-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2018-05-09
2016-10-22
O "Dumie i uprzedzeniu" dużo nie napiszę z prostego powodu: książka mi nie przypasowała. Nie jest to związane z tym, że nie lubię klasyki, bowiem już kilkakrotnie czytałam coś do niej zaliczanego, co było wspaniałe.
"Duma i uprzedzenie" była taką gonitwą za chłopakiem bądź jego brakiem. Siostry kogoś kochały, albo nie kochały. Same nie wiedziały czy to miłość czy nie... no może poza Jane, która od początku kochała. Zresztą to taka postać idealna... zbyt idealna.
Inni bohaterowie przeważnie mnie irytowali. Nawet cudowny i wspaniały pan Darcy. W ogóle ta książka była irytująca. Może przez to, że nie rozumiałam zachowań bohaterów, bo wystarczyłaby normalna rozmowa, a nie udawane konwersacje, złudne poczucia krzywdy czy niesprawiedliwe osądy.
Wiele rzeczy nie powinno wydarzyć się, lecz ważniejsze dla bohaterów było dobre imię czy usłyszane pogłoski.
Czytając, czułam jakby to był romans, w którym bohaterowie sami nie wiedzą, czego chcą od losu. Nie rozumiem, czemu ta książka jest tak wychwalana ani co w relacji pan Darcy a Elizabeth jest takiego wyjątkowego.
Po prostu wymęczyłam się z tą książką, choć w gdzieś połowie przyznam szczerze, że zaczęła mi nawet odpowiadać. Pewnie czułam, że zbliżam się ku końcu. A i Elżbieta zaczęła być całkiem znośna. Pan Darcy też się zrobił troszkę fajniejszy, więc ocenić ją całkiem źle nie potrafię.
Książka ta zdecydowanie nie jest dla mnie. Wolę chyba trochę inne gatunki, niż takie, w których poza miłością niewiele więcej można znaleźć.
O "Dumie i uprzedzeniu" dużo nie napiszę z prostego powodu: książka mi nie przypasowała. Nie jest to związane z tym, że nie lubię klasyki, bowiem już kilkakrotnie czytałam coś do niej zaliczanego, co było wspaniałe.
"Duma i uprzedzenie" była taką gonitwą za chłopakiem bądź jego brakiem. Siostry kogoś kochały, albo nie kochały. Same nie wiedziały czy to miłość czy nie... no...
2016-10-23
Pierwszy tom z cyklu "Dary Aniołów". Poznajemy na początku Clary - dziewczynę żyjącą sobie w normalnym zwykłym świecie. W pewnym momencie wybiera się z kolegą na imprezę. Tam po raz pierwszy spotyka Łowców... Łowców demonów rzecz jasna.
Motywy demoniczne ostatnio są na topie, a przynajmniej ja zauważam taką tendencję. Świat realny miesza się tym nierealnym, a zwykły człowiek nagle dowiaduje się o niezwykłych rzeczach.
Jednak demony, łowcy, dziewczyna, która poznaje nowy świat i ogólny znany schemat to nie wszystko, co można znaleźć w książce.
Jednym z głównych motywów są runy na ciele. One mają pewne moce. Ale też sprawiają, iż bohaterowie wyglądają niczym byli więźniowie. Przynajmniej ja miałam takie odczucia.
Runy są bardzo ważne dla fabuły. To jeden wątków okrytych tajemnicą, a równocześnie na tyle odkryty, by móc wiedzieć o nim to, co najważniejsze w tym tomie.
W książce mamy też mnóstwo tajemnic, sekretów, które wciąż są do odkrycia. Wiecie, coś się odkryje, a tu zaraz znów nowe tajemnice do odkrywania. Sekrety dotyczą każdej sfery życia bohaterki, świata Łowców oraz run.
Nie da się przy tej książce zanudzić, bo ciągle się coś dzieje. Na początku poznajemy cały całkiem inny świat, choć podobny do tego rodzaju światów. Ciągle pojawia się jakaś akcja, czy to gonitwa za demonami, czy rozwiązanie jakiejś zagadki czy poznanie nowego sekrety, czy też odkrywanie puzzli, które dadzą nam ważne rozwiązania.
Plusem książki są na pewno bohaterowie. Clary, która jest tak naprawdę do niczego, ale zawsze się wszędzie pcha, bo ona musi, ona chce i nie pozwoli, by ktoś decydował za nią. Pyskata dziewczyna, ale też uparta.
Cudowny Jace, który poza tym, że jest przystojny, ma też dość dramatyczną historię z dzieciństwa. Taki to "bad boys", który tak naprawdę jest "good boys"
Kolega Clary, który pragnie tylko, by dziewczę było bezpieczne. Rodzeństwo, które trzyma się razem i traktuje Jace'a jak brata. I cudowne zwierzaki domowe łowców: kruk, który skojarzył mi się z "Grą o tron" oraz kot... kociak, kochany kociak. Uwielbiam koty :D
Tytułowe "Miasto kości" pojawia się dość późno. Nie jest ono głównym wątkiem fabuły, bowiem akcja najbardziej skupia się na pokazaniu Łowców, poznawaniu świata Łowców przez Clary. Jednak pomimo niewiele stron poświęconym Miastu Kości i tak dowiadujemy się o nim tego co najważniejsze. Przyznam szczerze, iż miejsce to mnie zaskoczyło. Było tajemnicze i chciałam go dokładniej zbadać. Ciekawiło mnie, to na pewno.
Zakończenie książki jest świetne. Pozostaje otwarte, więc wiadomo, że będzie następny tom. Jednak równocześnie zamyka najważniejsze wątki z tej książki i dokłada nowe tajemnice, które muszą być rozwiązane w następnych tomach.
Książkę polecam. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Język jest prosty, skierowany do młodszego pokolenia. Na szczęście nie jest to romans z nadprzyrodzonymi wątkami. Bowiem pomimo chemii pomiędzy niektórymi bohaterami, akcja jednak skupia się na Łowcach, demonach i tajemnicach, które muszą zostać odkryte.
Pierwszy tom z cyklu "Dary Aniołów". Poznajemy na początku Clary - dziewczynę żyjącą sobie w normalnym zwykłym świecie. W pewnym momencie wybiera się z kolegą na imprezę. Tam po raz pierwszy spotyka Łowców... Łowców demonów rzecz jasna.
Motywy demoniczne ostatnio są na topie, a przynajmniej ja zauważam taką tendencję. Świat realny miesza się tym nierealnym, a zwykły...
2016-10-26
Dzisiaj będzie bardzo nieskładnie. Pojawią się myśli zamienione na zdania. Ogólnikowe, bo dzień coś nie skłania do pisania.
Valentin, Valentin... ta postać jest naprawdę fascynująca. Wydaje się zła, bardzo zły, a równocześnie można w nim znaleźć ludzkie uczucia.
Valentin jest głównym wątkiem tomu drugiego "Darów Anioła". On przywołuje demony, przez które bohaterowie z pierwszego tomu mają o wiele więcej do roboty.
Zacznę od końca. Zakończenie jest świetne, genialne. Po przeczytaniu jego pojawiają się w głowie myśli "WOOW, WOW. Ale że jak?" itp.
Na pewno tą część czytało mi się troszkę gorzej od poprzedniej. Co jakiś czas nudziłam się czytając. Równocześnie muszę jednak przyznać, iż w "Mieście popiołów" akcja bardzo przesunęła się do przodu (i to zakończenie... zakończenie jest mega, ale chyba już coś się na ten temat pojawiło).
Uwielbiam Simona. Pełnym sercem go kocham. Uwielbiam jego relację z Clary, chociaż łatwo się domyślić, iż to coś więcej niż przyjaźń. Ale szczerze... chciałabym mieć takiego przyjaciela.
Jace za to nadal jest tym samym facetem, co zawsze. Chociaż pojawiają się i przy nim chmury, które ujawniają pewne sekrety, o których mi się w ogóle nie śniło.
W tej części pojawiają się wampiry i wilkołaki. Ogromnym plusem jest przestawienie wampiryzmu - takie w miarę tradycyjne podejście, którego brakowało mi współczesnej literaturze młodzieżowej. Wreszcie wampiryzm nie jest słodki i kochany. Wampir przecież nie jest stworzeniem do kochania. Chociaż w książce wampiryzm był bardziej przedstawiony jak w serialu "Being Human" (jak ktoś nie widział, to ogromnie polecam), tzn. wampir nie był też okropnym potworem, do którego tylko kołkiem trzeba latać. Nie no, serio - wampiryzm przedstawiony był świetnie. Zresztą wilkołaki w książce też są fajnie przedstawione. Za to ogromny plusik.
Za zakończenie drugi duży plusik.
Bohaterów... no cóż, ich już polubiłam w pierwszej części. W drugiej owszem, dochodzą czarne czy białe postacie. Jednak uwagę cały czas skupiamy na Clary, grupie Łowców oraz Simonie. Ich się już lubi od pierwszego tomu i chyba ciężko byłoby zmienić uczucia przyjaźni, które do nich kieruję.
Książkę polecam, bo trudno jej nie polecić. Drugi tom nadal trzyma poziom. Choć bywa nieco nudnawy, to jednak ilość akcji, atrakcji, nowych tajemnic, które można odkryć i tajemnic, które pozostały do następnych tomów, naprawia fragmenty, przy których się nudziłam.
Dzisiaj będzie bardzo nieskładnie. Pojawią się myśli zamienione na zdania. Ogólnikowe, bo dzień coś nie skłania do pisania.
Valentin, Valentin... ta postać jest naprawdę fascynująca. Wydaje się zła, bardzo zły, a równocześnie można w nim znaleźć ludzkie uczucia.
