rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Jestem fanką. Chociaż wyrosłam już z motylków w brzuchu i bezkrytycznego zachwytu, fandom pozostaje moim punktem odniesienia i na zawsze ustawił mi np. sposób odbioru treści popkulturowych.
A jednak...

Akari pokazuje ten fandom, o którym wiem, że istnieje, ale znam go tylko z opowiadań. Fanatyczny, wymagający poświęceń, fandom ustawiający życie i trzymający za pysk silniej niż jakikolwiek autorytet.
Pokazuje fandom, który jest jedynym schronieniem i miejscem ucieczki dla tych wystraszonych, niepewnych, pozbawionych umiejętności społecznych, gorzej odnajdujących się w realiach, gdzie jest stres, wymagania, oczekiwania innych i normy, których przestrzeganie decydują o akceptacji i sukcesie.
Pokazuje fandom samotnych i zagubionych.

Zauważcie jednak, że fandom Akari w zasadzie jest pozbawionych znajomych i przyjaciół. Nie ma w nim wspomnień wspólnego przeżywania radosnych momentów. Jeśli kiedykolwiek doświadczyliście bycia w fandomie, czegoś będzie wam brakowało.
Intrygujące jest też to, że idol, który niemal dosłownie trzyma Akari przy życiu, w zasadzie nie istnieje w narracji powieści - jest jednocześnie wszechobecny i w przedziwny sposób anonimowy.
Żałuję trochę, że nie dowiedzieliśmy się o nim więcej - o jego życiu, ciężarze sławy i wreszcie powodów, dla których uderzył fankę lub czy w ogóle to zrobił...?

No i jest sama Akari, o której autorka nie mówi nam wprost, czy jej zachowanie wynika z autyzmu, zgrabnie unikając piętnowania. Dla mnie narratorka-bohaterka była testem empatii, który totalnie oblałam - denerwujący, nieogarnięty typ, który najchętniej solidnie bym sprała, a intensywność mojej irytacji na fikcyjną postać dość mnie zaskoczyła.
Nie umiem lubić Akari, nie umiem jej współczuć i nie mam do niej za grosz cierpliwości.

Jestem fanką. Chociaż wyrosłam już z motylków w brzuchu i bezkrytycznego zachwytu, fandom pozostaje moim punktem odniesienia i na zawsze ustawił mi np. sposób odbioru treści popkulturowych.
A jednak...

Akari pokazuje ten fandom, o którym wiem, że istnieje, ale znam go tylko z opowiadań. Fanatyczny, wymagający poświęceń, fandom ustawiający życie i trzymający za pysk...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

E, żeby tak trzymała w napięciu do ostatniej strony, to bym nie powiedziała, bo co może się dziać w pociągu, w którym zebrało się kilku płatnych morderców?
Ciekawe jest natomiast to, jak zgrabnie Isaka Kotaro prowadzi narrację, zgrabnie przemycając w powieści wątki z przeszłości bohaterów i budując ich portrety bez dłużyzn i mielizn.

Każda z osób jadących pociągiem ma oczywiście swoje zamiary, cele do osiągnięcia i wady, które im przeszkadzają, a są to postacie tak różne od siebie i tak starannie naszkicowane, że bez problemu wybierasz faworytów, którym kibicujesz w mokrej robocie (Mandarynka, uwielbiam cię!) i tych denerwujących, do których mimo wszystko zaczynasz czuć sympatię (dla mnie Cytryna i Biedronka). Dodatkowe oklaski za stworzenie Księcia, totalnie najbardziej antypatycznej, wstrętnej postaci od czasów mamuśki Bennet i jej głupich córek w "Dumie i uprzedzeniu".

Fajne czytadło, rozrywkowe i na niezłym poziomie.
Uwaga: kto nie widział filmu, niech nie ogląda, a kto widział i uznał, że powieść na pewno też durna, niech da szansę książce. Warto!

E, żeby tak trzymała w napięciu do ostatniej strony, to bym nie powiedziała, bo co może się dziać w pociągu, w którym zebrało się kilku płatnych morderców?
Ciekawe jest natomiast to, jak zgrabnie Isaka Kotaro prowadzi narrację, zgrabnie przemycając w powieści wątki z przeszłości bohaterów i budując ich portrety bez dłużyzn i mielizn.

Każda z osób jadących pociągiem ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to dziwna książka, nie z powodu swojej treści, ale z powodu tej części osobowości autorki, która zdaje się przebijać między wierszami.

