-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać312
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2021-11-20
2021-11-08
Nie ze wszystkimi postulatami Jespera Juula trzeba się zgadzać, ale jego książki na pewno warto czytać będąc opiekunem jakiegoś małego człowieka. Zanim po nie sięgnęłam, zastanawiałam się, czy fenomen popularności tego duńskiego terapeuty jest uzasadniony - teraz wiem, co jest na rzeczy. Eureka!
Niezmiernie ważnym przesłaniem jego książek jest uznanie podmiotowości dziecka i dostrzeżenie jego kompetencji jako przedstawiciela najbardziej społecznego gatunku zwierząt, jaki wydała Ziemia. Jesper Juul uświadamia, że dzieci są ukierunkowane na współpracę - co jak na dłoni widać na co dzień, gdy naśladują dorosłych i uczą się mówić ich językiem. Dlatego ważnym zadaniem dorosłego jest nie tyle zmuszenie dziecka do podporządkowania się, czemu hołduje tak zwane tradycyjne wychowanie, tylko nauczenie go, jak stawiać własne granice i jak szanować granice innych ludzi - a tego ostatniego nie osiągnie się inaczej, jak przez przykład, czyli szanowanie granic dziecka. Przy tym Jesper Juul pisze jasno: rodzic ma władzę, ma dawać dziecku to, czego ono potrzebuje, co często zupełnie nie jest tożsame z tym, czego dziecko chce; spoczywa na nim odpowiedzialna rola przewodnika stada, ale kluczem jest, żeby tak tę władzę egzekwować, aby nie powodować szkód (a szkody powoduje wciąż tak chętnie stosowana w wychowaniu przemoc w różnych formach, co dziecko oczywiście powiela zgodnie z zasadą współpracy z dorosłym - stosując przemoc wobec innych albo wobec siebie w zachowaniach autodestrukcyjnych).
To, co pisze Jesper Juul, nie jest właściwie pionierskie, podobne podejście można wyczaić już u Korczaka - ale mimo to ta książka była dla mnie w pewnym sensie przełomowa, czytałam ją, jakby Juul odkrył jakąś tajemnicę wszechświata, tak wiele zjawisk obserwowanych od dzieciństwa mi się dzięki niej wyjaśniło i poukładało. To właściwie nie jest poradnik (w rozumieniu: "kiedy dzieje się to, zrób to i to, i ciesz się efektami" - to NIE jest pozycja tego typu), tylko swoista książka filozoficzna, prawdziwa emanacja głębokiego humanizmu, mającego odzwierciedlenie w sposobie traktowania najsłabszych. Czy więc warto? No jasne, że warto, nawet jeśli nie wszystkie założenia Juula przyjmie się za swoje własne. Ale ważne, żeby je chociaż poznać! Można się z nich dowiedzieć wiele cennego, wręcz bezcennego. Bliska relacja z dzieckiem to skarb rzadkiej urody.
Nie ze wszystkimi postulatami Jespera Juula trzeba się zgadzać, ale jego książki na pewno warto czytać będąc opiekunem jakiegoś małego człowieka. Zanim po nie sięgnęłam, zastanawiałam się, czy fenomen popularności tego duńskiego terapeuty jest uzasadniony - teraz wiem, co jest na rzeczy. Eureka!
Niezmiernie ważnym przesłaniem jego książek jest uznanie podmiotowości dziecka...
2021-10-17
Jacek Hołub poważnie podchodzi do zadania pisania reportaży na trudne, aktualne tematy nierozerwalnie związane z polską rzeczywistością, a każda kolejna jego publikacja jest lepsza od poprzedniej. "Beze mnie jesteś nikim" to reportaż najnowszy i najlepszy, ale też najbardziej drastyczny ze wszystkich dotychczasowych tego autora. Jeszcze niedawno bardzo przeżywałabym jego treść, widząc przemoc jako coś beznadziejnie nieuniknionego, ale teraz patrzę na zachowania przemocowe jako na część większego obrazu (kolejny akapit dla dociekliwych).
