-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2020-08-17
2020-04-04
2019-07-22
2016-07-21
2019-03-01
Boska! Wszystkie dzieci za nią szaleją i wciąż chcą by czytać ją od nowa. Gwarancja świetnej zabawy zarówno dla czytającego, jak i podopiecznego. Definitywnie książka powinna trafić do każdego domu, u mnie nie wraca na półkę :D
Boska! Wszystkie dzieci za nią szaleją i wciąż chcą by czytać ją od nowa. Gwarancja świetnej zabawy zarówno dla czytającego, jak i podopiecznego. Definitywnie książka powinna trafić do każdego domu, u mnie nie wraca na półkę :D
Pokaż mimo to2018-06-28
2017-01-04
Trudno mi sobie teraz przypomnieć inny utwór pisany jednocześnie tak klasycznie, przy tym tak pięknie, a jednak bardzo współcześnie oraz naturalnie. A wspominałam już jaki jest piękny?
Postaram się Wam przelać cały mój zachwyt jaki mam dla tej książki, wszystkie pozytywne uczucia, jakie do niej żywię i postarać się Wam przybliżyć jej geniusz. Chyba ciężko się nie zgodzić, że najpiękniejszą książką, jest ta, która pozostawia czytelnikowi wiele myśli, choć sama niczego nie nazywa wprost. Taka, która mimo, że należy do prozy napisana jest bezwzględnie lirycznie.
No dobra, bo zawsze piszę o tym, czy innym, że jest geniuszem i wychodzi na to, że nie trafiam na złe książki - co jest oczywiście mocną przesadą. W czasie mojego życia często trafiałam na nudne, do bólu przewidywalne, łamiące wszelkie zasady zdrowego rozsądku książki totalnie bez pomysłu, ale szkoda życia na opowiadanie o nich. Tak jak szkoda życia na ich czytanie.
"Nie jesteśmy maniakami seksualnymi! Nikogo nie gwałcimy, jak to robią dzielni żołnierze."
Od początku wiedziałam, że Lolita będzie trudna. Jak ośmiotysięcznik. Książka niejednoznaczna, kochana i nienawidzona. Ale tego, jak się wkręciłam w sto ostatnich stron nie potrafiłam przewidzieć.
Historię przedstawia nam Humbert Humbert, jak sam o sobie mówi. Bardzo chciałabym zagłębić się tutaj w jego psychikę czy odkryć przed Wami jego dziwne, aczkolwiek ciekawe wnętrze, jednak jego najważniejszą - zdaje się - cechą jest fakt jego dziwnych seksualnych upodobań. Wielbi młode dziewczęta i dzielnie marzy, że któregoś dnia spotka nimfetkę (nimfa + młode dziewczę), która pozwoli mu się czcić i kochać z dala i w sekrecie przed resztą świata.
Humbert jest w sile wieku (40 lat), pochodzi ze Starego Kontynentu, z Francji, jest wykształconym człowiekiem, skończył psychologię, ale posiada także obszerną wiedzę w dziedzinie zwanej ogólnie sztuką.Choć Humbert usilnie chce nam wmówić, że jest tylko nędznym prochem i że to kilkunastoletnia Dolores jest jedynym sensem i światłem w jego życiu, to nie można zupełnie zignorować tak ciekawej postaci, jaką główny bohater jest sam w sobie, mimo że nie ma wielu powodów, by tak o sobie myśleć.
Po wielu życiowych zawirowaniach oraz tkwieniu w niszczących go wewnętrznie pragnieniach, które nijak nie mogą zostać spełnione nasz bohater otrzymuje szansę na obranie nowego kierunku w życiu, rozpoczęcie z czystą kartą w Nowym Świecie odległej Ameryki. Nie waha się zbyt długo i decyduje się na krok w kierunku zmian. Zamieszkuje w niewielkim mieście w domu wdowy Charlotty i jej córki Dolores - którą my znamy pod imieniem Lolita.
"Dolores, taka różana i kasztanowa, ze świeżo umalowanymi ustami, z włosami wyszczotkowanymi do połysku, z nagimi rękami wyprostowanymi na gładkiej narzucie, leżała niewinnie, utkwiwszy promienne spojrzenie we mnie albo w niczym. Na szafce nocnej obok papierowej serwetki i ołówka płonął w słońcu jej pierścionek z topazem.
