-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2024-01
2018-04
Nie wiem za bardzo, co to ma być - reportaże? eseje politologiczne? podróż sentymentalna? Wiem tylko, że nie sprawdza się wybrana przez autorkę formuła wzmianek natury osobistej (stary znajomy, biegunka syna, narzekania mamy, zawoalowana krytyka swojej alma mater) przeplatanych z raczej nieciekawą polityczną historią regionu (komunizm, pseudodemokracja, tu i ówdzie rewolucja, jeszcze większy zamordyzm, nepotyzm, korupcja, bieda i bezprawie).
Do tego jeszcze przenosimy się z republiki do republiki, kolejne eseje nie nawiązują do siebie w żaden sposób, a całość jest bardziej polityczna (uch, nuda do szpiku kości) niż reporterska, dziennikarska, kulturoznawcza czy etnograficzna.
Jeśli komuś się wydaje, że postsowieckie republiki w Azji centralnej są nudne, mają nieciekawą kulturę i raczej przewidywalną historię, a obecnie w sumie nie ma po co tam jechać, to niestety książka Włodek tego nie zmieni.
Nie wiem za bardzo, co to ma być - reportaże? eseje politologiczne? podróż sentymentalna? Wiem tylko, że nie sprawdza się wybrana przez autorkę formuła wzmianek natury osobistej (stary znajomy, biegunka syna, narzekania mamy, zawoalowana krytyka swojej alma mater) przeplatanych z raczej nieciekawą polityczną historią regionu (komunizm, pseudodemokracja, tu i ówdzie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04
Chwała w swojej książce opisuje rozmowę (no bo chyba nie wywiad?) z Kirgizem, który na zaproszenie brata ma przeprowadzić się na stałe do Niemiec. Chłopak jest bardzo rozczarowany, że nie będzie rozmawiał z dziennikarzem, tylko studentem uniwersytetu. Przykro mi to napisać, ale ja również czuję się rozczarowana, a to, że książkę pisze student, a nie dziennikarz, niestety widać bardzo.
Żeby nie było: Chwała się stara, nie odwala chałtury, stara się być uważnym, wrażliwym obserwatorem, ma sporo empatii i zrozumienia dla swoich bohaterów, ale refleksje ma dość banalne (np. na cmentarzu, że ludzie umierają i wszystko przemija - no trudno tu o jakąś odkrywczość).
Być może pisarz wyższej próby wykrzesałby z tego tematu więcej, ale w książce Chwały Kirgistan jest dokładnie taki, jakiego należy się spodziewać: nieciekawa, biedna postsowiecka republika, zmagająca się z łatwymi do przewidzenia problemami (bieda, korupcja, brak perspektyw, patologie systemu pseudodemokratycznego, kultura mało atrakcyjna dla europejskiego odbiorcy i raczej trudna do przekazania, skoro nie do końca czujemy etos koczowniczego, pasterskiego życia).
Moją czujność obudził już wstęp rodem z Wikipedii oraz natrętne umieszczanie przypisów dla dodania informacji o miastach, w których zatrzymuje się autor (tak, też żywcem z Wiki), których to danych autor najwyraźniej nie umiał wpleść w tok opowieści.
Zerknęłam na oceny tutaj, zacisnęłam zęby i postanowiłam dać książce szansę, bo skoro to coś ma lepsze statystyki niż poetyckie i piękne książki Thubrona o Azji Centralnej, to coś w tym musi być. Teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie ma w tym marketingu szeptanego i niewybrednej reklamy, bo książka Chwały jest nudna i nieciekawa.
Mimo całej mojej ciekawości dla regionu, nigdy jeszcze nikt do tego stopnia nie zniechęcił mnie do Kirgistanu, a za cały nakład autor powinien zasadzić co najmniej karną setkę drzewek.
Chwała w swojej książce opisuje rozmowę (no bo chyba nie wywiad?) z Kirgizem, który na zaproszenie brata ma przeprowadzić się na stałe do Niemiec. Chłopak jest bardzo rozczarowany, że nie będzie rozmawiał z dziennikarzem, tylko studentem uniwersytetu. Przykro mi to napisać, ale ja również czuję się rozczarowana, a to, że książkę pisze student, a nie dziennikarz, niestety...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-06
Nie była to lektura łatwa.
Czym jest książka Thubrona, jak ją zaklasyfikować? Literatura podróżnicza, przygodowa, literatura faktu czy może ściślej - reportaż?
