-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Książka środka, ani zła, ani dobra, co niestety w moich standardach sumuje się do wyniku: nie_warto oraz lepiej_nie.
Plusem jest to, że powieść jest napisana starannie, z poszanowaniem dla czytelnika, jakoś widać, że autorka się stara i że usiłuje. Gdybym znalazła ten tekst za darmo w sieci jako fanfiction inspirowane Crimson Peak czy czymś w podobie (powieść z powodzeniem mogłaby uchodzić za takie), byłabym bardzo zadowolona i złożyłabym wielokrotne uszanowanko za wysiłek i poświęcony czas. No, ale to nie jest fanfiction. To jest, erm, tak zwana prawdziwa książka. I tu dochodzimy do minusów.
Nie podobało mi się, że:
1) Autorka próbuje sprzedać w powieści bohaterkę numer jeden jako rzekomo skończenie wytrawną czytelniczkę siedzącą od oseska wśród zakurzonych półek antykwariatu. Tymczasem efekt owych prób jest mocno nieprzekonujący, biorąc pod uwagę, że jedyne inspiracje, na które ziomalka-bohaterka się powołuje, to najpopularniejsze powieści dziewiętnastowieczne oraz baśnie, które zna każde dziecko. Jest to typowe dla przeciętnych autorów pisanie bohatera nie przez autentyczną kreację, tylko przez UTRZYMYWANIE, że bohater posiada takie a nie inne cechy. E.g.: jest piekielnie inteligentny, oczytany, piękny i zdolny, jest erudytą, ALE czytelnik ma w to wszystko uwierzyć na słowo, bo za tymże wielkim słowem faktyczna treść powieści zupełnie nie nadąża.
2) Kreacja piekielnie popularnej autorki (bohaterka numer dwa) sprzedawanych w olbrzymich nakładach powieści jest naiwna, i opiera się na dość dziwnym przekonaniu, że wszyscy nabywcy książek czytają je dla (wciągającej) fabuły.
Czyli punkty stanowiące trzon i główny pomysł powieści są raczej skopane. To nie wróży dobrze, a są jeszcze punkty poboczne.
3) Fabuła jest przeważnie nieodkrywcza i niebłyskotliwa, wyraźnie inspirowana najłatwiej dostępną popkulturą;
4) Wszystko, co nie zalicza się do powyższych punktów - tzn. jakieś indywidualne cechy stylu autorki, przemyślenia o śmierci, książkach, wszystkie wtrącenia dla budowania nastroju itede - tonie w banale. TONIE. Taki Carlos Luis Zafon poniekąd (jakiś taki podobny vibe to ma, książki, tajemnica i baaaanał) i to nie jest komplement;
5) opisy bohaterów są względnie rozbudowane wzorem powieści dziewiętnastowiecznych, ale banalne (zAkOcHaŁ sIę w JeJ śMiEcHu) i siłowe;
6) powieść kompletnie nie ma klimatu, co jest jakimś wyższym (czy raczej niższym) osiągnięciem, biorąc pod uwagę lokacje i inspiracje (nawiedzony dom, opowieści o duchach itepe).
Podsumowując, nie dla grumpy catów. Bardziej wyluzowani mogą coś skorzystać (podobno jest to ciekawe, jeśli się nie ma wymagań jakościowych, tylko rozrywkowe), ale to nie jest szczególnie dobra literatura IMO.
Książka środka, ani zła, ani dobra, co niestety w moich standardach sumuje się do wyniku: nie_warto oraz lepiej_nie.
Plusem jest to, że powieść jest napisana starannie, z poszanowaniem dla czytelnika, jakoś widać, że autorka się stara i że usiłuje. Gdybym znalazła ten tekst za darmo w sieci jako fanfiction inspirowane Crimson Peak czy czymś w podobie (powieść z powodzeniem...