- Co za pogrzebowe kwiaty, makabra - powiedziała. - Tak czy owak dziękuję. Ale nie mógłbyś sobie darować tej francuszczyzny? Wszystkich wnerwia."
Lolita to amerykańska nastolatka. Przez całą książkę była według mnie nakreślona bardzo schematycznie i niemal karykaturalnie. I to do tego stopnia, że na miejscu Humberta trzymałabym ją w bagażniku całą podróż przez Amerykę albo w pewnym momencie udusiłabym ją i wrzuciła w beczce do jakiejś rzeczki, po czym usiadłabym i obserwowała jak niesie ją w świat rwący nurt.
Ale Humbert naprawdę musiał ją kochać. Dolores Haze ma dziesięć lat, gdy ją poznajemy. To nimfetka pełną gębą. Humbert wiele razy rozpływa się nad jej urodą, nieskazitelną cerą itd. Charakter ma za to odwrotnie proporcjonalny do swej aparycji - jest uparta, arogancka, egocentryczna do bólu i rani tych, którym najbardziej na niej zależy. Jest sarkastyczna i kpiąca, niewdzięczne, buntownicze dziecko - można by rzec. Oczywiście Humbertowi w ogóle to nie przeszkadza, choć czasem męczy go kłótnia za kłótnią ze swoją towarzyszką. Jest jednak zakochany - pragnie ją uszczęśliwiać, być z nią i przy tym często ją rozpieszcza, np. fundując jej najrozmaitsze prezenty.
Humbert byłby ideałem kochanka, gdyby nie jego okropna zazdrość i paranoja (całkiem słuszna) tycząca się kłamstw oraz planów ucieczki snutych przez Lolitę.
Co jest najpiękniejsze - ani Humbert, ani Dolores nie są idealni. Nigdy. Do ideału brakuje im wiele. A jednak kibicuje się im do samego końca. Kochałam ich. Kochałam ich chorą relację. Serce pękało mi, gdy się kłócili, gdy nie chcieli na siebie patrzeć.
"Zawieszony nad plamistym zachodem słońca i wzbierającą nocą, zgrzytając zębami, przypierałem wszystkie demony swej żądzy do balustrady pulsującego balkonu: ten zaś gotów był odfrunąć w morelowo-czarny, wilgotny wieczór; już frunął - gdy wtem podświetlony obraz drgał i Ewa wracała do żebra, a w oknie pozostawał tylko otyły mężczyzna w niekompletnym stroju, z gazetą."
Skoro już widzicie, jak rozłożona jest moja sympatia względem obojga bohaterów, to musicie wyobrazić sobie jak diametralnie inaczej patrzyłam na Lolitę po przeczytaniu fragmentu poniżej. Okazuje się bowiem, że Lolita mimo jej karykaturalności ma w sobie iskrę czegoś więcej. Nie potrafię ująć tego lepiej niż Humbert poniżej. Ogród, do którego zakazano wstępu.
"- Wiesz, w umieraniu najstraszniejsze wydaje mi się to, że człowiek jest zdany tylko na siebie. - Mnie zaś uderzyła myśl, podczas gdy moje kolana podnosiły się i opuszczały automatycznie jak u manekina, że wprost nie mam pojęcia, co drzemie w zakamarkach umysłu najmilszej istoty; że za zasłoną okropnych szczeniackich stereotypów może się tam kryć ogród i zmierzch, i brama pałacowa: niejasne, przepiękne rejony, do których trzeźwo i bezwzględnie zakazano wstępu właśnie mnie, okrytemu zbrukanymi łachmanami, wijącemu się w żałosnych konwulsjach;"
To właśnie za to najbardziej polubiłam to dzieło - za jego język. Wiecie, fragment o dzierganiu powietrza będącego synonimem padania, albo atramentowej wody dla mnie osobiście jest czymś w istocie magicznym. Nie znam drugiej tak barwnej książki - kolory się z niej aż wylewają, słowa sączą, lepiąc się jak estetyczna ambrozja. Dopiero po przeczytaniu jej dostrzegłam, czym jest wyobraźnia przy czytaniu. Byłam taka rozbudzona przy lekturze! Dobór słownictwa jest tutaj przegenialny. Nawet mnie zainspirował do wzbogacania. Niekiedy bardzo ciężko było cokolwiek zrozumieć, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiej różnorodności, gdzie odkrycie znaczenia jednego słowa wiąże się z jego symboliką i ma jakiś głębszy wyraz, wpływa na całokształt. Gdzie słowo buduje pałace; nie cienie o zdeformowanych kształtach rzucane na ścianę, albo tło teatru lalek, tylko żywy - w każdym znaczeniu tego słowa, jakie tylko możecie sobie wymyślić - obraz.
