-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać3
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
Biblioteczka
2021-11-20
Cóż, piękna. To książka o młodym naziście, który bierze ślub i zostaje kierownikiem obozu, napisana narracją pierwszoosobową - to nie wchodzenie w czyjeś buty, to nurkowanie w jego głowie. Widowiskowe. Ale to nie fabuła jest tu ważna. Podstawą tekstu jest, jak to u Grochowiaka, kontrast, tu: pomiędzy ludzką stroną bohatera a morderczym fanatyzmem; nie tylko jednego bohatera, ale wszystkich jego pobratymców. To powieść-refleksja, zaduma. A do tego, powtórzę się, piękna, liryczna, hołdująca zmysłom, choć właściwie dość oszczędna w środkach, subtelna proza.
Grochowiak był wspaniałym poetą, więc nic dziwnego, że nawet w młodym wieku (24 lata?!) potrafił napisać coś tak dojrzałego i gdzieniegdzie dosłownie zapierającego dech. Miał po prostu wielki talent, którego nie marnował. A jeśli ma się do dyspozycji skarby tego świata, to niezależnie, w jakim porządku się je ułoży, wyjdzie coś cieszącego zmysły, to na pewno. Niektóre fragmenty czytałam wiele razy szeptem, tak mnie zachwycały, chociaż przecież to wszystko było takie zwyczajne...
Ciekawe, czy kiedy pisał "Trismus", Grochowiak był już świadom istnienia albumu "Totentanz in Polen" z pięknymi, przejmującymi, tętniącymi empatią i współodczuwaniem dla wszystkiego, co żyje (!!!) rysunkami SS-mana Wilhelma Petersena? Do tych przerażająco smutnych rysunków wykonywanych na froncie (sześć lat na wojnie, rok w jenieckim obozie, ale większość prac przepadła) rozmytym ołówkiem, kroniki z frontu oczami hitlerowca, który gdzieś tam na dnie mózgu nazisty i najeźdźcy w pełnym tego słowa znaczeniu musiał mieć współczucie, inaczej nie rysowałby więźniów, jeńców, uciekinierów, zwierząt w TEN sposób, Grochowiak napisał, ponad dekadę później, poemat pod tym samym tytułem: Totentanz in Polen... Niezwykłe to wszystko i straszne. Dziwny jest ten świat...
Ludzie są tacy pełni kontrastów, że nic tylko pisać o tym powieści i poematy. A jeśli te powieści są tak dobre jak ta... To nic, tylko czytać i płakać, i znowu czytać. Trzy kropki...
Cóż, piękna. To książka o młodym naziście, który bierze ślub i zostaje kierownikiem obozu, napisana narracją pierwszoosobową - to nie wchodzenie w czyjeś buty, to nurkowanie w jego głowie. Widowiskowe. Ale to nie fabuła jest tu ważna. Podstawą tekstu jest, jak to u Grochowiaka, kontrast, tu: pomiędzy ludzką stroną bohatera a morderczym fanatyzmem; nie tylko jednego...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-10
Bardzo specyficzna i skończenie cudowna książka-obraz, w praktyce nie tyle fabuła, co ciąg dziwnych, strasznych i niesamowitych pejzaży, multiwymiarowych rzeźb i pieczołowicie dopracowanych portretów tyleż dziwnych, co zadziwiająco realistycznych postaci, do oglądania w głowie. Turpistycznie, uderzająco piękna. Jedyne w czym, jak się zdaje, autor czuł się nie do końca pewnie, to tworzenie fabuły. Dramatycznych wydarzeń w tomie nie brakuje, ale to nie jest ten rodzaj tekstu, od którego nie da się oderwać ze względu na fabułę. On nie wciąga, on istnieje, w formie genialny, i pozwala się podziwiać, gdy nastrój czytelnika temu sprzyja.
Ale tak czy inaczej uwielbiam ten tekst, stary tom kupiony z wyprzedaży czyjejś dwudziestowiecznej domowej biblioteczki rozpadł mi się w rękach, i zamierzam wydać sporą górkę simoleonów na piękną, szytą trylogię w twardej oprawie z adekwatnie niesamowitymi ilustracjami.
Ta powieść NAPRAWDĘ nie powinna zostać zapomniana.
Miłość!!!
Bardzo specyficzna i skończenie cudowna książka-obraz, w praktyce nie tyle fabuła, co ciąg dziwnych, strasznych i niesamowitych pejzaży, multiwymiarowych rzeźb i pieczołowicie dopracowanych portretów tyleż dziwnych, co zadziwiająco realistycznych postaci, do oglądania w głowie. Turpistycznie, uderzająco piękna. Jedyne w czym, jak się zdaje, autor czuł się nie do końca...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cudowna. To książka, przez którą się brnie, takim jest wyzwaniem, ale fragmenty czy nawet pojedyncze zdania są tak nagradzające, że ciągle chce się iść dalej, nieważne przez ile specjalistycznych analiz gry w tenisa i encyklopedycznych opisów substancji narkotycznych trzeba przepełznąć po drodze. Pisana przez megainteligentnego erudytę (jak na dłoni to widać) który robi ze swoim językiem ojczystym, co chce - lata, wiruje i robi figury akrobatyczne w stratosferze, podczas gdy inni autorzy mozolnie idą pieszo, i to niezgrabnie. Prawdziwie błyskotliwa, pełna gorzkiego humoru, skrząca, migocząca i szybująca, wszędzie "naj" - do bólu śmieszna, prawdziwie straszna i rozdzierająco smutna tam, gdzie autor akurat takie emocje chciał wywołać. Opisy ograniczające się do pojedynczych zdań są uderzająco trafne i piękne.