"Utracone serce Azji" to dla mnie przede wszystkim opowieść o ludziach, nie o miejscach, oraz o niezwykłym zjawisku, trudnym do wyjaśnienia dla przeciętnego Europejczyka (w tym kontekście człowieka, którego tożsamość narodową dość łatwo jest opisać), jakim jest konstruowanie tożsamości narodowej wśród ludów, dla których ważniejsza od narodowości była przynależność etniczna i religijna. Obraz, który kreśli w swojej książce Thubron - świata wartości wymykających się podziałom i definicjom, uwikłanego w spory polityczne, strefy wpływów kulturowych, podzielonego sztucznie wyznaczonymi granicami - to obraz fascynujący i przejmujący jednocześnie. To również opowieść o ludziach, którym z dnia na dzień odebrano to, z czym się identyfikowali - Związek Radziecki - zostawiając ich jednak z całą spuścizną polityczną, gospodarczą i kulturową po nim.
Gdyby jednak potraktować "Utracone serce Azji" jako li i jedynie reportaż, można spodziewać się uczucia lekkiego niedosytu. Poza kilkoma wyjątkami, większość spotkanych i opisanych przez Thubrona ludzi i historii jest dość nijaka i dość bezbarwna, a każdy, kto ma w pamięci doskonały "Cień Jedwabnego Szlaku" zatęskni za atmosferą tamtej książki.
Miasta, które odwiedza i przybliża czytelnikowi autor, są w przeważającej większości brzydkie, zaniedbane i dość nudnawe. Brak tu zabytków tworzących atmosferę, brak śladów historii. Ten "mankament" Thubron wynagradza czytelnikowi swoim piórem, kiedy relacjonuje wyprawy do zburzonych twierdz, będących niegdyś kwitnącymi miastami, kiedy przybliża kulturę i historię minionych potęg - jest w jego opowieści pewna melancholia, głęboka wrażliwość i piękno języka, poruszające niemal tak samo, jak dzieje upadłych imperiów.
Niepospolity talent autora najlepiej uwidacznia się jednak, gdy porzuca miasta na rzecz pustyń, płaskowyżów i ciągnących się bezdroży. Plastyczność opisu jest zachwycająca i właśnie te części książki zapadają w pamięć bardziej niż pobyty w kolejnych krajach - o których miała przecież opowiadać ta książka.
Na reportaż trochę za mało, a "Utracone serce Azji" to jednak coś więcej niż tylko książka podróżnicza. Po doskonałym "Cieniu Jedwabnego Szlaku" może zostawić poczucie lekkiego rozczarowania, ale z drugiej strony cel i zamysł tej podróży są zgoła inne, a ten, kto porówna książkę Thubrona z niektórymi fragmentami pociągowych podróży Paula Theroux zgodzi się, że Colin Thubron "wycisnął" z zebranego materiału wszystko, co najlepsze.
Może zmęczyć, może okazać się miejscami przydługa lub nieciekawa - ale to jedna z tych niewielu książek, które na długo zapadają w pamięć.
Nie była to lektura łatwa.
Czym jest książka Thubrona, jak ją zaklasyfikować? Literatura podróżnicza, przygodowa, literatura faktu czy może ściślej - reportaż?
"Utracone serce Azji" to dla mnie przede wszystkim opowieść o ludziach, nie o miejscach, oraz o niezwykłym zjawisku, trudnym do wyjaśnienia dla przeciętnego Europejczyka (w tym kontekście człowieka, którego...
2011-08
Niewątpliwie jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
Jako zbiór reportaży jednego autora pisanych na przestrzeni wielu lat, daje niepowtarzalna możliwość prześledzenia, obserwowania, jak zmieniał się styl, warsztat i wrażliwość autora, przebijające się przecież przez dziennikarski obiektywizm relacjonowania faktów.
Myślę, że właśnie ta wrażliwość, otwartość na kultury Orientu i dojrzałość sądów (szczególnie reportaże z Mustangu i Kaszmiru) są tym, co czyni ten zbiór czymś więcej niż tylko solidną porcją doskonałej publicystyki: to już literatura piękna wysokiej próby.
"W Azji" jest książką cenną z jeszcze jednego powodu: historia Azji, szczególnie tej "bardziej egzotycznej", mniej znanej i mniej obecnej w mediach, wcale nie jest łatwa do poznania ani do przyswojenia, traktowana marginalnie w opracowaniach historii powszechnej albo prezentowana w formie mało przystępnych, ale bardzo wnikliwych wielostronicowych monografii. Tymczasem reportaże Terzaniego są "czymś pomiędzy" - pozwalają spojrzeć na wydarzenia polityczne (wojna w Wietnamie, powstanie reżimu Czerwonych Khmerów i umocnienie tego panującego w Korei, śmieć Mao i wydarzenia w Chinach, również masakrę na placu Tiananmen i tak dalej, i tak dalej) z perspektywy ich naocznego świadka, a przy tym człowieka posiadającego głęboką znajomość procesów, historii i specyfiki kultury państw, o których pisze. Nie mnie sądzić czy w ogóle albo na ile reportaże zebrane w tym tomie mogą posłużyć jako źródło historyczne i zastąpić ceglaste opracowania monografistów, ale drugiej takiej książki na polskim rynku nie ma.