2021-10-01
Ta powieść mogłaby być naprawdę świetna jako nastrojowa literatura grozy naśladująca dziewiętnastowiecznych klasyków, ale autorowi trochę zabrakło pary i paliwa: mimo że nad całością unosi się wyraźnie dickensowski duch, staranny język cieszy, a fabuła wciąga, zbyt szybki i zbyt dosłowny rozwój wydarzeń odziera całość z większości atmosfery. No ale zawsze to jakiś kawałek rozrywki ze starym, skrzypiącym domostwem w tle, a tych niektórym (w tym mnie) ciągle mało.
Ta powieść mogłaby być naprawdę świetna jako nastrojowa literatura grozy naśladująca dziewiętnastowiecznych klasyków, ale autorowi trochę zabrakło pary i paliwa: mimo że nad całością unosi się wyraźnie dickensowski duch, staranny język cieszy, a fabuła wciąga, zbyt szybki i zbyt dosłowny rozwój wydarzeń odziera całość z większości atmosfery. No ale zawsze to jakiś kawałek...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-26
Urocza książka! Od dawna marzyło mi się przeczytanie czegoś takiego, czegoś jak "Pan Samochodzik i Niesamowity Dwór" dla dorosłych: nowy opiekun usiłuje doprowadzić do porządku sprawy starego zamczyska, a na miejscu dzieją się, oczywiście, rzeczy tajemnicze i niesamowite.
Młody wiekiem, ale stary duchem kustosz prowadzi dziennik i komentuje w nim rzeczywistość cynicznie i zgryźliwie, dzięki czemu jest jednocześnie ponuro i zabawnie.
Powieść jest literacko leciutka i słodka jak wata cukrowa, a kończy się szybko i nagle, ale to jak ze zwiedzaniem starego zamku - nie można poznać pełnej historii wszystkich zgromadzonych w nim artefaktów, bo nie ma już nikogo, kto by mógł ją opowiedzieć. Odniosłam wrażenie, że w tej pozornie nonszalanckiej i niedokończonej formie jest jakiś głębszy zamysł.
Niedosyt pozostaje, ale nawiedzony zamek jest cudny, a wykorzystane motywy takie, jakie powinny być w podobnej historii. Nie mam ochoty otrząsać się z tego nastroju, więc lecę po kolejną książkę autora!
Urocza książka! Od dawna marzyło mi się przeczytanie czegoś takiego, czegoś jak "Pan Samochodzik i Niesamowity Dwór" dla dorosłych: nowy opiekun usiłuje doprowadzić do porządku sprawy starego zamczyska, a na miejscu dzieją się, oczywiście, rzeczy tajemnicze i niesamowite.
Młody wiekiem, ale stary duchem kustosz prowadzi dziennik i komentuje w nim rzeczywistość cynicznie i...
2019-01-26
Milusia historia z dreszczykiem o duchu nawiedzającym zbocza ośmiotysięcznika, ku przerażeniu grupy wspinaczy, atakujących Kanczendzongę w roku 1935.
O ile (po przeczytaniu wcześniej "Cieni w mroku") nadal jestem zdania, że autorka bardzo dobrze pisze, o tyle widać, że w kwestii tworzenia fabuł uwielbia ze smakiem konsumować własny ogonek. Fabuła "Przepaści" ma bardzo podobną do wspomnianych "Cieni" strukturę, podobny jest pomysł i niekiedy wręcz identyczne punkty kulminacyjne. Jak można. Smuteczek.
Więc o ile "Cienie" wciągnęły mnie bardzo, tak "Przepaść" przypominała już danie odgrzewane w mikrofali, i pozbawione w ten sposób części walorów smakowych. Jednak w temacie himalaizmu wolę literaturę faktu.
Milusia historia z dreszczykiem o duchu nawiedzającym zbocza ośmiotysięcznika, ku przerażeniu grupy wspinaczy, atakujących Kanczendzongę w roku 1935.
O ile (po przeczytaniu wcześniej "Cieni w mroku") nadal jestem zdania, że autorka bardzo dobrze pisze, o tyle widać, że w kwestii tworzenia fabuł uwielbia ze smakiem konsumować własny ogonek. Fabuła "Przepaści" ma bardzo...