"Fragmentaryczna, trudna, erudycyjna, dygresyjna, poplątana, do bólu szczera, skłaniająca do refleksji, genialna" - zgadzam się z każdym słowem tej recenzji.
Podobno polskie tłumaczenie nie do końca dorównuje wartością oryginałowi (nic dziwnego, przetłumaczenie tego tekstu musiało być naprawdę ciężkim zadaniem) ale i tak je kiedyś przeczytam. To, co zrozumiałam z oryginału (jest naprawdę trudny dla małego, niewysportowanego anglożuczka) sprawiło, że klęczę i płaczę.
Uwaga, może zabić, jest taka poplątana i naprawdę męcząca gdzieniegdzie, ale kogo nie zabije, uuu, ale będzie miał jazdę bez trzymanki, wnukom będzie opowiadać.
Podchodzić ostrożnie ale dać szansę!!!
Cudowna. To książka, przez którą się brnie, takim jest wyzwaniem, ale fragmenty czy nawet pojedyncze zdania są tak nagradzające, że ciągle chce się iść dalej, nieważne przez ile specjalistycznych analiz gry w tenisa i encyklopedycznych opisów substancji narkotycznych trzeba przepełznąć po drodze. Pisana przez megainteligentnego erudytę (jak na dłoni to widać) który robi ze...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rewelacyjna, jak zawsze tej autorki, właściwie nie widzę żadnych minusów. Duży i kontrowersyjny temat naświetlony z ciekawych ujęć, pełen świadectw, a do tego literacko bardzo dobra lektura. Warsztat autorki ma tę olbrzymią zaletę, że nie polega na siedzeniu w bibliotece i pisaniu kolejnej pracy doktorskiej na podstawie Prusa i Orzeszkowej, przepraszam, w tym wypadku byłby to pewnie Reymont i Zola (tak, piję do innej autorki, która pisze książki historyczno-feministyczne, przegrywając na jakość w przedbiegach, choć oczywiście na bezrybiu i rak ryba) tylko na zbieraniu i opracowywaniu autentycznych historii prawdziwych ludzi. Przez to na każdą kolejną książkę trzeba poczekać, ale czekać warto, a jakość wygrywa z ilością.
Polecam serdecznie, można od razu dziękować losowi, że się żyje w Europie dwudziestopierwszowiecznej.
Rewelacyjna, jak zawsze tej autorki, właściwie nie widzę żadnych minusów. Duży i kontrowersyjny temat naświetlony z ciekawych ujęć, pełen świadectw, a do tego literacko bardzo dobra lektura. Warsztat autorki ma tę olbrzymią zaletę, że nie polega na siedzeniu w bibliotece i pisaniu kolejnej pracy doktorskiej na podstawie Prusa i Orzeszkowej, przepraszam, w tym wypadku byłby...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest to jedna z tych książek, wobec których ocena rośnie w miarę czytania, tak przynajmniej było w moim przypadku, ku mojemu wynikowemu uszczęśliwieniu. Jest naprawdę dobra, ciekawa i skłaniająca do myślenia, i po prostu pęka od wartościowych treści.
Pan Haidt zrobił świetną robotę mieszając w swoim opracowaniu w bardzo dobrze strawnych proporcjach ścisłe badania naukowe, anegdoty, rys historyczny, własne doświadczenia i ewolucję osobistego spojrzenia na temat, która wbrew pozorom wcale nie jest sztucznym wypełniaczem, bo też pozwala wiele zrozumieć, oraz polemikę z innymi autorami. Jego argumentacja jest rzeczowa, spokojna i merytorycznie bogata, a także zrozumiała w każdym szczególe.
Wyodrębnienie "składników moralności" i porównanie ich do kubków smakowych, z rozróżnieniem wrażliwości na poszczególne smaki w przekroju sympatii politycznych, jest proste, klarowne, wyjaśnia wiele i pozwala znacznie trafniej rozróżniać grupy polityczne niż w przypadku tradycyjnych, uproszczonych podziałów. Podobnie trafna jest analogia ze słoniem i jeźdźcem o racjonalizacji post-hoc. Powtarzane przez autora szczególnie obrazowe hasła ("Ludzie to w 90% szympansy i w 10% pszczoły, a nie pomożesz pszczołom niszcząc ul" - o atakach na grupowość, zwłaszcza religijną; "Morality binds and blinds" - o głupich i okropnych rzeczach popełnianych przez, no właśnie, znowu grupy, zwłaszcza religijne; moralność ludzi DZIWNYCH (WEIRD: Western, Educated, Industrialized, Rich, Democratic) nie jest typowa ani reprezentatywna dla populacji świata; etc, etc) są bardzo trafne i pomagają lepiej zrozumieć i zapamiętać argumenty autora.