No bo słuchajcie - kto w czasach absolutnego i niepodzielnego prymatu miłości romantycznej przyznaje, że bez większych uczuć wyszedł za mąż za przedstawiciela innej kultury? Kto jednocześnie kocha go i troskliwie się nim opiekuje w chorobie, ale jednocześnie kreśli obraz tegoż samego małżonka to jako nieczułego tyrana, to jako wyrozumiałego i czułego kochanka?
Jakkolwiek może być to przykre dla rodzimych japonofilów, historie o japońskiej ksenofobii i niechęci do obcych, którzy z przejezdnych i gości próbują stać się częścią ich społeczeństwa, pojawiają się z porażającą regularnością na kartach niejednego dziennika i wspomnień z pobytu. Zastanawiająca jest natomiast skala prześladowań, jakich doświadcza Joanna Tanaka, wytrwałość, z jaką je znosi oraz otwartość, z jaką rozmawia o nich z kompletnie obcymi ludźmi.

Przyznaję, że książka ta niesamowicie mnie intryguje. Nie śmiałabym zarzucać autorce kłamstwa ani mijania się z prawdą, ale dużo bym dała, żeby niektóre historie usłyszeć opowiedziane przez drugą stronę - jej męża, sąsiadów, pracodawców.

Nie mam wątpliwości, że nieuczciwi ludzie, parszywi pracodawcy, rasiści, alkoholicy i agresorzy znajdą się w każdym miejscu na świecie, tak samo w Polsce, jak i w Japonii, więc nie bulwersują mnie sam fakt ich istnienia również w miejscu, które lubimy wyobrażać sobie jako wiśniowy raj.
Mimo to przy każdym egzaltowanym opisie szykany, przejawu dyskryminacji czy zwyczajnie głupiego zachowania miejscowych naprawdę trudno jest nie zadać sobie pytania, czy naprawdę było tak źle, czy to wspomnienie przefiltrowane przez pamięć autorki nadało mu takiego zabarwienia.
Kto nie zastanowił się nad warsztatem (rzetelny reportaż czy fabularyzowana biografia) w kontekście intymnych przypadłości autorki relacjonowanych nieznajomemu pod koniec książki, ręka do góry.

Jest to dziwna książka, nie z powodu swojej treści, ale z powodu tej części osobowości autorki, która zdaje się przebijać między wierszami.

No bo słuchajcie - kto w czasach absolutnego i niepodzielnego prymatu miłości romantycznej przyznaje, że bez większych uczuć wyszedł za mąż za przedstawiciela innej kultury? Kto jednocześnie kocha go i troskliwie się nim opiekuje w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tradycja w kulturze popularnej Japonii Iwona Kordzińska-Nawrocka, Agnieszka Kozyra
Ocena 5,3
Tradycja w kul... Iwona Kordzińska-Na...

Na półkach: ,

Ogarnia mnie niesmak na praktykę, w której uznane naukowczynie (no bo umówmy się, zarówno Iwona Kordzińska-Nawrocka, jak i Agnieszka Kozyra mają na koncie świetne publikacje) podpisują się pod gniotem tego typu - zakładam że po to, żeby nastukać sobie liczbę publikacji.

Jest to książka, która nie wnosi literalnie nic do niczyjej wiedzy. Pierwsza część dotycząca tego, jak Japończycy konsumują jakie media, ma zerową wartość, jeśli weźmiemy pod uwagę, że dane zestarzeją się w zasadzie w momencie publikacji.
Dalej jest tylko gorzej, bo te wszystkie pożal się Boże tekściki traktujące o efemerycznych, niszowych zagadnieniach są klasycznym przykładem "za mało stron na ambitny tekst, więc napiszmy zapchajdziurę, z której nic nie wynika". Szczególnym przykładem powyższego jest podobno naukowy tekst o japońskich mieczach, w którym autor jako źródło cytuje stronę internetową polskiej szkółki szermierki japońskiej. Uznałabym to za żart, ale napuszony styl wskazuje, że autor traktował temat bardzo osobiście.

Szkoda czasu.

Ogarnia mnie niesmak na praktykę, w której uznane naukowczynie (no bo umówmy się, zarówno Iwona Kordzińska-Nawrocka, jak i Agnieszka Kozyra mają na koncie świetne publikacje) podpisują się pod gniotem tego typu - zakładam że po to, żeby nastukać sobie liczbę publikacji.

Jest to książka, która nie wnosi literalnie nic do niczyjej wiedzy. Pierwsza część dotycząca tego, jak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Biblioteki. Krucha historia Andrew Pettegree, Arthur der Weduwen
Ocena 8,0
Biblioteki. Kr... Andrew Pettegree, A...

Na półkach: ,

Kocham biblioteki - zawdzięczam im najlepsze momenty swojego życia, czytelniczo, towarzysko, edukacyjnie i ekonomicznie - ale zdecydowanie nie podoba mi się ta książka. Nie pomogła nawet moja miłość do publicznych księgozbiorów.

