-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2024-02-14
2024-01-29
2023-12-30
2017-07-29
2017-12-31
Mniej więcej półtora roku temu miałem okazję czytać książkę Dana Simmonsa pt. Ilion, która zachwyciła mnie bez reszty i na długo nie mogłem znaleźć niczego równie dobrego. Autor świetnie połączył w niej klimat i ducha wojny trojańskiej z elementami science fiction. Jednak na jej kontynuację, czyli Olimp przyszło mi dość długo czekać, a premiera tej książki była wielokrotnie przekładana i powoli już traciłem nadzieję, że w najbliższym czasie ją w ogóle przeczytam. Na szczęście jednak pojawiła się w połowie grudnia 2017 roku w sklepie Wydawnictwa Mag, zaś oficjalną premierę zaplanowano na luty 2018 roku.
Parys, mąż Heleny nie żyje - został zabity w pojedynku przez Apolla. To, oraz kilka innych wydarzeń spowodowały, że Grecy i Trojańczycy zapomnieli o własnej wojnie i zwrócili się przeciwko bogom. Wspierają ich w tym autonomiczne roboty, zwane morawcami, dzięki którym ludzie mają jakąkolwiek szansę przeciwko obdarzonym nowoczesną technologią bóstwom. Tymczasem na Ziemi ludzie uczą się żyć bez tych wszystkich nowoczesnych udogodnień, jakie dotychczas znali i muszą na nowo odbudować cywilizację. Nie będzie to łatwe, ponieważ ich nowo wybudowane siedziby są nieustannie atakowane przez złowrogie wojniksy, zdolne zabić w mgnieniu oka dziesiątki osób. Jakby tego było mało zaburzenia kwantowe cały czas narastają i coraz bardziej zagrażają całemu układowi słonecznemu...
Wiele dni po lekturze tej książki, myślałem co zawrzeć w jej recenzji, ponieważ trudno mi postawić wyraźną kreską - tutaj kończy się fabuła Ilionu, a tutaj zaczyna się Olimp. Dlatego w mojej opinii obie te powieści powinny być opisywane i oceniane jako całość, a nie dwie osobne książki. Odniosłem nawet wrażenie, że podział na dwa tomy wynika tylko i wyłącznie ze względów technicznych - trudno byłoby wydać książkę liczącą ponad półtora tysiąca stron. Co więcej, Olimp kontynuuje akcję, tam gdzie skończyła się ona w pierwszym tomie i od samego początku znów jesteśmy wrzuceni w sam środek wydarzeń i dynamicznej akcji, zupełnie jakbyśmy czytali po prostu kolejny rozdział Ilionu. Początkowo poczułem się lekko zdezorientowany, ponieważ nie wszystko pamiętałem po półtora roku, ale bardzo szybko odnalazłem się w całej historii. Żałuję tylko, że nie czytałem Ilionu i Olimpu za jednym razem, tylko miałem dość długą przerwę pomiędzy tymi dwoma powieściami.
W Ilionie obserwowaliśmy stosunkowo trzy osobne wątki dotyczące Hockenberrego, Mahmuta i Harmana, które w Olimpie zaczynają się wzajemnie uzupełniać i krzyżować. Co prawda, przez pierwsze dwieście stron obserwujemy głównie wydarzenia rozgrywające się głównie pod Troją, ale z czasem jest ich coraz mniej na rzecz akcji rozgrywającej się na Ziemi. Przez to w Olimpie nie czuć też tak mocno ducha starożytności, jakiego poczułem w Ilionie, ale akcja na Ziemi świetnie to rekompensuje. Obserwujemy odbudowę cywilizacji przez ludzi, którzy nie mają zupełnie pojęcia o tym, jak zdobyć żywność, uprawiać rolę, wytwarzać broń, czy jak walczyć z wojniksami. A w międzyczasie pojawia się również tajemniczy Kaliban, stanowiący jeszcze większe zagrożenie i to nie tylko dla ludzi, ale dla całej planety. Akcja na Ziemi bardzo dobrze uzupełnia wcześniejsze wątki, przynosi odpowiedzi na wiele pytań i wzbogaca powieść o kolejne interesujące wątki.
Olimp przynosi odpowiedzi na wiele pytań, choć nie na wszystkie tak dobrze jakbym chciał. Podobnie jak w Ilionie, Simmons powoli ujawnia kolejne okruszki informacji, z których stopniowo wyłania się końcowy zamysł. Jednak miejscami zabrakło mi pełniejszego wyjaśnienia niektórych kwestii, zwłaszcza dotyczących technologii kwantowej - dość dużo w tej kwestii jest niedomówień i uproszczeń, które chwilami bardziej wnikliwego czytelnika mogą zwyczajnie drażnić. Co więcej, również w zakończeniu autor poszedł na skróty i nie wszystko dostatecznie wyjaśnił. Byłem bardzo ciekawy jak zakończą się wątki Kalibana i Setebosa, a ci po prostu w pewnym momencie znikają i ot rozwiązanie problemu. Odniosłem wrażenie, że chwilami autor stworzył zbyt wiele różnych wątków i nie wszystkie był w stanie dobrze zakończyć. Nie jest to jakoś bardzo rażące, ponieważ Olimp bardzo dużo wyjaśnia i jest świetnym uzupełnieniem Ilionu. Niemniej jednak pozostawia to pewien niedosyt, ponieważ nie zawsze odpowiedzi, jakie autor podał są satysfakcjonujące, nawet jeśli są one logiczne i spójne z tym, co wcześniej przeczytaliśmy.
Ilion, jak i Olimp to nie tylko powieści spod znaku science fiction, ale również świetny przykład intertekstualności. Sprowadza się to nie tylko do oczywistej Iliady Homera, ale również do dzieł Szekszpira, 20 000 mil podwodnej żeglugi Juliusza Verne, powieści Nabokova, Wehikułu czasu George'a Wellsa i wielu innych dzieł. Czasem jest to jedna nazwa, zwrot, czy zapożyczenie imion dla bohaterów, a czasami zacytowane są całe fragmenty innych tekstów. Dzięki temu Ilion oraz Olimp zyskują dodatkowe znaczenia, jeśli tylko zechcemy wgłębić się w treść zacytowanych fragmentów i dostrzec ich ukryty sens dla powieści.
Olimp jest znakomitą kontynuacją Ilionu, przynoszącą odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Zdecydowanie warto było czekać na tę książkę, nawet półtora roku! To niesamowite zakończenie historii, która urzekła mnie bez reszty i którą na długo zapamiętam. Polecam!
http://hrosskar.blogspot.com/2018/01/olimp-dan-simmons-przedpremierowo.html
Mniej więcej półtora roku temu miałem okazję czytać książkę Dana Simmonsa pt. Ilion, która zachwyciła mnie bez reszty i na długo nie mogłem znaleźć niczego równie dobrego. Autor świetnie połączył w niej klimat i ducha wojny trojańskiej z elementami science fiction. Jednak na jej kontynuację, czyli Olimp przyszło mi dość długo czekać, a premiera tej książki była wielokrotnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-24
Rycerz Siedmiu Królestw to zbiór trzech minipowieści, które przed kilkoma laty zostały wydane w jednej książce, a ostatnio również w wydaniu ilustrowanym. Akcja tych trzech historii rozgrywa się na wiele lat przed wydarzeniami opisanymi w Grze o tron. Opowiadają one o wędrownym rycerzu o imieniu Dunk oraz o jego giermku o dość niecodziennym przydomku Jajo, którzy razem przemierzają Westeros, uczestniczą w turniejach, sypiają przy drogach, czy wstępują na służbę u lordów. Przyszło im żyć w relatywnie spokojnych czasach - nie ma wojen, ani konfliktów, lecz niedawny bunt Czarnego Smoka sprzed kilkunastu lat wciąż jest żywy w pamięci ludzi.
Każde z zawartych w tej książce historii mają nieco odmienny charakter, jak również poruszają inne kwestie i problemy. Lecz wszystkie łączą się ze sobą za sprawą motywów rycerskich, jakie wykorzystał Martin. I tak mamy wędrownego rycerza, bogate turnieje, czy służbę seniorowi. Jednak autor nie byłby jednak sobą, gdyby nie nadał tych wątkom realności oraz typowej dla swoich książek brutalności. I tak turnieje to niezwykle niebezpieczne zajęcie w trakcie którego można zostać rannym, a nawet zginąć, jeden z giermków zostaje pasowany na rycerza w zamian za cnotę swojej siostry, a służba u seniora nie przynosi ani chwały, ani bogactwa, lecz tylko kolejne kłopoty. Co więcej, w dwóch minipowieściach bohaterowie napotykają na swojej drodze kilku pokonanych lordów z czasów buntu Czarnego Smoka, którzy wciąż wierzą w słuszność tej sprawy. Pomimo kilkunastu lat od tych wydarzeń, echo tego konfliktu wciąż nie milknie i nie wszyscy z nich pogodzili się z tym przegraną... W połączeniu z poprzednio wymienionymi motywami rycerskimi oraz całym urokiem powieści Martina jest to nad wyraz przyjemna lektura i stanowi bardzo miły powrót do świata Westeros.
Z racji, że akcja tych opowieści rozgrywa się na wiele lat przed wydarzeniami opisanymi w Grze o tron, to w książce znajdziemy liczne nawiązania do całego cyklu Pieśń Lodu i Ognia. Warto wspomnieć chociażby o tym, że Dunko jest wspominany jako jeden z najbardziej szanowanych dowódców Gwardii Królewskiej, zaś Jajo po latach został władcą Westeros jako Aegon V. W kolejnych tomach cyklu Martina jest również wspominany bunt Czarnego Smoka, a na dalekiej północy mamy okazję poznać Aemona, brata Jaja, który jest maestrem w Nocnej Straży. Z pewnością nie są to jednak wszystkie nawiązania i bardziej uważni fani Pieśni Lodu i Ognia zauważą ich znacznie więcej.
Jak się łatwo domyślić, w książce obserwujemy losy dwóch postaci - wędrownego rycerza i jego giermka. Dunk jest postacią stosunkowo prostą i nieskomplikowaną, a przy tym waleczną, choć niekoniecznie bardzo inteligentną. W swoich działaniach kieruje się honorem - pomaga słabszym, dba o innych i dotrzymuje danego słowa, ale nie zawsze dobrze się to dla niego kończy. Natomiast Jajo jest młodym, inteligentnym, ale nieco krnąbrnym chłopakiem, który w wyniku zbiegu okoliczności zostaje giermkiem Dunka, pomimo że w jego żyłach płynie królewska krew. Posiada ogromną wiedzę, czym niejednokrotnie ratuje Dunka, jak również niewyparzony język, co często sprowadza na nich kłopoty. Są to postacie bardzo różne, pomiędzy którymi jest duży kontrast, ale pomimo tego darzą się nawzajem szacunkiem. Z tej przyczyny nie sposób nie polubić tej dwójki bohaterów i z uwagą śledzić ich przygód.