Jedynym potencjalnym minusem tej książki jest to, że jest USA-centryczna, a więc dla europejskiego czytelnika może nie być kompletna z tego względu. Troszkę powieka mi drga jak autor używa (więcej niż raz) wprowadzającego w błąd uproszczenia "our minds were designed" i dziwi się, dlaczego lewa strona sceny odżegnuje się od "designed" inteligentnego projektu, a ma taką słabość do "designed" gospodarki centralnie planowanej (okej, ale gdzie świnka, a gdzie morska?). Uważam, że we wniosku autora (popartym wynikami badania) jest dziura: konserwatyści nie mogą uważać wszystkich "składników moralności" za tak samo ważne, bo bywa że bardzo łatwo (wręcz przerażająco łatwo) są w stanie poświęcić pierwsze dwa dla osiągnięcia pozostałych czterech, praktycznie nigdy na odwrót. Przydałby się jakiś dodatkowy współczynnik w wykreślaniu tej funkcji. Ale i tak warto nie tylko tę książkę nie tylko przeczytać ale chyba nawet posiadać, żeby nie zapominać tak znowu natychmiast o istnieniu swojego słonia. A to się dzieje... ciągle i wszędzie. Nawet, co ciekawe, w niektórych recenzjach pod tą pozycją.
Jest to jedna z tych książek, wobec których ocena rośnie w miarę czytania, tak przynajmniej było w moim przypadku, ku mojemu wynikowemu uszczęśliwieniu. Jest naprawdę dobra, ciekawa i skłaniająca do myślenia, i po prostu pęka od wartościowych treści.
Pan Haidt zrobił świetną robotę mieszając w swoim opracowaniu w bardzo dobrze strawnych proporcjach ścisłe badania naukowe,...
2023-02-23
Świetna! Prawdziwe przypadki najciekawszych (i autentycznie szalenie ciekawych - aż zachciało mi się wierzyć w obcych zsyłanych na Ziemię i opętania) przypadłości - chorób, traum lub nietypowych cech - opisanych wprawnym, eleganckim, zaangażowanym językiem przez neurologa, którego życie zawodowe, że tak zacytuję znany refren, bez wątpienia nigdy nie przestało być codziennym zdumieniem. Wprowadza w nastrój refleksyjny nastręczając filozoficznych wręcz pytań o niezgłębiony wszechświat natury umysłu. Oczywiście, że warto!
Świetna! Prawdziwe przypadki najciekawszych (i autentycznie szalenie ciekawych - aż zachciało mi się wierzyć w obcych zsyłanych na Ziemię i opętania) przypadłości - chorób, traum lub nietypowych cech - opisanych wprawnym, eleganckim, zaangażowanym językiem przez neurologa, którego życie zawodowe, że tak zacytuję znany refren, bez wątpienia nigdy nie przestało być codziennym...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-18
Ta książka jest świetna z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim pozwala złapać dystansik: do cudzych ocen i własnej rzekomej nieomylności.
Napisana przystępnym, ale wciąż maksymalnie rzeczowym językiem, przelatuje wszystkie najważniejsze błędy poznawcze i wprost pęka od konkretnych przykładów na to, że ludzie są znacznie mniej racjonalni, niż im samym się przeważnie wydaje. Dzięki takiej oczyszczającej perspektywie można łatwiej zluzować i przyjąć do wiadomości, że nikt nie jest racjonalny cały czas, ani nawet przez większość czasu. A skoro wiadomo, że można się pomylić, łatwiej jest być uważniejszym i bardziej świadomym homo, nomen omen, sapiens.
Szalenie rozwijająca pozycja! Jeśli miałoby się w życiu przeczytać z jakichś przyczyn tylko kilka książek popularnonaukowych, to ta na pewno powinna się znaleźć wśród nich!
Ta książka jest świetna z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim pozwala złapać dystansik: do cudzych ocen i własnej rzekomej nieomylności.
Napisana przystępnym, ale wciąż maksymalnie rzeczowym językiem, przelatuje wszystkie najważniejsze błędy poznawcze i wprost pęka od konkretnych przykładów na to, że ludzie są znacznie mniej racjonalni, niż im samym się przeważnie...
2021-04-03
To było w stu procentach przypadkowe spotkanie: nienowy (wyd. 1982) tomik z jeszcze starszymi (1933+) opowiadaniami i felietonami podróżniczymi nawinął mi się pod łapska bez zamiaru i planu. Wszedłszy w okoliczności prozatorskie, byłam zdumiona, bo najwyraźniej zabłąkałam się w zupełnie niespodziewane bogactwo: pełne artyzmu strofy, uważne i smutne, niewspółczesne, ale starzejące się z godnością, to piękne i poważne jak literatura klasyczna, to wpadające w rejestry roznamiętnionej powieści psychologicznej.
Dalej: felietony podróżnicze, poetyckie, buchające erudycją, napisane najwyraźniej przez konesera sztuki, prawdziwy haust humanizmu. Francja, Hiszpania, Ameryka, a do tego podróż przez kulturę dwudziestego wieku.
Autor posłowia napisał, że to malarska poezja prozą - w stu procentach się z tym zgadzam.
Oczywiście już po parunastu stronach czytania z oczami jak pięciozłotówki poleciałam z wywieszonym jęzorem na Wikipedię, żeby dowiedzieć się, kim jest ten tajemniczy nieznajomy, to znaczy autor. A Wikipedia pouczyła mnie: S k a m a n d r y t a . No tak, najwyraźniej sporo mnie ominęło na podstawowym polskim. I to nie tylko mnie: ten tomik przez ostatnie cztery dekady prawie w ogóle nie był wypożyczany.
No i nic. Cały zachwyt dla mnie.