Oczywiście, książka ta jest upakowana faktami, więc druk jest tak mrówczy, jak praca autorów, żeby wszystkie te informacje zebrać, przefiltrować, uporządkować i podać w przyswajalnej formie.
Oczywiście jest przekrojowa, co oznacza, że chwalebnie porusza też takie zagadnienia, jak mit biblioteki w Aleksandrii oraz współczesny dylemat czym jest czytelnictwo w dobie cyfrowej i czy w bibliotece powinny znajdować się popularne czytadła.
I oczywiście każdy zbieracz książek obdarzony minimalną empatią zaduma się, jaką wartość ma tak naprawdę jego hołubiony i pieczołowicie dobierany zbiór, który z dumą eksponuje (kto eksponuje, ten przy okazji dowie się, kogo w tym obyczaju naśladuje) i który być może uważa za część swojej osobowości.

Niestety, jest to też książka śmiertelnie, śmiertelnie nudna. W porównaniu do fascynujących, wciągających książek popularnonaukowych, "Biblioteki" nie mają startu. Nie dlatego, że nie mają materiału, ale z powodu przyjętej formy narracji.
Czy to wada? Przy tej olbrzymiej objętości trudno się "Bibliotekami" nie zmęczyć. Skoro autorzy postawili na ciężar gatunkowy, przydałoby się trochę lekkości pióra. Tej trochę zabrakło, więc kto czuje, że się jej nie oprze, niech uzbroi się w cierpliwość.

Kocham biblioteki - zawdzięczam im najlepsze momenty swojego życia, czytelniczo, towarzysko, edukacyjnie i ekonomicznie - ale zdecydowanie nie podoba mi się ta książka. Nie pomogła nawet moja miłość do publicznych księgozbiorów.

Oczywiście, książka ta jest upakowana faktami, więc druk jest tak mrówczy, jak praca autorów, żeby wszystkie te informacje zebrać, przefiltrować,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sama nie mogę uwierzyć to, ile przyjemności sprawiła mi ta lektura. Zaczęłam zaintrygowana tytułem, ale bez większych oczekiwań, a skończyłam zachwycona takim... ideowym orzeźwieniem? Perspektywą, o jakiej nigdy nie pomyślałam, że można ją przyjąć?

Pod względem wiedzy historycznej o swoim własnym kraju śmiem twierdzić, że jestem klasycznym przykładem owocu edukacji końcówki lat 90 i dalej - z jednej strony zdemitologizowana historia dawna i nowożytna, pozbawiona heroizmu i tytułów do wielkości (wiecie - te rozliczania niewykorzystanych zwycięstw, te klęski, ta słabość organizacyjna i tak dalej), a z drugiej współczesność wypadająca jakoś tak na koniec roku szkolnego ostatniej klasy i przekazywana raczej przez lokalnych świadków wydarzeń (dziadkowie, rodzice). Skończyłam z przeświadczeniem, że polskiej historii nie da się lubić, że my to nic nigdy nie możemy zrobić porządnie i w zasadzie jesteśmy jakoś tak z dekadę za cywilizowaną Europą.

Może dlatego książka Porter-Szucsa tak mi się spodobała: bo jest wyważona i trzeźwa. Historię Polski osadza w kontekście innych krajów świata (hej, czyżbym zauważyła mój własny europocentryzm...?), co nigdy do tej pory nie przyszło mi do głowy, a kiedy odnosi konkretne zjawiska do lokalnych europejskich odpowiedników, okazuje się, że Polska to, cóż, całkiem przeciętny kraj, ani bardziej pechowy, ani bardziej uprzywilejowany.
Ponieważ środek ciężkości całej narracji nie spoczywa na powstaniach (hej, to można mówić o walce o niepodległość jako o jednym z wielu wydarzeń, a nie najważniejszym?) rozbiór Polski i jej ponowne odzyskanie suwerenności przestaje być martyrologią, a staje się zwierciadłem zupełnie nowych prądów ideowych (państwo narodowe), które pojawiają się w Europie. Gdyby mi ktoś powiedział, że historia wykuwania się znaczeń takich słów jak "polskość" może być tak frapująca, to bym nie uwierzyła.

Opowiadając historię Polski od rozbiorów Porter-Szucs zupełnie przy okazji rozprawia się z mitami, w których żyję i nad którymi nawet za bardzo się nie zastanawiam. Z mitem walki o niepodległość, mitem Piłsudskiego, mitami Solidarności i upadku komunizmu, wreszcie ze współczesnymi politycznymi mitami. Jak w każdych szanujących się mitach jest w nich ziarno prawdy, które zresztą autor cierpliwie wyłuskuje spośród włókienek półprawd, uproszczeń i przemilczeń, i cała masa fantazji, które mówią o narodzie więcej niż wszystkie traktaty i porozumienia opatrzone poważnymi pieczęciami.