Niewątpliwie jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
Jako zbiór reportaży jednego autora pisanych na przestrzeni wielu lat, daje niepowtarzalna możliwość prześledzenia, obserwowania, jak zmieniał się styl, warsztat i wrażliwość autora, przebijające się przecież przez dziennikarski obiektywizm relacjonowania faktów.
Myślę, że właśnie ta wrażliwość,...
2015-10
Wiele czytelniczej przyjemności dostarczyła mi ta książka, nie tylko dlatego, że mało wydaje się u nas książek, które traktują o Azji Centralnej.
Autor rozpoczyna swoją opowieść od momentu, kiedy zrodził się pomysł na wyprawę do Tadżykistanu, a w narrację zaskakująco sprawnie wpleciona jest garść faktów historycznych. Nie jest łatwo przeprowadzić czytelnika przez menady azjatyckiej historii najazdów, podbojów, narodzin i upadków imperiów, a jednak Sawickiemu jakoś się to udaje i kiedy rozpoczynamy z nim podróż do Tadżykistanu, nie jest to już miejsce zupełnie obce, łatwiej też zrozumieć problemy, z jakimi zmaga się młoda republika.
Pisze o nich Sawicki: o niejednorodnym etnicznie społeczeństwie, podzielonym sztucznymi granicami politycznymi, które nijak się mają do historii i tradycji, o narodowej dumie z jednej strony i o fali zarobkowej emigracji z drugiej, o konfliktach zbrojnych i o życiu w zapadłych wioskach rozsianych wśród górskich szczytów, które toczy się niespiesznym rytmem wyznaczanym głównie ciężką pracą.
Siłą rzeczy nie jest to więc książka, w której autor kuligiem jeździ od jednego zabytku do drugiego, w międzyczasie przedzierając się przez niedostępne ścieżki z nożem w zębach. Owszem, opisuje pobyt w Duszanbe, Chodżent, ale jest to relacja pełna melancholii i zadumy nad losami kultury. Nie ma, jak u Paula Theroux, spotkań z kolegami po piórze, ale za to są rozmowy ze zwyczajnymi ludźmi, tymi, których zwykle najtrudniej jest spotkać - o ich codzienności, ich sposobie patrzenia na świat.
Piękna jest ta książka z niespieszną narracją, z długimi pobytami w górskich ostępach, z rozmowami z ludźmi, z których opowieści rodzi się mozaikowy obraz niełatwej historii regionu. Nie dla każdego, to pewne - ale kto się nie boi wrażliwości, zadumy i nieuczęszczanych ścieżek, ten się nie rozczaruje Sawickim.
Wiele czytelniczej przyjemności dostarczyła mi ta książka, nie tylko dlatego, że mało wydaje się u nas książek, które traktują o Azji Centralnej.
Autor rozpoczyna swoją opowieść od momentu, kiedy zrodził się pomysł na wyprawę do Tadżykistanu, a w narrację zaskakująco sprawnie wpleciona jest garść faktów historycznych. Nie jest łatwo przeprowadzić czytelnika przez menady...
2015-04
Jeśli Samborski opisywał Azję Centralną bezdroży, jako nomada i człowiek "z zewnątrz", niezależny w swojej podróży i sam wyznaczający jej trasę, to Marzena Filipczak pisze o swojej podróży "od wewnątrz", zanurzając się w świat, który odwiedza, spotykając się z ludźmi, wkraczając w ich życie, stając się na chwilę jego częścią. I to jest najpiękniejsza cecha tej książki - jest tak idealnie skromna, tak dalece pozbawiona tego nieznośnego zadęcia podróżników, którzy uważają się za lepszych od innych, bo bardziej wrażliwych, bardziej wyczulonych, bardziej spostrzegawczych.
Przy tym jest w niej wszystko, czego trzeba dobrej książce podróżniczej: wielkie turystyczne mekki (a może powinnam napisać "kołchozy"?) oraz miejscowości malutkie, senne, w których życie toczy się swoim własnym trybem i gość wciąż jest gościem, a nie turystą lub podróżnikiem. Są chwile autentycznego wzruszenia nad urokiem starej zabudowy i nieskażoną naturą, są piękne chwile naturalności, z jaką autorka przyjmuje gościnę i pomoc od obcych ludzi i chwile niepewności, kiedy - jak w każdej podróży - potrzeba wiz, papierów, transportu. I oczywiście ulga, kiedy wszystko (jakimś cudem) udaje się załatwić.