Jak uczą książki popularnonaukowe o antropologii i behawiorze małp naczelnych, nieodłączną częścią człowieka jako zwierzęcia jest agresja i skłonności do bezwzględnego podporządkowania sobie otoczenia (jest to pewne ewolucyjne kontinuum), ale też, równorzędnie, zdolność do współdziałania oraz naśladowania, typowa dla zwierząt społecznych. Ludzie stosujący przemoc (i/lub autodestrukcję, która też jest formą agresji) ugruntowali taki styl porozumiewania się i rozwiązywania konfliktów w społecznym procesie przejmowania wzorców otoczenia przemocowego, tak jak od otoczenia nauczyli się mówić w określonym języku, z określonym akcentem. Dobra wiadomość jest taka, że każdy sprawca i ofiara przemocy (typowym jest, że te role się przenikają) może zrobić użytek z wyższych struktur mózgowia i, mimo że wzorców nabywanych od dzieciństwa nie da się eradykować (co wynika ze specyficznej plastyczności mózgu we wczesnych latach życia - to się zapisuje na dysku twardym!), może ograniczyć ich destrukcyjne skutki podejmując świadomy, celowy wysiłek. Uważam, że rozwojowym i ważnym, a obecnie zupełnie niedoinwestowanym pomysłem są grupy wsparcia dla stosujących przemoc, o których pisze też J. Hołub w swoim reportażu - tym osobom potrzebne są narzędzia zastępcze, w które najbliższe otoczenie nigdy ich nie wyposażyło. Jest faktem, że potrzebują pomocy.
Równie trudną, ale możliwą do wykonania robotę ma społeczeństwo, które ze wszystkich sił powinno wygaszać poparcie dla zachowań przemocowych.
Najwyższa pora zrozumieć, że przemoc wobec dzieci jest NIE-DO-PU-SZCZA-LNA ponieważ ma skutki na dłuższą metę KA-TA-STRO-FAL-NE, a jeśli w konkretnych przypadkach nie katastrofalne, to przynajmniej szkodliwe (a po co komu szkody). W miejsce stosowania przemocy czy to fizycznej, czy psychicznej, co jest kuszącym pomysłem wymuszenia podporządkowania (przemoc jest doraźnie skuteczna), trzeba świadomie sięgać po inne narzędzia minimalizujące niekorzystne następstwa nieuniknionych konfliktów występujących naturalnie w rodzinie (można się stosowania tych narzędzi uczyć - polecam np. książki Jespera Juula).
Zaletą reportażu Jacka Hołuba jest wieloaspektowość: pokazanie różnych perspektyw pozwala objąć problem przemocy jako system naczyń połączonych. Jacek Hołub pisze o sprawcach, ofiarach, różnych rodzajach przemocy: fizycznej, psychicznej, seksualnej, ekonomicznej, dorosłych wobec dzieci, mężczyzn wobec kobiet i kobiet wobec mężczyzn, przemocy w tak zwanej "patologii" i "dobrych domach". Składa się to na dobrą, satysfakcjonującą pozycję wartą przeczytania.
Jacek Hołub poważnie podchodzi do zadania pisania reportaży na trudne, aktualne tematy nierozerwalnie związane z polską rzeczywistością, a każda kolejna jego publikacja jest lepsza od poprzedniej. "Beze mnie jesteś nikim" to reportaż najnowszy i najlepszy, ale też najbardziej drastyczny ze wszystkich dotychczasowych tego autora. Jeszcze niedawno bardzo przeżywałabym jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-12
Przeczytałam mimochodem w nadziei na obyczajowy sentymencik - temat tej niedługiej książki traktuje o trudach dorastania w Ameryce lat 80. Realizacja sprawia jednak wrażenie bardziej szkicu, niż ukończonej powieści: składają się na nią ogólnikowo opisane wydarzenia, powierzchowne dialogi, nieprzekonująca historia miłosna i nieliczne przemyślenia o oryginalności i głębi adekwatnej do wieku głównego bohatera, który jest nieletni. Raczej nie jest to uniwersalna pozycja, ale niektórzy odbiorcy mogą docenić jej bezpretensjonalność, pogodę i przemycane w historii ważne ogólnoludzkie wartości.
Przeczytałam mimochodem w nadziei na obyczajowy sentymencik - temat tej niedługiej książki traktuje o trudach dorastania w Ameryce lat 80. Realizacja sprawia jednak wrażenie bardziej szkicu, niż ukończonej powieści: składają się na nią ogólnikowo opisane wydarzenia, powierzchowne dialogi, nieprzekonująca historia miłosna i nieliczne przemyślenia o oryginalności i głębi...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-01
Przyjemna fantazja na temat XIX wieku, przypominająca trochę scenariusz do gry RPG z odwiedzaniem kolejnych lokalizacji i odhaczaniem przygód seksualnych, mimo to sprawnie napisana i nastrojowa.
Autor w odniesieniu do swojej powieści używa słowa "porno", moim zdaniem nietrafnie - porno kojarzy mi się z czymś wulgarnym i dosłownym, tymczasem tutaj koitalne opisy opierają się przede wszystkim na poetyckich wręcz przenośniach.