2019-01-19
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta powieść, albo raczej rozrywkowa opowiastka z dreszczykiem. To jak obejrzeć film, który okazał się nadspodziewanie wciągający i dobrze zrobiony, chociaż miał być niczym więcej jak budżetowym horrorem na TV Puls. Jako że okładki (i tytuły!) niektórych książek autorki to swoisty koszmar kiczofobika, podskórnie spodziewałam się pulpy. Tymczasem!
Jest rok 1937; niedoświadczeni, ale ambitni młodzi ludzie organizują wyprawę naukową na odległy północny przylądek w Norwegii. Mają spędzić noc polarną odcięci od świata, prowadząc obserwacje meteorologiczne i regularnie spisując wskazania przyrządów pomiarowych. Tymczasem oczywiście okazuje się, że na przylądku straszy. Super!
Powieść stylizowana jest na dziennik, i autorka odnajduje się w tej formule jak szczególnie gruby mors w lodowatej wodzie: jej bohater prowadzi barwną, uważną narrację nasyconą zmieniającymi się emocjami, z atrakcyjną nutką sarkastycznej zgryźliwości. Powieść cechuje więc żywy, przekonujący język, patrz: wyczyn zaskakująco trudny do osiągnięcia dla wielu autorów literatury popularnej. Przy tym atmosfera grozy wprowadzana jest dzięki stopniowaniu napięcia, a nie wymachiwaniu parującymi flakami - kolejny aspekt in plus. Co wrażliwsi czytelnicy mogą śmiało dodawać do "Chcę przeczytać".
Oczywiście żadna to wielka literatura, ale w swojej kategorii bynajmniej nie rozczarowuje, wręcz przeciwnie. Myślę, że niegłupim pomysłem byłoby sięgnąć po tę powieść w jakąś piątkową zimową noc, kiedy za oknem szaleje zamieć!
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta powieść, albo raczej rozrywkowa opowiastka z dreszczykiem. To jak obejrzeć film, który okazał się nadspodziewanie wciągający i dobrze zrobiony, chociaż miał być niczym więcej jak budżetowym horrorem na TV Puls. Jako że okładki (i tytuły!) niektórych książek autorki to swoisty koszmar kiczofobika, podskórnie spodziewałam się pulpy....
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-03
Trochę nie rozumiem powszechnych bezbrzeżnych zachwytów nad tą pozycją. Tytuł ten wyczaiłam w jakimś rankingu "horrorów, które trzeba przeczytać". Prostuję: nie trzeba. To powieść nawet solidna, ale bynajmniej nie ponadprzeciętna.
A szkoda, bo zapowiadała się naprawdę smakowicie: rzecz dzieje się w roku 1964, opowiadana jest z perspektywy dwunastolatka, który ma rower, psa, przyjaciół, wrogów i summa summarum zupełnie zwyczajne życie w sennym amerykańskim miasteczku; w tymże dzieją się jednak, jak się okazuje, zupełnie niezwyczajne rzeczy: w lesie mieszka duch chłopca, który spłonął w pożarze, po bocznych drogach grasuje samochód-widmo z upiornym kierowcą, a w jeziorze mieszka nawet stworzenie w stylu Nessie, czyli potwora z Loch Ness. Cała powieść zaczyna się natomiast sceną utonięcia w jeziorze samochodu ze zmasakrowanym trupem w środku. Wątek kryminalny, duchy, potwory, czegóż chcieć więcej? Autor upchnął w swojej powieści nawet rewolwerowców i sceny nawiązujące do Dzikiego Zachodu.
Niestety, całe to bogactwo, co stwierdzam z przykrością, jest kompletnie pozbawione klimatu. Miała być świetna lektura w stylu wczesnego Kinga, jest ckliwa, banalna opowiastka obyczajowa, w której kompletnie nie czuje się (a przynajmniej ja nie czuję) krzty oczekiwanej grozy czy tajemnicy.