Pomimo że czytałem już drugi raz Rycerza Siedmiu Królestw, to miałem wrażenie, że odkrywam historie w nim zawarte zupełnie na nowo. Wszystko za sprawą nie tyle pięknego wydania w twardej oprawie, co zawartych w nim ilustracji. Jest ich w sumie kilkadziesiąt i wszystkie utrzymane w ciemnogranatowej tonacji. Większość z nich została wpuszczona w tekst, dzięki czemu odnosi się wrażenie, że stanowią one integralną część historii, a nie są tylko ozdobą.
Rycerz Siedmiu Królestw to jedna z najpiękniej wydanych książek, jakie miałem okazję czytać. Dziesiątki ilustracji, twarda oprawa oraz trzy świetne historie powodują, że jest to bardzo udana lektura. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/12/rycerz-siedmiu-krolestw-wydanie.html
Rycerz Siedmiu Królestw to zbiór trzech minipowieści, które przed kilkoma laty zostały wydane w jednej książce, a ostatnio również w wydaniu ilustrowanym. Akcja tych trzech historii rozgrywa się na wiele lat przed wydarzeniami opisanymi w Grze o tron. Opowiadają one o wędrownym rycerzu o imieniu Dunk oraz o jego giermku o dość niecodziennym przydomku Jajo, którzy razem...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-22
Śródziemie, stworzone przez J.R.R. Tolkiena, posiada niezwykłą i skomplikowaną historię, ze złożoną kosmologią, z mnóstwem miejsc, imion i wydarzeń. Z pewnością nie każdy czytelnik od razu będzie w stanie w pełni zrozumieć tak ogromne i złożone uniwersum. Dlatego z pomocą przychodzi Atlas Tolkienowski. Powstał on jako geograficzny i chronologiczny poradnik dla czytelników Hobbita, Władcy Pierścieni i Silmarilionu, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej o Śródziemiu i miejscach, w których toczy się akcja tych powieści. Książka zawiera liczne mapy, tablice chronologiczne i genealogiczne, jak również ponad osiemdziesiąt stron kolorowych i barwnych ilustracji, przedstawiających wiele pięknych krajobrazów, bitew i postaci.
Atlas Tolkienowski bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ David Kay podszedł do tematu bardzo rzetelnie i wnikliwie. Autor rozpoczyna swoją książkę od stworzenia Ardy, po przedstawienie Śródziemia na przestrzeni czterech er, a kończąc na odejściu Powierników Pierścienia. Dzięki temu osoby, które do tej pory znały tylko Hobbita i Władcę Pierścieni - z filmów, bądź książek, będą miały niepowtarzalną okazję przeczytać jak na przestrzeni lat zmieniało się Śródziemie, jaka jest jego geneza powstania, czy jakie wydarzenia poprzedzają wyprawę Bilbo Bagginsa. Atlas Tolkienowski nie jest jednak streszczeniem wymienionych książek i próżno tutaj szukać fabuły tych powieści. Co prawda Atlas przedstawia dość dużo wydarzeń z Hobbita, czy Władcy Pierścieni, ale nie ma obaw o spojlery, ponieważ skutki wydarzeń i bitew są przedstawiane tylko wtedy, gdy mają związek z geograficzną ewolucją Ardy. W pozostałych przypadkach przeczytamy wiele ciekawostek, jak i podstawowych informacji dotyczących danego miejsca, postaci, czy wydarzeń, które mają za zadanie lepsze poznania świata, jaki wykreował Tolkien. Książka Davida Kay'a ma służyć jako swojego rodzaju kompas podczas odkrywania kolejnych aspektów Śródziemia, aniżeli wyczerpująca temat pozycja dotycząca tego uniwersum. Dlatego najwięcej z lektury Atlasu Tolkienowskiego wyniosą osoby, które dopiero poznają magię i urok Śródziemia i nie mają jeszcze takiej wiedzy o tym świecie. Dla pozostałych osób będzie on bardziej ciekawostką, aniżeli kompendium, w którym znajdą nowe informacje. Co nie znaczy, że nie jest to pozycja również dla takich czytelników.
Nie sposób nie napisać kilku słów o wydaniu, które jest po prostu przepiękne! Książka została wydana w twardej oprawie z obwolutą i zawiera kilkadziesiąt kolorowych ilustracji, map oraz tablic chronologicznych. Jest to wydanie na bardzo wysokim poziomie i zadbano o wiele najdrobniejszych detali. Pierwszą rzeczą, o jakiej chciałbym wspomnieć są ilustracje, którymi jestem autentycznie zachwycony. Przede wszystkim czuć w nich ducha czasu i niektóre miejsca oraz postacie zostały przedstawione dość odmiennie niż ja je sobie wyobrażałem, czy jak zostały przedstawione w ekranizacji Władcy Pierścieni i Hobbita. Dzięki temu są one jeszcze bardziej interesujące, ponieważ jest to niepowtarzalna okazja do poznania jak artyści sprzed wielu lat wyobrażali sobie niektórych bohaterów i miejsca ze Śródziemia. Drugą, niemniej ważną kwestią, są tablice chronologiczne i genealogiczne. Pozwalają lepiej poukładać sobie w głowie kolejność wydarzeń, zorientować się co się działo w międzyczasie innych, ważnych zdarzeń, jak również poznać jak poszczególne ludy zaludniały Śródziemie. Z pewnością przy kolejnej lekturze książek Tolkiena będę zaglądał do Atlasu Tolkienowskiego wielokrotnie, zwłaszcza do wspomnianych tablic.
Atlas Tolkienowski jest niezwykle bogatą i pięknie ilustrowaną książką, którą z pewnością zachwyci się każdy fan Śródziemia. Przedstawia ona historię od Stworzenia Ardy, aż po odejście Powierników Pierścienia, przedstawiając wiele miejsc, wydarzeń i postaci, które odegrały niebagatelną rolę w kształtowaniu Śródziemia. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/12/atlas-tolkienowski-david-kay.html
Śródziemie, stworzone przez J.R.R. Tolkiena, posiada niezwykłą i skomplikowaną historię, ze złożoną kosmologią, z mnóstwem miejsc, imion i wydarzeń. Z pewnością nie każdy czytelnik od razu będzie w stanie w pełni zrozumieć tak ogromne i złożone uniwersum. Dlatego z pomocą przychodzi Atlas Tolkienowski. Powstał on jako geograficzny i chronologiczny poradnik dla czytelników...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-19
Zmiana nie jest bezpośrednią kontynuacją Silosu, co mnie z początku dość mocno zaskoczyło. Określiłbym drugi tom jako taki prequel do wydarzeń z Silosu, czy raczej bardziej trafnym określeniem będzie, że jest on spojrzeniem zza kulis na bardzo wiele różnych kwestii. Bowiem książka rozpoczyna się w 2049 roku, kiedy śledzimy losy Donalda Keene'a, jednego z senatorów, który zostaje włączony do pewnego projektu składowania odpadów radioaktywnych. Jak się szybo okaże jest to tak naprawdę projekt przyszłych silosów i szansa na ocalenie ludzkości...
Zmiana opisuje wydarzenia począwszy od pierwszych dni projektu, czyli projektowania silosów, przez przyczyny skażenia całej Ziemi, jak jego twórcy mogą kontrolować poszczególne silosy, aż po ucieczkę Julliet z silosu nr osiemnaście, które miało miejsce w 2345 roku. Wszystko te wydarzenia obserwujemy w dużej mierze przez pryzmat Donalda, który odbywa trzy zmiany, każda w dość dużym odstępie czasu, w silosie nr jeden, kontrolującym pozostałe czterdzieści dziewięć. Dzięki takiemu poprowadzeniu fabuły, mamy okazję poznać przyczyny upadku kilku silosów, w tym numeru siedemnaście, do którego trafia Julliet w połowie pierwszego tomu. Obserwujemy również losy Solo, który jest świadkiem dramatycznych wydarzeń jako dziecko i stara się przeżyć kolejne dni po upadku własnego silosu.
Dzięki takiej budowie, drugi tom świetnie uzupełnia i rzuca światło na wiele wydarzeń, których byliśmy świadkami. Dostajemy odpowiedzi na wiele nurtujących pytań, rozwiewają się wątpliwości, a obraz wydarzeń i ich konsekwencji staje się bardziej jasny i tym bardziej intrygujący. Z każdym kolejnym rozdziałem dowiadujemy się czegoś nowego, co dodatkowo uatrakcyjnia lekturę. Jest to o tyle ważne, że akcja nie jest w tym tomie bardzo dynamiczna, w większości po prostu obserwujemy pewne wydarzenia i dość rzadko dzieje się coś bardzo emocjonującego. Jednak dzięki tak wielu nowym informacjom, lektura Zmiany jest niemniej ciekawa niż Silosu.
Głównym bohaterem jest Donald, którego losy obserwujemy przez praktycznie całą książkę, czyli blisko trzysta lat. Jest to możliwe dzięki hibernacji, której regularnie zostają poddani wszyscy członkowie silosu nr jeden. Odbywają oni cyklicznie zmiany, w trakcie których kontrolują sytuacje we wszystkich pozostałych silosach i interweniują w razie problemów. Donald jest to osoba pełna wrażliwości, która przeżywa osobiste tragedie i zastanawia się nad tym, co widzi w silosie. Nie zawsze podoba mu się to co widzi, co musi zrobić, a z czasem coraz bardziej zaczyna w nim narastać bunt wobec takiego stanu rzeczy. Głównie za jego sprawą, autor delikatnie podsuwa tematy do zastanowienia się w trakcie lektury. Czy ktokolwiek ma prawo decydować o cudzym życiu? Czy można zabić jednostkę, aby uratować całe społeczeństwo? Jak daleko można się posunąć, żeby przeżyć?
Podobnie jak to miało miejsce w pierwszym tomie, autor świadomie pomija pewne kwestie, które nie do końca pasują do jego koncepcji świata. Mowa o m.in trwałości różnych produktów. Oczywiście nie jestem w tej kwestii ekspertem, ale prawie trzysta lat, to stanowczo za długo jak na trwałość różnego rodzaju produktów w puszkach, czy też broni i amunicji. Co prawda Howey pokazuje na przykładzie Solo, że z czasem część puszek nie nadaje się do użycia, czy że nie wszystkie naboje działają, ale jest to bardziej środek zaradczy niż sensowne wyjaśnienie tej kwestii. Nie jest to może sprawa jakoś rażąca, ale żałuję, że autor rzetelniej nie podszedł do tego tematu.
Zmiana jest interesującą kontynuacją Silosu, która opowiada o wydarzeniach z czasów budowy silosów, jak upadały niektóre z tych podziemnych arek, jak również opisuje wydarzenia z pierwszego tomu z zupełnie innej perspektywy.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc!