W niezłym warsztacie zwracają uwagę poglądy autora, które wyraża zarówno w narracji, jak i portretami swoich postaci i ich antagonistów. Doliczyłam się odwołań: antysocjalistycznych, antyegalitarystycznych, antydemokratycznych, antyfeministycznych, a nawet antyunijnych, a wszystko wyrażone w sposób pozornie tylko błyskotliwy w swojej zaskorupiałej jednostronności. Pewien paradoskalny smaczek polega jednak na tym, że jeśli takie poglądy gdzieś pasują, to właśnie do XIX wieku. A sama powieść jest w swojej kategorii naprawdę dobra. Coś podobnego mógłby napisać Marek Krajewski głosujący na Konfederację, ale ja autorowi nie będę zaglądać w kartę wyborczą, dopóki będzie pisał nastrojowe powieści z fabułą osadzoną w dziewiętnastym wieku. Okej, autorze, do zobaczenia później!
Mimo wszystko warto.
Przyjemna fantazja na temat XIX wieku, przypominająca trochę scenariusz do gry RPG z odwiedzaniem kolejnych lokalizacji i odhaczaniem przygód seksualnych, mimo to sprawnie napisana i nastrojowa.
Autor w odniesieniu do swojej powieści używa słowa "porno", moim zdaniem nietrafnie - porno kojarzy mi się z czymś wulgarnym i dosłownym, tymczasem tutaj koitalne opisy opierają...
2021-10-01
Styl autora nie do końca rezonuje z moimi upodobaniami, ale ta atmosfera wirujących, migoczących szczegółów pnącego się ku chmurom wielkiego miasta, oraz kręcących się za swoimi sprawami jego mieszkańców - małych mrówek, trochę smutnych, trochę gorączkowych, trochę nudnych, naprawdę mnie urzekła. Ważny portret Nowego Jorku z początku dwudziestego wieku, ożenek blichtru z błotem, sukcesu z upadkiem i tak dalej. Powieść ekscytuje w nieoczywisty sposób, bo fabularnie bywa ciężkostrawna.
Styl autora nie do końca rezonuje z moimi upodobaniami, ale ta atmosfera wirujących, migoczących szczegółów pnącego się ku chmurom wielkiego miasta, oraz kręcących się za swoimi sprawami jego mieszkańców - małych mrówek, trochę smutnych, trochę gorączkowych, trochę nudnych, naprawdę mnie urzekła. Ważny portret Nowego Jorku z początku dwudziestego wieku, ożenek blichtru z...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-01
Ta powieść mogłaby być naprawdę świetna jako nastrojowa literatura grozy naśladująca dziewiętnastowiecznych klasyków, ale autorowi trochę zabrakło pary i paliwa: mimo że nad całością unosi się wyraźnie dickensowski duch, staranny język cieszy, a fabuła wciąga, zbyt szybki i zbyt dosłowny rozwój wydarzeń odziera całość z większości atmosfery. No ale zawsze to jakiś kawałek rozrywki ze starym, skrzypiącym domostwem w tle, a tych niektórym (w tym mnie) ciągle mało.
Ta powieść mogłaby być naprawdę świetna jako nastrojowa literatura grozy naśladująca dziewiętnastowiecznych klasyków, ale autorowi trochę zabrakło pary i paliwa: mimo że nad całością unosi się wyraźnie dickensowski duch, staranny język cieszy, a fabuła wciąga, zbyt szybki i zbyt dosłowny rozwój wydarzeń odziera całość z większości atmosfery. No ale zawsze to jakiś kawałek...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-01
Ambitne, ale sumarycznie dość marne.
"Jego krwawe zamiary" to beletrystyka kryminalna oparta podobno na faktach, opowiadająca o prawdziwej zbrodni popełnionej przez młodego syna chłopskiego w XIX-wiecznej Szkocji.
Na powieść składają się: pamiętnik oskarżonego, czyli w praktyce nużąca i monotonna relacja z zaszłych wydarzeń, płaska i przewidywalna dyskusja z sali rozpraw kręcąca się przede wszystkim wokół poczytalności sprawcy, krótka notka o wyroku oraz rozdmuchane - powiedziałabym, że nadmiernie, zwłaszcza w kontekście jakości powieści - podziękowania od autora do Wszechświata, które wyraźnie zdradzają zaistniały rozdźwięk pomiędzy planami i ambicjami a efektem finalnym.
W książce opisane są wydarzenia bardzo dramatyczne, a czas i miejsce akcji budzą niekłamaną ciekawość, tyle że wykonanie jest tak blade i niefinezyjne, że powieść mogłaby równie dobrze traktować o czymkolwiek dziejącym się gdziekolwiek. Gwałty, mordy i nuda. Dziwne, ale prawdziwe.
Zamiast czytać o Szkocji opisanej w ten sposób lepiej iść na szkocką, a jak ktoś chce przeczytać świetną literacko powieść obyczajową na kanwie autentycznej dziewiętnastowiecznej sprawy kryminalnej, to niech sobie lepiej wypożyczy w bibliotece książkę "Arthur & George" Juliana Barnesa. Co rzekłszy, wychodzę.