Wciągająca jak dobry kryminał, orzeźwiająca jak łyk orszady, gdy trwa kanikuła.

Sama nie mogę uwierzyć to, ile przyjemności sprawiła mi ta lektura. Zaczęłam zaintrygowana tytułem, ale bez większych oczekiwań, a skończyłam zachwycona takim... ideowym orzeźwieniem? Perspektywą, o jakiej nigdy nie pomyślałam, że można ją przyjąć?

Pod względem wiedzy historycznej o swoim własnym kraju śmiem twierdzić, że jestem klasycznym przykładem owocu edukacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O, dokładnie takiego reportażu potrzebowałam. Jest solidnie napisany, bez podróżniczego "zadęcia", w sam raz okraszony historycznym i gospodarczym kontekstem.

Fatland z dużą wrażliwością zauważa różnice między pięcioma postsowieckimi republikami Azji Centralnej - nie daje się oślepić turkusowemu blaskowi kopuł w Samarkandzie i Bucharze. Widzi orwellowskie absurdy, czyta między wierszami pompatycznych inskrypcji na pomnikach i cenzurowanych artykułów prasowych.

Najbardziej intrygujące i wzruszające są jej spotkania ze zwykłymi ludźmi: poetką z jurty, młodym małżeństwem, porwaną panną młodą, przewodnikami. Bez uprzedzeń, bez ocen, z dobrą historią.

O, dokładnie takiego reportażu potrzebowałam. Jest solidnie napisany, bez podróżniczego "zadęcia", w sam raz okraszony historycznym i gospodarczym kontekstem.

Fatland z dużą wrażliwością zauważa różnice między pięcioma postsowieckimi republikami Azji Centralnej - nie daje się oślepić turkusowemu blaskowi kopuł w Samarkandzie i Bucharze. Widzi orwellowskie absurdy, czyta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak chyba każdy zastanawiałam się, jak to możliwe, że jeden nawiedzony przywódca jest w stanie opętać cały naród i jak chyba każdy powtarzałam utarte frazesy o gospodarce, inflacji i biedzie.

Dlatego "Rausz" był dla mnie fascynującą lekturą, która rozbraja ten stereotyp i przedstawia portret Republiki Weimarskiej odmalowany z większą głębią, bardziej zniuansowany.
Jestem bardzo mile zaskoczona tą książką - po pierwszym rozdziale, bardzo politycznym i bardzo historycznym, mocno się rozkręca. Warto jednak przebrnąć przez początek z uwagą, bo nakreślony w nim pejzaż polityczny daje potem niezwykle istotny kontekst do zrozumienia późniejszych zjawisk.

Jak chyba każdy zastanawiałam się, jak to możliwe, że jeden nawiedzony przywódca jest w stanie opętać cały naród i jak chyba każdy powtarzałam utarte frazesy o gospodarce, inflacji i biedzie.

Dlatego "Rausz" był dla mnie fascynującą lekturą, która rozbraja ten stereotyp i przedstawia portret Republiki Weimarskiej odmalowany z większą głębią, bardziej zniuansowany.
Jestem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Życie i śmierć. Wielka księga pytań Juan Luis Arsuaga, Juan José Millás
Ocena 8,4
Życie i śmierć... Juan Luis Arsuaga, ...

Na półkach: , ,

Miała być wielka księga pytań, a tymczasem pytanie jest w zasadzie jedno, powtarzane do znudzenia, a odpowiedzi brak. Oprócz tego jest szereg mało istotnych anegdotek (wizyta w sex shopie, żeby pogadać o grubości penisa, wizyty u lekarzy takich i owakich, żeby sprawdzić stan zdrowia, szczegóły diet, wyprawy do muzeów w zasadzie po nic, pozyskiwanie spermy ogiera rozpłodowego etc., etc.), które na blisko 500 stronach mają wbić czytelnikowi to, co normalnie uczeń wynosi z biologii w podstawówce: ewolucja i dobór naturalny.

Nic mnie nie obchodzi zdrowotna rywalizacja między pisarzem i archeologiem, bo ani to ładnie napisane, ani ciekawe, a ich kompleksy i problem męskiego ego są zwyczajne nudne. To, po co przyszłam - paleontologia, początek życia, początek kultury - jest tak zmarginalizowane, że czuję się parszywie oszukana. Już więcej sensu mają "Niezwykłe umysły" i "Kto zjadł pierwszą ostrygę".

Znak - zawiedliście mnie boleśnie i okrutnie, a z lektury wyniosłam wiedzę, że nie warto kupować książek w ciemno. Zwłaszcza od was. Tfu.