Zmiana nie jest bezpośrednią kontynuacją Silosu, co mnie z początku dość mocno zaskoczyło. Określiłbym drugi tom jako taki prequel do wydarzeń z Silosu, czy raczej bardziej trafnym określeniem będzie, że jest on spojrzeniem zza kulis na bardzo wiele różnych kwestii. Bowiem książka rozpoczyna się w 2049 roku, kiedy śledzimy losy Donalda Keene'a, jednego z senatorów, który...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-15
Mity skandynawskie Rogera Lancelyna Greena po raz pierwszy ukazały się w 1960 roku i od tamtej pory były wielokrotnie wznawiane, a po kilkudziesięciu latach są ponownie dostępne na polskim rynku. Są one próbą scalenia zachowanych mitów skandynawskich w jedną opowieść, począwszy od stworzenia świata, aż po ragnarok. W książce znajdziemy wiele fragmentów Eddy starszej i Eddy prozaicznej w niemal dosłownym przekładzie, zaś luki zostały wypełnione fragmentami sag, ballad i ludowych opowieści, które razem tworzą ten niezwykły zbiór mitów skandynawskich.
Książka Greena zawiera niezwykle ciekawe i interesujące historie z udziałem wielu skandynawskich bogów, jak chociażby Odyn, Thor, Loki i wielu innych. Niektóre ich przygody są śmieszne, jak chociażby ta w której Thor musi przebrać się za kobietę, żeby odzyskać swój młot, a inne tragiczne i krwawe, jak zabójstwo dobrego i niewinnego Baldra... Znajdziemy tutaj również liczne intrygi oraz spiski, których głównym pomysłodawcą jest przebiegły Loki. Dość często są one wymierzone w innych bogów, ale niekiedy dzięki swojemu sprytowi również ich ratuje. W tych opowieściach nie brakuje także potyczek, bitew i starć z potężnymi olbrzymami i innymi wrogami bogów. Nie ulega wątpliwości, że książka Greena to niezwykle fascynująca lektura, przepełniona magią i bohaterskimi czynami, która oczarowała mnie bez reszty.
Kiedy po raz pierwszy wziąłem książkę Greena do ręki, wiedziałem, że będzie to udana lektura. Dużą zasługę ma tutaj wydanie w twardej oprawie z obwolutą i niewielkimi ilustracjami przed każdym rozdziałem, które od razu wprowadza w pozytywny nastrój. Choć nie była to moja pierwsza książka, opisująca mity skandynawskie, to nie będę ukrywał, że czytało mi się ją zdecydowanie najlepiej. Być może dlatego, że autor starał się zachować jak najwięcej oryginału, uzupełniając luki tylko tam gdzie jest to niezbędne, dzięki czemu zachowany został ich oryginalny wydźwięk. W ten sposób otrzymujemy niezwykły zbiór mitów pozwalający czytelnikowi poznać jak naprawdę wyglądały przygody skandynawskich bogów w ich niezmienionej formie. Oczywiście, chwilami można odnieść wrażenie, że czegoś brakuje, niektóre historie są niedopowiedziane, czy nie do końca wyjaśnione, ale moim zdaniem w tym tkwi urok tych historii.
Zabierając się do pisania recenzji, wiedziałem, że nie ominie mnie porównanie Mitów skandynawskich Greena i Mitologii nordyckiej Gaimana. Obie w zasadzie opowiadają tę samą historię, lecz w nieco inny sposób. Mitologia nordycka jest bardziej nastawiona na współczesnego odbiorcę, który wcześniej nie miał nic do czynienia z tą tematyką. Książka została podzielona na więcej rozdziałów, w których mamy okazję przeczytać poszczególne przygody bogów, jak również na samym początku dołączony został opis najważniejszych z nich. Co więcej, Gaiman wypełnia również luki pomiędzy niektórymi historiami, dzięki czemu jawią się one jako bardziej spójne. Natomiast Mity skandynawskie zachowują bardziej oryginalny wydźwięk mitów, a przez to są napisane nieco trudniejszym językiem w odbiorze. Ponadto, znajdziemy tutaj mniej rozdziałów, a w każdym z reguły opisano kilka przygód bogów. Różnic jest zapewne więcej, ale nie było moim celem szczegółowe porównywanie tych obu książek, lecz wyjaśnienie takich najważniejszych różnic. Jedno nie ulega wątpliwości, z książki Greena bardziej zadowoleni będą starsi czytelnicy, natomiast z powieści Gaimana młodsi.
Mity skandynawskie to wspaniała książka dla wszystkich tych, którzy chcą poznać Odyna, Thora, Lokiego i innych nordyckich bogów oraz ich przygody. To stosunkowo krótka lektura, dosłownie na dwa wieczory, ale z pewnością będę do niej wracaj niejednokrotnie. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/12/mity-skandynawskie-roger-lancelyn-green.html
Mity skandynawskie Rogera Lancelyna Greena po raz pierwszy ukazały się w 1960 roku i od tamtej pory były wielokrotnie wznawiane, a po kilkudziesięciu latach są ponownie dostępne na polskim rynku. Są one próbą scalenia zachowanych mitów skandynawskich w jedną opowieść, począwszy od stworzenia świata, aż po ragnarok. W książce znajdziemy wiele fragmentów Eddy starszej i Eddy...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-12
Zachęcony sukcesem Marsjanina postanowiłem sięgnąć po najnowszą książką autora, czyli Artemis. Spodziewałem się czegoś równie ciekawego i interesującego jak pierwsza powieść Andy Weira, która mnie zachwyciła pod wieloma względami. Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o Artemisie...
Na księżycu funkcjonuje niewielkie, kilkutysięczne miasteczko Artemis. Przyszło w nim żyć dwudziestokilkuletniej Jazz, której marzy się życie pełne przygód i dostatków, a nie szara rzeczywistość, w której ciągle zmaga się z brakiem funduszy na coś więcej niż ciasna klitka do spania. Ma nudną i nisko płatną pracę doręczyciela, a w międzyczasie dorabia przemycając różne zakazane rzeczy z Ziemi do Artemis. Kiedy jeden z bogaczy proponuje jej możliwość zarobienia wielkich pieniędzy, nie waha się ani chwili, pomimo że zadanie nie będzie łatwe, ani tym bardziej bezpieczne. Dość szybko wyjdzie na jaw, że Jazz dała się wplątać w gigantyczną aferę o potencjalnie katastrofalnych konsekwencjach dla całego Artemis...
Pierwsze co rzuca się w oczy po lekturze pierwszych kilkudziesięciu stron jest fakt, że autor wziął wiele schematów i wypracowanych rozwiązań z Marsjanina i zwyczajnie przeniósł je do nowej książki. Bardzo dobrze widać to na przykładzie głównej bohaterki Jazz. Jest to niezwykle inteligenta młoda kobieta, która wszystko bardzo szybko pojmuje, wymyślając zupełnie od niechcenia rozwiązania trudnych problemów. Co chwila raczy czytelnika jak funkcjonują różne rzeczy w Artemis - począwszy od składu powietrza, po wielkość mieszkań, obieg wody itp. Jest ona również bardzo zadziorna, ma swój pomysł na życie, nie słucha rad, a przy tym nie brakuje jej poczucia humoru. Czy po takim opisie, Jazz nie przypomina Wam kogoś? Oczywiście, mowa o Marku, który był bohaterem Marsjanina. Choć pomiędzy tą dwójką występują drobne różnice, jak chociażby różnica płci, to nie da się ukryć, że autor w zasadzie stworzył damską wersję Marka, dopasowaną do nieco innej fabuły i okoliczności. Watney był bardzo dobrze wykreowaną postacią pod wieloma względami, tymczasem u Jazz niestety tak nie jest. Humor jakim raczy czytelnika, jak również jej czasami dziecinne zachowanie spowodowało, że trudno mi było przejąc się jej losami i z uwagą obserwować jej poczynania.
Natomiast jeśli chodzi o historię przedstawioną w Artemisie, to wydała mi się ona po prostu zwyczajna i niczym nie wyróżniająca się. W zasadzie gdyby przenieść miasteczko na Księżycu na Ziemię, to dałoby się stworzyć niemal identyczną historię, tylko z niewielkimi modyfikacjami. I to nie jest wcale przesada... Pomimo, że w książce całkiem dużo się dzieje, to trudno mi było wczuć się w tę historię w takim stopniu jak w przypadku Marsjanina. Być może dlatego, że w Artemisie miałem niemal stu procentową pewność, że Jazz nic się nie stanie i wyjdzie cało ze wszystkich opresji, a w Marsjaninie do końca nie było wiadomo co się stanie z Markiem. Oczywiście dużym plusem jest tutaj przedstawienie miasteczka na Księżycu - jak ono funkcjonuje, na czym zarabia i jaka jest jego struktura społeczna. To wszystko było interesujące, dlatego sądziłem, że Weir pokusi się o coś bardziej złożonego, aniżeli zwykłe rozgrywki milionerów w kosmosie, o których możemy przeczytać dziesiątki książek.
Zabierając się do czytania Artemisu sądziłem, że powstrzymam się od porównywania jej z Marsjaninem. Jednak autor bardzo dużo rozwiązań, wziął niemal żywcem ze swojego debiutu. Co więcej, obie te książki wykorzystują bardzo podobną technologię, przez co nie poczułem takiego zachwytu nad wszystkim co autor opisuje. Dlatego po lekturze Artemisu odniosłem wręcz wrażenie, że autor postanowił stworzyć kolejną książkę, korzystając z wiedzy, jak i popularności zdobytej przy Marsjaninie, niekoniecznie dużo czasu poświęcając samej fabule. Szkoda, ponieważ miałem nadzieję, że Weir znów mnie czymś zaskoczy.
Artemis zdecydowanie nie dorównuje Marsjaninowi i wypada na jego tle dość kiepsko. W zasadzie Weir wykorzystał w swojej najnowszej książce wcześniej stworzone schematy i dopasował je tylko do nowej fabuły. Nie znaczy to, że Artemis jest złą powieścią, lecz jeśli oczekujecie czegoś na miarę Marsjanina, to możecie się mocno zawieźć.
Za możliwość przeczytania ebooka serdecznie dziękuję księgarni Virtualo.pl!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/12/artemis-andy-weir.html
Zachęcony sukcesem Marsjanina postanowiłem sięgnąć po najnowszą książką autora, czyli Artemis. Spodziewałem się czegoś równie ciekawego i interesującego jak pierwsza powieść Andy Weira, która mnie zachwyciła pod wieloma względami. Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o Artemisie...
Na księżycu funkcjonuje niewielkie, kilkutysięczne miasteczko Artemis. Przyszło w nim...
2017-12-10
Z reguły książki opisujące alternatywną historię skupiają się na jakiś ważnych i przełomowych momentach w historii świata, głównie w Europie. Wojciech Zembaty postanowił odejść od tego utartego schematu i za punkt wyjścia dla swojej historii uczynił konkwistę na Amerykę Południową. W ten sposób powstała książka Głodne Słońce. Dymiące Zwierciadło.