Ambitne, ale sumarycznie dość marne.
"Jego krwawe zamiary" to beletrystyka kryminalna oparta podobno na faktach, opowiadająca o prawdziwej zbrodni popełnionej przez młodego syna chłopskiego w XIX-wiecznej Szkocji.
Na powieść składają się: pamiętnik oskarżonego, czyli w praktyce nużąca i monotonna relacja z zaszłych wydarzeń, płaska i przewidywalna dyskusja z sali rozpraw...
2021-10-01
Kolejny świetny reportaż Magdaleny Grzebałkowskiej na granicy beletrystyki, gdzie faktografia przeplata się z naświetlaniem - na sposób powieściopisarski - wybranych szczegółów, z talentem, uważnością i niezwykłym wyczuciem. Dzięki temu przedstawiane historie ożywają, sumując się do niemałego ciężaru niesionego przez nie ładunku emocjonalnego. Quasisieroty urodzone w łagrach, którym opiekunka pokazuje: "patrz, tam idzie twoja mama" a one kompletnie nie wiedzą, co to słowo znaczy. Synek wysoko postawionych nazistów, któremu wszystko wolno. Hiszpański chłopiec -uchodźca wojny domowej, biegnący do utraty sił za odjeżdżającym pociągiem gdzieś pośród bezkresnych wschodnich stepów. Ciężko. Niektórych z tych historii nigdy nie zapomnę.
Kolejny świetny reportaż Magdaleny Grzebałkowskiej na granicy beletrystyki, gdzie faktografia przeplata się z naświetlaniem - na sposób powieściopisarski - wybranych szczegółów, z talentem, uważnością i niezwykłym wyczuciem. Dzięki temu przedstawiane historie ożywają, sumując się do niemałego ciężaru niesionego przez nie ładunku emocjonalnego. Quasisieroty urodzone w...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-06
Dość dobre, nieco sentymentalne czytadełko na leniwy weekendzik, o zderzeniu światów dwóch przyjaciółek, z których jednej powiodło się w życiu, a drugiej nie, z nietypowym wątkiem paranormalnym o ulegających samozapłonowi bliźniakach. Główna bohaterka, której przypadła rola opiekunki płonących dzieci, komentuje rzeczywistość z gorzkim humorem i to właśnie humor, wespół z pewną psychologiczną wrażliwością, jest najmocniejszą stroną powieści. Na minus wypada natomiast prosta, niezbyt porywająca i zupełnie nie zaskakująca fabuła, której to wady nie rekompensują wrażenia literackie. Można, nie trzeba. Na niewymagający nastrój pod kocyk (może być ognioodporny).
Dość dobre, nieco sentymentalne czytadełko na leniwy weekendzik, o zderzeniu światów dwóch przyjaciółek, z których jednej powiodło się w życiu, a drugiej nie, z nietypowym wątkiem paranormalnym o ulegających samozapłonowi bliźniakach. Główna bohaterka, której przypadła rola opiekunki płonących dzieci, komentuje rzeczywistość z gorzkim humorem i to właśnie humor, wespół z...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-31
Kawał dobrego reportażu. Trochę o teorii, dużo o praktyce z perspektywy adoptujących i adoptowanych. Wzbudza podziw, jak różnorodne punkty widzenia zdołała autorka wyłapać i zamknąć w tej książce, i uchwycić dzięki temu pełną paletę odcieni badanego tematu. Równie wciągające co informacyjne.
Kawał dobrego reportażu. Trochę o teorii, dużo o praktyce z perspektywy adoptujących i adoptowanych. Wzbudza podziw, jak różnorodne punkty widzenia zdołała autorka wyłapać i zamknąć w tej książce, i uchwycić dzięki temu pełną paletę odcieni badanego tematu. Równie wciągające co informacyjne.
Pokaż mimo to2021-08-17
Ciężko urodzić się w Polsce, słuchać metalu i nie znać Kata, co też od lat nastoletnich po dziś dzień robię czasem w wolnych chwilach. Jednak sięgnęłam po tę książkę nie tyle z powodu muzyki, co pod wpływem błyskotliwego wywiadu z Romanem opublikowanego w "Playboyu", który zaostrzył mi apetyt na więcej szczegółów.
Tymczasem "Głos z ciemności" błyskotliwy nie jest. To rzetelne, ale raczej żmudne zadawanie pytań i dokumentowanie odpowiedzi, takie bardzo grzeczne i szkolne - na minus, bo aż się prosi, żeby autor czasem coś dosadnie skomentował, żeby całość była bardziej pieprzna i mięsna, a tu takie... jak do gazetki ściennej, co dziwi wobec wszystkich kontrowersji, jakie narosły przez lata wokół zespołu.