I jest to pozbawione uprzedzeń spojrzenie, jest postawa Filipczak, która nie boi się ani obalać stereotypów, ani poddawać krytyce zjawisk, które się jej nie podobają, niezależnie od tego, czy jest to poprawne politycznie i czy nie będzie to woda na młyn dla wszelkiej maści "-fobów".
A tak przede wszystkim - to jest książka dla kobiet. Proszę nie zrozumieć mnie źle: to jest mądra książka dla kobiet.
Po pierwsze dla tych, którym brakuje odwagi, które może by chciały, ale się boją. Filipczak pokazuje, że można podróżować w pojedynkę, że nie potrzeba do tego odwagi, a jedynie zdrowego rozsądku, bo zagrożenie owszem, istnieje, ale niezależnie od szerokości geograficznej. I co najważniejsze: nieważne, czy diabeł schowa rogi pod turbanem, pod chustą, pod czapką-uszatką czy pod kołpakiem - wcale nie jest taki straszny, jak go malują.
I po drugie, kto wie, czy nie ważniejsze: dla tych, które konsekwentnie namawiają inne, żeby zostać w domu, żeby nie ruszać się nigdzie poza utartymi szlakami, żeby zrezygnować z niezależności, bo tam, dalej, na pewno jest niebezpiecznie i na pewno stanie się coś złego.
Dziewczyny, miejcie odwagę ruszać w swoją podróż!
Jeśli Samborski opisywał Azję Centralną bezdroży, jako nomada i człowiek "z zewnątrz", niezależny w swojej podróży i sam wyznaczający jej trasę, to Marzena Filipczak pisze o swojej podróży "od wewnątrz", zanurzając się w świat, który odwiedza, spotykając się z ludźmi, wkraczając w ich życie, stając się na chwilę jego częścią. I to jest najpiękniejsza cecha tej książki -...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04
Umówmy się - tereny Azji Południowo-wschodniej, coraz popularniejsze miejsca wakacyjnych podróży, wydają się mniej egzotyczne niż stosunkowo bliższa Azja Centralna. Każdy chyba słyszał o Malezji, o Brunei lub Filipinach, ale Kirgistan? Turkmenistan?
O tym właśnie opowiada "Zjadłem Marco Polo" - o zaprzeczeniu, że Azja Centralna jest odległa, egzotyczna i obca. Myślę, że to trochę za sprawą autora, dla którego te post-sowieckie republiki są jak drugi dom, trochę za sprawą tego, jak opisuje pokonywane odległości i specyfikę podróżowania przez bezdroża azjatyckich "stanów". Jest tu trochę anegdot z poprzednich wypraw, trochę cennych doświadczeń podanych z myślą o tych, którzy sami chcieliby wyprawić się w ten niezwykły rejon świata; przeszłość miesza się z obecną podróżą jakby na dowód, że w podróży nieistotny jest czas, nawet ten ograniczony wizami, ale ludzie i miejsca, które dosłownie się przeżywa.
Autor w posłowiu przyznaje, że dla motocyklistów ta książka może być rozczarowaniem, bo mocno okroił opisy zmagań z maszynami, wszystkie techniczne detale są podane w takich ilościach, że nie wystraszą nawet kompletnego laika w sprawach motoryzacji. Motocykliści może poczują się rozczarowani, ale wspomnienia Samborskiego bronią się i tak, chociaż do literackich fajerwerków jeszcze trochę brakuje - mimo czytelnych śladów inspiracji warsztatem Kapuścińskiego.
Ale zdjęcia! Dla samych zdjęć, surowego, oszczędnego piękna przedstawionych krajobrazów, niezmierzonych przestrzeni, wobec których człowiek jest niczym - warto po tę książkę sięgnąć.
Umówmy się - tereny Azji Południowo-wschodniej, coraz popularniejsze miejsca wakacyjnych podróży, wydają się mniej egzotyczne niż stosunkowo bliższa Azja Centralna. Każdy chyba słyszał o Malezji, o Brunei lub Filipinach, ale Kirgistan? Turkmenistan?
O tym właśnie opowiada "Zjadłem Marco Polo" - o zaprzeczeniu, że Azja Centralna jest odległa, egzotyczna i obca. Myślę, że to...