Rozdziały są ze sobą luźno powiązane i przypominają raczej odrębne krótkie opowiadanka, wśród których zaskakująco mało jest wątków autentycznie ciekawych. Historia opowiadana jest z pierwszoosobowej perspektywy chłopca, który niby był świadkiem opisywanych przez siebie zdarzeń, ale autor często-gęsto zapomina o formule, którą sobie sam narzucił, i chłopiec wcale nie rzadko zamienia się ni stąd, ni zowąd we wszechwiedzącego narratora. W sensie: opisuje zdarzenia, o których nie miał prawa wiedzieć. Niby drobiazg do przełknięcia, ale zgrzyta.
To pierwsza książka Roberta McCammona, którą przeczytałam, i niestety obawiam się, że ostatnia. Sądząc po nad wyraz kiepskich porównaniach (a także po stężeniu banału w przemycanych tu i ówdzie złotych myślach) jest to zupełnie przeciętny pisarz. Co nie byłoby może jakimś wielkim grzechem, gdyby zdecydował się zaserwować czytelnikowi soczysty, pełnokrwisty, rozrywkowy horror, ale "Magiczne lata" pretendują niestety do miana powieści obyczajowej, w której horroru właściwie niet, mimo mnogości wątków paranormalnych. Autor starał się raczej pokazać przenikanie się rzeczywistości i magicznego świata wyobraźni w oczach dwunastoletniego chłopca, ale wyszedł mdły banał.
Przeczytało się, może i bez niesmaku, ale i bez zachwytów. Potencjał rozrywkowy zaledwie średni, wartość literacka raczej mierna. Klasyczna pozycja nieobowiązkowa.
Trochę nie rozumiem powszechnych bezbrzeżnych zachwytów nad tą pozycją. Tytuł ten wyczaiłam w jakimś rankingu "horrorów, które trzeba przeczytać". Prostuję: nie trzeba. To powieść nawet solidna, ale bynajmniej nie ponadprzeciętna.
A szkoda, bo zapowiadała się naprawdę smakowicie: rzecz dzieje się w roku 1964, opowiadana jest z perspektywy dwunastolatka, który ma rower,...
2018-04-06
Niewydana chyba po polsku klasyczna opowieść o duchach, pisana zapewne z myślą o starszej młodzieży, jako że akcja rozgrywa się w (starym, ciemnym i skrzypiącym, a jakże) college'u - typowy, raczej ograny motyw grupki dwudziestolatków, której każdy jeden reprezentant z różnych przyczyn nie może wrócić na czas ferii do domu rodzinnego, tak więc paczka zostaje sama sobie w wielkim, ponurym budynku, coraz bardziej się przed sobą otwierając (aspekt psychologiczny), a równolegle obserwując dowody na miejscową aktywność paranormalną. Nieodkrywcza, ale klimatyczna, solidna i zgrabnie unikająca dłużyzn powieść z dreszczykiem.
Niewydana chyba po polsku klasyczna opowieść o duchach, pisana zapewne z myślą o starszej młodzieży, jako że akcja rozgrywa się w (starym, ciemnym i skrzypiącym, a jakże) college'u - typowy, raczej ograny motyw grupki dwudziestolatków, której każdy jeden reprezentant z różnych przyczyn nie może wrócić na czas ferii do domu rodzinnego, tak więc paczka zostaje sama sobie w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-13
Absolutnie przemilusia powieść o skończenie typowym nawiedzonym domu. Napisana wprawnie i elegancko, a przy tym na wskroś nieodkrywcza począwszy od samego tytułu, ale to bynajmniej nie wada jeśli ktoś ma chętkę na klasyczną powieść z dreszczykiem, na przykład gdy siny poblask pełni księżyca zagląda do pokoju, wiatr zawodzi za oknem jękliwie, sękate bezlistne gałęzie stukają w szybę itp., itd. (te klimaty i podobne)
Fabuła zadzierzga się w momencie, gdy niestrudzony tropiciel spraw paranormalnych nazwiskiem David Ash, którego dotychczasowa kariera zawodowa uczyniła jednoznacznie sceptycznym (przyczyny rzekomych nawiedzeń okazują się zawsze zupełnie prozaiczne i rozczarowująco nieparanormalne) wezwany zostaje na pomoc przez pewną rodzinę zamieszkującą położony na odludziu stary dom o skandalicznie olbrzymim nadmetrażu. Młoda dziewczyna i jej dwóch starszych braci, plus wiekowa ciotka-niania-opiekunka (rodzeństwo wcześnie straciło rodziców) przedkładają Davidowi rzeczowo, iż w ich domu straszy widmo małej dziewczynki, a woleliby, żeby nie. Rodzina mieszka w domu od pokoleń i chociaż trudno utrzymać tyle kubatury, to jednak nie chcieliby się wyprowadzać i czy Mr Ash mógłby wyjaśnić tę sprawę za odpowiednią gratyfikacją finansową. Otóż, mógłby. A z chwilą przyklepania umowy zjawiska paranormalne niezwłocznie przystępują do roboty.
