej awanturze, redaktor „Gazety“ wmieszany w skandal..."
"... — Ćmo, molu, mizantropie! — wołał wówczas — czemu ty choć na ulicę nie wyjdziesz! Przyrośniesz do biurka!
— Albom ja ulicy nie widział! Co tam ciekawego? — mruczał sekretarz.
— No, to pójdź do teatru, na koncert, gdziebądź, choć do ogrodu jakiego.
— Dziękuję panu, nie lubię muzyki.
— Nie lubisz! Ha, to dobrze! Każę ci tu pod okno katarynkę sprowadzić, jeżeli mi zaraz nie wyjdziesz na ulicę. Zachorujesz, człowieku! Ot, wiesz co, idź odwiedź swego stryjaszka! Spotkał mnie dziś i mówił, że znalazł jakiś unikat-kapelusz. Skarży się, że ciebie dawno nie widział. Przysiągłbym, że w gruncie brak mu psot Heni. Zrobiłeś straszną krzywdę staremu, nie ma na kogo gderać. Wspomnisz moje słowo, że wkrótce wytnie ci orację, jak to źle, że jej tu niema. Zobaczysz, że on was jeszcze doprowadzi do pozbycia się narowów antymałżeńskich. No, patrzcie, jak on teraz zmyka! Ej, chłopcze, co ci tak pilno! Poczekaj, zaraz skończę.
Ale Chojecki nie był ciekawy końca, sądząc po początku.
Nie cierpiał drwin redaktora; jego szalone ożenienie się, im dalej się odsuwało w przeszłość, tem więcej zaczynało mu wyglądać na kapitalną niedorzeczność..."
"...„Drogi wujaszku!
Dziś mój trzeci występ, śpiewam Adelę, tu bardzo wesoły teatr, tak krzyczą, a za kulisami się kłócą i całują, i znowu sprzeczają! Okropnie wesoło! Mój dyrektor zgubił wczoraj perukę, zaczepiła mu się o gwóźdź koło kulisy, myślałam, że umrę ze śmiechu. Moje towarzyszki zbierają się zaledwie, siedzę sama, we własnym gabinecie, orkiestra już przyszła, za chwilę rrum!... i grać zaczną.
Tak się śpieszę!
Wyjeżdżając od was, zapomniałam w mieszkaniu jednego kolczyka z brylantem, bardzo mi potrzebny, musi się znaleźć na ziemi, w śmieciach, jeżelim go na ulicy nie zgubiła. Za ten jeden, co tu mam, Fanny chciała mi dać tysiąc franków, ale cóż, chyba go u nosa powieszę!
Śniło mi się wczoraj, że stryj nalewał herbatę w kapelusz; może go co złego spotkało? Niech go wuj pozdrowi ode mnie, bo nie mam czasu na osobny list; a jeżeli wuj nie wyczyta, to nie, bo to wodne pismo.
Ktoś puka, to pewnie ten pan, co mi codzień przysyła bukiety i proponuje, ach! Eldorado na ziemi! Diable c‘est tentant, ale na nieszczęście, on się nazywa Gaspard! Ukochany Kacper, brrr! na to się nigdy nie zdecyduję.
Bądźcie wszyscy zdrowi
Harriet.
„Proszę powiedzieć, a mon mari (ach, żeby Kacper ten frazes zobaczył), — proszę mu zatem powiedzieć, żem na jego intencję nauczyła się najpatetyczniejszej arji „Sinobrodego“, czekam okazji, by słowa dotrzymać, au chevalier morose.
— Cha, cha, cha! — wybuchnął redaktor — w ogonie trucizna. List niby do mnie, ale...
Dokończył gestem wymownym.
Chojecki obrócił się dość niegrzecznie w bok i spojrzał machinalnie na stempel pocztowy. Redaktor, uspokojony, co do zdrowia siostrzenicy, puścił wodze konceptom.
— A imię mu: kakofonja! — wykrzyknął, biorąc list do ręki i podnosząc w górę. — Kolczyk i modne pisanie, Kacper i Sinobrody, wszystko bez daty, bez nazwisk, miejscowości, ale genjalne! Jutro umieścimy ten okaz w feljetonie, na pamiątkę wiekom przyszłym, na wzór stylu i formy!..."