Nie odniosłam wrażenia, że autor wywiadu wyciągnął z Romana wiele więcej, niż znane było już z prasy. Odpowiedzi na wszelkie kontrowersyjne tematy - satanizm, rozpad zespołu - są ostrożne, zachowawcze i mało wyjaśniają. Autor wywiadu jest nauczycielem języka polskiego, więc wyraźnie pewniej czuje się, kiedy rozmawia z Romanem o literaturze, ale przytoczone tytuły jakoś dziwnie przypominają wykaz lektur obowiązkowych z polonistyki i przez to rozmowa tym bardziej nie sprawia wrażenia światłej wymiany zdań dwóch erudytów. No ale... Lepsze to, niż nic.
Dodatki do książki trzymają nierewelacyjny poziom całości. Wstęp Łukasza Orbitowskiego spodziewanie przeciętny, dla mnie to przereklamowany pisarz, no ale przynajmniej rzeczywiście fan metalu, więc wydaje się być odpowiednią osobą na właściwym miejscu. Zdziwiła mnie nota końcowa, w której autor poświęca książkę "wszystkim dziewczynom skrzywdzonym przez księży". Dlaczego dziewczynom, a nie osobom? Przecież nie będzie romansował z tymi skrzywdzonymi, więc płeć chyba nie powinna mieć znaczenia? To takie, przepraszam, tanie rycerzykowanie, no ale pewnie popełnione w dobrej wierze.
Sumując: "Głos z ciemności" to solidnie odrobiona praca domowa czwórkowego ucznia. Bez zachwytów, ale zainteresowani tematem mogą przeczytać.
Ciężko urodzić się w Polsce, słuchać metalu i nie znać Kata, co też od lat nastoletnich po dziś dzień robię czasem w wolnych chwilach. Jednak sięgnęłam po tę książkę nie tyle z powodu muzyki, co pod wpływem błyskotliwego wywiadu z Romanem opublikowanego w "Playboyu", który zaostrzył mi apetyt na więcej szczegółów.
Tymczasem "Głos z ciemności" błyskotliwy nie jest. To...
2021-08-04
Powieść jest ambitna i kosi pozytywne opinie, ale mnie się nie podobała ani w ogóle, ani w szczególe. Odebrałam ją jako niebywale pretensjonalną w warstwie literackiej, a w fabularnej jako bardzo banalną i tanio ckliwą, mimo pompatycznych, artystowskich pozorów.
I tak jest od początku do końca: nie fatalnie, ale miernie bez odchyleń. Te postaci znudzonego dostatnim życiem młodego reżysera cierpiącego na ból istnienia i arcyprostej, arcydoświadczonej przez życie, arcyczystej babuleńki zestawionej z tym pierwszym dla taniego efektu to sztampa czystej wody. Ciężko jest stworzyć przekonującą, żywą postać, której losy byłyby dla czytelnika przejmujące, więc autor robi z głównej bohaterki dziewczynkę do bicia, byle było dostatecznie dramatycznie, i na tym właściwie kończy się kreacja tytułowej postaci, jeśli tylko pozbyć się opakowania z napuszonych i przekombinowanych środków stylistycznych. Wątek miłosny i wzajemne relacje uczuciowe bohaterów są przewidywalne jak autobus podjeżdżający na przystanek punktualnie według rozkładu, i podobnie ekscytujące. Aż żal przywoływać wojnę i jej ofiary - prawdziwych ludzi, prawdziwe cierpienie - dla powołania do wirtualnego życia takich efekciarskich kukiełek.
Ignacy Karpowicz jest mimo względnie młodego wieku poważanym pisarzem i zapewne dam mu jeszcze jedną szansę (czy może on da mnie - za moją zgodą), ale "Sońkę" uważam za powieść mocno, mocno, mocno przecenianą. Ani w tym historii, ani sztuki, a od rozrywki sam autor odżegnuje się z całych sił swojego ambitnego pisarstwa, więc nawet nie przywołuję tej kategorii konkursowej. Więc - po co?
Powieść jest ambitna i kosi pozytywne opinie, ale mnie się nie podobała ani w ogóle, ani w szczególe. Odebrałam ją jako niebywale pretensjonalną w warstwie literackiej, a w fabularnej jako bardzo banalną i tanio ckliwą, mimo pompatycznych, artystowskich pozorów.
I tak jest od początku do końca: nie fatalnie, ale miernie bez odchyleń. Te postaci znudzonego dostatnim życiem...
2021-08-02
Frans de Waal jest wielkim pasjonatem nauk o życiu oraz niestrudzonym orędownikiem złożoności psychicznej i nieoczywistych zdolności różnych przedstawicieli królestwa zwierząt. Bardzo lubię jego książki, ale ta konkretna zrobiła na mnie akurat mniejsze wrażenie niż inne, które są naprawdę mind-blowing ("Małpa i filozofowie", "Bonobo i ateista"). Tyle że też temat jest znacznie mniej spektakularny: autor przekonuje raczej, że "wiadomo, że mało wiemy" niż jednoznacznie udowadnia jakąkolwiek tezę.