Valentin jest głównym wątkiem tomu drugiego "Darów Anioła". On przywołuje demony, przez które bohaterowie z...
2016-10-26
Trzeci tom serii "Dary Anioła" i wciąż się czytelnik nie nudzi.
Poznałam tytułowe "Miasto szkła" i na samym początku ogromnie nie przypadło mi do gustu. Później było troszkę lepiej.
W tej części było też dużo na temat przygotowania się do wojny. Ale może lepiej napiszę kilka słów o odczuciach, które towarzyszyły mi podczas czytania.
Fabuła była wciągająca. Nie nudziłam się ani przez moment. Wojna, w której muszą być połączone siły - bardzo na plus. Relacje bohaterów ciekawe.
Ja się przy lekturze świetnie bawiłam, dlatego też ocenę wciąż utrzymuje na tym samym poziomie, co i poprzednie części.
Trzeci tom serii "Dary Anioła" i wciąż się czytelnik nie nudzi.
Poznałam tytułowe "Miasto szkła" i na samym początku ogromnie nie przypadło mi do gustu. Później było troszkę lepiej.
W tej części było też dużo na temat przygotowania się do wojny. Ale może lepiej napiszę kilka słów o odczuciach, które towarzyszyły mi podczas czytania.
Fabuła była wciągająca. Nie nudziłam...
2016-10-27
Chyba najlepsza część jaką czytałam. Wojna się skończyła, wydawałoby się, że już będzie wszystko fajnie, idealnie. A tutaj znów kłopoty.
I ile dodatkowych plusów:
Coś się działo z Jacem - wątek numer 1, a przy tym w ciekawy sposób przedstawiony. Bardziej mnie ciekawiło, co się z nim działo i dlaczego niż wątek miłosny jego i Clary.
Nocni Łowcy mają ciekawsze problemy niż jakiś tam Valentin. Chociaż równocześnie te problemy wynikają trochę przez niego. Jednak fakt faktem, iż Valentin już mnie nudził. A w poprzedniej części pojawił się ktoś, kto mógł zając jego miejsce. Lecz pomimo tego pojawia się w tej części ciekawsza postać, która jest o wiele lepszym, czarniejszym charakterem niż sam Valentin.
Simon miał swój fajny wątek, który z przyjemnością się czytało. Wreszcie, chciałabym rzec, ma wątek, w którym się liczy jako człowiek, wampir. Oj, lubię Simona i chcę dla niego jak najlepiej... oraz chcę jak najwięcej wątków z nim.
Alec i Magnus są cudowni. Serio, i nie chodzi mi teraz o ich relacje, która się ciągnie od pierwszego tomu. Tutaj rzeczywiście między nimi coś się działo. I każdy z nich miał swoje 5 minut. A dużo fajniejsze są 5-minutówki z Magnusem - zabawne, z humorem. Świetne są!
I dlatego też polecam tą część. Teraz powinnam szybko nadrobić następne :D
Chyba najlepsza część jaką czytałam. Wojna się skończyła, wydawałoby się, że już będzie wszystko fajnie, idealnie. A tutaj znów kłopoty.
I ile dodatkowych plusów:
Coś się działo z Jacem - wątek numer 1, a przy tym w ciekawy sposób przedstawiony. Bardziej mnie ciekawiło, co się z nim działo i dlaczego niż wątek miłosny jego i Clary.
Nocni Łowcy mają ciekawsze problemy...
2016-10-29
Już czytając pierwszy tom, miałam mnóstwo negatywnych wrażeń. Jednak "Renesans" skończył się tak, że musiałam zabrać się za tom drugi.
Może tym razem zacznę od plusa. Dużego, bo zmiana w stosunku do pierwszego tomu ogromna. W "Bractwie" nie miałam wrażenia, iż każdy rozdział to oddzielna misja Ezia. Teraz ze względu na powyższy plus, czytało się w miarę przyjemnie, jednak nadal książka ma duże braki.
Nadal książka jest niezwykle schematyczna. Ezio spotyka tych złych, walczy z nimi - czasem sam, czasem z przyjaciółmi, wygrywa... i od początku - spotyka tych złych, walczy i wygrywa itd. itp.
Przez tą szablonowość fabuły, bohaterów, pomyślałam, że pewnie każda książka na podstawie gry jest pisana w taki sposób. A jednak to nie prawda, bowiem niedawno zaczęłam książkę "Warcraft: Dzień Smoka", która również jest na podstawie gry i póki co jestem miło zaskoczona. Jednak nie wiem jak będzie dalej i kiedy skończę książkę, bo mam też inne ciekawsze do przeczytania.
Ale wróćmy do "Assasins Creed".
Nadal książka zawiera wulgaryzmy, dużo przemocy, nienawiści, więc moim książka powinna być od 18 lat.
Podział bohaterów na dobrych i złych nadal jest dość prosty, wręcz prymitywny. Brakuje mi bohaterów, którzy nie są dobrzy, albo źli. Zresztą ciężko mi określić, że to Ezio z ekipą jest dobry, skoro jest on skłonny do przemocy tak samo jak ci "źli".
Brakuje mi bohaterów skomplikowanych, którzy szukają swojej drogi, nie są dobrzy, źli, albo nie są zmuszani do czynów, których robić nie są. Brakuje mi takiego bohatera, który miałby ciekawą historię, osobowość, który byłby kimś, a nie jednym z wielu. Szkoda, że w tej książce znaleźć tego nie mogę.
Zdecydowanie książka jest dla fanów gier, albo dla kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z czytaniem, ale ma więcej niż 18 lat.
Zresztą wydaje mi się, że książka była skierowana dla osób, które lubią te gry. Chociaż równocześnie i oni mogę nie być pełni zadowoleni.
Trudno mi porównać grę a książkę, bowiem w gry nie grałam. Jednak znalazłam stronę, gdzie autor napisał wszystkie różnice odnoście książki i gry. Zainteresowanych tam odsyłam - link.
Niektóre opisy były dość niejasne, a często ich wręcz brakowało. Autor bardziej skupił się na opisywaniu kolejnych zdarzeń z życia Ezia niż na miejscach, broniach z kodeksu czy też innych teoretycznie ważnych opisach. Nie wiem, czy moja wyobraźnia w niektórych momentach zadziałała tak jak powinna. Ale to akurat wielkim problemem nie jest - najwyżej broń, którą ja sobie wyobraziłam, wygląda inaczej niż w grze.
Na pewno książka przede wszystkim ukazuje brak moralności, zepsucie. Ogólnie przedstawia negatywne wartości. Choć wydaje się, iż Ezio z kompanami są dobrzy i chcą, by świat był dobry i cudowny, to i oni są za pan brat z uczuciami takimi jak nienawiść, złość, chęć zemsty. Zresztą, uczciwie mówiąc, to od chęci zemsty zaczęła się cała przygoda (jeśli przypomnimy sobie fabułę z części pierwszej).
Zastanawiające jest, czy zło można zwalczać stosując zło? To jedyna i chyba najważniejsza refleksja jaka pojawiła mi się, gdy przeczytałam książkę. Ezio z przyjaciółmi, jakby na to nie patrzeć, stosuje metody niekonieczne dobre z punktu widzenia moralności. A czy można kogoś usprawiedliwiać w taki sposób, że stosuje złe metody, bo chce pokonać zło? Czy to ma jakikolwiek sens? Czy tak w ogóle można?
Szkoda, że książka jest dość kiepska, bowiem nie zachęca do poznania wirtualnego świata Ezia. Prędzej wydaje mi się, ze po zagraniu, przeczytałabym książkę, by poznać coś więcej z świata "Assasins Creed" niż po przeczytaniu, zagrałabym w grę. Szkoda, bo książka mogłaby być świetnym wabikiem, dla osób, które z grą styczności nie miały.
Już czytając pierwszy tom, miałam mnóstwo negatywnych wrażeń. Jednak "Renesans" skończył się tak, że musiałam zabrać się za tom drugi.
Może tym razem zacznę od plusa. Dużego, bo zmiana w stosunku do pierwszego tomu ogromna. W "Bractwie" nie miałam wrażenia, iż każdy rozdział to oddzielna misja Ezia. Teraz ze względu na powyższy plus, czytało się w miarę przyjemnie, jednak...
2018-03-03
Główną bohaterką jest Ros - kobieta, która ma dość trudne relacje z matką. Akcja rozpoczyna się wtedy, gdy matka Ros umiera.
Lektura jest ciekawa. Łatwo jest się wciągnąć w fabułę. Często również pojawia się uśmiech na twarzy, ponieważ, choć tematyka jest trudna, to jednak nie brakuje wątków humorystycznych.
Najważniejszym wątkiem jest przeszłość Lilian - matki Ros. Na nim skupia się Ros, on pozwala odkryć wiele sekretów, które matka przed nią skrywała. On również pozwala wyzwolić Ros z trudnej przeszłości i teraźniejszości. Dzięki niemu Ros mogła rozpocząć nowe życie.
Przeszłość Lilian wywoła szok na twarzy nie tylko Ros, ale i każdego czytelnika. To jest jeden z głównych powodów, dla których warto poznać książkę.
Powiem szczerze, że byłam sceptycznie nastawiona, gdy brałam się za książkę. Obyczaj... co może być fajnego w obyczaju? Przez to też na początku książka wydawała mi się nudna. Owszem, widziałam fragmenty, które były zabawne, ale równocześnie fabuła mnie nudziła.
Jednak, gdy rozpoczął się wątek związany z Lilian i jej młodym wiekiem, to książka się szybko rozkręciła. Lektura natychmiastowo stała się niezwykle ciekawa i poznawałam ją z wypiekami na twarzy.