2011-06-01
Ze względu na objętość - w połowie pojawia się pokusa, żeby na trochę odpocząć od tej książki - łatwiejszy w odbiorze wydaje mi się "Wielki bazar kolejowy", poprzednik "Pociągu widma...". Być może zadziałał też mój kompletny brak zainteresowania Indiami, obszernie opisywanymi przez Theroux. Wszystko inne działa na korzyść tej "kontynuacji" - charakter samej opowieści jest bardziej pogodny, opis mijanych krajów, poprzez ich zróżnicowanie, jest barwniejszy i bardziej wciągający, a prawdziwą perełką na tle innych książek podróżniczych są opisy spotkań z "kolegami po piórze", w tym Pamukiem i Murakamim.
Ze względu na objętość - w połowie pojawia się pokusa, żeby na trochę odpocząć od tej książki - łatwiejszy w odbiorze wydaje mi się "Wielki bazar kolejowy", poprzednik "Pociągu widma...". Być może zadziałał też mój kompletny brak zainteresowania Indiami, obszernie opisywanymi przez Theroux. Wszystko inne działa na korzyść tej "kontynuacji" - charakter samej opowieści jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Popularnonaukowa, ale na całkiem przyzwoitym poziomie i dość przystępna książka o mitach Persji, przedstawiająca zarówno podstawowe wierzenia (kosmogonia, teogonia), jak i najbardziej znane systemy i wierzenia religijne i filozoficzne.
Najciekawszą częścią jest z pewnością ta opisująca mity z "Księgi królewskiej" Fedrousiego - perskie podania o bohaterach potrafią wciągnąć jak dobra powieść.
Dodatkowym atutem jest bogata szata graficzna, prezentująca nie tylko ilustrujące mity miniatury, ale także zabytki sztuki i kultury materialnej, pozwalająca lepiej poznać i zrozumieć tą odległą w czasie rzeczywistość.
Popularnonaukowa, ale na całkiem przyzwoitym poziomie i dość przystępna książka o mitach Persji, przedstawiająca zarówno podstawowe wierzenia (kosmogonia, teogonia), jak i najbardziej znane systemy i wierzenia religijne i filozoficzne.
Najciekawszą częścią jest z pewnością ta opisująca mity z "Księgi królewskiej" Fedrousiego - perskie podania o bohaterach potrafią wciągnąć...
2010-11-01
I piękne ilustracje, i dokładny opis wszystkich krajów Szlaku z ich najciekawszymi miejscami, widokami, zakątkami i zabytkami, ale też przystępny rys historyczny i informacje praktyczne o możliwościach dostania się do danego kraju i lokalnych obyczajów. Coś cudnego!
I piękne ilustracje, i dokładny opis wszystkich krajów Szlaku z ich najciekawszymi miejscami, widokami, zakątkami i zabytkami, ale też przystępny rys historyczny i informacje praktyczne o możliwościach dostania się do danego kraju i lokalnych obyczajów. Coś cudnego!
Pokaż mimo to2011-09-01
Świetna. Po prostu świetna.
Można literaturę perską lubić albo nie, albo wzdragać się przed prozą, która mniej lub bardziej aluzyjnie dotyczy spraw bolesnych - wojen ("Matki", "Wielkie nieszczęście", wstrząsający "Rozbujany księżyc") albo pozycji kobiet w społeczeństwie ("Wielka samotność Nesy", "Krzyki nocy"), ale niewątpliwie jest to proza oryginalna, odwołująca się do odmiennej estetyki i wrażliwości.
Przy okazji: nie wiem, na ile to zasługa autorek i autorów, a na ile Ivonny Nowickiej, ale przekład operuje polszczyzną, której niejeden tłumacz mógłby pozazdrościć.
Świetna. Po prostu świetna.
Można literaturę perską lubić albo nie, albo wzdragać się przed prozą, która mniej lub bardziej aluzyjnie dotyczy spraw bolesnych - wojen ("Matki", "Wielkie nieszczęście", wstrząsający "Rozbujany księżyc") albo pozycji kobiet w społeczeństwie ("Wielka samotność Nesy", "Krzyki nocy"), ale niewątpliwie jest to proza oryginalna, odwołująca się do...
Ta książka chyba najbardziej trafi do pasjonatów geologii, bowiem każde azjatyckie pasmo omówione jest głównie pod kątem historii powstania i zachodzących zmian. Azjatyckie szlaki są raczej nieprzystępne, więc ci, którzy planują wyprawy w tamte rejony nie znajdą zbyt wielu użytecznych wskazówek i podpowiedzi tras, natomiast miłośnicy pięknych zdjęć i wszyscy spragnieni widoku trudno dostępnych, egzotycznych zakątków na pewno będą zadowoleni.