To było w stu procentach przypadkowe spotkanie: nienowy (wyd. 1982) tomik z jeszcze starszymi (1933+) opowiadaniami i felietonami podróżniczymi nawinął mi się pod łapska bez zamiaru i planu. Wszedłszy w okoliczności prozatorskie, byłam zdumiona, bo najwyraźniej zabłąkałam się w zupełnie niespodziewane bogactwo: pełne artyzmu strofy, uważne i smutne, niewspółczesne, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-03
Niebywała, wycofana proza, w której każdy introwertyk znajdzie kawałek siebie. Wydaje się niechętna gościom, ale jak już się wniknie w jej rytm, to można płynąć i płynąć. To książka, w której jest mnóstwo samotnych miejsc, nieliczni ludzie i żadnych dialogów - wydało mi się, że to opowieść ducha, który idzie przed siebie; co ciekawe, autor posłowia doszedł do tego samego wniosku. Wydawnictwo Ossolineum w 2021 r. wydaje cały cykl Sebalda, no ja cię proszę!! Na pewno znajdę się na początku kolejki z odpowiednio pojemną reklamówką z Biedronki.
Niebywała, wycofana proza, w której każdy introwertyk znajdzie kawałek siebie. Wydaje się niechętna gościom, ale jak już się wniknie w jej rytm, to można płynąć i płynąć. To książka, w której jest mnóstwo samotnych miejsc, nieliczni ludzie i żadnych dialogów - wydało mi się, że to opowieść ducha, który idzie przed siebie; co ciekawe, autor posłowia doszedł do tego samego...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-23
Skrótowy tekst z obwoluty "Rzeczy osobistych" wydał mi się co najmniej niefortunny:
"Kobiecość ma oznaczać piękno. A ono jest budowane codziennym dbaniem o urodę - myciem fryzurą, makijażem, perfumami. Kobiety w obozach, pozbawione włosów, strojów, możliwości codziennego krzątania się wokół swego wyglądu, tracą poczucie własnej wartości"
- no bo, myślę, czy to rzeczywiście był to problem w TAKICH okolicznościach? Czy uprawnione jest sprowadzanie sytuacji kobiet w obozach do - znowu i tylko - wyglądu? Meeeh?
Ale potem pojawiła się myśl: a co ja właściwie mogę o tym wiedzieć, skoro patrzę tylko przez, właściwie, dziurę w murze, przez fotoplastykon?
I rzeczywiście, nie miałam racji. Jak wyjaśnia była więźniarka Alicja:
"Wydawałoby się, że w trudnej chwili jako pierwsze odrzucimy błahe rzeczy, których normalnie nie zauważamy. Drobnostki niewarte wspomnienia. A to nieprawda. Drobnostki to są właśnie kamienie milowe przetrwania." (str. 300) Treść całej książki wyjaśnia wszystko i więcej.
A jakoś nie oczekiwałam po "Rzeczach osobistych" zbyt wiele, wydawało mi się, że będzie to książka złożona głównie z powietrza, bardziej broszura, może parę zdjęć, przepastna interlinia i tyle. Na pewno nie spodziewałam się tak wyczerpującego, wieloaspektowego, pełnego, uważnego studium, do tego napisanego świetnym językiem. A tu taka hojność losu!
Autorka porusza właściwie każdy temat związany z ubraniami i "drobnostkami", rzeczami osobistymi, o jakim tylko można pomyśleć w kontekście obozów zagłady; nie tylko studiuje faktury, tkaniny, kolory, desenie, kształty, ale jeszcze ubiera w nie prawdziwych ludzi, pisze, jak strój robił człowieka; odwiedza miejsca pamięci i prywatne strychy, rozmawia z Ocalonymi, z naukowcami, współczesnymi pasjonatami, a wszystko to osadza w szerszym kontekście kulturowym i antropologicznym! Jednym słowem efekt końcowy zawiera dokładnie wszystko, czego mogłabym oczekiwać od literatury faktu. Rozpływam się ze szczęścia!
To nie tylko dobra książka, to książka z gatunku mind-blowing, skończona i kompletna, dojechałam do ostatniej strony w nocy i miałam potem trudności z zaśnięciem. Wszystko jest w niej świetne, nawet podziękowania (!).
Dzieło!
Skrótowy tekst z obwoluty "Rzeczy osobistych" wydał mi się co najmniej niefortunny:
"Kobiecość ma oznaczać piękno. A ono jest budowane codziennym dbaniem o urodę - myciem fryzurą, makijażem, perfumami. Kobiety w obozach, pozbawione włosów, strojów, możliwości codziennego krzątania się wokół swego wyglądu, tracą poczucie własnej wartości"
- no bo, myślę, czy to...
2020-05-27
Dość syntetyczna, ale bogata merytorycznie i szalenie ciekawa książka o teoriach pseudonaukowych i spiskowych. Bardzo zaimponowało mi podejście autora przyświecające mu w pisaniu tej pozycji i nie ukrywam, że podobnego brakuje mi w Internecie, nawet wśród tych z internautów, którzy twierdzą, że "promują naukę" - otóż, jak pisze sam autor, "łatwiej jest wyśmiać, niż argumentować" - ot co. A kpina i szyderstwo, chociaż łatwe i przyjemne dla szydzącego, nie prowadzą na dłuższą metę do niczego wartościowego. Tym samym autor założył sobie, że nie będzie odrzucał z automatu najbardziej nawet absurdalnej z pozoru teorii ani oceniał jej zwolenników, tylko zgromadzi argumenty za i przeciw, a potem przedstawi je czytelnikowi.