Miała być wielka księga pytań, a tymczasem pytanie jest w zasadzie jedno, powtarzane do znudzenia, a odpowiedzi brak. Oprócz tego jest szereg mało istotnych anegdotek (wizyta w sex shopie, żeby pogadać o grubości penisa, wizyty u lekarzy takich i owakich, żeby sprawdzić stan zdrowia, szczegóły diet, wyprawy do muzeów w zasadzie po nic, pozyskiwanie spermy ogiera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książki Piotra Milewskiego to dla mnie ciekawe zjawisko - miewają dłużyzny, miewają miałkie fragmenty, które niewiele wnoszą, ale mimo swojej "przeciętności" mają kapitalne tematy i świetnie się je czyta.
Shitamachi, ta mniej prestiżowa okolica rzemieślników i handlarzy, ma swoją atmosferę, swój urok i swoje historie - nawet jeśli w międzyczasie zmieniła się zabudowa, mieszkańcy i ich profesje. Piotr Milewski pokazuje, jak na '"nowoczesną" tkankę okolicy nakłada się jej historia sięgająca czasów Edo, pracowicie skleja obraz Dolnego Miasta z drobniutkich obserwacji, ze swoich spacerów, z opowieści, lektur i rozmów. Dużo w tych opowieściach nostalgii i czułości - i nawet te osobiste "wtręty" o tym, gdzie jego potomstwo bawiło się w parkach są zdumiewająco na miejscu.

"Opowieści z Dolnego Miasta" urzekły mnie z jeszcze jednego powodu: budzą tę samą tęsknotę i oczarowanie, co czytany blisko dwadzieścia lat temu "Japoński wachlarz" czy "Bezsenność w Tokio".
Disclaimer: "Tokio" Milewskiego, chociaż napisane z mniejszą swadą i polotem niż książeczka Bator, jest znacznie, znacznie lepsze - i merytorycznie, i kulturowo.

Piotrze -dziękuję za inspirację do majowych wędrówek.

Książki Piotra Milewskiego to dla mnie ciekawe zjawisko - miewają dłużyzny, miewają miałkie fragmenty, które niewiele wnoszą, ale mimo swojej "przeciętności" mają kapitalne tematy i świetnie się je czyta.
Shitamachi, ta mniej prestiżowa okolica rzemieślników i handlarzy, ma swoją atmosferę, swój urok i swoje historie - nawet jeśli w międzyczasie zmieniła się zabudowa,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Intrygująca na kilku poziomach i po miesiącu nadal nie jestem pewna, czy raczej mnie zaskoczyła, czy rozczarowała.

Shibata nie jest w ciąży i wiemy to od samego początku. A jednak - chociaż tak na zdrowy rozum intryga powinna w którymś momencie się sypnąć - cały jej świat bez problemu akceptuje kłamstwo.
Czy kłamstwo w pewnym momencie staje się prawdą? Co tak naprawdę oznacza macierzyństwo dla kobiety, a co dla jej otoczenia i wreszcie - czy trzeba urodzić dziecko, aby być matką?
Yagi nie odpowiada na żadne z tych pytań, przynajmniej nie wprost i nie jednoznacznie. Mam więc delikatny czytelniczy niedosyt, bo chciałabym - nomen omen - rozwiązania akcji, dokończenia wątków i objawienia prawdy. Być może wszystkie te rzeczy są w "Dzienniku pustki', ale ukryte i niedopowiedziane.

Intrygująca na kilku poziomach i po miesiącu nadal nie jestem pewna, czy raczej mnie zaskoczyła, czy rozczarowała.

Shibata nie jest w ciąży i wiemy to od samego początku. A jednak - chociaż tak na zdrowy rozum intryga powinna w którymś momencie się sypnąć - cały jej świat bez problemu akceptuje kłamstwo.
Czy kłamstwo w pewnym momencie staje się prawdą? Co tak naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Można powiedzieć o tej książce wszystko, ale na pewno nie to, że przepisy są proste. Ba, w książce tej jest naprawdę niewiele przepisów, a jeśli jeszcze macie kaprys jeść posiłki zbilansowane, z dużą ilością warzyw i owoców i raczej z tofu i rybą niż czerwonym mięsem, to macie trochę pecha i zacznijcie szukać gdzie indziej.

Co jest w niej absolutnie piękne? Bardzo, bardzo obszerny wstęp, w którym autorka opisuje różne typy japońskich półproduktów, składników i przypraw, łącznie z tym, jak ich używać, kiedy i do czego.

Szukałam inspiracji i pomysłów na obiady, skończyłam z książką piękną, ciekawą i kompletnie bezużyteczną.