Zgadzam się jednak z ogólnym przesłaniem: umysłowość człowieka nie wzięła się z niczego, bo ewolocja to kontinuum. Chociaż inteligencja homo sapiens przejawia się przeważnie inaczej, niż u innych kręgowców, nie znaczy to, że pozostałe zwierzęta nie mają swoich "magicznych studni", niezwykłych zdolności umysłowych - a ludziom ciężko to dostrzec, bo żyjemy w skrajnie nieraz różnych rzeczywistościach percepcyjnych.
Jak pisze autor, "Jeśli umysłowość powstaje metodą dziedziczenia z modyfikacjami, to nie ma mowy o "skokach", "granicach", "iskrach". Nie ma przepaści, tylko łagodnie opadająca plaża powstała przez nieustanny napór miliona fal. Nawet jeśli ludzki intelekt mieści się w górnej części wybrzeża, to został ukształtowany przez te same siły uderzające w ten sam brzeg".
Polecam "Bystre zwierzę" jako ciekawostkę uzupełniającą, ale może nie jako pozycję pierwszego wyboru z dorobku autora. Jest oparta przeważnie na przesłankach, bywa momentami zbyt ogólna i niekonkretna.
Frans de Waal jest wielkim pasjonatem nauk o życiu oraz niestrudzonym orędownikiem złożoności psychicznej i nieoczywistych zdolności różnych przedstawicieli królestwa zwierząt. Bardzo lubię jego książki, ale ta konkretna zrobiła na mnie akurat mniejsze wrażenie niż inne, które są naprawdę mind-blowing ("Małpa i filozofowie", "Bonobo i ateista"). Tyle że też temat jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-28
Rozrywka, lub raczej rozryweczka, ze starym zamkiem jako atrakcyjną scenografią. Przyjemne paplanie w nastolatkowym stylu, ukierunkowane na humor. Czyta się względnie miło, chociaż styl przypomina opowieść kogoś, kto nałykał się stymulantów, a potem dopadł do klawiatury notebooka (może zresztą tak powstawała ta powieść).
Pełny odbiór potencjału komediowego utrudniały mi wykorzystane tu i ówdzie (nie w przewadze, ale jednak obecne) dowcipy bazujące na dyskomforcie lub krzywdzie zwierząt i dzieci - każdorazowo pogarszało mi to humor. Poza tym chronicznie nieracjonalne podejście rodziny Kostków do finansów i wynikające z tego lekkomyślne decyzje wprawiały mnie raczej w niepokój niż wesołość - najwyraźniej kwestia osobnicza.
Mimo tych minusów jest to jedna z lepszych powieści rozrywkowych, jakie zdarzyło mi się czytać, więc teraz - wiedząc, czego się spodziewać - pewnie łyknę kolejne tomy po jednej sztuce, kiedy najdzie mnie odpowiedni nastrój.
Rozrywka, lub raczej rozryweczka, ze starym zamkiem jako atrakcyjną scenografią. Przyjemne paplanie w nastolatkowym stylu, ukierunkowane na humor. Czyta się względnie miło, chociaż styl przypomina opowieść kogoś, kto nałykał się stymulantów, a potem dopadł do klawiatury notebooka (może zresztą tak powstawała ta powieść).
Pełny odbiór potencjału komediowego utrudniały mi...
2021-07-26
Urocza książka! Od dawna marzyło mi się przeczytanie czegoś takiego, czegoś jak "Pan Samochodzik i Niesamowity Dwór" dla dorosłych: nowy opiekun usiłuje doprowadzić do porządku sprawy starego zamczyska, a na miejscu dzieją się, oczywiście, rzeczy tajemnicze i niesamowite.
Młody wiekiem, ale stary duchem kustosz prowadzi dziennik i komentuje w nim rzeczywistość cynicznie i zgryźliwie, dzięki czemu jest jednocześnie ponuro i zabawnie.
Powieść jest literacko leciutka i słodka jak wata cukrowa, a kończy się szybko i nagle, ale to jak ze zwiedzaniem starego zamku - nie można poznać pełnej historii wszystkich zgromadzonych w nim artefaktów, bo nie ma już nikogo, kto by mógł ją opowiedzieć. Odniosłam wrażenie, że w tej pozornie nonszalanckiej i niedokończonej formie jest jakiś głębszy zamysł.
Niedosyt pozostaje, ale nawiedzony zamek jest cudny, a wykorzystane motywy takie, jakie powinny być w podobnej historii. Nie mam ochoty otrząsać się z tego nastroju, więc lecę po kolejną książkę autora!