Najlepszym komentarzem może być z kolei to, jak Humbert sam o sobie mówi, że marny z niego twórca i twierdzi, że prezentuje raczej ujemne talenty artystyczne. A potem wali mi obrazem El Greca prosto w twarz.
"Powietrze, choć dziergane monotonną mżawką, było ciepłe i zielone, a przed kinem kapiącym ogniami klejnotów stała już kolejka do kasy, głównie dzieci i starcy" - popis umiejętności Nabokova i jego niesamowicie bogaty, plastyczny i zmysłowy opis oraz nowatorskie, piękne użycie metafor (mogłabym zapłakać, jest to tak piękne sformułowanie - dziergane powietrze!)
"Albo surowy horyzont El Greca brzemienny atramentowym deszczem, w przelocie ujrzany farmer o karku mumii, wokoło na przemian smugi wody migoczącej rtęcią i pasma szorstkiej zielonej kukurydzy, a wszystko razem otwierało się jak wachlarz."
Najgorszym, co mnie spotkało podczas lektury było trafienie na zły egzemplarz. Przy poprawce na fakt, że sam bohater jest Francuzem z pochodzenia, a do tego jest dosyć wykształcony (bardziej niż ja...) można się spodziewać, że jakaś 1/5 książki to tekst w językach francuskim i łacińskim, ale nie tylko. A przy tym nie było żadnych przypisów, co zabiło zapewne całe mnóstwo odniesień, które mogłam wychwycić. Ten fakt, jak nic innego, bardzo mnie smuci. "Lolita" to książka, której nie można przeczytać w życiu tylko raz. Chce się ją czytać wciąż i wciąż, odkrywać kolejne poziomy jej opowieści, odkrywać, że za słowami, które za pierwszym czy dziesiątym razem były tylko pięknymi słowami, kryje się jeszcze symboliczny sens, ukryty, a jednak prawdziwy i wyraźniejszy za tym jedenastym czy dwunastym razem. Chce się czytać inne tłumaczenia, bo jedno czytane w kółko nigdy nie dorówna oryginałowi.
"A zatem żadne z nas już nie żyje, kiedy czytelnik otwiera tę książkę. Lecz póki krew pulsuje w ręce, którą piszę, jesteś nie mniej niż ja cząstką błogosławionej materii i wciąż jeszcze mogę mówić do ciebie - stąd na Alaskę. [...] Myślę tu o turach i aniołach, o sekretach trwałych barwników, o proroczych sonetach, o schronieniu w sztuce. A jest to jedyna nieśmiertelność, jakiej możemy zaznać oboje, moja Lolito." - ostatnie słowa Humberta.
Chciałabym, żeby była to książka, którą przeczyta każdy na świecie. Powiedziałabym - i jestem tego pewna, że chociaż istnieją książki pisane prostszym językiem, a istnieją ich miliony, czytane codziennie przez miliony ludzi na całym świecie, to moglibyśmy żyć znając tylko "Lolitę" i prawdopodobnie nigdy nie chcieć czytać nic innego.
Trudno mi sobie teraz przypomnieć inny utwór pisany jednocześnie tak klasycznie, przy tym tak pięknie, a jednak bardzo współcześnie oraz naturalnie. A wspominałam już jaki jest piękny?
Postaram się Wam przelać cały mój zachwyt jaki mam dla tej książki, wszystkie pozytywne uczucia, jakie do niej żywię i postarać się Wam przybliżyć jej geniusz. Chyba ciężko się nie zgodzić,...
2018-02-21
2018-01-20
Dzieło wstrząsające, niepokojące, wzbudzające w czytelniku silne poczucie niesprawiedliwości i brutalności.
Nie bez powodu to dzieci są najlepszymi żołnierzami, najlepszymi mordercami, dyktatorami, ale też najlepszymi poddanymi - bezwolnymi, bezmyślnymi, słabymi marionetkami.
Opowieść o walce rozumu z szaleństwem, strachu z rozsądkiem, cywilizacji i demokracji z dyktaturą instynktów i barbarzyństwa.