Można powiedzieć o tej książce wszystko, ale na pewno nie to, że przepisy są proste. Ba, w książce tej jest naprawdę niewiele przepisów, a jeśli jeszcze macie kaprys jeść posiłki zbilansowane, z dużą ilością warzyw i owoców i raczej z tofu i rybą niż czerwonym mięsem, to macie trochę pecha i zacznijcie szukać gdzie indziej.

Co jest w niej absolutnie piękne? Bardzo, bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Językowo - przekład jak przekład, ze wszystkimi poprawkami na nieczytelność uszkodzonych fragmentów tabliczek, na egzotykę obyczajów odległych w czasie i przestrzeni, wreszcie na specyficzną estetykę mezopotamskich eposów.
Edytorsko istny koszmarek, szczególnie przez niechlujne przypisy. Książka sprawia takie wrażenie, jakby w wydawnictwie nie było ani korektora, ani redaktora, a do druku poszła wersja prosto z pliku .doc autora.

Największy problem mam z komentarzem do samego eposu, który zajmuje drugie tyle miejsca i w wielu wypadkach literalnie nic nie wnosi do rozumienia materiału. Najczęściej są to nudne streszczenia tego, co czytelnik już zdążył przeczytać w kolejnych tablicach, upstrzone nie wiadomo po co powiązaniami z tekstami biblijnymi - wiadomo, że kiedy sięgasz po epos z Dwurzecza najbardziej interesuje cię hebrajski Stary Testament, nie?
Żeby to jeszcze było ładnie napisane i ładnie poprowadzone...

Jedyny plus: można sobie porównać i ocenić, do jakiego stopnia Robert Stiller w swoim "spolszczeniu" (tfu!) eposu o Gilgameszu popłynął w stronę grafomaństwa.

Językowo - przekład jak przekład, ze wszystkimi poprawkami na nieczytelność uszkodzonych fragmentów tabliczek, na egzotykę obyczajów odległych w czasie i przestrzeni, wreszcie na specyficzną estetykę mezopotamskich eposów.
Edytorsko istny koszmarek, szczególnie przez niechlujne przypisy. Książka sprawia takie wrażenie, jakby w wydawnictwie nie było ani korektora, ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po serii papkowatych nowelek nareszcie przyzwoity kawałek japońskiej prozy.
"Piersi i jajeczka" to dwie luźno połączone ze sobą nowele - pierwsza dotyczy relacji z własnym ciałem, druga potrzeby macierzyństwa i każda porusza na swój własny sposób.

"Piersi" to kawał porządnej roboty i ze strony pisarki, i tłumaczki. Najbardziej uderza pewna dwoistość w narracji. Z jednej strony jest więc Natsuko i to, jak relacjonuje przebieg wizyty starszej siostry z córką w Tokio, jednocześnie snując wspomnienia o swoim surowym, pozbawionym luksów dorastaniu i późniejszym zagubieniu. To zdystansowana proza, pozbawiona sentymentów i uderzająca w tym, jak nierówności społeczne, wykluczenie czy konsekwencje niedostatku traktuje jako coś oczywistego, nad czym nawet nie ma co się zastanawiać.
Z drugiej strony przez beznamiętną narrację bohaterki krzyczy wrażliwość autorki, która dostrzega ogrom cierpienia swoich bohaterek i pokazuje go czytelnikowi bez patosu, bez afektowanych monologów wewnętrznych i bez pustosłowia.

"Jajeczka" były dla mnie bardziej wymagające, bo przedstawiają skądinąd obcą mi potrzebę macierzyństwa. I znowu Kawakami unika prostych rozwiązań: bohaterką jest samotna aseksualna kobieta bez stałego partnera. Pytania, które wyłaniają się z jej opowieści są aktualne i chyba w niektórych środowiskach wywrotowe: czy samotna kobieta ma prawo do macierzyństwa? Kto jej to prawo daje, kto przez dostęp do procedur medycznych kontroluje jej prawo do reprodukcji?

W jakimś sensie są to historie feministyczne, ale nie w sensie społecznej walki o równouprawnienie. To raczej dwugłos o układaniu się ze swoim ciałem, o szukanie przestrzeni do życia dla siebie w całej gmatwaninie tkanek i procesów biologicznych.
Intrygujące, smutne, budzące gniew, wyzwalające.

Po serii papkowatych nowelek nareszcie przyzwoity kawałek japońskiej prozy.
"Piersi i jajeczka" to dwie luźno połączone ze sobą nowele - pierwsza dotyczy relacji z własnym ciałem, druga potrzeby macierzyństwa i każda porusza na swój własny sposób.

"Piersi" to kawał porządnej roboty i ze strony pisarki, i tłumaczki. Najbardziej uderza pewna dwoistość w narracji. Z jednej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na Nowy Rok miałabym takie życzenie do losu, żeby odwrócił ten przeklęty trend wydawania healing novels.