Owoce tego podejścia są obfite i odżywcze: po pierwsze, z każdego rozdziału możemy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy z naprawdę szerokiego przekroju wiedzy jaką oferuje współczesna nauka. Po drugie, możemy się poczęstować jednym z wielu wartościowych wniosków pośrednich: na przykład, że zwolennicy niektórych pseudoteorii odwołują się do "krytycznego myślenia" i "indywidualizmu naukowego" (no wiecie... "włącz myślenie" i "otwórz oczy") a sami operują nie tyle logicznym wnioskowaniem i oceną mierzalnych faktów, co przede wszystkim emocjami, a jawne sprzeczności w swoich teoriach ignorują z uporem lodowca. Po trzecie wreszcie, autor wyjaśnia bardzo nieraz złożone i skomplikowane zagadnienia w zrozumiały i łatwy do śledzenia sposób, nie upraszczając ich przy tym do przesady, a z jego tez i wniosków wprost bije zdrowy rozsądek i krytyczne podejście - krytyczne w dobrym sensie, to znaczy z założeniem, że dobrze zachować otwarty umysł, i - jeśli dowody na to pozwolą - dać się przekonać. Bardzo to wszystko eleganckie i przekonujące zdrowym umiarkowaniem.
Trochę szkoda, że książka nie jest nieco bardziej szczegółowa, jest w niej parę ewidentnych (nawet jeśli zgodzić się na skrótowość formy) luczek; z drugiej strony - szerokie omówienie podejmowanych zagadnień można znaleźć w tomach w całości im poświęconych. I tak szacun za zupełnie satysfakcjonujący rezultat próby kondensacji tak gargantuicznych naukowych wieloświatów.
Polecam, świetnie się bawiłam.
Dość syntetyczna, ale bogata merytorycznie i szalenie ciekawa książka o teoriach pseudonaukowych i spiskowych. Bardzo zaimponowało mi podejście autora przyświecające mu w pisaniu tej pozycji i nie ukrywam, że podobnego brakuje mi w Internecie, nawet wśród tych z internautów, którzy twierdzą, że "promują naukę" - otóż, jak pisze sam autor, "łatwiej jest wyśmiać, niż...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-14
Tekst na obwolucie mojego pożyczonego wydania uprzejmie donosi, że Julian Barnes jest jednym z najważniejszych współczesnych pisarzy brytyjskich - dzięki jakości recenzowanej tu książki jestem w stanie w to uwierzyć. Przeprzyjemna lektura.
"Arthur & George" to niespieszna, pogodna, inteligentnie napisana powieść obyczajowa z atrakcyjnym, autentycznie wciągającym wątkiem kryminalnym oraz subtelną dozą uroczo flegmatycznego angielskiego humoru. Co lepsze, oparta jest na faktach, a tytułowi Arthur i George to autentyczne postaci historyczne (dużą przyjemność przyniosło mi odkrywanie pomysłu na tę powieść od zera, więc w tym momencie zakończę zdradzanie treści). Poznając ideę stojącą za fabułą, nieuchronnie pomyślałam o Danie Simmonsie i jego "Droodzie", w którym tenże autor również usiłował ożywić postaci historyczne; niemniej jego brakom warsztatowym nie pomogło nawet wypchanie "Drooda" gotyckimi niesamowitościami - po lekturze idealnie realizującego ten sam pomysł (minus elementy grozy) "Arthura & George'a" aż mam ochotę wysłać Simmonsowi egzemplarz.
Całość to prawdziwe delicje, do delektowania się - na pohybel pośpiechowi świata wokół - w fotelu klubowym, przed kominkiem, z imbrykiem herbatki, a może kubkiem ponczu, pod łapką. Skojarzenia nieprzypadkowe: akcja powieści osadzona jest w Anglii przełomu wieków (XIX/XX). Moim skromnym zdaniem to literatura pozbawiona wad, i jako taka nie zasługuje na inną ocenę, niż najwyższa, nawet jeśli nie jest specjalnie odkrywcza czy przełomowa.
Tekst na obwolucie mojego pożyczonego wydania uprzejmie donosi, że Julian Barnes jest jednym z najważniejszych współczesnych pisarzy brytyjskich - dzięki jakości recenzowanej tu książki jestem w stanie w to uwierzyć. Przeprzyjemna lektura.
"Arthur & George" to niespieszna, pogodna, inteligentnie napisana powieść obyczajowa z atrakcyjnym, autentycznie wciągającym wątkiem...
2019-12-13
W literaturze obozowej nie chodzi o to, żeby na wyścigi brać udział w licytacji okropności - chodzi o świadectwo i o opowieść. Autor spędził w łagrze piętnaście lat wyroków (nie licząc lat po uwolnieniu, kiedy fizycznie nie mógł wrócić - władza sowiecka zapewniała uwięzionym bilet tylko w jedną stronę, bynajmniej nie powrotną), więc świadczył całą młodość, a opowiadać potrafi świetnie. Na jakość "Opowiadań kołymskich" składa się prosty, ale piękny język, liryzm i nastrój, poetyckość opisów i napływające falami uderzenia gwałtownych, ale oczyszczających emocji. To także nieoceniona wartość merytoryczna. kultura łagrowa, subkultura błatniaków, antykodeks więźniów, miejsce kobiet w łagrowej rzeczywistości - to kawał wybitnej literatury faktu. Część treści to osobiste sprawy autora, wręcz "listy do samego siebie", jak swoisty hołd złożony - poprzez szczegółowe ich opisanie - wszystkim współuczestnikom łagrowych kursów felczerskich, kiedy to autor mógł poczuć się choć trochę jak wolny człowiek. Jednym słowem: niezmierzone bogactwo. Literatura z półki Sołżenicyna, czyli próby 999.