Podbój Ameryki Południowej przez Hiszpanów załamał się po tajemniczej chorobie, która dziesiątkowała ludzi, zwierzęta, a ziemię uczyniła jałową na dziesiątki lat. Nie bez powodu jest ten okres nazywany Klątwą. Po wielu latach udało się przywrócić porządek - Kruzowie wypełnili lukę po Aztekach, wskrzeszając na ruinach ich świata, nowe imperium. W ten sposób powstało Odrodzone Przymierze, a piramidy znów spływają krwią pokonanych wrogów, ku chwale boga Tezcatlipoki. Lecz już wkrótce ta krucha równowaga może zostać wystawiona na ciężką próbę...
Jestem pozytywnie zaskoczony Głodnym Słońcem, choć nie jest to powieść pozbawiona wad, ale po kolei. Przede wszystkim na duże uznanie zasługuje wizja alternatywnej historii. Autor wykorzystał historię, strukturę społeczną, kulturę i mitologię indiańskich narodów sprzed czasów konkwisty, dodatkowo ubarwiając je paroma interesującymi wątkami fantasy, do stworzenia jednej z bardziej oryginalnych powieści fantasy, jakie czytałem. Autor nie ograniczył się tylko do pokazania tego, co pierwsze kojarzymy z Aztekami, czyli krwawych ofiar z ludzi, ale również do przedstawienia codziennego życia mieszkańców Odrodzonego Przymierza. Widać, że autor bardzo dużo czasu poświęcił na zbieranie informacji, aby oddać jak najwierniej realia, jakie opisuje. Jednak nie obyło się bez drobnej wpadki. Zembaty wielokrotnie używa terminologii żywcem wziętej ze średniowiecznej Europy. Dzięki temu z pewnością łatwiej jest się rozeznać we wszystkim, ale według mnie psuło to cały urok i klimat egzotycznego świata Ameryki Południowej. Być może mijam się z prawdą, ale mówienie o rycerskich rodach, rycerzach i szkołach rycerskich nie do końca mi pasowało, patrząc na uzbrojenie jak i kulturę tych indiańskich wojowników .
W książce nie zabrakło również elementów fantasy. Pierwszym z nich jest braazatal. Jest to substancja przypominająca żywicę, będąca jednym z najbardziej pożądanych surowców w Imperium. Jest nie tylko narkotykiem, ale służy również do produkcji broni. Jednak nie tylko ludzie się nimi interesują, lecz także Zjadacze - istoty z mitów i legend, mieszkające w ciemności i budzące w ludziach grozę. Oba te wątki dość szybko się przeplatają i świetnie współgrają z losami bohaterów, zaś zakończenie sugeruje, że wkrótce poznamy więcej na temat Zjadaczy.
Historia została przedstawiona z punktu widzenia wielu bohaterów, z różnych klas społecznych, co pozwala na przedstawienie pełnego obrazu społeczeństwa Odrodzonego Przymierza. I tutaj należą się uznania dla autora za imiona - choć brzmią obco, to świetnie pasują do całej historii, jak i opisanych realiów. Jedną z najciekawszych postaci, a zarazem jedną z bardziej tajemniczych jest Haran. Spędził on wiele lat w kopalniach braazatalu, które na zawsze zmieniły jego postrzeganie o świecie. W myśl zasady zabij, albo stań się czyimś pokarmem, musiał stać się jak inni i porzucić zasady jakie wcześniej wyznawał. Przeciwieństwem tej postaci jest Tennok, książę i najstarszy syn jednego z władców podlegających Imperium. Jest on słabowity, nie ma zupełnie zacięcia do walki, a widok krwi powoduje u niego mdłości, lecz już wkrótce przyjdzie mu doświadczyć na własnej skórze czym jest wojna. Poznamy również samego władcę Odrodzonego Imperium Quinatzina, który pragnie głębokich reform, co spotyka się z ogromnym oporem, głównie kapłanów. Niemniej interesującą postacią jest młoda i piękna królowa Leyre z królestwa Tlaszkali. Jest znudzona życiem i postanawia odegrać kluczową rolę w polityce królestwa. Nie są to oczywiście wszyscy bohaterowie, których poznajemy w książce, ale ci, których najbardziej zapamiętałem.
Jak wspomniałem na początku, nie jest to książka pozbawiona wad. Moje zastrzeżenia budzi język, a w zasadzie dość częste używanie wulgaryzmów i kolokwializmów. Z reguły nie przeszkadza mi jak bohaterowie klną, nawet co drugie słowo, ale musi to mieć swoje uzasadnienie i pasować do opisywanych realiów. Tymczasem w książce Zembatego tego nie ma, a używane przez bohaterów przekleństwa nie do końca pasują do całej historii, zupełnie jakby autorowi skończyły się pomysły i wybrał najłatwiejsze rozwiązanie. A przecież wystarczyłoby wymyślić jakieś obco brzmiące przekleństwo związane z bogami i zaraz wyszłoby to o niebo naturalniej i lepiej pozwoliłoby to wczuć się w klimat opisywanego świata. Jeszcze inną kwestią, co do której mam pewne zastrzeżenia jest fabuła. Przede wszystkim odniosłem wrażenie, że pierwszy tom służy bardziej do przedstawienia realiów, nakreślenia ram opowieści, aniżeli do opowiedzenia pewnego fragmentu historii. Autor dużo poświęca kreacji bohaterów, jak i świata, lecz w tym wszystkim stosunkowo późno wyłania się główny wątek.
Głodne Słońce. Dymiące zwierciadło jest bardzo interesującą książką, opisującą alternatywną historię Ameryki Południowej za czasów Konwisty. Świetne oddanie realiów, interesujący bohaterowie i całkiem dobrze zapowiadająca się historia, powodują, że nie mogę doczekać się kolejnego tomu, choć nie jest to książka pozbawiona wad.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Powergraph!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/12/godne-sonce-dymiace-zwierciado-wojciech.html
Z reguły książki opisujące alternatywną historię skupiają się na jakiś ważnych i przełomowych momentach w historii świata, głównie w Europie. Wojciech Zembaty postanowił odejść od tego utartego schematu i za punkt wyjścia dla swojej historii uczynił konkwistę na Amerykę Południową. W ten sposób powstała książka Głodne Słońce. Dymiące Zwierciadło.
Podbój Ameryki...
2017-12-05
W ostatnich kilku latach na polskim rynku pojawiło się wiele serii dotyczących postapokalipsy i antyutopii. Wśród tych najbardziej popularnych można wymienić Igrzyska Śmierci, Niezgodną, czy Więźnia Labiryntu. I o ile seria Collins zrobiła na mnie duże wrażenie, tak kolejne wydały mi się wtórne i poruszające te same problemy. Jedną z tego typu książek jest również trylogia Silos, która przykuła moją uwagę już jakiś czas temu, ale dopiero niedawno nadarzyła się okazja, żeby ja poznać.
Ziemia stała się toksycznym pustkowie, na którym nic nie ma prawa przeżyć... Przetrwała zaledwie garstka ludzi, którzy zamieszkują gigantyczny i samowystarczalny podziemny silos. Aby utrzymać w ryzach jego mieszkańców, twórcy silosu przed laty opracowali szereg nakazów i zakazów, sekretów i kłamstw. Każda jednostka, która ma inne poglądy i nie zgadza się z ustalonym porządkiem, jest po cichu likwidowana, bądź wysyłana na czyszczenie, które polega na wyjściu na zewnątrz. Jules jest być może ostatnią osobą, którą spotkała taka kara, ponieważ zapoczątkuje ona pewną głęboka zmianę...
Jak widać po powyższym opisie, Howey zastosował schemat znany z wielu innych książek o podobnej tematyce, jak chociażby te wymienione na samym początku. Mamy ustalony porządek, który nie do końca jest dobry i sprawiedliwy, ale generalnie sprawdzał się przez ostatnie dziesiątki lat. Aż nagle pojawia się jednostka, która się z tym nie zgadza i chce to zmienić, skończyć z czyszczeniem, kłamstwami i sekretami. To pociąga za sobą dość nieoczekiwane konsekwencje. W tak przedstawionej fabule próżno doszukiwać się elementów, które by odróżniały Silos od wielu innych książek. Jednak w trakcie czytania tej książki nie miałem poczucia, że mam do czynienia ze znanym schematem, ponieważ służy on tylko jako podwaliny do własnej historii, która ma być świetną rozrywką, prostą w odbiorze, a jednocześnie skłaniać do refleksji. Jednocześnie powieść Howey'a jest świetnym opisem działania wielkiego i samowystarczalnego silosu, w którym każdy człowiek wykonuje określone zadania, poszczególne piętra mają inne funkcje, a wszystko zostało przedstawione z dużą dozą prawdopodobieństwa. Oczywiście, miejscami przydałoby się więcej szczegółów dotyczących funkcjonowania silosu, aniżeli tylko lakoniczne sformułowania, ale jak na debiutancką powieść jest całkiem dobrze.
Akcja powieści została poprowadzona z punktu widzenia kilku postaci, często jednocześnie, co pozwala to spojrzeć z wielu stron na te same wydarzenia. Co więcej, autor bardzo dużo czasu poświęcił bohaterom, a w zasadzie ich kreacji. Mamy okazje poznać ich myśli, przemyślenia, plany i wizje świata. Możemy doświadczyć jak stopniowo narastają w nich uczucia walki i buntu z niesprawiedliwym systemem. Przez to chwilami akcja jest dość nierówna - mamy bardzo emocjonujące wydarzenia, a w następnym rozdziale więcej przemyśleń i rozważań jednego z bohaterów. Mnie osobiście zupełnie to nie przeszkadzało, ponieważ autor płynnie przechodził pomiędzy tymi fragmentami.
Jak się łatwo domyślić, główną bohaterką jest Jules, która jest katalizatorem zmian czekających silos. Nie jest nastolatką, lecz dojrzałą kobieta, z całym bagażem doświadczeń, niekoniecznie pozytywnych, i własnymi wartościami, które wyznaje. Jest osobą o silnym charakterze, która nie poddaje się, lecz walczy do końca i nie zgadza się na panujący porządek w silosie. Choć z początku nie wydawała się nikim specjalnym, ot zwykłą pracownicą, to z czasem ogromnie ją polubiłem za jej niezłomność, hart ducha i upór w dążeniu do celu. Opozycją do tej bohaterki jest Bernard - szef działu IT. Jest on bezgranicznie pochłonięty wizją społeczeństwa, które ma chronić za wszelką cenę, nawet jeśli wymaga to wielu ofiar. Niestety, poznajemy go głównie przez pryzmat innych osób, przez co jawi się on jako niezwykle tajemniczy i skryty. Oczywiście, nie są to jedyne postacie, które będziemy mieli jeszcze okazję poznać, ale te dwie najważniejsze. Liczba bohaterów nie jest też przesadnie duża, co pozwala lepiej skupić się na tych kilku postaciach, jak również na samej wizji silosu.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to będzie to objętość książki. Oczywiście, czytelnik stopniowo dowiaduje się o kolejnych tajemnicach, spiskach i faktach, lecz moim zdaniem całość mogłaby być spokojnie krótsza bez szkody dla fabuły, czy kreacji bohaterów. Jednak moje największe zastrzeżenia budzi kwestia odbierania fal radiowych. Trudno mi cokolwiek na ten temat powiedzieć, żeby nie zdradzić nic istotnego, ale generalnie ich odbieranie pomiędzy betonowymi piętrami silosu powinno być dość uciążliwe, nie mówiąc już o ich odbieraniu poza nim. Tymczasem w powieści bohaterowie nie mają z tym żadnego problemu.