Zwierz to nie tylko synonim obezwładniającego strachu, ale także w pewnym sensie samej religii.
Długo pozostaje w głowie tyle strasznych obrazów.
Dzieło wstrząsające, niepokojące, wzbudzające w czytelniku silne poczucie niesprawiedliwości i brutalności.
Nie bez powodu to dzieci są najlepszymi żołnierzami, najlepszymi mordercami, dyktatorami, ale też najlepszymi poddanymi - bezwolnymi, bezmyślnymi, słabymi marionetkami.
Opowieść o walce rozumu z szaleństwem, strachu z rozsądkiem, cywilizacji i demokracji z dyktaturą...
2017-10-04
2017-09-30
Uważam ją za dobrą książkę. Przeczyta ją praktycznie każdy - i dziecko, i młoda osoba i starsza, ponieważ wszystkie mity zostały przekazane w bardzo przystępny, prosty sposób, bez specjalnie wyszukanego słownictwa czy środków stylistycznych. Mnie jednak nie do końca zadowoliła, gdyż interesując się mitologią nordycką już dłuższy czas we własnym zakresie nie znalazłam w książce nic, co by mnie jakoś zaskoczyło. Wszystko to już wcześniej znałam i wiedziałam.
Jeśli jednak znajdzie się jakaś osoba którą temat ten pobieżnie interesuje, a nie ma czasu na własny research to z chęcią bym ją mu poleciła - bądź także osobie, która szuka skondensowanej wiedzy o mitologii nordyckiej w ładnej oprawie.
Sama poczułam się rozczarowana tym, że we wstępie Gaiman rozpalił moją wyobraźnię że sam interesuje się mniej znaczącymi postaciami żeńskim nordyckiej mitologii i spróbuje je przybliżyć w książce, ale de facto pozostawił to jako luźną uwagę i ostatecznie te słowa rzucone zostały na wiatr, podczas gdy dla mnie zabrzmiały jak niespełniona obietnica.
Uważam ją za dobrą książkę. Przeczyta ją praktycznie każdy - i dziecko, i młoda osoba i starsza, ponieważ wszystkie mity zostały przekazane w bardzo przystępny, prosty sposób, bez specjalnie wyszukanego słownictwa czy środków stylistycznych. Mnie jednak nie do końca zadowoliła, gdyż interesując się mitologią nordycką już dłuższy czas we własnym zakresie nie znalazłam w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-05
Naprawdę genialna fikcja; godna podziwu jest zawarta w książce dbałość o okoliczności historyczne, fakty i pomysłowe oraz - co uważam za równie ważne - rzetelne przedstawienie alternatywnego świata renesansowej Europy rządzonej przez przedstawicieli jedynej słusznej wiary i Jezusa Chrystusa, który zatriumfował po zejściu z krzyża, zniszczeniu Jerozolimy i zdobyciu Rzymu.
Osobiście na pewno zostanę dłużej z tym uniwersum i polecam je każdemu, kto podobnie jak ja są złaknieni dobrej serii książek zaprawionej magią, a jednocześnie wystrzegającej się braku logiki i znaczniejszych niedociągnięć autorstwa dobrego polskiego autora.
Naprawdę genialna fikcja; godna podziwu jest zawarta w książce dbałość o okoliczności historyczne, fakty i pomysłowe oraz - co uważam za równie ważne - rzetelne przedstawienie alternatywnego świata renesansowej Europy rządzonej przez przedstawicieli jedynej słusznej wiary i Jezusa Chrystusa, który zatriumfował po zejściu z krzyża, zniszczeniu Jerozolimy i zdobyciu...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-18
2017-02-15
2016-08-24
To jest książka, którą, według mnie, powinien przeczytać naprawdę każdy. Nie tylko dlatego, że jest napisana w sposób prosty, niemal dziecinny, ale niezwykle dojrzały, oraz że nawet niewprawny czytelnik przeczyta ją w mniej niż jeden wieczór - co automatycznie jest argumentem przeciwko wszelkim tłumaczeniom typu "a, bo ja nie mam czasu". Przede wszystkim jest ona obrazem życia każdego człowieka.
Dla porównania poprosiłam o przeczytanie tej książki dwie osoby: mojego kolegę i moją mamę. Wymienianie wniosków na temat tak mądrej książki jest po prostu fantastyczną przyjemnością.