"...— Mniejsza o słowa i formę — rzekł — chodzi mi o zdanie pańskie, czy panna Henryka zgodzi się na uwolnienie nas obojga z pęt zupełnie bezużytecznych.
— A czemużby nie miała! Poco jej mąż, gdy ma zapewnione setki gachów! Fiu, nie poznasz jej, śliczna dziewczyna, aż oczy rwie!
— Ha, zatem będę próbował — westchnął Chojecki — choćbym się rad wykupić od tej awantury, bo w gruncie rzeczy zrywam umowę, szukając jej.
— Wiesz co? Najlepiej będzie, gdy się pogodzicie! To was ani grosza nie będzie kosztowało! — zaśmiał się wujaszek. — A ręczę ci, że dziewczyna cudna!
— A, żeby nawet była piękną jak Venus z Milo, — zawołał niecierpliwie Chojecki — to ona nie dla mnie!
— Kto to wie!
Puszczającego się na koncepta wujaszka wstrzymało wejście kilku osób. Gdy ich się pozbył, nie było już Chojeckiego.
— Uciekł, niecnota, nie obiecał wrócić. Chciałbym, żeby go Henia zbałamuciła! Toby była jeszcze lepsza farsa, jak ich gody małżeńskie! Cha, cha, cha! żeby też on choć raz poznał, co to szał i krew, tobym tej czarodziejce dał pierwszy medal nagrody na konkursie prac nadludzkich! Morze limfy ten człowiek, choć się pozornie rozruszał i ożywił. Ach, żeby go Henia zbałamuciła!..."
Utwór powstał w 1890 roku.
No i co my tym razem dostajemy? Istna farsa, która bawi od pierwszych wersów, gdy się trafi trzpiot - panienka ze zwierzęcym ciśnieniem na szkło, to nic jej nie powstrzyma, nie zatrzyma, do piekieł wstąpi i cel osiągnie...pyszna i zabawna historyjka z ambarasem, aby na koniec dwoje naraz.
Polecam pomiędzy i wtedy i potem, gdzieś na złe dni, ale odskocznię, i na dobre dni.
"...Redaktor wszedł. Był to człowiek średnich lat, podobny do biustów Szekspira, z ostro zakończoną brodą.
— A co tam znowu? — spytał z dźwiękiem niecierpliwości w głosie.
— Interes — odparł lakonicznie sekretarz, ruchem głowy wskazując kobietę.
— To ja, wujaszku — ozwała się, przechylając głowę przez okienko i wyciągając rękę.
— Henrysia! Co ty tu robisz,...
2020-01-31
"...– Do swoich! – zaszemrało jak echo w kajucie.
Głowa kapitana opadła na ręce i dojmująca tęsknota objęła go całego.
Do swoich... Choć na godzinę, na chwilę marną! Do ojców! Tyle lat przeszło, aż zapomniał. Do swoich!
Wyprostował się. Co wart podziw jutrzejszy Szczecina, co wart jutrzejszy triumf? Tam daleko podziw dopiero będzie i duma! Tam, gdzie go widziano głupim i biednym, w kamizelce ojcowskiej na grzbiecie, pastuchem bosonogim, tam niech go teraz ujrzą dorosłym i bogatym, w cienkiej odzieży, przy złotym zegarku, z pierścionkiem zaręczynowym najbogatszej szczecińskiej dziedziczki.
Zabiło mu serce gwałtownie.
Pojedzie! Widzieli go nędznym, zobaczą bogaczem – żegnali w biedzie, powitają w chwale! Dary im piękne zawiezie, ojców o błogosławieństwo poprosi, papiery swoje z parafii weźmie do ślubu z Gretą. Będą go na ręku nosić, rówieśnicy zazdrościć, a wieś cała opowiadać sobie będzie o nim długie lata. Po licu jego snuła się duma wyższości, jasne odblaski wewnętrznego zadowolenia. A pragnienie i pamięć, raz rozbudzone i wskrzeszone, stawały się namiętnością, potrzebą, gwałtem. Wirowało mu w głowie, latało ogniem w źrenicach. A Bałtyk jego rodzinny o ścianę kajuty uderzał i jakby zachęcał, i na drogę tę szemrał: „Su Diew, jaunis, su Diew!”..."