Ta książka chyba najbardziej trafi do pasjonatów geologii, bowiem każde azjatyckie pasmo omówione jest głównie pod kątem historii powstania i zachodzących zmian. Azjatyckie szlaki są raczej nieprzystępne, więc ci, którzy planują wyprawy w tamte rejony nie znajdą zbyt wielu użytecznych wskazówek i podpowiedzi tras, natomiast miłośnicy pięknych zdjęć i wszyscy spragnieni...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-06-01
Magia. Jedna z najpiękniejszych, najbardziej poruszających książek w moim życiu.
Magia. Jedna z najpiękniejszych, najbardziej poruszających książek w moim życiu.
Pokaż mimo to2011-09-01
Prawdopodobnie za tak niską ocenę odpowiadają trzy czynniki: przyzwyczajenie do wysokich standardów prozy Kapuścińskiego oraz fragmenty z książek Paula Theroux i Cliffa Thubrona, w których opisywali kraje Azji Centralnej - nastrojowo, z dużym wyczuciem i głębokim znawstwem tematu.
Na to liczyłam, tego oczekiwałam sięgając po ten zbiorek wczesnych reportaży Kapuścińskiego. Że wczesnych to niestety widać od pierwszych zdań - niby są zaczątki tej wrażliwości i celnych obserwacji, znanych z Cesarza, Hebanu czy Podróży z Herodotem, ale to nadal nie ten poziom, nie ta klasa. Nie wiem, na ile siermiężność i nuda są wynikiem warsztatu czy jego braków, a na ile jest to ślad realiów, w jakich eseje powstawały: jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, że gdyby Kapuściński nie musiał, nadal odwiedzałby kołchozy, pisał poematy na cześć robotników wypełniających normy i w trudzie budując potęgę socjalistycznych republik związkowych, czy nie poświęciłby uwagi kulturze zamiast podkreślaniu wspaniałości przemysłu, w tyle zostawiającego zgniły Zachód i szkalowaniu feudalno-kapitalistycznych wyzyskiwaczy.
Przy okazji: bardzo, bardzo brakuje wstępu, słowa od wydawcy, jakiegokolwiek wprowadzenia, które rzuciłoby trochę światła na jedną kwestię: dlaczego ówczesne władze Związku Radzieckiego tak uparcie promowały kultury narodowych (podkreślam: narodowych) państw Azerów, Kirgizów, Uzbeków, Tadżyków, Ormian...
Prawdopodobnie za tak niską ocenę odpowiadają trzy czynniki: przyzwyczajenie do wysokich standardów prozy Kapuścińskiego oraz fragmenty z książek Paula Theroux i Cliffa Thubrona, w których opisywali kraje Azji Centralnej - nastrojowo, z dużym wyczuciem i głębokim znawstwem tematu.
Na to liczyłam, tego oczekiwałam sięgając po ten zbiorek wczesnych reportaży Kapuścińskiego....
2012-02-01
Po raz pierwszy w tym roku spotykam książkę, o której nie wiem, co powiedzieć.
Sam pomysł oczarował mnie od pierwszej chwili: podróż z Moskwy do Pekinu, przez całą Azję! Ach, jakie książki o Azji napisali Theroux, Thubron, ach, jaka to będzie relacja!
Zatarłam ręce, zabrałam się do lektury... i już wstęp postawił przede mną dość nieprzyjemne pytanie, czy autor jest klasycznym przykładem Amerykana-rusofoba, który widzi w tym kraju mityczne zagrożenie dla umiłowanych w Ameryce wolności i swobód obywatelskich? Czy jemu się naprawdę wydaje, że do spółki z Chinami Rosjanie nie marzą o niczym innym tylko o ukróceniu amerykańskiej hegemonii? Dla dobra dalszej lektury przyjęłam, że to ja czegoś nie rozumiem.
Autor zatem udaje się w podróż, ale nie dawnym Jedwabnym Szlakiem, niestety - przejeżdża przez wchodzące w skład Federacji Rosyjskiej obwody i republiki (obwód rostowski, kabardyjski, Osetię, Dagestan) i postsowieckie republiki Kazachstanu i Kirgistanu, aż dociera do zachodnich prowincji Chin i samej stolicy.