W literaturze obozowej nie chodzi o to, żeby na wyścigi brać udział w licytacji okropności - chodzi o świadectwo i o opowieść. Autor spędził w łagrze piętnaście lat wyroków (nie licząc lat po uwolnieniu, kiedy fizycznie nie mógł wrócić - władza sowiecka zapewniała uwięzionym bilet tylko w jedną stronę, bynajmniej nie powrotną), więc świadczył całą młodość, a opowiadać...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-21
Wof wof! Piękna proza. Hipnotyzująca, jeśli poddać się jej falującemu prądowi, senna, dziwna, a przy tym przecież opisująca najzwyczajniejszą rzeczywistość z możliwych.
Nie wiem, czy w ogóle można powiedzieć, że ta książka ma fabułę - co prawda jest to, można nakreślić, opowieść człowieka, który jako dziecko został rozdzielony z wywiezioną do getta matką, i jako dorosły szuka swojej zagubionej tożsamości - ograny motyw. Mam jednak wrażenie, że wspomniane wydarzenia quasifabularne nie stanowią tu pierwszego, ani nawet drugiego czy trzeciego planu. Ta powieść to raczej narracja wewnętrznego mikrouniwersum, w którym świat rzeczywisty jako taki jest najmniej ważny - bodźce zewnętrzne są tu tylko iskrą i pretekstem do zaistnienia jakichś o wiele bardziej złożonych i przestrzennych wydarzeń, przeżyć wewnętrznych czy nawet czegoś więcej. Nic nie jest takim, na co po prostu wygląda, najpospolitsza rzecz ma ukryty wymiar, tak więc pełna rzeczywistość nie ma trzech wymiarów, tylko nieskończenie wiele. Introwertyzm o czystości 24 karatów powoduje chwilami, można odnieść wrażenie, swoiste mikroimplozje, zapadania się w sobie - te spostrzeżenia o znamionach obsesji, powtarzające się wyliczenia w narracji mają w sobie coś wręcz autystycznego. Straszne i niezwykłe! Przejmujące!
Odnajduję tu echa mojego ulubionego Knausgarda, a może to raczej w Knausgardzie są echa Sebalda, patrz chronologia, no i sam Sebald również zmierza wielkimi krokami w stronę moich ulubionych. Miło mi, co za dzień! Co za książka!
Wof wof! Piękna proza. Hipnotyzująca, jeśli poddać się jej falującemu prądowi, senna, dziwna, a przy tym przecież opisująca najzwyczajniejszą rzeczywistość z możliwych.
Nie wiem, czy w ogóle można powiedzieć, że ta książka ma fabułę - co prawda jest to, można nakreślić, opowieść człowieka, który jako dziecko został rozdzielony z wywiezioną do getta matką, i jako dorosły...
2019-07-24
Kolejna świetna książka Magdaleny Grzebałkowskiej, w niczym nie ustępująca "1945", choć skalę makro zastąpiła mikroanaliza - zamiast opowiadać o całym narodzie, autorka pochyla się nad jedną polską rodziną.
Rodzina ta jest jednocześnie bardzo dziwna i bardzo zwyczajna. Jest dziwna jako rodzina stroniącego od świata zewnętrznego mistrza malującego ponure obrazy, jego żony-ducha i syna-wampira; czy takie postaci rodem z opowieści niesamowitych mogą jednak mieszkać w zwykłym bloku, robić zapasy konserw i mydła, i mieć często-gęsto trudności w dopięciu domowego budżetu?
Bohaterowie dają się poznać jako ludzie pełni kontrastów, trudni do rozgryzienia. Zdzisław to z jednej strony piekielnie kreatywny, wybitny umysł, bez wątpienia dziwak, neurotyk z szeregiem natręctw, który, jak sam pisze, "NIE-NA-WI-DZI" być zapraszanym, nawet do przyjaciół, i którego fizycznie brzydzi dotyk, nie wyłączając dotyku osób najbliższych; z drugiej strony upodobania ma zupełnie zwyczajne, lubi rozrywkowe filmy, fast foody i mleko skondensowane, a z kontaktów z ludźmi, których lubi, czerpie niekłamaną przyjemność. Tomasz jest ekscentrykiem o wyraźnych cechach człowieka toksycznego, który jednak daje się poznać jako osoba zdolna do empatii. Zofia to pracowity cień, ale nawet ona ma swój świat - uwielbia prowadzić samochód, chociaż jej mąż nigdy nie zdobył się na to, żeby zrobić prawo jazdy.
Książka jest wyczerpująca, szczegółowa, ale w żadnym momencie nie nużąca; problemy bohaterów przeżywa się jak własne, a od ostatnich plus minus 150 stron wprost nie sposób się oderwać. To jedna z tych książek, co do których żałuje się, że się skończyły.
Magdalena Grzebałkowska jest rewelacyjna w swojej dziedzinie literatury faktu, i co jak co, ale powinna się dalej nią zajmować.
Kolejna świetna książka Magdaleny Grzebałkowskiej, w niczym nie ustępująca "1945", choć skalę makro zastąpiła mikroanaliza - zamiast opowiadać o całym narodzie, autorka pochyla się nad jedną polską rodziną.
Rodzina ta jest jednocześnie bardzo dziwna i bardzo zwyczajna. Jest dziwna jako rodzina stroniącego od świata zewnętrznego mistrza malującego ponure obrazy, jego...