Nie mogę również nie napisać o tym, iż Ros interesuje się medycyną naturalną oraz innymi naturalnymi sposobami na zdrowie i urodę. Możemy więc znaleźć również jakąś receptę na piękny wygląd. Zdradzać nie będę, co to jest, sama jeszcze tego nie wypróbowałam, ale sądzę, że kiedyś to, co bohaterka zrobiła, wypróbuję na własnej skórze.
Wątek relacji matka-córka nie jest jedynym wątkiem w fabule. Ros ma też kłopoty małżeńskie oraz prawie dorosłych synów, którzy również mają już swoje plany, z którymi Ros musi sobie jakoś poradzić.
Dużym plusem jest też okładka, która choć jest prosta, zapada w pamięć. Uwielbiam prostotę, a prawie niewidoczny motylek, dopełnia piękna okładki.
Książkę trudno jest nie polecać. Bowiem jest to powieść godna uwagi. Opowiada o odkrywaniu siebie, czyli o czymś, czym wielu z nas ma problem. Możemy zauważyć na przykładzie Ros jak ważna jest przeszłość, teraźniejszość i jak rzutują one na przyszłość. Jak ważne jest również poznanie siebie, własnych marzeń i planów i niezapominanie o sobie i swoich potrzebach. Odkrywanie siebie nie jest tak proste jak nam się wydaje i często zajmuje to dużo czasu, a nam często jest szkoda każdej, nawet najmniejszej minuty.
Książka opowiada również o miłości. Ale nie tylko tej często opisywanej w różnych książkach miłosnych relacji chłopak-dziewczyna, mąż-żona, lecz i tej do dzieci czy do rodziców.
Nie mogę zapomnieć o przyjacielu Ros. Charlie - ten chłopak dostarczał tak wiele dobrego humoru, optymizmu w życie Ros.
Irytowało mnie za to czatowanie bohaterki z chłopakami. Te fragmenty najchętniej bym sobie odpuściła, gdyby nie fakt, że nie lubię zostawiać fragmentów książki nie czytanych. Wiara Ros w coś nadprzyrodzonego w pewien sposób mnie ujmowała.
Polubiłam też psa bohaterki. Ale ja uwielbiam psy, więc chyba ciężko byłoby mi nie polubić zwierzaka w książce.
Książkę oczywiście polecam, choć na początku może się troszkę ciężko czytać. Warto przebrnąć przez trudny początek, by odkryć niesamowitą historię matki Ros i zobaczyć jak Ros poznaje siebie i swoje potrzeby.
Główną bohaterką jest Ros - kobieta, która ma dość trudne relacje z matką. Akcja rozpoczyna się wtedy, gdy matka Ros umiera.
Lektura jest ciekawa. Łatwo jest się wciągnąć w fabułę. Często również pojawia się uśmiech na twarzy, ponieważ, choć tematyka jest trudna, to jednak nie brakuje wątków humorystycznych.
Najważniejszym wątkiem jest przeszłość Lilian - matki Ros. Na...
2018-02-28
Clovis LaFay... Clovis LaFay... Clovis LaFay... - powtarzam niczym mantra po przeczytanej lekturze.
Chyba po raz pierwszy mogę powiedzieć, że w pełni zakochałam się w postaci fikcyjnej... i chcę go mieć za męża. Pokochałam Clovisa, ale ciężko go tak naprawdę nie pokochać.
Przenosimy się w czasie, do roku 1872. Wtedy to został otwarty nowy podwydział w policji zwany Podwydziałem Spraw Magicznych Londyńskiej Policji Metropolitarnej. W nim pracuje John Dobson, który ma siostrę Alicję Dobson. Do wydziału trafia również Clovis LaFay - człowiek niezwykle tajemniczy, ale przyciągający do siebie.
Polubiłam alternatywny świat stworzony przez Anne Lange. Podobał mi się fakt, że magia nie musiała pozostawać w ukryciu. Tutaj wszystko jest jasne. Jedni rodzą się z potencjałem magicznym, inni niekoniecznie. Potencjał magiczny bywa dziedziczony w genach, więc niektórzy są magami z pokolenia na pokolenie. W świecie w tym istnieją szkoły, które doszkalają ludzi w sztukach magicznych. Choć przede wszystkim doszkala się mężczyzn. Brakuje równouprawnienia, ale niewiadoma jaka będzie przyszłość.
Ludzie z potencjałem magicznym mogą sobie wybrać kierunek, w którym mogą się dokształcać. Można być kinematem, piromatem albo nekromatą. Każdy kierunek może być dobry lub zły, w zależności od osoby, która z danych czarów korzysta.
Polubiłam bohaterów. Najbardziej Covisa LaFay - jego wręcz pokochałam. To nekromata pochodzący z arystokratycznego rodu. Choć ma rodzinę, jest samotnym człowiekiem. Uwielbia nawiązywać kontakty z duchami. Jest dobry.
John Dobson to policjant, który wcześniej służył w wojsku. Covisa poznał w szkole. Nawiązała się między nimi przyjaźń, która przetrwała czasy, w których każdy poszedł w swoją stronę i rozkwitła podczas wydarzeń z książki.
Wielkim plusem są retrospekcje, które wiele mogą uświadomić czytelnikom. Po każdym rozdziale, pojawia się retrospekcja z młodych lat Clovisa, Dobsona czy innych bohaterów. Wiele one wyjaśniają i są ciekawym rozwiązaniem, by móc poznać bohaterów i zmiany, jakie w nich zaszły trochę inaczej niż zwykle się je poznaje w książkach.
Jeśli chodzi o Clovisa, było wiele momentów, w których wydawało mi się, że jest starszy niż w rzeczywistości. Sprawiał takie wrażenie, przez sposób bycia. Czasem Clovis zachowuje się jak staruszek i dziwak, ale w taki strasznie uroczy sposób.
Książce nie brakuje przygód, zagadek, ale i humoru. Choć jest to powieść detektywistyczna z dużą domieszką magii, to ma w sobie humorystyczne wątki, które tylko dodają smaczku lekturze.
Fabuła wydaje się prosta. Troszkę jest przewidywalna, jednak nie przeszkadza to w odbiorze książki.
Uwielbiam również okładkę książka. Żadna już dawno mnie tak nie zauroczyła. Szczególnie jej tył. który kojarzy się stroną codziennej gazety, choćby takiego The New York Times. Choć tak naprawdę jest wzorowany na "The morning chronicle" - gazecie, która ukazywała się w Londynie w czasach, w których dzieje się fabuła książki.
Zresztą wiele wydarzeń z książki wydarzyło się naprawdę. Autorka na końcu wspomina o swoich inspiracjach. Wydaje mi się, że fakt ten jest dodatkowym smaczkiem, który zachęci do poznania książki.
Muszę przyznać, że jest to moja ulubiona lektura tego roku i pewnie kilku następnych. Chyba najlepsze książka roku 2018, bo już nic lepszego chyba nie przeczytam. I mam ogromną nadzieję, że powstaną następne tomy o Clovisie LaFay i Johnie Dobsonie, bo ogromnie polubiłam tych bohaterów i chciałabym poznać ich nowe przygody.
Będę ją jeszcze "męczyć" kilkanaście razy. Minimum raz w roku, ale na jednym razie na pewno się nie skończy. Będę ją znać na pamięć, lecz i tak każdy kolejny raz będzie dla mnie przyjemnością. Ogromnie polecam.
Clovis LaFay... Clovis LaFay... Clovis LaFay... - powtarzam niczym mantra po przeczytanej lekturze.
Chyba po raz pierwszy mogę powiedzieć, że w pełni zakochałam się w postaci fikcyjnej... i chcę go mieć za męża. Pokochałam Clovisa, ale ciężko go tak naprawdę nie pokochać.
Przenosimy się w czasie, do roku 1872. Wtedy to został otwarty nowy podwydział w policji zwany...
2016-11-11
Leszek Pękalski - seryjny morderca czy nieszczęśnik, który przyznał się do zbrodni, których nie popełnił. Czy można stawiać znak równości pomiędzy nim a Marcinem Trynkiewiczem?
Kim jest Leszek Pękalski? Gdzie się wychował? Dlaczego kogoś zabił i czy można było coś zrobić wcześniej, by nie doszło do tragedii.
Szczerze, fascynują mnie opowieści o seryjnych mordercach. Widziałam filmy o niektórych amerykańskich seryjnych mordercach. Dzięki "American Horror Story. Hotel" poznałam historię człowieka, dla którego powstała ta terminologia. Bowiem Herman Webster Mudgett wybudował hotel pułapkę, w którym zabił mnóstwo osób. W serialu jest podobny wątek, a ja byłam troszkę dociekliwa i znalazłam historię Mudgetta.
Czytałam też książkę "Seryjnych morderców XX wieku" Anny Poppek. I byłam pod wrażeniem - choć to dziwnie brzmi. Raczej książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wiedziałam już wcześniej, że wielu seryjnych morderców ma nieciekawe dzieciństwo, jednak pomimo tego byłam zszokowana i nawet było mi ich w pewny sposób szkoda.
Historia Leszka Pękalskiego nie różni się zbytnio od innych historii seryjnych morderców, psychopatów. Miał ciężkie dzieciństwo. Chociaż później też był poniewierany przez los. Dlatego też podczas czytania, przez wiele chwil towarzyszyła mi myśl, że jego historia mogłaby być całkiem inna, gdyby ktoś mu naprawdę pomógł. Bo nie jestem pewna, czy te "dobre duszyczki" na pewno były dla niego dobre? Chodzi mi o czasy, gdy jeszcze nie zabijał, gdy dorastał czy też był młodym dorosłym człowiekiem na tym świecie.
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jednocześnie było mi szkoda Leszka Pękalskiego jak i budził we mnie pewną odrazę.