Powieść w kategorii historii o duchach jest naprawdę typowa i zawiera wszystko, czego możnaby oczekiwać: dom jest stary, wielki i skrzypiący, jest nawiedzony las, piwnica pełna niesamowitości (i nie chodzi bynajmniej o kolekcję niesamowitych domowych przetworów), trupioblada rąsia w mętnych wodach stawu, no i zapomniana rodzinna krypta, na którą dziwnie łatwo wpaść zupełnym przypadkiem.
Z historii płynie rada dla wszystkich zawodowo aktywnych tropicieli spraw paranormalnych: jeśli badacie sprawę nawiedzonego domu i znaleźliście w jego pobliżu rodzinną kryptę, na którą dziwnie łatwo wpadliście zupełnym przypadkiem, czynnością absolutnie podstawową jest przeczytać epitafium umieszczone na płycie grobowca (nie ma, że słabo czytelne!), a najlepiej na wszelki wypadek zrobić z niego notatki.
Dzięki wprawnemu budowaniu napięcia i cyklicznie odmierzanym zwrotom akcji (mnogość potencjalnych jump scare'ów) książka to gotowy materiał pod scenariusz filmowy (nakręcono, a jakże, obejrzę, a jakże). Polecam miłośnikom gatunku.
Absolutnie przemilusia powieść o skończenie typowym nawiedzonym domu. Napisana wprawnie i elegancko, a przy tym na wskroś nieodkrywcza począwszy od samego tytułu, ale to bynajmniej nie wada jeśli ktoś ma chętkę na klasyczną powieść z dreszczykiem, na przykład gdy siny poblask pełni księżyca zagląda do pokoju, wiatr zawodzi za oknem jękliwie, sękate bezlistne gałęzie stukają...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02-01
"No, do not go! We are sure you will meet with persons walking who should not be walking. They should be resting, not walking."
Solidny zbiór klasycznych opowiadań zamieszkałych przez całą paletę najrozmaitszych duchów, a także czarownic, osobliwych stworów, zakurzonych ksiąg z demoniczną zawartością, prastarych rytuałów etc. - wszystko w adekwatnej scenografii nawiedzonych domów, kościołów, lasów, katakumb, ogrodów (oczywiście starych) i innych tego typu okoliczności przyrody.
Nie jest to horror we współczesnym tego słowa znaczeniu, bo nie ociekający przemocą i ohydą, ale nadrabiający aurą niesamowitości. Że klasyczny, to i do klasycznego czytania: nie mimochodem i w byle shopping mallu, ale z uwagą, wprawiwszy się w nastrój i uruchomiwszy wyobraźnię. Bo wtedy niejeden obraz podsunięty przez autora zapada w pamięć i wywołuje pożądany dreszczyk. Więc chyba optymalnie powinno się czytać w głębokim fotelu, przy ćmiącej lampie, najlepiej z sękatymi gałęziami stukającymi na wietrze w zalane deszczem okno.
Dla koneserów zbiorek przemilusi i błędem byłoby go omijać.
"No, do not go! We are sure you will meet with persons walking who should not be walking. They should be resting, not walking."
Solidny zbiór klasycznych opowiadań zamieszkałych przez całą paletę najrozmaitszych duchów, a także czarownic, osobliwych stworów, zakurzonych ksiąg z demoniczną zawartością, prastarych rytuałów etc. - wszystko w adekwatnej scenografii...