"Kameliowy sklep papierniczy" to właśnie taka miałka książeczka, w której każdą ludzką krzywdę, gorycz, tęsknotę i żal da się załatwić pięknie napisanym listem. Postacie są może odrobinę ciekawsze, niż w innych powieścidłach spod tego znaku, mają trochę bardziej wyraziste charaktery i coś się z nimi dzieje, ale nadal trochę za mało, żeby z tej wakacyjnej książeczki wykrzesać coś więcej.

Jedyne co jest warte uwagi to wszystkie te szczegóły dotyczące pisania listów i związanej z nimi etykiety. Poza tym przeciętny poziom przeciętnej książeczki ku pokrzepieniu serc.

Na Nowy Rok miałabym takie życzenie do losu, żeby odwrócił ten przeklęty trend wydawania healing novels.

"Kameliowy sklep papierniczy" to właśnie taka miałka książeczka, w której każdą ludzką krzywdę, gorycz, tęsknotę i żal da się załatwić pięknie napisanym listem. Postacie są może odrobinę ciekawsze, niż w innych powieścidłach spod tego znaku, mają trochę bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałam fajne wrażenia po pierwszym tomie - "Moje dni w antykwariacie" były powieścidełkiem przewidywalnym, ale bezpretensjonalnym i miłym w czytaniu.
Spokojnie sięgnęłam więc po drugi tom i teraz nie wiem: czy pierwszy też był taką szmirą, ale przeczytałam go w innym nastroju i dlatego mi się spodobał, czy drugi jest słabszy?

Myślałam, że będzie coś o życiu uczuciowym Takako - ale to, co prezentuje autor jest tak infantylne i głupie, że aż by się chciało zapytać, ile jeszcze powieści będzie się kręciło wokół wątku braku komunikacji między ludźmi.
Myślałam, że będzie więcej perypetii emocjonalnych przyjaciół Takako - ale wszystko to nie jest warte nawet funta kłaków.
Myślałam, że powieść uratuje wątek Momoko - ale nie. Jak w klasycznej szmirowatej powieści Momoko ma sprawić, że coś się dzieje i doprawić lukier powieści kroplą soku cytrynowego. Nawet ten wątek nie znajduje żadnej kulminacji, żadnego rozwiązania spod znaku katharsis, służy natomiast do wyprodukowania jeszcze większych ilości lukru.

Banalne, przewidywalne od pierwszej strony i przesłodzone tak, że aż bolą zęby.

Miałam fajne wrażenia po pierwszym tomie - "Moje dni w antykwariacie" były powieścidełkiem przewidywalnym, ale bezpretensjonalnym i miłym w czytaniu.
Spokojnie sięgnęłam więc po drugi tom i teraz nie wiem: czy pierwszy też był taką szmirą, ale przeczytałam go w innym nastroju i dlatego mi się spodobał, czy drugi jest słabszy?

Myślałam, że będzie coś o życiu uczuciowym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niech będzie przeklęty ten, kto pierwszy wydał szmirę spod znaku "healing novels" i otrąbił wydawniczy sukces. Człowiek jak patrzy na nowości wydawnicze może odnieść wrażenie, że literatura japońska to lekkie jak wydmuszka banalne powieścidełka o niczym.

Tak jak tu. Tajemna restauracja przygotowuje potrawy, które odtwarzają zapamiętany, ulotny smak. Mniejsza z tym, dlaczego sama idea przywrócenia smaku z odległej przeszłości jest mrzonką - ten zarzut świadomie odkładam na bok, bo fikcja rządzi się swoimi prawami.
Ale dlaczego ta fikcja koncentruje się na najmniej intersujących aspektach każdej "misji" tropicieli smaków? Nie ma w niej właśnie tego, co by było najciekawsze: dochodzeń, dociekań, detektywistycznego rekonstruowania miejsc i przepisów. Dostajemy kilka zdań zdawkowego wyjaśnienia i cóż, trzeba obejść się smakiem. Dowiadujemy się za to czegoś tam o klientach, ale ich historie są dokładnie takie, jak możecie zgadnąć na podstawie innych healing novels.

Książka ulatuje z pamięci tak szybko, jak się ją czytało, wrażenia żadne. Tyle dobrego, że nie trzeba zgagi leczyć.

Niech będzie przeklęty ten, kto pierwszy wydał szmirę spod znaku "healing novels" i otrąbił wydawniczy sukces. Człowiek jak patrzy na nowości wydawnicze może odnieść wrażenie, że literatura japońska to lekkie jak wydmuszka banalne powieścidełka o niczym.