Przyznał się do tak wielu zbrodni. Prawdopodobnie je popełnił. Każdy pisze, mówi, że liczyły się dla niego trzy potrzeby: zaspokojenie głodu, seksu oraz poczucie bezpieczeństwa. Był jak zwierzę. I został złapany przez przypadek.
Zaspokojenie głodu było najważniejsze i wynikało z przeszłości, biedy. Popęd seksualny miał. Tyle, że nie potrafił go powstrzymać, zaspokajał go sam lub poprzez zabijanie, a następnie seks z zwłokami. Poczucie bezpieczeństwa też mogło wynikać z lat dzieciństwa. Bo czy mógł czuć się bezpiecznie w domu? Nikt też mu nie przekazał dobrych wartości, nikogo nie obchodził...
Zastanawiające, że przy seryjnych mordercach zapominamy o tym kim byli i jak byli traktowani przez innych. Pamiętamy jedynie ich zbrodnie. Często makabryczne, które w większości przypadków wynikały z przeszłości.
Nie wiem dlaczego, ale jego postać bardziej budzi we mnie współczucie. Jest mi go szkoda. Nigdy nie miałam takiego dziwnego myślenia na temat seryjnych morderców. Może to przez opis jego postaci? Był upośledzony, nikt nigdy się nim nie zajął jak należy i choć wielu przyznaje, że był sprytny, to jednak cały czas w głowie pojawia mi się iskierka, która podpowiada, że jego historia mogła się skończyć całkiem inaczej.
A może to dlatego, że był wyśmiewany przez rówieśników jak był dzieckiem? A ja wiem jakie to uczucie, gdy inni traktują ciebie okropnie. Może dlatego jest mi go żal, jest mi go szkoda.
Mówi się, że każdy jest kowalem swojego losu. Jednak często zapominamy, że przeszłość ma ogromny wpływ na naszą przyszłość. Czasem ciężko jest poradzić sobie demonami z dzieciństwa... może tak było w tym przypadku? Może...
Leszek Pękalski - seryjny morderca czy nieszczęśnik, który przyznał się do zbrodni, których nie popełnił. Czy można stawiać znak równości pomiędzy nim a Marcinem Trynkiewiczem?
Kim jest Leszek Pękalski? Gdzie się wychował? Dlaczego kogoś zabił i czy można było coś zrobić wcześniej, by nie doszło do tragedii.
Szczerze, fascynują mnie opowieści o seryjnych mordercach....
2018-01-24
"Świetna" - tak w jednym słowem mogłabym podsumować tą książkę.
W "Gdzie jesteś, Jimmy?" przenosimy się przeszłość, do roku 1956. Poznajemy Ava Lark - rozwiedzioną Żydówkę, która wychowuje 12-letniego syna. Na tamte czasy rozwód był czymś nietypowym, rzadkim, przez co sąsiedzi nie są zbyt życzliwi wobec niej. W ogóle Ava ma ciężkie życie.
W pewnym momencie znika najlepszy przyjaciel Lewisa (syna Avy), tytułowy Jimmy/ Zaczynają się poszukiwania, które nic nie dają, dzięki czemu w drugiej części syn Avy - Lewis i Rose - siostra Jimmiego, zaczynają ponowne poszukiwania.
Na pewno warte uwagi jest zakończenie. Ono jest niespodziewane, inni niż wskazuje na nie fabuła. Coś niesamowitego, bo w początkowej fazie czytania, byłam pewna tego jak historia się skończy. Jednak skończyło się inaczej, dzięki czemu książka zyskała jeszcze większą moją sympatię.
Jak już wspominałam, powieść podzielona jest na dwie części. W pierwszej mamy rok 1956. Poznajemy Avy, jej ciężkie życie, Lewisa oraz Jimmiego i Rose. W tej części znika Jimmi. Część druga zaczyna się mniej więcej połowie książki i dotyczy roku 1963. Lewis jest już dorosły, pracuje. Jednak wciąż męczy go przeszłość. Podobnie jak i Rose.
Jak patrzę na książkę i przypominam sobie uczucie, jakie mi towarzyszyły podczas czytania, to pamiętam smutek. Od początku towarzyszył mi smutek. Bowiem - Ava miała ciężki życie, plusem jest, że się nie poddawała, jednak patrząc na jej perypetie,to wciąż jest mi jej szkoda. Później również smutno było. U dorosłego Lewisa również smutek był obecny. Owszem były chwile szczęścia, pojawiał się u mnie uśmiech na twarzy (szczególnie, gdy już myślałam, że wszystko idzie ku dobremu). Jednak smutek był jakby głównym uczuciem pojawiającym się przy lekturze.
A pisałam już, że zakończenie było genialne? Chyba tak, więc, no przejdę dalej. Ale zakończenia naprawdę było genialne.
Książka skłania również do refleksji. Główną myślą, jaka się pojawiła po lekturze książki było:
NIGDY NIE WIESZ, KTO JAKIM CZŁOWIEKIEM JEST.
Taki banał, bo czy rzeczywiście znamy naszych przyjaciół? Czy wiemy jakie sekrety ukrywają? Czy znamy naszą rodzinę? Czy nawet o sobie wiemy wszystko?
Książkę oczywiście polecam. Bowiem, choć może powodować płacz (warto przed czytaniem to wiedzieć) to przedstawia również walkę z przeciwnościami losu, walkę o swoje szczęście i szczęście swoich najbliższych oraz walkę o poznanie prawdy. I choć pokazuje, że życie bywa ciężkie, to warto walczyć o poprawę swojego bytu oraz zauważać w nim pozytywne aspekty.
Powieść ukazuje również jak ważna jest przeszłość, jakie znaczenie może mieć nasze dzieciństwo na dorosłe życie.
Teraz modne jest pokazywanie siebie jako pana swojego losu, który jeśli chce może wszystko. Tylko nie zawsze może wszystko. Zapominamy również, że czasem musimy powrócić do młodych lat, by móc sobie radzić w dorosłym życiu.
"Świetna" - tak w jednym słowem mogłabym podsumować tą książkę.
W "Gdzie jesteś, Jimmy?" przenosimy się przeszłość, do roku 1956. Poznajemy Ava Lark - rozwiedzioną Żydówkę, która wychowuje 12-letniego syna. Na tamte czasy rozwód był czymś nietypowym, rzadkim, przez co sąsiedzi nie są zbyt życzliwi wobec niej. W ogóle Ava ma ciężkie życie.
W pewnym momencie znika...
2018-01-23
Żyjemy w czasach, w których liczy się wygląd. Szczupła sylwetka, piękna twarz - to jest reklamowane, widoczne w mediach.
Zofia - główna bohaterka książki ma nadwagę. Stres zajada słodyczami. I nie zwraca uwagi na wagę, dopóki jej mąż nie porównuje jej do balii. Wówczas postanawia coś z tym zrobić. I... znalazła obóz odchudzający. Poznaje na nim osoby podobne do niej, ale też całkiem inne, triki na odchudzanie i sposoby, z których czytelnicy również mogą skorzystać.
Książka jest niezwykle optymistyczna. Ma w sobie dużą dawkę humoru. Główną bohaterkę czytelnik od razu jest w stanie polubić.
Lektura poza wątkami obyczajowymi, komediowymi, ma na pewno dużą wartość edukacyjną. W przyjemny sposób przekazuje wiedzę na temat zdrowego odżywiania, zdrowego stylu życia.
Dużym plusem książki jest kilka ostatnich stron, w których znajdziemy przepisy do wypróbowania.
"Lardżelka" nie jest grubą książką, wręcz jest niewielką książeczką, którą warto poznać. Nudzić się przy lekturze nie będziemy, możemy coś z niej wynieść i świetnie się bawić.
Idealna lektura na zimowe, niedzielne popołudnie z ciepłą herbatką. :)
Żyjemy w czasach, w których liczy się wygląd. Szczupła sylwetka, piękna twarz - to jest reklamowane, widoczne w mediach.
Zofia - główna bohaterka książki ma nadwagę. Stres zajada słodyczami. I nie zwraca uwagi na wagę, dopóki jej mąż nie porównuje jej do balii. Wówczas postanawia coś z tym zrobić. I... znalazła obóz odchudzający. Poznaje na nim osoby podobne do niej, ale...
2017-06-20
Książki z wspomnieniami ludzi mają w sobie coś niezwykłego. Czyta się je zapartych tchem. Sprawiają, że inaczej patrzymy na historię, na ludzi, na samych siebie.
"Warszawa w rozmowach" jest zbiorem wywiadów z ludźmi sławnymi i tymi nieznanymi. Wraz z nimi przenosimy się w czasie do przedwojennej Warszawy. Odbywamy podróż pełną sentymentów i czasem smutnych wspomnień. Wspomnień, które warto było poznać.
Może napiszę kilka słów o każdym wywiadzie. Tak chyba będzie najłatwiej.
Rozmowa z Stefanem Klemensem Bałuk (PS. Starba, Kubuś, Michał Zawistowski) była ciekawa, pasjonująca. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, bo opowiadała o Warszawie zniszczonej, okupowanej i o człowieku, który bardzo dużo przeszedł. Był to pierwszy wywiad i po nim myślałam, że może być tylko lepiej (ale nie zawsze tak było).
Następna rozmowa przeprowadzona została Edmundem Baranowskim, ps. Jur. Człowiekiem, który walczył,w Powstaniu Warszawskim, napisał książki, o których nigdy nie słyszałam. Wywiad z nim był ciekawy, bowiem najpierw poznaliśmy Warszawa lat z jego dzieciństwa (a wówczas wspomnienia są najpiękniejsze), by następnie poznać Warszawę w czasie wojny, powstania. Fajnie było to, że nie idealizuje młodzież z tamtych lat. Otwarcie pisze czy też mówi, że młodzież chciała szybko dorosnąć, spróbować papierosa itp. Czy teraz nie jest podobnie?