"...Siną, fantastycznie pogiętą tasiemką płynie Kirszniawa, rzeczułka drobna i płytka, dążąc przez wzgórza i doliny, popod szarymi Wsiami do Dubissy. Tam, gdzie za dworem w Palandrach zaginała się w szerokie półkole, oddzielała grunty pańskie od zagród i pól chłopów karewiskich. Wieś rozrzucona była szeroko i bezładnie na szerokiej przestrzeni. Od zagrody do zagrody zygzakiem biegły twarde ścieżki; rozdzielały je płoty i zagony warzywa, otulały puszyste sady. Nad rzeką gościniec się wił, poznaczony słupkami z nazwiskiem gospodarzy, obrzeżony ciętymi kulisto wierzbami, strzeżony co kroków kilkaset przez kapliczki oszklone, pełne pierwotnych rzeźb świętych. Ścieżyny twarde od chat biegły też do gościńca, inne wężykiem wślizgiwały się w pola wioskowe, inne szły przez kładki i wielkie głazy na rzece w stronę dworu. Mrówcze to były drożyny, pracą wydeptane.
Za wsią, od gościńca na lewo, zbiegało się ich mnóstwo, tworzyły już nie szczelinę w zieleni, ale szeroką drogę. Ta wiodła do kościółka z polnych kamieni, stojącego jak na strażnicy wsi. Sioło wyglądało dostatnio i ludnie.
Z gościńca wzrok z przyjemnością obejmował zagrody te i sady, żywą wodę i czerwony dach kościoła, zajmował się dziwnymi krzyżami Żmudzi, bardziej do monstrancji niż do krzyżów podobnymi, a zatrzymywał się wreszcie ciekawie na starym sypanym kurhanie za wsią, Gedyminowych może bojów zabytku, który teraz gęsto porosły dzikie róże i tarniny.
W zagrodach tych lud mieszkał rosły i dorodny. Na pozór wesół i swawolny nawet, krył w głębi dusz niespożyty hart, wielkie tajemnice, niezatarty stary obyczaj. Sprawni byli J do rolnictwa i rzemiosł, skrzętni i pracowici. Hodowali lny i pszczoły, chodzili z dostawami lądem i wodą, wyrabiali barwne samodziały. Karewisów we wsi było dziesięć rodów spokrewnionych i sąsiadujących o miedzę. Rozrodzili się nadmiernie i zubożeli wskutek tego. Młodzież ich, na schwał piękna i wybujała, szła gęsto i często w rekruty, sługiwała po i dworach, a jednak w chatach dziatwa się nie przebierała, dostatku nie przybywało, zagon się rozdrabniał.
Kołodziej Jan Karewis, dla rozróżnienia przezwany Didelis (wielki), przodował między krewniakami ilością rodziny, biedą, pracą i nabożeństwem. Miał też za kogo i o co się modlić. Prosił o siły dla siebie do pracy, prosił za czworgiem dzieci i żoną staruszką, którym dział wydzielono na cmentarzu za kościołem, prosił za trzema zamężnymi córkami, za i dwoma synami, co się pożenili i gospodarzyli wspólnie, wzdychał do Boga za Piórkiem, co go wzięli w żołnierze, daleko, aż do wołogodzkiej guberni, i za najmłodszym Marcinkiem, co stado pańskie pasał za Kirszniawą. I prosił jeszcze za i jednym dzieckiem, o którym już nawet nie wspominało rodzeństwo w chacie, tak dawno w świat poszedł i przepadł bez wieści. Czasem też prosił kołodziej o wiele, wiele pieniędzy. Marzyło mu się, jak by wtedy synów rozdzielił i obudował, ziemi dokupił, krów i koni dochował, Marcinka do szkół i oddał – może by na księdza wyszedł, a Piórkowi posłał zapomogę na chleb biały i buty wygodne, a tymczasem w domostwie Didelisów siekiera jego pracowita stukała od świtu do nocy, a kark jego od pracy i lat garbił się coraz więcej, a z piersi zmęczonej coraz częściej stękanie się dobywało lub ciche westchnienie..."