Urocza książka! Od dawna marzyło mi się przeczytanie czegoś takiego, czegoś jak "Pan Samochodzik i Niesamowity Dwór" dla dorosłych: nowy opiekun usiłuje doprowadzić do porządku sprawy starego zamczyska, a na miejscu dzieją się, oczywiście, rzeczy tajemnicze i niesamowite.
Młody wiekiem, ale stary duchem kustosz prowadzi dziennik i komentuje w nim rzeczywistość cynicznie i...
2021-07-22
Książka-produkt, łatwy do połknięcia kęs przy apetycie na powieść (małej) grozy z odrobiną gore. Bardzo generyczna, co jednak do pewnego stopnia zostaje wynagrodzone przez ekspresyjny styl autora, sugestywne "mięsne" opisy i odbębniony jak się należy plot-twist. Krótka, i to chyba dobrze, bo wszelkie wtręty przeżyć wewnętrznych bohatera, mogące teoretycznie wydłużać historię w nieskończoność, gdyby tylko autor miał taki kaprys, są sztampowe i dyskusyjne jakościowo. Niemniej akcja jest warta, a całość okazuje się sprawnie napisana - na tyle, że nie zniechęciłam się do autora i będę jeszcze do niego łazić po historię z dreszczykiem na nastrojowy wieczór. Jeśli lubicie niewymagające powieści o pechowcach, którzy wpadają w tarapaty na odludziu, bierzcie tę przy okazji, ten jeden wieczór można jej poświęcić.
Książka-produkt, łatwy do połknięcia kęs przy apetycie na powieść (małej) grozy z odrobiną gore. Bardzo generyczna, co jednak do pewnego stopnia zostaje wynagrodzone przez ekspresyjny styl autora, sugestywne "mięsne" opisy i odbębniony jak się należy plot-twist. Krótka, i to chyba dobrze, bo wszelkie wtręty przeżyć wewnętrznych bohatera, mogące teoretycznie wydłużać...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-19
Takie, o. Oczko wyżej niż typowa powieść fantasy i dwa oczka wyżej niż blogowe fan-fiction, które mógłby napisać fan "Piratów z Karaibów". Doceniam oryginalny temat i to, że autor musiał zrobić solidniejszy research niż przeciętny pisarz pulpowej fantastyki, ale sumarycznie powieść korzysta z tych samych klisz, a dekoracje historyczne to tylko instrumentarium, potraktowane zresztą dosyć lekceważąco.
"Demon i mroczna toń" to powieść, którą czyta się tylko dla fabuły, a nie dla wrażeń literackich, które, jeśli są, to raczej przykre. Fabuła zresztą też mogłaby być lepiej poprowadzona biorąc pod uwagę bardzo słabo zrealizowaną głębię psychologiczną postaci. Przy tym wszyscy bohaterowie rozumują i wypowiadają się w łudząco podobny sposób, niezależnie od pochodzenia społecznego, i to jakby się właśnie naczytali Paulo Coelho. Autorowi brakuje tej iskry (nie wiem, czy chodzi o fantazję, czy ponadprzeciętną inteligencję, a może o jedno i drugie) które pozwalają pisarzom wybitnym tworzyć porywające fabuły, nawet w powieściach czysto rozrywkowych. Autor bardzo chciałby stworzyć postać wielkiego detektywa, ale po prostu nie potrafi - jedyne, co mu więc pozostaje, to cykliczne zapewnianie czytelnika o sprycie i przenikliwości "głównego detektywa". Cechy te nie mają jednak zupełnie odzwierciedlenia w poczynaniach postaci ujętych w fabule. Takie nieporadne oszustewko.
To nie jest ponadprzeciętna literatura, nawet w swojej kategorii.
Do przeczytania od biedy, startując z niskiego poziomu oczekiwań - wtedy można względnie przyjemnie i bez większych szkód na psychice, ale też bez mocnych emocji, wylądować przy rozwiązaniu mocno przekombinowanej kryminalnej zagadki.
Takie, o. Oczko wyżej niż typowa powieść fantasy i dwa oczka wyżej niż blogowe fan-fiction, które mógłby napisać fan "Piratów z Karaibów". Doceniam oryginalny temat i to, że autor musiał zrobić solidniejszy research niż przeciętny pisarz pulpowej fantastyki, ale sumarycznie powieść korzysta z tych samych klisz, a dekoracje historyczne to tylko instrumentarium, potraktowane...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-29
Nowy Jork sprzed stu lat obrósł legendami, wrósł w popkulturę, po dziś dzień promienieje nimbem wielonarodowościowej wyjątkowości, fascynuje sztuką i architekturą, i w ogóle jest taki, no właśnie, jazzy. Na kanwie ekscytującego tematu powstał reportaż zaledwie i aż poprawny. Tematów składowych jest dużo, razem dają niezły ogląd i zarys, ale każdy z nich jest z wierzchu liźnięty i niekiedy jakby w połowie porzucony. Trochę o tym, trochę o tamtej. Forma jest krótka, ale upchnięto w niej nieproporcjonalne mnóstwo niewygodnych przypisów - w sensie wyjaśnień, wtrąceń, jakby autorce zabrakło pomysłu na spójny, "sam-się-opowiadający" tekst. Nie jest to więc porywające arcydzieło, acz wciąż milusi sposób na przebąblowanie weekendu.