Później wywiad był z Andrzejem Jackiem Blikle - profesorem nauk matematycznych, który urodził się 24.09.1939r. Ciekawa data narodzin. Ciekawie jest, że była taka dość znana firma zwana Blikle - kawiarnia. Wiele można się dowiedzieć na jej temat, więc i ten wywiad przypadł mi do gustu.
Za to rozmowa z Ewą Burdewicz-Wałaszewska mi się nie podobała. Jej styl odpowiedzi nie przypadł mi do gustu. Jakoś odnosiłam wrażenie (może mylne), że ma się za lepszą od innych ludzi. Chociaż historia jej ojca jest ciekawa i warta poznania.
Jan Aleksander Englert to również ciekawa poznać. Można się dowiedzieć kilka słów o jego rodzinie oraz o nim samym. Spodobał mi się. Podobnie jak Michał Fogg, który jest prawnukiem Mieczysława Fogga.
Rozmowa z Zygmuntem Gebethnerem ps. Zygmuntowskim również przypadła mi do gustu, choć idealizował młodość, ale kto tego nie robi?
Piotr Grygoruk to też ciekawa postać związana z Pragą, przez co robi się jeszcze ciekawiej. Ogólnie ten wywiad najbardziej mi się podobał. Było w nim dużo humoru. Ale również mnóstwo ciekawostek. Tutaj też najwięcej poznałam znaczeń, m.in. co oznacza bycie Warszawiakiem. Dużo też było na temat gwary warszawskiej. Szkoda, że ona powoli zanika...
Za to przy rozmowie Janie Jabłkowskim mogłam poznać historię jego rodziny oraz domu towarowego Jabłowskich. Bardziej było o firmie niż o człowieku. Ale historia tej firmy jest warta poznania.
Alina Janowska to aktorka. Akurat ją kojarzyłam już, więc przynajmniej przy jednym wywiadzie wiedziałam, z kim autorka rozmawia. Rozmowa z aktorką jest ciekawa. W ogóle bardzo mi przypadła go gustu Alina, czuję, że mogłabym ją polubić. Strasznie fajny ma sposób bycia. Widać w wywiadzie, że nikogo nie udawała, była sobą i mówiła szczerze. Mega pozytywna postać z ciekawą historią.
Emilian Kamiński również pochodził z Pragi. Duża część tej rozmowy jest o pewnej, tajemniczej kamienicy z historią.
Jan Kobuszewski pięknie opowiada o starej Warszawie, o uczuciach, które do niej czuł.
Z Juliszem Kulesza ps. Julek rozmowa skupiła się na młodości, młodzieży warszawskiej, nauce, szkole, ale też i o walce o swój kraj, swoje miasto, swoją ojczyznę.
Julian Eugeniusz Kulski ps. Chojnacki, Goliat opowiada o ojcu, który był wiceprezydentem. Ta rozmowa wywarła na mnie ogromne wrażenie, bowiem postać wiceprezydenta Warszawy w czasach, których przyszło mu dbać o miasto była... ogromnie ciekawa. I tak, wiem, że w tej opinii nadużywam słowa "ciekawe".
Władysława Matkowskiego ps. Brzoza, Wojciech również skądś kojarzyłam. Wywiad był z nim bardzo krótki, przez co czułam pewny niedosyt.
Wiesław Ochman opowiadał o swojej rodzinie, młodości, o Pradze. Wreszcie dowiedziałam się czegoś o złodziejach, który aż tacy źli to wtedy nie byli. Zabawny wywiad, z którego można się dowiedzieć kilka ciekawostek.
Kordian Tarasiewicz mówił o przedwojennej Warszawie.
Bohdan Tomaszewski ps. Mały opowiadał o czasach szkolnych, ale i późniejszych, gdy wojna przyszła. Były tu też opowieści o nauce w czasach wojennych.
Danuta Szaflarska mówiła o przedwojennej, ale i też w czasie wojny Warszawie, o roli w "Zakazanych piosenkach", o poczuci humoru. Był to idealny wywiad na zakończenie książki.
Niektóre wywiady są długie, inne krótkie. Każdym jednak pojawia się jedno, to samo pytanie: "Warszawa jest dla mnie...?"
Zadziwiające, że każdy tęskni za tą przedwojenną Warszawą. Ciekawe, czy to ona rzeczywiście była taka cudowna, czy może to odpowiedni wiek sprawia, że tęsknimy za dawnymi czasami?
Książki z wspomnieniami ludzi mają w sobie coś niezwykłego. Czyta się je zapartych tchem. Sprawiają, że inaczej patrzymy na historię, na ludzi, na samych siebie.
"Warszawa w rozmowach" jest zbiorem wywiadów z ludźmi sławnymi i tymi nieznanymi. Wraz z nimi przenosimy się w czasie do przedwojennej Warszawy. Odbywamy podróż pełną sentymentów i czasem smutnych wspomnień....
2017-05-26
Dzisiaj będzie o książce, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Od początku bowiem jest ciekawie, i już od pierwszych stron można się wciągnąć w fabułę. A każdą kolejną stroną jest coraz ciężej się oderwać od historii.
Bardzo spodobał mi się styl pisania autora. Przeszłość mieszała się teraźniejszością, lecz w taki sposób, że czytelnik nie był w stanie się pomylić.
Historia jest o chłopcu, którego ktoś zabił. Wydział zabójstw się tym zajmuje. A w nim znajdziemy szereg policjantów, których można lubić bardziej lub mniej. O tych policjantach można by poemat ułożyć, bowiem są tak skonstruowani, że ciężko mówić o nich tylko dobrze lub tylko źle. Każdy z nich ma swoje własne, małe problemy. Każdy z nich ma swoje jasne i ciemne oblicze. I to jest fajne, bowiem właśnie to sprawia, iż stają się prawdziwi.
Są też inni bohaterowie. Ważni, czy mniej ważnie. Na pewno ciekawi. Na przykład taki Adam i Zdena. Ciekawy z nich duet. Niby para, niby się kochają, a jakby się nienawidzili. Tak naprawdę to nawet do końca nie wiadomo, dlaczego są razem. Dla władzy, pieniędzy, awansu? Czy może rzeczywiście z powodu chorej miłości, która ich łączy? Ich relacja jest bardzo interesująca, bowiem pojawiają się w niej różne sprzeczności, ale też i uczucia, dzięki którym ta para pozostaje w pamięci.
Rodzina chłopca jak rodzina kogoś, kto zginął w tajemniczych okolicznościach. Zrozpaczona. Równocześnie fajnie, że mogliśmy ją poznać też z retrospekcji. Dzięki temu więcej o niej wiemy.
Peter, którego mamy przyjemność poznać jest fajnym dzieckiem, który skrywa tajemnicze warte odkrycia.
Muszę przyznać, iż autor napisał świetny kryminał. Doskonale mieszał w nim tropy, ślady. Widać, iż miał wiedzę kryminalną i medyczną, którą posługiwał się w książce i robił to w doskonały sposób. Potrafił przy tym stworzyć opowieść, którą można by sprzedać jako scenariusz dobrego filmu, bądź serialu. I przy tym pisał tak, że jedyne co pozostało czytelnikowi, to czytać zapartym tchem i nie odpuścić ani jednej linijki.
Nie da się nudzić przy lekturze. No nie da się. Ciężko jest się też od niej oderwać. Przy tym zawsze przy czytaniu pojawiają się jakieś uczucia i emocje. A to nienawiść, miłość, chęć odkrycia prawdy. Smutek, złość. Dzięki temu książka tym bardziej zyskuje na wartości.
Dodatkowo autor potrafi ukazać dusze bohaterów. Widać intencje, które kierowały danymi osobami. Możemy zauważyć, kto jakie pobudki miał. A przy tym możemy zauważyć, iż do danej zbrodni wcale nie musiałoby dojść, gdyby... No właśnie, gdyby... Dzięki temu możemy sami ocenić danych bohaterów, ich usprawiedliwić, bądź jeszcze bardziej znienawidzić. Mi się tak naprawdę zrobiło po lekturze smutno, bardzo smutno, bowiem świat jest właśnie taki jak w powieści. Choć to fikcja, to jednak wiele w niej prawdy.
Zresztą sam opis stworzony przez autora, którym zakończę tą moją opinię, mówi chyba wszystko na temat lektury:
"Te stronice będą niesmaczne. Nie czytajcie. Jeśli jednak postanowicie wytrzymać do końca, nie wytykajcie mi, że jestem zwyrodniały i spaczony, że przesadzam, usiłuję wyolbrzymiać, nie znam miary. (…) Rzeczywistość jest o wiele gorsza."
Dzisiaj będzie o książce, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Od początku bowiem jest ciekawie, i już od pierwszych stron można się wciągnąć w fabułę. A każdą kolejną stroną jest coraz ciężej się oderwać od historii.
Bardzo spodobał mi się styl pisania autora. Przeszłość mieszała się teraźniejszością, lecz w taki sposób, że czytelnik nie był w stanie się pomylić....
2017-05-25
Świat Dysku miałam okazję już poznać w książce "Niuch", która ogromnie przypadła mi do gustu. Obiecałam sobie wtedy, że nadrobię wszystkie książki z tego cyklu. Jednak prawdę mówiąc, jeszcze tego nie zrobiłam. Bowiem za dużo mam książek, które leżą na biurku i czekają na swoją kolej, by dołożyć do nich jeszcze 40 innych książek. Jednak wśród tych książek na biurku znalazła się "Pasterska korona", którą zabrałam ze sobą na wyjazd, którą zabrałam do szpitala i tam też ją przeczytałam. Zaś niedawno ją sobie odświeżyłam. I jeszcze raz poznałam historię o Tiffany.