Silos jest nad wyraz udaną powieścią łączącą elementy post-apokaliptyczne z antyutopią, która choć bazuje na znanych schemacie fabularnym, to nie ma poczucia wtórności. Zaś informacje jakich dowiadujemy się pod koniec książki spowodowały, że nie mogę się doczekać lektury kolejnej części.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/12/silos-hugh-howey.html
W ostatnich kilku latach na polskim rynku pojawiło się wiele serii dotyczących postapokalipsy i antyutopii. Wśród tych najbardziej popularnych można wymienić Igrzyska Śmierci, Niezgodną, czy Więźnia Labiryntu. I o ile seria Collins zrobiła na mnie duże wrażenie, tak kolejne wydały mi się wtórne i poruszające te same problemy. Jedną z tego typu książek jest również trylogia...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-03
W zeszłym roku po raz pierwszy zetknąłem się ze magicznym światem fantasy Shannara, stworzonym przez Terry'ego Brooksa, za sprawą trylogii Kroniki Shannary. Po sukcesie, zarówno serialu opartego na powieści Kamienie elfów Shannary, jak i wszystkich trzech powieści, wydawnictwo postanowiło wydać kolejną powieść z tego świata, czyli Czarne ostrze. Książka ta otwiera nową trylogię - Obrońcy Shannary i rozgrywa się ponad sto pięćdziesiąt lat po wydarzeniach opisanych w Kamieniach elfów Shannary.
Paxon Leah jest potomkiem królów i wojowników, którzy kiedyś rządzili Górami Leah. Jego życie jest w gruncie rzeczy spokojne, do czasu, kiedy jego młodsza, niepokorna siostra zostaje porwana przez tajemniczego przybysza. Paxon wyrusza jej szukać, a jedyną bronią jaką posiada w domu jest stary miecz wiszący nad kominkiem, przekazywany z pokolenia na pokolenia, ponoć obdarzony magicznymi mocami. W trakcie pojedynku z porywaczem-czarnoksiężnikiem odkrywa tajemnice tego miecza i udaje mu się wyzwolić potężną magię. Wkrótce potem zostaje zaproszony warowni sławnych druidów, by nauczyć się tajników magii i zostać ich obrońcą.
Czarne ostrze znacząco różni się od poprzednio wydanych w Polsce trzech książek Terry'ego Brooksa. Tę najnowszą określiłbym jako pewien rodzaj wprowadzenia, czy nakreślenia tła do wydarzeń, które dopiero nastąpią. Przede wszystkim dlatego, że nie ma w tej powieści takiego wielkiego zagrożenia, czy zła czyhającego na całą Shannarę. Mamy za to czarnoksiężnika, który ma swoje ciemne interesy, zaś opisane wydarzenia dotyczą w gruncie rzeczy losów pojedynczych osób, a nie całych ludów i krain. Mając w pamięci poprzednią trylogię, troszkę brakowało mi cenionej w high fantasy podniosłości i ważności wydarzeń, mających wpływ na całą krainę. Niemniej jednak historia Paxona jest interesująca, obfituje w emocjonujące wydarzenia i bardzo przyjemnie mi się ją czytało.
Świat Shannary uległ pewnej dość istotnej zmianie. Po zniszczeniu i odbudowaniu Arishaig, ludzie zrezygnowali z magii i skierowali swoją uwagę w kierunku nauki. Dzięki temu powstały m.in statki powietrzne, a nawet pewien prototyp broni palnej. Został również odbudowany zakon druidów, za sprawą Aphenglow Elessedil, siostry Arling, która stała się następczynią Ellcrys - magicznego drzewa chroniącego świat przed demonami. Pomimo że Aphenglow stara się utrzymywać dobre stosunki ze zwykłymi ludźmi, to druidzi nie budzą powszechnego zaufania, wzywa się w ich ostateczności i zazwyczaj nie są mile widziani, zwłaszcza w małych zaściankowych wioskach. Jest więc to zdecydowanie inna Shannara niż znana z poprzedniej trylogii, niemniej interesująca i z wielką przyjemnością czytałem jak się ten świat zmienił i rozwinął.
W przypadku bohaterów, to w zasadzie przez całą książkę obserwujemy jak Paxon jest szkolony na obrońcę druidów. Począwszy od fechtunku, po naukę jak wykorzystać magiczne zdolności swojego miecza. Pomimo, że jest to nastolatek, który popełnia błędy, czy chwilami reaguje bardzo emocjonalnie, to jednak zachowuje się całkiem dojrzale, rozmyśla nad swoimi wyborami i decyzjami. Owszem, jest to bardzo typowy przykład od zera do bohatera, ale nie umniejsza to tej postaci. Paxon nie czuję się wyjątkowy dlatego, że posiada miecz, chce jedynie by jego bliscy byli bezpieczni. Nie sposób zatem go nie polubić i z wielką przyjemnością czytałem o kolejnych jego przygodach. Poznamy również kilkoro innych bohaterów, m.in krnąbrną siostrę Paxona - Chrys, Sebeca, prawą rękę Aphenglow, czy Starksa, który uczy chłopaka na misjach. Nie są oni tak dobrze przedstawieni jak Paxon, ale mimo to mamy okazję całkiem dobrze ich poznać.
Czarne ostrze jest dobrym otwarciem nowej trylogii za świata Shannary od Terry'ego Brooksa. Jest to w zasadzie powieść, które ma dać podwaliny pod przyszłe wydarzenia, przez co trudno tutaj szukać wydarzeń podobnych do tych z Kronik Shannary. Pomimo tego książka zawiera wiele emocjonujących wydarzeń, a o losach głównego bohatera czytałem z wielką przyjemnością i już się nie mogę doczekać ich kontynuacji. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Replika!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/08/czarne-ostrze.html
W zeszłym roku po raz pierwszy zetknąłem się ze magicznym światem fantasy Shannara, stworzonym przez Terry'ego Brooksa, za sprawą trylogii Kroniki Shannary. Po sukcesie, zarówno serialu opartego na powieści Kamienie elfów Shannary, jak i wszystkich trzech powieści, wydawnictwo postanowiło wydać kolejną powieść z tego świata, czyli Czarne ostrze. Książka ta otwiera nową...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-30
Nasz świat jest coraz bardziej zabiegany. Często nie mamy nawet chwili na odpoczynek, nie mówiąc już o rozwijaniu swoich pasji i zainteresowań. Z myślą o takich osobach, które nie mają czasu, ale pomimo tego chciałyby się jednak czegoś dowiedzieć o otaczającym nas kosmosie, powstała książka Astrofizyka dla zabieganych Neila deGrasse Tysona. Jest to niewielkich rozmiarów książeczka, wydana w twardej oprawie, żeby się nie zniszczyła wrzucona pośpiesznie do plecaka, czy torby, która skrywa ogrom wiedzy podanej w bardzo przystępny sposób.
Autor rozpoczyna swoją opowieść od Wielkiego Wybuchu przedstawiając kolejne sekundy od tamtego wydarzenia, opisuje podstawowe prawa obowiązujące zarówno na Ziemi, jak i w kosmosie, by z czasem przejść do coraz ciekawszych tematów jak ciemna energia, ciemna materia, istnienie życia w komosie i wiele innych. Jednym słowem - otrzymujemy bardzo rzetelny i podstawowy kurs astrofizyki i w takiej formie książka Tysona sprawdza się znakomicie.
Jak wspomniałem na początku, jest to niewielkich rozmiarów książka, która liczy raptem dwieście stron. W pierwszej chwili pomyślałem, że autor o wielu sprawach zwyczajnie nie opowie, dużo pominie, a o innych rzeczach jedynie wspomni. Częściowo tak jest, ale w ogóle nie miałem poczucia, że autor idzie na skróty, coś świadomie pomija, żeby tylko tekst wyszedł jak najbardziej krótki i dostosowany do formy. Tam, gdzie jest to zasadne, Tyson się rozpisuje, wyjaśnia różnego rodzaju zjawiska, czy prawidłowości, a tam gdzie nie jest to konieczne, podsuwa czytelnikowi interesujące tematy do samodzielnego zgłębienia. Co więcej, autor stara się unikać jak tylko może skomplikowanych nazw i pojęć, wszystko wyjaśniając w sposób obrazowy i przystępny, aby czytelnik z łatwością mógł zrozumieć teorie i prawa dotyczące wszechświata. Jestem pełen podziwu dla autora - widać, że nie jest to kolejna książka pisana przez naukowca, który jedynie chce wydać swoją książkę, lecz przez osobę z pasją, która znakomicie umie przekazać nawet skomplikowane treści.
W tego typu książce nie mogło się obyć bez kwestii dotyczących obcych cywilizacji. Tyson nie stara się przekonać czytelnika, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, czy wykluczyć możliwości istnienia życia w kosmosie. Pokazuje za to jakie trudności obca cywilizacja, podobnie jak nasza, napotyka, jeśli chce takie życie odkryć. Choć ten temat nie był mi obcy, wielokrotnie o nim czytałem, to dopiero u Tysona w pełni zdałem sobie sprawę z tych wszystkich trudności i ograniczeń. Zagadnienie nie jest wcale takie proste jak się może wydawać, a największym ograniczeniem nie do końca jest technika, a raczej ograniczenia wynikające z praw obowiązujących we wszechświecie, którym wszyscy jednakowo podlegamy.
Cała książka, a w zasadzie jej ostatni rozdział, pozwalają uświadomić jak mało znaczymy wobec całego wszechświata. Nie jesteśmy bowiem nawet maleńkim pyłkiem wobec wszystkich planet i gwiazd, które nas otaczają. Tyson sprawia, że czytelnik nabiera pokory i uświadamia mu skalę otaczającego nasz wszechświata poprzez kilka prostych analogii, które zdecydowanie bardziej działają na wyobraźnię aniżeli wszelkie liczby i wykresy.
Astrofizyka dla zabieganych jest świetną książką dla osób, które cierpią na brak czasu, a chciałoby dowiedzieć się czegoś o otaczającym nas wszechświecie. Tyson w bardzo przystępny sposób omawia poszczególne zagadnienia, unikając naukowego żargonu, zaś sama książka jest na tyle mała, że można ją zabrać do plecaka lub torby.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Insignis!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/12/astrofizyka-dla-zabieganych-neil.html
Nasz świat jest coraz bardziej zabiegany. Często nie mamy nawet chwili na odpoczynek, nie mówiąc już o rozwijaniu swoich pasji i zainteresowań. Z myślą o takich osobach, które nie mają czasu, ale pomimo tego chciałyby się jednak czegoś dowiedzieć o otaczającym nas kosmosie, powstała książka Astrofizyka dla zabieganych Neila deGrasse Tysona. Jest to niewielkich rozmiarów...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-28
Każda kolejna książka rosyjskiego pisarza Dmitry'ego Glukhovsky'ego jest zdecydowanie inna od poprzednich, co jest zresztą świadomym wyborem autora. Były już powieści o życiu w moskiewskim metrze po wojnie nuklearnej, zbiór nietuzinkowych opowiadań, utopijna historia z konkwistadorami w tle, czy nawet science-fiction z niezwykle przerażającą wizją przyszłości. Jego najnowsza powieść - Tekst jest połączeniem thrilleru, kryminału i dramatu.