Nie wątpię, że są czytelnicy, których taka marszruta przyprawia o szybsze bicie serca i sama przez chwilę miałam nadzieję się do nich zaliczać. Teraz, po skończonej lekturze, zastanawiam się, czy to autor miał pecha i po prostu w jego oczach wszystkie mijane miejsca są zapuszczone, biedne, brudne i pełne niezadowolonych ludzi, narzekających na swoje przegrane życie? Głęboko wierzę, że kaukaski tygiel kulturowy z jego polityczną, religijną a przede wszystkim etniczną mieszanką to materiał na doskonałą książkę, tymczasem podróż Taylera ciągnie się i ciągnie, ludzie, miejsca i kraje niczym się nie od siebie nie różnią, może tylko jakością dróg i obsługi na przejściach granicznych, książka ciągnie się i ciągnie jak i cała ta eskapada, jeszcze na setnej stronie czekałam, aż coś się rozkręci myśląc, że kiedy wreszcie wyjedzie z Rosji rzecz cała nabierze rumieńców; autor wyjechał z Rosji, nic się nie zmieniło, nadal ta sama monotonia, ani jednego bardziej elektryzującego momentu. Cynizm młodzieży wszędzie taki sam, bieda tak samo nudna, krajobrazy tak samo nieciekawe.
Po co autor napisał tę książkę przynajmniej się domyślam. Nie wątpię, że w jego doświadczeniu była to eskapada ciekawsza niż dla mnie na papierze. Zatem po co ja przebrnęłam przez ponad czterysta stron - nie wiem.
Po raz pierwszy w tym roku spotykam książkę, o której nie wiem, co powiedzieć.
Sam pomysł oczarował mnie od pierwszej chwili: podróż z Moskwy do Pekinu, przez całą Azję! Ach, jakie książki o Azji napisali Theroux, Thubron, ach, jaka to będzie relacja!
Zatarłam ręce, zabrałam się do lektury... i już wstęp postawił przede mną dość nieprzyjemne pytanie, czy autor jest...
2013-01-01
Jak na reportaż ta książka jest za "gęsta", zbyt wiele w niej historii - tej Wielkiej, podręcznikowej i tej mniejszej, o wymiarze bliskim i ludzkim - zbyt wiele postaci, spotkań, mitów, legend i podań. Jak na książkę historyczną zbyt wiele tu uczuć, pasji, wzruszeń autora, jego dojrzałych refleksji i głębokiego namysłu, z jakim pochyla się nad skutkami stalinowskiej polityki "dzielenia i rządzenia". Jak na biografię czy pamiętnik jest z kolei zbyt obiektywna, zbyt surowa, zbyt jasno pokazuje rozdźwięk między polityczną propagandą a rzeczywistością, między samą treścią decyzji a jej wykonaniem.
"Dobranoc, panie Lenin!" jest po prostu doskonałą książką: historyczną, biograficzną, podróżniczą, etnograficzną, kulturoznawczą; książką, do której chce się wracać, nad którą bez znudzenia można spędzić wiele czasu. Terzaniemu udała się rzecz zaiste niezwykła - jego reportaż jak soczewka skupił w sobie wszystkie różnorodne elementy azjatyckiej kultury i stworzył z nich olśniewającą mozaikę. I chociaż czytałam reportaże Thubrona, relacje Theroux, nikt jeszcze nie opisał Azji tak, jak zrobił to Terzani.
Najlepsza książka tego autora.
Jak na reportaż ta książka jest za "gęsta", zbyt wiele w niej historii - tej Wielkiej, podręcznikowej i tej mniejszej, o wymiarze bliskim i ludzkim - zbyt wiele postaci, spotkań, mitów, legend i podań. Jak na książkę historyczną zbyt wiele tu uczuć, pasji, wzruszeń autora, jego dojrzałych refleksji i głębokiego namysłu, z jakim pochyla się nad skutkami stalinowskiej...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-04-01
Z jednej strony - kwintesencja podróży jako czynności głównej, jako celu, a nie środka: są zatem opisy pociągów, środków transportu, podróżnych i spotkanych przygodnie znajomych. Są obrazy z mijanych krajów, ujęte w ramy pociągowego okna, właśnie takimi, jakimi się je widzi w czasie podróży, a więc wyrwanymi z kontekstu, przedziwnie oderwanymi od rzeczywistości. Z drugiej - kwintesencja podróży jako procesu męczącego, przyprawiającego o znużenie, czasem nieprzyjemnego, czasem nieprzewidywalnego. Taka właśnie jest ta książka, momentami czarująca, momentami dłużąca się, chwilami rozczarowująca brakiem głębszej refleksji, czasem zachwycająca celnością pojedynczego spostrzeżenia właśnie dlatego, że ramy pociągowego okna pozwalają skupić się na detalu.
Ten brak refleksji to chyba jedyny minus: podświadomie bowiem oczekuję od książki podróżniczej, że stanie się książką psychologiczną, duchową, intymnym pamiętnikiem. Nic z tych rzeczy. Dlatego również za bezpretensjonalność mocne cztery gwiazdki.