Świat Dysku jest niezwykłym światem i kto do niego się dostanie, ten zapragnie tam się zatracić. Tak się czułam po "Niuchu". Chciałam... pragnęłam więcej. Przy "Pasterskiej koronie" towarzyszył mi troszkę inny klimat. Nadal po przeczytaniu chciałam więcej. I teraz tym bardziej jestem pewna, że muszę przeczytać wcześniejsze tomy z cyklu. Jednak przy lekturze "Pasterskiej korony" towarzyszyła mi również pewna nostalgia, smutek. Choć w książce nie brakowało elementów humorystycznych.
Terry Pratchett ma dar do pisania. Potrafił stworzyć świat, który różnił się od naszego, a równocześnie przedstawiał go w krzywym zwierciadle.
"Pasterska korona" opowiada o Tiffany Obolałej, która jest czarownicą, a przez to musi dbać o innych oraz stać na straży dobra i zła, światłem a ciemnością. Przyjdzie jej walczyć o swoją ojczyznę.
W powieści nie brakuje wątków humorystycznych. Choć wiedząc, że jest to ostatni tom "Świata Dysku" oraz już nigdy nie powstanie następna książka, bo autor umarł, czyta się ją całkiem inaczej. Przynajmniej ja jak ją czytałam, to było mi smutno, bo skończyła się pewna epoka, pewien świat, który miałam przyjemność poznać, w którym mogłabym chwilę pobyć. Choć ja mam to szczęście, że mogę jeszcze chwilę się zatracić w "Świecie Dysku", poznać tomy, które są mi całkiem nie znane.
Ogromnie podobał mi się wątek Tiffany, jej prób pogodzenia ze sobą pracy na dwóch gospodarstwach, pragnienie, by wszystkim dogodzić, zrozumienie, że czasem tak się nie da. Strasznie ją polubiłam. I jestem szczęśliwa, że ta bohaterka pojawiała się już wcześnie, bo wiem, że do niej jeszcze kiedyś wrócę.
Ale na końcu poczułam smutek, bo wiele wątków pozostało otwartych. I choć mogę je sobie w wyobraźni dowolnie zamknąć, to jednak ciekawiłoby mnie jak autor zakończyłby wiele historii, które warto poznać.
Książkę się czyta bardzo szybko. Na pewno jest to spowodowane tym, iż stron nie ma za dużo (240), ale również język jest przyjemny dla czytania. Przy lekturze też nie można się nudzić. Wraz z bohaterami możemy przeżyć niesamowitą przygodę. Wraz z bohaterami możemy poczuć szczęście, smutek, złość, nienawiść, dobro, chęć zmiany.
Pełna humoru, dowcipu, bezpośredniości, magii i niezwykłości. Ostatnia książka T. Prachett łącząca śmierć i życie, dobro i zło. Inna niż wszystkie, a jednak podobna do innych. Pożegnalna, ale też witająca tych czytelników, którzy z Światem Dysku nie miała do czynienia. Pełna sprzeczności, lecz mogąca wszystko pogodzić. Niezwykła. I warta poznania. Przez każdego.
Świat Dysku miałam okazję już poznać w książce "Niuch", która ogromnie przypadła mi do gustu. Obiecałam sobie wtedy, że nadrobię wszystkie książki z tego cyklu. Jednak prawdę mówiąc, jeszcze tego nie zrobiłam. Bowiem za dużo mam książek, które leżą na biurku i czekają na swoją kolej, by dołożyć do nich jeszcze 40 innych książek. Jednak wśród tych książek na biurku znalazła...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-17
Drugą książką przeczytaną 20.11.2016r była "Podpalę wasze serca" Marcina Brzostowskiego. Książkę tę bez problemu przeczyta się w ciągu kilku minut, bo:
1) jest cieniutka;
2) ma dużą czcionkę.
Jednak książka ta jest specyficzna. I nie każdemu się spodoba. Pełno w niej abstrakcji. Główny bohater jest dość ostry w swoich wypowiedziach.
A o czym książka jest?
Karol Szrama, 40-latek przechodzi chyba kryzys wieku średniego. Chyba, bo wszystko na to wskazuje. Ma dość pracy w korporacji, swojej żony, dziecka. Wszystko go męczy i powoli nie daje rady psychicznie żyć. Nagle pojawia się osoba, która nie należy do tego świata. Wszystko ona zmienia w życiu Karola. A szaleństwo staje się odpowiedzią na życie.
I właśnie... kto jest szalony w dzisiejszym świecie? Jak określić szaleństwo? Czy lepiej pozostawać trybikiem w wielkiej maszynie pracy czy może jednak spróbować czegoś nowego w życiu? Żyć tak jak podpowiada nam serce i dusza, a nie rozum? Po przeczytaniu książki odpowiedzi na powyższe pytania nie będą takie oczywiste.
Mam mieszane uczucia do tej lektury. Z jednej strony mi się podobała. Spojrzenie autora na kryzys wieku średniego, oznaki szaleństwa, na życie, które nie różni się od życia wielu. A równocześnie były w niej elementy, który do gustu mi nie przypadły m.in. język. Wiem, że bohater jest taki, używa takiego języka. Lecz dla mnie było tego troszkę za dużo.
Z pewnością powieść tą należy traktować, odczytywać jako rzeczywistość przedstawioną w krzywym zwierciadle. Pełną groteski, absurdu, humoru.
Nie rozumiem, dlaczego książka jest zaliczana do gatunku thriller, kryminał, sensacja jak do tych gatunków ona w ogóle nie pasuje. No owszem, główny bohater robi czasem coś nie do końca niezgodnego z prawem. Jednak nie oznacza to, iż nagle znajdziemy się w świecie thrillera, w którym chcemy odkryć prawdę. W książce, choć nieoczywisty w sposób, jednak wszystko jest podane na tacy, wszystko jest jasne. Prawda, że przy lekturze tej książki trzeba troszkę pomyśleć jednak nadal jest to powieść, w której nie mamy tajemniczego zbrodniarza (choć pojawia się tajemnicza osoba). Chyba bardziej można by książkę zaliczyć do fantasy, choć też niekoniecznie. Chyba najbardziej pasuje do niej kategoria: literatura współczesna.
Jeśli więc lubisz książki, w których jest dużo absurdu, groteski, dziwności i nie przeszkadza Ci język to książka jest dla Ciebie. :)
Drugą książką przeczytaną 20.11.2016r była "Podpalę wasze serca" Marcina Brzostowskiego. Książkę tę bez problemu przeczyta się w ciągu kilku minut, bo:
1) jest cieniutka;
2) ma dużą czcionkę.
Jednak książka ta jest specyficzna. I nie każdemu się spodoba. Pełno w niej abstrakcji. Główny bohater jest dość ostry w swoich wypowiedziach.
A o czym książka jest?
Karol...
2016-12-31
Książka trudna, skłaniająca do myślenia. Opowiadająca o alternatywnej rzeczywistości, w której to Niemcy, Włochy oraz Japonia wygrywają II wojnę światową.
Jeśli chodzi o książki, które dzieją się w alternatywnej rzeczywistości, to tylko raz miałam przyjemność zapoznać się taką. Był to "Ja, inkwizytor" i nie przypadł mi do gustu.
Natomiast jeśli chodzi o powieść Philipa K. Dicka, to powieść podobała mi się. Bohaterowie są ciekawymi postaciami, które w życiu kierują się różnymi, odmiennymi pobudkami.
W powieści przeplatają się trzy równoległe światy. Pierwszym z nich, głównym światem jest ten stworzony przez Dicka, w którym to Niemcy, Włochy i Japonia wygrywają wojnę i dzielą się pomiędzy sobą z strefami wpływów. Szczerze nie przypadł mi ten świat do gustu. Nie chciałabym w nim zamieszkać. Dla mnie był obcy i szkoda mi było bohaterów, iż przyszło im żyć w dość strasznej rzeczywistości.
Drugim ze światów był ten z powieści "Utyje Szarańcza" napisanej w powieści przez Hawthorne'a Abendsena, Pisarz ten stworzył alternatywny świat - dziwnie się w momencie poznania książki nt. alternatywnej rzeczywistości w powieści o alternatywnej rzeczywistości. Taki wtedy kompletny chaos powstał mi głowie. Jednak "Utyje Szarańcza" nie jest o naszej rzeczywistości, bowiem choć wojenne losy są podobne do tych prawdziwych, to jednak są w nim różnice z naszą rzeczywistością. Jednak ciekawa jest ta rzeczywistość. I rozumiem, czemu taka książka mogłaby być zakazana w niektórych krajach.
Trzeci świat pojawia się na chwilę i jest to ten nasz świat.
W powieści można znaleźć pewną wyrocznię, chińską Księgę Przemian Yijing. Bohaterowie chcąc odkryć, czy dane zdarzenia będą dobre dla nich lub złe, pytają się tej wyroczni, wróżą sobie. Szczerze zainteresowałam się motywem tej Księgi na tyle, by poznać ją w prawdziwym życiu. I praktycznie przed paroma minutami, zanim zaczęłam pisać kilka słów o tej książce, znalazłam polską stronę, w której można się zabawić zadawanie pytań. Coś czuję, ze jeszcze na nią zajrzę... :)
Powieść ta pełna jest motywu fałszu i prawdy, trudności ich odkrywaniu. Wiele jest fałszu w powieści, ukrywania prawdy - tego sensownego, gdy ukrycie pewnego faktu może uratować życie oraz tej niepotrzebnej, gdy kłamie się tylko dla pieniędzy.
Ogólnie książka jest pełna metafor, odniesień do prawdziwego życia. Jednocześnie pokazuje też wyobrażenie autora na temat losów świata, gdyby wojna skończyła się inaczej. My możemy mieć jeszcze inne wyobrażenie na ten temat. Jednak warto poznać pogląd autora.