Świetna w czytaniu, przejmująca i do głębi autentyczna historia rodziny włoskich imigrantów. Puzo zna to środowisko od podszewki - sam urodził się w takiej rodzinie. Książka to owoc mariażu surowych doświadczeń życiowych pisarza i jego wybitnego talentu pisarskiego.
W odróżnieniu od patriarchalnego (nomen omen) "Ojca chrzestnego" w tej powieści Puzo kładzie nacisk na wszechstronne przedstawienie roli matki we włoskiej rodzinie: matki jako żywicielki, opiekunki wychowującej dzieci w nowej rzeczywistości, ale według dawnych zasad, a także stróża domowego ogniska, starokontynentalnych tradycji i godności rodziny - mimo przeciwności losu.
To także historie jej dzieci: nowe pokolenie, potomkowie imigrantów, dorastający już w Ameryce, dzięki matce nie mogą zapomnieć o swoich korzeniach. Czy to oni będą pokoleniem, które na nowym kontynencie poczuje się jak u siebie, czy wciąż będą czuli, że nie należą tak naprawdę do żadnego kraju?
Polecam, warto!
Świetna w czytaniu, przejmująca i do głębi autentyczna historia rodziny włoskich imigrantów. Puzo zna to środowisko od podszewki - sam urodził się w takiej rodzinie. Książka to owoc mariażu surowych doświadczeń życiowych pisarza i jego wybitnego talentu pisarskiego.
W odróżnieniu od patriarchalnego (nomen omen) "Ojca chrzestnego" w tej powieści Puzo kładzie nacisk na...
2014-07-21
Eee, wow. Książka wzięta z półki właściwie przypadkiem, bo wąż, której istnienie jakoś wcześniej zupełnie mi umykało (nie widziałam nawet filmu z Meryl Streep) okazała się czymś w rodzaju hojnego upominku od losu. Jeśli bierzesz tak grubaśny tom do ręki i czyta ci się go wspaniale od pierwszych stron, a to uczucie wcale w miarę czytania nie słabnie, wręcz przeciwnie, to wiedz, że coś się dzieje.
No dobra, jak się okazuje jest to klasyka literatury, ale absolutnie zasłużenie - lektura obowiązkowa, niezmiernie atrakcyjna wieloprzyczynowo - pomijając wspaniałe, TŁUSTE pióro, nie sposób nie docenić fabuły; rzecz dzieje się w Ameryce tuż po drugiej wojnie, a główną bohaterką jest Polka (nie zabrakło portretu niszczonej wojną Polski) z numerem obozowym wytatuowanym na ramieniu, zakochana w Nathanie, ujmującym, piekielnie inteligentnym i zdolnym naukowcu - a ich perypetie obserwuje zadurzony w Zofii od pierwszego wejrzenia dwudziestodwuletni Stingo, aspirujący pisarz i narrator opowieści. On też przekonuje się, jakie ponure tajemnice skrywa dwójka kochanków: prawda dociera do niego stopniowo wraz z opowieściami Zofii, która wyrzuca z siebie przy kolejnej butelce whisky coraz mroczniejsze wspomnienia z życia w piekle oświęcimskiego obozu, a Nathan coraz częściej zdradza swoją prawdziwą naturę, tak daleką od uładzonych pozorów, jakie zwykł prezentować najbliższym. Kolejne karty odsłaniane są stopniowo i oszczędnie, by w końcu osiągnąć kulminację przy tytułowym Wyborze Zofii.
Powieść nie jest pozbawiona humoru, mam tu na myśli zwłaszcza niefortunne perypetie seksualne Stingo; poza tym jednak nie jest nawet smutna, jest rozdzierająca. Ale to, że wali w łeb, ma swój plus, mianowicie po jej lekturze skill humanitaryzmu wzrasta przynajmniej o punkt.
Must-read z wielu powodów.
Eee, wow. Książka wzięta z półki właściwie przypadkiem, bo wąż, której istnienie jakoś wcześniej zupełnie mi umykało (nie widziałam nawet filmu z Meryl Streep) okazała się czymś w rodzaju hojnego upominku od losu. Jeśli bierzesz tak grubaśny tom do ręki i czyta ci się go wspaniale od pierwszych stron, a to uczucie wcale w miarę czytania nie słabnie, wręcz przeciwnie, to...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03-11
Literatury obozowej nie można rzecz jasna traktować jako rozrywki sensu stricto, chociaż można ją czytać dla pewnej sensacji. Co jednak zrozumiałe, wspomnienia więźniów i świadków Holocaustu są zazwyczaj ponure jak aneks do Apokalipsy, a książka Grzesiuka jest... zabawna. Opisująca koszmarną rzeczywistość obozu koncentracyjnego, spisana przez gościa, który w trzech obozach - Dachau, Mauthausen i Gusen - przesiedział pięć lat, a jednak pełna humoru.
Czegoś takiego jeszcze nie widziałam w życiu.
To właściwie książka o tym, jak do obozu trafia taki chłopak jak z piosenki - "nie masz cwaniaka nad warszawiaka..." - który musi odnaleźć się w piekle na Ziemi, a do tego celu wykorzystuje cały spryt, zaradność, bezpretensjonalny sposób bycia i poczucie humoru jakie szlifował w dzieciństwie i młodości na warszawskim Czerniakowie. To, plus szczęście i niesamowite nierzadko zbiegi okoliczności sprawiają, że udaje mu się, żyje w chwili wyzwolenia - a to naprawdę wyczyn. To taki trochę podręcznik obozowego survivalu. Plus mnóstwo obserwacji na temat ludzkich postaw.