Przede wszystkim oprócz idei życia, jaką niesie za sobą właśnie ta lektura bardzo chciałabym się skupić na wszystkich scenach, które mocno zapadają w pamięć. Na przykład epizodem, który chyba u mnie zadziałał najbardziej na wyobraźnię i empatię, było danie choremu na raka dziecku kwiatu, który w jeden dzień potrafi wykiełkować, zakwitnąć i umrzeć. Sam fakt jest bardzo szlachetny - osoba, która podarowała mu tę roślinę wiedziała, że dziecko nie ma dość czasu, aby nacieszyć się widokiem kwitnącej z dnia na dzień sadzonki i możliwe, że nie mogłoby nawet dożyć wydawania przez nią owocu. Podobała mi się karteczka przy jego łóżku "tylko Bóg może mnie obudzić". Podobało mi się, że każdy z ostatnich dni tego chorego na białaczkę dziecka liczył się jako 10 lat, dzięki czemu chłopiec pod sam koniec życia był słaby jak 80-letni staruszek i łatwiej było mu się pogodzić z odejściem, bo miał świadomość - nieco przekłamaną - że przeżył całe swoje życie.
Nie należy zapominać o pani Róży - o której z kolei pamiętała moja mama - która ofiarowała Oskarowi mnóstwo uwagi, wsparcia i takiej prostej, ludzkiej miłości, która dodawała mu siły w trudnych momentach.
Opowieść kładzie przede wszystkim spory nacisk na zrozumienie, zaufanie, i mnóstwo innych wartości, które ludziom towarzyszą przez całe życie.
Co dostrzegł mój kolega, a o czym ja zapomniałam:
- podejście do wiary i Boga (bo pamiętajcie - nawet jeśli macie do tych spraw całkiem zdrowy stosunek, to zawsze można mieć lepszy)
- główny bohater, mimo że jest bardzo młodym człowiekiem, bardzo do tego skrzywdzonym ma w sobie mnóstwo energii i jest naprawdę dojrzałą osobą.
To jest książka, którą, według mnie, powinien przeczytać naprawdę każdy. Nie tylko dlatego, że jest napisana w sposób prosty, niemal dziecinny, ale niezwykle dojrzały, oraz że nawet niewprawny czytelnik przeczyta ją w mniej niż jeden wieczór - co automatycznie jest argumentem przeciwko wszelkim tłumaczeniom typu "a, bo ja nie mam czasu". Przede wszystkim jest ona obrazem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ulubiona książka mojego dzieciństwa!
Naprawdę ją uwielbiałam, czytałam po kilka razy i dam sobie rękę uciąć, że to dzięki niej tak pokochałam książki.
Ulubiona książka mojego dzieciństwa!
Naprawdę ją uwielbiałam, czytałam po kilka razy i dam sobie rękę uciąć, że to dzięki niej tak pokochałam książki.
2016-06-09
"Otello" jest dramatem, który już od bardzo dawna chciałam przeczytać. W sumie to nie będę się rozwodziła nad światem przedstawionym ani problematyką, tylko postaram się ująć w paru zdaniach to, jakie uczucia mną targają po jej przeczytaniu.
Pierwszym, co rzuca mi się w oczy, jako osobie zakochanej jest oczywiście cała intryga, która doprowadziła do tego, że szalejący z miłości mężczyzna zadusił własną ukochaną w skutek manipulacji. Wydawało się, że uczucie, jakim darzył Desdemonę jest wieczne, silne - właściwie przed "Otellem" nigdzie nie spotkałam się z tak niesamowitą kreacją miłości i to dało mi sporo do myślenia. Byłam tym zachwycona. Otello byłby idealnym kochankiem i bohaterem, gdyby nie to coś, co siedziało w nim, martwiło go i w końcu wszystko zniszczyło.
Druga sprawa to drugoplanowa bohaterka, Emilia, która doskonale wpisuje się w topos wiernej służącej, będącej także przyjaciółką Desdemony. Oddanie z jakim pragnie być złożona obok swojej pani, przekleństwa jakie rzuca w stronę Otella, prostolinijność i uwielbienie dla żony Maura sprawiają wspólnie, że postać ta była dla mnie daleko bardziej prawdziwa i interesująca niż właśnie Desdemona, która będąc tak idealna jednak mnie nieco nudziła. Z kolei Emilia była w pewien sposób rozdarta między posłuszeństwem mężowi a swojej pani i czytelnik nigdy do końca nie wiedział, co zrobi i jak się zachowa.