Nie mogę powiedzieć, iż książka jest łatwa do czytania.Owszem można ją przeczytać szybko, by później nic z jej nie wynieść. Jednak, gdy chcemy, by pozostała u nas na dłużej, to lepiej znaleźć chwilę, ciche miejsce i powoli czytać, robiąc przerwy na rozmyślania. U mnie to podziałało.
Książkę polecam. Fabuła nie zanudza, jest ciekawa. Bohaterowie są różni, jednak łączy ich zastanawianie się nad światem, losem swoim czy też świata, nad dobrem i złem. Zresztą bohaterów mamy kilku: Żyda, którego życie nie jest zbyt łatwe, Japończyka, który ma problemy z psychiką, piękną dziewczyną czującą wydawałoby się irracjonalny lęk.
Zastanawiałam się nad tytułowym człowiekiem z wysokiego zamku. I choć w tle ciągle się on pojawia, to jednak jest poboczną postacią. Jednak ten tytuł jest idealny do powieści, w której głównym prawda i fałsz mieszają się ze sobą tak bardzo, że ciężko je od siebie odróżnić.
Książkę ogromnie polecam.
Książka trudna, skłaniająca do myślenia. Opowiadająca o alternatywnej rzeczywistości, w której to Niemcy, Włochy oraz Japonia wygrywają II wojnę światową.
Jeśli chodzi o książki, które dzieją się w alternatywnej rzeczywistości, to tylko raz miałam przyjemność zapoznać się taką. Był to "Ja, inkwizytor" i nie przypadł mi do gustu.
Natomiast jeśli chodzi o powieść Philipa K....
2016-12-31
Pierwszy plus, którego nie spodziewałam się w książce to przepisy na jej końcu. Są to przepisy na wszystkie... prawie wszystkie dania, o których wspomina główna bohaterka. Na samo ich wspomnienie leci mi ślinka (mniam).
Sięgając po tą pozycję, byłam przygotowana na książkę obyczajową, w której główna bohaterka ma ciężkie życie, gdyż znęca się nad nią mąż.
Zasugerowałam się trochę opisem, nie sprawdzałam gatunku, nie czytałam opinii na jej temat. I dzięki temu podczas lektury poczułam zaskoczenie. Bowiem główna bohaterka... owszem była żoną, nad którą mąż się znęcał - jednak mąż już dawno zmarł. A Tannie Maria ma teraz dość szczęśliwe życie, mając swoją rubrykę kulinarną (a bardziej to z poradami i przepisami) w gazecie. I ma przyjaciół, których może częstować swoimi daniami.
Wątek kryminalny, w który wplątała się Tannie Maria jest... przynajmniej dla mnie był tłem, który miał dodać trochę akcji powieści. Bowiem autorka bardziej skupia się na życie Marii, jej uczuciach i potrzebach. Jednak równocześnie trzeba przyznać, iż wątek zabójstwa i śledztwa jest prowadzony w sposób spójny. Nie nudzi on, dodaje raczej smaku całej powieści.
Dużym plusem jest fakt, iż sami możemy zabawić się w poszukiwacza mordercy. Bowiem autorka podaje różne wskazówki, które nas samych mogą naprowadzić na właściwy lub też niewłaściwy tor. Szczerze powiem, iż ja byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się kim był ten zły. Jednak po dłuższym zastanowieniu, to rozwiązanie miało sens i pasowało do wskazówek, które były dane wcześniej.
Polubiłam ogromnie główną bohaterkę. Tannie Maria jest taką... nie wiem jak ją określić. Dla mnie byłaby wymarzoną ciocią, która zawsze poczęstuje zrobionym przez siebie, niesamowitym plackiem... a może bardziej babcią, tyle, że dość młodą. Miła, dbająca o wszystkich, świetnie gotująca i pragnąca miłości. Pokochałam ją całym sercem.
Nie przeszkadzały mi słówka, których nie rozumiałam, a które autorka dodała, by czytelnik mógł bardziej wczuć się w afrykański klimat. Właśnie ja się czułam jakbym znalazła się w Karru. Zresztą, na końcu książki jest słowniczek, który wyjaśnia wszystkie nieznane słówka.
Klimat powieści był swojski. Przez cały czas czułam się jakbym była wśród przyjaciół. Ogromnie podobało mi się to jacy wszyscy dla siebie byli. I określenia na inne osoby. Fakt, że do osoby obcej można się zwrócić per Tannie, co oznacza ciociu, czy Oom, które znaczy wujek. Zadziwiające, że niektórych krajach funkcjonują takie zwroty grzecznościowe. A nie "pan", "pani". Coś pięknego, co na pewno sobie zapamiętam, bo fakt używania tych zwrotów ogromnie mi się spodobał.
Nie brakowało w powieści również wątków humorystycznych. I było kilka smutnych scen. Zresztą ta powieść to taka trochę opowieść o zwykłym, szarym życiu tannie Marii, która trochę przez swoją rubrykę wpakowuje się w kłopoty. Książka obyczajowa, która przez 3 listy staje się książką kryminalną, w której nie brakuje wątków podnoszących na duchu, poprawiających nastrój, ale i pozwalających na poważne przemyślenia, refleksje i na chwile smutku.
Książka ta na pewno pozostanie w mojej pamięci. Bowiem, choć zbrodnia i miłość grają tu pierwsze skrzypce, to jednak opowiada o dość ważnym problemie jakim jest znęcanie się nad żoną. Dodatkowo mówi jak ważna jest miłość w naszym życiu, jak możemy czuć się samotni odczuwając to dopiero wtedy, gdy poznamy kogoś ważnego dla nas. I najważniejsze: jak ważni są w naszym życiu przyjaciele.
Przeczytałam również wszystkie dane przepisy na ostatnich stronach i już wyhaczyłam kilka przepisów, które zaraz po Nowym Roku wypróbuje. :)
Pierwszy plus, którego nie spodziewałam się w książce to przepisy na jej końcu. Są to przepisy na wszystkie... prawie wszystkie dania, o których wspomina główna bohaterka. Na samo ich wspomnienie leci mi ślinka (mniam).
Sięgając po tą pozycję, byłam przygotowana na książkę obyczajową, w której główna bohaterka ma ciężkie życie, gdyż znęca się nad nią mąż.
Zasugerowałam...
2016-12-28
Lubię oglądać różne seriale medyczne, uwielbiam programy o ciężkich przypadkach medycznych, ale też i chirurgi plastycznej czy poprawie jakości życia. Ostatnio wciągnęłam się w program pt. "Historie wielkiej wagi" na tlc, w którym jednym ratunkiem dla naprawdę otyłych ludzi jest zabieg chirurgiczny. W każdym odcinku jest opowieść jednego człowieka o tym jak walczy o swoją przyszłość, o swoje życie.
Dlatego też z ogromną przyjemnością sięgnęłam po tą książkę. I się wciągnęłam bardziej niż w kolejny odcinek "dr House'a".
Bardzo spodobał mi się podział na trzy części. Każda z nich dotyczy czegoś innego, każda z nich ma również kilka rozdziałów, z których każdy jest innym przypadkiem.
I tak część pierwsza, która nosi tytuł "niedoskonałość" traktuje o błędach w sztuce lekarskiej opisując ich przyczyny oraz przedstawia proces uczenia się lekarzy, a raczej przyszłych chirurgów. Autor opisując swoje przeżycia, gdy był rezydentem i się jeszcze uczył (ale miał już na tyle wiedzy, by móc się uczyć na pacjentach) ukazuje swoje pomyłki, które tak naprawdę zdarzają się każdemu z przyszłych chirurgów. Pokazuje również jak metodą prób i błędów uczył się, by w końcu być w swoim zawodzie dobry.
Wydaje się oczywistym, że każdy musi mieć praktykę, by dobrze wykonywać swój wyuczony zawód. A jednak boimy się zaufać lekarzowi rezydentowi. Wolimy lekarzy z doświadczeniem. Ale młody lekarz, chirurg też musi to doświadczenie nabyć. I przeważnie robi to pod okiem tego doświadczonego lekarza, który w razie jakiś błędów od razu przejmie dowodzenie.
Część druga zwana "tajemnicą" to zagadki medyczne, czyli innymi słowy ciekawe przypadki, które zdarzają się rzadko. To właśnie część najciekawsza, opowiadająca przypadki niezwykłe, o których szybko się nie zapomni.
Ostatnia część nosi tytuł "niepewność" i mówi o naprawdę tajemniczych przypadkach, które pozostają zagadką do tej pory.
Książka ta ma jeden ogromny plus. Pisana jest językiem prostym, który każdy laik zrozumie. Nie muszę kończyć medycynę, by móc czerpać przyjemność i dodatkową dawkę wiedzy z tej książki. Nie muszę mieć specjalistycznej wiedzy, czy słownictwa, by wszystko zrozumieć. Bo "Komplikacje" są napisane językiem prostym, by każdy zrozumiał o czym autor pisze. Jest to książka dla ciekawskich, którzy interesują się medycyną, ale nie są lekarzami. Choć wydaje mi się, że i lekarze mogą mieć przyjemność z lektury. Jednak fakt faktem, książka jest pisana dla laików, którzy lubią różne ciekawostki, lubią wciąż poszerzać swoją wiedzę.
Dzięki "Komplikacjom" możemy przyjrzeć się pracy chirurga z jego perspektywy. Dzięki temu możemy mieć całkiem inne spojrzenie na ich ciężką pracę. A nawet być bardziej zrozumiałym, gdy to rezydent sprawowałby nad nami opiekę.