Tak jak tu. Tajemna restauracja przygotowuje potrawy, które odtwarzają zapamiętany, ulotny smak. Mniejsza z tym,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałam tylko kilka poradników i na tej podstawie wyrobiłam sobie pogląd, że są to rzeczy miałkie, nierzadko infantylne w swoim upraszczaniu rzeczywistości i wypełnione banalnymi radami.
Może więc jakość poradnika zależy też trochę od tego, czy właściwą książkę czytasz we właściwym momencie? "Atomowe nawyki" to jedna z tych książek, które wpadły mi w ręce z pozdrowieniami od wszechświata. Wkurzał mnie mój brak systematyczności i zerowe sukcesy w budowaniu nawyków - i wtedy weszły "Atomowe nawyki", całe na biało.

Autor nie usprawiedliwia moich porażek nawykowych, ale osadza je w pewnym kontekście i koryguje punkt po punkcie, podbudowując wywód wynikami eksperymentów i badań.

Ponieważ z racji moich poprzednich doświadczeń z poradnikami do tego też podeszłam sceptycznie, postanowiłam przynajmniej spróbować metody Cleara. Cóż, u mnie zadziałało i myślę, że u Ciebie też ma szansę :)

Czytałam tylko kilka poradników i na tej podstawie wyrobiłam sobie pogląd, że są to rzeczy miałkie, nierzadko infantylne w swoim upraszczaniu rzeczywistości i wypełnione banalnymi radami.
Może więc jakość poradnika zależy też trochę od tego, czy właściwą książkę czytasz we właściwym momencie? "Atomowe nawyki" to jedna z tych książek, które wpadły mi w ręce z pozdrowieniami...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie, dobra, tej książki nie da się traktować poważnie i jej wartość (poza literacką i tłumaczeniową) jest w zasadzie niewielka - ot, narcystyczne rozważania nieśmiałego chłopca, który stał się trochę bardziej pewny siebie, odkąd zaczął chodzić na siłownię, ponieważ mięśnie jakoś tak obudziły w nim świadomość narodową.

"Słońce i stal" mają sens tylko w kontekście życia i śmierci autora (ależ to brzmi). Kiedy masz w pamięci, do jakiego szurniętego nacjonalizmu i jakiej głupiej śmierci doprowadziły, z jednej strony robi wrażenie spójność dzieła i życia, z drugiej - naprawdę trudno nie pomyśleć o stracie i marnotrawstwie.

Nadprogram: naprawdę dobre tłumaczenie! Nie kojarzę innych przekładów Macieja Komorowskiego, ale mamy też w Polsce Mishimę w koszmarnych przekładach i zdecydowanie łatwiej jest przetłumaczyć go źle niż na takim poziomie. Ślicznie!

Nie, dobra, tej książki nie da się traktować poważnie i jej wartość (poza literacką i tłumaczeniową) jest w zasadzie niewielka - ot, narcystyczne rozważania nieśmiałego chłopca, który stał się trochę bardziej pewny siebie, odkąd zaczął chodzić na siłownię, ponieważ mięśnie jakoś tak obudziły w nim świadomość narodową.

"Słońce i stal" mają sens tylko w kontekście życia i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Boys’ Love Manga. Essays on the Sexual Ambiguity and Cross-Cultural Fandom of the Genre Antonia Levi, Mark McHarry, Dru Pagliassotti
Ocena 8,0
Boys’ Love Man... Antonia Levi, Mark ...

Na półkach: ,

Bardzo, bardzo przyjemna rzecz - nierówna, jak zwykle przy zbiorach, ale wciąż na niezłym poziomie i całkiem ładnie zaznaczająca obszary badań BLek.

Jak tworzyły się zręby rynków BLek poza Japonią, jakie schematy wykorzystują BLki w narracji, kto BLki czyta i czy na pewno tylko kobiety, na ile BLka jest prawdziwa i według kogo, czy dziewczyny mają prawo fantazjować o gejach, czy nie - i kim dokładnie jest ten "gej" oraz to, czego zabrakło mi w "Fantasies of Cross-Dressing", czyli jak BLki mają się do queeru.
Książka dostarcza sporo przyjemności, i fanowskiej (to uczucie "aha!", kiedy indywisualne fanowskie doświadczenie trafia na swoje miejsce w szerszym kontekście), i intelektualnej w tym, jak pokazuje różne punkty widzenia i różne teorie.
Warto!

Bardzo, bardzo przyjemna rzecz - nierówna, jak zwykle przy zbiorach, ale wciąż na niezłym poziomie i całkiem ładnie zaznaczająca obszary badań BLek.

Jak tworzyły się zręby rynków BLek poza Japonią, jakie schematy wykorzystują BLki w narracji, kto BLki czyta i czy na pewno tylko kobiety, na ile BLka jest prawdziwa i według kogo, czy dziewczyny mają prawo fantazjować o...

więcej Pokaż mimo to