Zwyczajne wyjście do klubu dla 20-letniego Ilji kończy się siedmioletnim więzieniem. Podczas nalotu policji staje w obronie swojej dziewczyny, za co jeden z funkcjonariuszy podrzuca mu torebkę z narkotykami. Po wyjściu na wolność z więzienia, Ilja dowiaduje się o śmierci swojej matki, zaś jego dziewczyna jest obecnie z kimś innym i nawet nie chce z nim rozmawiać. Jednak to nie koniec jego kłopotów. Bowiem pewnego dnia spotyka policjanta, który podrzucił mu narkotyki - w strachu oraz złości zabija go, zabierając jego telefon i, chcąc nie chcąc, zaczyna żyć jego życiem w obawie przed okryciem zbrodni przez władzę...
Powyższy opis jest zdecydowanie inny od tego, który znajduje się na okładce. Zrobiłem to celowo, ponieważ w moim odczuciu nie oddawał on w pełni sensu książki, ani nic nie mówił o samej fabule i przygodach Ilji, które są niemniej ważne. Na pierwszy rzut oka, historia tego młodego człowieka może wydawać się prosta i nieskomplikowana - mamy błędy młodości oraz zbrodnię, którą młody człowiek stara się ukryć, a po pewnym czasie również i skruchę. Jednak im bardziej się w nią wczytamy, tym więcej w niej odkryjemy i tym bardziej zaczyna być złożona. To nie tylko historia o zbrodni, o poczuciu winy, ale przede wszystkim ukazanie realiów współczesnej Moskwy oraz czym stały się dla nas smartfony.
W przypadku tej książki nie sposób nie pokusić się o wspomnienie Zbrodni i kary Dostojewskiego, którą Glukhovsky niewątpliwie mocno się inspirował. Ilja przez praktycznie całą powieść jest dręczony wyrzutami sumienia z powodu swojego uczynku, stara się wejść w życie policjanta i w choć małym stopniu naprawić to, co uczynił. Nie jest to łatwe i wymaga od niego dużego wysiłku. Dzięki temu mamy okazję poznać jego wątpliwości, rozterki oraz obawy. Snuje rozbudowane i bardzo interesujące monologi wewnętrzne, rozmyśla na temat zabójstwa, jak żył tamten policjant, czy też obserwuje Moskwę. Niestety, chwilami jego rozmyślania i rozterki są stanowczo za długie. Oczywiście, trudno tutaj autorowi cokolwiek zarzucić, ale moim zdaniem niektóre rzeczy można było napisać zwyczajnie krócej, przez co powieść czytałoby się płynniej. Drugą osobą, jaką poznajemy jest wspomniany wcześniej policjant. I choć ta postać na kartach powieści żyje stosunkowo krótko, to odniosłem wrażenie, że poznajemy ją nawet lepiej niż głównego bohatera. Mamy wgląd w jego wiadomości, filmy i zdjęcia, wchodząc w posiadanie niekiedy bardzo intymnych informacji i tajemnic. Jednak również i w tym przypadku chwilami brakuje zwięzłości i niektóre rozmowy, jakie czyta Ilja, zwyczajnie się dłużą i wyczekiwałem ich końca.
Tekst jest też w dużej mierze przedstawieniem realiów współczesnej Rosji. Jest ona przesiąknięta korupcją, wzajemnymi układami, miejscem, gdzie urzędnicy państwowi stoją ponad zwykłym, szarym obywatelem. Niekiedy wystarczy źle spojrzeć, przeciwstawić się, a zaraz znajdą paragraf, żeby człowiek poczuł się malutki wobec nich. Autor nie pozostawia złudzeń, nic nie wybiela, ani nie upiększa. Przedstawia twarde fakty, przez co niesamowicie można poczuć realia życia współczesnej Rosji.
Głównym przesłaniem, jeśli tak to można nazwać, jest kwestia związana ze smarfonami. W książce dobitnie zostało pokazane, że zabierając czyjś telefon, możemy stać się tą osobą, nawet dla bliskich osób. Oczywiście trudno tutaj mówić o rzeczywistym kontakcie, ale przy pomocy różnego rodzaju komunikatorach jak najbardziej. Takie podszywanie się pod kogoś wbrew pozorom nie jest wcale takie trudne - wystarczy przeczytać maile, wiadomości, smsy, obejrzeć zdjęcia, a już wiemy o takiej osobie bardzo dużo. Jest to przerażająca prawda jak wiele się można dowiedzieć o nas samych przeglądając nasz telefon, z którym jesteśmy coraz bardziej związani. Trudno nie zgodzić się tutaj z jednym zdaniem widniejącym na okładce, że smartfon stał się kopią zapasową naszej duszy.
Tekst jest interesującą książką z motywem zbrodni i kary, w której główną ideą jest pokazanie jak wiele o nas samych jest zawarte w naszych smartfonach. To również bardzo depresyjny obraz współczesnej Rosji, w której szary obywatel nie ma szans w starciu z administracją państwową. Chwilami książka jest jednak przegadana, przez co wypada dość nierówno.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Insignis!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/12/tekst-dmitry-glukhovsky.html
Każda kolejna książka rosyjskiego pisarza Dmitry'ego Glukhovsky'ego jest zdecydowanie inna od poprzednich, co jest zresztą świadomym wyborem autora. Były już powieści o życiu w moskiewskim metrze po wojnie nuklearnej, zbiór nietuzinkowych opowiadań, utopijna historia z konkwistadorami w tle, czy nawet science-fiction z niezwykle przerażającą wizją przyszłości. Jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-26
Opowieści wigilijne Charlesa Dickensa to zbiór kilkudziesięciu opowiadań i krótszych powieści, które praktycznie rok rocznie pojawiały się przed świętami Bożego Narodzenia za życia pisarza. Jedną z najbardziej znanych historii jest Kolęda prozą - któż bowiem nie zna Scrooge'a i przemiany jaką przechodzi pod wpływem trzech duchów? Za sprawą Wydawnictwa Zysk i S-ka na początku listopada pojawił się trzeci tom Opowieści wigilijnych zawierający kolejne czternaście opowiadań.
Otwierającym tekstem jest Opowieść o goblinach, które podkradły zakrystianina. Jest to historia o Gabrielu Grubie, który ma do wykopania grób w Wigilię Bożego Narodzenia. Na cmentarzu spotyka dość niezwykłe istoty - gobliny, dzięki którym przeżywa wewnętrzną przemianę. To opowiadanie przypomina w ogólnym zarysie historię Scrooge'a, ale jest ono zdecydowanie krótsze, mniej w nim poznajemy losy bohatera i jego winy, ale przekazuje podobne treści, tylko w nieco innym stylu.
Kolejnym tekstem jest Choinka, w której wiekowy narrator snuje wspomnienia związane ze świętami Bożego Narodzenia. Każda historia, każde wydarzenia, jakie sobie przypomina, jest związane z kolejnymi ozdobami znajdującymi się na choince. Dla mnie jest to najlepsze opowiadanie w tym tomie, jak i w ogóle ze wszystkich Opowieści wigilijnych Dickensa. W tej historii znajdziemy wiele pięknych i urzekających wspomnień o Bożym Narodzeniu, którymi nie sposób się nie zachwycić. Od razu aż chciałoby się ubrać choinkę, powiesić na niej wszystkie ozdoby, i jak narrator, zacząć wspominać wszystkie piękne chwile związane z Bożym Narodzeniem.
Trzecim tekstem jest ten tytułowy, czyli Czym jest dla nas Boże Narodzenie, gdy doroślejemy. I choć jest to bardzo krótkie opowiadanie, to jest świetną refleksją na temat tego, jak z czasem zmienia się nasze postrzeganie o tych pięknych i radosnych świętach. Znajdziemy tam także rady jak powinniśmy je przeżywać - pamiętać o tych, których z nami już nie ma, wybaczać i nikogo nie wyrzucać tego dnia. Piękny tekst, który niesamowicie skłania do refleksji i zastanowienia się jak my sami przeżywamy Boże Narodzenie jako dorośli.
Kolejne opowiadania są to również historie z przesłaniem, które bardzo dobrze się czyta i potrafią zainteresować losami bohaterów, ale motyw Bożego Narodzenia jest w nich znacznie mniej widoczny. Nie zawsze, ale z reguły tak. Jednak w żadnym wypadku nie są one gorsze, czy mniej ciekawe, co zwyczajnie nie do końca takich historii oczekiwałem po tym zbiorze. Nie wpływa to negatywnie na odbiór książki, niemniej warto o tym pamiętać, zabierając się do lektury tego zbioru.
Wszystkie trzy tomy Opowieści wigilijnych Charlesa Dickensa to wspaniale wydane książki, w twardych oprawach z obwolutą, z przepięknymi oryginalnymi ilustracjami. Całościowo jest to piękna kolekcja, dzięki której możemy na nowo przypomnieć sobie czym jest magia świąt, odkryć na nowo istotę Bożego Narodzenia, czy zrozumieć co w tym czasie powinno być dla nas najważniejsze. Myślę, że czytanie tych opowiadań stanie się moją tradycją Bożonarodzeniową. Pozwalają na chwilę się zatrzymać, podumać nad tym jak wyglądają nasze święta w obliczu ciągłej pogoni za pracą i karierą, gdzie nikt na nic nie ma czasu. Stanowią również okazję do do przemyśleń - co powinniśmy zmienić i wprowadzić w przeżywaniu Bożego Narodzenia, żeby to nie były tylko wolne dni, w których dostaje się prezenty, ale wspólnie spędzone chwile z najbliższymi, wspominanie miłych wydarzeń z przeszłości, czy bliskich, których już z nami nie ma.
Czym jest dla nas Boże Narodzenie to trzeci tom zebranych Opowieści wigilijnych Charlesa Dickensa, wydanych w pięknej oprawie i z oryginalnymi ilustracjami. I choć ten tom nie zawiera aż tylu świetnych opowiadań związanych z Bożym Narodzeniem, to zdecydowanie nie można go pominąć. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/11/opowiesci-wigilijne-czym-jest-dla-nas.html
Opowieści wigilijne Charlesa Dickensa to zbiór kilkudziesięciu opowiadań i krótszych powieści, które praktycznie rok rocznie pojawiały się przed świętami Bożego Narodzenia za życia pisarza. Jedną z najbardziej znanych historii jest Kolęda prozą - któż bowiem nie zna Scrooge'a i przemiany jaką przechodzi pod wpływem trzech duchów? Za sprawą Wydawnictwa Zysk i S-ka na...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-22
Do niedawna cykl Agnieszki Hałas - Teatr Węży był dla mnie zupełnie nieznany i prawdopodobnie nigdy bym po niego nie sięgnął, gdyby nie jego wznowienie. Dwie karty to pierwszy tom tej trylogii z gatunku dark fantasy.