Jedyne, co rozczarowuje, to zakończenie - Grzesiuk opisowi wyzwolenia obozu poświęcił dokładnie dwa zdania, no ale może wyszedł z założenia, że pisze książkę o życiu w obozie, a nie poza nim.
Oczywiście to prosta powieść pisana przez mechanika, ale jest naprawdę ciekawym dokumentem nie tylko ze względu na opisane fakty historyczne (koszmarne), ale również dzięki autentycznemu stylowi warszawsko-uliczno-okołowojennemu. Z tego powodu na pewno będzie chętnie czytana przez następne pokolenia, a przecież to o pamięć chodzi.
Literatury obozowej nie można rzecz jasna traktować jako rozrywki sensu stricto, chociaż można ją czytać dla pewnej sensacji. Co jednak zrozumiałe, wspomnienia więźniów i świadków Holocaustu są zazwyczaj ponure jak aneks do Apokalipsy, a książka Grzesiuka jest... zabawna. Opisująca koszmarną rzeczywistość obozu koncentracyjnego, spisana przez gościa, który w trzech obozach...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-08
Świat po zagładzie, czyli stary jak sam zwykły świat temat, z perspektywy ojca od lat wędrującego samotnie z synem przez ruiny - miast i przyrody - w poszukiwaniu jedzenia i schronienia - przed zimnem i deszczem, ale też przed innymi ludźmi. Nie wiadomo, jak do zagłady doszło, nie wiadomo w ogóle za wiele; wiadomo, że ojciec pamięta to, co "przed", a syn już nie, bo już się w "teraz" urodził, że matka dziecka popełniła samobójstwo, że ojciec i syn wędrują nad morze, i że ląd to straszne miejsce.
Jest to ogółem bardzo satysfakcjonujący kawałek zgrozy. Powieść ma wymiar raczej symboliczny, niż realistyczny: dziecko jest strażnikiem człowieczeństwa; chociaż ojciec walczy o przetrwanie w materialno-fizycznym wymiarze, to chłopiec jest tym, który "musi pamiętać o wszystkim" - o ludzkich uczuciach ze współczuciem na czele.
Książka jest pięknie makabryczna, McCarthy maluje straszne obrazy z poetycką finezją, zupełnie za to zaniedbując opis uczuć - tylko przerażenie nazywane ciągle jednym imieniem. Trochę może za suche, ale z drugiej strony mało która tematyka usprawiedliwiałaby lepiej taką chirurgiczną konwencję (kojarzy mi się z ostrymi narzędziami z zimnej stali).
Przeczytane z przyjemnością, wciągające, a do tego rezonujące długo po zamknięciu okładki, bo trzeba się zastanawiać nad różnymi głębokimi tematami, istotą człowieczeństwa i takimi tam. Aż ma się chęć z kimś podyskutować. Czyli zalet mnogość w treści, jak i w formie.
Świat po zagładzie, czyli stary jak sam zwykły świat temat, z perspektywy ojca od lat wędrującego samotnie z synem przez ruiny - miast i przyrody - w poszukiwaniu jedzenia i schronienia - przed zimnem i deszczem, ale też przed innymi ludźmi. Nie wiadomo, jak do zagłady doszło, nie wiadomo w ogóle za wiele; wiadomo, że ojciec pamięta to, co "przed", a syn już nie, bo już się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mervyn Peake był, jak się okazuje (nigdy wcześniej o nim nie słyszałam!) przede wszystkim artystą, i widać to po prostu jak na dłoni w jego prozie - dawno nie czytałam tak przestrzennej, malarskiej, metawizualnej powieści, i nie mam wątpliwości, że została napisana przez geniusza. Autor od dawna nie żyje, od dawna milczy, ale dzięki tej książce jest tak, jakby brał cię za rękę i zabierał do oszałamiającego bezmiarem świata swojej zdumiewającej fantazji.
Przez zupełny przypadek (na szczęście przypadek bywa właśnie tak łaskawy!) natrafiłam na to kompletnie niesłusznie zapomniane (zwłaszcza w powodzi chłamu z nalepką "fantastyka" który się obecnie wydaje) dzieło o wielkim, dziwnym zamku i jego mieszkańcach, sportretowanych z wykorzystaniem niepowtarzalnego pomieszania familiarności, groteski i grozy, i to w wydaniu tak zadziwiająco uniwersalnym, że aż trudno uwierzyć, że tekst powstawał osiemdziesiąt lat temu. A literacko napisany jest przynajmniej tak, jakby Joyce postanowił stworzyć baśń w stylu Thackeraya, jeśli nie jeszcze lepiej. Dzieło. Sztuka. Piękne odkrycie.
Podsumowując gdyby wszyscy autorzy fantasy pisali książki tej jakości, świat bez wątpienia byłby piękniejszy, a zużycie papieru w pełni usprawiedliwione (a tak, to przeważnie nie). Apetycznie tłuściutki drugi tom, kupiony za grosze po jakimś pewnie zmarłym poprzednim właścicielu, piękny w swojej starości, czeka już na mojej półce. Tak się cieszę.
Mervyn Peake był, jak się okazuje (nigdy wcześniej o nim nie słyszałam!) przede wszystkim artystą, i widać to po prostu jak na dłoni w jego prozie - dawno nie czytałam tak przestrzennej, malarskiej, metawizualnej powieści, i nie mam wątpliwości, że została napisana przez geniusza. Autor od dawna nie żyje, od dawna milczy, ale dzięki tej książce jest tak, jakby brał cię za...
więcej Pokaż mimo to