2017-04-07
Borze*, jaka przeurocza powieść o duchach. Uwielbiam duchy (wszystkie) i powieści (nie wszystkie, ale ta się nadaje!) a na ową trafiłam z powodu Stephena Kinga, który wykorzystał jej fragment jako budujące nastrój intro do swojego "'salem's Lot". And whatever walked there, walked alone. TAaaK. Mówcie do mnie jeszcze w ten sposób.
W klasycznych powieściach grozy wielki, stary, skrzypiący, ponury dom to najlepsze, co może się przytrafić. Do takiego przyjeżdża czwórka bohaterów celem badań nad zjawiskami paranormalnymi, i oczywiście przeżywa od kopa intensywny i bogaty we wrażenia tydzień pełen tzw. manifestacji (oryginalnie, co nie. Nie jestem pewna, czy ten temat nie był już doszczętnie oklepany w latach 50., kiedy książka została wydana po raz pierwszy, ale co tam). Dom jest idealny z punktu widzenia habitacji ducha, bo ma mnóstwo pomieszczeń do nawiedzania, ma nawet WIEŻĘ, pokoje ukryte w innych pokojach, ciemne drewno na ścianach żeby przypadkiem nie było za wesoło i jest wypchany wiktoriańskimi rupieciami, a bohaterowie muszą się po nim poruszać za pomocą MAPY. Borze*, cóż za wyśmienity klimacik.
Btw, to nie jest horror, to jest powieść psychologiczna. Subtelne straszenie opiera się na dziwności i tak zwanych smaczkach. Na początku byłam sceptyczna, ale ostatecznie bawiłam się świetnie.
*stary, duży, gęsty las z przewagą drzew iglastych [za SJP PWN]
Borze*, jaka przeurocza powieść o duchach. Uwielbiam duchy (wszystkie) i powieści (nie wszystkie, ale ta się nadaje!) a na ową trafiłam z powodu Stephena Kinga, który wykorzystał jej fragment jako budujące nastrój intro do swojego "'salem's Lot". And whatever walked there, walked alone. TAaaK. Mówcie do mnie jeszcze w ten sposób.
W klasycznych powieściach grozy wielki,...
2017-10-13
Miał być horror o duchach (mlask!), jest wcale niezła powieść popularna dla dorosłych z dreszczykiem, i do tego z Hollywood w temacie - to nawet takie miłe odświeżenie po skrzypiących wiktoriańskich nawiedzonych domach i ich ektoplazmatycznych lokatorach.
Główny bohater, Todd Pickett, złoty chłopiec Hollywood i wzięty aktor hitów kasowych, martwi się, że jego kariera cokolwiek zwalnia tempa, a oddech młodszej i piękniejszej męskiej konkurencji na plecach parzy coraz dotkliwiej. Postanawia więc odrestaurować nieco swój główny atut, czyli olśniewającą twarz, i w tajemnicy przed fanami oddać się w ręce dyżurnego hollywoodzkiego chirurga plastycznego. Niestety rutynowy wydawałoby się zabieg kończy się fatalnymi komplikacjami, więc Todd jest zmuszony skryć się przed paparazzi na czas potrzebny do wyhodowania nowego naskórka. Zaufany agent wynajduje skądś zagubiony wśród wzgórz Hollywood pałacyk, skryty gdzieś na zapomnianych rubieżach Mulholland Drive, i lokuje tam owiniętego bandażami, łuszczącego się Todda w niebezpiecznie dryfującym ku depresji stanie psychicznym. Na miejscu Todd niespodziewanie odkrywa, że nieruchomość wcale nie jest niezamieszkana - po zaniedbanych ogrodach i złotych salach balowych przechadza się demoniczna piękność, która, jak się okazuje, odkryła infernalny sekret wiecznej młodości i korzysta z niego rzekomo już od lat dwudziestych, kiedy to rozkwitła jej kariera aktorki kina niemego. Zamierza się podzielić z Toddem tymże sekretem, a także paroma innymi: na przykład uświadomić swojego gościa, że chociaż jemu samemu może wydawać się inaczej, w dziedzinie wyuzdanego seksu nie zaliczył jeszcze nawet poziomu podstawowego, ale ona wspaniałomyślnie podejmuje się poprowadzić kurs przyspieszony (tu właśnie zaczyna się intensywnie eksploatowany w powieści wątek 18+). Wkrótce wychodzi na jaw, że posiadłość jest nawiedzona, wieczna młodość ma oczywiście swoją straszną cenę, w piwnicy dzieją się rzeczy niestworzone, a do tego w najbliższej okolicy istnieje pewien poważny problem z potworami (znamienne, że w umowach najmu nigdy nie wspominają o takich szczegółach).