Nie wiem, co jest ze mną nie tak, że jestem nastolatką i zachwycam się "Otellem".
"Otello" jest dramatem, który już od bardzo dawna chciałam przeczytać. W sumie to nie będę się rozwodziła nad światem przedstawionym ani problematyką, tylko postaram się ująć w paru zdaniach to, jakie uczucia mną targają po jej przeczytaniu.
Pierwszym, co rzuca mi się w oczy, jako osobie zakochanej jest oczywiście cała intryga, która doprowadziła do tego, że szalejący z...
2016-05-26
Już dawno na nią polowałam i mając wreszcie trochę wolnego czasu szybko ją pochłonęłam. Na książkę składa się kilka historii radzieckich szpiegów z różnych stolic na całym świecie podzielonych na krótkie anegdotki, co sprawia, że historie nie ciągną się w nieskończoność i łatwo się je czyta.
Język jakim posługują się agenci kontrwywiadu jest prosty, pełen niezliczonych odniesień, a jednak w każdym przypadku pokazuje realia życia szpiega w inny sposób - każdy agent skupia się na czym innym, co innego go interesuje i inaczej do tego podchodzi, a w ten sposób świetnie wypływają ich charaktery. Opowiadania zwykle trzymają w napięciu, zwłaszcza gdy opisują jakąś operację.
Osobiście najbardziej spodobały mi się historie z Włoch, Paryża i Bangkoku. Na pewno nie żałuję, że przeczytałam, chociaż nadal nie jest to jeszcze coś, czego szukam o tej tematyce.
Już dawno na nią polowałam i mając wreszcie trochę wolnego czasu szybko ją pochłonęłam. Na książkę składa się kilka historii radzieckich szpiegów z różnych stolic na całym świecie podzielonych na krótkie anegdotki, co sprawia, że historie nie ciągną się w nieskończoność i łatwo się je czyta.
Język jakim posługują się agenci kontrwywiadu jest prosty, pełen niezliczonych...
2015-10-07
2014-07-23
Stephen King jest wart każdej godziny, którą spędzę na czytaniu jego fenomenalnych dzieł.
Poznajemy Dolores Claiborne, do której od początku czujemy jakiś niesmak. Na jej nieszczęście od razu dowiadujemy się, czemu akcja zaczyna się w trakcie przesłuchania, co bynajmniej nie stawia jej w lepszym świetle.
Przedstawiamy ją sobie jako taką współczesną Lady Makbet - nieczuła stara jędza, która zabiła swojego męża, a potem swoją pracodawczynię, będąc przy tym arogancka, wyniosła i zachowująca się, jakby pozjadała wszystkie rozumy. W gruncie rzeczy zrobiła coś potwornego, co napiętnowało ją do końca życia i czego w dodatku nie żałuje.
Stephen King wprowadza nas do maleńkiego światka Dolores, w którym mieści się mąż, dzieci i praca, mnóstwo pracy. To jedna z rzeczy, której od Dolores na pewno warto się nauczyć. Nie bała się żadnej pracy, była urobiona po łokcie, i żeby więcej nie przedłużać, otrzymała za to nagrodę.
Po przeczytaniu książki byłam ciekawa, co by było, gdyby Joe przeżył? Czy faktycznie by się zmienił? Nie, nie sądziłam, by ludzie tak podli byli zdolni do odmiany swojego życia zwłaszcza w obliczu śmierci. Tym bardziej że Dolores od samego początku wyjaśniała, że jedyną rzeczą, jakiej jej mąż się obawiał, było wyjście na jaw jego tchórzostwa. To w samej rzeczy bardzo przykre, bo zastanawiasz się, co wpłynęło w taki sposób na Joego, że był taki okrutny jako mąż i ojciec. Dziwne, że przed małżeństwem Dolores nie widziała nic alarmującego. Miłość? Nie wydaje mi się.
Tak czy owak, pod koniec książki nie ma śladu po tym niesmaku. Pojawia się empatyczne współczucie. Pojawia się niezrozumienie: jak ja mogłam tak pomyśleć o tej biednej kobiecie? Właśnie, cień podejrzenia, głęboko zakorzeniona w ludzkiej naturze powierzchowność i już - wyobraźnia galopuje, przedstawiając zmyślone motywy, sceny z nożem w dłoni i tym podobne. Człowiek od razu po takiej lekturze nabiera nowych sił na zmiany.