Nowy Jork sprzed stu lat obrósł legendami, wrósł w popkulturę, po dziś dzień promienieje nimbem wielonarodowościowej wyjątkowości, fascynuje sztuką i architekturą, i w ogóle jest taki, no właśnie, jazzy. Na kanwie ekscytującego tematu powstał reportaż zaledwie i aż poprawny. Tematów składowych jest dużo, razem dają niezły ogląd i zarys, ale każdy z nich jest z wierzchu...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-21
Ciekawostka nieomal muzealna: lekka obyczajówka o życiu młodego człowieka na wsi w PRL. Niby od jej wydania minęło tylko (?) czterdzieści lat, ale czyta się to prawie jak "Chłopów" Reymonta.
Główny bohater dziedziczy gospodarstwo po ojcu ze wszystkimi plusami i minusami takiego prezentu od losu, a w toku fabuły zajmuje się takimi rzeczami jak szukanie robotnej żony, picie kawy ze szklanki ze spodkiem w klubie Ruchu w oczekiwaniu na upatrzoną dziewczynę, zmaganie się z niedoborami zaopatrzenia w cement przy budowie chlewu oraz wdawanie się w bójki ze wszystkimi o wszystko.
Mocną stroną tej niedzisiejszej, ale bądź co bądź dobrej powieści są wartkie, miło okraszone regionalizmami dialogi, no i oczywiście warstwa obyczajowa. Przeczytałam z zainteresowaniem.
Ciekawostka nieomal muzealna: lekka obyczajówka o życiu młodego człowieka na wsi w PRL. Niby od jej wydania minęło tylko (?) czterdzieści lat, ale czyta się to prawie jak "Chłopów" Reymonta.
Główny bohater dziedziczy gospodarstwo po ojcu ze wszystkimi plusami i minusami takiego prezentu od losu, a w toku fabuły zajmuje się takimi rzeczami jak szukanie robotnej żony, picie...
Mervyn Peake był, jak się okazuje (nigdy wcześniej o nim nie słyszałam!) przede wszystkim artystą, i widać to po prostu jak na dłoni w jego prozie - dawno nie czytałam tak przestrzennej, malarskiej, metawizualnej powieści, i nie mam wątpliwości, że została napisana przez geniusza. Autor od dawna nie żyje, od dawna milczy, ale dzięki tej książce jest tak, jakby brał cię za rękę i zabierał do oszałamiającego bezmiarem świata swojej zdumiewającej fantazji.
Przez zupełny przypadek (na szczęście przypadek bywa właśnie tak łaskawy!) natrafiłam na to kompletnie niesłusznie zapomniane (zwłaszcza w powodzi chłamu z nalepką "fantastyka" który się obecnie wydaje) dzieło o wielkim, dziwnym zamku i jego mieszkańcach, sportretowanych z wykorzystaniem niepowtarzalnego pomieszania familiarności, groteski i grozy, i to w wydaniu tak zadziwiająco uniwersalnym, że aż trudno uwierzyć, że tekst powstawał osiemdziesiąt lat temu. A literacko napisany jest przynajmniej tak, jakby Joyce postanowił stworzyć baśń w stylu Thackeraya, jeśli nie jeszcze lepiej. Dzieło. Sztuka. Piękne odkrycie.
Podsumowując gdyby wszyscy autorzy fantasy pisali książki tej jakości, świat bez wątpienia byłby piękniejszy, a zużycie papieru w pełni usprawiedliwione (a tak, to przeważnie nie). Apetycznie tłuściutki drugi tom, kupiony za grosze po jakimś pewnie zmarłym poprzednim właścicielu, piękny w swojej starości, czeka już na mojej półce. Tak się cieszę.
Mervyn Peake był, jak się okazuje (nigdy wcześniej o nim nie słyszałam!) przede wszystkim artystą, i widać to po prostu jak na dłoni w jego prozie - dawno nie czytałam tak przestrzennej, malarskiej, metawizualnej powieści, i nie mam wątpliwości, że została napisana przez geniusza. Autor od dawna nie żyje, od dawna milczy, ale dzięki tej książce jest tak, jakby brał cię za...
więcej Pokaż mimo to