W Shan Voala nad Zatoką pojawia się na wpół obłąkany człowiek z potwornymi ranami na twarzy, który niewiele pamięta za swojej przeszłości. W tunelach podziemnego świata świata, pełnego żebraków, przestępców, chowańców i homunkulusów, powoli odkrywa swoją przeszłość, jak również na nowo poznaje swoje mroczne talenty. Okazuje się on bowiem jednym z czarnych magów, i to całkiem dobrze wyszkolonym. Jednak na każdym kroku musi mieć się na baczności, ponieważ czarna magia jest surowo potępiana przez srebrnych magów, a jej wyznawcy ścigani...
Już na samym początku, w prologu, zostajemy uraczeni historią świata, co we mnie osobiście wzbudziło dość mieszane uczucia. Jednak bardzo szybko autorka przekonała mnie do siebie wraz z kolejnymi rozdziałami. Historia świata jest stosunkowo prosta. Bogowie odchodząc, ofiarowali ludziom magię oraz utkali Zmroczę, która osłania świat materialny od sfery duchów, demonów i żywiołaków. Jednak z biegiem czasu ta zasłona osłabła, a równowagę jej prądów mogą zakłócić wydarzenia na ziemi. Dlatego każdy czarny mag musi się mieć na baczności, ponieważ nadmiernie używając magii, może zakłócić równowagę Zmroczy, co niechybnie sprowadzi na niego srebrnych magów. Choć bardzo dużo dowiadujemy się już na wstępie, to autorka pozostawiła wiele w zanadrzu i w trakcie powieści poznajemy kolejne aspekty magii, jak i historii świata.
Dla mnie osobiście jednym z najciekawszych elementów tej książki jest świat przedstawiony. Powierzchnia zachwyca swoim pięknem i porządkiem, a mroczne tunele odpychają brudem i panującym smrodem. Jest to świat pełen bólu, biedy, cierpienia i niesprawiedliwości. Wiele postaci, jakie poznamy, jest dziwnie zdeformowana oraz mutacje, przez co muszą zamieszkiwać w obskurnych podziemiach. Jednak to właśnie te osoby posiadają uczucia, potrafią współczuć i pomagać sobie nawzajem, za co nie sposób ich nie polubić. Natomiast ludzie mieszkający powierzchnię, to w dużej mierze magowie oraz bogaci ludzie, którzy czują odrazę do brudu, deformacji i biedaków oraz nie mają żadnych oporów przed wykorzystywaniem najuboższych. W świecie jaki wykreowała Agnieszka Hałas, nie brakuje również wszelakich demonów, żywiołaków i innych stworzeń, które w chwilach zachwiania Zmroczy przenikają do świata ludzi. Zwłaszcza te pierwsze istoty bardzo mocno mieszają się do spraw ludzi i chcą pozyskać ich dusze. Jest to zatem świat pełen kontrastów - piękna i brzydoty, dobrej i złej magii, które razem tworzą niezwykły kontrast.
Głównym bohaterem jest Brune Keare, który stara się odzyskać swoją pamięć i przeżyć w podziemnym świecie. Z początku niczym się nie wyróżnia, z początku nawet trudno mówić o tym, że go poznajemy, ponieważ on sam niewiele pamięta, ale na naszych oczach odkrywa swoją przeszłość. Hołduje własnym interesom, dba o własną skórę i daleko mu do bohatera, który ocala świat. Nie opowiada się po żadnej ze stron - generalnie dąży raczej ku dobru, ale jego mroczne talenty najlepiej odżywają wśród cierpienia i bólu i nieustannie musi z tym walczyć. Nie obce mu jest jednak współczucie, a nawet bezinteresowność, co niejednokrotnie pokazuje na kartach powieści. Jest jedną z najciekawszych postaci, jakie miałem okazję poznać przez ostatnie kilka lat - niejednoznaczna, posiadająca wiele sekretów i która nieustannie czymś mnie zaskakiwała.
Mam jednak problem z oceną tej książki. Choć wiele jej elementów jest dopracowanych, to zabrakło mi czegoś, co by spowodowało, że czytałbym ją z większą ciekawością i wyczekiwał kolejnych tomów. Większość powieści jest bowiem o tym, jak Brune odnajduje się w nowej rzeczywistości, odzyskuje pamięć i stara się ułożyć życie w podziemnym świecie. W międzyczasie pojawia się kwestia poszukiwania pewnego ważnego przedmiotu - zarówno dla ludzi, jak i demonów. Sądziłem, że to wokół tych poszukiwań autorka oprze swoją historię, ale dość szybko odchodzą one na dalszy plan. Podobnie jest z kolejnymi intrygami Otchłani, którą zamieszkują demony. Mnie osobiście zabrakło jednego głównego wątku, który spajałby świat oraz bohaterów ze wszystkimi opisanymi wydarzeniami i intrygami.
Dwie karty są całkiem udanym debiutem Agnieszki Hałas, choć niepozbawionym wad, który niedawno został wznowiony za sprawą Wydawnictwa Rebis. Jednak trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę, ponieważ z jednej strony bardzo przypadł mi do gustu świat przedstawiony oraz bohaterowie, a z drugiej strony w powieści brakuje jednego głównego wątku, wokół którego autorka oparłaby przygody swoich postaci.
Za możliwość przeczytania ebooka serdecznie dziękuję księgarni Virtualo.pl!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/11/dwie-karty-agnieszka-haas.html
Do niedawna cykl Agnieszki Hałas - Teatr Węży był dla mnie zupełnie nieznany i prawdopodobnie nigdy bym po niego nie sięgnął, gdyby nie jego wznowienie. Dwie karty to pierwszy tom tej trylogii z gatunku dark fantasy.
W Shan Voala nad Zatoką pojawia się na wpół obłąkany człowiek z potwornymi ranami na twarzy, który niewiele pamięta za swojej przeszłości. W tunelach...
2017-11-18
Na południe od Brazos Larry'ego McMurtry'ego po ponad 25 latach ponownie zawitało do księgarń za sprawą Wydawnictwa Vesper. Jest to dość niezwykły western, ponieważ przedstawia na pozór banalną i niczym nie wyróżniającą się historię, lecz po bliższym przyjrzeniu się skrywa ona całe bogactwo motywów i tematów.
Po dziesięciu latach bezczynności, dwóch starszych Ochotników z Teksasu, postanawia zająć się spędem bydła do Montany, gdzie ponoć mają czekać pastwiska nieskażone nigdy cywilizacją. Po drodze czeka ich bardzo wiele przygód - będą musieli rozliczyć się z własną przeszłością, ponieść odpowiedzialność za swoje czyny, czy zmierzyć się ze śmiercią towarzyszy. Wraz z nimi przemierzymy tysiące mil w świecie, w którym powoli kończy się pewna epoka - Indianie wycofują się coraz bardziej na zachód i próbują z lepszym, bądź z gorszym skutkiem żyć w tej nowej rzeczywistości, a na ich miejsce przybywają nowi osadnicy i cywilizacja.
W powieści bardzo dużo miejsca poświęcono opisom przyrody, zachowaniom ludzi, interakcjom pomiędzy bohaterami i ich historiom. Jeśli dodamy do tego stosunkowo wolne tempo akcji, to może się wydawać, że książka będzie nudna i przegadana do granic możliwości, a liczy ponad 800 stron. Jednak wcale tak nie jest. Jest to zasługa m.in niezwykłej różnorodność historii bohaterów oraz ich przygód podczas spędu bydła. Opis tej wędrówki przez setki mil stanowi niezwykłą kronikę Dzikiego Zachodu, który od samego początku urzeka swoją surowością i bezwzględnością. Ponadto, McMurtry w swoją historię wplata wiele znanych i charakterystycznych dla westernów motywów - wspomniany już spęd bydła, podróż przez dzikie tereny, pogoń szeryfa za bandytą i wiele innych, które wzbogacają tę historię. Poznamy także wiele drobnych i wydawałoby się nieistotnych informacji na temat kowbojskiego życia, hodowli koni i codziennego życia w obozie, lecz stanowią one bardzo świetne uzupełnienie całej historii i pozwalają jeszcze lepiej poznać realia Dzikiego Zachodu.
Czasy w jakich przyszło żyć bohaterom stanowią koniec pewnej epoki. Wielkie stada bizonów należą do przeszłości, wojownicze plemiona Indian praktycznie przestały istnieć - przy życiu pozostały nieliczne bandy, bądź desperaci, a na dziewicze tereny wkraczają nowi osadnicy i wraz z nimi cywilizacja. Świat ulega radykalnej zmianie - sami bohaterowie zapoczątkowują nowe czasy wyruszając z bydłem do dziewiczej Montany. Jest więc to także historia o przemijaniu, o tym jak świat na oczach bohaterów ulega zmianie, a pewna epoka przechodzi do historii. Dotyczy to także wspomnianych już Indian - w dużej mierze są to rodziny zagłodzone rodziny, które nie potrafią się odnaleźć w nowym świecie, ale nie brakuje również kilku wojowniczych band, które napotykają bohaterowie. Co ciekawe, autor nie cechuje ich negatywnie, ale też nie stara się rozczulać nad ich losem. Przedstawia ich na chłodno, próbując przedstawić jak najwierniej realia Dzikiego Zachodu i kres pewnych czasów.
Książka McMurtry'ego to również niezwykła plejada bohaterów, których wszystkich nie sposób wymienić z imienia. W powieści poznamy kilkoro Ochotników z Teksasu, którzy niegdyś walczyli z Indianami i bandytami, by osadnicy mogli objąć w panowanie nowe ziemie. Nie zabraknie również hodowców bydła i koni, łowców bizonów, pięknej młodej kobiety, którą życie zmusiło do podjęcia się niechlubnego zajęcia, mniej lub bardziej przyjaznych Indian, kowbojów, czy szeryfa, który wyruszył w pościg za przestępcą. Autor prezentuje cały przekrój zawodów i charakterów, jakich nie może zabraknąć w opowieści o Dzikim Zachodzie. Jednak wielu bohaterów nie jest do końca takich, jacy wydają się na pierwszy rzut oka. Skrywają tajemnice, ukrywają swoje prawdziwa ja przed podwładnymi, czy mają niedokończone sprawy z przeszłości, a niekiedy muszą ponieść przykre konsekwencje swoich działań. Z początku ta mnogość bohaterów i ich historie, mogą spowodować lekkie zagubienie, to jednak dość szybko można się do nich przyzwyczaić.