I jeszcze jedno, co przykuło moją uwagę: ciemnota spowodowana lenistwem. Wiąże się z nią głównie postać Very. Była szalenie zajmującą postacią. Ludzie z Little Tall byli tak strasznie ograniczeni - myśleli, że przyjdą do pani Donovan i wystarczy do tego minimalny wysiłek. Poza tym każda z tych młodych panien, które najmowały się w jej domu, myślały, że to tylko tymczasowe, i nie przyłożyły się na tyle, żeby zapamiętać kilka prostych zasad. Dolores była jedną z nich, ale czym różniła się od tamtych? Wytrzymała w tym jednym domu najdłużej. Włożyła w niego pot, krew, łzy...
I tym jakże pozytywnym aspektem kończę moją opinię.
Stephen King jest wart każdej godziny, którą spędzę na czytaniu jego fenomenalnych dzieł.
Poznajemy Dolores Claiborne, do której od początku czujemy jakiś niesmak. Na jej nieszczęście od razu dowiadujemy się, czemu akcja zaczyna się w trakcie przesłuchania, co bynajmniej nie stawia jej w lepszym świetle.
Przedstawiamy ją sobie jako taką współczesną Lady Makbet - nieczuła...
Biorąc ją w rękę, sądziłam że to polska "Lolita". Odkryłam, że jest czymś więcej, będąc zupełnie czymś innym, przeze mnie nieoczekiwanym.
Materią tworzącą tę książkę jest historia zmyta z autora, ściągnięta z niego wraz ze skórą, wonią perfum, ciepłem ciała, padającym na twarz światłem gwiazd. Prawda i piękno scementowane ze sobą, skreślone atramentem. Antoni Libera stworzył "Madame" na podstawie swoich wspomnień z liceum, swoich osobistych doświadczeń.
Jedyne o czym jestem w stanie myśleć, to czy człowiek tak błyskotliwy przypadkiem nie oszukuje nas przynajmniej faktem, że przesadę da się wyczuć w umieszczeniu sformułowań, stylistyki której nigdy nie przypisałabym nastolatkowi mającemu lat osiemnaście. Innymi słowy - nie jestem w stanie tak lirycznie myśleć o tym dziele, jak robi to narrator.
"W parszywej rzeczywistości sam się stajesz parszywy! To jest najgorsze, pamiętaj!"
Kiedy myślę o tym, czego nauczyła mnie ta książka (intencja Stalina podczas "ratowania" komunistycznej frakcji w hiszpańskiej wojnie domowej; sytuacja wykształconych filologów zajmujących się językami Europy Zachodniej w PRL-u; metodyka kształcenia i wychowania w szkole średniej Polskiej Republiki Ludowej) zadaję sobie pytanie czy to Nabokov znowu się ze mną bawi - "hej koleżanko, ta książka nie ma cię niczego nauczyć, nie jesteś już w szkole, po prostu chłoń to co napisane". Dzieło to jest pełne literackich (i nie tylko!) odniesień, do których warto sięgnąć, które wspólnie budują pełną, wyrazistą historię. "Madame" to książka intelektualnie przegadana, tutaj nie ma ani słowa zbędnego, wszystko tworzy doskonale spójną całość, nie ma chwili w której narrator ciągnący cię w porywach da ci usiąść i pomyśleć, że jesteś tym przytłoczony.
"Żegnaj, boska istoto, okrutna swą urodą! Po com cię w ogóle ujrzał! O. czemuś się zjawiła na drodze mego życia! Zbyt piękna i promienna, by nie rozniecić pożaru. Zbyt dumna i daleka, ażeby go ugasić. Gdybyś tu była nie przyszła i nie dała się widzieć, mój los byłby znacznie prostszy. Tańczyłbym teraz z pewnością z jedną z mych rówieśniczek, może nawet i z samą... Lucyllą Różogrodek, w każdym razie z istotą skrojoną na moją miarę, rumianą, zziajaną, chętną, cuchnącą młodym potem, i wielce prawdopodobne, iż skradłbym jej na koniec soczystego całusa. A tak stoję tu w mroku, zbolały, zrujnowany, wyobcowany... przegrany. Wygrałaś! Lecz cóż ci po tym?... Bywaj, Królowo Śniegu! Bywaj, La Belle Victoire!"