Książka ta pozwala nam zauważyć plusy i minusy pracy chirurga, zobaczyć przypadki medyczne, które na pewno są ciekawe, ale też mogą być dla nas cenną nauką i spojrzeć na medycynę jako na dyscyplinę, która jest niebezpieczną grą, bowiem w niej można uratować człowieka, czasem poświęcając wiele, lecz można też popełnić mały błąd, który kosztuje wiele. Jest to zawód potrzebny, niezwykle ciekawy, ale też ciężki, który nie zawsze pozwala o sobie zapomnieć po skończeniu dyżuru. Warto o tym pamiętać. I warto przeczytać "Komplikacje. Zapiski chirurga o niedoskonałej nauce."
Lubię oglądać różne seriale medyczne, uwielbiam programy o ciężkich przypadkach medycznych, ale też i chirurgi plastycznej czy poprawie jakości życia. Ostatnio wciągnęłam się w program pt. "Historie wielkiej wagi" na tlc, w którym jednym ratunkiem dla naprawdę otyłych ludzi jest zabieg chirurgiczny. W każdym odcinku jest opowieść jednego człowieka o tym jak walczy o swoją...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-28
Czym jest chirurgia plastyczna? Niepotrzebną gałązką medycyny, czy czymś, co też ratuje w pewien sposób ludzkie życia?
Większość ludzi uważa, iż chirurgia plastyczna to poprawianie urody, fanaberia bogaczy nie zdając sobie sprawy, iż właśnie ta chirurgia plastyczna może pomóc człowiekowi po ciężkim wypadku, pożarze czy też, gdy urodzi się z niektórymi wadami genetycznymi (choćby tzw. "zajęczą" wargą"). Chirurg plastyk może uczynić cuda, poprawić komfort życia, sprawić, iż człowiek będzie wyglądał normalnie.
Książka ta opowiada o szpitalu chirurgi plastycznej w Polanicy Zdroju. Szpitalu, który znam dość dobrze, choć z późniejszych czasów niż autorka. I może dlatego tą książkę odbieram trochę inaczej niż większość. Bo choć dostrzegam w niej wielki potencjał oraz dużą wartość merytoryczną, to jednak nie zachwyciłam się ją jak wiele razy zachwycałam się podobnymi książkami. Być może jednak było to spowodowane z zachwytami osób, które mi tą książkę polecały.
"Tango z motylem" jest opowieścią o ludziach, dla których chirurgia plastyczna była jedynym ratunkiem. Tak naprawdę autorka była jednym z tych ludzi, bowiem po wypadku, w którym uległa dość dużemu poparzeniu, jedynie chirurg plastyk mógł zrobić przeszczepy, dzięki którym poparzenia nie byłyby widoczne. Autorka przeszła wiele, 20 operacji to dużo. Jednak dzięki temu mogła poznać innych, o których opowiada w książce.
Na pewno jednym z plusów książki jest przedstawienie świata widzianego oczami osoby, która wygląda inaczej niż większość ludzi. I dla której poprawa wygląda, to krok w kierunku normalności.
Niestety, żyjemy w czasach, w których wygląd się liczy. Naprawdę się liczy, a każda odmienność spotyka się piętnowaniem, wyszydzaniem czy wyśmiewaniem. Osoby, które nigdy nie miały takich doświadczeń, często nie potrafią zrozumieć osób, które stoją po drugiej stronie. Książka ta jednak może im pomóc zrozumieć osoby, które przez inny wygląd przeszły wiele w swoim życiu.
Autorka idealnie potrafiła również opisać klimat starego szpitala w Polanicy Zdroju. Starego, bo teraz jest nowy, w którym już niestety brakuje tej atmosfery jaka była w starym budynku. Nie mam pojęcia czy to magia budynku czy może ludzi (pacjentów). Być może lepiej, gdy sale były pięcioosobowe, niż dwu czy trzyosobowe? Być może... Pamiętam tamtej szpital, jak było w nim wesoło, ciekawie. I autorka też miała dobre wspomnienia z nim związane. Dobrze wspominała pobyty w nim, lekarzy, ludzi, których tam spotkała.
Styl autorki jest arogancki. Ma się wręcz wrażenie, że uważa się za lepszą od innych ludzi, innych pacjentów, lekarzy. I jest typem osoby, który lubi przebywać w szpitalu (przynajmniej ja miałam takie wrażenie czytając książkę). Owszem, stary szpital w Polanicy Zdroju miał już wyjątkowy klimat, ale według mnie nie sprawiał on, iż człowiek chciał bardziej w nim przebywać. Kto zresztą z chęcią jeździ do szpitali?
Styl autorki kontra historie, które są ważne, historie, które warto poznać, by zacząć inaczej patrzeć na świat, na innych ludzi. Czasem zapominamy jak bardzo potrafimy skrzywdzić kogoś, kto jest nam obojętny, czasem wręcz obcy. Ba, ile razy nie zastanowimy się zanim coś zrobimy. Nie pomyślimy, że to co powiemy czy uczynimy może zranić kogoś i to bardzo.
Książkę warto też przeczytać ze względu na przedstawienie chirurgi plastycznej, która w przypadku bohaterów "Tanga z motylem" ratuje im w pewien sposób życie.
Czym jest chirurgia plastyczna? Niepotrzebną gałązką medycyny, czy czymś, co też ratuje w pewien sposób ludzkie życia?
Większość ludzi uważa, iż chirurgia plastyczna to poprawianie urody, fanaberia bogaczy nie zdając sobie sprawy, iż właśnie ta chirurgia plastyczna może pomóc człowiekowi po ciężkim wypadku, pożarze czy też, gdy urodzi się z niektórymi wadami genetycznymi...
Will - młody chłopiec, który wychował się bez rodziców, w sierocińcu. Miał dużo szczęścia, bo trafił do miejsca, z którego może wyjść na ludzi. "Jego" sierociniec jest pod pieczą barona - człowieka, który choć na pewno bywa surowy, jest też sprawiedliwy... i robi coś dobrego.
Poznajemy chłopca, gdy ma 15 lat i wie, iż wkrótce nastąpi "Dzień Wyboru". Jest to ważny dzień dla każdego dziecka z tego sierocińca, gdyż wtedy następuje przełom w ich życiu, który jest początkiem ich nowej drogi życiowej i być może wielkiej kariery.
Tytuł książki i treść od początku sugerują, jaką drogę przed sobą będzie miał Will. Zatem nie było to niespodzianką i szczerze nie chciałabym, gdyby jednak Will miał obrać inną ścieżkę. Pomimo wiadomej drogi Willa, w książce nie brakuje niespodzianek i różnych zwrotów akcji.
Na samym początku oprócz Willa poznajemy inne dzieci, których jest akurat tyle, ile potrzeba, by poznać kilka rzeczy na temat każdej potrzebnej umiejętności. Cechy dzieci od razu świadczą o tym, w jakim kierunku powinny się dalej kształcić, dzięki czemu możemy wziąć nawet pewną lekcję dla siebie - by własna droga nie była wzięta z kosmosu, a jednak choć trochę (a nawet bardziej niż trochę) pasowała do naszych umiejętności.
Przyznam się szczerze, że choć od początku byłam pełna, jaka ścieżka jest przygotowana dla Willa to jednak w czasie prób oraz w Dniu Wyboru bałam się o niego. Bowiem polubiłam go już od pierwszych stron lektury i strasznie by mi było przykro, gdyby jednak nie pasował do żadnej grupy, gdyby nikt nie chciał wziąć go pod swoje skrzydła. Ten chłopiec jest tak bardzo kochany (że tak głupio napiszę), że naprawdę ciężko by mi było, gdyby autor napisał dla niego całkiem inną historię. Na szczęście jednak Will jest tym, kim miał być.
Może jednak napiszę, dlaczego on jest taki "kochany". Przede wszystkim wzbudza ciepłe uczucia w człowieku. Jest to miły chłopiec, żądny przygód. Troszkę marzyciel... choć pewnie użyłam złego określenia, gdyż Will pracuje ciężko, by spełnić oczekiwania Halta.
Bardzo spodobało mi się opisanie relacji pomiędzy Willem a Horacym. Chłopcy od początku nie darzyli się ciepłymi uczuciami, a pomimo tego ich przyjaźń rozkwitła niczym kwiat róży.
Tytułowe Ruiny Gorlanu tajemniczy, trochę niesamowite. Jednak autor przeznaczył na nie niewiele miejsca. Czułam przez to pewien niedosyt. Z drugiej strony, mogłam bliżej przyjrzeć się Willowi oraz temu jak sobie radził podczas nauki, prób czy wydarzeniom, które ukazywały jego prawdziwy charakter.
Podsumowując. Ogromnie podobała mi się książka. Największym jej plusem jest główny bohater, czyli Will. Polubiłam też Halta, choć to naprawdę tajemniczy człowiek. Sama historia Willa jest po prostu wspaniała. Bardzo mi się podoba to, iż książka pokazuje, że nie musisz pochodzić z dobrego domu, by wyjść na ludzi.
Książka ma dużą wartość. Przekazuje pozytywne wartości. Można z niej wiele wynieść. A już na 100% zachęca do poznania dalszych przygód Willa. Ja na pewno wkrótce przeczytam następne tomy. I was też do tego zachęcam. :)
Will - młody chłopiec, który wychował się bez rodziców, w sierocińcu. Miał dużo szczęścia, bo trafił do miejsca, z którego może wyjść na ludzi. "Jego" sierociniec jest pod pieczą barona - człowieka, który choć na pewno bywa surowy, jest też sprawiedliwy... i robi coś dobrego.
więcej Pokaż mimo toPoznajemy chłopca, gdy ma 15 lat i wie, iż wkrótce nastąpi "Dzień Wyboru". Jest to ważny dzień dla...