Wydawnictwo Vesper przyzwyczaiło swoich czytelników do najwyższego poziomu wydawania książek i nie inaczej jest w przypadku powieści McMurtry'ego. Twarda oprawa, wysokiej jakości papier, duży format (17x24x6.8 cm), kadry z serialu na podstawie powieści oraz posłowie Michała Stanka Western jako powieść totalna. W książce dopracowano każdy element, by czytelnik otrzymał wspaniałe wydanie z niemniej interesującą treścią. Oczywiście, wiąże się to z dość wysoką ceną okładkową - 79,90 zł, lecz moim zdaniem jest to cena jak najbardziej zasadna.
Na południe od Brazos jest wspaniałym portretem amerykańskiego Dzikiego Zachodu, który powoli odchodzi w niebyt. Wspaniała plejada bohaterów, świetnie zarysowane realia i różnorodność poruszanych tematów powodują, że książkę licząca ponad 800 stron czyta się zadziwiająco szybko i przyjemnie. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/11/na-poudnie-od-brazos-lary-mcmurtry.html
Na południe od Brazos Larry'ego McMurtry'ego po ponad 25 latach ponownie zawitało do księgarń za sprawą Wydawnictwa Vesper. Jest to dość niezwykły western, ponieważ przedstawia na pozór banalną i niczym nie wyróżniającą się historię, lecz po bliższym przyjrzeniu się skrywa ona całe bogactwo motywów i tematów.
Po dziesięciu latach bezczynności, dwóch starszych Ochotników z...
2017-11-11
Do tej pory miałem okazję czytać bardzo wiele różnych wersji legendy o królu Arturze i jego Rycerzach Okrągłego stołu, lecz ta w wykonaniu Bernarda Cornwella staje się powoli moją ulubioną. Z tego względu, że nie jest to kolejna wariacja na temat losów Artura, ale odrealnienie jego legendy, pokazanie jak jego przygody mogły naprawdę wyglądać, co autorowi udało się znakomicie.
W poprzedniej części Arturowi udało się zjednoczyć brytyjskie księstwa i powstrzymać najazd Sasów. Jednak spokojne czasy wcale nie nadchodzą... Pojawiają się bowiem coraz to nowe problemy z którymi Artur musi sobie poradzić. Kolejni ambitni wodzowie, rosnące w siłę chrześcijaństwo, jak i zdrady oraz namiętności ponownie skierują Brytanię w stronę chaosu i wojen...
Podobnie jak to miało miejsce w poprzednim tomie, Derfel po latach spisuje historię Artura i wspomina dawne czasy. Tym razem opowiada czytelnikowi między innymi opowieść o Okrągłym Stole, o Tristanie i Izoldzie, o wzrastającym wpływie chrześcijaństwa, o rosnących ambicjach władców, jak i związku jaki łączył Ginewrę i Lancelota. Poznamy także prawdopodobne początki historii związanych z poszukiwaniem mitycznego świętego Graala. Pierwotnie nie był to wcale żaden kielich, a raczej kocioł, będący jednym z trzynastu Skarbów Brytanii, a którego bohaterowie na początku książki poszukują. Cornwell nadaje tym wszystkim historiom dużej dozy realności, pokazuje jak mogły naprawdę wyglądać i jak najprawdopodobniej przekształciły się w ich późniejszą wersję. Co więcej, czytając o kolejnych przygodach Artura trudno nie pozbyć się wrażenia, jakbyśmy czytali autentyczną relację naocznego światka, a nie tylko próbę odtworzenia i odrealniania tej historii. Cornwell demitologizuje opowieści o Arturze oraz nadaje im pozory realności i w tym tkwi właśnie niezaprzeczalny urok Trylogii Arturiańskiej.
W Nieprzyjacielu Boga Cornwell poświęcił znacznie więcej czasu bohaterom, ich planom i wzajemnych powiązaniom. Dzięki temu mamy okazję zdecydowanie lepiej poznać między innymi Artura. Jest to człowiek niezwykle uczciwy, który postawił sobie za cel zjednoczenie Brytów oraz zapewnienie powszechnego pokoju. Wyciągnął błędy ze swoich poprzednich działań i stara się kierować rozumiem, a nie uczuciami, co nie zawsze jest dla niego łatwe. W swoich ślubach jest jednak bardzo zasadniczy - nawet jeśli musi zabić przyjaciela w imię pokoju, to nie waha się, choć nie jest to dla niego proste. W Nieprzyjacielu Boga Artur nabiera większej wyrazistości oraz głębi, podobnie jak kilkoro innych bohaterów, co korzystnie wpłynęło na całą opisywaną historię.
W drugim tomie Trylogii Arturiańskiej jest zdecydowanie mniej bitew, za to więcej czasu poświęcono religii. Zarówno tej dawnej, jak i chrześcijaństwu, które zdobywa coraz szerszy posłuch wśród ludności Brytanii. Cornwell, jak ze wszystkim w swojej trylogii, również w kwestii chrystianizacji starał się przedstawić je bardzo realistycznie. Autor odmalował z niezwykłą realnością obrzędy chrześcijan, które w niczym nie przypominają tych obecnych, a w których wciąż mocne są echa dawnych wierzeń. Wyznawcy Chrystusa z biegiem czasu są coraz bardziej zuchwali oraz wojowniczo nastawieni w stosunku do pogan. Zaś księża okazują się manipulatorami, żądnymi władzy i nie cofną się przed niczym, żeby tylko osiągnąć swój cel. Można oczywiście tutaj dyskutować, czy Cornwell nie przejaskrawił niektórych opisanych zachowań chrześcijan, jak i ich niechęci do pogan, lecz moim zdaniem nie jest wcale tak daleki od prawdy. Jedno nie ulega wątpliwości - konflikt nowej i starej religii obserwowałem z nie mniejszą uwagą co przygody Artura.
Nieprzyjaciel Bogów to znakomita historia o Arturze i jego wojownikach tak, jak ona mogła naprawdę wyglądać. Cornwell demitologizuje tę opowieść, czyni z niej realną opowieść, która zachwyca na każdym kroku. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/11/nieprzyjaciel-boga-bernard-cornwell.html
Do tej pory miałem okazję czytać bardzo wiele różnych wersji legendy o królu Arturze i jego Rycerzach Okrągłego stołu, lecz ta w wykonaniu Bernarda Cornwella staje się powoli moją ulubioną. Z tego względu, że nie jest to kolejna wariacja na temat losów Artura, ale odrealnienie jego legendy, pokazanie jak jego przygody mogły naprawdę wyglądać, co autorowi udało się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pierwszy tom trylogii science fiction Czerwień Lidy Nagaty był całkiem udany, drugi już nieco słabszy, zaś trzeci okazał się być najsłabszy. Nie miałem wobec niego wielkich oczekiwań - byłem zwyczajnie ciekawy jak autorka zakończy całą tą historię, ponieważ końcówka Ciężkich prób zapowiadała bardzo interesujące rozwinięcie zagadnienia sztucznej inteligencji, która opanowała świat, czyli tytułowej Czerwieni. A tymczasem spotkał mnie zawód i brak odpowiedzi na wiele z nurtujących mnie pytań.
Porucznik James Shelley został uznany za martwego przez najbliższych jak i cały świat. To pozwala zwerbować go do tajnego oddziału, których zadaniem jest obrona życia na Ziemi przed zagładą, oraz służenie interesom Czerwieni. Shelley z czasem zaczyna jednak nabierać coraz większych wątpliwości, jakie są prawdziwe cele tej sztucznej inteligencji, komu może zaufać, oraz czy aby ich misje nie eskalują tylko konfliktów, zamiast im zapobiegać...
Mając w pamięci zakończenie Ciężkich prób, spodziewałem się, że w finałowym tomie trylogii Linda Nagata zdecydowanie bardziej ukaże wątek dotyczący Czerwieni. A w zasadzie obserwujemy głównie kilka misji porucznika Shelley'a, które polegają na sprawdzeniu pewnych miejsc, które wymykają się obserwacji i w których nie wiadomo dokładnie jakie badania są przeprowadzane. Ingerencja Czerwieni ogranicza się do zlecania tajnemu oddziałowi kolejnych misji, z których niekoniecznie istnieje realna szansa na powrót. Przez to trudno zrozumieć jakie są rzeczywiste plany tej sztucznej inteligencji oraz co dokładnie chce ona uzyskać w wyniku działań żołnierzy. Oczywiście, ma to wszystko swoje lepsze lub gorsze wytłumaczenie w powieści, ale mnie osobiście to nie przekonało. Odniosłem wręcz wrażenie, że autorka nie do końca wiedziała jak zakończyć swoją trylogię. Z jednej strony są poszukiwania jak można wykorzystać Czerwień do własnych celów, a z drugiej ona sama pragnie chronić ludzi przez zagładą, do której ludzkość sama prowadzi. Oczekiwałem, że ostatecznie te dwie kwestie zostaną znacznie szerzej wyjaśnione, zwłaszcza w zakończeniu. Tak się jednak nie stało, otrzymujemy bardzo lakoniczne informacje o sytuacji w epilogu, który nie przynosi odpowiedzi na nurtujące pytania.
W trzecim tomie pojawia się kilkoro nowych bohaterów - żołnierzy, którzy jak Shelley oficjalnie nie żyją i są uznani za martwych. Niestety, podobnie jak w poprzednich tomach nie poznajemy ich zbyt dobrze, poza szczegółami budowy ciała, preferencji broni, czy kilku cech charakteru. Można to wytłumaczyć faktem, że narratorem jest ponownie porucznik Shelley i z jego punktu widzenia jest prowadzona fabuła. W związku z tym, mamy niewielką okazję poznać jego oddział, zwłaszcza że mówienie o swojej przeszłości nie jest powszechną praktyką. Nie zmienia to faktu, że po lekturze kolejnego tomu najwięcej mogę powiedzieć o głównym bohaterze, a o pozostałych znów niewiele.
W stronę mroku jest niestety tylko dobrym zakończeniem trylogii Lindy Nagaty. Jest dużo akcji, emocjonujących walk, ucieczek i zasadzek, ale w tym wszystkim temat Czerwieni, czyli niezwykłej sztucznej inteligencji, odszedł jakby na dalszy plan. A szkoda, ponieważ był to dla mnie jeden z najciekawszych tematów trylogii Nagaty. Ta książka, jak i pozostałe dwa tomy zdecydowanie przypadną do gustu osobom szukającym wartkiej i emocjonującej akcji.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis!
http://hrosskar.blogspot.com/2017/08/w-strone-mroku.html
Pierwszy tom trylogii science fiction Czerwień Lidy Nagaty był całkiem udany, drugi już nieco słabszy, zaś trzeci okazał się być najsłabszy. Nie miałem wobec niego wielkich oczekiwań - byłem zwyczajnie ciekawy jak autorka zakończy całą tą historię, ponieważ końcówka Ciężkich prób zapowiadała bardzo interesujące rozwinięcie zagadnienia sztucznej inteligencji, która opanowała...
więcej Pokaż mimo to