Z historii sączy się cudowna tajemnica, narrator się nie ujawnia, podobnie nie dostajemy żadnych szczegółowych danych samej jego muzy - prócz faktu, że mówi się o niej Madame, lub Wiktoria - Victoire, imię nadane jej przez okrutny los w osobie jej nieszczęsnych rodziców, związane z jej przeszłością. Wraz z narratorem wracamy do szkolnej ławy aby przeżyć każdemu znane pierwsze uniesienia szkolnej miłości, w którą wpleciona jest nie aż tak rzadki afekt - ucznia, najwybitniejszego z wybitnych do nauczycielki. Do osoby odległej, chłodnej, profesjonalnej, niedostępnej. Istnego Mont Blanc szturmowanego przez ucznia wybitnego, bystrego, opanowanego, którego jedynym grzechem jest nieszczęśliwe zakochanie w osobie, która ani na krok nie daje się zaskoczyć. W miarę opowieści o tajemniczej Victoire dowiadujemy się więcej, postać staje się przejrzysta, jej działania mają już intencję, do której kobieta wytrwale dąży, wieloma często zawiłymi drogami.
Marząc o niej bohater posuwa się do czegoś więcej niż większość zakochanych, nie poprzestaje na biernym oddawaniu się katuszom duszonych w sobie emocji. On gromadzi je w sobie i finalnie to cierpienie przeradza w działanie, najpierw związane z poznaniem nauczycielki z najróżniejszych źródeł, a następnie te uczucia jeszcze przelewa w chaosie tworzenia w powieść.
"Czasami… kicz bywa całkiem miły. Nie trzeba się go wyrzekać. Gdyby nie było kiczu, nie byłoby wielkiej sztuki. Gdyby nie było grzechu, nie byłoby i życia."
Madame serwuje nietuzinkowe spojrzenie na szczenięce afekty, które są tematem wstydliwym, mało pożądanym. Pedagodzy tamtego świata wiedzą jak sobie z nimi radzić. Jednocześnie ukazują braki w humanistycznym podejściu do ucznia - tutaj fizyka kwantowa na etapie liceum, a tam z kolei śmierć wolności scenicznej, śmierć w teatrze i dekapitacja ducha muzycznego. Jedyne co żyje to posłuszeństwo partii, jednomyślność, jedna wersja historii. W opozycji do tego - wielka tajemnica, stojące za nią rozterki, emocje, wielki cel aby żyć tak jak się chce.
Powieść nie odpowie na pytania - czy to dobre, czy to moralne kochać nie będąc kochanym? Czy lodowe góry pozwalają sobie na emocje? Czy kochają? Czy potrafią kochać? Czy kochała? Czy lubiła? Czy wynagrodziła tylko za otworzenie jej drzwi?
Ta książka powstała jako terapia autora, jest dowodem zamknięcia pewnego etapu, pożegnania z nim, na autora miała mieć wpływ zbawienny, choć okrężnymi drogami wynagradzający mu czas spędzony w samotności, w ukryciu przed represjami i inwigilacją. Na czytelnika ma za to wpływ zgoła błogosławiony, obcowanie z literaturą takich lotów jest przyjemnością i powinno być liczone srogo niczym luksus.
"Madame" to najczystszy z owoców rewolucji. Książka, o której szkoły milczą, choć już od dawna powinny piać, szczególnie gdy się przestudiuje jej wartości, które są daleko piękniejsze niż forsowany "Romeo i Julia" wciskany jako sztandar romantycznej miłości dojrzewającym istotom. I być może prócz nielicznych wyjątków szkoła już zawsze zamierza prezentować nam "Popioły" jako szczyt fantazji.
Chyba nie bez powodu jednym z nielicznych morałów tejże książki jest "Wtedy to były czasy!".
Biorąc ją w rękę, sądziłam że to polska "Lolita". Odkryłam, że jest czymś więcej, będąc zupełnie czymś innym, przeze mnie nieoczekiwanym.
więcej Pokaż mimo toMaterią tworzącą tę książkę jest historia zmyta z autora, ściągnięta z niego wraz ze skórą, wonią perfum, ciepłem ciała, padającym na twarz światłem gwiazd. Prawda i piękno scementowane ze sobą, skreślone atramentem. Antoni Libera...