Powieść powstała w 1889 roku i prowadza nas w niezwykle malownicze meandry Kirszniawy i Dubissy, urzekający krajobraz i piękno natury w które wpisane są losy Litwinów i Żmudzinów. Tytuł szary proch symbolizuje ziemię i jej wartość, związanie tożsamości, identyfikacji, lojalności i patriotyzmu.
Główny bohater to Litwin Wawer Karewis pracuje w Niemczech – pod nazwiskiem Lorenz – jako kapitan statku, ciężką pracą, determinacją i odwagą ustanowił swoją markę. Ustabilizowana sytuacja materialna, narzeczona i przyszłość związana z Niemcami, to dobra okazja by wrócić na "ojcowiznę" i zweryfikować wybór przyszłości. Powrót do korzeni, spotkanie z ojcem, dawnymi mieszkańcami i sentyment do miejsca dzieciństwa. Społeczność początkowo traktuje go wrogo, Wawrzyniec również zasady, obyczaje odbiera bardzo sceptycznie. Ziemia, kobieta i tragedia we wsi staną się atutami do zastanowienia się nad powrotem do korzeni, przynależnością i odkryciem tożsamości i miłości , do skrawka ziemi i wszystkiego, co może dać człowiekowi szczęście i własne miejsce na ziemskim padole.
"...– Do swoich! – zaszemrało jak echo w kajucie.
Głowa kapitana opadła na ręce i dojmująca tęsknota objęła go całego.
Do swoich... Choć na godzinę, na chwilę marną! Do ojców! Tyle lat przeszło, aż zapomniał. Do swoich!
Wyprostował się. Co wart podziw jutrzejszy Szczecina, co wart jutrzejszy triumf? Tam daleko podziw dopiero będzie i duma! Tam, gdzie go widziano głupim i...
Prosper Mérimée XIX wieczny francuski dramaturg, pisarz , historyk i archeolog stał się mistrzem krótkiej formy. W 1845 roku napisał nowelkę "Carmen", charyzmatyczna hiszpańska piękność o cygańskich korzeniach , nieokiełznana, dzika uwodzi / zwodzi mężczyzn . Namiętność , żywiołowość, kastaniety, korrida, taniec, wino, kontrabanda i tragedia. To podwaliny najsłynniejszej opery Bizeta. Dyrektor paryskiej Opéry-Comique Camille du Locle przeczytał nowelkę i ujrzał potencjał. Bizet stworzył muzykę i słynną habanerę. Aria stanowiła inspirację melodią baskijskiego kompozytora Sebastiána Iradiera "El Arreglito", którą Bizet uważał za ludową melodią. Libreciści znacznie zmienili treść libretta m.in. dodając postacie Micaëli i Escamilla.
Metropolita Opera w Nowym Jorku w transmisji kinowej zaprezentowała najnowszą wersję opery "CARMEN".
Hiszpańskie rytmy, słynne melodie habanery, seguidilli i kupletów toreadora czynią z „Carmen” jeden wielki operowy przebój. Angielska reżyserka Carrie Cracknell klasycznej opowieści o femme fatale i tragicznej namiętności, nakłada współczesny kostium i wplata w wydarzenia wątek handlu ludźmi.
Mezzosopranistka Aigul Akhmetshina, jako tytułowa Carmen, synonim femme fatale, tenor Piotr Beczała w roli Don José, sopranistka Angel Blue - Micaëla . Bas-baryton - Kyle Ketelsena jako dumny Escamillo. W tej poruszającej serca inscenizacji opery Bizeta orkiestrę Met poprowadził Daniele Rustioni.
Prosper Mérimée XIX wieczny francuski dramaturg, pisarz , historyk i archeolog stał się mistrzem krótkiej formy. W 1845 roku napisał nowelkę "Carmen", charyzmatyczna hiszpańska piękność o cygańskich korzeniach , nieokiełznana, dzika uwodzi / zwodzi mężczyzn . Namiętność , żywiołowość, kastaniety, korrida, taniec, wino, kontrabanda i tragedia. To podwaliny najsłynniejszej...
więcej Pokaż mimo to