Historia kompletnie nie korzysta z takich wynalazków literatury popularnej jak budowanie napięcia; autor dał sobie siana z kreowaniem atmosfery grozy, chętnie za to epatuje czytelnika niezwykle graficznymi opisami, strasząc przede wszystkim zaserwowaną dosłownie obrzydliwością. Sumarycznie jest to, po kawałku: trochę powieść erotyczna, trochę horror niby o duchach ale przede wszystkim w stylu gore, i trochę tygiel fantastycznych postaci i zdarzeń nasuwających skojarzenia z powieścią dla młodzieży. Ale dobrze mi się czytało, styl autora jest jędrny, potoczysty i bezpretensjonalny - ta powieść to stek bzdur, ale rozrywkowy, i na długie wakacje książka jest jak znalazł.
Miał być horror o duchach (mlask!), jest wcale niezła powieść popularna dla dorosłych z dreszczykiem, i do tego z Hollywood w temacie - to nawet takie miłe odświeżenie po skrzypiących wiktoriańskich nawiedzonych domach i ich ektoplazmatycznych lokatorach.
Główny bohater, Todd Pickett, złoty chłopiec Hollywood i wzięty aktor hitów kasowych, martwi się, że jego kariera...
"Heart-Shaped Box" to klasyczny horror o nieskomplikowanej fabule, ale dobrze napisany, zwłaszcza jak na debiut. Co prawda "N0S4A2" podobał mi się dużo bardziej, ale i tak podtrzymuję opinię, że Joe Hill dostarcza czytelnikom udanego przedłużenia pisarstwa swojego sławnego taty: pisze klimatyczne, solidne historie, pełne udanych postaci które pozwalają w siebie uwierzyć. Nie jest to może takie mistrzostwo psychologiczne (na miarę rozrywkową) jak u Kinga, ale narzekać nie można. Tutaj rozwój relacji dwójki głównych bohaterów był zdecydowanie miłym i pożądanym dodatkiem do głównego straszaka, czyli krwiożerczego ducha-mściciela.
Pewnym minusem formuły (w kontraście do stylu Kinga) jest dla mnie kompletny brak budowania napięcia, pan Hill właściwie od razu przystępuje do akcji właściwej, wzorem Mastertona, a cliffhangerów i zaskakujących zwrotów akcji jest jak na lekarstwo. Niemniej niezadowolenie z tego faktu mieści się w granicach osobistych preferencji.
Ogólnie jest to warta uwagi propozycja dla poszukujących prostego, odpowiednio krwawego horroru z nieskomplikowaną fabułą i niewieloma postaciami, gdy akurat nie ma się ochoty na nic bardziej fikuśnego. Mimo niewyrafinowanej formy aspekt językowo-warsztatowy nie zawodzi, co jest bardzo ważnym fundamentem każdej, nawet niewymagającej historii.
"Heart-Shaped Box" to klasyczny horror o nieskomplikowanej fabule, ale dobrze napisany, zwłaszcza jak na debiut. Co prawda "N0S4A2" podobał mi się dużo bardziej, ale i tak podtrzymuję opinię, że Joe Hill dostarcza czytelnikom udanego przedłużenia pisarstwa swojego sławnego taty: pisze klimatyczne, solidne historie, pełne udanych postaci które pozwalają w siebie uwierzyć....
więcej Pokaż mimo to