Z jednej strony - kwintesencja podróży jako czynności głównej, jako celu, a nie środka: są zatem opisy pociągów, środków transportu, podróżnych i spotkanych przygodnie znajomych. Są obrazy z mijanych krajów, ujęte w ramy pociągowego okna, właśnie takimi, jakimi się je widzi w czasie podróży, a więc wyrwanymi z kontekstu, przedziwnie oderwanymi od rzeczywistości. Z drugiej -...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-08-01
Wiem, nie ocenia się książki po okładce, a w tym wypadku wrażenie jest wyjątkowo mylne: wbrew temu, co sugeruje zdjęcie i opis wydawcy, Doma Joly'ego próżno szukać opisów wszelkich ponurości czy tragicznych losów ludzi dotkniętych tragedią wojny. Rzeczywiście, autor odwiedza Kambodżę, gdzie zwiedza również miejsca potwornych zbrodni czerwonych Khmerów, jedzie też z wycieczką do Korei Północnej, ale w relacjach z tych krajów przeplatają się życie i śmierć, pamięć o tragedii z odbudową - kwestią sporną pozostaje, czy jest to wyraz powściągliwości czy bezmyślności, a sam Dom Joly jest prymitywnym poszukiwaczem ekscytujących, mrocznych rozrywek czy człowiekiem, który odwiedzając miejsca niebezpieczne i związane ze śmiercią rozlicza się ze swoją przeszłością.
Pięć podróży: do Iranu i USA, które obalają pewne stereotypy krążące na temat tych krajów, przezabawna relacja z ukraińskiego Czernobyla, wreszcie zapadające w pamięć relacje z Kambodży i Korei Północnej tworzą pewną całość, z której wyłamuje się ostatnia podróż, do rozdartego wojną domową, ojczystego Libanu. Jest ona może bardziej refleksyjna, mniej dowcipna, ale wydaje mi się, że stawia całą ideę podróży autora w innym świetle.
Nie jest to może książka głęboka i skłaniająca do zadumy, taka, do której będzie się po wielokroć wracać, ale nie można odmówić jej dwóch niebagatelnych zalet: wartkiej, sprawnej narracji i absolutnie czarującego poczucia humoru.
Wiem, nie ocenia się książki po okładce, a w tym wypadku wrażenie jest wyjątkowo mylne: wbrew temu, co sugeruje zdjęcie i opis wydawcy, Doma Joly'ego próżno szukać opisów wszelkich ponurości czy tragicznych losów ludzi dotkniętych tragedią wojny. Rzeczywiście, autor odwiedza Kambodżę, gdzie zwiedza również miejsca potwornych zbrodni czerwonych Khmerów, jedzie też z...
więcej mniej Pokaż mimo toTrzeba przyznać, że to naprawdę jest dobra monografia - solidna, rzeczowa, dość przystępna mimo stareńkiego tłumaczenia, nie koncentrująca się tylko na polityce, ale wprowadzająca w świat wierzeń i zwyczajów starożytnych Persów, stworzona wprost dla tych, którym książki o historii starożytnej koncentrującej się na Grekach i rzymianach zostawiły pewien niedosyt.
Trzeba przyznać, że to naprawdę jest dobra monografia - solidna, rzeczowa, dość przystępna mimo stareńkiego tłumaczenia, nie koncentrująca się tylko na polityce, ale wprowadzająca w świat wierzeń i zwyczajów starożytnych Persów, stworzona wprost dla tych, którym książki o historii starożytnej koncentrującej się na Grekach i rzymianach zostawiły pewien niedosyt.
Pokaż mimo to
O, dokładnie takiego reportażu potrzebowałam. Jest solidnie napisany, bez podróżniczego "zadęcia", w sam raz okraszony historycznym i gospodarczym kontekstem.
Fatland z dużą wrażliwością zauważa różnice między pięcioma postsowieckimi republikami Azji Centralnej - nie daje się oślepić turkusowemu blaskowi kopuł w Samarkandzie i Bucharze. Widzi orwellowskie absurdy, czyta między wierszami pompatycznych inskrypcji na pomnikach i cenzurowanych artykułów prasowych.
Najbardziej intrygujące i wzruszające są jej spotkania ze zwykłymi ludźmi: poetką z jurty, młodym małżeństwem, porwaną panną młodą, przewodnikami. Bez uprzedzeń, bez ocen, z dobrą historią.
O, dokładnie takiego reportażu potrzebowałam. Jest solidnie napisany, bez podróżniczego "zadęcia", w sam raz okraszony historycznym i gospodarczym kontekstem.
więcej Pokaż mimo toFatland z dużą wrażliwością zauważa różnice między pięcioma postsowieckimi republikami Azji Centralnej - nie daje się oślepić turkusowemu blaskowi kopuł w Samarkandzie i Bucharze. Widzi orwellowskie absurdy, czyta...