O losie, co to było za pretensjonalne męczybułstwo.
Pozwolę sobie ukraść określenia na temat tego tytułu z innych recenzji, z którymi się zgadzam, każde opatrzone stosownie rozczarowaną emotką:
:( "wysilona poetyka"
:( "wydumana baśniowość"
:( "srogo manierystyczna"
:( "jak podrabiany przedmiot"
- pod wszystkimi się podpisuję, niestety.
Tytuł jest adekwatny do treści, jest jasne, że autor inspirował się stylistyką i poetyką baśni - ktokolwiek zaczytywał się za dzieciaka w jakimkolwiek zbiorze tracyjnych baśni ludowych z dowolnego kraju, ten na pewno nie pozbędzie się tęsknych skojarzeń.
Pytanie tylko - bardzo ważne pytanie, uważam - po co czytać mało co wnoszącą podróbkę, skoro można sobie zrobić podróż sentymentalną i przeczytać oryginał. Znaczy tak: książka podobno wnosi coś do czegoś. Miksuje wydarzenia historyczne i realizm magiczny, jest nagradzana i chwalona. Możliwe, że nie nie rozumiem fenomenu, bo przytłoczona formą (naprawdę potrzebuję tlenu do myślenia, a pod tymi zwałami pretensji się nie da) nie jestem już w stanie dostrzec i docenić jakości treści.
Książka historyczna to nie jest, więc co z fantastyką? Dzięki, ale nie. Żeby jeszcze ten realizm magiczny autora był jakkolwiek oryginalny, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że to narzędzie zastępcze użyte zamiast lepiej skonstruowanej fabuły, która jest po prostu nijaka. Dodam, że fabuła jako taka mogłaby dla mnie nie istnieć, jeśli wrażenia artystyczne to rekompensują, ale to nie ten przypadek. Pomysły autora, przepraszam, nie grzeszą świeżością - motyw z wręczaniem własnego serca drugiej osobie jako fizycznie istniejącego przedmiotu to scenariusz, który mógłby napisać pięciolatek na przedstawienie przedszkolne. Wiem, że każdy lubi co innego, ale ostatecznie ciężko mi było uwierzyć, że autor sam dobrze się bawił pisząc te wszystkie podniosłe bzdury.
Perspektywa dziewiętnastowieczna jest podrabiana. Moim zdaniem widać, że autor inspirował się tu tekstami pisanymi przez klasy wyższe dla klas wyższych, i wciskanie tego do świata "chamów" daje wątpliwe efekty. Patrz: pisanie, że kobieta przed trzydziestką to "stara baba" (współcześni pisarze uwielbiają się chwalić, że załapali tę kontrowersyjną dla współczesnej mentalności perspektywę) - tak, stara do zamążpójścia według stosownej klasy, ale nie wiem, czemu chłop miałby określać jako "starą" dwudziestodziewięciolatkę, która jest zdolna do ciężkiej pracy oraz do rodzenia dzieci i nie jest najstarszą przedstawicielką swojej płci w rodzinie. No i - autor popisuje się odrobieniem pracy domowej z dziewiętnastowiecznej mizoginii, ale już elastyczności mu nie starczyło na ogarnięcie przefiltrowanego przez pryzmat czasu i okoliczności stosunku wiejskich społeczności do własnego potomstwa (myślę tu o jednym pretensjonalnym cytacie, jak to rodzic umiera w środku, gdy umiera dziecko) - sorry, ale przypuszczam, że w wiejskich rodzinach wielodzietnych doświadczających naprawdę wielkich trudów codziennej egzystencji większym problemem było jednak gdy niespodziewanie zdechła krowa. Long story short, czytając to kompletnie nie miałam poczucia autentyczności opisywanych zdarzeń i zanurzenia w epoce. Widać jak na dłoni, że pan ziomek autor urodził się w drugiej połowie dwudziestego wieku w kraju rozwiniętym, i coś tam próbuje udawać i podrabiać z efektem, moim zdaniem, niewartym uwagi.
Jeśli chodzi o warstwę literacką, to czego tu nie ma: zadziwiająco liczne odwołania do, nie wiedzieć czemu, lektur szkolnych klas licealnych (Homer, Goethe, Schiller, Gombrowicz, Darwin i kto wie, co jeszcze), pogłos Bułhakowa, gadające węże cytujące (dosłownie) Lovecrafta, aluzje do "Władcy Pierścieni", szkoda że nie do Wiedźmina i Dungeons and Dragons, a nie, przepraszam, jest walka z "potworą". A ja się zastanawiam, czemu mają służyć te popisy? Czy może jest tu jakiś klucz, którego ja po prostu nie jestem w stanie wyłapać swoim ograniczonym pojmowaniem? Jest to możliwe, ten nadmuchany język naprawdę odebrał mi siły na uważną analizę treści.
Nawet tych rzekomo rozbuchanych ludowych fantazji erotycznych (przepadam, popularne powieści z PRLu miały ten vibe) właściwie tu nie ma, erotyka sprowadza się tu w większości przypadków do "i dała mu". Finał jest spodziewanie krwawy i niespodziewanie, niemożliwie nudny. Jakim cudem?
Czy warto? O borze pradawny, chciałabym. Dawałam tej przygrubej pozycji zdecydowanie za dużo dalszych szans. Niby nie jest to dogłębnie zła literatura, nie miałam poczucia że czytam coś skończenie nieudanego, ale mimo wszystko... No właśnie. Z wielką starannością będę uważać, żeby znowu nie wdepnąć w jakąś książkę autora.
Subiektywne "nie, proszę, nie".
O losie, co to było za pretensjonalne męczybułstwo.
Pozwolę sobie ukraść określenia na temat tego tytułu z innych recenzji, z którymi się zgadzam, każde opatrzone stosownie rozczarowaną emotką:
:( "wysilona poetyka"
:( "wydumana baśniowość"
:( "srogo manierystyczn...
Rozwiń
Zwiń